Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Konrad

Dziwne życie

Polecane posty

Gość Konrad

To forum dla kobiet - wiem. Dlatego może na początku wytłumaczę się z tego co tutaj robię. Otóż czasem tak mam, że jak czuję się nieswojo, to wpisuję bez większego zastanowienia w wyszukiwarkę sformułowania jakie pojawiają mi się w głowie licząc, że cudowny wujek Google odpowie mi coś mądrego. W efekcie często chcąc nie chcąc trafiam tutaj. Być może to pierwiastek żeński mojej osobowości nietłumiony stereotypowym i kulturowym batem "samca alfa" przyciąga mnie w te strony. Dziś wpisałem "jakie to życie jest pogmatwane" - klikając pierwszy wyświetlany link trafiłem na ten portal. Oczywiście trafiłem na kolejną historię pisaną przez jedną z kobiet chcących podzielić się swoimi doświadczeniami, a zupełnie nie trafiającą w odpowiedź na moje wołanie jaką naiwnie tutaj szukałem.

Ale pomyślałem sobie - może skoro nie mogę znaleźć tego co szukam, sam zostawię coś po sobie. Tylko co mam napisać? Od czego zacząć? Może od początku, jak od razu podpowiada mi moja racjonalna część umysłu. A i właśnie o to chodzi! Gdybym się kierował racjonalizmem, nie był bym tutaj. Trafiłem tu za sprawą czegoś bardziej na wzór instynktu, przeczucia... szóstego zmysłu? Moje alter ego podpowiadające mi podświadomie, żebym upłynnił tutaj to co mnie męczy od dawna. Więc napiszę o mojej nieracjonalnej części. Bo to zdaje się o nią tutaj chodzi i z nią mam problem. A może ktoś mi coś mądrego odpowie? Bo skoro w męskim gronie ciągle słyszę te same odpowiedzi, w dodatku pełne braku zrozumienia, to może tu odnajdę jakieś wsparcie, może nawet życiową radę? Może... może nie. Po prostu napiszę co mam w głowie. Bez znaczenia czy ma to sens czy nie - w najgorszym wypadku zostanę wyśmiany, bądź co gorsza, zlekceważony (w końcu komu się będzie chciało czytać tak długi wywód?).

Rany! Będę teraz pisał ciągle o sobie! O_O

Jestem młodym człowiekiem. Młodym, ale mentalnie czuję się znacznie starszy. Nie mam na myśli tego, że czuję się zmęczony życiem, wręcz przeciwnie! Po prostu kiedy rozmawiam z rówieśnikami, odnoszę wrażenie jakbym miał do czynienia z nastolatkami, a to są dorośli ludzie, tacy jak ja (chyba?). Nie potrafię już się cieszyć graniem w gry komputerowe. Próbowałem! Ostatnio ściągnąłem sobie taką, co byłem pewny, że mnie wciągnie, ale szybko się okazało, że i w niej widzę tylko schematy, brak realizmu (mimo, że zdaniem autorów to najrealistyczniejszy tytuł!) i nudną monotonię. Na imprezy nie chodzę tym bardziej, ale tu powodów jest więcej. Jestem silnym introwertykiem. Stronię bardzo od ludzi, mimo, że mnie do nich ciągnie (cóż za paradoks!). Do tego imprezowanie kojarzy mi się z czymś tak próżnym i płytkim, że nie chcąc patrzeć na nikogo z góry, wolę się tam nie pojawiać. Nie czuję się lepszy od innych i nie chcę żeby ktokolwiek tak o mnie myślał. Do tego nocna pora, która kojarzy mi się z kojącą ciszą nijak nie może odpowiadać głośnej muzyce w tłumie ludzi z błyskającymi laserami. Powodów jest więcej (pomińmy to!), po prostu odpada. Chodząc po zmroku po mieście czuję się źle, nie potrafię zrozumieć jak można prowadzić życie towarzyskie w takich warunkach i czerpać z tego przyjemność. Nie piję też alkoholu chcąc mieć pełną świadomość siebie i otaczającego mnie świata i czuję się niekomfortowo wśród podpitych ludzi (czy ja jestem snobem?). Co robi jeszcze normalny mężczyzna w moim wieku w wolnym czasie? Idzie na mecz? Rany, tylko nie to! To już wolę na imprezę! Nie potrafię sobie wyobrazić gorszej tortury dla siebie niż stać wśród tłumu drących się ludzi, wierzących że to ma jakiekolwiek znaczenie, że piłka kopana przez 20 chłopa wpadnie do tej czy tamtej bramki.

