Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

bombastyczna

WIERNOŚĆ.. założenie antyKafeteryjne..

Polecane posty

Przeciw przeszadzie -> POWINNO. Niestety wolność często jest nadużywana i stępia własne granice. Bo jeśli coś jest powszechnie akceptowalne to coraz bardziej powszedniej. Ogromny wzrost ilości rozwodów mówi sam za siebie. Easy come, easy go - tak coraz częściej traktuje się drugiego człowieka. Generalnie: zgadzam się z Tobą :-) Bomba, taka chwila ogólnego zwątpienia. Mam nadzieję. Że chwila... A może utrata ideałów?...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zasadnicza
Ja myślę, że to nie jest syndrom naszych czasów. Każdy wiek, każda epoka miała swój perwersyjny okres. Sęk w tym, że dzisiaj mamy łatwiejszy dostęp do przyjemności. Eksperymenty nie są już luksusem wyższych sfer. Wystarczy włączyć taniego pornosa, założyć sztucznego penisa i pokazać mężowi jak się go "kocha". Okrutne, ale prawdziwe. By potem patrząc na siebie nie widzieć nic poza otworami gdzie wkłada i wyciąga. Zdradzają się, bo brak im tej fascynacji, tego czystego zauroczenia. Mówią nowa miłość. A tak naprawdę to pogoń za czymś czego nie uchwycą nigdy, jeżeli nie zrozumieją. Jeżeli nie przestaną dążyć za przyjemnością... Tą ślepą i pustą. Mnie najbardziej szokuje ile w moim życiu jest pornografii. Byłam u wujka, a on bez zażenowania chwalił się swoimi płatnymi kanałami, obłapiał mnie przy żonie, a do obiadu puszczał sprośne kabarety gapiąc się na rozberaną lalę zerkającą uwodzicielsko z pulpitu. I to wszystko dzieje się wbrew mnie. Dobrze, każdy może żyć jak chce, ale bez przesady. Może dla mnie liczą się inne rzeczy. Często rozmawiając z ludźmi o miłości, którą przeżywam, o tym co mnie łączy z moim przyszłym mężem słyszałam słowa niedowierzania, czasem nawet krytyki. To niemożliwe, to bajka, wymysł. Ale gdybym zaczęła fantazjować o dewiacjach z 50 panów prędzej czy później odnalazłabym pełne zrozumienie. Pozornie na szczęście. Bo po czasie okazuję się, że tęsknimy do tego samego. Choć nie każdy się do tego przyznaje. Wolność to nie życie wbrew zasadom, ale w zgodzie z nimi. Bo to owe zasady pozwalają nad zachować człowieczeństwo, nie przejść tych granic, zza których nie ma powrotu. Ludzka psychika jest bardzo krucha. Łatwo zniszczyć w sobie wrażliwość, łatwo zagubić człowieczeństwo. Relatywizm wartości moralnych to odzwierciedlenie słabości ludzkiego charakteru. A, że z pokolenia na pokolenie jesteśmy po prostu coraz słabsi, bardziej zagubieni... Cóż jednak miałoby hartować młodych? Seks, alkohol, narkotyki? Ja nigdy nie zdradziłam nawet przyjaciela, mam bardzo silny charakter. Gdy w coś wierzę, nie ustępuje, a nic nie jest cenniejszego od szczerości i miłości, rozumianej także jako przyjaźń. Może to kwestia wychowania, a może takie mam predyspozycje. Fakt jest jednak taki, że rozumiem to poczucie alienacji, jakie przeżywa autorka tematu. Nie jesteś jednak sama. Słusznie tu ktoś zauważył, że Ci szczęśliwi po prostu nie rozwodzą się nad swoim szczęściem, bo zwyczajnie są zajęci ważniejszymi sprawami aniżeli puste dyskusje na forum internetowym o rozmiarach cudzego biustu. Wiele razy popadałam w przygnębienie śledząc niektóre tematy, ale nie wolno dać się zwariować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przeciw przesadzie
