Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

ant_onina

Co z tym życiem?

Polecane posty

Mam 24 lata.. i w tym roku pierwszy raz się zakochałam. Wiem, bardzo późno.. Poznałam go w pracy, jest w moim wieku. W sumie od początku była chemia.. Po 4 miesiącach na jednej imprezie on powiedział mi bardzo ważne słowa, że jestem najlepszą kobietą jaką w życiu poznał.. zapytał co dalej.. mieliśmy kilka randek później.. na jednej z nich powiedział że chce wyjechać do Australii, od tego momentu wszystko się zepsuło.. każda kolejna randka była z coraz większym dystansem... stwierdziłam, że zasugeruje mu coś co mi tam w danej chwili nie pasowało.. poowiedziałam mu o tym na co on sugerując się tym, że się zaangażowałam - napisał, że chyba będzie lepiej jak to zakończymy.. że co to za związek w którym jedna osoba się angażuje a druga nie.. że to najgorsze co może byc bo już to przerabiał... Nadal ze sobą pracujemy i jest tragicznie.. kompletnie nie mogę ogarnąć swoich emocji.. czuje się jak na karuzeli. Najgorsze jest to, że chyba rzeczywiście się zakochałam, chociaż broniłam się przed tym jak mogłam.. Czułam się okropnie po tym jak to się stało.. ale muszę stwierdzić, że najgorsze co mogłam przeżyć to było to co następowało później.. gdy zdajesz sobie sprawę jak za tą osobą tęsknisz, a ona coraz bardziej się od Ciebie oddala, coraz bardziej dla niej jesteś obojętna... to strasznie boli. 

W sumie to nigdy nie byłam w związku... Na początku, jak miałam około 18 lat czułam, że nie jestem gotowa.. później spotykałam się z facetami, ale nigdy z nikim na dłużej.. w tym przypadku czułam, że mogę się zakochać, zaufać tej osobie.. czułam to coś - chemię, i że ktoś o mnie zabiega.. (przynajmniej na początku) i chyba to zrobiłam.. zakochałam się... niestety to mnie zniszczyło...  

Mimo, że jestem świadoma że nic kompletnie do mnie i mi również odwrócił się jego obraz.. nadal jest to we mnie... wtedy jak zacżęliśmy się spotykać czułam się inaczej.. to tak jakby  jakieś swiateło sie zapaliło.. ale nie dość że ono zgasło to zrobiło w moim sercu straszną dziurę.. pustkę... Najgorsze jest to że jak się budzę rano, pierwsza myśl to on... minęło już dużo czasu a ja dalej nie mogę się od tego odciąć. To przeniosło się na całe moje życie i jakoś średnio mi sie teraz funkcjonuje.. czuję czasem, że żyje w jakiejś iluzji..

Czuje, że ciężko mi będzie znów komuś zaufać.. nawet nie komuś.. zaufać, że w ogóle coś w życiu może trwać dłużej niż jedną chwilę... że można być szczęśliwym na dłuższą chwilę.. może można, ale  coś czuję że nie jest to przeznaczone dla mnie..

Jak to jest, ze ludzie są dla siebie bliscy, że czują coś do siebie i nagle to się kończy?? że ludzie odchodzą z naszego życia.. że ktoś pokazuje, że Ci na nim zależy, Ty mimo że bardzo bardzo się boisz odrzucenia wchodzisz w to, angazujesz się w jakiś sposób i dostajesz po dupie... ? Trochę to dla mnie nie ma sensu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×