Nniikktt 0 Napisano Marzec 10, 2021 Czy któraś z was spotkała taka tragedia? Minęła dopiero doba odkąd się o tym dowiedziałam i nadal nie mogę uwierzyć że nie odpisze mi nigdy ani nie oddzwoni. To nie dzieje się naprawdę. Chciałabym żeby ktoś zrzucił kotarę i powiedział że to był tylko żart. On ma 27 lat. Tak bardzo go kocham a on tak bardzo kochał mnie, byłam dla niego wszystkim a jego dusza była tak czysta i wierna. Straciłam najlepszego człowieka jakiego spotkałam na swojej drodze. Mieszkaliśmy razem, zmarł w naszym mieszkaniu. Jeszcze nie mogłam tam wrócić i zabrać jego rzeczy. Zostanie pochowany w innym mieście, jak mam poradzić sobie z tym że nie będę mogła w każdej chwili pójść na jego grób? Dlaczego los tak zadrwil? Zawsze mówiłam jak kocham dzień kobiet a on mnie zostawił właśnie wtedy. Śmialiśmy się żeby uważał bo dołączy do Klubu 27. Rozmawialiśmy niedawno jak to musi być straszne gdy umiera mąż, żona, partner. Że on nie byłyby w stanie tego znieść. A teraz jestem z tym ja. Ja muszę to zrobić za nas. Zawsze miałam pecha w życiu, a gdy było już lepiej to potem następował zjazd w dół. Ale to.... To jest poza skalą cierpień. To nie może się dziać bez przyczyny. Tak bardzo nie widzę drogi którą mogłabym teraz iść. Boje się mieszkać sama i budować wszystko od nowa. Póki co mam wsparcie przyjaciół którzy stanęli na wysokości zadania i są dla mnie wszystkim teraz. Proszę powiedzcie mi, doradzcie. Mam już wsparcie farmakologiczne i terapię która trochę pomaga. Ale to nadal tak wcześnie a najgorsze przede mną Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Angel123456 85 Napisano Marzec 10, 2021 1 godzinę temu, Nniikktt napisał: Czy któraś z was spotkała taka tragedia? Minęła dopiero doba odkąd się o tym dowiedziałam i nadal nie mogę uwierzyć że nie odpisze mi nigdy ani nie oddzwoni. To nie dzieje się naprawdę. Chciałabym żeby ktoś zrzucił kotarę i powiedział że to był tylko żart. On ma 27 lat. Tak bardzo go kocham a on tak bardzo kochał mnie, byłam dla niego wszystkim a jego dusza była tak czysta i wierna. Straciłam najlepszego człowieka jakiego spotkałam na swojej drodze. Mieszkaliśmy razem, zmarł w naszym mieszkaniu. Jeszcze nie mogłam tam wrócić i zabrać jego rzeczy. Zostanie pochowany w innym mieście, jak mam poradzić sobie z tym że nie będę mogła w każdej chwili pójść na jego grób? Dlaczego los tak zadrwil? Zawsze mówiłam jak kocham dzień kobiet a on mnie zostawił właśnie wtedy. Śmialiśmy się żeby uważał bo dołączy do Klubu 27. Rozmawialiśmy niedawno jak to musi być straszne gdy umiera mąż, żona, partner. Że on nie byłyby w stanie tego znieść. A teraz jestem z tym ja. Ja muszę to zrobić za nas. Zawsze miałam pecha w życiu, a gdy było już lepiej to potem następował zjazd w dół. Ale to.... To jest poza skalą cierpień. To nie może się dziać bez przyczyny. Tak bardzo nie widzę drogi którą mogłabym teraz iść. Boje się mieszkać sama i budować wszystko od nowa. Póki co mam wsparcie przyjaciół którzy stanęli na wysokości zadania i są dla mnie wszystkim teraz. Proszę powiedzcie mi, doradzcie. Mam już wsparcie farmakologiczne i terapię która trochę pomaga. Ale to nadal tak wcześnie a najgorsze przede mną Bardzo mi przykro. Moja życiowa rada z własnych doświadczeń jest taka ,że trzeba to po prostu przeczekać. Bol minie. W zyciu mamy kilka takich momentów,że mówimy sobie o nie,już nic nie będzie takie jak kiedyś a w efekcie okazuje się,że najlepsze dopiero przed nami. Kilka razy to przerabiałam i wiem ,że z perspektywy czasu jeśli nie zdarzyłaby się wcześniej tragedia nie byłoby mnie w tak cudownym miejscu jak jestem. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Olek80 29 Napisano Marzec 10, 2021 jest mi strasznie przykro, rozmawiaj dużo o tym, płacz, wyrzuć z siebie, przy rodzinie, znajomych, nie wstydź się uczuć, bólu bo to normalne, jak potrzebujesz, szukaj pomocy, grup wsparcia, psychologa, to nie wstyd, boleć nie przestanie, ale nauczysz się żyć, bo żyć dalej trzeba trzymaj się ciepło Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
zuzannke 22 Napisano Marzec 12, 2021 czasami jedno pociąga za sobą drugie:( Gdy kochasz prawdziwe wiesz, że czasami nie da się wytrzymać.. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Melasia 1 Napisano Marzec 24, 2021 Mój chłopak odebrał sobie życie po tym jak zerwaliśmy. Miesiąc wcześniej się od niego wyprowadziłam. Miał depresję, często źle mnie traktował, były chwile że się go bałam, często był dziwny ale kochałam go nad życie. Wyprowadzałam się chyba dwa tygodnie. Nie zatrzymywał mnie. Coś tam mówił żebym wróciła ale nie przekonująco. Ja tak strasznie cierpiałam bo przecież powinien od samego początku powinien coś zrobić ale wręcz wyganiał. Moilwil żebym dała mus spokój. Często nie wiedziałam czy to choroba przez niego mówiła czy on naprawdę tak odttacal. Ponad tydzień do niego przychodziłam, spędzaliśmy razem czas, ten ostatni tydzień prosił żebym wróciła, był taki smutny i przybity. Mówiłam mu że potrzebuje czasu po tym jak mnie tak odtracal ale on odebrał sobie życie początkiem lutego. To było jak koszmar. Przez jakiś czas myślałam że sobie poradzę że się podniosę. Zaczęłam normalnie jeść, ale to wszystko znów wróciło. Nic che mi się żyć. Modlę się żeby Bóg mnie wziął do siebie. Już nie czuje sensu życia. Chcialabym być razem z nim ale nie umiem odebrać sobie życia i wiem że to grzech ale chciałabym juz odejść. Myslalmi jakby to było zginąć w wypadku, wziąć jakieś tabletki. Czuję taki paraliżujący ból. Budzę się rano z pustka i bólem brzucha. Codziennie płacze, zachodze się. Brak mi już sił. Marzę żeby być razem z nim. Boję się o moją przyszłośc. Oprócz mamy nie mam nikogo. Tylko ona mnie wspiera ale wiem że nikt nie jest w stanie zrozumieć tego co przechodzę. Nie czuję już potrzeby być tutaj. Już nic nie ma sensu. Czy ktoś tak miał? Lub zna kogoś kto przeżył to samo? Czy ten ktoś się podniósł? Ja boje się że nie podołam temu życiu. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Olek80 29 Napisano Marzec 24, 2021 7 minut temu, Melasia napisał: Mój chłopak odebrał sobie życie po tym jak zerwaliśmy. Miesiąc wcześniej się od niego wyprowadziłam. Miał depresję, często źle mnie traktował, były chwile że się go bałam, często był dziwny ale kochałam go nad życie. Wyprowadzałam się chyba dwa tygodnie. Nie zatrzymywał mnie. Coś tam mówił żebym wróciła ale nie przekonująco. Ja tak strasznie cierpiałam bo przecież powinien od samego początku powinien coś zrobić ale wręcz wyganiał. Moilwil żebym dała mus spokój. Często nie wiedziałam czy to choroba przez niego mówiła czy on naprawdę tak odttacal. Ponad tydzień do niego przychodziłam, spędzaliśmy razem czas, ten ostatni tydzień prosił żebym wróciła, był taki smutny i przybity. Mówiłam mu że potrzebuje czasu po tym jak mnie