Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość albert

porada, czy jestem w stanie to uratować...

Polecane posty

Gość albert

Witam wszystkich, piszę tu pierwszy raz choć ostatnio przeglądam was często, chyba musze się gdzieś wyżalić bo sam już nie daje rady.

Otóż jestem ze swoją partnerką ponad 12 lat, wiadomo, raz było lepiej raz było gorzej, ale zawsze jakoś dawaliśmy radę. Obydwoje przeprowadziliśmy się do nowego miasta aby być ze sobą, wiele starych naszych znajomości przez to się rozpadło a kontakt z rodzina popsuł (nawiąże do tego później). Moja partnerka jest osoba depresyjną, o czym wiedziałem jak się poznawaliśmy, ale nie miałem pojęcia o skali z jaką się zmaga. Kilka lat temu (około 2 od poznania) w jej oczach ją zawiodłem (nie doszło do żadnej zdrady – jednak w jej oczach nadszarpnąłem jej zaufanie) od tego czasu zamknęła się na świat jeszcze mocniej. Zaczęły się problemy w jej pracy, z której w końcu zrezygnowała, nie pracuje już prawie 6 lat (czasem ima się jakiś dorywczych zajęć). Przez lata próbowałem odbudować zaufanie, dawałem jej czas na pokonanie wszelkich wątpliwości, zrezygnowałem z życia towarzyskiego (znajomi, przyjaciele) tak aby nie wzbudzało nic w niej podejrzeń. Starałem się być oparciem, nie naciskałem na sytuację materialną, myślałem, że jak dam jej czas ona się przełamie. Taką sytuację mieliśmy kilka lat, i choć było ciężko nie narzekałem. Ponad rok temu jednak coś we mnie pękło, wieczorem podczas rozmowy która przerodziła się w kłótnie, wyrzuciłem z siebie wszelkie, wątpliwości i żale jakie mam. Powiedziałem jej, że przestaje się czuć bezpiecznie, choć chyba mnie nie zrozumiała, mi chodzi o bezpieczeństwo jakie daje związek, ona skupia się na finansach. Po rozmowie miałem wrażenie że sytuacja się oczyściła, jednak kilak miesięcy później znów jesteśmy w tym samym momencie życia.

Podczas kłótni, cały czas wypomina mi zdarzenie z przed lat, a ja nie mam już siły przepraszać. Najgorzej że przez to nasza komunikacja szwankuję, bo wiem, że zawsze jak rozmowa będzie niewygodna, ona zacznie to wypominać a ja zamknę się w sobie, bojąc się że ją znów skrzywdzę mówiąc za dużo.

Kocham ją, tak jak kocha się po kilku latach, to nie motyle, ale przywiązanie i szacunek, zależy mi na jej szczęściu, mam jednak nieodparte wrażenie, które nasila się od jakiegoś czasu, że dalej tak żyć nie mogę. Przez wszystko co się wydarzyło, zamknąłem się na świat i ludzi, z osoby raczej pogodnej stałem się mrukiem, którego nic nie cieszy. Kontakty z ludźmi sprawiają mi problem, rodzinne zaniedbałem pomijając wiele wydarzeń, które były istotne. Zbliżam się do 40, i nie wyobrażam sobie że tak może wyglądać następne 12 lat mojego życia. Nie wiem co mam robić, mam ważenie, że chcąc ratować osobę depresyjną sam popadłem w depresję…

Czy ktoś z was przeżył coś podobnego?      

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paris
35 minut temu, Gość albert napisał:

Witam wszystkich, piszę tu pierwszy raz choć ostatnio przeglądam was często, chyba musze się gdzieś wyżalić bo sam już nie daje rady.

