Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gilda

czy mozna nie pokochac wlasnego dziecka??!!

Polecane posty

Gość gilda

dziewczyny pomozcie, bo gubie sie w myslach. jestem w ciazy. nie zadna wpadka; swiadomie po roku malzenstwa przestalismy sie zabezpieczac i zaszlam praktycznie od razu. problem w tym, ze nie mam zadnych cieplych uczuc w stosunku do tego 'zyjatka' ktore sie we mnie zaleglo. kompletna obojetnosc. bardzo sie martwie... - czy obudzi sie we mnie milosc do niego? ja nigdy nie przepadalam za dziecmi; zawsze bardziej dzialaly mi one na nerwy niz rozczulaly. boje sie ze nie pokocham tej istoty ktora zaczelam nosic w sobie. bardzo prosze-napiszcie jesli mialyscie podobne odczucia i czy/jak to sie pozniej zmienilo. dziewczyny, ktore nie mialsycie tego typu problemu-prosze, nie pouczajcie mnie ze powinnam sie cieszyc itp.; wiem, ale to nie dziala na uczucia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gilda
a wiec tylko ja tak mam???? :(:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wredna baba
hej, jest takie powiedzenie "najpierw rodzi się dziecko a potem jego matka". Duzo kobiet tak chyba ma, nie tylko ty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Przerażona 3111
witaj Gildo, Właśnie dziś postanowiłam podzielić się swymi odczuciami na topiku - "styczniowe przyszłe mamy".Przeczytaj mój e-mail z 12.23. Pozdrawiam Cię serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gilda
przerazona - doskonale cie rozumiem!!! mi tez oprocz tej obawy ktora opisalam na poczatku towarzysza te leki o ktorych piszesz - kompletna zmiana trybu zycia, relacja ja-maz itd. tyle tylko ze te strachy wydaja mi sie jakies bardziej naturalne... to znaczy latwiej mi uwierzyc ze to sie jakos samo ulozy kiedy juz pojawi sie dziecko... mimo ze nie wyobrazam sobie tego. moze to wynika z faktu, ze dobrze mi z moim dotychczasowym zyciem, ze nie odcuzwalam/odczuwam braku niczego? moze dlatego o zmianach myslimy z niechecia? ten lek o brak uczuc do dziecka po prostu mnie paralizuje. jesli bym kochala je - to mysle ze poradze sobie z innymi konsekwencjami jego posiadania, ale jesli to uczucie sie nie pojawi...?!?! mam sie opiekowac nim z rozsadku przez nastepne x lat? strasznie sie boje. nikomu sie jeszcze do tych odczuc nie przyznalam... wredna-pocieszajacym byloby to co mowisz, ale czy to nie pusty frazes, czy znasz jakies historie ktore moga potweirdzic ta teorie? bo ja jak na razie spotykam sie tylko z zachwytem i wielka radoscia przyszlych matek z powodu ciazy. i czuje sie kopletnym alienem...:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Przerażona 3111
Ja niestety również nie spotkalam osoby, która choć trochę nie cieszyła się z faktu bycia w ciąży i największym problemem jest oczywiście strach przed tym, co będzie po urodzeniu? - opiekowanie się z rozsądku??? W którym jsteś tygodniu/miesiącu Gildo?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gilda
jestem w 7 tygodniu. na dodatek jeszcze dzis zaczelo mi sie jakies male plamienie i moja lekarka powiedziala mi ze jak nie przejdzie po lekach to bede musiala sie polozyc. polozyc?! a praca, a wszystko inne...!? gdybym juz teraz kochala to dziecko to duzo latwiej byloby mi "byc gotowa na kazde poswiecenie". jak to mowia dobre przyszle mamy - zdrowie dziecka jest najwazniesjze... trafilam kiedys na taka strone bajbus.pl i tam znalazlam poruszajacy pamietnik kobiety w ciazy, ale wlasnie takiej podobnej nieco w odczuciach do nas. tylko zalamac rece... niestety nie wiem jak skonczyla sie jej historia. troche razniej ze juz jest nas dwie, tylko ze to itak nie rozwiazuje problemu. dlaczego nie mozemy sie czuc tak jak inne? czy to jakies zaburzenia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Agnie