No i właśnie. Zaczynam sobie coraz bardziej uzmysławiać, że jest ze mną coś nie tak. Każdy kto mnie lepiej pozna, twierdzi, że "jestem jakiś dziwny". Nauczyłem się już nawet po części jak sobie z tym radzić. Mój patent polega na tym, że pojawiając się wśród nowych ludzi staram się jak najmniej mówić o sobie. W efekcie przez zdecydowanie dłuższy czas wszyscy uważają mnie za całkiem normalnego  No... względnie. Bo z drugiej strony jestem postrzegany wtedy jako wyjątkowo małomówny, a co za tym idzie taki trochę odludek. A w końcu ktoś i tak odkrywa, że jestem inny. Ale czy to źle? ...czy może dobrze? Albo chociaż neutralnie - bez różnicy (mam prawo żyć??).

Jeszcze gorzej się robi, jak ktoś się dowiaduje co ja lubię! Jak wolę spędzać wolny czas! Tu się dopiero zaczyna... Mianowicie znacznie bardziej od towarzystwa ludzkiego cenię sobie towarzystwo zwierząt. Nie wyobrażam sobie lepszego sposobu na wypoczynek w czasie wolnym niż przebywanie sam na sam z dziką naturą. I bynajmniej nie mam tu na myśli niedzielnego spaceru w słoneczne południe po parku. W poniedziałek wielkanocny, kiedy wszyscy wykorzystywali możliwość odespania i smacznie chrapali do 9-10, ja wstałem o 4:30, żeby jeszcze przed wschodem słońca być głęboko w lesie z aparatem i zrobić jakieś ładne zdjęcie rodzinie dzików w promieniach porannego słońca. To uczucie kiedy wiem, że świat ludzi jeszcze się nie obudził, istnieje tylko świat zwierząt i roślin... pozwala mi się choć na tę chwilę poczuć jego częścią! Wtedy czuję, że mogę być sobą, być naturalny, wolny... złapać na tę jedną cudowną chwilę wewnętrzny spokój. Ale nie tylko fotografia jest związana z tą częścią mnie, która uważa, że potrzebuje coś tworzyć (ładnie się na to mówi: "wyrażać siebie"). Od młodości nie oszczędzałem ołówka, tworząc coraz ambitniejsze obrazy, uwielbiam drewno i z niego również wytwarzam od czasu do czasu różne rzeczy (w ogóle lubię drewno: mam drewnianą myszkę komputerową, zegarek, pióro, drugi zegarek, obrazki, meble, włączniki światła...), napisałem też kilka rymowanych (i nie do końca) słów zawierających pewne ukryte treści, nazywane potocznie... poezją? (czy jakoś tak). Tego nawet nie odważyłem się nikomu mówić, bo zostanę uznany za tak skrajnego dziwaka, że odwrócą się ode mnie ostatni znajomi.

Ale nie to jest najgorsze. Są rzeczy jeszcze bardziej mnie pogrążające. Ja ciągle myślę! A tak przecież nie można! Widzę jak cały świat wciąż mi powtarza, że mam wyłączyć myślenie i podążać za resztą stada. A ja nie potrafię. Ciągle się rozglądam, a kiedy jadąc samochodem widzę kogoś gdzieś daleko, wyobrażam sobie jak to jest być tą osobą, co ona czuje, jakie ma teraz myśli - i czuję takie ciepło rozlewające się po sercu, tak po prostu. Wyobrażam sobie wszystkie doświadczenia tej osoby, jak ją ukształtowały, jej najszczęśliwsze chwile i te najtrudniejsze. A potem skromnie pytam kolegi o coś co mi przyszło do głowy w związku z tą obserwacją (jakaś wolna myśl), a ten odpowiada tylko, co mnie obchodzi jakiś żul gniotący puszki przed sklepem.

Czuję się bardzo samotny.

Wyjątkowo samotny - bo mam wrażenie, że wszyscy których spotykam żyją tym co było lub tym co będzie. Ja pozostaję tutaj, a tutaj nie ma nikogo. Są tylko puste ciała...

Kiedyś pewien mędrzec powiedział, że przeszłość, to już historia. Przyszłość to tajemnica. A teraźniejszość to dar. A dary są po to, żeby się nimi cieszyć!