tak odtracal ale on odebrał sobie życie początkiem lutego. To było jak koszmar. Przez jakiś czas myślałam że sobie poradzę że się podniosę. Zaczęłam normalnie jeść, ale to wszystko znów wróciło. Nic che mi się żyć. Modlę się żeby Bóg mnie wziął do siebie. Już nie czuje sensu życia. Chcialabym być razem z nim ale nie umiem odebrać sobie życia i wiem że to grzech ale chciałabym juz odejść. Myslalmi jakby to było zginąć w wypadku, wziąć jakieś tabletki. Czuję taki paraliżujący ból. Budzę się rano z pustka i bólem brzucha. Codziennie płacze, zachodze się. Brak mi już sił. Marzę żeby być razem z nim. Boję się o moją przyszłośc. Oprócz mamy nie mam nikogo. Tylko ona mnie wspiera ale wiem że nikt nie jest w stanie zrozumieć tego co przechodzę. Nie czuję już potrzeby być tutaj. Już nic nie ma sensu. Czy ktoś tak miał? Lub zna kogoś kto przeżył to samo? Czy ten ktoś się podniósł? Ja boje się że nie podołam temu życiu. jest mi strasznie przykro, ale odpowiem tak jak się pewnie spodziewasz, idź do psychologa, porozmawiają o tym ze specjalistą ... na forum Ci nikt nie pomoże, trzeba aby ktoś kto się na tym zna na poważnie porozmawiał z Tobą ... trzymaj się dzielnie Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Bambii 0 Napisano Marzec 29, 2021 Dnia 24.03.2021 o 12:59, Melasia napisał: Mój chłopak odebrał sobie życie po tym jak zerwaliśmy. Miesiąc wcześniej się od niego wyprowadziłam. Miał depresję, często źle mnie traktował, były chwile że się go bałam, często był dziwny ale kochałam go nad życie. Wyprowadzałam się chyba dwa tygodnie. Nie zatrzymywał mnie. Coś tam mówił żebym wróciła ale nie przekonująco. Ja tak strasznie cierpiałam bo przecież powinien od samego początku powinien coś zrobić ale wręcz wyganiał. Moilwil żebym dała mus spokój. Często nie wiedziałam czy to choroba przez niego mówiła czy on naprawdę tak odttacal. Ponad tydzień do niego przychodziłam, spędzaliśmy razem czas, ten ostatni tydzień prosił żebym wróciła, był taki smutny i przybity. Mówiłam mu że potrzebuje czasu po tym jak mnie tak odtracal ale on odebrał sobie życie początkiem lutego. To było jak koszmar. Przez jakiś czas myślałam że sobie poradzę że się podniosę. Zaczęłam normalnie jeść, ale to wszystko znów wróciło. Nic che mi się żyć. Modlę się żeby Bóg mnie wziął do siebie. Już nie czuje sensu życia. Chcialabym być razem z nim ale nie umiem odebrać sobie życia i wiem że to grzech ale chciałabym juz odejść. Myslalmi jakby to było zginąć w wypadku, wziąć jakieś tabletki. Czuję taki paraliżujący ból. Budzę się rano z pustka i bólem brzucha. Codziennie płacze, zachodze się. Brak mi już sił. Marzę żeby być razem z nim. Boję się o moją przyszłośc. Oprócz mamy nie mam nikogo. Tylko ona mnie wspiera ale wiem że nikt nie jest w stanie zrozumieć tego co przechodzę. Nie czuję już potrzeby być tutaj. Już nic nie ma sensu. Czy ktoś tak miał? Lub zna kogoś kto przeżył to samo? Czy ten ktoś się podniósł? Ja boje się że nie podołam temu życiu. Bardzo jest mi przykro, ale skoro podjelas taka decyzje napewno była właściwa, nie wiadomo jakby pózniej było skoro piszesz ze był agresywny i dziwnie sie zachowywał ... tak miało być, teraz odetchnij, najlepszym lekarstwem jest sport, zacznij biegać! Codziennie dodawaj sobie wiecej kilometrów, napewno poczujesz satysfakcję i wielka sile w sobie zycze powodzenia Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach