Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość albert

porada, czy jestem w stanie to uratować...

Polecane posty

Gość albert

Właśnie chyba dotarło do mnie jakiś czas temu że nie chce w ten sposób egzystować, stąd też moje moralne dylematy, bo jednak gdzieś tam są dni gdy widzę tą dziewczynę, z iskierkami w oczach w której się zakochałem lata temu ... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paris
2 godziny temu, Gość albert napisał:

Właśnie chyba dotarło do mnie jakiś czas temu że nie chce w ten sposób egzystować, stąd też moje moralne dylematy, bo jednak gdzieś tam są dni gdy widzę tą dziewczynę, z iskierkami w oczach w której się zakochałem lata temu ... 

Zostaje ci tylko ,,kij" i ,,marchewka" 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Witam wszystkich czytających i zainteresowanych,

 

Postawiłem na szczerą rozmowę, było Ciężko, rozmawialiśmy prawie dwa dni, skończyło się na tym iż ona spróbuję się zmienić, ale co mnie martwi trochę, na terapię się nie zdecydowała... Ja po wszystkim wychodzę z delikatnym moralniakiem, jest mi lżej bo powiedziałem prawie wszystko co mnie boli, ale jednocześnie mam wrażenie że jestem nad przepaścią bo jest we mnie poczucie, że jak się teraz nie uda to to będzie nasz koniec. 

 

W ciągu tej rozmowy miele razy miałem wrażenie że już nie powinniśmy być razem, jednak uczucie że warto zrobić wszystko zwyciężyło, mam nadzieję że się uda, a nie że przeciągneliśmy tylko to co nieuniknione.

 

Dziękuję wszystkim za rady 

Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja tam osobiście wychodzę z założenia, że należy dobierać sobie partnera/partnerkę, którzy nie mają więcej problemów niż my sami.

Latasz za kobitą, która ma więcej problemów ze sobą niż Ty. I jak widać nie radzisz sobie z tym. Jej problemy uderzają w Ciebie. Każdy ma jakieś i jak większość sobie z problemami radzi to ci, którzy nie radzą sobie z automatu je przerzucają na partnera. 

Ja osobiście jak tylko coś mi nie grało z laską to już na poziomie podświadomym robiłem wszystko tak żeby z taką osobą nie być - jedno rozstanie ciężko przeszedłem ale jak doszło do mnie, jak ta osoba potrafiła być toksyczna to się teraz z tego cieszę. Po tym jak mnie rzuciła to wiedziałem w miarę dokładnie co u niej się dzieje (osoba z rodziny się z nią przyjaźni do dzisiaj) - z następnym partnerem niby na początku było oki ale i tak im nie wyszło i dodatkowo z tego zostało dziecko, z którym ona została (on płaci alimenty).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Wydaje mi się że należy jej się to ode mnie, jedna kolejna szansa, teraz myślę że ona wie dokładnie co czuje i w jakim miejscu moja psychika się znajduje. Przyznaje jednak tak jak wspomniałem wcześniej, mimo iż cieszę się że ta rozmowa się odbyła, gdzieś chyba nie do końca jestem z niej zadowolony, może chodzi o brak jej zgody na terapię, a może (co zabrzmi strasznie) liczyłem podświadomie iż to się jednak skończy, 

Kiedyś sam był bym odważniejszy, teraz nie mam kręgosłupa aby wziąć szczęście w swoje ręce ... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MojaJa

Dlaczego dzieci nie macie ?skoro lata lecą...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Kurde gdzie tacy faceci są?Mnie jak tylko zaczynala dopadać depresja spowodowana niemalże samotnym zajmowaniem się dzieckiem,samotnym remontem mieszkania,samotnymi wakacjami lub z jego rodzicami(bez niego,bo on PRACUJE !!) wyrzucił mnie i dziecko(córeczka,4 lata) z mieszkania..i koniec bajki.Zazdroszcze Twojej żonie takiego oparcia i takiej miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość liia

Rozważcie hipnozę regresyjną. Zobacz na jutu.. Milenę Karpińską.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Nie mamy dzieci, bo nas na nie nie stać, tak to może prozaiczny dla niektórych powód, ale mam taki harakter, że nie potrafił bym sprawdzić dziecko na świat nie wiedząc czy będzie ono bezpieczne finansowo.  

