Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Gość

Z pogodnej dziewczyny jaka byłam zrobiła się zgorzkniala jeszcze nie stara kobieta jak to zmienic

Polecane posty

Gość Frania

Moim zdaniem bardzo wazna jest organizacja dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zorza

W sumie sama określiłaś, co jest przyczyną Twojego zgorzknienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaa

Żadne wymagające dziecko tykmanipulujace, a ty dajesz sobie wejść na głowę 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cukinia
17 minut temu, Gość Gość napisał:

A ja nie mam dzieci i też taka jestem. Na emigracji, z mężem, wielkie miasto, wszędzie daleko. Nie mam za dużo koleżanek, a nawet jak już z kimś się umówię i w trakcie spotkania jest ok to zanim się zbiorę do wyjscia już mi się nie chce tam jechać.

Nie potrafię cieszyć się życiem, jestem teraz na zwolnieniu lekarskim i nie chcę wracać do pracy, a to już za tydzień. Mogę cały dzień siedzieć przed tv albo z nosem w książce. Zmusiłam się do zapisania się na siłkę, bo przytyłam 7kg.

Kiedyś byłam weselsza, miałam wypełniony czas. Przede wszystkim byłam spokojna, a teraz czuję jakiś wewnętrzny stres.

Obcy kraj i średnie małżeństwo powoduje, że wizja dziecka powoduje, że jeszcze bardziej jestem spięta i zestresowana. Chyba nie chcę być matką.

Życzę wszystkim powodzenia i tego aby odnalazły „promyk” szczescia każdego dnia.

Napiszę Ci tylko, że jeśli masz przeczucie żeby z obecnym mężem nie mieć dziecka, to słuchaj się tego przeczucia. Ja sądziłam, że dziecko zacieśni więź między nami, że się do siebie zbliżymy, a jest odwrotnie. Tyle dobrego, że oboje kochamy naszego syna, ale we 3 rzadko się bawimy, albo ja z małym, albo on z małym. Jesteśmy razem bo jesteśmy, żeby nie niszczyć dziecku rodziny. Żadnej patologii tu nie ma, po prostu nudna codzienność, żadnych fajerwerków

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Normalny kryzys wieku dojrzałego, który obecnie już rozpoczyna się po 30 lub po prostu po założeniu rodziny. Założe się, że Wasi mężowie podobnie narzekają, że kiedyś to oni byli pełnymi energii kawalerami a teraz to tylko praca, dzieci/dziecko, kredyty i jazda w korku starą octavią i jak wyłamie się ze schematu to wszystko sie zawali. Takie czasy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Tu autorka.Zdaje sobie sprawę że duży wpływ na moje samopoczucie ma zachowanie męża jego wieczne krytykowanie itp.... Szczerze to jak tu dziewczyny pisały że po rozwodzie odzyly myślę że mi też by to dobrze zrobiło tyle że poważnie choruje i boję się że sama nie dam rady a w razie gdyby stało się najgorsze co z dziećmi....? Znów do taty? A jeśli znajdzie sobie nową kobietę czy będzie je chciała? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kasia
2 godziny temu, Gość Gość napisał:

Kasiu z otyłością można walczyć. Po zrzuceniu kilku kilogramów poczujesz się dużo lepiej i zyskasz energię. Masz męża? Dzieci? 

Mam męża i trójkę dzieci. Jestem wykończona wszystkim. Nie mam o to pretensji do męża, bo on i tak cierpliwy jest, czasem tylko jak go coś dołuje to napije się i pójdzie spać spokojnie. 

Nie potrafię walczyć z otyłością. Zawsze przegrywam 😭 jestem do niczego 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gossc

Dziewczyny, najgorsze co mozna.zrobic to usiasc i uzalac.sie nad sobą.

Mnie też trochę przybily trudy zycia, maz duzo pracuje, najstarsze dziecko w liceum jest jeszcze w fazie buntu, i szukania swej tozsamosci. Srodkowe dziecko bedace w wieku przedszkolnym jest schorowane, ma nieuleczalną chorobę i jeszcze autyzm, najmłodszy jest wymagajacy jak to roczniak. 

