Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zuzzka

Rodzić samej czy w towarzystwie?

Polecane posty

Gość Gość
18 minut temu, Gość Gość napisał:

Ta, a facet łapie traumę jak katar. Prawda jest taka kobiety, że my mamy dzieci, mezow i ich wszystkich trzeba nianczac licząc tylko na siebie. Kobieta nie może być słaba, bo facet patrząc na to z boku moze źle się poczuć. 

No właśnie nie trzeba, można ich naprawdę traktować jak dorosłych ludzi.

Chyba że ktoś lubi mieć dodatkowe dziecko i naprawdę bardziej się przejmuje tym co mąż zobaczy niż tym żeby skupić się na porodzie. Wtedy rzeczywiście lepiej rodzić samej, po co dodatkowy problem? A jak przez drzwi przypadkiem usłyszy krzyk to można mu kupić jakiś prezent za to że był taki dzielny i jednak wytrzymał :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
18 minut temu, Gość Gość napisał:

Ta, a facet łapie traumę jak katar. Prawda jest taka kobiety, że my mamy dzieci, mezow i ich wszystkich trzeba nianczac licząc tylko na siebie. Kobieta nie może być słaba, bo facet patrząc na to z boku moze źle się poczuć. 

Widać, że się nie rozumiemy.

Traumy nie łapie się jak kataru. 

Możesz być na tyle słaba w związku, na ile sobie pozwolisz, bo jeśli od początku robisz z siebie siłaczkę to nikt się nie domyśli, że za tą fasadą kryje się coraz bardziej zmęczona i sfrustrowana kobieta, która chciałaby siąść, porządnie się wypłakać, zostać przytulona, a następnie wyręczona, w chociaż 30% wykonywanych obowiązków. Jak nie ma wzajemnej komunikacji, to nie licz, że zadziała czytanie w myślach.

Nie chodzi o to, że facet patrząc z boku może źle się poczuć (bo tak może też się poczuć delikwent, który się zgłosił na ochotnika do asysty przy porodzie, ale wtedy nie będzie pretensji tylko do Ciebie, o to że mu zgotowałaś taki pokaz) , tylko o to, że faceta, który nie ma zielonego pojęcia o tym, jak wygląda poród doradza się w tym wątku siłą zaciągnąć na porodówkę, w myśl hasła "bo ja tak chcę i moje potrzeby są w tej chwili ważniejsze". Super, tylko, że taka postawa ani dojrzała, ani przemyślana, po sto kroć egoistyczna, za to może zrodzić poważne konsekwencje dla przyszłości związku. Sama możesz wyjść z porodówki z traumą, bo nie wiesz do końca co Cię tam czeka, a w ramach nagłego zrywu "równości w związku" zarządzasz partnerowi wymarsz ze sobą. To wygląda poważnie, serio?

 

 

15 minut temu, Gość Gość napisał:

teraz to troszkę pojechałaś 😄

Nie pojechałam. Raczej znam z autopsji.

Kilka lat temu uległam wypadkowi, skończyło się na amputacji palca i uwierz mi, ja się męczyłam z bólem, musiałam nauczyć się funkcjonować od nowa, ale wydarzenie samo w sobie było gorszą traumą dla mojego otoczenia, niż dla mnie. Ja dość szybko się pozbierałam, oni do tej pory nie. Jeśli widzisz cierpienie ukochanej osoby, to boli bardziej, niż jeżeli samemu coś Ci dolega.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
18 minut temu, Gość Gość napisał:

Nie pojechałam. Raczej znam z autopsji.

Kilka lat temu uległam wypadkowi, skończyło się na amputacji palca i uwierz mi, ja się męczyłam z bólem, musiałam nauczyć się funkcjonować od nowa, ale wydarzenie samo w sobie było gorszą traumą dla mojego otoczenia, niż dla mnie. Ja dość szybko się pozbierałam, oni do tej pory nie. Jeśli widzisz cierpienie ukochanej osoby, to boli bardziej, niż jeżeli samemu coś Ci dolega.

To trochę słabo, że w takiej sytuacji w jakiej byłaś twoje otoczenie angażowało cię w swoją traumę. To przecież toksyczne i egocentryczne zachowanie: "ty cierpisz, ale mnie to boli bardziej bo nie lubię patrzeć jak cierpisz. To może lepiej wyjdę żeby tego nie widzieć."

Ja rozumiem że cierpienie ukochanej osoby boli, ale czy bardziej niż sam ból? Jak to zmierzyć w ogóle?