ja generalnie jestem za wolnością... ale taką mądrą... popartą dobrym wychowaniem... cieszę się, że mam prawo np do rozwodu... gdyby mój mąż zmienił się w potwora... cieszę się, że mogłał urodzić dziecko w wolnym związku... a decyzją o ślubie pojąć później, cieszę że mogłam mieć kilku partnerów... mieszkać sama w różnych miastach... poznać barwy życie... nie przeszkadza mi to wyznawać zasady.. o których tu się pisze... zawsze uczciwość przynajmniej wobec siebie i najblizszych, była dla mnie najważniejsza... myślę że to kwestia wychowania... i że właśnie wychowanie tworzy nam ten kręgosłup moralny... dzięki któremu wiemy co dobre... i nigdy nie gubimy właściwego kierunku... niestety w dzisiejszych czasach, wielu rodziców zaniedbuje ten element.. najczęściej w pogoni za pieniądzem... oddając dzieci na wychowanie TV lub komputera... to jest główny problem... i ci młodzi ludzie, na prwadę nie wiedzą... o co chodzi w zyciu... >>>>zasadnicza... wiesz... moim zdaniem, musisz być bardziej asertywna... ja uważam, że każdy ma prawo do własnych zasad... ale do momentu kiedy nie narusza praw innych... więc, po prosu jak jakiś koleś by się do mnie przystawiał... to głośno powiedziałabym... że sobie tego nie życzę... to samo.. dotyczy pornografii... ja tu akurat jestem tolerancyjna... ani mnie to grzeja ani ziębi- jak to się mówu... ale do elementarnej kultury należy, przynajmniej spytać gości, czy na taką rozrywkę mają ochotę!!! takie jest moje zdanie... jeżeli ktoś by to pokazywał wbrew mojej woli... to też zwróciłabym uwagę... lub wyszła z pokoju...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hmm.. mądrze piszecie.. zasadnicza => mam podobnie. mój związek jest naprawdę piękny i czysty. na dobrą sprawę jesteśmy swoimi pierwszymi partnerami. planujemy przyszłość, mamy swoje ideały do których dążymy.. ogólnie bardzo wyróżniemy się wśród otaczającego nas środowiska. gdy ktoś mnie o to pyta, po usłyszeniu odpowiedzi strasznie się dziwi. komentarze typu: i tak wam się nie uda, bo przecież facet musi się wyszumić; i tak prędzej czy później wyjdzie szydło z worka (że niby któreś zacznie szukać wrażeń) itp itd.. albo jedna z moich znajomych, która trąbi na prawo i lewo o swoich niby intymnych (ja powiedziałabym że już publicznych) sprawach wielce się dziwi, gdy ja nie chcę opowiadać o swoich.. nie sądzę, żeby to był dobry temat do plotek. dla mnie to coś wyjątkowego i pięknego, co powinno zostać WYŁĄCZNIE między mną i Nim.. w ogóle wszystko schodzi na psy :( obserwuję to choćby wśród znajomych.. kiedyś naprawdę świetni ludzie, a dziś... :( przyznam się szczerze, że zupełnie odcięłam się od nich..nie wiem co się z nimi stało.. a może to ja po prostu już nie jestem tak naiwna.. (???) Wiecie.. nie chcę być taka jak wszyscy (tzn większość).. wypaczona, zgorzkniała i nieszczęśliwa.. żal mi tych ludzi :( Deko melancholijna dziś jestem ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziwne to wszystko :( Cieszę się jednak, że są tu jeszcze ludzie, którzy nie przeistoczyli się w nieczułe potworki :D Pozdróweczka dla Was :D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przeciw przesadzie