I choc trudno jest to kocham swoich bliskich i swoje zycie.

Mnie niestety dobija moj stan zdrowotny. Przewlekle problemy z zatokami, stracilam wech, miewam silne migreny, prawdopodobnie zatoki moze mi uratowac tylko operacja, do tego borykam sie z reumatyzmem, który potrafi mnie niezle złożyć. Nie spie z bolu, ostatnio przez reumatyzm i bolace zatoki spie raptem po 2-3 gdziny na dobę. Takie cos wykancza człowieka. To dopiero jest dramat a nie codzienne obowiązki i rutyna.

Nauczcie sie cieszyć dniem, bliskimi, tym, ze to cholerne sprzatanie robicie  bez bolu, moze i ze zmeczeniem, ale takim typowym jak ma kazdy, ale nie z bolem, takim ktory nie daje wam.spac i wywoluje samoistnie placz i wycie.

Przewartosciujcie sobie w glowach i docencie co macie - zdrowe dzieci, swoje zdrowie, rodzine. Reszta to wasze subiektywne postrzeganie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
1 godzinę temu, Gość Zmęczona mama napisał:

Nie znam żadnej singielki (jak to się teraz ładnie mówi) która by się cieszyła z tego stanu. Te grubo po 30stce to już są niestety uśmiechnięte tylko na pokaz. Każda marzy o mezu i rodzinie. Te, które są wolne z odzysku to co innego. 

Ja jestem zadowolona z bycia singielką. Tzn. nie jestem jakoś super zadowolona z życia, ale głównym moim źródłem frustracji jest praca, stres w pracy, walka o byt na poziomie. Rodziny nigdy nie chciałam. Nie lubię mieszkać z kimś i już nie zamierzam. Mam przyjaciela i to mi wystarczy. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Życie to nie bajka 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
1 godzinę temu, Gość Gość napisał:

A ja nie mam dzieci i też taka jestem. Na emigracji, z mężem, wielkie miasto, wszędzie daleko. Nie mam za dużo koleżanek, a nawet jak już z kimś się umówię i w trakcie spotkania jest ok to zanim się zbiorę do wyjscia już mi się nie chce tam jechać.

Nie potrafię cieszyć się życiem, jestem teraz na zwolnieniu lekarskim i nie chcę wracać do pracy, a to już za tydzień. Mogę cały dzień siedzieć przed tv albo z nosem w książce. Zmusiłam się do zapisania się na siłkę, bo przytyłam 7kg.

Kiedyś byłam weselsza, miałam wypełniony czas. Przede wszystkim byłam spokojna, a teraz czuję jakiś wewnętrzny stres.

Obcy kraj i średnie małżeństwo powoduje, że wizja dziecka powoduje, że jeszcze bardziej jestem spięta i zestresowana. Chyba nie chcę być matką.

Życzę wszystkim powodzenia i tego aby odnalazły „promyk” szczescia każdego dnia.

Oj, mam podobnie.

Z tymże ja nawet sie już za bardzo męża nie czepiam, bo i on najpewniej nie jest w pełni szczęśliwy w małżeństwie. Zresztą z tego co widzę po znajomych to rzadko kiedy małżeństwo obligatoryjnie musi dawać szczęście, może dać ciepło a szczęścia szukać w innych dziedzinach życia niekoniecznie związanych ze zdradą. Byleby motywacja była. Dziewczyny, które same się oszukały, że obowiązkowo małżeństwo to pełnia szczęścia i spełnienia rozczarowane są już po rozwodzie i... dalej są rozgoryczone.

