Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Kwaski

Głodówka - czy na pewno taka dobra?

Polecane posty

Cześć wszystkim!

Chciałabym podzielić się z każdym, kogo interesuje ten temat; moim niestety przykrym doświadczeniem z głodówką. Wiele przeczytałam na ten temat i na większości stron czy polskich, czy anglojęzycznych ta metoda oczyszczenia organizmu z toksyn, a nawet wyleczenia z chorób jest bardzo przez wszystkich zachwalana. Oprócz faktów naukowych, bardzo interesowały mnie indywidualne doświadczenia ludzi, aby mniej więcej wiedzieć czego mogę się spodziewać podczas podjęcia 10-dniowej głodówki na wodzie. Praktycznie wszystkie te doświadczenia opisują złe samopoczucie na początku głodówki przez 1-2 max. 3 dni. Później ma wejść euforia, jasność umysłu, wyostrzenie zmysłów, a organizm ma przestawić się na odżywianie wewnętrzne i  karmić się tłuszczem i złogami zalegającymi w organiźmie. W kolejnych dniach może nastąpić ból urazów z przeszłości, jako forma ich całkowitego wyleczenia. W moim przypadku wyglądało to zupełnie inaczej. Jestem na piątym dniu, nie czuję się jakby umysł pracował na wyższych obrotach, wręcz przeciwnie. Oto moja pełna relacja z przebiegu głodówki.

Przygotowanie:

Na dwa tygodnie przed głodówką przerzuciłam się z diety wegetariańskiej na wegańską, niskocukrową. Utrzymanie wegańskiej diety nie sprawiało mi większego problemu, jednak dieta oparta na eliminacji większości spożywanych przeze mnie cukrów okazała się wyzwaniem. W pierwszym dniu nie zjadłam żadnych cukrów, jednak przyzwyczajenie organizmu dało o sobie znać. W kolejnych dniach zdarzało mi się zjeść owoce zwykłe, bądź suszone. Raz dogodziłam sobie pysznymi marokańskimi ciasteczkami na bazie miodu. Były warte tego grzeszku! Podczas tych dwóch tygodni zjadłam trochę niewegańskiej nutelli, była ona jednak słodzona stewią.

Głodówka dzień 1:
Od rana nie odczuwałam głodu. Mój organizm jest przyzwyczajony do kilku godzinnych odstępów od jedzenia. Głód dopadł mnie dopiero wieczorem, więc sięgnęłam po japońską zieloną herbatę. Nie wytrzymałam bez palenia, dlatego pociągnęłam parę buszków, nie przerywając tym postu.

Głodówka dzień 2:
Obudziłam się wcześnie rano z zawrotami głowy. Uczucie osłabienia, wycieńczenia i głodu towarzyszyły mi cały dzień. Dzisiaj do diety doszła woda z sokiem z cytryny. W ciągu dnia przeprowadziłam pierwszą w życiu lewatywę. Zgodnie ze wskazówkami dotyczącymi głodówek, powinnam to zrobić wczoraj. Dzisiaj też nie powstrzymałam się od odpalenia wieczornego jointa. Dzień był ciężki do przetrwania i ciągnął się w nieskończoność. Przed spaniem dopadł mnie dyskomfort w brzuchu, po czym nastąpiła ochota na wymioty. Powstrzymałam ją, ale uczucie towarzyszyło mi przez kilka kolejnych godzin. Przez cały dzień, również psychicznie czułam się źle.

Głodówka dzień 3:
Potrzeba zwrócenia ustąpiła, ale osłabienie i głód nadal mi towarzyszyły. Wzięłam uspokajająca kąpiel, która jest świetnym sposobem na nawodnienie organizmu przez skórę. Również, przebywając w wodzie czuję się trochę mniej głodna. Przeczytałam, że czarna kawa nie przerwie mojego postu i może dać uczucie pełności. Wypiłam. Pomogło na chwilę, głód szybko powrócił. Coraz większa ochota na przerwanie głodówki i zaspokojenie najważniejszej ludzkiej potrzeby. Doskwiera ból psychiczny, potrzeba bliskości, towarzyszy płacz. Dodatkowo organizm zaczął pobierać substancje odżywcze z mięśni - ból przypominający zakwasy w prawym bicepsie i... lewym pośladku. Do wieczora nieznośny ból mięśni ogarnął moje całe nogi. W przeciągu dnia miałam również lekki ból głowy. Kolejny szlug, jedyna rzecz, która dała mi lepsze samopoczucie. Jutro już nie palę.

Dzień 4:
Spałam raczej lepiej niż przez ostatnie dwie noce. Ból mięśni nóg prawie zaniknął, tym razem dokuczają mięśnie rąk. Uczucie głodu pojawiło się bliżej popołudnia/wieczoru. Boli mnie głowa, nadal czuję się mocno osłabiona, myślę o przerwaniu głodówki, jeśli nic się nie polepszy. Być może organizm zaczął w końcu spalać tłuszcz bo patrząc w lustro wydaję się sobie trochę mniejsza. Niestety nie zaopatrzyłam się ani w wagę, ani w metr na czas postu. Z resztą utrata wagi nie jest głównym celem mojej głodówki. Do wieczora utrzymał się narastający ból głowy, uczucie słabości i nudności. Był moment kiedy zdecydowałam, że już nie wytrzymam i muszę zwrócić. Wymioty jednak nie nastąpiły (na szczęście). Podczas krótkiego spaceru dopadł mnie przeszywający ból gardła i uszu, oraz dziwny ucisk w przełyku. Powrót do domu oraz wspinaczka na trzecie piętro okazało się wielkim wyzwaniem. Po wejściu do środka nie mogłam złapać oddechu i czułam się jak po przebiegnięciu maratonu. Pod wieczór nie mogłam pozbyć się odruchów wymiotnych, nie zwróciłam, ale było blisko (żeby jeszcze było czym...)

Dzień 5:
Udało mi się zasnąć dopiero ok. 7 rano. Pozostałą część nocy przewegetowałam, może zdrzemnęłam się odrobinę. Ból głowy nie ustąpił. Do bólu mięśni doszedł ból kości. Wspaniale. Skoczyłam do apteki po elektrolity czy jakieś tam suplementy, bo już nie mogłam wytrzymać tego swojego stanu. 5min na powietrzu i już czułam ból w płucach i gardle, trzy piętra wzwyż były dla mnie kolejnym wielkim wyzwaniem. Rozpuściłam w wodzie to co podały mi aptekarki, okazało się że są to "sole nawadniające" (nie mieszkam w Polsce i farmaceutki nie do końca zrozumiały czego potrzebuję), poczułam się o połowę lepiej. Przeszedł ból głowy i ogólne osłabienie. Jednakże okazało się, że suplement zawierał kilka gram węglowodanów, co prawdopodobnie przerwało głodówkę. Z resztą i tak już postanowiłam, że kończę z wyniszczaniem swojego organizmu, mam wrażenie że post nie przyniósł mi żadnych korzyści (prócz utraty wagi, która pewnie szybko powróci), pomimo mojego pozytywnego nastawienia i skrupulatnego przygotowania. Być może zaszły tam jakieś zmiany na dobre - nie wiem, nie jestem w stanie określić. O ile zżeranie mięśni jest opisywane jako krok przed przystąpieniem organizmu do zjadania tłuszczu - nigdzie nie przeczytałam, że mogłyby trwać przez kilka dni. Dodatkowo ból kości nóg i rąk raczej też nie wróży nic dobrego.

Jeśli ktoś jest zainteresowany, to dam znać co dalej.

Chętnie też przeczytałabym opinię np. kogoś kto przyszedł przez to wielokrotnie i ma dla mnie jakieś wskazówki - czy popełniłam błędy?

Dzielę się moim doświadczeniem, ponieważ przed przystąpieniem do głodówki, chciałam znaleźć wszelkie informacje nt. zróżnicowanych reakcji organizmu na głodowanie. A znalazłam tylko standardowe kroki przechodzenia przez głodówkę, w skrócie: 2 dni głodu i zmęczenia > kolejne dni jasności umysłu > przełom kwasiczy > leczenie organizmu i bóle z tym związane. Nie znalazłam informacji na temat źle przechodzonych głodówek, oprócz tych źle przeprowadzonych (czytałam o kimś kto walnął sobie piwko w pierwszy dzień głodówki i regularnie ją przerywał odrobiną jedzenia + złe nastawienie).