Mam dziecko i wiem, że przy jakimkolwiek cierpieniu z miejsca bym się z nim zamieniła, ale właśnie dlatego żeby jego nie bolało, a nie dlatego że moja trauma jest większa niż jego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
27 minut temu, Gość Gość napisał:

Nie chodzi o to, że facet patrząc z boku może źle się poczuć (bo tak może też się poczuć delikwent, który się zgłosił na ochotnika do asysty przy porodzie, ale wtedy nie będzie pretensji tylko do Ciebie, o to że mu zgotowałaś taki pokaz) , tylko o to, że faceta, który nie ma zielonego pojęcia o tym, jak wygląda poród doradza się w tym wątku siłą zaciągnąć na porodówkę, w myśl hasła "bo ja tak chcę i moje potrzeby są w tej chwili ważniejsze". Super, tylko, że taka postawa ani dojrzała, ani przemyślana, po sto kroć egoistyczna, za to może zrodzić poważne konsekwencje dla przyszłości związku. Sama możesz wyjść z porodówki z traumą, bo nie wiesz do końca co Cię tam czeka, a w ramach nagłego zrywu "równości w związku" zarządzasz partnerowi wymarsz ze sobą. To wygląda poważnie, serio?

Nie, zupełnie nie chodzi o równość w związku. Po prostu ja potrzebuję wsparcia bardziej niż mój mąż, który mówiąc obrazowo nie ryzykuje tym że się tam przekręci i wykrwawi. Wiesz, nie wiem czy jesteś jeszcze przed porodem czy już po, ale naprawdę to skrajne przeżycie (w sensie pozytywnym i negatywnym). I tak, to potrzeby kobiety są w tym momencie na pierwszym miejscu. A facet może się w tym odnaleźć i być rzeczywistym wsparciem albo nie. Jeśli nie da rady i powie to wprost to trudno, lepiej żeby rzeczywiście nie plątał się pod nogami ze swoją traumą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
8 minut temu, Gość Gość napisał:

Nie, zupełnie nie chodzi o równość w związku. Po prostu ja potrzebuję wsparcia bardziej niż mój mąż, który mówiąc obrazowo nie ryzykuje tym że się tam przekręci i wykrwawi. Wiesz, nie wiem czy jesteś jeszcze przed porodem czy już po, ale naprawdę to skrajne przeżycie (w sensie pozytywnym i negatywnym). I tak, to potrzeby kobiety są w tym momencie na pierwszym miejscu. A facet może się w tym odnaleźć i być rzeczywistym wsparciem albo nie. Jeśli nie da rady i powie to wprost to trudno, lepiej żeby rzeczywiście nie plątał się pod nogami ze swoją traumą.

Jestem przed, w zasadzie to już na takim etapie, że w każdej chwili mogę zacząć rodzić. Mąż chce uczestniczyć w porodzie, jest świadom tego, że nie będzie to ani ładne, ani przyjemne, będzie trwało bliżej nieokreśloną ilość czasu i w zasadzie może spodziewać się wszystkiego.

Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć idei zaciągania faceta siłą na porodówkę, właśnie z tego względu, że najpierw "ja chcę", a potem się nim dodatkowo frustrować i stresować, bo on nie odnajduje się w tej sytuacji. To żadne wsparcie i wolałabym , żeby mnie po prostu odstawił na salę porodową i pokazał się dopiero, jak już będę na sali poporodowej. Wątpię, żeby taki mężczyzna w większości przypadków sam z siebie powiedział, że ma dość i wychodzi, zakładam, że z kamienną twarzą przesiedzi do końca, a potem odbije to sobie w domu. Chodzi mi o takie sytuacje. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
15 minut temu, Gość Gość napisał:

Jestem przed, w zasadzie to już na takim etapie, że w każdej chwili mogę zacząć rodzić. Mąż chce uczestniczyć w porodzie, jest świadom tego, że nie będzie to ani ładne, ani przyjemne, będzie trwało bliżej nieokreśloną ilość czasu i w zasadzie może spodziewać się wszystkiego.

Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć idei zaciągania faceta siłą na porodówkę, właśnie z tego względu, że najpierw "ja chcę", a potem się nim dodatkowo frustrować i stresować, bo on nie odnajduje się w tej sytuacji. To żadne wsparcie i wolałabym , żeby mnie po prostu odstawił na salę porodową i pokazał się dopiero, jak już będę na sali poporodowej. Wątpię, żeby taki mężczyzna w większości przypadków sam z siebie powiedział, że ma dość i wychodzi, zakładam, że z kamienną twarzą przesiedzi do końca, a potem odbije to sobie w domu. Chodzi mi o takie sytuacje. 

