Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

ja po rozstaniu, strzelcie mi w twarz, czy coś?

Polecane posty

Gość gość

Witam, postaram się pokrótce opowiedzieć moją historię, mam nadzieję, że ktoś zechce ją przeczytać i albo mnie wesprzeć, albo zjechać, cokolwiek, bo się sama chyba w garść nie wezmę... Ja 27, on 38, poznaliśmy się 4 lata temu, w Holandii, przez mojego znajomego. Miłość jak grom z jasnego nieba, ale już po dwóch miesiącach zaczęły się... jaja ;) okazało się, że jest hazardzistą (oznajmił mi o tym na samym początku znajomości, ale zbagatelizowałam problem, nie mając pojęcia co on oznacza). Przegrywał każdy grosz, jak się później okazało, krótko przed tym, zanim się poznaliśmy, przegrał (po raz kolejny). Nie szło człowieka pozbierać, ciągłe zmiany nastrojów, raz sielanka, raz piekło, dziś żałuję jak cholera, że wtedy ne uciekałam, gdzie pieprz rośnie. Chciałam, ale zawsze jakoś wybłagał. W końcu wspólne mieszkanie na pokoju w mega spoko chacie - upragnione! Zakup auta, niezależność, fajnie się żyło. Kochałam jak skur****n, nie mogłam żyć z nim, nie mogłam żyć bez niego. W międzyczasie gdzieś tam przestał grać, ale uzależnienie objawiało się w każdej innej dziedzinie życia. Sielanka trwała AŻ dwa miesiące. Uciekłam z płaczem do Polski, zostawiając tam wszystko - przyjechałam bez pieniędzy, mieszkałam kątem u rodziny, nie wiedziałam czy będę miała gdzie pracować i ogólnie jak przeżyć ;) ale się pozbierała, zaczęłam funkcjonować i... znowu się z nim spotykać. Latałam do Holandii przez rok, co prawda nie często, ale widzieliśmy się przez ten czas 5 -6 razy. W końcu zapytał, czy spróbujemy żyć razem w Polsce, u mnie, mam duży dom. Zgodziłam się. Próbował trzy razy - trzy razy przyjeżdżał, wyjeżdżał, przegrywał, odbijał się. Nie mógł się odnaleźć, odbierałam go z jego rodzinnego miasta, oddalonego odemnie 300 km, po nocach, zapijaczonego, bez grosza przy duszy, zrozpaczonego, chcącego się wieszać itd... Wyjechał do pracy do Norwegii, gdzie miał jakieś problemy z dowodem osobistym, przez co nie mógł pracować, spędził więc dwa dni na parkowej ławce, po czym na szczęście znalazł jakiegoś starego znajomego, który przenocował go przez tydzień, KUPIŁAM mu bilet powrotny, bo nawet na to nie miał już pieniędzy. Zapadło pytnie - dokąd? Czy do rodzinnego miasta, czy do mnie - to miała być ostatnia szansa, byłam wykończona, wypruta z energii, z e wszystkiego. Chciał przyjechać do mnie. Udało mu się znaleźć super płatną pracę z dnia na dzień w swoim fachu - i tak już został. Po kolejnych dwóch miesiącach - znowu afera - on w areszcie, ja straciłam prawo jazdy, ogólna rozpacz, nie chce mi się wdawać w szczegóły, po prostu chcę najkrócej jak to możliwe, nakreślić dynamikę tego związku... po wyjściu z aresztu wreszcie spokój, miłość, wzajemny szacunek, było naprawdę tak, jak nigdy wcześniej... Przez ostatnie dwa lata zrobiliśmy mnóstwo - wyremontowaliśmy dom, mieliśmy lokatorów na wynajmach dwóch mieszkań (wszystko u mnie, bo dom dostałam w spadku). On bardzo się starał, ciężko pracował, pomagał przy remoncie, moja rodzina bardzo go polubiła, wszystko było ok, choć hazard nadal wdawał nam się we znaki - absolutnie nie było grania, jednak pojawiały się skoki nastrojów, bywały zgrzyty, ja też nie zawsze bywałam w porządku - uczulona przeszłością... Od pół roku sytuacja nie do zniesienia - nie kiwał już palcem w domu, potrafił się nie kąpać przez tydzień, ubliżać mi, że nie sprzątam w domu, a gdy chciałam to robić, to