Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

emocjonalny kochanek?

Polecane posty

Gość gość

czy coś takiego istnieje i czym się charakteryzuje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
coraz wieksze glupoty ludzkość wymysla

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak,istnieje. Tkwiłam w takiej relacji kilka lat. Czym się charakteryzuje ? Jest dla Ciebie kimś bliskim, nie rzadko kimś blizszym niż partner/mąż. Zwierzasz mu się, on tobie. "Zawsze" możesz na niego liczyć , wspiera i mobilizuje. To najbardziej destrukcyjne dla obecnego związku w którym się jest. Niszczy więź która budowałaś/leś przez wiele lat z obecnym partnerem . Często po zakończeniu takiego romansu nie ma do czego wracać, czyt.obecnego związku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czyli szukanie na zewnątrz tego czego nie ma w związku po co tkwić w relacji, która nie daje nam tego czego szukamy? zatem emocjonalny kochanek to forma zdrady bo rozumiem, że wcale nie trzeba iść pod kołderkę taka relacja może być oparta tylko na formie głębokiej emocjonalnej więzi ktoś by mógł nazwać prawdziwą to miłością w przeciwieństwie do tego co nazywamy dziś związkiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
11.14 Dużo racji w tym co piszesz. U mnie było jeszcze inaczej ( to ja-post wyżej) Byłam wtedy (I nadal jestem) w udanym związku, to był 7 rok mojego związku. Poznaliśmy przypadkiem. I z obu stron było książkowo: Chemia,zauroczenie i .. zakochanie? Chyba tak, patrząc na to ile w tym tkwiłam. Na początku bardzo do siebie lgneliśmy, przypadkowy dotyk np. Zdrady fizycznej nie było. Im dłużej ta znajomość trwała i się rozwijała emocjonalnie właśnie, Tym bardziej zaczęłam być ( on też) sfrustrowana. Bardzo go pragnęłam ale też wiedziałam że to nie ma sensu.. Dobrze się to zakończyło bo w sumie do dziś mamy kontakt ale koleżeński, bez podtekstów. Dla mnie to była lekcja życia i on będzie kimś kogo nigdy nie zapomnę, z pewnością.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość autor 10 47 i 11 14
Osobiście doświadczyłem czegoś podobnego i nie potrafię po tym wszystkim się pozbierać, a upłynęło wiele lat. Po tym naprawdę długim okresie czasu jestem niemal przekonany o tym, że nie uda mi się związać z nikim innym. Oczywiście jest szereg innych czynników, które ostatecznie wpływają na całokształt, ale ta znajomość jest kluczowa. Z mojego punktu widzenia nie mogę nawet sobie wyobrazić tego jak możecie po takim "incydencie" tworzyć związek z kimś innym. Rozumiem, że Ty byłaś zajęta i jak twierdzisz w udanym związku, ale z mojej perspektywy gdybyś była w naprawdę udanym związku taka sytuacja nie miała by miejsca. Mój przypadek doprowadził mnie do pewnych konkluzji i wielce rozczarował życiem. Wniosek jest prosty, kobieta nie musi kochać aby stworzyć jakąkolwiek relację. Kieruje się czynnikami podyktowanymi przez jej logikę i otoczenie, a miłością nazywa sam fakt trwania przy kimś, wierności i prokreacji. Wszystko to określa mianem dojrzałej relacji, a wszelkiego rodzaju odstępstwa podyktowane porywem serca lub nawet duszy spłyca do miana zauroczenia, pociągu fizycznego, głupstwa... Ileż świat na tym traci, ile my na tym tracimy.... Wręcz wydaje mi się, że szereg osób boi się takiego niekontrolowanego porywu serca. Boi się własnych emocji, uczuć, które wypływają z naszej duszy. Wszystko spłycamy, bagatelizujemy, a nawet wyśmiewamy. Powiecie, że to nie jest prawda, że kobieta kocha całym sercem itp., że to mężczyźni są oschli i traktują