generalnie chodzi o to... aby właśnie nie przesadzać... żyć i z zgodzie ze sobę... i ze światem... odcinanie się od środowiska chyba tez nie jest najlepszym rozwiązaniem... bo czy można być szczęśliwym jako samotna wyspa? uważam, że można pogodzić własne zasady... z zasadami innych... ucząc siebi i innych szacunku i tolerancji... trzymajć się swoich poglądów i jednocześnie nie wywyższać się..szanować, wybory innych...( bo to, że dla jednego jest dory jeden partner na całę życie to wcale ni musi oznaczać... że tak jest z każdym... i odwrotnie) uważam, ze to wielka sztuka... szacunku dla innych równocześnie nie rezygnowania z włąsnych zapatrywń... i na kafeterii akurat tego najbardziej brakuje... stąd te ciągłę pyskówki...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i cooo
ja mialam tylko 1 faceta i miec bede i raczej mam gdzies zze ktos mnie wysmieje:O ze wysmieje mnie, bo pierwszego i jedynego poznalam majac 21lat, ze nigdy go nie zdradzilam ani on mnie....ze on jest starszy 4 lata, a mimo to ja tez jestem jego 1sza i ostatnia dziewczyna..... jestesmy zareczeni i na pewno zostaniemy razem na cale zycie, zdrada u nas nie istnieje....ba! nawet nie mamy kolegow/kolezanek przeciwnej plci:) nie liczac takich 'przymusowych' typu - ze studiow, z pracy....bo nie potrzeba nam, ani zadnej zdrady nam nie potrzeba:) i co?? i sa tacy ludzie i znam wiecej takich par, wiec nie ma co biadolic:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zasadnicza
Widzę, że zostałam nie do końca zrozumiana, ale nic nie szkodzi. Trudno zawrzeć w krótkiej wypowiedzi istotę swoje całego stanowiska. Przeciw zasadzie-> Nie wiem skąd u Ciebie wziął się pogląd o tym, że jestem nieasertywna, jak również wzmianka o tym, że każdy ma własne zasady. Ani jednego ani drugiego nie zanegowałam w swoich wypowiedziach, mało tego napisałam, że każdy ma prawo żyć jak chce, ale bez przesady. I właśnie za tą przesadę uważam naruszenie wolności drugiego człowieka. Kiedyś pisałam rozprawkę na temat: „Równość czy wolność, która z tych zasad wydaję się nadrzędna?” Tak naprawdę gdybyśmy wszyscy mieli być równi nie bylibyśmy być wolni, bo różnice między nami były niedopuszczalne, ale z drugiej strony wolność bez ograniczeń jest ograniczeniem wolności innych, stąd ważna jest rozwaga, złoty środek, co znaczy mniej lub więcej zasada. Zasada pozwalająca określić gdzie teoretycznie kończy się swoboda a zaczyna niewola, nasza lub drugiego człowieka. Moim zdaniem źle zabrałaś się do temu. Choć jak najbardziej w pewnych kwestiach popieram Twoje stanowisko. Jednak pozwolę sobie zacytować słowa: „ja generalnie jestem za wolnością... ale taką mądrą... popartą dobrym wychowaniem... cieszę się, że mam prawo np do rozwodu... gdyby mój mąż zmienił się w potwora... cieszę się, że mogłał urodzić dziecko w wolnym związku... a decyzją o ślubie pojąć później, cieszę że mogłam mieć kilku partnerów... mieszkać sama w różnych miastach... poznać barwy życie...” Bardzo mnie one powiem szczerze zastanowiły. To jest takie oczywiste, wręcz to truizm;) Piszesz o prawie do rozwodu. Mówiąc o wartościach, którymi się kieruję nie miałam na myśli konwenansów i religijnych przykazań. To są zupełnie inne rzeczy. To oczywiste, że mając męża potwora powinnaś mieć zapewnione prawo do rozwodu. To rzec najbardziej oczywista w świecie. Nikt nie ma prawa do bycia w krzywdzie. Rozwód dla mnie następuje już w chwili zerwania umowy pomiędzy partnerami. Nieważne gdzie zawartej. Często już w dniu ślubu kościelnego małżeństwo jest nieważne, a to gdzie ktoś zapisał, iż jest inaczej nijak się ma to rzeczywistości. Ślubu udzielamy sobie sami, ksiądz to świadek. A więc czy to w małżeństwie, czy w wolnym związku liczy się zawsze to samo- OPOWIEDZIALNOŚĆ. Nie