Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Poetomanka D

Najpiękniejszy wiersz poety XX wieku? ...waszym zdaniem

Polecane posty

Gość ___nastka___
Który skrzywdziłeś - Czesław Miłosz Który skrzywdziłeś człowieka prostego Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając, Gromadę błaznów koło siebie mając Na pomieszanie dobrego i złego, Choćby przed tobą wszyscy się kłonili Cnotę i mądrość tobie przypisując, Złote medale na twoją cześć kując, Radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli, Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta. Możesz go zabić - narodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy. Lepszy dla ciebie byłby świat zimowy I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kalimba de luna
Urok trybu przypuszczającego no widzisz mógłbyś mnie nazwać żoną mógłbyś mnie posadzić na najwyższym dachu New Yorku i ziemię okrągłą nagle - małą głodnym palcom dać palcom i ustom widzisz mogłabym chwiać nogami w zupełnie nowych pantoflach ponad dachami New Yorku i nocą bać się mrocznej twarzy najczarniejszego Murzyna mógłbyś w gorące południe przynieść przejrzyste szkiełko lodu i zamiast pocałunku włożyć do topniejących ust mógłbyś pocałować moje usta i włosy bardzo samotne w swej nieustannej obecności dłonią zręczną w uśmiech zagładzić w mrok Halina Poświatowska, moja faworyta ;) a właściwie to cała jej twórczość jest najpiękniejsza i już ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ten jest cudny...piekny po prostu.. Author: Mary E Frye, 1932 Do not stand at my grave and weep, I am not there, I do not sleep. I am a thousand winds that blow, I am the softly falling snow. I am the gentle showers of rain, I am the fields of ripening grain. I am in the morning hush, I am in the graceful rush Of beautiful birds in circling flight. I am in the starshine of the night. I am in the flowers that bloom, I am in a quiet room. I am in the birds that sing, I am in everything. Do not stand at my grave & cry, I am not there, I do not die

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Baśń o 3 braciach i królewnie
Mrok wieczorny, babcia siwa przy kominku głową kiwa. Nos jak haczyk, okulary, coś pierdoli babsztyl stary. Snuje bajdy niestworzone o królewnie Pizdolonie, O trzech braciach, jak niewielu, o matuli ich z burdelu Opowiada stare dzieje, a na dworze wicher wieje. Siądźcie społem panny, smyki, młodojebce, stare pryki, I nastawcie dobrze uszy, choć na dworze śnieżek prószy. W domu ciepło i wygodnie - zostaw pan w spokoju spodnie, Bo się wnet zawoła mamy. Cyt, uwaga, zaczynamy. Za lasami, za górami, za morzami, za rzekami, Żył przed bardzo wielu laty król potężny i bogaty. Dobrotliwy, szczodrobliwy, lecz niezmiernie rozżalony, Z racji córki Pizdolony, która chociaż dobra, mila, Niepomiernie się kurwiła. I dawała bez wyboru: I rycerzom, panom dworu i kucharzom, i stolarzom, Czasem nawet i malarzom. W każdej chwili, W każdym czasie wciąż myślała o kutasie. Próżno mówił jej król stary, ze we wszystkim trzeba miary, Nie wypada bowiem pannie tak się dupczyć nieustannie. Na nic się to wszystko zdało, Bo królewnie wciąż za mało. Wszyscy byli wyjebani. Aż z burdeli wszystkich w mieście do samego króla wreszcie od kurewskiej całej nacji przyszły kurwy w delegacji. Ta najbardziej rozjebana, padłwszy przed nim na kolana, Z trudem wielkim tłumiąc łkanie rzecze: "Królu nasz i Panie - ty panując od lat wielu byłeś ojcem dla burdelu. Upadają obyczaje - Twoja córka dupy daje na ulicy, bez pieniędzy, Przez co wpycha nas do nędzy. Nikt nas dziś już nie pierdoli, bo darmochę każdy woli" Król, na łzy kurewskie czuły, kazał dać ze swej szkatuły Każdej kurwie po dukacie, Po czym zamknął