was przedmiotowo. Mnie się nasuwa na myśl taki jeden argument, mianowicie... Często słyszałem o tym, że jakiś facet odebrał sobie w mojej okolicy życie przez kobietę, ale za to nigdy nie słyszałem aby kobieta odebrała sobie życie przez mężczyznę. I to zbagatelizujecie w imię solidarności i feministycznej więzi, która każe wam solidarnie budować dziś swego rodzaju mit o tym, że kobieta zawsze jest tą stroną pokrzywdzoną przez los. Nie pojmuje jak to wszystko może funkcjonować. Tak czy inaczej nie dziwie się, że w społeczeństwie jest tak wiele rozwodów i zdrad. Skoro ludzie dobierają się pomiędzy sobą kierując się logiką, a nie sercem to tak potem jest. Nawet jak jedna strona kocha, a druga nie to też dramat, który prowadzi do zdrady. Rozważmy sobie taki przypadek. Kobieta nie kocha, ale wybiera sobie spośród adoratorów mężczyznę, który ją kocha. I teraz opcje mamy dwie: A) Zdradza mężczyzna, bo wraz z czasem nawet podświadomie uświadamia sobie poprzez to jak traktuje go jego żona, że po prostu nie jest tak jak powinno. Nie czuje głębokiej więzi i widzi, że w wielu sytuacjach jest traktowany jak popychadło. Siłą rzeczy również podświadomie szuka relacji na zewnątrz, która zaspokoi jego potrzeby emocjonalne. B) Zdradza kobieta, żona, która z racji tego, że nie kocha męża jest tak naprawdę bardzo podatna na wpływy z zewnątrz i nawet gdy się zapiera i zaklina na wszystkich świętych, to i tak grozi jej wielkie niebezpieczeństwo w momencie gdy trafi na kogoś kto trafi w jej serce. Mało tego z pewnością bardzo często analizuje związki innych kobiet, poznaje nowych mężczyzn i porównuje wszystkie te postronne relacji i facetów z własna sytuacją życiową... często żałując swojego wyboru. Jednak z racji własnych ograniczeń zazwyczaj dalej tkwi w tej patologii, która sama wykreowała. Tamie mam smutne wnioski.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ludzie którzy szukają osób poza związkiem żeby się zwierzyc czy cokolwiek w tym stylu są dziwni. Po co takim związek w ogóle? Jesteście porypani.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do autora tematu. "..ale z mojej perspektywy gdybyś była w naprawdę udanym związku taka sytuacja nie miała by miejsca. " Też kiedyś tak myślałam. Z perspektywy czasu myślę że udany związek ( idalne nie istnieją) nie jest gwarantem szczęścia po grób. Jak dobrze wiemy, czas zauroczenia, motyli, pożądania i fascynacji nie jest dany nam na zawsze. A więc będąc w długoletnich związkach, każdemu z nas może przytrafić się taka sytuacja w której poznajemy kogoś i zaczyna się dziać, samo - osobiście przed tym się broniłam ( on tez- stąd fizycznej zdrady brak). Nikogo nie szukałam. "Skoro ludzie dobierają się pomiędzy sobą kierując się logiką, a nie sercem to tak potem jest." Nie jest to do konca prawdą . Nawet jeśli masz to szczęście że poznajesz kogoś i jest pięknie z obu stron, budujesz związek, następnie małżeństwo- to dalej nie jest gwarantem szczęścia. To o czym piszesz to skrajne przypadki ,kierowania się rozsądkiem, wtedy wiadomo że na 90% będzie niepowodzenie tego związku. Rozważając podany przypadek: A) w takich sytuacjach zdarzają zarówno kobiety i mężczyźni. B) kobieta która analizuje związki innych kobiet w gruncie rzeczy jest nieszczęśliwa. Więc jeśli zdradzi to dlatego że tego właśnie potrzebuje- szczęścia. Ale masz rację że są kobiety która tkwią w nieudanych związkach, z resztą mężczyźni też. Zauważ że najczęściej to kobiety mają więcej odwagi i potrafią zdecydować się odejść do innego mężczyzny. W odwrotną stronę to nie działa, ( 5% mezczyzn odchodzi do innej kobiety) dlaczego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Literówka, A) zdradzają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość_autor
