Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość problematyczna_a

Czy to tylko psychika?

Polecane posty

Gość problematyczna_a

Cześć forumowicze, przychodzę do Was z pewnym problemem. Ogólnie rzecz biorąc problem jest złożony i sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Od okresu dojrzewania byłam dość depresyjnym dzieckiem, po części chyba chciałam zwrócić na siebie uwagę, po części dlatego, że miałam negatywne spojrzenie na świat. Nienawidziłam szkoły od gimnazjum, ale zawsze dobrze się uczyłam, bo miałam wysokie ambicje. Moi rodzice zawsze byli nadopiekuńczy, więc miałam też bardzo dużo złości w sobie, ale robiłam to co chcieli. Stres był w domu obecny, a ja zawsze się wszystkim przejmowałam. Wszystkie egzaminy bardzo przeżywałam, ale przed maturą to już było apogeum. W ostatnim roku liceum przez prawie 3 miesiące nie miałam okresu. Współżyłam ze swoim chłopakiem i przez to podwójnie się martwiłam, więc moja mama namówiła mnie na tabletki antykoncepcyjne, które zaczęłam brać od razu jak ginekolog po usg stwierdziła, że nie dostaję okresu ze stresu. To było yasminelle. Ogólnie nie czułam po nich różnicy w samopoczuciu (chyba), ale mój nastrój leciał na łeb na szyję w miarę zbliżania się terminu egzaminów maturalnych. Byłam ciągle zmęczona, nie potrafiłam się skoncentrować, nie powtarzałam zupełnie nic przez ten rok. 2 tygodnie przed maturą leżałam ciągle w łóżku i grałam na telefonie. Ale maturę zdałam na tyle dobrze, żeby dostać się na studia i zmienić miejsce zamieszkania. Ogólnie po tej zmianie zaczęłam prowadzić zdrowy tryb życia, schudłam z 13 kg (a zawsze byłam okrągła, pewnie przez brak ruchu), ale mój nastrój dalej był depresyjno-lękowy, a przed sesją dostawałam p*****lca. Byłam nawet u psychiatry, dostałam jakąś tam serotoninę, zażywałam ją rok, ale psychiatra ze względu na moją historię życia powiedział, że to osobowościowe i powinnam iść na terapię. Na początku brałam tylko leki, bo kolejki na terapię na NFZ były długie, no ale leki nie do końca pomagały. Przy kolejnej okropnej sesji, przy której świrowałam (co było irracjonalne, bo sesje zdawałam bez większych problemów) poszłam na terapię prywatnie, w której jestem do teraz. Uważam, że terapia dużo zmieniła w moim myśleniu, nastawieniu do świata, wiele zrozumiałam i nie żałuję żadnych pieniędzy, ale... ... dalej jestem zmęczona, nie wysypiam się w ogóle nie ważne ile bym spała, mój nastrój jest bardzo chwiejny, jakbym była w wiecznym pmsie... mam problemy z pamięcią i koncentracją. Chcę podkreślić, że ogólnie to mam tak cały czas, nawet wakacje, nie tylko przy jakiś stresujących wydarzeniach. Mam słabe paznokcie i włosy, ciągle mi ciepło, mam zawroty głowy ... Bardzo łatwo tyję, mimo trzymania się dziennego zapotrzebowania kalorycznego, nigdy nie udało mi się dojść do wymarzonej wagi, chyba bym musiała być na diecie 1200 kcal przy ćwiczeniach 6 razy w tygodniu po godzinie (tak jak poprzednio, kiedy mi się udało schudnąć, ale teraz nie mam już na to siły). Myślałam, że to może być niedoczynność tarczycy, bo w tym okresie maturalnym miałam jej podwyższony wynik, ale usg to wykluczyło... zbadałam się ponownie, ale wyniki są w porządku: TSH 1,72 mIU/I (norma 0,27-4,20) FT4 16,27 pmol/l (12-22) FT3 4,76 pmol/l (3,1-6,8) antyTPO <9 IU/ml (<32,0) antyTG 98 IU/ml (<115) Odstawiłam nawet tabletki jakieś 9 miesięcy temu, bo myślałam, że one mogą coś pogarszać, a że zaczęłam je zażywać przed samą maturą to mogłam nie zauważyć. Skutek - pełno zaskórników zamkniętych i krost na brodzie, mniej na czole (NIGDY nie miałam problemów z cerą), samopoczucie i waga bez mian. Byłam z tym u ginekologa, zbadał mi prolaktynę, zrobił morfologię, usg - wyniki w normie, wszystko super. Co dalej zrobić, nie powiedział. Zbadałam jeszcze na własną rękę kortyzol - 197, gdzie norma jest od 166-507. I wit D - 26,7 ng/ml (jest to niskie stężenie 20-30, ale nie deficyt), i tak ją suplementuję. Wcześniej miałam też glukozę, żelazo, potas, sód itd - wszystko w normie... Jak to tak rozpisałam, to to na prawdę wygląda jakby wynikało z psychiki. Nie wykluczam tego. Jednak stałam się w ostatnich latach dość świadoma siebie, wiem kiedy mam dobry dzień, nie mam tak, że chcę umrzeć, chcę żyć, wiem, że świat może być piękny, ale czuję się beznadziejnie, bo ciągle czuję, że walczę z tym cholernym zmęczeniem, że jadę na oparach... czasem mi się wydaje, że gdybym miała energię, to mogłabym wszystko, serio... że moje problemy wynikają z kondycji fizycznej, a ten cały stres, niepokój jest właśnie z niej... Nie wiem, czy włącza mi się hipochondria i szukam dziury w całym czy coś w tym może być głębszego... Może jak ktoś mi napisze, że jestem zdrowa jak byk to uwierzę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×