Teraz życie to jakies dla mnie pasmo nie kończących się pretensji w sumie do samej siebie. Rano budze się niewyspana z lękiem, ciepłem na sercu i trzęsącymi się rękami, w pracy reaguje co najmniej nerwowo na nowe zadania chociażby, o której bym nie poszła spać to budzę się o 2 albo 3 nad ranem i te 3h oszukuje sama siebie, ze spałam. Martwie się wówczas wszystkim - kolejnym dniem, tym co może nastąpić, co może się nie wydarzyć... początkowo brałam po przebudzeniu w środku nocy tabletkę melatnoniny i dosypiałam do budzika. Później pomagały już dwie, obecnie już nie działa. Mam nawrót złych myśli. Przez to czuje się niewyspana.

Gdzie nie szukam pomocy to podpowiadają: siłownia i zajęcia grupowe redukują wewnętrzny stan napięcia niech pani spróbuje. Fajnie, ale ja już od kilku lat chodzę na siłownie i 2 w tygodniu na zajęcia. To może wysiłek na świeżym powietrzu? Biegam zawsze w weekend 10 km. No to rozkładają ręce.

I tak sobie wegetuje z wiecznym grymasem na twarzy i się zastanawiam gdzie podziała się ta dziewczyna, która z byle jakiej pracy wylatywała szybko na pociąg byleby pojechać tym wcześniejszym i luźniejszym aby mieć wolne miejsce na 40 minut lektury książki. Jak dojechałam do miasta rodzinnego to szybko na siłownie albo w dres i trening, prysznic, posiłek potreningowy i z uśmiechem na twarzy szybko obowiązki domowe żeby wyjść się spotkać albo powrócić do lektury. Słowem wszystko mnie cieszyło. Teraz? Czuje wewnętrzny wstyd, że już nie jest tak jak wcześniej i się samoumartwiam, zamieniłam się w księżniczkę jęczybułe. Jeszcze znak czasów pamiętam jak w centrum w robocie mijałam slalomem między ludźmi zmierzającymi na ten sam pociąg, gdyż miałam świadomośc, że on stoi już na peronie i ma max 2-3 minuty do odjazdu. Wiedziałam, że kolejny będzie bardziej zapchany i odjedzie dopiero za 15 minut uważałam, że to nielogiczne zmarnować kwadrans czasu wolnego. Ludzie jednak szli obojętnie, koło d. im to latało. Po latach to ja jestem jak oni, czy pojadę 15 minut później do domu czy nawet i pól godziny i tak niewiele to zmienia, inni mnie mijają... Smutna konstatacja, ale musiałam to z siebie wyrzucić.

Jak miałabym dokoptować dziecko gdy czuje podobny wewnętrzny stres? Musiałabym oszaleć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
44 minuty temu, Gość Gossc napisał:

Dziewczyny, najgorsze co mozna.zrobic to usiasc i uzalac.sie nad sobą.

Mnie też trochę przybily trudy zycia, maz duzo pracuje, najstarsze dziecko w liceum jest jeszcze w fazie buntu, i szukania swej tozsamosci. Srodkowe dziecko bedace w wieku przedszkolnym jest schorowane, ma nieuleczalną chorobę i jeszcze autyzm, najmłodszy jest wymagajacy jak to roczniak. 

I choc trudno jest to kocham swoich bliskich i swoje zycie.

Mnie niestety dobija moj stan zdrowotny. Przewlekle problemy z zatokami, stracilam wech, miewam silne migreny, prawdopodobnie zatoki moze mi uratowac tylko operacja, do tego borykam sie z reumatyzmem, który potrafi mnie niezle złożyć. Nie spie z bolu, ostatnio przez reumatyzm i bolace zatoki spie raptem po 2-3 gdziny na dobę. Takie cos wykancza człowieka. To dopiero jest dramat a nie codzienne obowiązki i rutyna.

Nauczcie sie cieszyć dniem, bliskimi, tym, ze to cholerne sprzatanie robicie  bez bolu, moze i ze zmeczeniem, ale takim typowym jak ma kazdy, ale nie z bolem, takim ktory nie daje wam.spac i wywoluje samoistnie placz i wycie.

