Tak bezmózga baba z wielkim psiskiej mijała dziecko

Jestem z rodziną na spacerze. Ja, żona, podwójny wózek plus trzecia 3.5-letnia córka trochę już marudząca kilka kroków za nami. Z naprzeciwka idzie tym samym chodnikiem gościówa z psem sięgającym jej niemal do pasa. Psisko niby na smyczy ale kuźwa oczywiście bez kagańca. Dopóki gościówa widziała, że patrzę to chwyciła krótko smycz i prowadziła psa tak by znalał się po jej drugiej stronie w momencie mijania. Niestety za moimi plecami najwyraźniej uznała, że skoro już nie patrzę to można poluzować smycz. Ja się oglądam a piertolone psisko właśnie obwąchuje mi skuloną córkę! Jebpnięta właścicielka z równie jepniętym uśmieszkiem tłumaczy, że przecież on nie gryzie. Jej być może jeszcze nie ugryzł ale nie życzę sobie by sprawdzała jego niegryzienie na MOICH dzieciach. Najpierw zjepałem tego bezmózgowca w spódnicy, a kiedy zaczęła odpyskiwać, że wcale nie musi mieć żadnego kagańca, bo nie ma takiego przepisu prawnego, to sięgnąłem po telefon celem wezwania policji mniemając, że kilkudziesięciozłotowy mandat przekona babę w jakim tkwi błędzie. Baba natychmiast ucichka i zamiast odpyskiwać ruszyła w dalszą drogę dziwnie przyśpieszonym krokiem. Nagle odechciało jej się sprawdzania czy kaganiec jest obowiązkowy. Gdy spytałem czemu ucieka odparła, że nie ucieka tylko "spaceruje", a w ogóle to po co wzywać policję skoro nic się nie stało. Tu przypomniała mi się niedawna sytuacja gdy jakiś krety omal nie wyrżnął samochodem w nasze auto, gdzie też wiozłem całą rodzinę w komplecie. Tłumaczył się w identyczny sposób, że przecież nic się nie stało, nikt nie zginął, nawet karoserie nie zostały zarysowane, jedynie opony zapiszczały podczas gwałtownego hamowania i to wszystko więc po co ta policja. Może nazwiecie mnie pieniaczem ale ja uważam, że bezmózgów trzeba uczyć rozumu ZANIM doprowadzą do nieszczęścia.