narzekanie, że on nie ma teraz ochoty słuchać dźwięku odkurzacza. Wcześniej uwielbiana przez niego moja kuchnia, nagle stała się zupełnie d dupy, ja się stałam zupełnie do dupy, mieszkanie ze mną też, "utrzymywanie domu" też (choc tak naprawdę to ja go utrzymywałam ze swoich pieniędzy, bo jego były przeznaczone na jego zachcianki, czasem naprawdę zbędne). Do tego doszło NIBY złe samopoczucie - wkręcił sobie, że ma raka do tego stopnia, że nie byłam w stanie z nim normalnie rozmawiać. Olał kilka wizyt u lekarza, które umawiałam mu po znajomości, robiąc z siebie kretynkę. Było totalnie źle, ale łudziła się, że po skończeniu remontu wszystko się zmieni i poprawi. Przenieśliśmy się na nasze docelowe mieszkanie, i tam nastapił nasz koniec...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dwa miesiące praktycznie bez słowa, próby rozmów, które kończyły się awanturami z jego strony, nagle dowiedziałam się, ze on jednak nie planuje żadnej przyszłości, że "odechciało mu się, patrząc na moją trzyletnią chrześnicę i jej półroczną siostrzyczkę". W końcu wyjazd do jego rodzinnego miasta, który zakończył się tym, że znowu wylądowałam na miesiąc u mojej rodziny, a jemu kazałam szukać mieszkania. Przychodziłam tam co dwa dni, łudząc się, że uszłyszę - może nie tyle "przepraszam" - co jakąs chęć rozmowy o tym, jak to naprawić, czy cokolwiek. Nic. dziś mija 8 tygodni, od kiedy się wyprowadził, ja nie moge przestać o nim myslec, moze się trochę boję tego, że sobie nie poradzę. Jestem wycieńczona psychicznie i fizycznie, a on przez te 4 lata, odbił się i pozbierał moim kosztem... znów próbuje mnie zwodzić na przemian gadaniem, ze jeszcze można to naprawić, z tym, że przeciez wyrzuciłam go z domu, jestem taka i owaka.... miało być pokrótce, ale tej historii nie da się pokrótce opowiedzieć. Jeżeli komuś udało się dobić do końca, jestem bardz wdzięczna. Prosze strzelcie mi w twarz, powiedzcie mi, czy to naprawdę ja jestem jakaś popier***** czy to on jest wampirem energetycznym i przez to , że ciągle skupiam na nim uwagę, to się wykańczam... nie mogę się po tym pozbierać... pomóżcie :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
to przeciez mentalne dziecko. no ale dzieci sie kocha. szczegolnie jak sa lobuzerkie i choc zloszcza, to nie na dlugo, bo potrafia byc takie urocze i do rany przyloz... toksycznosc wieksza niz u czarnej mamby. autorka juz ma zryta psychike, powinnas sama udac sie na kilka miesiecy pod opieke psychiatrow na oddziale zamknietym. ze co, ze zartuje? bez psychiatrow teraz skonczy sie pozniej depresjami jesli nie samobojstwem. a moze dzieciak chociaz troche dorosnie jak zostanie od cyca odstawiony(doslownie). po powrocie, jak sie uda odzyskac jakas stabilnosc psychiczna i emocjonalna, moze sie stanowczo uda narzucic gowniarzowi jakas dyscypline i wyslac na porzadna terapie - ale w takim stanie przeciez autorka niczego nie osiagnie bo bedzie ciagle ulegala dziecku, ktorym sie tak opiekuje. podsumowujac - nawet nie bagno, tylko RUCHOME PIASKI. a odciac sie nie odetnie - juz sama jest uzalezniona od emocji:D dlatego przedewszystkim terapie zafundowac sobie, zeby odzyskac nad wlasnym zyciem kontrole.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _Carycka
Na hu.j Ci on? Lepiej być samej niż ciagnac za sobą zdechlego konia- takie holenderskie powiedzenie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wpadłaś w niezłe bagno. Odetnij się od tego faceta, bo utoniesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×