się w komnacie i tam siedział przez dzień cały, Aż mu jaja posiwiały. Król choć płakał ze zmartwienia, Zamknął córkę do więzienia by się więcej nie puszczała. Tam codziennie dostawała, prócz świetnego utrzymania Tysiąc świec do branslowania, wazeliny beczkę calą, Lecz jej ciągle było mało. Ciągle płacze, ciągle krzyczy: "to za mało dla mej piczy". W nocy zaś przywołał swego astrologa nadwornego, By ten, patrząc w gwiezdne szlaki znalazł wreszcie sposób jaki, By królewnę można było, dobrowolnie, czy tez siła, Wrócić znów do cnoty granic, lub gdy to się nie zda na nic - niech przynajmniej w swojej sferze obłapników sobie bierze. Więc astrolog,wziąwszy lupę, zajrzał raz królewnie w dupę, Wielkim cyrklem pizdę zmierzył, poczym zamknął się na więzy. Tak był w pracy pogrążony, taki przy tym roztargniony, ze szukając gwiazd na niebie w roztargnieniu srał pod siebie. Kręcił, wiercił teleskopem, w końcu wrócił z horoskopem. I rzekł: "Smutna wieść niestety objawiły mi planety - Ze królewny nic nie wstrzyma, , na jej szal lekarstwa nie ma, Chyba, ze się znajdzie jaki tęgi jebaka nad jebaki, Który trak ja zerznie pięknie, ze królewnie pizda pęknie, Na kawałki się rozwali, żywym ogniem się zapali. Wówczas będzie Pizdolona z czaru swego wyzwolona I stanie się znów prawiczka z malusieńką, ciasna piczka". Wszystkim było ogłoszone, ze kto zbawi Pizdolone, Ten otrzyma za podziękę pół królestwa i jej rękę. Wiec zjeżdżają się jebacze, czarodzieje, zaklinacze, Rycerze i królewicze, by królewnie zerżnąć picze. Każdy sil swoich próbuje i choć tęgie mieli chuje, Na nic się to wszystko zdało, bo jej ciągle było mało. A tymczasem heroldowie w całym kraju w piśmie, w mowie Wieści dziwne rozgłaszali coraz dalej, dalej, dalej. Aż dotarły hen, daleko gdzie za siódma górą, rzeka, Stała sobie stara chatka, w niej mieszkała stara matka Ze synami swymi trzema, którym równych w świecie nie ma. Każdy dzielny, tęgi, zwinny, ale każdy z nich był inny. I w tym nie ma nic dziwnego - każdy z ojca był innego, Bo w młodości swojej czasie matka strasznie Puszczała się. Syn najstarszy miał chuj długi i gruby na kształt maczugi, A po bokach jego były jak postronki grube żyły, Jakieś więzy, jakieś guzy, jaja miał jak dwa arbuzy. A ze ciągle mu bez mała ta ogromna pyta stała Chujogromem go nazwano. Pizdoliza nosił miano syn następny, bo lizanie Stawiał wyżej nad jebanie. I nie było mistrza w świecie By prześcignąć go w minecie. Cieszą matkę takie dzieci, lecz niestety smuci trzeci, Który rodu był zakałą, bo miał kuśkę całkiem małą. Cienka, krotka, na kształt glisty i nie palił się do pizdy. Dobrze, ze z matczynej woli raz na miesiąc popierdoli. A ze mało tak obłapia, bracia mieli go za gapia. No i matka nawet czasem nazywała go głuptasem. Tak im słodka życie idzie - ani w zbytku, ani w bidzie - Starsze bowiem dwa chłopaki zarabiały w sposób taki, Ze cnotliwe starsze panie brały ich na utrzymanie, A i matka chociaż stara, dala dupy za talara. Lecz najmłodszy, głupek przecie choć podobał się niewiastom, Dawał dupy pederastom I ku matki wielkiej Złości, nie brał nic od swoich gości, Aż dotarła i w ich strony wieść o losie Pizdolony. Na pieniądze wnet łakoma, wola matka chujogroma I tak rzecze:"Ty mój synu idź, dokonaj tego czynu". Olbrzym wnet posłuchał matki, zaraz włoży czyste gatki, Wymył chuja i bez zwłoki raźno ruszył w świat szeroki. A gdy przybył do stolicy, zaraz poszedł do ciemnicy Gdzie się święcą rozkraczona branslowala Pizdolona. Pyta dawno mu stanęła, wiec się ostro wziął do dzieła I za pierwszym sztosem leci błyskawicznie drugi, trzeci., Czwarty piąty, aż nareszcie wyrżnął sztosów Tysiąc dwieście i utracił sile całą. A królewnie wciąż za mało. Tak był przy tym