Być może moje przeżycie postu pomoże komuś zobaczyć, że nie zawsze wszystko jest tak piękne jak to opisują.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

i po co sie tak meczyc? uwazasz ze to przyniesie pozytywny wplyw na organizm? ja rozumiem ze 2-3 dni glodowki ale nie 2 tyg! ja zamawiam pudelka od wygodnadieta i nie wyobrazam sobie zycie bez ich pysznego jedzenia i nie jedzenia przez 2 tyg!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hej, jeśli chcesz schudnąć 10-20 kg w miarę krótkim okresie czasu to polecam ci tego bloga:

dietalux.wordpress.com

Na stronie poniżej znajdziesz dobre i tanie tabletki które Ci pomogą schudnąć, sama z nich korzystałam i jestem bardzo zadowolona. 

Głodówek nie polecam, ponieważ jest czesto potem efekt jojo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Karynko spróbowałam, przekonałam się na własnej skórze i raczej się już nie podejmę takiego postu. W końcu wytrzymałam 5 dni. Co do jedzenia, żywię się zdrowo, nie wydawając przy tym prawie pieniędzy, więc na pewno nie przerzucę się na wygodnadiete. Poza tym wspomniałam już, że nie mieszkam w Polsce.

Maju moim celem nie było schudnięcie. Jednym z powodów podjęcia głodówki była właśnie próba oczyszczenia organizmu z łykanej całe życie chemii w postaci np. tabletek i antybiotyków. Oraz wyleczenie infekcji, której rzeczywiście się pozbyłam.

Ogólnie mój wpis ma służyć jako swego rodzaju przestroga przed podjęciem tak radykalnego kroku. Tak jak wspomniałam, informacje nt. głodówek z Internetu zachwalają ten sposób na usunięcie toksyn czy utratę wagi. A relacje indywidualne zawsze wyglądały podobnie twierdząc, że po max. 3 dniach organizm się przyzwyczaja i czuje lepiej. W moim przypadku okazało się to bzdurą. Dzisiaj chrupię ze smakiem warzywa i owoce i powoli odzyskuję siły 😉

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja byłam ostatnio na 9 dniowym programie oczyszczająco-odżywczym. Tam jest dwa dni głodówki, w trzecim dniu je się już pełnowartościowy obiad około 600 kalorii, do tego koktajle białkowe. Udało mi się zrzucić 3 kilogramy ale za to w obwodach poszło znacznie. DO tego na tym programie nie odczuwa się głodu i chudnie się również po jego zakończeniu. Dodaje też dużego kopa energetycznego

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.05.2020 o 17:54, Kwaski napisał:

Cześć wszystkim!

Chciałabym podzielić się z każdym, kogo interesuje ten temat; moim niestety przykrym doświadczeniem z głodówką. Wiele przeczytałam na ten temat i na większości stron czy polskich, czy anglojęzycznych ta metoda oczyszczenia organizmu z toksyn, a nawet wyleczenia z chorób jest bardzo przez wszystkich zachwalana. Oprócz faktów naukowych, bardzo interesowały mnie indywidualne doświadczenia ludzi, aby mniej więcej wiedzieć czego mogę się spodziewać podczas podjęcia 10-dniowej głodówki na wodzie. Praktycznie wszystkie te doświadczenia opisują złe samopoczucie na początku głodówki przez 1-2 max. 3 dni. Później ma wejść euforia, jasność umysłu, wyostrzenie zmysłów, a organizm ma przestawić się na odżywianie wewnętrzne i  karmić się tłuszczem i złogami zalegającymi w organiźmie. W kolejnych dniach może nastąpić ból urazów z przeszłości, jako forma ich całkowitego wyleczenia. W moim przypadku wyglądało to zupełnie inaczej. Jestem na piątym dniu, nie czuję się jakby umysł pracował na wyższych obrotach, wręcz przeciwnie. Oto moja pełna relacja z przebiegu głodówki.