jest grzechem życie bez wiary, różne są drogi do zbawienia. Grzech to świadome działanie przeciw wierze. Jeżeli jako dorosły człowiek deklarujesz się na ślub, to w sytuacji, gdy chcesz aby odbył się on zgodnie z obrzędem, który teoretycznie uznajesz za święty sakrament, powinieneś wiedzieć również jakie są tego konsekwencje. Dlatego jeżeli wychodzisz za mąż, czy też żenisz się np. zakładając zdradę, dla wyszumienia się to widzisz, to już jest oszustwo przed Panem Bogiem, które obecność rzekomo się wierzy. Zaś w sytuacji, gdy okazuje się, iż nie znaliśmy prawdziwej natury drugiego człowieka, gdy popełniliśmy błąd mamy prawo go naprawić. Nie ma w tym nic zdrożnego. Bo jak mówię ja tu nie piszę o społecznych sądach, ale o głębszym, ważniejszych rzeczach. Niech ksiądz z parafii patrzy krzywo, ale gdy dana osoba jest szczera, odchodzi dla swojego dobra, buduje normalne życie obok horroru, to niesprawiedliwym jest w ogóle osądzanie takiej sytuacji. Świadczy to o małostkowości i obłudzie. Nawet sama religia nie jest taka oczywista jak nam się wydaje i warto poznać ją dokładniej, kazania zawierają tylko ogólnikowe reguły, a do tych reguł życie dopisuje własne definicje. Jestem za przestrzeganiem tradycji, ale nie w sposób ślepy. Należy to czynić odpowiedzialnie, nie wszystko musi nam się podobać, ale należy pewne kwestie szanować. Co do kwestii wolnych związków to przypomina mi się takie powiedzenie: „ Wolne związki są jak świnka morska, ani świnka, ani morska” I jest w tym dużo racji, ale zapewne chciałaś użyć słowa nieformalne związki, co znaczy trochę coś innego. Osobiście uważam, że ślub to sprawa bardzo odpowiedzialna, jeżeli ktoś nie uznaje pewnych zasad niech ich nie łamie. To jest właśnie to, o co mi chodzi. Jestem jak najbardziej za nieformalnymi związkami. Po poniszczyć coś, co wcale nie musi zostać skalna naszą lekkomyślnością. Ślub kościelny zawierane dla białej sukni ( jak mnie to razi), przyjęć, prezentów, dla dziecka itp Zgroza. Ślub to miłość=odpowiedzialność. Nie kochasz to się nie pobieraj. Wiele dzieci byłoby szczęśliwych mając może inny dom, ale spokojny. Nalepka „szanowana rodzina katolicka” jeszcze nie mówi nam nic o tym, z kim mamy do czynienia. Bo najczęściej ludzie tacy nie wiedzą nawet czym jest rodzina, z wiarą nie mają nic wspólnego, a szanować nie potrafią nawet sienie wzajemnie. Wrócę jeszcze do tematu pornografii. Ja również jestem tolerancyjna, bo nie wiem, gdzie napisałam, że tak nie jest. Jednak sama już definicja pornografii nasuwa sporo wątpliwości. Kiedyś pornograficzne były obrazy gdzie kobieta podciągając suknię ukazywała kształt swoich kostek schowanych tak czy inaczej pod grubą pończochą. Heheh, a dzisiaj? Uważam, że jeżeli ktoś nie potrafi się obejść bez czegoś co mu jest do życia potrzebne, ma prawo to posiadać, pod warunkiem, że nie działa na czyjąś szkodę. Ale życie seksualne to tak intymna sfera w życiu człowieka, że za dorosłe uważam umiejętne jej ukazywanie. Wystarczyłoby mi stwierdzenie, że komuś jest dobrze w łóżku, nie muszę już oglądać jego filmów, słuchać jego wywodów. To nie ma nic wspólnego z nietolerancyjnością. Mam do tego prawo. Tak samo jak ja komuś nie narzucam swojego zdania. A, że jest jej za dużo to zjawisko bardzo męczące. Bo nawet, jeżeli ktoś chciałby się bez niej obejść, to jest na nią bezpośrednio, albo pośrednio skazany, tylko dlatego, że powoli