Otóż jestem ze swoją partnerką ponad 12 lat, wiadomo, raz było lepiej raz było gorzej, ale zawsze jakoś dawaliśmy radę. Obydwoje przeprowadziliśmy się do nowego miasta aby być ze sobą, wiele starych naszych znajomości przez to się rozpadło a kontakt z rodzina popsuł (nawiąże do tego później). Moja partnerka jest osoba depresyjną, o czym wiedziałem jak się poznawaliśmy, ale nie miałem pojęcia o skali z jaką się zmaga. Kilka lat temu (około 2 od poznania) w jej oczach ją zawiodłem (nie doszło do żadnej zdrady – jednak w jej oczach nadszarpnąłem jej zaufanie) od tego czasu zamknęła się na świat jeszcze mocniej. Zaczęły się problemy w jej pracy, z której w końcu zrezygnowała, nie pracuje już prawie 6 lat (czasem ima się jakiś dorywczych zajęć). Przez lata próbowałem odbudować zaufanie, dawałem jej czas na pokonanie wszelkich wątpliwości, zrezygnowałem z życia towarzyskiego (znajomi, przyjaciele) tak aby nie wzbudzało nic w niej podejrzeń. Starałem się być oparciem, nie naciskałem na sytuację materialną, myślałem, że jak dam jej czas ona się przełamie. Taką sytuację mieliśmy kilka lat, i choć było ciężko nie narzekałem. Ponad rok temu jednak coś we mnie pękło, wieczorem podczas rozmowy która przerodziła się w kłótnie, wyrzuciłem z siebie wszelkie, wątpliwości i żale jakie mam. Powiedziałem jej, że przestaje się czuć bezpiecznie, choć chyba mnie nie zrozumiała, mi chodzi o bezpieczeństwo jakie daje związek, ona skupia się na finansach. Po rozmowie miałem wrażenie że sytuacja się oczyściła, jednak kilak miesięcy później znów jesteśmy w tym samym momencie życia.

Podczas kłótni, cały czas wypomina mi zdarzenie z przed lat, a ja nie mam już siły przepraszać. Najgorzej że przez to nasza komunikacja szwankuję, bo wiem, że zawsze jak rozmowa będzie niewygodna, ona zacznie to wypominać a ja zamknę się w sobie, bojąc się że ją znów skrzywdzę mówiąc za dużo.

Kocham ją, tak jak kocha się po kilku latach, to nie motyle, ale przywiązanie i szacunek, zależy mi na jej szczęściu, mam jednak nieodparte wrażenie, które nasila się od jakiegoś czasu, że dalej tak żyć nie mogę. Przez wszystko co się wydarzyło, zamknąłem się na świat i ludzi, z osoby raczej pogodnej stałem się mrukiem, którego nic nie cieszy. Kontakty z ludźmi sprawiają mi problem, rodzinne zaniedbałem pomijając wiele wydarzeń, które były istotne. Zbliżam się do 40, i nie wyobrażam sobie że tak może wyglądać następne 12 lat mojego życia. Nie wiem co mam robić, mam ważenie, że chcąc ratować osobę depresyjną sam popadłem w depresję…

Czy ktoś z was przeżył coś podobnego?      

Nie przeżyłam takiej sytuacji, ale wcale się nie dziwię że napisałeś to w takim momencie. Zima w naszym klimacie to taki nieciekawy okres 🙂 Rozumiem, że nie macie dzieci (nic nie wspomniałeś na ten temat)?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Nie nie mamy dzieci, 

to fakt, depresja dopada mocniej w zimie, dodatkowo u nas święta to nieciekawy okres

mam wrażenie że stoję w rozkroku, boje się że ją krzywdzę zostając z nią, i boje się że skrzywdzę ją strasznie decydując się na odejście. 

nie nadmieniłem tego również wcześniej, proponowałem terapię na którą się nie zgodziła, proponuję ją ostatnio coraz częściej ale chce jej zrazić więc nie stawiam sprawy na ostrzu noża.  

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ell.

Jesli napisales obiektywna prawde, nie subiektywna to uwazam, ze nie mozna byc z kims z litosci. Mowisz, ze kochasz i wierze Ci w te slowa. Jednak nie znaczy to, ze musisz brac odpowiedzialnosc za dorosla osobe. To jest czysty egoizm, ze przez 6 lat nie zrobila nic, by brac chocby leki na depresje. Wiele osob ja ma, ale musi pracowac, bo z czegos zyc trzeba. A gdyby byla samotna matka, to tez by nic z depresja nie zrobila.Jest duza dziewczynka z argumentem depresji. 