A, nie, to się zgadzam że nie na co ciągnąć na siłę. Tylko ja bym osobiście miała żal gdyby mi mąż powiedział że nie chce bo nie da rady. Trudno, ja też mam prawo do swoich uczuć.

A sytuacji że sobie odbije w domu w ogóle sobie nie wyobrażam. 

Na szczęście nie mam tego problemu, mąż poszedł ze mną chętnie, był dużym wsparciem, a kiedy było trzeba to był niewidoczny. On sam do tej pory wspomina to wzruszenie kiedy syn się urodził. Moim zdaniem ta pierwsza chwila dziecka na świecie jest magiczna i tatusiom też się ona należy 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
1 godzinę temu, Gość Gość napisał:

No właśnie nie trzeba, można ich naprawdę traktować jak dorosłych ludzi.

Chyba że ktoś lubi mieć dodatkowe dziecko i naprawdę bardziej się przejmuje tym co mąż zobaczy niż tym żeby skupić się na porodzie. Wtedy rzeczywiście lepiej rodzić samej, po co dodatkowy problem? A jak przez drzwi przypadkiem usłyszy krzyk to można mu kupić jakiś prezent za to że był taki dzielny i jednak wytrzymał :)

albo oddac go do okienka zycia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
1 godzinę temu, Gość Gość napisał:

Widać, że się nie rozumiemy.

Traumy nie łapie się jak kataru. 

Możesz być na tyle słaba w związku, na ile sobie pozwolisz, bo jeśli od początku robisz z siebie siłaczkę to nikt się nie domyśli, że za tą fasadą kryje się coraz bardziej zmęczona i sfrustrowana kobieta, która chciałaby siąść, porządnie się wypłakać, zostać przytulona, a następnie wyręczona, w chociaż 30% wykonywanych obowiązków. Jak nie ma wzajemnej komunikacji, to nie licz, że zadziała czytanie w myślach.

Nie chodzi o to, że facet patrząc z boku może źle się poczuć (bo tak może też się poczuć delikwent, który się zgłosił na ochotnika do asysty przy porodzie, ale wtedy nie będzie pretensji tylko do Ciebie, o to że mu zgotowałaś taki pokaz) , tylko o to, że faceta, który nie ma zielonego pojęcia o tym, jak wygląda poród doradza się w tym wątku siłą zaciągnąć na porodówkę, w myśl hasła "bo ja tak chcę i moje potrzeby są w tej chwili ważniejsze". Super, tylko, że taka postawa ani dojrzała, ani przemyślana, po sto kroć egoistyczna, za to może zrodzić poważne konsekwencje dla przyszłości związku. Sama możesz wyjść z porodówki z traumą, bo nie wiesz do końca co Cię tam czeka, a w ramach nagłego zrywu "równości w związku" zarządzasz partnerowi wymarsz ze sobą. To wygląda poważnie, serio?

 

 

Nie pojechałam. Raczej znam z autopsji.

Kilka lat temu uległam wypadkowi, skończyło się na amputacji palca i uwierz mi, ja się męczyłam z bólem, musiałam nauczyć się funkcjonować od nowa, ale wydarzenie samo w sobie było gorszą traumą dla mojego otoczenia, niż dla mnie. Ja dość szybko się pozbierałam, oni do tej pory nie. Jeśli widzisz cierpienie ukochanej osoby, to boli bardziej, niż jeżeli samemu coś Ci dolega.

Jak kobieta nie przeżyje porodu to ma wiedzę taką samą jak facet. Kobiety nie rodzą się z wiedzą jak wygląda poród. Można sobie poczytać książki, pooglądać programy, posłuchać koleżanek/ rodziny i tak się tą wiedzę zdobywa. Tyle, że to samo może zrobić facet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
31 minut temu, Gość gość napisał:

Jak kobieta nie przeżyje porodu to ma wiedzę taką samą jak facet. Kobiety nie rodzą się z wiedzą jak wygląda poród. Można sobie poczytać książki, pooglądać programy, posłuchać koleżanek/ rodziny i tak się tą wiedzę zdobywa. Tyle, że to samo może zrobić facet.

Zgadza się, ale tutaj wchodzą w grę jeszcze dwie kwestie:

1. kobieta jest zwykle bardziej zmotywowana, żeby się czegoś dowiedzieć (bo dotyczy jej to bezpośrednio, facet za nią nie urodzi), literatury książkowej, czasopiśmienniczej i internetowej adresowanej do przyszłych matek jest od groma, można w tym przebierać i wybierać. Do tego zawsze są relacje innych kobiet po porodzie, nawet jeśli ciężarna nie ma na nie ochoty, to bez względu na to, zawsze znajdzie się kilka pań, które czasami wręcz z perwersyjną radością opowiedzą jej o swojej ciąży i porodzie (szczególnie, jeśli było to przeżycie traumatyczne).