zaczyna ona dotyczyć wszystkich Na każdym kroku. To nie może mnie już ni ziębić, ni grzać. Co do reszty tego co piszesz to się zgodzę. Tylko również nie napisał wcześniej, że się z takimi słowami nie zgadzam. Można być szczęśliwym jako samotna wyspa, tak samo jak można być samotnym w tłumie. Ale wyjątki to potwierdzenia reguł. Nie tyko można, ale trzeba żyć z innymi, uczyć się od nich, szanować się. Bo jak mówię dla mnie liczy się mądrość rozumiana jako przemyślane działania, czerpanie z doświadczenia innych, odpowiedzialność, ponadto liczy się godność, honor, szczerość. Gdy to posiadamy z każdej sytuacji będziemy w stanie wyjść tak aby jak najmniej skrzywdzić siebie i innych. A przede wszystkich wolno nam popełniać błędy, nie wolno nam tylko nie zauważać, że ranimy innych. Świadomie.Pozdrawiam Cię, jesteś mądrą osobą:) Podziwiam to. A do autorki-> Chcesz, to możemy się wymienić mailam. Wiesz kwestia miłości jest bardzo intymna, a to o czym piszesz jest mi tak doskonale znane. Możemy pomailować. Ogólnie Pozdrawiam wszystkich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zasadnicza
Tak samo jak ja komuś nie narzucam swojego zdania. A, że jest jej za dużo to zjawisko bardzo męczące. Bo nawet, jeżeli ktoś chciałby się bez niej obejść, to jest na nią bezpośrednio, albo pośrednio skazany, tylko dlatego, że powoli zaczyna ona dotyczyć wszystkich Na każdym kroku. To nie może mnie już ni ziębić, ni grzać. Co do reszty tego co piszesz to się zgodzę. Tylko również nie napisał wcześniej, że się z takimi słowami nie zgadzam. Można być szczęśliwym jako samotna wyspa, tak samo jak można być samotnym w tłumie. Ale wyjątki to potwierdzenia reguł. Nie tyko można, ale trzeba żyć z innymi, uczyć się od nich, szanować się. Bo jak mówię dla mnie liczy się mądrość rozumiana jako przemyślane działania, czerpanie z doświadczenia innych, odpowiedzialność, ponadto liczy się godność, honor, szczerość. Gdy to posiadamy z każdej sytuacji będziemy w stanie wyjść tak aby jak najmniej skrzywdzić siebie i innych. A przede wszystkich wolno nam popełniać błędy, nie wolno nam tylko nie zauważać, że ranimy innych. Świadomie. P.S. Autorki może wymienimy się mailami? W temacie miłości widzę zdecydowane podobieństwa, może wreszcie uda Ci się o tym porozmawiać inaczej;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przeciw przesadzie
Zasadnicza>> hmmm... wiesz jak piszesz, że ktoś ogląda przy tobie pornosy... a tobie to przeszkadz... a nie umiesz skutecznie zaprotestować... no cóż, dla mnie to jest właśnie brak asertywności... takie mam zdanie... Wolność a równość... moim zdaniem, porównanie zupełnie nie na miejscu... dla mnie równość... w sensie społecznym... cóż to ułuda... wymysł idealistów... no pomyśl, chociażby... chodźby,równość wobec prawa... niby, każdy ma takie same praw... ale np. policjant, kogo wylegitymuje z większym prawdopodobieństwem... statecznego prawnika z 30 letnią praktyką w jego mieście... czy chłopaczka w kapturza siedzącego na ławce w parku? cóż... wolność... to zupełnie inne pojęcie... dlaczego napisałam... "cieszę się z prawa do rozwodu itd"... cóż w idealnym świecie może to i oczywiste... w życiu nie zawsze... zajżałam na temat... z powodu stwierdzenia "założenia antykafeteryjne"... dlatego tak napisałam... otóż na nasze życie wpływa mnóstwo czynników... nasze wartości musimu zkonfrontować... z opinią środowiska, opinią w