12:21 "Zauważ że najczęściej to kobiety mają więcej odwagi i potrafią zdecydować się odejść do innego mężczyzny. " Ciekawy argument i zarazem bardzo prosty. Mam kolegę, od którego zona odchodziła 4 razy. Za każdym razem do innego faceta. Najpierw go sobie znajdowała, badała grunt i gdy była przekonana, że to się może udać odchodziła. Często jednak się myliła i pokornie wracała, a głupiutki kolega z racji tego, że kochał to przyjmował ja pod swój dach. Wniosek? To wcale nie jest odwaga. Ja bym to nazwał inaczej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kobieta potrafi zakonczyc zwiazek jesli zakocha sie w innym, co się czesto dzieje w przypadku romansu, natomiast facet moze romansowac na boku bez zakochania, tylko dla seksu a nawet jak sie zakocha moze nie chciec odejsc bo to juz nie bedzie ta sama zabawa z dwiema babkami, tajemnica, adrenalinką itp. To jedno z mozliwych uzasadnien dlaczego tak czesto nie odchodzą. Plus oczywiscie konsekwencje materialne i wizerunkowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorze. 12.29 Ten przypadek też nazwalabym inaczej :) A gość jest strasznie naiwny, dlaczego on ją przyjął spowrotem?? Ta dziewczyna z pewnością nie jest samodzielna , stąd jak ta małpeczka z gałęzi na gałąź. Takie przypadki to dla mnie są nieporozumienia. Napiszesz coś więcej o twojej znajomości ? Nie ukrywam,jestem ciekawa jak "widzą" to mężczyźni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość_autor
12:36 Przyjmował z 2 powodów... dzieci i głupota. Może napiszę, ale nie teraz. Trzeba popracować. 12:34 No i znów wszystkiemu winni mężczyźni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
12:40 Jest tam napisane "jedno z mozliwych uzasadnień" co sugeruje że nie jedyne, bo każdy przypadek nalezy rozpatrywać indywidualnie. Ale takie niestety są i to nierzadko. Są przecież męzczyźni którzy zarzekają się że kochają żony i dlatego nie odejdą ale absolutnie nie przeszkadza im to w zdradach, romansach itp. To żadna nowość. Dla wielu nie po to się bierze kochankę by z nią być.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zarzekają sie bo trzeba jakos wytłumaczyc swoją podłość

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość_autor
12:45 Ale już tego czym kieruje się kochanka nikt nie rozpatruje. Niejednokrotnie są świadome tego kim jest człowiek z którym się zadają, a mimo to przyczyniają się do tego nieszczęścia. Każdy tylko widzi winę po stronie mężczyzny. Kobiety jednak nie są na tyle solidarne jak się wydaje. Bo jedna drugiej wydziera z rąk faceta. Prawda jest taka, że kobiety też nie widzą przeciwwskazań by zostać kochanką. Gdyby kobiety były tak samo uczciwe i wartościowe na jakie siebie kreują to taka sytuacja nie miała by miejsca z racji tego, że ich sumienie i wartości po prostu by im na to nie pozwalało. Idę do pracy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś PRAWDA a gdzie taką znalzeżc, gdy w tym swiecie nic poza własną przyjemnoscią nie istnieje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość_autor
12:58 Rozumiem, że to pytanie retoryczne. Trochę się wcześniej zdenerwowałem, a to dlatego, że na tym forum za wszystko obwinia się facetów. Trochę to niesprawiedliwe zważywszy na to, że wiele kobiet także postępuje nieuczciwie, a nie rzadko i podle w stosunku do nas. Nie można wszystkiego zganiać na nas. No ale dość o tym. Może pora wrócić do sedna (temat). Może ma ktoś jakieś konkretne pytania?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość_autor