Mozliwe, ze zawaliles w ktoryms momencie. Ale nie da sie cale zycie pokutowac za blad. Nie karze sie za blad 2 razy, co dopiero cale zycie. 

Albo sie wybacza i przepracowuje  to w sobie. Albo po prostu zostawia sie tego kogos i uklada zycie od nowa. Nie ma innych prawidel. 

Ty nie masz obowiazku ja targac przez zycie. Ba- ja trzeba wreszcie zmusic do wziecia zycie w swoje rece. Z czym ta kobieta zostanie, gdybys zostawil ja, umarl, czy mial nieszczesliwy wypadek. 

Poki kobieta nie ogarnie sie, to nie masz co sie ludzic, ze uratujesz wasz zwiazek. 

Zniszczyc sobie zycie, bo kobieta nie chce stac sie dorosla osoba? . Ludzie po chorobie nowotworowej pracuja, wychowuja dzieci, zyja. 

A tu taki mazgaj. Przez 6 lat wyhodowales placzke i duze dziecko. 

Czas na radykalne kroki. 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paris

Do autora: daj jej (partnerce) do przeczytania to co napisała Ell. Może się otrząśnie 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Jestes dobrym czlowiekiem, ale nie jestes terapeuta. To nie Ty powienienes "leczyc" jej depresje, a specjalista. Patrzac na jej szczescie, zadowolenie, wygode tracisz swoje szczescie, radosc zycia. Dajesz wsparcie, ale czy je otrzymujesz? Mam wrazenie, ze Twoja partnerka zdaje sobie sprawe, ze powinna sie ogarnac- chocby wyjsc do ludzi, znalezc prace. Stworzyles jej dobre warunki do wegetacji, po co ma to zmieniac? Jak bylo wam ciezko imala sie tych zajec, by Cie wspomoc? Nie potrafi wybaczyc Ci bledu sprzed lat, nie wspiera, a "bezpieczenstwo" jest rownoznaczne z finansami. Dobrze radzisz z ta terapia, jesli ona nie chce, idz sam, Twoje zdrowie szwankuje i nie dziwie sie, ze tak sytuacja Cie przytlacza... Moze jedyna opcja jest postawic sprawe na ostrzu noza, moze nie zmienisz jej, ale zmienisz swoje zycie. Zycze Ci duzo sily.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Dziękuje wszystkim za te słowa, łzy same płyną do oczu Ell opisał wiele rzeczy bardzo trafnie, Gosc również. Najgorzej że ja to wiem, jakiś czas temu pękłem, mimo iż nie chciałem wyrzuciłem z siebie dużo, o braku bezpieczeństwa, miałem głęboką nadzieję że taka rozmowa oczyści atmosferę, sprawi że stanie się nam lżej, jednak nic to nie dało, po paru tygodniach wszystko wróciło do normy. Naprawdę chciałbym jej pomóc, ale nie wiem już jak, a lata lecą, zdrowie powoli nie to, i boję się o nas z takiego ludzkiego punktu widzenia, co będzie gdy któremuś z nas coś się stanie ... 

A jednocześnie serce boli, bo nie tak miało się to skończyć, i czasem czuję się podlę że o tym myślę, bo wydaję mi się, że gdyby nie jej choroba/nastawienie wszystko mogło by być inaczej ... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
3 godziny temu, Gość albert napisał:

Nie nie mamy dzieci, 

to fakt, depresja dopada mocniej w zimie, dodatkowo u nas święta to nieciekawy okres

mam wrażenie że stoję w rozkroku, boje się że ją krzywdzę zostając z nią, i boje się że skrzywdzę ją strasznie decydując się na odejście. 

nie nadmieniłem tego również wcześniej, proponowałem terapię na którą się nie zgodziła, proponuję ją ostatnio coraz częściej ale chce jej zrazić więc nie stawiam sprawy na ostrzu noża.  

