Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Kjurczak

O 500+ raz jeszcze

Polecane posty

Cześć. 

Mimo, że temat jest wałkowany wszędzie od długiego czasu to nie zauważyłem nigdzie kontrargumentu dla jego przeciwników (częściowych zwolenników?) - czyli wypłacania świadczenia tylko dla pracujących, aby uniknąć wspierania z podatków tzw. "patologii".

Na samym początku proszę o brak upolitycznienia dyskusji. Ważne są argumenty za i przeciw dla pomocy socjalnej na dziecko.

By zobrazować problem wyobraźmy sobie, że 500 plus obowiązuje od 1989 (waloryzacja i inflacja nie są tutaj ważne). Przenieśmy się w czasie do roku 2002. Dziura Bauca. Bezrobocie sięgające 20%. Rynki europejskie zamknięte przed Polakami (nie byliśmy w Unii). Temat 500 plus rozgrzewa każdą dyskusję już od dekady. Wyzywanie każdego beneficjenta od patologii, szczura i dziecioroba na porządku dziennym. I nagle okazuje się, że ludzie wykształceni ląduja na bezrobociu (co 5 osoba w wieku produkcyjnym w Polsce). Z dnia na dzień typowa rodzina 2+2, ojciec inżynier mechanik, matka pracownica banku tracą pracę. I automatycznie świadczenie. Z dnia na dzień z 5k wspólnej pensji i 1k świadczenia mają zero. 

Z drugiej strony rozwijają się patologie rynku pracy. Pracownicy budżetówki, z racji małego ryzyka bezrobocia zaczynają się zachowywać prawie jak za komuny ("proszę o spokój, ja tu mięso mam!"). Zaczyna się nepotyzm, zatrudnianie za procent od 500+. 

Pamiętajmy, że taka sytuacja może wrócić. W Polsce jest "znośnie" od ilu lat? 5-10? 

Biorąc to pod uwagę, brak warunkowania pobrania świadczenia w zależności od pracy jest chyba najlepszym rozwiązaniem. Pamiętajmy, że w założeniu ten program miał wspomagać dzietność (czy działa - na razie ciężko powiedzieć). Jeśli miałby być warunkowany podjęciem pracy to jaki byłby jego sens? Jak człowiekowi wahającemu się czy decydować się na dziecko miałby pomóc? Mam pracę to żyję jak król, nie mam to nagle jestem żebrakiem? Lepiej mieć zawsze świadomość, że w razie gorszych czasów przynajmniej będę miał dla dziecka na suchą bułkę. Jeśli nie to lepiej w ogóle nie wprowadzać takiego programu.

A z drugiej strony, dlaczego nie wprowadzać?

Polska obrała po transformacji drogę koślawego państwa socjalnego. Czyli - płacisz duże podatki a z drugiej strony nic od państwa nie dostajesz (ok, mamy darmową edukację i opiekę zdrowotną, ale na słabym poziomie). Dopiero w tym momencie zaczęło to jakoś wyglądać - tzn. państwa opiekuńczego. Tzn. płacisz za usługę (w podatkach) a w zamian masz świadczenia, leki refundowane, sieć dróg (pomijamy koszty autostrad). Tu zawsze ktoś będzie poszkodowany. Robotnik bo musi opłacać studentom darmową naukę z której sam nie korzysta. Okaz zdrowia za leki refundowane. Po co zaprzątać sobie tym głowę? 

Mam mieć pretensję do tego, że nie urodziłem się w kraju liberalnym na wzór USA? Tzn. nie płacę takich podatków ale nie mam świadczeń? 

Mieszkam tu i cieszę, się że to zaczęło działać jak należy. 

Typowy argument przeciwników, cytat z Thatcher o tym, że państwo nie ma własnych pieniędzy również do mnie nie trafia. To jest oczywiście prawda. Ale ja nie chcę sam wszystkiego ogarniać - bo po prostu nie mam do tego kompetencji/czasu/możliwości. Płacę więc za usługę (w sporych podatkach) i oczekuję jej wykonania - budowa dróg, ubezpieczenia, bezpieczeństwo energetyczne, wojsko. Równie dobrze mogę sprafrazować "notariusz nie ma swoich pieniędzy". Ano nie ma. Ja mu płacę i oczekuję wykonania usługi bo sam nie mam jego kompetencji/uprawnień i aktu notarialnego nie napiszę. Rozumiecie analogię?

Kolejny argument przeciwników - lepiej by te środki były przeznaczone na budowę szkół/szpitali itp. To gdzie te szkoły, które powstały przez 25 lat po transformacji, gdy ten program nie obowiązywał? Żeby miarodajnie porównać to weźmy rok przed wprowadzeniem 500+ i po (bo budżety podobne). Jest jakaś diametralna różnica w budowie tych szpitali? Jeśli nie to wychodzę z założenia, że dużo pieniędzy jest marnowanych przez państwo i chyba jednak lepiej dać je obywatelom. 

Ostatni kontrargument - napędzenie inflacji i galopujące ceny. Nie twierdzę, że ceny nie rosną. Ale również pytanie - czy aż tak diametralnie? Przecież przed wprowadzeniem programu rok w rok płaciłem coraz więcej. Pod koniec lat 90 za bilet normalny w moim mieście płaciłem 90 groszy. W 2014 już 3 złote. Także ceny chyba też galopowały.

Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Mniemanologia  stosowana 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
19 minut temu, Kjurczak napisał:

 

Typowy argument przeciwników, cytat z Thatcher o tym, że państwo nie ma własnych pieniędzy również do mnie nie trafia. To jest oczywiście prawda. Ale ja nie chcę sam wszystkiego ogarniać - bo po prostu nie mam do 

Zgadza się nie ogarniasz niczego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Gość Gość napisał:

Mniemanologia  stosowana 

Mniemanologia? 20% bezrobocie już było. Jeszcze na początku dekady było dwucyfrowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Gość Gość napisał:

Zgadza się nie ogarniasz niczego

🙂 zero argumentów? Czy wiesz, ale nie powiesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
1 godzinę temu, Kjurczak napisał:

🙂 zero argumentów? Czy wiesz, ale nie powiesz?

Ja wszystko wiem ale nie powiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×