Tak sobie teraz o tym myślę. Wcześniej nie byłem do końca świadomy pewnych zagadnień. Może przesadzam, może nie byłem "EK". Może to tylko wymysł mojej wyobraźni. Nie wiem tak do końca kim byłem dla Niej. Wiem za to kim Ona była dla mnie. Jest jednak jedna zasadnicza kwestia, która nurtuje mnie do dziś. Ja byłem wolny i wiadomo jak to jest... samotność mężczyzny i uśmiech kobiety może zamieszać w głowie. Brnąłem w to przeświadczony o tym, że jej związek jest tylko namiastką, marną prowizorką... Brnąłem, bo podświadomość podpowiadała mi, że tak naprawdę to mnie kocha. Szukałem sposobności aby móc spędzać z Nią jak najwięcej czasu. Nie ukrywam, że zachowywałem się czasami jak podlotek. Ona doskonale widziała co się kroi. Zresztą wiele razy nieśmiało mówiłem o tym co do niej czuje. Właśnie.... fakt, że zdradziłem swoje emocje spowodowały, że nasza znajomość wręcz rozkwitła. Nie wiem, może miała na tyle dobre serce, że nie chciała mnie źle potraktować, może widziała we mnie przyjaciela tak jak twierdziła. Może po prostu szukała emocji. Nie wiem tego tak do końca. Mogę tylko opisać co ja myślałem i czułem. Jedno jest pewne, ja byłem wolny, Ona zajęta. Logicznie rzecz biorąc w chwili gdy wyznałem co czuję powinna zerwać ze mną kontakt. Może nie od razu, ale stopniowo go po prostu urwać. Tymczasem ten kontakt się nasilił. W dużej mierze z mojej przyczyny, ale sami wiecie. Zawsze można się odciąć od kogoś lub go po prostu spławić. Do dziś tego nie do końca pojmuję. To dawało mi nadzieję, że może jednak jest coś na rzeczy. Jest jeszcze coś dziwnego. Choć byłem uczciwy i nigdy nikomu nie chciałem rozbijać związku to w tym wypadku niczym kropelka drążyłem dziurę w skale. Oczywiście nic na siłę, ale poprzez pokazywanie tego jaki jestem chciałem wpłynąć na Jej decyzję. Było kilka dziwnych sytuacji i osobiście dla mnie niezrozumiałych. Popełniłem też wiele głupstw. Byłem jak okręt targany na emocjonalnym wietrze. Do niczego jednak nie doszło. Jedyne co było nietaktowne i dość głupie to fakt, że prze moment trzymałem Ją za rękę. Wiem, zapewne wyda się wam to śmieszne. Dla mnie, osoby samotnej, która nigdy z nikim nie była to było coś niesamowitego. Jestem chyba trochę nadwrażliwy. Ta sytuacja kompletnie mnie pogrążyła. Nie chciałem złamać swoich moralnych zasad, nie chciałem Jej krzywdy, nie chciałem być egoistą. To było jak pompowanie balonika, kiedyś ciśnienie musiało go rozsadzić. Tak też się stało. Ten emocjonalny "szajs" nadal we mnie tkwi i to po wielu latach. Jestem zapewne podatny na tego typu sytuacje, a nade wszystko niestabilny emocjonalnie. Całości dopełniają zaburzenia nerwicowe i stany depresyjne. W gruncie rzeczy byłem jak tykająca bomba. Ja wiem dlaczego brnąłem w ten emocjonalny bajzel, ale nadal nie wiem dlaczego Ona to robiła. Mogę się tylko domyślać.... jednak czy to ma sens? Nie jestem w stanie wejść w Jej głowę i poznać Jej myśli. Generalnie po tych wszystkich latach zważywszy na okoliczności to bez sensu. Pozostaje mi tylko trwać i czekać do końca swoich dni. Tak.. będę sam. Ta sytuacja stała się dla mnie początkiem końca. Na zawsze utkwi mi w pamięci i będzie towarzyszyła mi do samego końca. I tak dobrze, że wyszedłem z tego cało. Teraz już wiem czym kierują się ludzie, którzy odbierają sobie życie z takich powodów i przyznam, że