Boże... jakby ktoś wyciągnął to co we mnie siedzi. Jestem z osobą, która jest cudowna, niczego jej nie brakuje, a ja na swojej drodze nie spotkałem nigdy nikogo tak dobrego. Jednak moja partnerka, ma wieczne doły, wiecznie smutna, mogę na rzęsach stawać i to nic nie da. To wszystko sprawia, że mam wrażenie, że to wszystko moja wina, że w tym "układzie", to ja jestem błędem, który sprawia że ona jest nieszczęśliwa. Może tak jak Ty autorze powinienem po prostu odejść

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dawno odkochana

Ta kobieta tkwi w głębokiej depresji która spowodowała silną blokadę ,sama jej nie przełamie bez pomocy terapeuty..jeśli nie jesteś jej mężem nie masz obowiązku trwać przy niej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Wiem, że obowiązku nie mam, jednak lata bycia razem, budowania czegoś, chęci na życie do końca sprawiają iż czuję się odpowiedzialny. Dodatkowo ona jest całkowicie zależna ode mnie finansowo więc jakikolwiek ruch z mojej strony załamuję jej życie dwa razy. 

Nadmienię tylko że oczywiście nie uważam ją za winną wszystkiemu, sam wiem że nie jestem święty, ostatni rok był ciężki, na pewno nie było z mojej strony tyle wyrazów uczucia ile powinno być, nie było codziennych zapewnień, nie dawałem rady, nie będę tego tłumaczyć pracą choć na pewno miała na to wpływ, ... takie codzienne martwienie się o jutro mnie zjada od środka. Czasem czuję się paskudnie, bo wydaję mi się że chce budować swoje szczęście na jej krzywdzie 😞 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paris
2 minuty temu, Gość albert napisał:

Wiem, że obowiązku nie mam, jednak lata bycia razem, budowania czegoś, chęci na życie do końca sprawiają iż czuję się odpowiedzialny. Dodatkowo ona jest całkowicie zależna ode mnie finansowo więc jakikolwiek ruch z mojej strony załamuję jej życie dwa razy. 

Nadmienię tylko że oczywiście nie uważam ją za winną wszystkiemu, sam wiem że nie jestem święty, ostatni rok był ciężki, na pewno nie było z mojej strony tyle wyrazów uczucia ile powinno być, nie było codziennych zapewnień, nie dawałem rady, nie będę tego tłumaczyć pracą choć na pewno miała na to wpływ, ... takie codzienne martwienie się o jutro mnie zjada od środka. Czasem czuję się paskudnie, bo wydaję mi się że chce budować swoje szczęście na jej krzywdzie 😞 

A jakie na co dzień wykonujesz gesty w stosunku do niej , mam na myśli czy się przytulacie tak po prostu do siebie( wydziela się oksytocyna 🙂)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Ostatnio, przyznaję mniej, stworzyła się między nami bariera którą coraz ciężej pokonać, owszem rozmawiamy ze sobą, i to dość uprzejmie, ale raczej tylko na podstawowe tematy, gdy schodzimy na coś bardziej poważnego, niestety często kończy się to kłótnia lub podniesionym głosem. Później, ale mamy ciche popołudnie, albo udajemy że nic się nie stało. To nie zdrowe, i zdaję sobie z tego sprawę, jednak gdy w wakacje próbowałem rozmawiać znów została mi wyciągnięta sytuacja z przed lat ... w święta to samo, wtedy rozmowa dla mnie się kończy, nie jestem w stanie pokutować latami za to samo, zwłaszcza że były lata gdy naprawdę się starałem. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
2 minuty temu, Gość albert napisał:

Ostatnio, przyznaję mniej, stworzyła się między nami bariera którą coraz ciężej pokonać, owszem rozmawiamy ze sobą, i to dość uprzejmie, ale raczej tylko na podstawowe tematy, gdy schodzimy na coś bardziej poważnego, niestety często kończy się to kłótnia lub podniesionym głosem. Później, ale mamy ciche popołudnie, albo udajemy że nic się nie stało. To nie zdrowe, i zdaję sobie z tego sprawę, jednak gdy w wakacje próbowałem rozmawiać znów została mi wyciągnięta sytuacja z przed lat ... w święta to samo, wtedy rozmowa dla mnie się kończy, nie jestem w stanie pokutować latami za to samo, zwłaszcza że były lata gdy naprawdę się starałem. 