to nie żadne zaburzenia; moja siostra też tak miała:) pamiętam to przerażenie i rezygnację w jej oczach i teksty: ja nie mam w ogóle instynktu macierzyńskiego!!!!! A teraz ewidentnie kocha swoje dziecko:) i nawet drugie będzie miała. i to nie jedyny taki przypadek, jaki znam z życia:) bedzie git, zobaczysz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gilda
dzieki agnie - tylko ta nadzieja, ze bedzie tak jak mowisz, podtrzymuje mnie na duchu... choc jak na razie nie bardzo potrafie uwierzyc w mozliwisc zmiany moich odczuc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moje oliwkowe
czesc, mnie tez to deprymuje, ze wokol slysze tylko westchnienia ciezarnych kobiet i to ze mowia tak pieszczotliwie o swoich brzuszkach, ze nie moga sie juz doczekac, ze kupuja ciuszki.troche zazdroszcze, bo jest we mnie obawa taka jak u was, tzn. ze ten przyrost uczuc jakos sie znacznie opoznia z pojawieniem. Ja to sobie tlumacze tak, ze nie mam obowiazku piszczec z radosci na widok rozowych kaftanikow i spioszkow i po prostu czekam.Nic nie kupuje, bo nie mam takiego najmniejszego zainteresowania. Negatywnych emocji tez nie mam,czasem tylko sie gubie , zaczyna mi przeszkadzac brzuch, ale fizycznie. Wiec wydaje sie slusznym opinia specjalistow(z ksiazek wyczytalam i z"podan ludowych") ze czasem cala ciaze kobieta nic nie czuje i nie ma w tym nic zlego.Nawet kilka tyg po porodzie mozna czuc obcosc w stosunku do dziecka, ale nikt tego nie leczy, bo to normalne. Nieporularne, ale normalne. Przeciez wiadomo ze nie chodzi tu o to, ze bedziesz dziecko katowac za to, ze jest, chodzi o cos innego. Radze Ci nie martwic sie na zapas, dziecku nic sie nie stanie, jesli nie bedziesz buchac euforią z powodu ciaży, wystarczy ze zachowasz umiar i bedziesz dbac o siebie w tym czasie, o swoje zdrowie. A po urodzeniu na pewno samo sie wszystko ulozy , nie ma obawy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gilda
moje oliwkowe -dzieki za nutke optymizmu. trudno mi sie pogodzic z ytm moim dziwnym stanem, czuje sie winna ze nie reaguje "prawidlowo", ale moze rzeczywscie jest tak jak mowisz... pamietam ze jak milaam dostac zwierzako kilka lat temu to tez tak niby je chcialam ale strasznie sie martwilam ze to taka odpowiedzialnosc, i jak juz je mialam to na poczatku nie czulam z nim w ogole za bardzo wiezi... a potem, powoli, z kazdym dniem coraz bardziej je lubilam. dzis jestesmy uwazani za prawie nierozlaczna calosc:) gdyby tylko tak bylo z dzieckiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moje oliwkowe
Z dzieckiem tym bardziej. Tez mam zwierzaki i nie sadze ze bede dziecko traktowac albo kochac mniej niz je, a skoro tak, to nie ma obaw, bo uwielbiam te kocie czy psie futerka a jak chorują, to sie bardzo martwie i zaraz do weta.Jak myslisz, chyba z dzieckiem nie bedzie gorzej ;)?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Właśnie miałam napisac, ze z dzieckiem jest tak, jak z małym zwierzątkiem, tylko bardziej ale mnie ubiegłyście :) Zadziwiło mnie to twoje zdanie \"czy znasz jakies historie ktore moga potweirdzic ta teorie? bo ja jak na razie spotykam sie tylko z zachwytem i wielka radoscia przyszlych matek z powodu ciazy. i czuje sie kopletnym alienem...\" Gdzie ty się obracasz, jakich ty masz znajomych, skąd czerpiesz takie informacje? To uczucie, o którym piszesz jest bardzo powszechne i nie ma nic wspólnego z uczuciem, jakie będziesz żywić do narodzonego już dziecka. Jeżeli to do ciebie przemówi, poczytaj sobie historie kobiet, które zaszły w baaaaardzo nieplanowaną ciążę, nie miały zadnego wsparcia w ojcu ani rodzinie ani źródeł utrzymania, nienawidziły swojego stanu i chciały oddać dziecko do adopcji natychmiast po urodzeniu a jak przyszło co do czego - to decydowały się zatrzymać dziecko bez względu na konsekwencje. Znane są też historie matek zastępczych, które zachodziły w ciążę za kasę, zapłodnione cudzym embrionem i po porodzie zrywały kontrakt, bo nie chciały oddać dziecka... Przy najlepszych chęciach nie mozesz powiedzeć, ze one były w zaplanowanej, wyczekanej ciązy.... Nawet tu na forum poczytasz mnóstwo historii dziewczyn, które po prostu wpadły, nie planowały dziecka, niekoniecznie chciały się nawet wiązać z jego ojcem, ciąży nie usuneły wyłącznie ze strachu przed konsekwencjami prawno - moralno-zdrowotnymi i z braku kasy - a teraz kochają swoje dzieci najbardziej na świecie. Zresztą nie ukrywam, ze ja również zaliczam się do tej kategorii. Pierwsze dziecko było wpadką, dzieci nie cierpiałam, miałam zupełnie inne plany na życie a ciążę odbierałam jako dopust boży i nie czułam żadnego ale to żadnego czułego kontaktu ze swoim \"brzuchem\". Nie usunęłam, bo własnie miesiąc wcześniej weszła ustawa o zakazie aborcji... ale liczyłam na jakieś poronienie... A mojego syna jak już się urodził pokochałam najbardziej na świecie. Nie w pierwszej sekundzie, powiedzmy że nawiązanie jakiejś nici uczuciowej zajęło mi parę dni czy tygodni. Teraz jestem w ciąży z drugim czieckiem i się cieszę, ale nie dlatego, ze już kocham swoje nowe dziecko, (bo nie kocham) tylko dlatego, ze wiem, ze będę je kochała i że będzie to kolejna bliska mi istota. Ale wiem to teraz, z praktyki, a nie dlatego ze wraz z zygotą spłyneła na mnie jakaś łaska :))))))) Więc lepiej zrobisz, jak przestaniesz histeryzować. Powiem ci, ze więcej znam historii takich wyczekanych i \"wygłaskanych w brzuszku fasolek\", które po przyjściu na świat rozczarowały swoje mamusie, bo się darły, były brzydkie a różowe śpioszki zaraz zarzygały... i już nie były \"najsłodszą kruszyneczką\" tylko wstretnym bachorem, który zawiódł ich wypieszczone oczekiwania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja sie boje
No wlasnie, a ja sie boje, ze bedzie w moim wypadku tak jak napisala Dzoana. Baaardzo chce miec dzieci, przynajmniej 3 ;) jesli bedzie mnie na to stac. Teraz mam jednak watpliwosci, czy bede dobra mama, czy podolam takiemu wyzwaniu :( Nie jestem w ciazy, nie mam nawet meza (nooo plany sa ;)) i tak sie zastanawiam, bo ja po prostu chce aby moje potencjalne/przyszle dzieci byly szczesliwe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to moze najpierw miej jedno - i zobaczysz, jak to jest w praktyce. Bo teoria i wyobrazenie to jedno a prawdziwe dziecko to drugie. Posiadanie własnych dzieci ma w sobie coś nieprwadopodobnego, ale nie jest to lekkie łatwe i przyjemne. A dobrą matką to chyba najłatwiej jest byc, kiedy się sobie ani dziecku nie stawia zbyt wyidealizowanych oczekiwań...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gilda
dzoana - z nieba mi spadlas. mozna powiedziec ze czekalam wlasnie na twoja opowiesc:) "nie histeryzuj" mowisz, dobrze-juz nie bede, ale dzieki temu co opisalas a nie ot tak: bo nie. bo ja naprawde nie czulam sie normalna - pytasz w jakim towarzystwei sie obracam, ze wszystkie takie szczesliwe. ano czytam tu rozne posty na forum glownie, bo z moich bliskich kolezanek to jestem pierwsza. ale kilka dalszych znajomych ktore byly w ciazy wpasowywaly sie raczej w schemat "moj sliczny kochany brzusio" (pamietam twoj topik o brzuniach, pamietam:) ). nie dziw mi sie wiec ze mam problemy z uwierzeniem ze ja, mimo braku takich odczuc teraz, po urodzeniu bede miala wszystkie uczucia na miejscu. ale ok, teraz jest mi juz duzo lepiej:) co do przykladow tych niechcianych ciaz... one mnie tak do konca nie przekonuja, bo jesli ktos nie chcail ciazy, jest ona dla niego zyciowa tragedia w danej chwili, to taka blokada uczuc jest wg mnie uzasadniona. u mnie to nie wystepowalo - sprzyjajaca sytuacja zyciowa, dobre uklady rodzinne, spoko maz itp. wszytsko bez zarzutu, tylko to zimne serducho. b.ciekawe jest to co powiedzialas o rozczarowaniu "wyczekiwanym ukochanienkim malenstwem" - fakt, dzieki Bogu chyba nie jestem na nie w takim razie narazona, bo ja juz spodziewam sie najgorszego:) pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz wielkie dzieki. moje oliwkowe - ty masz chyba lepiej rozwinieta intuicje niz ja, zazdroszcze ci ze wiesz po prostu ze nawet jesli teraz uczucia dla "zawartosci brzucha";) sa chlodne to to sie zmieni. dziewczyny, naprawde bardzo mi pomoglyscie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie denerwuj się
U mnie było tak samo. Pierwsze więzi z dzieckiem poczułam kiedy jego ruchy zaczęly się wyczuwalne dla mnie. Ale nie była to jeszcze jakaś wielka miłośc. To przyszło wraz z dzieckiem na świat...Dopiero wtedy poczułam tą ogromną milośc (ale i odpowiedzialnośc) za tego małego człowieczka. Nie denerwuj się - bedziesz wspaniałą mamusią!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MOJE KOCHANE
Nie cyztalam dokladnie wszystkich wypowiedzi ale postanowilam cos napisac od siebie Dziecko kocha sie prawdziwa miloscia dopiero jak sie je urodzi, ukolysze do snu, nakarmi, przewinie, zaopiekuje sie nim... wszystko po malu ta milosc sie rodzi i trudno raczej kobiecie z burza hormonow pokochac je Uwierzcie w siebie, pragneliscie miec dzieci i pokochacie je Ja nie chcialam miec teraz dziecka, ale stalo sie jak sie stalo, po 4-ro letnim zwiazku dzis mam 10 miesieczna coreczke kocham ja najbardziej na swiecie a na jej ojca nie moge patrzec... ale to szczegol Chcialam tzlko powiedziec ze musicie bzc cierpliwe a milosc do dziecka sama zaistnieje A po takich slowach jak mama jak mozna nie kochac dzieci trzymajcie sie glowa do gory pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aldama
Do Moje Kochane!! Proszę nie uogólniaj może w Twoim przypadku tak było ale to nie jest regułą naprzykład moja siostra udaję , że wszystko jest w porządku a jak widzi płaczącą córeczkę to aż ją szlak trafia. Nie zawsze jest tak , że matka kocha swoje dziecko , nawet w całkowicie normalnym przypadku zdarza się , że matka nie potrafi dać dziecku niewymuszonej czułości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Aldama
U Twojej siostry może to być depresja poporodowa. Często tak kobiety reagują a otoczenie dołuje je dodatkowo - bo zła matka. A być może dziewczyna potrzebuje pomocy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gilda to, o czym piszę nie ma nic wspólnego z sytuacją życiową. O tej sytuacji pisałam dlatego, zeby uwypuklić fakt, jak bardzo ciąże bywają niechciane. Owszem, można się cieszyć z ciąży. Nawet ja mogę powiedzieć, że w jakiś tam sposób z ciąży się cieszę. Dlatego, ze to jest jakiś rozpoczęty długoterminowy proces, który zaowocuje czymś, czego chciałabym. Coś się udało, coś się zaczęło. Ale sama ciąża, patrząc na nia jako na zjawisko czysto fizjologiczne - nie oszukujmy się - nie jest niczym fajnym. Nie cierpię być w ciąży, naprawdę stokrotnie wolałabym znieść jajko :). Zalet tego stanu raczje nie widzę, oprócz mozliwości niegoraniczonego i bez wyrzutów wcinania ulubionych rzeczy i spania tyle ile mi sie podoba (koleżanka nawet żartuje, ze ja tylko ściemniam, ze jestem w ciąży po to, zeby móc w spokoju najeść się i wyspać) - ale to nie rekompensuje niewygody, zmiany trybu życia, męczących dolegliwości. Znieść się to da, więc zniosę oczywiście, ale nie oznacza to, że POWINNAM siedzieć i z błogą miną głaskać się po \"brzusiu\", przez który nie mogę nawet zawiązać butów. Z dzieckiem nie mam specjalnego kontaktu w tej chwili i wiem, ze nawiążę go po urodzeniu, kiedy będzie mozliwa jakaś interakcja. Więc nie stresuj się, ze ciąża cię nie zachwyca, bo- umówmy się - nie ma w niej specjalnie wielu elemantów zachwycających, oprócz perspektywy \"wyprodukowania\" dziecka a dopóki tego dziecka nie widzisz, nie dotykasz, nie powąchasz - ma prawo być ono dla ciebie czystą abstrakcją, konstruktem teoretycznym. Mozna sobie być moze pomagać przez wyobrazaniem go sobie jako sliczniutkiej fasolki, ale nie na każdego to działa :) Co to tego, kiedy się pojawia więź - znam kobietę, która zaszła w ciążę będąc w stanie chronicznej, lekkiej depresji, z facetem, z którym była tylko dlatego, ze sądziła że nikt inny jej nie zechce. Miała duzo kłopotów sama ze sobą, problem z alkoholem itp - zbyt wrażliwa i nie radziła sobei z życiem. Opowiadała mi, ze całą ciąże przetrwałą jak w letargu. Urodzenie dziecka nie zmieniło nic. Dziecko wymagało rehabilitacji, więc przez 3 lata, jak ona to mówi - zajmowała się nim jak automat, bez cienia uczuć, całkowicie obojętnie. W pewnym momencie dopiero zaczęła radzić sobie sama ze sobą, otrząsneła się z tego letargu i jakoś tak samo wyszło, że teraz ma z dzieckiem świetny kontakt i jest ono najwazniejszą osobą w jej życiu. Tak więc na to nigdy nie jest za późno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny! nie martwcie się - ja przez całą ciążę nie czułam NIC do dziecka. Na początku ciąży tylko złość a może nawet gorzej. Jeszcze po porodzie to było takie coś jak pomieszanie odpowiedzialnści z obawą. Też nigdy nie przepadałam za dziećmi wręcz ich nie lubiłam ale... swoje to swoje. Synek ma teraz 6 tyg. miłość przyszła nagle i niespodziewanie - dziś dałabym się za niego poćwiartować. Uczucie narasta z dnia na dzień. Ech jestem bardzo szczęśliwa. I tylko czuję niesmak jak sobie przypomną że kiedyś nie chciałam tego dziecka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Konstancia.....
A ja nie umieram z miłośći do mojego dziecka , staram się nim zajmować ale nie popadam w zachwyt nad jego łóżeczkiem i gdybym mogła cofnąć czas nigdy nym nie wpadła,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gilda
dzoana - mnie nie odrzucaja jak na razie fizyczne kwestie zwiazane z ciaza. nawet porodu sie nie boje jeszcze, nie mysle o nim, a jesli juz to w kategoriach: jakos bedzie. jestem typem czloweika obowiazkowego - trzeba to bede sie zachowywac tak jak nalezy w ciazy, jesc co trzeba, nie robic czego nie trzeba. nawet zgadzam sie niechetnie na ograniczenie mojej wolnosci dla dobra sprawy (baardzo niechetnie). moje aktualne niepokoje dotycza wylacznie mojej "ozieblosci" wzgledem samej instytucji dziecka, mojego dziecka na dodatek. robie te rozne niezbedne rzeczy mechanicznie ale nie czuje PO CO. wczoraj np dowiedzialm sie ze moze bede sie musiala polozyc na jakis czas bo costam. dobrze sie czuje i co- lezec caly dzien? nie do pomyslenia dla mnie... nie mowiac o pracy, gdzie bylaby kleska gdybym nagle wypadla (napiete obowiazki). no ale gdybym czula, rozumiesz, ze dokonuje tego poswiecenia dla swojego kroliczka, to nie zastanawialabym sie ani chwili, ale dla jakiejs "fasolki"? (brrr idiotyczne okreslenie) - nie czuje tego. no dobrze. ale wierze na slowo, ze urodze i zapalam uczuciem. i bedzie ok. aczkolwiek... zaniepokoilas mnie nieco ta historia dziewczyny ktora nie mogla nawiazac wiezi bo miala problemy z sama soba... widzisz... ja tez mialam i mam nadal duze obiekcje natury egzystencjalnej co do posiadania dziecka. na moich bliskich spadaja w ostatnich latach coraz jakies okropne kopniaki od zycia. tak za nic. takie trudne do przetrwania. w pewnym krytycznym momencie pomyslalam nawet ze nie chce miec nigdy dzieci, zeby nie powiekszac jeszcze liczby osob, na ktorych bedzie mi zalezalo, a ktorym moze sie cos strasznego przytrafic. w duzym stopniu nadal tak mysle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gilda
konstancia-dlaczego? co sie tak zraza? trud opieki nad niemowlakiem? niesprzyjajace okolicznosci zewnetrzne? slynny instynkt macierzynski ktory sie jednak nie pojawil?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kjhghjdgd
Pewnie nic nowego nie powiem, ale wydaje mi się, że miłość przychodzi z czasem, kiedy juz masz to dziecko i dajesz mu tyle z siebie... Sama nie mam dzieci, ale moja przyjaciółka po porodzie, kiedy patrzyła na swoje dziecko, mówiła: "Takie to obce, zupełnie jak nie moje, nie czuję wcale, że to jest część mnie." Teraz kocha swoją córeczkę najbardziej na świecie. Trzeba chyba po prostu dojrzeć do tego. Mam też kilka koleżanek, które wpadły - w trakcie ciąży nie czuły nic pozytywnego w stosunku do przyszłego dziecka, a teraz żadna z nich nie żałuje, że urodziły i są szczęśliwymi mamami. Myślę, że miłość to coś, co się tworzy, co się rozwija, a nie spada jak grom z jasnego nieba. Wszystko ma swój czas i dzieje się w swoim rytmie, nie przejmuj się jeszcze na zapas. Pozdrawiam i powodzenia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gilda - jeżeli chodzi o historię mojej znajomej, to była ona dość ciężkim przypadkiem i nie była to kwestia dziecka, tylko braku kontaktu z kimkolwiek, próbami ucieczki \"od siebie\", jakiejś nienawiści do samej siebie - która była obecna niezależnie od tego, czy miała dziecko, czy nie. Chciałam pokazać to jako przykład, ze nawet w tak trudnej emocjonalnie sytuacji, porówny uczucie do dziecka w pewnym momencie przebiło się jakoś przez to. Ja powiem szczerze, że w pierwszej ciąży nie miałam twoich dylematów. Dziecko było mi obojętne, ale załozyłam sobie, że \"jakoś to będzie\", tzn może i nie lubię dzieci, nie chciałam, ale wiem, ze musze nim się zająć najlepiej jak umiem, bo ono na świat się nie prosiło i jest całkowicie zalezne ode mnie. To była jedyna konkretne moja wizja, jak wyobrażam sobie swoje macierzyństwo, jedyny punkt oparcia. Poczucie odpowiedzialności. I z tego jakoś samo wyłoniło się uczucie. I wcale nie polegało ono na szczebiocie nad łożeczkiem. Wcale nie wykluczało sie z irytacją na dziecko, bo mam konstrukcję psychiczną, która utrudnia panowanie nad sobą a cierpliwość to dla mnie obce słowo - więc się wściekałam po kątach, zasypiałam z nudów podczas zabawy czy czytania książeczek. Najnaturalniej w swiecie pewnego dnia sobie uświadomiłam, ze choć kosztuje mnie to tyle nerwów, czasu itp. nie oddałabym małego nikomu za skarby świata i nie wyobrażam sobie dalszego życia bez niego - i tyle. Żadnych ochów i achów, żadnej filozofii. Żadnego racjonalnego uzasadnienia. Tak jak z rodzicami - wkurzają cię, ale kochasz ich czy chcesz czy nie, nawet jak zrobią ci świństwo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gilda
dzoana - ja taki wlasnie sposob myslenia probuje sobie wpoic a propos swojej ciazy: nie filozowac, nie obmyslac, nie doszukiwac sie glebokiego sensu, nie wnikac i nie analizowac. po prostu poddac sie losowi i biegowi wydarzen. uznac to przejscie do kolejnego etapu zycia jako naturalne. postrzegac ciaze i perspektywe posiadania dziecka jako swoje aktualne zadanie do wykonania jako tej drobinki w ludzkiej masie:) moje babcie urodzily moich rodzicow, potem powstalam ja itd-kolo bedzie sie krecic. mmm... w pewnym sensie to poczucie przynaleznosci do znaczacej ludzkiej grupy (grupy dajacych zycie, grupy zapewniajacych ciaglosc gatunku:) ) daje mi nawet pewne poczucie bezpieczenstwa i rozgrzeszenia wzgledem motywow posiadania dziecka. no i jednak zafilozowalam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale jestescie
glupie idiotki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×