nieraz miałem ochotę iść w ich ślady. W społeczeństwie jest taki standard wyśmiewania się z mężczyzny, który odebrał sobie życie przez kobietę. Ja nigdy tego nie zrobię i będę gardził ludźmi, którzy tak postąpią... dlaczego? Bo to tylko świadczy o tym, że ktoś tai nie jest zdolny do głębokich emocji, uczuć, które są czymś nie do opisania. Tego trzeba doświadczyć. Niestety przyznam szczerze, że nie obyło się u mnie bez leków od specjalisty. Generalnie można śmiało powiedzieć, że wewnątrz jestem martwy. Zawsze byłem typem samotnika, ale pełnym wiary i nadziei w lepsze jutro. Wraz z wiekiem i tym doświadczeniem wszystko we mnie umarło. Doświadczenie to pomogło mi też lepiej poznać siebie i w gruncie rzeczy nie jest to wesoły obraz. Odkryłem wiele mankamentów mojej osobowości i w gruncie rzeczy samotność to jedyny rozsądny wybór w tej sytuacji. Specyficzny ze mnie człowiek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość_autor
Obawiam się, że nie mam skrzywioną psychikę. :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Myślę że nie do końca jestes obiektywny. Bronisz tu mężczyzn, naświetlasz kobiety ale głównie przez pryzmat własnego doświadczenia z konkretną osobą. Kobieta była zajęta, niepotrzebnie przedłuzyła z Tobą znajomość, dała tym niestety nadzieję na coś więcej więc możesz mieć pretensje że zagrała nieczysto. Ale to też nie znaczy że inne kobiety tak musiały/muszą się zachować. Przenosisz zachowanie swojej znajomej na inne kobiety i tworzysz z tego całą teorię, wyszukując z otoczenia zdarzenia i elementy które pasują. Gdy ktoś szuka to w końcu znajdzie. Twoje wnioski są wielce przeżute przez Twój rozczarowany sposób myslenia, pesymizm i brak nadziei, nie są miarodajne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość_autor
Zdaje sobie z tego sprawę. Widzę, że mój tok rozumowania w wielu kwestiach jest dość niefortunny. Wydaje mi się, że moja przyjaciółka i tak zachowała się wyjątkowo w stosunku do mnie. Okazała wiele serca i cierpliwości. Niestety ta nietypowa sytuacja i moja niedojrzałość (głupota).... Trudno opisać co czuję. Czasami popadam w skrajności. Tak czy inaczej nie ma to już większego znaczenia. Mam już swoje lata i poddałem się. Z Nią już nie będę z nikim innym tez nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zaraz z nikim,daj sobie szansę i czas pokaze........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witaj Autorze :) Nie wiem czy tu jeszcze zajrzysz, czy zamkniesz się w skorupie przed całym światem ale mam nadzieję, że jednak nie, bo Tu nie pojawiają się ci, którzy uważają, że wszystko już stracone :P Przeczytałam z uwagą Twoją historię, może nie do końca wszystko zrozumiałam bo w jednym wpisie nie da się odzwierciedlić "dramatów naszych serc" i ujawnić wszystkich wątpliwości jakie nami targają. Moja historia jest też smutna tak smutna, że tego słowami nie wyrażę. Nawiązałam znajomość z pewnym mężczyzną, byłam w szczególnym momencie (żałoba po Mamie), przywiązałam się do niego, otworzyłam się, zwierzaliśmy się sobie, wspieraliśmy się emocjonalnie i znaliśmy swoje najskrytsze pragnienia i tajemnice. Pocieszałam go także po nieudanym związku, który tak naprawdę w mojej ocenie rozpadł się z jego winy bo w ciągu 4 lat nie zaangażował się z tamtą kobietą tak, jak ona tego oczekiwała ( oboje wolni). W zasadzie poza "intymną relacją" z nią- w ogóle się z nie zaangażował. Podejrzewam, że jest niedojrzały emocjonalnie choć młodzieniaszkiem już nie jest. Mnie nazywał "najlepszą przyjaciółeczką" i