Boże Albert, jakbym czytał o sobie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

przykro mi, że nie tylko ja się zmagam z takimi problemami, wiem co musisz czuć, i wiem że nie jest to łatwe 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
4 minuty temu, Gość albert napisał:

przykro mi, że nie tylko ja się zmagam z takimi problemami, wiem co musisz czuć, i wiem że nie jest to łatwe 

też nie wiem co robić. Czasami myślę, że powinienem odejść i to by było dla niej najlepsze. Później przychodzi jeden, czy dwa dobre dni i znów wraca nadzieja. Później znów kilka dni okropnych. Taka karuzela trwa cały czas. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

tak znam to uczucie, znam ten stan, gdy chcesz dać kolejną szanse temu związkowi, nie wiem ile byliście razem, i czy mieszkacie ze sobą, oraz ile ten czas trwa u Ciebie, ale powiem Ci szczerze u mnie z każdym rokiem jest gorzej. To parszywe tak pisać wiem, jednak ja widzę jak sam zmieniam siebie, dla otoczenia i dla bliskich, ...  

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika
2 godziny temu, Gość Ell. napisał:

Zniszczyc sobie zycie, bo kobieta nie chce stac sie dorosla osoba? . Ludzie po chorobie nowotworowej pracuja, wychowuja dzieci, zyja. 

A inni majac zdrowie, mlodosc i pieniadze sie zabijaja...

Porownania nic nie dadza.

Do Autora:

Oczywiscie, ze trzeba chocby podjac probe ratowania.

Porozmawiaj o tym z dziewczyna i sprobujcie terapii pod okiem specjalisty.

Ty sam (jak ktos napisal) nie pomozesz Jej, byc moze tez potrzebujesz pomocy.

Sprobujcie:)

Zycze powodzenia:)

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Monika, 

również czasem tak myślę, właściwie często, jest mi po prostu coraz ciężej i musiałem się wygadać 😞

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Jedyną osobą, która jest w stanie zmienić sytuację jesteś Ty, bo partnerka ślizga się przez życie, a nie podejmuje kroków by o własnych siłach iść dlatego nie oczekuj takiego kroku. Ona niczego nie zmieni i ja nie jestem pewna czy to depresja czy wyuczona niezaradność, doły natomiast są skutkiem poczucia beznadzieji wynikającej z niezaradności, a nie depresji.  Żeby się upewnić znus ją do wizyty u psychologa, nie pytaj, umów i zawieź, on rizfryzie problem i nie da sobie wmówić, że to wina Twojego błędu sprzed xx lat, ten Twoj błąd stał się jej bronią przeciwko Twoim argumentom.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

tak stał się, masz całkowita rację, 

spróbuję na pewno jeszcze z psychologiem, gdyż sam nie wiem co poradzić, boję się postawić sprawę na ostrzu noża bo wyprowadzką straszyła mnie nie raz (pakowanie się w nerwach ...)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ell.

To niech sie wyprowadza. Czlowiek w ciezkiej depresji to nie myje sie, nie je, nie ma sily wstac. Jak Ona ma sile sie klocic, strzelac fochy, wyprowadzac sie i pakowac, to zadna depresja a zwykle slizganie sie przez zycie. 

Kiedys o takich kobietach mowilo sie, ze to melancholia. Takie damy co nic nie robily, tylko ziewaly, lezaly pod parasolka i smecily, jaki to swiat jest trudny i wszyscy zli. Im sie wszystko nalezy przeciez. Bo przeciez urodzily sie i wyrosly. Teraz klekajcie narody. 

