Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Aśka

Mąż mnie wyzywa

Polecane posty

Gość Aśka
5 minut temu, SlodkaPaskuda napisał:

W sumie, dobre pytanie. Ten facet chyba nie potrafi żyć w związku. Może ma jakiegoś Aspergera albo co...

Znam osoby z aspergerem to dobrzy ludzie, tylko im jest ciężko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zestresowanaja

Odejść... To się wydaje takie łatwe. Szczególnie kiedy ciągle słucha się w milczeniu tych strasznych rzeczy i prosi, żeby tak nie mówił. Ale jak tylko zdecyduje sie na ten krok, to zaczynamy normalnie rozmawiać, przepraszać, bo wiadomo, ja też nie jestem idealna, choć sposób w jaki mój mąż mi to przekazuje jest dla mnie niedopuszczalny. I zaczyna być dobrze, on prosi o szansę, przeprasza, ja zaczynam wierzyć, że zrozumiał i to już nie wróci. Za każdym razem wierzę... Teraz przestałam, ale zaczynam się łamać... On jest taki jak na początku znajomości, miły, czuły, słucha mnie, traktuje z szacunkiem... A ja w napięciu czekam na atak. Chcę tego ataku. Bo wtedy nie będę miała wyjścia i odejdę, bo to by oznaczało, że teraz jest taki tylko na chwilę, że się nie zmieni. Z drugiej strony mam nadzieję, że nie będzie tego ataku. Myślę, że go kocham, a potem, że jednak nie, bo jak można kogoś kochać po tym wszystkim, ale przecież teraz jest inny, więc może jednak kocham... Nie mam poczucia bezpieczeństwa i ciągle jestem spieta, ale nie chce zaczynać wszystkiego od nowa... Kto mnie zechce... Dwoje dzieci, wygląd nie taki, lata swoje mam... Do tego sądy, ciągle pytania innych, bo przecież to byłby szok, że odeszłam od męża ... Nie mam na to siły 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aśka
33 minuty temu, Gość Zestresowanaja napisał:

Odejść... To się wydaje takie łatwe. Szczególnie kiedy ciągle słucha się w milczeniu tych strasznych rzeczy i prosi, żeby tak nie mówił. Ale jak tylko zdecyduje sie na ten krok, to zaczynamy normalnie rozmawiać, przepraszać, bo wiadomo, ja też nie jestem idealna, choć sposób w jaki mój mąż mi to przekazuje jest dla mnie niedopuszczalny. I zaczyna być dobrze, on prosi o szansę, przeprasza, ja zaczynam wierzyć, że zrozumiał i to już nie wróci. Za każdym razem wierzę... Teraz przestałam, ale zaczynam się łamać... On jest taki jak na początku znajomości, miły, czuły, słucha mnie, traktuje z szacunkiem... A ja w napięciu czekam na atak. Chcę tego ataku. Bo wtedy nie będę miała wyjścia i odejdę, bo to by oznaczało, że teraz jest taki tylko na chwilę, że się nie zmieni. Z drugiej strony mam nadzieję, że nie będzie tego ataku. Myślę, że go kocham, a potem, że jednak nie, bo jak można kogoś kochać po tym wszystkim, ale przecież teraz jest inny, więc może jednak kocham... Nie mam poczucia bezpieczeństwa i ciągle jestem spieta, ale nie chce zaczynać wszystkiego od nowa... Kto mnie zechce... Dwoje dzieci, wygląd nie taki, lata swoje mam... Do tego sądy, ciągle pytania innych, bo przecież to byłby szok, że odeszłam od męża ... Nie mam na to siły 

Wiesz, są tylko dwa wyjścia z tej sytuacji. Odejść albo zostać. Wiesz już co cię czeka kiedy zostaniesz, znasz sytuację na wskroś.

Musielibyście oboje bardzo chcieć zmiany, pracować nad sobą i wzajemnie się wspierać. I nawet wtedy nie byłby to łatwy związek.

Albo uznać za fakt, że sytuacja się nie uzdrowi a będzie tylko gorzej i dać mu żyć tak jak chce...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zestresowanaja

znane zło wydaje się być lepsze niż nieznane, choćby i nawet dobro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
14 godzin temu, Gość Aśka napisał:

Znosiłam to jakieś 3lata no ileż można??

Dzisiaj mu powiedziałam że sobie tego nie życzę i żeby się określił czego on odemnie chce. Powiedział że jak ja zmienię do niego nastawienie to on przestanie. I pytam po co chcesz żyć z wariatką, bo ja się nie zamierzam zmieniać. Nie bierze mojego zdania pod uwagę w ważnych sprawach. Nie wiem jaki to ma sens... Jak mówię mu że chce się rozstać bo tak dłużej nie wytrzymam to on twierdzi, że tylko ja widzę problem i że niby jest wszystko ok.

wiesz mysle ze jak takich rzeczy nie przystopuje sie od razu - potem ciezko, lub jest to nawet niemozliwe.

Uwazam ze w takich sytuacjach wszelkie ranimacje zwiazkow nie maja sensu, jesli masz gdzie odejsc to nie wachaj sie,

bedzie dobrze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aśka
13 minut temu, 84Michal84 napisał:

wiesz mysle ze jak takich rzeczy nie przystopuje sie od razu - potem ciezko, lub jest to nawet niemozliwe.

Uwazam ze w takich sytuacjach wszelkie ranimacje zwiazkow nie maja sensu, jesli masz gdzie odejsc to nie wachaj sie,

bedzie dobrze

Dziękuję.

Nie mam gdzie odejść, nie mam rodziny ani przyjaciół, nie mam pracy, nie mam już nawet godności. Ale wiem, że mam takie samo prawo jak wszyscy inni ludzie do życia, a przy nim moje życie gaśnie.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×