twierdził, że nie zna "porządniejszej" ode mnie kobiety. Ja z czasem zakochałam się w nim choć tak naprawdę to nie wiem kim dla niego byłam. On od blisko 2 lat jest w relacji z kobietą, która nie jest wolna, to jakaś jego znajoma ze szkolnych lat- wpadli na siebie PRZYPADKIEM ale to się zwykle tak zaczyna. Ta kobieta namąciła mu w głowie, że się rozwiedzie, że będą razem ale do dziś z tego co wiem ona nie poczyniła żadnych kroków co do uregulowania swojej sytuacji. Czyli KLASYCZNY ROMANS. ON dorobił sobie do tego swoją ideologię, koloryzuje, że "życie go zmusiło" do takiego "niedobrego" (tak to określił) zachowania. Nie będę dalej już o tym pisała. To publiczne forum i sporo tu hejtu i nienawiści. Chcę tego uniknąć. JA od 2 lat podobnie jak Ty czuję się "martwa" i CZEKAM. Na co? Do końca nie wiem: może na to aż skończy się ten romans, a może na to aż ON emocjonalnie dojrzeje? To ostatnie chyba nie nastąpi nigdy bo to "wieczny chłopiec w krainie fantazji". Jestem z nim w sporadycznym kontakcie. Ostatnio jak się odezwałam- ożywił się i wyraźnie ucieszył, czuję że koloryzuje ten romans a wiem, że traci czas. Ja też ten czas tracę bo nie jestem młodą dziewczyną i to mnie przeraża. Najgorsze jest to, że CHCIAŁABYM ale nie potrafię się już z nikim zaangażować. Wciąż jednak wierzę, że SĄ DOBRE ZWIĄZKI I DOBRZY FACECI. Szkoda, że ci "dobrzy" jakoś mnie omijają. Przeznaczenie? Brak szczęścia? Jestem teraz smutna, samotna i przygnębiona. Ktoś tu powyżej napisał, że trzeba sobie dać szansę. I to jest prawda bo jeśli będziemy tylko jęczeć i rozpamiętywać to co było złe w życiu, to w tym życiu NAPRAWDĘ JUŻ NIC SIĘ NIE WYDARZY. Jeśli chciałbyś Autorze ze mną popisać- zostaw jakiś kontakt (mail lub GG), chętnie napiszę. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość_autor
19:41 Nie zostawię....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To smutne autorze, wiem co czujesz ja jako kobieta zajęta nie mogę się także pozbierać po takiej relacji czysto emocjonalnej. Facet wolny ja zajęta, także potrafił rozbudzać nadzieje, byl zakochany, myśle ze tak samo jak ja i Ty także dźwiga ten ciężar do dziś. Także jestem emocjonalnie spaczona. Lata depresji, wystarczy jedno spojrzenie jego i wszystko wraca jak bumerang, czytałam ze po dwóch latach emocje opadają, ze uczucie gaśnie. Totalna bzdura.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie straszcie mnie... wszyscy mowia dwa lata... jeszcze pol roku dla mnie, i nie wiecej..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość_autor dziś [00:00- a może jednak? :) Ja jestem wolną kobietą, przeżyłam emocjonalną traumę (tylko emocjonalną na szczęście!) z mężczyzną na wskroś niegodnym zaufania. Mam z nim kontakt jak napisałam ale to dlatego, że ciekawa jestem jak potoczą się jego losy i do czego doprowadzi jego niecne postępowanie choć nie powiem mu "a nie mówiłam"?- o, nie! Nie zamykam się na świat. Autorze, zapamiętaj to, co za chwile napiszę: ŻADNA KOBIETA i ŻADEN MĘŻCZYZNA nie są warci tego, żeby nosić po nich żałobę do końca życia! To, że pogardzili nami (Tobą i mną) to ICH STRATA. Ponawiam swoją propozycję co do nawiązania kontaktu. Na pewno nie pożałujesz nawet, jeśli zostaniemy tylko znajomymi. Pozdrawiam :) P.S. Zajrzę tu wieczorem. Jeśli odmówisz- trzeciej propozycji już nie będzie. Jako kobieta MAM SWÓJ HONOR. Miłego dnia! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pipa jesteś autorze. Idź na spacer i przewietrz głowę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×