Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość alldona

Wyśmiano mnie b powiedziałam że chcę zarabiać 2.500 zł.

Polecane posty

Gość ziuta 11
Ja jestem jednym z pracodawcow, prowadze mala firme i odnosze sie do ludzi z szacunkiem i zaufaniem. place przyzwoicie i nie rozstaje sie z pracownikami czesto i nie bez powodu. Jednak ze znalezieniem nowych pracownikow jest zawsze problem, na moje ogloszenia mam mase telefonow, jednych grzecznych i normalnych, a innych niestety wulgarnych a czasem wrecz smiesznych. Pytanie o zarobki sa normalne i zrozumiale ale po udzieleniu odpowiedzi pada pytanie : "mozemy ponegocjowac?". Nie mozemy!!! Ja zatrudniam surowego czlowieka, ktory zostanie przyuczony do pracy. Dodam, ze nie place groszy ale godziwe pieniadze. po paru tygodniach zaczynaja sie docinki, ze ja to musze zarabiac kokosy a oni tak marnie. trzy tygodnie w pracy wystarcza niektorym ludziom zeby obliczyc moje zarobki i domagac sie podwyzki natychmiastowej, bo jestem dla nich mila i traktuje ludzi po przyjacielsku, wiec zaczynaja traktowac mnie jak kolezanke z bloku obok. Po czym dochodzi do rozmowy z pracownikiem, uswiadomienie mu, ze firma jest moja i ja jestem szefem, i nie przypominam sobie wspolnikow. Na ludzi nie ma metody, jak jestem mila to probuja odgryzc mi reke (przyslowiowy palec), a jak dochodzi do nich, ze ta glupia blond szefowa wcale nie jest taka glupia i troszke mysli to zaczynaja normalnie pracowac. Ale tez probuja negocjowac z moim mezem, na marginesie dodam, ze maz pracuje w swoim zawodzie, kompletnie innej branzy i nie ma nic wspolnego z firma. z pracownikami nigdy nie wygrasz, jestes dobra to cie probuja oskubac, twardo stawiasz swoje wymagania i jasno okreslasz gratyfikacje finansowe to jestes cholera a nie szef. Ja juz przestalam przejmowac sie pierdolami, i niestety proba stworzenia milej i sympatycznej atmosfery w firmie doprowadzila do donosow na innych pracownikow, traktowania mnie jak kumpla spod budki z piwem. koniec kropka, jestem starsza, i nauczona smutnym doswiadczeniem nie dam sobie wejsc na glowe ludziom, i na pewno nie bede sie przejmowac pracownikami. Jak moja firma padnie to oni tez znajda sie na bruku, wiec wszyscy jestesmy odpowiedzialni. jak ktos nie szanuje pracy i swoich wspolpracownikow to nie ma dla niego miejsca w firmie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość juz nie ambitna
Strasznie to dołujace co tu czytam. Mam ochotę uciekać z tego kraju gdzie nie potrafią docenić uczciwej pracy i checi do pracy młodych wykształconych ludzi. Sama mam 30 lat i jestem z pokolenia gdzie część ludzi po studiach zdążyla sie załapać na okres przed bezrobociem i Ci dobrze zarabiaja, a część ....no właśnie WEGETUJE i CZEKA na lepsze czasy. Czeka z: -załozeniem rodziny -usamodzielnieniem sie -ambicjami Jak długo mozna czekać? Ja mam szczęscie bo mam pracę za 2000 netto (ale szczęscie!!!) Uważam że powinnam zarabiać ok 4000 żeby starczyło mi na samodzielne (nie luksusowe) normalne życie w Wawie. Naukę jezyka, 2 razy w tyg aerobik, raz w roku (nie wymagajmy juz zimowych nart) wakacje w ciepłych krajach no i opłacenie czynszu + opłaty ok 700 PLN, a i jeszcze utrzymanie samochodu. A najgorsze to nie sa niskie zarobki bo zawsze mozna szukać, próbować dorobić jakos na boku czy szukać drugiego etatu na weekendy. Najgorszy jest brak perspektyw.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ambitna