Jednak jak ja mam się cieszyć tymi darami sam... Zawsze miałem wrażenie, że kiedy jest poranek potrzebuję być sam. Kiedy jednak przychodzi wieczór, zaczyna mi brakować bratniej duszy. Kogoś, kto się do mnie przytuli i popatrzy w jednym kierunku. I znalazłem sobie kiedyś już taką osobę. Tak przynajmniej myślałem. Sam nie wiem jak to się stało, bo wtedy byłem jeszcze znacznie większym odludkiem niż dzisiaj. Porównując siebie do tego z wtedy, to jakby porównać cywilizowanego człowieka, do tarzana bujającego się na lianach w dżungli. Była jednak taka fajna strona w internecie (digart.pl), gdzie publikowałem różne swoje prace i tam ona na mnie trafiła. Napisała parę komentarzy, w końcu coś tam do mnie napisała bezpośrednio, luźna gadka i bach! Mam dziewczynę. Kogoś, kto rozumie i akceptuje mnie takim jakim jestem. Więc jest ktoś taki na świecie! Spędziliśmy wiele pięknych chwil. Ale jak wszystko co dobrem tak i to się skończyło. Starałem się dla niej zmieniać, cywilizować jak tylko potrafiłem. Ale to chyba nie o to chodziło. W końcu po długim czasie się rozeszliśmy. I dla niej byłem zbyt dziwnym człowiekiem na dłuższą metę. Sam zauważałem, że potrzeba jej kogoś bardziej normalnego. Nie próbowałem więc trzymać tego na siłę. Pozwoliłem by się działo co się ma dziać. Obecnie jesteśmy w dobrej relacji, ale już osobno.

I tak sobie teraz myślę. Jeżeli będę miał sobie jeszcze kiedykolwiek znaleźć ponownie taką bratnią duszę, to czy jest to możliwe? Wiem, że pytanie może i banalne. Pewnie wiele osób gotowych odpowiedzieć coś w stylu "oczywiście, na pewno jeszcze trafisz na kogoś ciekawego". To jednak ja pytam "jak?" Czy tylko wspomniany portal (który swoją drogą jest już zamknięty) może być dla mnie furtką do poznania kogoś takiego? Nie potrafię wyjść do ludzi i zaczepiać po kolei próbując nawiązać z kimś wartościową relację. Poza tym czuję się zawsze źle, kiedy mam sam "zagadać" do dziewczyny. Mam wrażenie jakbym był wtedy jakimś nachalnym desperatem i robił to w bardzo nietaktowny sposób. Podchodząc do dziewczyny w parku siedzącej na ławce i czytającej książkę czuję się jakbym był jakimś zboczeńcem napastującym kogoś kto chciał chwilę się wyciszyć w miłym miejscu. Poza tym okazuje się, że ta osoba ma już kogoś, albo zupełnie nie pasuje do mnie, albo ja zwyczajnie nie przypadnę jej do gustu. Dziewczyna w ostateczności może mi powiedzieć, idź do jakiegoś klubu, tam ludzie nawiązują nowe znajomości, ale z tego się już przecież wam tłumaczyłem. Istnieje jeszcze próba poznania kogoś przez internet. Jasne, ale kiedy zaglądam na portale randkowe, to połowie chodzi tylko o seks (najlepiej sponsorowany!), a drugiej połowie o chłopaka z wydziaraną łapą jeżdżącym BMW. Gdzieś tam jeszcze może znajdować się ten jeden procent miłych spokojnych dziewczyn, może nawet pokroju tej którą poznałem, ale te mają już tam swoje rzesze fanów, wśród których przebierają najlepszą partię. Jejku! Nie chcę być selekcjonowany jak na targu trzody... Najlepsze, że jak patrzę w lustro, to nie odnoszę wrażenia, że jestem gorzej wyglądający od innych. Nie jestem też raczej uważany za mało inteligentnego, znam się na niektórych rzeczach, mam pewne umiejętności i "mocne strony", jestem samodzielny w większości(:D) spraw, potrafię się utrzymać i nie tylko. Nie mam złego zdania o sobie. Tylko mam coraz większe wątpliwości, czy mimo tego jestem wystarczająco normalny. Czy ktoś taki jak ja ma realne szanse na udaną relację z drugą osobą? Czuję, że nie zdążę być młody ciałem. Kiedy się obudzę w wieku 40-50 lat i stwierdzę, że tak nigdy nie założę normalnej rodziny - ale będzie już za późno. A chciałbym mieć rodzinę. Taką, która się nie rozpadnie, taką którą uda mi się utrzymać w całości i w zgodzie...

Jestem dziwnym człowiekiem?

Staram się to wszystko jakoś ogarnąć, zrozumieć - ale jak na razie im bardziej się na to patrzę, tym szersze horyzonty tego problemu widzę.

Mam na pewno dziwne życie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość obserwatorka1

Nie jesteś dziwny, jesteś po prostu sobą. Ja też jestem introwertykiem i wiem jak to jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×