osłabiony, Ze zleźć nie mógł z Pizdolony i musiały dworskie ciury Ściągnąć go za dupę z dziury do szpitala zamkowego. A królewna ciągle krzyczy: to za mało dla mej piczy". Prędko, prędko baśń się baje, nie tak prędko kutas staje. Baśń się baje, czas ucieka, chujogroma matka czeka I już martwic się zaczyna - cos nie widać skurwysyna. Aż ja doszły straszne wieści. Powtrzymujac łzy boleści, Pizdoliza matka wzywa i w te słowa się odzywa: Bratu rzecz to nie dowiary! Nie udały się zamiary, Kutas zmarniał mu niestety, idź wiec ty - spróbuj minety". I Pizdoliz wnet bez zwłoki ruszył prędko w świat szeroki. W końcu zaszedł do stolicy, tam się udał do ciemnicy Gdzie się święcą rozkraczona branslowala Pizdolona. Zaraz ja za dupę złapie i minete tego chlapie. Język jego na kształt węża, to się spręża, to rozpręża, To się wije jak sprężyna, w pizdę wwiercać się zaczyna, Kreci na kształt kołowrotka, to od zewnątrz, to od środka. Doba wciąż za doba mija, on jęzorem wciąż wywija. Aż utracił sile cala. A królewnie wciąż za mało. Tak był przy tym osłabiony, ze zleźć nie mógł z Pizdolony, Wiec i jego dworskie ciury ściągnęły za dupę z dziury I wyniosły omdlałego do szpitala zamkowego. A królewna ciągle krzyczy: to za mało dla mej piczy. Prędko, prędko baśń się baje, nie tak prędko kutas staje. Baśń się baje, czas ucieka, Pizdoliza matka czeka I już martwic się zaczyna, bo nie widać skurwysyna. Ze złości zaciska zęby, ze dwóch synów, niby dęby, Losy wzięły jej zdradziecko.... "Jedno mi zostało dziecko i do tego całkiem głupie"! Głuptak miał to wszystko w dupie. Raz w niedziele, po jedzeniu chciał pochrapac sobie w cieniu. Cos mu jednak spać nie daje, cos go gryzie w jaje. Patrzy - a tu mała menda, co po jajach mu się szwenda. Głuptak już rozpinał gacie, by ja otruć w sublimacie, Gdy w tem menda nieszczęśliwa ludzkim głosem się odzywa: "Czemu pragniesz mojej zguby?, Nie zabijaj chłopcze luby. Menda tez stworzenie boże,. Ze inaczej żyć nie może, I ze czasem w jajo utnie, niegubze jej tak okrutnie". Głuptak myśli - Cóż to złego, przecież nie zje mnie całego. Nie potrzebna mi twa zguba, idź wiec z Bogiem mendo luba". A tu nagle menda znika i zmienia się w czarownika. Czarownika - czarodzieja i do swego dobrodzieja, Co się w strachu z miejsca zrywa, w takie słowa się odzywa: "Ze litości miałeś względy dla bezdomnej słabej mendy, żeś jej darował życie, wynagrodzę cię sowicie. Dam ci ja wskazówki pewne jak spierdolić masz królewnę. Sil twych mało tu potrzeba-dam ci kondoma samojeba, Który ma te dziwna sile, ze gdy włożysz na swoja żyle I rozkażesz, on za ciebie sztos za sztosem Ciągle jebie czarodziejska mocą cudna. Ale zdobyć go jest trudno. Dupa strzeże go zaklęta na przechodniów wciąż wypięta Z której mocą złego ducha ustawicznie ogień bucha. I, czy z bliska, czy z daleka żarem swoim wszystko spieka. I w tym mocnym, wielkim żarze dupa się całować każe. Lecz gdy powiesz do niej słowa: niech się ogień w dupie schowa, Sama się pocałuj właśnie" wnet ogień w dupie zagaśnie. I powoli, z dobrej strony kondom zabrać się ci pozwoli. Za twa dobroć ja ci mogę do tej dupy wskazac drogę. Weź ten kłębek z sobą razem, on ci będzie drogowskazem. Rzuć na ziemie i idź wszędzie gdzie się kłębek toczyć będzie. Lecz pamiętaj zawsze świecie czarodziejskie to zaklęcie." Tu czarownik, niby mara, zniknął, rozwiał się jak para. Głuptak wstaje ucieszony, bierze kłębek rozbawiony I nie mówiąc nic nikomu po kryjomu znika z domu. Prędko, prędko baśń się baje, nie tak prędko kutas staje. Głuptak idzie, nie ustaje, coraz nowsze mija kraje. Gdy sto granic minął słupy, zaszedł właśnie aż do dupy, Z której wieczny ogień tryska. A podszedłszy do niej z bliska, Rozzazonej nad pojecie czarodziejskie swe zaklęcie Głuptak z całej mocy wrzaśnie: "sama się pocałuj właśnie!" Wtedy dupa zawstydzona puściła go do kondoma. Wiec z kondomem ucieszony, pędzi wnet do Pizdolony. A gdy przyszedł do stolicy, zaraz poszedł do ciemnicy, Gdzie się święcą rozkraczona braslowala Pizdolona. Wkłada kondom, niecierpliwy, Atu patrzcie - czary, dziwy! Chuj, co zawsze był jak z ciasta, na sto chujów się rozrasta.