Przewartosciujcie sobie w glowach i docencie co macie - zdrowe dzieci, swoje zdrowie, rodzine. Reszta to wasze subiektywne postrzeganie. 

Za kilka lat z pani kołzingowcyh bzdur nic nie zostanie a dopadnie Panią depresja (po zaserwowanym nam opisie życia nie ma się co dziwić, raczej należy się dziwić, że jeszcze nie zapukała do Pani drzwi)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
1 godzinę temu, Gość Cukinia napisał:

Napiszę Ci tylko, że jeśli masz przeczucie żeby z obecnym mężem nie mieć dziecka, to słuchaj się tego przeczucia. Ja sądziłam, że dziecko zacieśni więź między nami, że się do siebie zbliżymy, a jest odwrotnie. Tyle dobrego, że oboje kochamy naszego syna, ale we 3 rzadko się bawimy, albo ja z małym, albo on z małym. Jesteśmy razem bo jesteśmy, żeby nie niszczyć dziecku rodziny. Żadnej patologii tu nie ma, po prostu nudna codzienność, żadnych fajerwerków

Dokladnie mam to samo i też Ci napisze, ze jeśli to nie to, to nie pchaj się z nim w dziecko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
31 minut temu, Gość Gosc napisał:

Dokladnie mam to samo i też Ci napisze, ze jeśli to nie to, to nie pchaj się z nim w dziecko.

dziewczyny czujecie się fatalnie, zestresowane, towarzyszy Wam napięcie przez to, że Wasi mężowie nie wywiązują się ze swojej roli związanej z zapewnieniem Wam bezpieczeństwa, spokoju, stabilizacji na wielu polach stąd i niechęć do rodzicielstwa. porozmawiajcie o tym z nimi, chyba nie po to formalizowali związek aby doprowadzić do upadku przez swoją wygodę lub egoizm.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sylwia

Mam identyczną sytuację..jestem po 40,mężatka, bez dzieci...jestem z mężem na emigracji...z pełnej energii , uśmiechniętej dziewczyny zamienilam sie w frustrowany wrak kobiety...ciężka praca odbiła mi.sie na zdrowiu psychicznie i fizycznie,zniszczony kręgosłup...do tego brak.znajomych,bliskich...tylko praca dom...meza wiecznie nie ma w domu...jak wraca z pracy nie odzywa sie,w ciągu dnia nigdy nie zadzwoni....jest typem milczka...chadza własnymi ścieżkami,synuś mamuni....tesciowka synusiem zachwycona i tylko każe mi skakac nad jej synkiem.....porażka...nie mam ochoty nic z nim robić,sex raz na rok.dopadly mnie przewlekłe choroby z ktorymi ciężko się żyje...nic mi sie nie chce...nie mam nawet pół koleżanki tutaj...brak jakiegokolwiek wsparcia ze strony rodziny w pl....jestem sama jak.kołek...lata lecą, życie mija a ja gnuśnieje i tylko pogrążam się...tylko w łeb sobie strzelić....Nawet nie chce mi sie dbać o siebie...mam dość....współczuję tym co mają podobnie.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sylwia

Dodam że w rodzinie męża wszystkie kobiety sa bardzo zaniedbane...bez gustu,tylko tyranie,gary i usługa mezusiom....styrane zniszczone życiem baby a ja wśród nich.....:/ i potem jade do pl na święta i udaję,patrze na to wszystko...zmarnowalam sobie tylko życie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sylwia

Stałam sie agresywna, nerwowa i mega sfrustrowana.....nie da się tego opisać....musze brać leki na sen i na uspokojenie...nikomu nie życzę takiej sytuacji.....bólu ciala od pracy i tego zgnuśnienia...samotności....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
45 minut temu, Gość gość napisał:

dziewczyny czujecie się fatalnie, zestresowane, towarzyszy Wam napięcie przez to, że Wasi mężowie nie wywiązują się ze swojej roli związanej z zapewnieniem Wam bezpieczeństwa, spokoju, stabilizacji na wielu polach stąd i niechęć do rodzicielstwa. porozmawiajcie o tym z nimi, chyba nie po to formalizowali związek aby doprowadzić do upadku przez swoją wygodę lub egoizm.