pracy... dostosować do finansów, warunków mieszkaniowych, dobra innych ludzi zależnych od nas itd... musimy tak ustalić wypadkową tych wszystkich, aby równocześnie nie zatracić siebie... moim zdaniem to wielka sztuka... kidyś... wachlarz możliwości postępowania był znacznie mniejszy... właśnie ze względu np. na te konwenanse... dlatego cieszę się z takich możliwości... takich wolnoście... ale jestem absolutnie przeciw nadużywaniu ich!! Piszesz, "jeżeli się żenisz zakładając zdradę"... szczerze mówiąc niesądzę, aby ktoś tak robił... problem, moim zdaniem leży, w tym... że ludzkie wyobrażenia się mijają... po ślubie okazuje się... że nie jets tak jak ludzie sobie wyobrażali... jeżeli nie potrafią ze sobą rozmawiać... to wcześniej czy później, zaczną szukać zrozumienia poza związkiem... związek, a miłości to trochę inne rzeczy... można kogoś kochać... co w cale nie oznacza, że od razu dzięki temu z nim mozna szczęśliwie przejść przez zycie... moim zdaniem, do szczęśliwego związku, potrzeba jeszcze kilku innych rzeczy... miłość owszem pomaga... szczególnie przezwyciążać trudności... ale nie wystarczy... co do ślubu... cóż kwestia podejścia... ja osobiście brałam z przyczyn głównie formalnych... bo świetnie nam się żyło bez ślubu i nie widzę zadnej różnicy... w życiu codziennycm...no oprócz mniejszych podatków i ułatwień w sprawach prowadzenia firmy... miałam ślub kościelny... cóż głównie dla świętego spokoju ze strony dziadków i rodziców... księdza po kolendzie, czy dla dziecka w szkole... czyli ze względu na tradycję... stwierdziliśmy... że to nie boli ;) więc po co walczyć z wiatrakami... dla nas żadna różnica, a święty spokój jest! więc jak widzisz... nie każdy musi mieć do tego ideologiczne podejście... albo puste... dla sukni i przyjęcia... niektórzy jak my robią to dla wygody... co do nagości... owszem jest jej wiele... ja osobiście lubię swoje ciało i nagość i ją akceptuję... mam 5 letnie dziecko... ale zamiast wkurzać się na rzeczywistość...że naraża je na pornografię... po prostu oswajam z nagością... pokazuje róznice po między miłością a erotyzmem... ale to już temat na inną historię... w każdym razie, zamiast żyjemy w harminii zamiast ukrywać na siłę przed nim coś z czym i tak się zetknie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zasadnicza
A Ty wciąż na opak tłumaczysz moja słowa.  Czy ja napisałam, że nie protestuje? W sytuacji tego nieszczęsnego wujka, od której nie mogę się oderwać. Oczywiście słownie. Naturalnie zwrócenie uwagi jest sprawą oczywistą. Ale jak się ma to do tego, iż wchodząc tam nie miałam pojęcia, z czym się zetknę i nie na miejscu z jego strony było nawet nie podejmowanie, ale narzucanie tego tematu mimo ogólnego braku zainteresowania i wszechobecnemu zniesmaczeniu. Nie byłam tam sama, były również i dzieci. Nie powiedziałam jednak, że nie zwróciłam mu uwagi. Uczyniłam to jednak po fakcie, a sam owy fakt opisałam. Co by jednak o tym nie powiedzieć uczynił to wbrew mnie, nie mogłam wiedzieć, że zamierza o tym mówić, gdyż widziałam go drugi raz w życiu, a pierwszego nie pamiętam nawet, bo byłam zbyt mała. Nic poza tym:) Nie zamierzam nikomu niczego zabraniać, ma do tego prawo, ale ja mam prawo by o tym nie słuchać. Na co jednak nikt nie uważa. Są tematy, które trzeba taktować delikatnie, a ludzka seksualność do takich należy. A wracając do nagości. A kto jej nie akceptuje? Ja? Heheh. Nagość