2. panowie nie mają tyle adresowanej literatury typowo dla przyszłych ojców, model wychowania w większości przypadków także nie wspiera aktywnego od początku ojcostwa (bo niemowlaki są nudne i nie można się z nimi bawić, zupełnie jakby tatusiowie byli tylko centrum rozrywki i bankomatem, ale taki model wychowania pokutował i panowie wzorują się na swoich ojcach, bo na kim innym mają), nie wiem też na ile panowie są w swoim gronie wylewni i chętni do rozmów o ciążach i porodach swoich partnerek, ale nie wydaje mi się, by taka tematyka była szczególnie popularna, a same porody rodzinne to też stosunkowo nowy wynalazek - wcześniej było odstawienie ciężarnej na próg porodówki, a po 3 dniach, do tygodnia powiedzmy, odbiór żony z dzieckiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość amelia

Jak mi wiadomo to mężczyzna również bierze udział w poczęciu dziecka to dlaczego nie miałby brać udziału w jego narodzinach. Nie traktujmy mężczyzn jak wybrakowane towary, oni są na prawdę twardzi i wrażliwi a narodziny dziecka może stać się pierwszym krokiem do prawdziwej miłości i przyjaźni. Nie ograniczajmy swoich mężów, partnerów i synów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
1 godzinę temu, Gość Gość napisał:

 

Ale jakie to ma znaczenie, że kiedyś było inaczej? Rodzimy teraz a nie 30 lat temu. Czasy się zmieniły i wszyscy muszą jakoś nadążyć, nawet te biedne misie co to będą na porodówce jako pierwszy facet od pokoleń. 

Ty to widzisz jako jakieś poświęcenie, a moim zdaniem dzisiejsi faceci mają dużo szczęścia że mogą brać w tym udział, zamiast wystawać pod oknami szpitala i nie wiedzieć nawet czy dziecko już się urodziło i jakiej jest płci. 

A literatura jest dostępna, są szkoły rodzenia do których chodzi się parami. Wszystko jest w zasięgu ręki. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
1 minutę temu, Gość Gość napisał:

Ty to widzisz jako jakieś poświęcenie, a moim zdaniem dzisiejsi faceci mają dużo szczęścia że mogą brać w tym udział, zamiast wystawać pod oknami szpitala i nie wiedzieć nawet czy dziecko już się urodziło i jakiej jest płci. 

Nie widzę tego jako jakieś poświęcenie, tylko staram się zrozumieć tych panów, którzy nie chcą albo po prostu nie nadają się na porodówkę, jako towarzysz w takiej chwili. Uważam, że mają prawo odmówić i tyle. Należy to uszanować, bo to też rodzaj odwagi, żeby przyznać się do takiej "słabości". Nie rozumiem potrzeby zmuszania do mężczyzny do takiego przeżycia.

Wielu będzie chciało z takiej okazji skorzystać i fajnie, czasy się zmieniły, model rodziny się zmienia, to prawda, że to już nie to, co 30 lat temu, ale to nie ma oznaczać obligatoryjności moim zdaniem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
2 minuty temu, Gość Gość napisał:

Nie widzę tego jako jakieś poświęcenie, tylko staram się zrozumieć tych panów, którzy nie chcą albo po prostu nie nadają się na porodówkę, jako towarzysz w takiej chwili. Uważam, że mają prawo odmówić i tyle. Należy to uszanować, bo to też rodzaj odwagi, żeby przyznać się do takiej "słabości". Nie rozumiem potrzeby zmuszania do mężczyzny do takiego przeżycia.

Wielu będzie chciało z takiej okazji skorzystać i fajnie, czasy się zmieniły, model rodziny się zmienia, to prawda, że to już nie to, co 30 lat temu, ale to nie ma oznaczać obligatoryjności moim zdaniem.

Ma prawo odmówić, a kobieta ma prawo mieć żal że ją facet w takiej sytuacji zostawia samą.

Zmuszanie nie ma oczywiście sensu, jak się facet nie nadaje i jest przeciwko to nie będzie z niego żadnego pożytku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
3 godziny temu, Gość Gość napisał:

Jestem przed, w zasadzie to już na takim etapie, że w każdej chwili mogę zacząć rodzić. Mąż chce uczestniczyć w porodzie, jest świadom tego, że nie będzie to ani ładne, ani przyjemne, będzie trwało bliżej nieokreśloną ilość czasu i w zasadzie może spodziewać się wszystkiego.

Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć idei zaciągania faceta siłą na porodówkę, właśnie z tego względu, że najpierw "ja chcę", a potem się nim dodatkowo frustrować i stresować, bo on nie odnajduje się w tej sytuacji. To żadne wsparcie i wolałabym , żeby mnie po prostu odstawił na salę porodową i pokazał się dopiero, jak już będę na sali poporodowej. Wątpię, żeby taki mężczyzna w większości przypadków sam z siebie powiedział, że ma dość i wychodzi, zakładam, że z kamienną twarzą przesiedzi do końca, a potem odbije to sobie w domu. Chodzi mi o takie sytuacje. 

a fakt ,ze to jest tez jego dziecko,ty jestes jego zona i powinien byc przy tobie nie wystarczy? to nie on bedzie przezywac skurcze,bedzie siedziec obok, bedzie swoją gębą wsrod lekarzy i pielegniarek, poda Ci picie,potrzyma za ręke, pomoze pojsc pod prysznic, potrzyma dziecko zaraz po urodzeniu,przywita syna/corke ? to malo? Dlaczego facet ma byc tylko przy tej przejemnej częsci robienia dziecka? Poza tym nie jest tak zle jak piszesz, moj maz był dwa razy przy porodzie i spisał sie swietnie. Pierwszy raz niezamierzenie,bo to były czasy kiedy jeszcze porody rodzinne nie były wszedzie i połozna skasowała go 5 zł za pokrowce na buty i wepchnela na porodowke :d był blady jak sciana,ale trzymal mnie za reke, siedzial koło mnie,jak połozna powiedziała,ze widac głowke, to nawet poszedł zobaczyc ,darłam sie zeby wracal :D ale po wszystkim byl dumny jak paw, zachwycony, od razu mial syna na rekach, mną sie tez zajał, podal co chciałam ,pozniej uczestniczył przy zabiegach dziecka. A ile sie nasłuchalam na swoj temat pozniej i jak mnie podziwial :D  

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Te, których mąż nie olał napiszą Ci, że warto bo faktycznie samej nie jest tak dobrze jak z kimś kto wesprze w jakby nie było bardzo trudnym momencie. A te, które mąż olał będą Ci wciskaly, że to nie miejsce dla faceta, że zniechecisz to do siebie itd. Nie słuchaj tych zazdrosnic. Zwiazaly się z niedojrzalymi gowniarzami to ich problem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość By RF ffff

Lepiej aby ktoś był. U mnie poród zakończył się cc. Po wszystkim mąż kangurowal dziecko, przebierał itd. Byliśmy umówieni, że jest ze mną w 1 fazie, ogólnie do czasu aż poczuje się z tym niekomfortowo, że mnie widzi w takiej sytuacji. Oczywiście, że to może faceta zniechęcić jak za dużo się naoglada. Lepiej niech się nie pcha oglądać, tylko wspiera z boku. Mój mąż glaskal mnie po głowie, podawał wodę i miał na oku co się dzieje ze strony personelu, ale już jak przyszedł lekarz i odkrył mnie, to poczułam się niesfojo i kazałam mu wyjść. Potem już jechałam na CC. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tagimam

Moj mąż nie chciał. Mężczyzna który zarabia na siebie od kiedy ma 16 lat, ma pod sobą kilkoro ludzi , wybudował własnymi rękoma dom, zawsze od lat dawał mi ogromne wsparcie i wiedziałam ze nic nigdy przy nim mi nie grozi. 190cm i ponad 100 kg - mówi mi ze nie chce ze ma opory jakies wewnętrzne bariery. Nigdy nie powiedziałam Masz iść ! Zrozumiałam uszanowalam. Nie mam i nie miałam żadnego żalu. Ludzie sa różni i różnie reagują. Wiem ze mąż ma problemy z widokiem krwi, bardzo przeżył gdy towarzyszyl mi podczas pobierania krwi ( sam po takim zabiegu musi 15min leżeć żeby nie zemdleć ) Zreszta ja chyba jako jedna z nielicznych uważam ze poród to kobieca sprawa i prawdę mówiąc jego stanowisko w tej sprawie przyjęłam z niemała ulga. Super ze są porody rodzinne, to wielki komfort dla rodzącej ale czemu nie wziąć mamy/ siostry/ przyjaciółki ? Kobiety która z własnego doświadczenia często wie jak to wygląda i okazuje się być bardzo pomocna. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lasunia
1 godzinę temu, Gość Tagimam napisał:

Moj mąż nie chciał. Mężczyzna który zarabia na siebie od kiedy ma 16 lat, ma pod sobą kilkoro ludzi , wybudował własnymi rękoma dom, zawsze od lat dawał mi ogromne wsparcie i wiedziałam ze nic nigdy przy nim mi nie grozi. 190cm i ponad 100 kg - mówi mi ze nie chce ze ma opory jakies wewnętrzne bariery. Nigdy nie powiedziałam Masz iść ! Zrozumiałam uszanowalam. Nie mam i nie miałam żadnego żalu. Ludzie sa różni i różnie reagują. Wiem ze mąż ma problemy z widokiem krwi, bardzo przeżył gdy towarzyszyl mi podczas pobierania krwi ( sam po takim zabiegu musi 15min leżeć żeby nie zemdleć ) Zreszta ja chyba jako jedna z nielicznych uważam ze poród to kobieca sprawa i prawdę mówiąc jego stanowisko w tej sprawie przyjęłam z niemała ulga. Super ze są porody rodzinne, to wielki komfort dla rodzącej ale czemu nie wziąć mamy/ siostry/ przyjaciółki ? Kobiety która z własnego doświadczenia często wie jak to wygląda i okazuje się być bardzo pomocna. 

Nie jesteś jedna 🙂 Ja wezmę mamę (jak już wreszcie zajdę w ciążę 😂) Mój mąż jest tak jak Twój, wielkim, solidnym i zaradnym życiowo facetem, ale wyprawy z psem do weterynarza kończą się tak, że on daje radę tylko pieska głaskać, a rozmowę z wetem prowadzę ja, bo on nic nie pamięta ze stresu. Nie wyobrażam go sobie na porodówce. Zresztą jest też takim typem, który nie dyskutuje z fachowcami i podejrzewam, że gdyby pielęgniary zaczęły go rozstawiać po kątach albo np odmówiono by mi przepisanej cesarki, to pewnie gdzieś koło matury naszego dziecka przyszłaby mu do głowy riposta 😄 Też uważam, że to babska sprawa, tak było od zawsze i wszystkim nam to odpowiada - mnie, jemu i mojej mamie. On ma za zadanie siedzieć na korytarzu i czekać na dobre wieści.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
1 godzinę temu, Lasunia napisał:

Nie jesteś jedna 🙂 Ja wezmę mamę (jak już wreszcie zajdę w ciążę 😂) Mój mąż jest tak jak Twój, wielkim, solidnym i zaradnym życiowo facetem, ale wyprawy z psem do weterynarza kończą się tak, że on daje radę tylko pieska głaskać, a rozmowę z wetem prowadzę ja, bo on nic nie pamięta ze stresu. Nie wyobrażam go sobie na porodówce. Zresztą jest też takim typem, który nie dyskutuje z fachowcami i podejrzewam, że gdyby pielęgniary zaczęły go rozstawiać po kątach albo np odmówiono by mi przepisanej cesarki, to pewnie gdzieś koło matury naszego dziecka przyszłaby mu do głowy riposta 😄 Też uważam, że to babska sprawa, tak było od zawsze i wszystkim nam to odpowiada - mnie, jemu i mojej mamie. On ma za zadanie siedzieć na korytarzu i czekać na dobre wieści.

W sumie już tam kij z porodem,  w końcu tam partner to tylko "dodatek" i głównie daje wsparcie psychicznie. Ale nie wyobrażam sobie mieć takiego partnera w przypadku operacji. Sama ostatnio byłam w szpitalu i mój partner niesamowicie mi pomagał. Odkażał mi szwy, nakładał maści, pomagał się myć, chodził też ze mną na każdą wizytę (zresztą dzięki temu, że mi pomagał to lepiej widział jak wygląda sytuacja z moją raną więc to on w większości rozmawiał z lekarzem).

W takim wypadku partner, który stresuje się nawet wizytą u weterynarza i nie potrafi dyskutować z lekarzami to tragedia więc nie wiem co w tym takiego zabawnego. Na razie miałaś sytuacje w których nie potrzebowałaś wsparcia faceta ale może kiedyś będziesz potrzebować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lasunia