- Każdy gruby jak ta bela , każdy picze jej rozdziera, Każdy twardy jak ze stali, każdy długi na sto cali. Wszystkie chuje z całej siły na królewnę uderzyły. Każdy w pizdę jej się wwierca, każdy końcem sięga serca, Każdy jej się w piczy grzebie, każdy jebie, jebie, jebie! Aż królewna Pizdolona, rozjebana, spierdolona, Od jebania ledwie żywa krzyczy:"cipa się rozrywa". Takie przy tym tarcie było, ze się w dupie zapaliło. By ugasić pożar ciała, straż zamkowa przyjechała Z toporami, z bosakami z sikawkami i kubłami Słowem z całym inwentarzem używanym przy pożarze. I po długiej ciężkiej pracy ugasili jaj strażacy. Tak została Pizdolona z czaru swego wyzwolona I znów stała się prawiczka z malusieńka ciasna piczka. Głuptas dostał zaś w podzięce pół królestwa i jej ręce. Król był taki ucieszony z wyzwolenia Pizdolony, Ze pomimo swej starości kapucyna ciął z radości Bez ustanku tydzień cały aż mu jaj odsiwialy, Mimo, ze już nie był młody. Potem zaraz sprawił gody głuptakowi z Pizdolona. Mnie na gody zaproszono, więc - jak mówię - Też tam byłem, jadłem piłem pierdoliłem. Bawiłem się z nimi społem aż zasnąłem gdzieś pod stołem. Oto co sprawiła menda - na tym kończy się legenda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Baśń o 3 braciach i królewnie
(ciąg dalszy) Takie przy tym tarcie było, ze się w dupie zapaliło. By ugasić pożar ciała, straż zamkowa przyjechała Z toporami, z bosakami z sikawkami i kubłami Słowem z całym inwentarzem używanym przy pożarze. I po długiej ciężkiej pracy ugasili jaj strażacy. Tak została Pizdolona z czaru swego wyzwolona I znów stała się prawiczka z malusieńka ciasna piczka. Głuptas dostał zaś w podzięce pół królestwa i jej ręce. Król był taki ucieszony z wyzwolenia Pizdolony, Ze pomimo swej starości kapucyna ciął z radości Bez ustanku tydzień cały aż mu jaj odsiwialy, Mimo, ze już nie był młody. Potem zaraz sprawił gody głuptakowi z Pizdolona. Mnie na gody zaproszono, więc - jak mówię - Też tam byłem, jadłem piłem pierdoliłem. Bawiłem się z nimi społem aż zasnąłem gdzieś pod stołem. Oto co sprawiła menda - na tym kończy się legenda. :classic_cool:🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gawith
Piosenka I - Krzysztof Kamil Baczyński Znów wędrujemy ciepłym krajem, malachitową łąką morza. (Ptaki powrotne umierają wśród pomarańczy na rozdrożach.) Na fioletowoszarych łąkach niebo rozpina płynność arkad. .Pejzaż w powieki miękko wsiąka, zakrzepła sól na nagich wargach. A wieczorami w prądach zatok noc liże morze słodką grzywą. Jak miękkie gruszki brzmieje lato wiatrem sparzone jak pokrzywą. Przed fontannami perłowymi noc winogrona gwiazd rozdaje. Znów wędrujemy ciepłą ziemią, znów wędrujemy ciepłym krajem. Bliscy i oddaleni - ks Jan Twardowski Bo widzisz tu są tacy, którzy się kochają i muszą się spotkać aby się ominąć bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze piszą do siebie listy gorące i zimne rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało są inni, co się nawet po ciemku odnajdą lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął byliby doskonali lecz wad im zabrakło Bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej niektórzy umierają - to znaczy już wiedzą miłości się nie szuka - jest albo jej nie ma nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek są i tacy co się na zawsze kochają i dopiero dlatego nie moga byc razem jak bażanty, co nigdy nie chodzą parami Można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie Nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość strawberry fieldss