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 3.01.2020 o 10:56, Gość Ell. napisał:

Jesli napisales obiektywna prawde, nie subiektywna to uwazam, ze nie mozna byc z kims z litosci. Mowisz, ze kochasz i wierze Ci w te slowa. Jednak nie znaczy to, ze musisz brac odpowiedzialnosc za dorosla osobe. To jest czysty egoizm, ze przez 6 lat nie zrobila nic, by brac chocby leki na depresje. Wiele osob ja ma, ale musi pracowac, bo z czegos zyc trzeba. A gdyby byla samotna matka, to tez by nic z depresja nie zrobila.Jest duza dziewczynka z argumentem depresji. 

Mozliwe, ze zawaliles w ktoryms momencie. Ale nie da sie cale zycie pokutowac za blad. Nie karze sie za blad 2 razy, co dopiero cale zycie. 

Albo sie wybacza i przepracowuje  to w sobie. Albo po prostu zostawia sie tego kogos i uklada zycie od nowa. Nie ma innych prawidel. 

Ty nie masz obowiazku ja targac przez zycie. Ba- ja trzeba wreszcie zmusic do wziecia zycie w swoje rece. Z czym ta kobieta zostanie, gdybys zostawil ja, umarl, czy mial nieszczesliwy wypadek. 

Poki kobieta nie ogarnie sie, to nie masz co sie ludzic, ze uratujesz wasz zwiazek. 

Zniszczyc sobie zycie, bo kobieta nie chce stac sie dorosla osoba? . Ludzie po chorobie nowotworowej pracuja, wychowuja dzieci, zyja. 

A tu taki mazgaj. Przez 6 lat wyhodowales placzke i duze dziecko. 

Czas na radykalne kroki. 

 

Najwyraźniej nie masz bladego pojęcia czym jest depresja. Odpuść sobie rady na temat, o którym nic nie wiesz. Do autora - jeśli tyle czasu nie dałeś rady pomoc to znaczy, że nie możesz tego zrobić. Zaczelabym myśleć o sobie a partnerkę do lekarza/szpitala/rodziców. Piszę to z perspektywy osoby zmagającej się z tą chorobą przez lata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lorenzo01
Dnia 3.01.2020 o 07:47, Gość albert napisał:

Witam wszystkich, piszę tu pierwszy raz choć ostatnio przeglądam was często, chyba musze się gdzieś wyżalić bo sam już nie daje rady.

Otóż jestem ze swoją partnerką ponad 12 lat, wiadomo, raz było lepiej raz było gorzej, ale zawsze jakoś dawaliśmy radę. Obydwoje przeprowadziliśmy się do nowego miasta aby być ze sobą, wiele starych naszych znajomości przez to się rozpadło a kontakt z rodzina popsuł (nawiąże do tego później). Moja partnerka jest osoba depresyjną, o czym wiedziałem jak się poznawaliśmy, ale nie miałem pojęcia o skali z jaką się zmaga. Kilka lat temu (około 2 od poznania) w jej oczach ją zawiodłem (nie doszło do żadnej zdrady – jednak w jej oczach nadszarpnąłem jej zaufanie) od tego czasu zamknęła się na świat jeszcze mocniej. Zaczęły się problemy w jej pracy, z której w końcu zrezygnowała, nie pracuje już prawie 6 lat (czasem ima się jakiś dorywczych zajęć). Przez lata próbowałem odbudować zaufanie, dawałem jej czas na pokonanie wszelkich wątpliwości, zrezygnowałem z życia towarzyskiego (znajomi, przyjaciele) tak aby nie wzbudzało nic w niej podejrzeń. Starałem się być oparciem, nie naciskałem na sytuację materialną, myślałem, że jak dam jej czas ona się przełamie. Taką sytuację mieliśmy kilka lat, i choć było ciężko nie narzekałem. Ponad rok temu jednak coś we mnie pękło, wieczorem podczas rozmowy która przerodziła się w kłótnie, wyrzuciłem z siebie wszelkie, wątpliwości i żale jakie mam. Powiedziałem jej, że przestaje się czuć bezpiecznie, choć chyba mnie nie zrozumiała, mi chodzi o bezpieczeństwo jakie daje związek, ona skupia się na finansach. Po rozmowie miałem wrażenie że sytuacja się oczyściła, jednak kilak miesięcy później znów jesteśmy w tym samym momencie życia.

Podczas kłótni, cały czas wypomina mi zdarzenie z przed lat, a ja nie mam już siły przepraszać. Najgorzej że przez to nasza komunikacja szwankuję, bo wiem, że zawsze jak rozmowa będzie niewygodna, ona zacznie to wypominać a ja zamknę się w sobie, bojąc się że ją znów skrzywdzę mówiąc za dużo.

Kocham ją, tak jak kocha się po kilku latach, to nie motyle, ale przywiązanie i szacunek, zależy mi na jej szczęściu, mam jednak nieodparte wrażenie, które nasila się od jakiegoś czasu, że dalej tak żyć nie mogę. Przez wszystko co się wydarzyło, zamknąłem się na świat i ludzi, z osoby raczej pogodnej stałem się mrukiem, którego nic nie cieszy. Kontakty z ludźmi sprawiają mi problem, rodzinne zaniedbałem pomijając wiele wydarzeń, które były istotne. Zbliżam się do 40, i nie wyobrażam sobie że tak może wyglądać następne 12 lat mojego życia. Nie wiem co mam robić, mam ważenie, że chcąc ratować osobę depresyjną sam popadłem w depresję…

Czy ktoś z was przeżył coś podobnego?      

Twój problem z nią jest baaardzo prosty. Nie masz jaj mieć swoich wymagań w stosunku do kobiety, z którą chcesz spędzić życie. Zamiast tupnac noga juz na poczatku i sie postawic, to ja przepraszales jakbys byl winny calej sytuacji i robiles to za kazdym razem. Ze strony kobiet to tylko manipulacja przytaczanie bzdurnej sytuacji sprzed lat, a ty sie dajesz robic jak dziecko. Z Twoja kobieta nie da sie juz dyskutowac bo tak ja wychowales. Ze moze Ci bezkarnie wejsc na glowe i wszystko zrobisz, zeby z nia byc. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lorenzo01

Wg mnie nie zmienisz juz tej sytuacji. Nie wychowales jej juz na samym poczatku, a ona do tego wydaje sie miec charakter mojej bylej. 
 

Zadaj sobie proste pytanie. Bo juz raczej nic miedzy wami sie nie zmieni, a z biegiem czasu bedzie tylko gorzej. Nawet jak jej zagrozisz rozstaniem to bedzie lepiej moze tylko na chwile jak oststnim razem, o ktorym wspomniales. Zapytaj sam siebie czy jestes szczesliwy? Jezeli nie to sam musisz dojsc do wnioskow co zrobic. Nikt Ci tutaj nie pomoze w decyzji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Tak wiem, że nie mam jaj, trzeba było stawiać warunek szybciej, może bym był w innym miejscu. Wybrałem drogę która miałem nadzieję będzie właściwa. Czuje się podle jak pies jak mam zaczynać myśleć o swoim szczęściu, bo mam wrażenie, że od razu determinuje to jej krzywda. Ja stanę na nogi, a ona ... Nie ma nic, będzie musiała wrócić do rodziców ... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paris
1 godzinę temu, Gość albert napisał:

Tak wiem, że nie mam jaj, trzeba było stawiać warunek szybciej, może bym był w innym miejscu. Wybrałem drogę która miałem nadzieję będzie właściwa. Czuje się podle jak pies jak mam zaczynać myśleć o swoim szczęściu, bo mam wrażenie, że od razu determinuje to jej krzywda. Ja stanę na nogi, a ona ... Nie ma nic, będzie musiała wrócić do rodziców ... 

Masz rozdzielność majątkową?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Nie mamy ślubu, ona zawodowo nie pracuje lata, nie mamy formalnej rozdzielności majatkowej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Mieszkanie mamy na kredyt, ale jestem jedynym kredytobiorcą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość albert

Znów nie spałem prawie całą noc, do tej pory po takiej rozmowie następowało, oczyszczenie, choć chwilowe, dziś go nie ma.  

Pojawiły się tylko dodatkowe wątpliwości... 

jedno muszę przyznać chyba zaczynam rozumieć z tym się ścieram, zaczynam się czuć trochę jak bym żył z alkoholikiem, który przyparty do muru jest mi w stanie obiecać wszystko, a gdy tylko atmosfera wraca do stanu z przed rozmowy, mimo iż boli mnie to bardzo chyba wiem co muszę zrobić, inaczej, obydwoje się stoczymy bo widocznie jestem za słaby na ten stan rzeczy :(   

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×