Mój facet wspiera mnie w innych sytuacjach, w których tylko on może mnie wesprzeć. Zresztą komu ja się tłumaczę? Obcej osobie z forum w necie. Ja go dobrze znam i wiem, że może i podczas porodu nie będzie ze mną i nie będzie mi patrzył na rozerwane i ociekające krwią drogi rodne, by potem miał co opowiadać ludziom, ale kiedy będzie trzeba wstać do dziecka w nocy, zmienić pieluchy albo po prostu wziąć maleństwo na spacer, by matka mogła choć trochę odpocząć, to nie będę nawet musiała o tym mówić, sam to zrobi. Oboje nie chcemy, żeby był przy porodzie. Dlaczego to tak denerwuje osoby, które nie mają nic do tego? Jeśli oboje chcą, to fajnie, ale trochę przykro się czyta wypowiedzi kobiet, które decydują za swojego faceta. To traumatyczne przeżycie, tak traumatyczne, bo nie znam nikogo, kto w 100% mile wspomina poród. O wiele więcej jest cięższych przypadków. Ciągnąć tam na siłę kogoś, kogo się kocha? To na pewno miłość?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Roznica taka ze dla wielu kobiet porod to cierpienie i troska o dziecko a dla facetow atrakcja i za....ste przezycie.Lepiej wziasc mame czy siostre/przyjaciolke/bliska kuzynke ktora ma dzieci niz byc jak lew w cyrku skaczacy przez plonaca obrecz.Publika lubi, zwierzak nie bardzo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lasunia

Emigrantka - otóż to. Poza tym wsparcie to nie tylko pobyt przy porodzie, ale chyba przede wszystkim to, co się dzieje PO porodzie. Że się tak wyrażę, do końca życia rodziców. Moja koleżanka miała kilka lat temu męża przy porodzie, bardzo o to walczyli, bo wtedy nie było to takie oczywiste. On ze łzami w oczach opowiadał co się działo, pokazywał wszystkim zdjęcie noworodka i swojej upoconej, zmęczonej porodem żony, chociaż nikt nie chciał tego oglądać. Dzisiaj ona jest sama z Krzysiem, a jej mąż wyjechał do Niemiec za swoją kochanką, która nie rodziła i zapowiedziała mu, że na dziecko nie ma co liczyć. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
28 minut temu, Lasunia napisał:

Mój facet wspiera mnie w innych sytuacjach, w których tylko on może mnie wesprzeć. Zresztą komu ja się tłumaczę? Obcej osobie z forum w necie. Ja go dobrze znam i wiem, że może i podczas porodu nie będzie ze mną i nie będzie mi patrzył na rozerwane i ociekające krwią drogi rodne, by potem miał co opowiadać ludziom, ale kiedy będzie trzeba wstać do dziecka w nocy, zmienić pieluchy albo po prostu wziąć maleństwo na spacer, by matka mogła choć trochę odpocząć, to nie będę nawet musiała o tym mówić, sam to zrobi. Oboje nie chcemy, żeby był przy porodzie. Dlaczego to tak denerwuje osoby, które nie mają nic do tego? Jeśli oboje chcą, to fajnie, ale trochę przykro się czyta wypowiedzi kobiet, które decydują za swojego faceta. To traumatyczne przeżycie, tak traumatyczne, bo nie znam nikogo, kto w 100% mile wspomina poród. O wiele więcej jest cięższych przypadków. Ciągnąć tam na siłę kogoś, kogo się kocha? To na pewno miłość?

Tyle, że Twój facet to jest jakiś skrajny przypadek. Facet który nie potrafi nawet pójść z psem do weterynarza:

2 godziny temu, Lasunia napisał:

wyprawy z psem do weterynarza kończą się tak, że on daje radę tylko pieska głaskać, a rozmowę z wetem prowadzę ja, bo on nic nie pamięta ze stresu.

ma się zajmować dzieckiem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
3 godziny temu, Gość Tagimam napisał:

Moj mąż nie chciał. Mężczyzna który zarabia na siebie od kiedy ma 16 lat, ma pod sobą kilkoro ludzi , wybudował własnymi rękoma dom, zawsze od lat dawał mi ogromne wsparcie i wiedziałam ze nic nigdy przy nim mi nie grozi. 190cm i ponad 100 kg - mówi mi ze nie chce ze ma opory jakies wewnętrzne bariery. Nigdy nie powiedziałam Masz iść ! Zrozumiałam uszanowalam. Nie mam i nie miałam żadnego żalu. Ludzie sa różni i różnie reagują. Wiem ze mąż ma problemy z widokiem krwi, bardzo przeżył gdy towarzyszyl mi podczas pobierania krwi ( sam po takim zabiegu musi 15min leżeć żeby nie zemdleć ) Zreszta ja chyba jako jedna z nielicznych uważam ze poród to kobieca sprawa i prawdę mówiąc jego stanowisko w tej sprawie przyjęłam z niemała ulga. Super ze są porody rodzinne, to wielki komfort dla rodzącej ale czemu nie wziąć mamy/ siostry/ przyjaciółki ? Kobiety która z własnego doświadczenia często wie jak to wygląda i okazuje się być bardzo pomocna. 