Zahukala cie, stales sie jej zakladnikiem i zamiast potrzasnac kobieta, to jeszcze bardziej stajesz sie jej podnozkiem. Ani jej to nie sluzy, ani tobie. 

Czlowiek chory szuka ratunku u profesjonalisty.Tak to jest zawracanie kijem rzeki. 

Czytam Cie i oprocz tego, ze jestes dobrym czlowiekiem, to dales sie wpedzic w kozi rog. 

Ochlon przede wszystkim ty i nie poddawaj sie szantazom wyprowadzkowym. 

Jak chora - marsz do lekarza. I do terapeuty. 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Dziękuję wszystkim za wypowiedzi, 

przyznaje liczyłem się z tym że zostanę objechany tym że zmarnowałem jej życie, zaskoczyliście mnie pozytywnie, i jest to na pewno jedna z milszych rzeczy jakie przyszło mi przeczytać ostatnio 

 

daliście mi też dużo do myślenia, zarówno w jedna jak i w drugą stronę, 

dziękuję jeszcze raz 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, Gość albert napisał:

porada, czy jestem w stanie to uratować... 

Nie, jeśli nie zmienisz postawy i nie zaczniesz konsekwentnie wymagać zmian. W kontaktach i bliższych relacjach z osobami cierpiącymi na depresję - czy innego rodzaju zaburzenia, bądź uzależniania - przede wszystkim należy pamiętać i dbać o to, by nie pozwolić im się na sobie 'wieszać' i stawać niesamodzielnymi. Nie przejmować za nie odpowiedzialności, nie wyręczać i nie rozczulać się, tylko wspierać rozsądnie, wskazując obowiązki i oczekując ich dopełnienia. Pozwolić być dojrzałymi dorosłymi jednostkami ponoszącymi konsekwencje za własne błędy i niedopatrzenia. Natomiast, Autorze, poddałeś się emocjom i własnemu instynktowi opiekuńczemu, skutkiem, zrobiłeś z partnerki niezaradne egoistyczne dziecko, pozwalając wykorzystywać Cię i manipulować Tobą.

6 godzin temu, Gość albert napisał:

[...] Moja partnerka jest osoba depresyjną, o czym wiedziałem jak się poznawaliśmy, ale nie miałem pojęcia o skali z jaką się zmaga. [...]

Niewiedza skazuje na problemy. Przede wszystkim dokształć się, zasięgnij wiedzy specjalistycznej, uświadom sobie, z czym masz do czynienia, jakimi mechanizmami kieruje się Twoja partnerka. Oraz jakim podlegasz Ty w tym swoistym współuzależnieniu. Warto, byś sam skonsultował się z psychologiem i nauczył odpowiedniego podejścia, wypracował techniki ''samoobrony'', by przestać samemu sobie wyrządzać krzywdę.

6 godzin temu, Gość albert napisał:

[...] Przez lata próbowałem odbudować zaufanie, dawałem jej czas na pokonanie wszelkich wątpliwości, zrezygnowałem z życia towarzyskiego (znajomi, przyjaciele) tak aby nie wzbudzało nic w niej podejrzeń. Starałem się być oparciem, nie naciskałem na sytuację materialną, myślałem, że jak dam jej czas ona się przełamie. [...]

Krótko mówiąc byłeś za dobry. Egoistycznie wierzyłeś, że Twoje starania i zaangażowanie cudownie uzdrowią partnerkę. Ale tak się nie stanie, ponieważ nie jesteś winien jej zaburzenia, nie odpowiadasz za nie i nie jesteś terapeutą. Partnerce może pomóc jedynie ona sama - jej wola, starania i samozaparcie na drodze rozprawiania się z samą sobą przy udziale lekarza specjalisty. Twoja zaś rola powinna zakończyć się na mobilizowaniu do działania, kierunkowaniu na leczenie oraz wspieraniu pozytywnych jego efektów.