kieruję te słowa do wszystkich, którzy szukają i którzy starcili już nadzieję. wiem co to znaczy. również przeżyłam w swoim życiu okres w którym straciłam już wszystkie nadzieje. Pracowałam na etacie i ciągle wydawało mi się że za mało zarabiam... zaryzykowałam i zajęłam się network marketingiem sama na własną rękę... na początku było ciężko, ale teraz nie narzekam uważam że podjęłam słuszną decyzję... Najważniejsze że jestem sama sobie Szefem i że mam mnóstwo wolnego czasu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
a jakie te dwa fakultety? ja na jednej z rozmów o pracę spytana o oczekiwania finansowe powiedziałam że 1200 netto za pół etatu i stwierdzili że to rozsądne oczekiwanie. co prawda nie dostałam tej pracy, pewnie chcieli jak zwykle kogoś na cały etat, ale fakt faktem. a jestem osobą bez doświadczenia zawodowego (w sensie poza praktykami, zastępstwami, korkami, tłumaczeniami etc)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w trakcie zmian
A ja jestem wlaśnie w trakcie zmieniania pracy. Moja (jeszcze) szefowa zatrudnila mnie oficjalnie na pól etatu (coby mniejsze podatki placić zapewnie) po dwóch miesiącach pracy na czarno ale ja oczywiście zasuwalam po 8, 10 godzin. Do dnia dzisiejszego nie otrzymalam umowy. Praca ciężka, fizyczna. babsztyl widząc że zależy mi na pracy (studiuję do tego zaocznie) zaczęla sobie coraz więcej pozwalać myśląc że i tak będę siedzieć cicho, żeby mnie nie wywalila z roboty. Pensyjka, na początku 550zl, potem 650 i co miesiąc mialo być o stówę więcej, bo "jestem nowa i tak u niej zawsze jest". Zawalala mnie robotą którą powinny wykonywać trzy osoby, sama z resztą podkreślala co chwila że ja mam oprócz swoich zadań wykonywać jeszcze jej i jej męża robotę. Staralam się wykonywać swoją pracę jak najlepiej i jak najszybciej ale szefowa ciągle stala nade mną i zawsze bylo wszystko źle, nigdy nic jej nie pasowalo. Koledzy z pracy mówili mi że nowe osoby zawsze byly traktowane w ten "specjalny" sposób w związku z czym malo kto tam wytrzymywal dlużej niż pól roku a przez firme przewinęlo się od cholery ludzi. Baba odnosila się bez szacunku wobec pracowników, na wszystkich się wydzierala, traktowala jak niedorozwinięte dzieci ale kiedy chciala aby coś szybciutko zrobić, bo musiala wyslać zamówienie to byla tak mila i slodka że aż się żygać chcialo... Mialam również atrakcje pod postacią dobierającego się do mnie szefa - ponad siedemdziesięcioletniego, obleśnego pryka. Kiedy kazalam mu się ode mnie odpieprzyć, byl tym niezwykle zdziwiony.No bo jak to może być żeby podwladna odmawiala... Przy ostatniej wyplacie szefowa powiedziala mi że nie dostanę więcej pieniędzy (mimo iż pól miesiąca zostawalam po godzinach i zapierdzielalam tak że ledwo na oczy widzialam) bo caly miesiąc "chodzilam z kąta w kąt i nic nie robilam" . Kiedy poprosilam ją żeby podala mi konkretną sytuację kiedy se tak chodzilam i nic nie robilam, zaczęla kręcić i plątać się że nie dokladnie to miala na myśli ale ona co chwilę widzi jak laże po zakladzie (chyba nic w tym dziwnego, skoro muszę pracować za trzy osoby a do kibelka też czasami trzeba pójść). Za miesiąc fizycznej harówy i siedzenia po godzinach otrzymalam 650 zl. slysząc przy tym jeszcze że nie zaslużylam na te pieniądze. Postanowilam zacząc się intensywnie rozglądać za inną robota nadal pracując w tym obozie