Sorry, ale to brzmi co najmniej niepoważnie. Dorosłemu człowiekowi trzeba zapewniać bezpieczieństwo i stabilizacje?! Każdy zdolny do pracy jest w stanie zapewnić sobie to sam, jeśli mu się nie udaje i rodzi się frustracja trzeba coś w życiu odmienić aż do skutku choćby licząc na progresje zarobkową, lepsze warunki mieszkalne, zmianę horyzontu myślowego. Uwieszać się na drugiej osobie, uzależniać od jej dyspozycji to co najmniej niepoważne jakby było się materacem luźno dryfującym po morzu i tam gdzie pójdzie fala tam się skierujemy nie mając wpływu.

Druga kwestia to co gdy mąż sam jedzie na deficycie energetycznym, sam jest osobą rozczarowaną powyższe żądania zahaczają o kpinę i pobożny koncert życzeniowy. Może zacząć traktować żonę jak niedorozwiniętą nasteczkę gdy zacznie artykułować swoje wymagania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Dziewczyny mam podobnie i z tego co zaobserwowałam to dużo zależy od nas samych i naszych drugich połowek. Mam znajomych fajne małżeństwo też nie mają kolorowo w życiu ale robiąc sobie drobne przyjemności typy wspólny wypad do kina, na lody, w domu wszystko razem, pamiętają o każdej rocznicy urodzinach itp.... Te drobne rzeczy i krótkie chwilę sprawiają że chce im się to ciągnąć dalej. Tyle że jak pisałam największy w tym ambaras żeby dwoje chciało na raz.... Mój mąż woli narzekać, marudzić itp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Za­tło­czo­ny au­to­bus, smut­ni lu­dzie ja­dą do pra­cy, każ­dy po­grą­żo­ny we wła­snych pro­ble­mach. Je­den z męż­czyzn my­śli: żo­na ję­dza, cór­ka pusz­czal­ska, syn nie­udacz­nik, szef de­bil, pra­ca nędz­na, ży­cie do du­py... Sto­ją­cy za nim Anioł Stróż no­tu­je skrzęt­nie i my­śli: dziw­ne ży­cze­nia, i to co­dzien­nie, ale cóż, ja je­stem od ich speł­nia­nia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Naemigracji
4 godziny temu, Gość gość napisał:

Oj, mam podobnie.

Z tymże ja nawet sie już za bardzo męża nie czepiam, bo i on najpewniej nie jest w pełni szczęśliwy w małżeństwie. Zresztą z tego co widzę po znajomych to rzadko kiedy małżeństwo obligatoryjnie musi dawać szczęście, może dać ciepło a szczęścia szukać w innych dziedzinach życia niekoniecznie związanych ze zdradą. Byleby motywacja była. Dziewczyny, które same się oszukały, że obowiązkowo małżeństwo to pełnia szczęścia i spełnienia rozczarowane są już po rozwodzie i... dalej są rozgoryczone.

Teraz życie to jakies dla mnie pasmo nie kończących się pretensji w sumie do samej siebie. Rano budze się niewyspana z lękiem, ciepłem na sercu i trzęsącymi się rękami, w pracy reaguje co najmniej nerwowo na nowe zadania chociażby, o której bym nie poszła spać to budzę się o 2 albo 3 nad ranem i te 3h oszukuje sama siebie, ze spałam. Martwie się wówczas wszystkim - kolejnym dniem, tym co może nastąpić, co może się nie wydarzyć... początkowo brałam po przebudzeniu w środku nocy tabletkę melatnoniny i dosypiałam do budzika. Później pomagały już dwie, obecnie już nie działa. Mam nawrót złych myśli. Przez to czuje się niewyspana.