51 minut temu, Gość albert napisał:

[...] boję się postawić sprawę na ostrzu noża bo wyprowadzką straszyła mnie nie raz (pakowanie się w nerwach ...) [...]

Niech idzie. Pozwól jej brać odpowiedzialność za własne decyzje i własne życie. Nie poddawaj się manipulacji i szantażom. Masz prawo mówić głośno o nieprawidłowościach w Waszej relacji, o swoich potrzebach i konieczności zmian, masz prawo oczekiwać od niej, by się ustosunkowała i wzięła w garść. Jeśli jej jedyną odpowiedzią jest ucieczka - uszanuj to. Może to być dla niej szansa na uświadomienie sobie niektórych kwestii, a dla Ciebie, by nabrać dystansu. Jeśli jej własny komfort i patologia przeważają nad uczuciami do Ciebie, chęcią wspólnego budowania zdrowej relacji... to i tak nic by z niej dobrego nie wynikło. Nie warto zatrzymywać na siłę kosztem własnego zdrowia i dobra. Osoby zaburzone, jeśli nie zawalczą o siebie, spędzą życie w samotności, bądź poszukując kolejnych ''rodziców'', by móc na nich 'żerować', obwiniać ich i przelewać frustracje.  A to droga donikąd dla obu stron.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Nenesh - to bardzo wartościowy wpis, czytam dużo, o osobach z depresją, i o tym jak z nimi rozmawiać, problem mam taki, że gdy ja nie poddaję się jej manipulacji (np. podczas rozmowy proszę abyśmy nie krzyczeli, lub abyśmy wyrażali się w sposób "uważam że, ... gdy robisz to ... ja czuję wtedy ..." zamiast bo Ty zawsze, bo Ty nigdy ....) ona odbiera to jako atak, i czasem przyznaje, mi wtedy niestety już puszczają nerwy, najczęściej zamykam się w sobie nie chcąc dalej dążyć do konfrontacji ... wiem to nie dobre z mojej strony, jednak są dni gdy inaczej już nie potrafię. 

Co do pakowania, to ostatnim razem, starałem się przyjąć taką postawę, bardziej twardą, że niech idzie, ale ona nie myśli wtedy racjonalnie, w środku nocy zaczyna chodzić po mieście, a ja od okna do okna wyglądam gdzie się podziewa. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
6 minut temu, Gość albert napisał:

Nenesh - to bardzo wartościowy wpis, czytam dużo, o osobach z depresją, i o tym jak z nimi rozmawiać, problem mam taki, że gdy ja nie poddaję się jej manipulacji (np. podczas rozmowy proszę abyśmy nie krzyczeli, lub abyśmy wyrażali się w sposób "uważam że, ... gdy robisz to ... ja czuję wtedy ..." zamiast bo Ty zawsze, bo Ty nigdy ....) ona odbiera to jako atak, i czasem przyznaje, mi wtedy niestety już puszczają nerwy, najczęściej zamykam się w sobie nie chcąc dalej dążyć do konfrontacji ... wiem to nie dobre z mojej strony, jednak są dni gdy inaczej już nie potrafię. 

Co do pakowania, to ostatnim razem, starałem się przyjąć taką postawę, bardziej twardą, że niech idzie, ale ona nie myśli wtedy racjonalnie, w środku nocy zaczyna chodzić po mieście, a ja od okna do okna wyglądam gdzie się podziewa. 

Wiesz co? Przeczytałem co tu piszesz. Nie mogę zrozumieć jednego. 6 lat ( czy ileś tam), kobieta Cię terroryzuje tym co kiedyś zrobiłeś tak? I Ty serio ustawiłeś życie by odpowiadało jej potrzebą i ją wciąż za to przepraszasz? Weź głęboki oddech, spójrz na to z boku. Nie uważasz, że już pora powiedzieć jej- Tak zrobiłem to, nie odstanie się albo to akceptujesz i idziemy dalej razem, albo wiesz gdzie są drzwi? Wiem, że to mocne słowa ale ile można? Życie sobie człowieku niszczysz tym, ze X lat temu coś zrobiłeś? Co Ty zabiłeś kogoś i w więzieniu siedzisz? Zgwałciłeś? Za swoje przewinienie nie trafiłeś do więzienia, a ja zastanawiam się co by było lepsze. Jeśli sprzedawałbyś np. narkotyki to już dawno byś wyszedł na wolność i zaczął nowe życie, wiesz o tym? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Gosc - własnie rok temu zacząłem zdawać sobie z tego sprawę, stąd też zmiana mojego zachowania względem jej, co ona odbiera jako moją oziębłość, nie potrafię jej pewnie zakomunikować poprawnie tego co czuję. Oczywiście ja również się zmieniłem, sytuacja w domu, jaki nie będę ukrywał częste martwienie się o pieniądze, sprawiły że dużo mniej optymistycznie patrzę na świat, co niestety przekłada się na kontakt z nią, mimo iż staram się tego nie robić. Czasem jednak po 12/14 h pracy jest po prostu ciężko, starać się być optymistą. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jtfdr45677

Terapia i niech szuka pracy chociaż na pół etatu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
3 godziny temu, Gość albert napisał:

Wiem, że obowiązku nie mam, jednak lata bycia razem, budowania czegoś, chęci na życie do końca sprawiają iż czuję się odpowiedzialny. Dodatkowo ona jest całkowicie zależna ode mnie finansowo więc jakikolwiek ruch z mojej strony załamuję jej życie dwa razy. 

Nadmienię tylko że oczywiście nie uważam ją za winną wszystkiemu, sam wiem że nie jestem święty, ostatni rok był ciężki, na pewno nie było z mojej strony tyle wyrazów uczucia ile powinno być, nie było codziennych zapewnień, nie dawałem rady, nie będę tego tłumaczyć pracą choć na pewno miała na to wpływ, ... takie codzienne martwienie się o jutro mnie zjada od środka. Czasem czuję się paskudnie, bo wydaję mi się że chce budować swoje szczęście na jej krzywdzie 😞 

Manipulatorkom o to chodzi, wzbudzić poczucie winy. Przejmiwakb5s się ją,  gdyby nie epatiwala swoim cierpieniem,  tylko zagryzala usta, bo wiedziała że musi jutro wstać i zaopiekować się kimś innym, że nikt jej nie pomoże, że musi być silna, by żyć?  Zapewne nie,  no przecież jest silna i sobie poradzi. Chcesz być całe życie manipulowanym przez  jakże "wrażliwą" istotę, która "bez ciebie umrze, bo nie chce żyć,  bo nie umie bez ciebie żyć"? Jezeli nie chce iść na terapię, to tak zle z nia nue jest, bo człowiek tonący chwyta sie brzytwy. Czy chcesz być szczęśliwym z kim innym, kto szanuje twoja przestrzeń i twoje potrzeby a nie zniewala?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

nie wiem, czy mógłbym ją nazwać manipulatorską, nie wydaje mi się aby robiła to specjalnie, choć czasem mam wrażeni, że wykorzystuję sytuację jaka jest miedzy nami. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
5 minut temu, Gość albert napisał:

nie wiem, czy mógłbym ją nazwać manipulatorską, nie wydaje mi się aby robiła to specjalnie, choć czasem mam wrażeni, że wykorzystuję sytuację jaka jest miedzy nami. 

To wykorzystywanie sytuacji naxywane jest manipulacja, w jej zakresie sie miesci. Przeczytaj uważnie post, na który odpowiedziałeś i zastanów się,  czy chcesz przeżyć życie z kimś tam opisywanym, bo do tego dojdzie jeszcze granie na twoim poczuciu winy i sumieniu, nie wiadomo jak zniesie to twoja psychika. Nie masz pojecia jak silne mogą być te "słabe istotki" w dążeniu do zamierzonego celu, omotania mężczyzny pajęczyną swoich intryg, udawania, chęci posiadania i egoistycznej miłości. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×