Bo dziecka sobie nie zrobiłam ani z mamą, ani z siostrą, ani z przyjaciółką, a ze wszystkich osób na świecie to mąż jest mi najbliższy, nie mamusia czy siostrzyczka. Nawet położne z naszego szpitala uważają, że matka to najgorsza opcja na porodówce bo ona zawsze będzie traktować córkę jak dziecko i wprowadza tylko niepotrzebny zamęt swoim brakiem obiektywizmu. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
5 minut temu, Gość Gość napisał:

Bo dziecka sobie nie zrobiłam ani z mamą, ani z siostrą, ani z przyjaciółką, a ze wszystkich osób na świecie to mąż jest mi najbliższy, nie mamusia czy siostrzyczka. Nawet położne z naszego szpitala uważają, że matka to najgorsza opcja na porodówce bo ona zawsze będzie traktować córkę jak dziecko i wprowadza tylko niepotrzebny zamęt swoim brakiem obiektywizmu. 

Dlatego ja rozważałam tylko dwie opcje - sama, albo z mężem.

Przy czym z mężem tylko pod warunkiem, że sam będzie tego chciał. Temat wielokrotnie przegadany, tak, bym ja również nie miała wątpliwości, że on wie, na co się pisze (bo w czasie porodu będę musiała się skupić na sobie, a nie, że on mi dokłada stresu, albo zemdleje, albo cokolwiek innego). Miał to dobrze przemyśleć, poszperać, dowiedział się w szkole rodzenia jak to wygląda, ja sama powtarzam mu często, że ma się przygotować na sytuację ekstremalną, drastyczne widoki i że może jeszcze oberwać rykoszetem ode mnie, bo sama nie wiem, jak się zachowam - nikt mi nie da wcześniej scenariusza mojego porodu i moje chęci, wyobrażenia i pobożne życzenia są mi potrzebne teraz, żebym nie panikowała i weszła na porodówkę z dobrym nastawieniem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efka
Przed chwilą, Gość Gość napisał:

Dlatego ja rozważałam tylko dwie opcje - sama, albo z mężem.

Przy czym z mężem tylko pod warunkiem, że sam będzie tego chciał. Temat wielokrotnie przegadany, tak, bym ja również nie miała wątpliwości, że on wie, na co się pisze (bo w czasie porodu będę musiała się skupić na sobie, a nie, że on mi dokłada stresu, albo zemdleje, albo cokolwiek innego). Miał to dobrze przemyśleć, poszperać, dowiedział się w szkole rodzenia jak to wygląda, ja sama powtarzam mu często, że ma się przygotować na sytuację ekstremalną, drastyczne widoki i że może jeszcze oberwać rykoszetem ode mnie, bo sama nie wiem, jak się zachowam - nikt mi nie da wcześniej scenariusza mojego porodu i moje chęci, wyobrażenia i pobożne życzenia są mi potrzebne teraz, żebym nie panikowała i weszła na porodówkę z dobrym nastawieniem.

Bardzo dobre podejście.

W ogóle te licytacje: a mój mąż mnie tak kocha że ze mną urodzi vs. ciągnięcie na porodówkę to nie miłość, zasługują na medal z ziemniaka. Po co w ogóle się porównywać z innymi?

Macie mężów których kochacie, podjęłyście decyzje z której jesteście zadowolone to po co to potwierdzenie u innych że robicie dobrze? Jak koleżanka zrobi inaczej niż wy, to jeszcze nie musi oznaczać że któraś z was zrobiła coś źle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bratka

Mój mąż pierwszy wyszedł z propozycją wspólnego porodu, stwierdził iż razem tworzymy rodzinę i razem będziemy cieszyć się narodzinami naszego dziecka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość werka

Szczera rozmowa z mężczyzną twojego życia powinna ci pomóc w podjęciu decyzji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Ja wiem że mój mąż będzie się pchał na porodówkę, najchętniej by za mnie urodził, ale on ma taką cechę że zawsze mysli że wie coś lepiej niż inni (poza profesjonalistami) więc obawiam się że będzie mi mówił jak rodzić. W związku z tym powoli szukam douli która będzie z nami przez cały czas i go ustawi jeśli ja akurat nie będę w stanie tego zrobić. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kamila

Moja położna radzi aby zabrać kogoś zaufanego, opanowanego i wrażliwego, cóż padło na męża 😉

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×