Gdzie nie szukam pomocy to podpowiadają: siłownia i zajęcia grupowe redukują wewnętrzny stan napięcia niech pani spróbuje. Fajnie, ale ja już od kilku lat chodzę na siłownie i 2 w tygodniu na zajęcia. To może wysiłek na świeżym powietrzu? Biegam zawsze w weekend 10 km. No to rozkładają ręce.

I tak sobie wegetuje z wiecznym grymasem na twarzy i się zastanawiam gdzie podziała się ta dziewczyna, która z byle jakiej pracy wylatywała szybko na pociąg byleby pojechać tym wcześniejszym i luźniejszym aby mieć wolne miejsce na 40 minut lektury książki. Jak dojechałam do miasta rodzinnego to szybko na siłownie albo w dres i trening, prysznic, posiłek potreningowy i z uśmiechem na twarzy szybko obowiązki domowe żeby wyjść się spotkać albo powrócić do lektury. Słowem wszystko mnie cieszyło. Teraz? Czuje wewnętrzny wstyd, że już nie jest tak jak wcześniej i się samoumartwiam, zamieniłam się w księżniczkę jęczybułe. Jeszcze znak czasów pamiętam jak w centrum w robocie mijałam slalomem między ludźmi zmierzającymi na ten sam pociąg, gdyż miałam świadomośc, że on stoi już na peronie i ma max 2-3 minuty do odjazdu. Wiedziałam, że kolejny będzie bardziej zapchany i odjedzie dopiero za 15 minut uważałam, że to nielogiczne zmarnować kwadrans czasu wolnego. Ludzie jednak szli obojętnie, koło d. im to latało. Po latach to ja jestem jak oni, czy pojadę 15 minut później do domu czy nawet i pól godziny i tak niewiele to zmienia, inni mnie mijają... Smutna konstatacja, ale musiałam to z siebie wyrzucić.

Jak miałabym dokoptować dziecko gdy czuje podobny wewnętrzny stres? Musiałabym oszaleć.

To mnie zacytowałaś

A jak myslisz, czy gdybys byla z mezem w Polsce byloby ok?

Czy moze jakbys byla znowu singielka byloby ok?

Bo ja juz sama nie wiem czy pakowac walizki i wracac do Polski czy moze problem jest we mnie i niezaleznie od miejsca bede meczyc sie. Szkoda mi meza, bo on jest ok, chce zeby miedzy nami bylo dobrze, zebysmy spedzali czas razem. Wiadomo jak to jest - klotnie tez bywaja, ale bez patologicznych zachowan.

Czasem sobie mysle, ze za szybko wyszlam za maz - 10 m-cy znajomosci, poznalam go swiezo po rozstaniu, z wczesniejszym facetem bylam 8 lat 

sama juz nie wiem czy w Polsce bedzie lepiej...

Niestety jestem osoba, ktora szybko odnajduje minusy i to mnie doluje. Nie wiem czy optymizmu mozna sie nauczyc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ara

Nie da się tego zmienić jak już taka się stałas jesteś to już taka zostaniesz to będzie się z biegiem lat kumulowac i będzie tylko gorzej i gorzej  będziesz coraz bardziej sfrustrowana i będziesz obwiniac wszystkich za swoje niepowodzenia 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ara

Ta złość będzie w tobie dojrzewac przez co będziesz się wyzywać na tych których najbardziej kochasz  m.in. na dzieciach a one później zamkną się w sobie a dalej to już nie chcę pisać bo sama wiesz będzie tylko gorzej 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Zycie mi sie troche pogmatwało i nie z mojej winy. Jak czytam takie rady wez kapiel, pobiegaj i pocwicz na swiezym powietrzu, zrob makijaz to jeszcze wiekszego mam dola. Otoz finansowo klapa i to wielka, zmieni sie to jak bede mogla wiecej dorobic. Nie mam w domu cieplej wody. Nie mam pieniedzy na kosmetyki. Nie mam kasy zeby zalozyc wygodne spodnie w ktorych moglabym sobie pocwiczyc mimo ze to nie jest wielki wydatek ale dla mnie kazdy grosz sie liczy bo inaczej gloduje, ba nie mam normalnych spodni zeby wyjsc. Ludzie wy naprawde doceniajcie to co macie. Moim najwiekszym marzeniem jest kuchenka do kuchni a nie spokoj od dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
9 godzin temu, Gość Kasia napisał:

Jakbym czytała o sobie. Ja to nie mam nawet żadnej koleżanki. Po prostu nie utrzymuje z nikim kontaktów. Nie wychodzę do ludzi w ogóle, na wesela nie chodzę. Ogranicza mnie jeszcze otyłość, zawsze byłam gruba ale teraz wyglądam jak wieloryb. Jestem do niczego 😔

Kasia, zrezygnuj albo ogranicz pieczywo i makarony (węglowodany). Zastosuj jedzenie bez pszenne. Mi to pomogło zrzucić 10kg i nogi  już nie puchną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

Kupić działkę i uprawiać ją razem z mężem i dziećmi. Wspaniale relaksuje pod warunkiem, że spędzasz na niej czas bez presji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
11 minut temu, Gość Gosc napisał:

Zycie mi sie troche pogmatwało i nie z mojej winy. Jak czytam takie rady wez kapiel, pobiegaj i pocwicz na swiezym powietrzu, zrob makijaz to jeszcze wiekszego mam dola. Otoz finansowo klapa i to wielka, zmieni sie to jak bede mogla wiecej dorobic. Nie mam w domu cieplej wody. Nie mam pieniedzy na kosmetyki. Nie mam kasy zeby zalozyc wygodne spodnie w ktorych moglabym sobie pocwiczyc mimo ze to nie jest wielki wydatek ale dla mnie kazdy grosz sie liczy bo inaczej gloduje, ba nie mam normalnych spodni zeby wyjsc. Ludzie wy naprawde doceniajcie to co macie. Moim najwiekszym marzeniem jest kuchenka do kuchni a nie spokoj od dzieci.

Masz rację kiedyś też było u mnie biednie i wiem o czym mówisz dlatego najważniejsze mieć obok siebie ciepła kochana osobę która potrafi pocieszyć rozweselic a nie jeszcze dolowac. W moim domu rodzinnym było biednie ale staliśmy wszyscy za sobą murem, teraz lepiej z kasą ale co z tego jak mąż mniema w d... E. A problemy też są jak to w życiu a brak oparcia zrozumienia doluje strasznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
16 minut temu, Gość Gosc napisał:

Zycie mi sie troche pogmatwało i nie z mojej winy. Jak czytam takie rady wez kapiel, pobiegaj i pocwicz na swiezym powietrzu, zrob makijaz to jeszcze wiekszego mam dola. Otoz finansowo klapa i to wielka, zmieni sie to jak bede mogla wiecej dorobic. Nie mam w domu cieplej wody. Nie mam pieniedzy na kosmetyki. Nie mam kasy zeby zalozyc wygodne spodnie w ktorych moglabym sobie pocwiczyc mimo ze to nie jest wielki wydatek ale dla mnie kazdy grosz sie liczy bo inaczej gloduje, ba nie mam normalnych spodni zeby wyjsc. Ludzie wy naprawde doceniajcie to co macie. Moim najwiekszym marzeniem jest kuchenka do kuchni a nie spokoj od dzieci.

a na internet masz?? smartfona też masz?? czy klikasz z biblioteki miejskiej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
5 minut temu, Gość gosc napisał:

Kasia, zrezygnuj albo ogranicz pieczywo i makarony (węglowodany). Zastosuj jedzenie bez pszenne. Mi to pomogło zrzucić 10kg i nogi  już nie puchną.

Chodzi o rezygnację z glutenu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
14 minut temu, Gość gosc napisał:

a na internet masz?? smartfona też masz?? czy klikasz z biblioteki miejskiej?

Mam smartfona od 3 lat tego samego za 100 z lombardu 😉 internet mam bo firmowy numer meza i mozna korzystac do woli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×