up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość strawberry fieldss

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czeka suka na swojego pana
Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony, A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony. I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o Dziewczynie, I zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie... Mówili o niej: "Łka, więc jest!" - I nic innego nie mówili, I przeżegnali cały świat - i świat zadumał się w tej chwili... Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem! I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem? "O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" - Tak, waląc w mur, dwunasty brat do jedenastu innych rzecze. Ale daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił! Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił! Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną... I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną! Lecz cienie zmarłych - Boże mój! - nie wypuściły młotów z dłoni! I tylko inny płynie czas - i tylko młot inaczej dzwoni... I dzwoni w przód! I dzwoni wspak! I wzwyż za każdym grzmi nawrotem! I nie wiedziała ślepa noc, kto tu jest cieniem, a kto młotem? "O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" - Tak, waląc w mur, dwunasty cień do jedenastu innych rzecze. Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera! I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera... I nigdy dość, i nigdy tak, jak pragnie tego ów, co kona!... I znikła treść - i zginął ślad - i powieść o nich już skończona! Lecz dzielne młoty - Boże mój - mdłej nie poddały się żałobie! I same przez się biły w mur, huczały śpiżem same w sobie! Huczały w mrok, huczały w blask i ociekały ludzkim potem! I nie wiedziała ślepa noc, czym bywa młot, gdy nie jest młotem? "O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" - Tak, waląc w mur, dwunasty młot do jedenastu innych rzecze. I runął mur, tysiącem ech wstrząsając wzgórza i doliny! Lecz poza murem - nic i nic! Ni żywej duszy, ni Dziewczyny! Niczyich oczu ani ust! I niczyjego w kwiatach losu! Bo to był głos i tylko - głos, i nic nie było oprócz głosu! Nic - tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata! Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata? Wobec kłamliwych jawnie snów, wobec zmarniałych w nicość cudów, Potężne młoty legły w rząd, na znak spełnionych godnie trudów. I była zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie! A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie? ---- Leśmian, "Dziewczyna"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość strawberry fieldss
hehe a tam nie odpisałaś

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Anna Świrszczyńska OTWÓRZ DRZWI SNU Przyjdź do mnie we śnie. Umarły, przyjdź do umarłej na ostatnią noc miłosną dwojga istot, których już nie ma. To nic, że cię nienawidzę, to nic, że mnie nienawidzisz. Że inny jest już ze mną. Zmyl czujność swoich myśli, które są mi wrogie. Zmyl czujność mego serca, które cię już nie kocha. Otwórz cicho drzwi snu. Umarły, przyjdź do umarłej. W moim śnie jeszcze nie stało się, co się stało. Więc pocałujesz mnie ustami naszego młodego szczęścia, więc powiem ci słowa czulsze, niż mówiłam za życia. To nic, że mnie nienawidzisz, to nic, że cię nienawidzę. Umarły, przyjdź do umarłej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×