pracy. Niedlugo jednak popracowalam. Dwa dni po wyplacie (w piątek) na 3 godziny przed końcem pracy zostalam zawalona robota na conajmniej 5 godzin. Od rana źle się czulam. Po 8,5 godz. pracy stwierdzilam że mam dość, dokończę pracę w poniedzialek (tak jak często robiliśmy) i wyszlam. Kiedy jechalam do domu, zadzwonila do mnie szefowa od pierwszego slowa drąc się na mnie że jak ja śmialam wyjśc z pracy. Powiedzialam jej ze nie będę zostawać po godzinach jeżeli mi za te nadgodziny nie placi. Baba wściekla pierdolnęla sluchawką. Poszlam na zwolnienie lekarskie, zadzwonilam do szefowej że nie będzie mnie przez 2 tyg. w pracy a ta się zaczęla na mnie wydzierać, że ona tak przypuszczala , że ją oszukuję, że mam jej w tej chwili powiedzieć gdzie przebywam bo ona musi przyjechać i sprawdzić czy naprawdę jestem chora, że mam jej z detalami powiedzieć co mi dolega. Wydzierala sie jak debilka nie dopuszczając mnie do glosu. Powiedzialam jej że nie będzie ze mną w ten sposób rozmawiać i odlożylam sluchawkę. Zwolnienie lekarskie wyslalam jej pocztą. Od razu nasunela mi się jedna mysl - kobieta sądzi innych wedlug siebie. Sama kombinuje i oszukuje wszystkich dookola to i mysli że inni są tacy sami. Nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. Dzisiaj znalazlam ciekawą pracę 3 km. od domu a moja jeszcze szefowa może mnie w dupe pocalować. Życzę jej wszystkiego najgorszego. Oby się w końcu przejechala na swoich oszustwach i wykorzystywaniu ludzi. Ufff....ale się rozpisalam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w trakcie zmian
acha i jeszcze żądala żebym jej sprzątala w domu - oczywiście wszystko w ramach tych 650zl! Może mi się później jeszcze coś przypomnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Drewniana zupa
Mam na ten temat swoja teorię, uwazam ze taki stan rzeczy w Warszawie ma swoja genezew w tym, ze do warszwy przyjechalo mnostow ludzi z lodzi , grodziska i innych mniejszych miejscowosci gdzie nie ma pracy i zrobia wszystko, beda pracowali w piatek swiatek i sobote, za te 800 zl, przeciez gdyby nie bylo ludzi ktorzy na takie warunki sie godza pracodawcy musieliby sie ugiac a tak? Wiedza ze przyjdzie taka marysia z grodziska i z pocalowaniem w reke te 800 zl wezmie i bedzie sie czula jak by pana Boga za piety trzymala bo ona w warszawie jest.....ja jestem zalamana bo w warszawie nie ma parcy dla warszawiakow!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już nie ambitna
Zgadzam sie z Tobą Drewniana Zupo. Ludzie w Warszawie nie są tak zdesperowani jak z małych miejscowości. Ich cieszy to że: -wogóle mają pracę bo inaczej by rzeczywiście nie przeżyli, a tak to chociaż dom ogrzeją i bedą mieli na chleb. W tym miejscu nie chcę żeby to zabrzmiało obraźliwie bo znam takie osoby i NIE MAJĄ oni wyboru bo mają dzieci i te 600 czy 800 zł na czarno pozwoli im je wyżywić. - są w Warszawie - i to jest grupa ludzi, która mnie wkurza. Bo dla nich osiagnieciem jest bycie w Warszawie. W swoim miasteczku naopowiadają jak im to sie nie wiedzie i są dumni z tego ze pracują w stolicy. Tylko najgorsze jest to że Pan Kowalski prowadzący firme zwalnia 50 letniego Pana magazyniera mieszkajacego na Mokotowie (który utrzymuje mieszkanie i rodzine na tymże Mokotowie i pracuje dla Pana Kowalskiego od 10 lat) żeby zatrudnić za 3/4 jego pensji małolata który wynajmuje rudere z 5 kolegami z Grodziska i jest szczęśliwy że pracuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ehh Wy tu mówicie o problemach z praca [i płacą] w Wawce... a co ja mam powiedzieć- okolice Katowic? tak sobię myśle, co po tych studiach mnie czeka..... 2 tys po studiach na rękę.... marzenia :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość co za pieprzone z was