Przygotowanie:

Na dwa tygodnie przed głodówką przerzuciłam się z diety wegetariańskiej na wegańską, niskocukrową. Utrzymanie wegańskiej diety nie sprawiało mi większego problemu, jednak dieta oparta na eliminacji większości spożywanych przeze mnie cukrów okazała się wyzwaniem. W pierwszym dniu nie zjadłam żadnych cukrów, jednak przyzwyczajenie organizmu dało o sobie znać. W kolejnych dniach zdarzało mi się zjeść owoce zwykłe, bądź suszone. Raz dogodziłam sobie pysznymi marokańskimi ciasteczkami na bazie miodu. Były warte tego grzeszku! Podczas tych dwóch tygodni zjadłam trochę niewegańskiej nutelli, była ona jednak słodzona stewią.

Głodówka dzień 1:
Od rana nie odczuwałam głodu. Mój organizm jest przyzwyczajony do kilku godzinnych odstępów od jedzenia. Głód dopadł mnie dopiero wieczorem, więc sięgnęłam po japońską zieloną herbatę. Nie wytrzymałam bez palenia, dlatego pociągnęłam parę buszków, nie przerywając tym postu.

Głodówka dzień 2:
Obudziłam się wcześnie rano z zawrotami głowy. Uczucie osłabienia, wycieńczenia i głodu towarzyszyły mi cały dzień. Dzisiaj do diety doszła woda z sokiem z cytryny. W ciągu dnia przeprowadziłam pierwszą w życiu lewatywę. Zgodnie ze wskazówkami dotyczącymi głodówek, powinnam to zrobić wczoraj. Dzisiaj też nie powstrzymałam się od odpalenia wieczornego jointa. Dzień był ciężki do przetrwania i ciągnął się w nieskończoność. Przed spaniem dopadł mnie dyskomfort w brzuchu, po czym nastąpiła ochota na wymioty. Powstrzymałam ją, ale uczucie towarzyszyło mi przez kilka kolejnych godzin. Przez cały dzień, również psychicznie czułam się źle.

Głodówka dzień 3:
Potrzeba zwrócenia ustąpiła, ale osłabienie i głód nadal mi towarzyszyły. Wzięłam uspokajająca kąpiel, która jest świetnym sposobem na nawodnienie organizmu przez skórę. Również, przebywając w wodzie czuję się trochę mniej głodna. Przeczytałam, że czarna kawa nie przerwie mojego postu i może dać uczucie pełności. Wypiłam. Pomogło na chwilę, głód szybko powrócił. Coraz większa ochota na przerwanie głodówki i zaspokojenie najważniejszej ludzkiej potrzeby. Doskwiera ból psychiczny, potrzeba bliskości, towarzyszy płacz. Dodatkowo organizm zaczął pobierać substancje odżywcze z mięśni - ból przypominający zakwasy w prawym bicepsie i... lewym pośladku. Do wieczora nieznośny ból mięśni ogarnął moje całe nogi. W przeciągu dnia miałam również lekki ból głowy. Kolejny szlug, jedyna rzecz, która dała mi lepsze samopoczucie. Jutro już nie palę.

Dzień 4:
Spałam raczej lepiej niż przez ostatnie dwie noce. Ból mięśni nóg prawie zaniknął, tym razem dokuczają mięśnie rąk. Uczucie głodu pojawiło się bliżej popołudnia/wieczoru. Boli mnie głowa, nadal czuję się mocno osłabiona, myślę o przerwaniu głodówki, jeśli nic się nie polepszy. Być może organizm zaczął w końcu spalać tłuszcz bo patrząc w lustro wydaję się sobie trochę mniejsza. Niestety nie zaopatrzyłam się ani w wagę, ani w metr na czas postu. Z resztą utrata wagi nie jest głównym celem mojej głodówki. Do wieczora utrzymał się narastający ból głowy, uczucie słabości i nudności. Był moment kiedy zdecydowałam, że już nie wytrzymam i muszę zwrócić. Wymioty jednak nie nastąpiły (na szczęście). Podczas krótkiego spaceru dopadł mnie przeszywający ból gardła i uszu, oraz dziwny ucisk w przełyku. Powrót do domu oraz wspinaczka na trzecie piętro okazało się wielkim wyzwaniem. Po wejściu do środka nie mogłam złapać oddechu i czułam się jak po przebiegnięciu maratonu. Pod wieczór nie mogłam pozbyć się odruchów wymiotnych, nie zwróciłam, ale było blisko (żeby jeszcze było czym...)

Dzień 5:
Udało mi się zasnąć dopiero ok. 7 rano. Pozostałą część nocy przewegetowałam, może zdrzemnęłam się odrobinę. Ból głowy nie ustąpił. Do bólu mięśni doszedł ból kości. Wspaniale. Skoczyłam do apteki po elektrolity czy jakieś tam suplementy, bo już nie mogłam wytrzymać tego swojego stanu. 5min na powietrzu i już czułam ból w płucach i gardle, trzy piętra wzwyż były dla mnie kolejnym wielkim wyzwaniem. Rozpuściłam w wodzie to co podały mi aptekarki, okazało się że są to "sole nawadniające" (nie mieszkam w Polsce i farmaceutki nie do końca zrozumiały czego potrzebuję), poczułam się o połowę lepiej. Przeszedł ból głowy i ogólne osłabienie. Jednakże okazało się, że suplement zawierał kilka gram węglowodanów, co prawdopodobnie przerwało głodówkę. Z resztą i tak już postanowiłam, że kończę z wyniszczaniem swojego organizmu, mam wrażenie że post nie przyniósł mi żadnych korzyści (prócz utraty wagi, która pewnie szybko powróci), pomimo mojego pozytywnego nastawienia i skrupulatnego przygotowania. Być może zaszły tam jakieś zmiany na dobre - nie wiem, nie jestem w stanie określić. O ile zżeranie mięśni jest opisywane jako krok przed przystąpieniem organizmu do zjadania tłuszczu - nigdzie nie przeczytałam, że mogłyby trwać przez kilka dni. Dodatkowo ból kości nóg i rąk raczej też nie wróży nic dobrego.

Jeśli ktoś jest zainteresowany, to dam znać co dalej.

Chętnie też przeczytałabym opinię np. kogoś kto przyszedł przez to wielokrotnie i ma dla mnie jakieś wskazówki - czy popełniłam błędy?

Dzielę się moim doświadczeniem, ponieważ przed przystąpieniem do głodówki, chciałam znaleźć wszelkie informacje nt. zróżnicowanych reakcji organizmu na głodowanie. A znalazłam tylko standardowe kroki przechodzenia przez głodówkę, w skrócie: 2 dni głodu i zmęczenia > kolejne dni jasności umysłu > przełom kwasiczy > leczenie organizmu i bóle z tym związane. Nie znalazłam informacji na temat źle przechodzonych głodówek, oprócz tych źle przeprowadzonych (czytałam o kimś kto walnął sobie piwko w pierwszy dzień głodówki i regularnie ją przerywał odrobiną jedzenia + złe nastawienie).

Być może moje przeżycie postu pomoże komuś zobaczyć, że nie zawsze wszystko jest tak piękne jak to opisują.

 

szacun, ja wytrzymałam max 1 dzień.. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.05.2020 o 17:54, Kwaski napisał:

 

Jeśli ktoś jest zainteresowany, to dam znać co dalej.

Chętnie też przeczytałabym opinię np. kogoś kto przyszedł przez to wielokrotnie i ma dla mnie jakieś wskazówki - czy popełniłam błędy?

Dzielę się moim doświadczeniem, ponieważ przed przystąpieniem do głodówki, chciałam znaleźć wszelkie informacje nt. zróżnicowanych reakcji organizmu na głodowanie. A znalazłam tylko standardowe kroki przechodzenia przez głodówkę, w skrócie: 2 dni głodu i zmęczenia > kolejne dni jasności umysłu > przełom kwasiczy > leczenie organizmu i bóle z tym związane. Nie znalazłam informacji na temat źle przechodzonych głodówek, oprócz tych źle przeprowadzonych (czytałam o kimś kto walnął sobie piwko w pierwszy dzień głodówki i regularnie ją przerywał odrobiną jedzenia + złe nastawienie).

Być może moje przeżycie postu pomoże komuś zobaczyć, że nie zawsze wszystko jest tak piękne jak to opisują.

 

polecam ci kanał na YT ---kierunek zdrowie----, pierwsze filmy, laska bardzo dużo i często była na wodzie, na grywała filmiki jak się czuła i jak dawała...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bylam na glodowce 5 dni, tylko woda. Bylo ciezko, schudlam wiadomo, ale wszystko wrocilo.

Polecam post Dabrowskiej, dla niektorych to prawie glodowka, ale mozesz jesc, nie jestes glodna, leczy no i chudlam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×