debilki - to sie tyczy tych dwoch ktore tak oskarzaja ludzi "z poza warszawy" (bo przeciez np. taki Grodzisk jest za gorami i lasami w stosunku do Warszawy) i tego ze pierszenstwo nalezy sie "rodowitym Warszawiakom", a co rozumiecie pod pojeciem warszawiaka co? to ze sie tam urodzilas/es czy ze tam mieszkasz? wcale sie nie dziwie ze niektorzy nie moga znalezc pracy jak sa tacy bezmyslni i tepi:O to sie nazywa ignorancja, albo nawet gorzej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kuku na muniu
nie urodzilam sie w Warszawie ani w niej nie mieszkam, ale takie jak post wyzej podejscie jest raczej dziwne i chcac ladnie to nazwac, powiem- zasciankowe. poziom i klase ludzi nie okresla ich miejsce zamieszkania czy urodzenia ale troszke inny faktor. jezeli ktos ocenia ludzi po ich miejscu urodzenia, to serdecznie wspolczuje glupoty. osobiscie znam takie damy, ktore 'sa warszawiankami', natomiast moja Babcia- warszawianka z dziada pradziada- stwierdziala krotko, ze do ich miejsca zamieszkania to z Warszawy jechalo sie 2 dni wolami!!! Co do zabierania pracy 'prawdziwym warszawiakom' i pracy za grosze- trzeba byc wyjatkowo pustym manekinem zeby tak obrzydliwie okreslac ludzi zmuszonych przez sytuacje losowe do pracy za marne grosze. Ja dzieki Bogu jestem w innej sytuacji i nie bylam wychowana w skrajnej biedzie , ale mam troszke w sobie pokory i empatii, i wiem, ze los bywa okrutny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość królowa bona
Łatwo się wściekać na "zadzierających nosa warszawiaków", jeśli się samemu mieszka na prowincji, a Warszawę zna z relacji telewizyjnych. Zgadzam sie, że sytuacja rodowitych Warszawiaków jest bardzo kiepska. Ludzie z Radomia i innych miasteczek wokół Wawy zatrudnią się za 3/4 tego co Warszawiak, albo i mniej, codziennie będą musieli dojeżdżać kawał drogi, ale to przeżyją. W Radomiu mieszkania są o wiele tańsze, rachunki, ceny artykułów też niższe, więc wychodzą na swoje. Gorzej z Warszawiakami - gdyby prowincja dowiedziała się jaki przeciętny Warszawiak płaci czynsz to by szczęki pogubili ze zdziwienia. Może na prowincji za 1000 zł może przeżyć kilkuosobowa rodzina, ale w Warszawie tyle wynosi czynsz za niektóre mieszkania. I za co żyć? Młodzi ludzie uciekną za granicę, do innych miast, gorzej ze starszymi, którzy tu mają rodziny i je musza wyżywić. Ech... A niedoinformowana prowincja i tak nazwie nas "popieprzonymi debilkami". w trakcie zmian, to jest dość popularne zjawisko. Młodzi ludzie, zaraz po studiach są pełni zapału do pracy, pomysłów a nieuczciwi pracodawcy bez skrupułów to wykorzystują. Ja sama przez jakiś czas pracowałam za darmo 8-10 godzin dziennie, robiłam robotę za kilka osób, a na koniec wywalono mnie bez skrupułów i nawet nie podziękowano. Twarda szkoła życia, ale teraz wiem, że nie ma co się starać na siłę. Każdego pracodawcę trzeba docisnąć ile się da, wydoić ile się da, inaczej oni sami zrobią to z pracownikami. O ile się oczywiście znajdzie pracę w tym chorym kraju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×