jest piękna. Ale dalekie od erotyzmu i sztuki są pornograficzne obrazy.. Dopowiadasz rzeczy, których nie powiedziałam:) A ja kocham sprawy związane z ludzką seksualnością. Bardzo się tym interesuje, od nastolatki zresztą, to sfera naszego życia, która jest naprawdę magiczna, a własnego dziecka również nie zamierzam chronić przed nagością. Ale trzeba umieć rozróżnić gdzie kończy się granica dobrego smaku. Mogę powiedzieć, co to pornografia, nie będę zabraniać mu jej oglądania, bo jak zechce uczyni to poza domem. Warto jednak rozmawiać nad jej wpływem, sensem. Nad tym, że wypacza ona realny obraz życia seksualnego, pozbawia akt emocjonalności czyniąc z niego mechaniczną sposób zaspokajania własnych potrzeb. A przecież jest tyle pięknej erotyki. O seksie można o wiele więcej dowiedzieć się ze sztuki, literatury. Również tej fachowej. Pornografia to pójście po najmniejszej linii oporu. Ale naturalnie wszystko jest dla ludzi. Tylko niekoniecznie bez szkody dla nich samych. Ale każdy ma prawo do prywatności. I przecież tego nie neguję. Ja wolę jednak obraz nagiej kobiety, która wygląda inteligentniej niż dziewczyna bez bielizny na rozkładówce seksownie prężąca się w pozach specjalnie przed fotografa wymyślonych tak, by trafiła ona do tej męskiej części, która w kobiecie widzi niewiele więcej niż widać na takiej fotografii. A nagość jest zarezerwowana dla wszystkich, nie tylko idealnych. I nie tylko tak musi ona wyglądać. Nie o nagość chodzi więc, a o formę jej przekazywania. Ale to tylko moje skromne, jednostkowe zdanie. Nie musimy na tej podstawie budować jakiejś zawiłej polemiki. Co do tej równości i wolności. Rozprawka ( to zresztą temat z filozofii prawa) polega na tym by dociekać racji, przytaczać argumenty i wyciągać wnioski. Czy da się to porównać no nie da. Ale temat rozprawki jest jak najbardziej na „miejscu” :) Nie nad takimi banałami ludzie spędzali całe życie. Co do samej hipotezy, już się wypowiedziałam w tym temacie. Dosyć szeroko zresztą. Tak konstruując swoją opinię należy brać pod uwagę wszystkie możliwe czynniki, zarówno te które napisałam i zarówno te o których nie wspomniałam. Masz rację. Co nie zmienia faktu, że te kilka cech o których napisałam służy właśnie mądremu wychodzeniu z różnych sytuacji. Trzeba umieć postąpić mądrze, godnie, honorowo. To wymaga wielkiej rozwagi, ale życie łatwe nie jest. Piszemy o tym samym, ale inaczej. Więc spokojnie. :) Oczywiście, że są ludzie, którzy żeniąc się zakładają zdradę, są tacy, którzy ukrywają tak wiele rzeczy, że zapewne wymienienie ich tutaj stałoby się niemożliwe. A cóż w tym dziwnego? Nie wszyscy biorą ślub z czystym sumienie i z czystymi zamiarami. Fajnie by było, ale tak nie jest. A, że ludzkie wyobrażenia miją to zupełnie inna kwestia. Bo przepraszam, kiedy nie miją? Pierwszych złudzeń zostajemy pozbawienie dorastając, a życie toczy się dalej i naturalnie nie tak jak sobie wymarzyliśmy. Bo życia zaplanować sobie nie moża. Fragmentarycznie się zgodzę, ale i tak na krótką metę bez wiadomych rezultatów. Cóż, ale jeżeli kogoś się kocha a nie znajduje u niego zrozumienia. Wystarczy odejść. Jeżeli się nie potrafi ja tego nie potępiam. Nie uznaje jednak rozwiązania w zdradzie. I nie mam nawet na myśli chwilowego zapomnienia, ale świadomego działania, dłuższego. Wybacz, jeżeli ta osoba kocha drugą, nie odnajduje zrozumienia, więc wiąże się na boku z inną, to czy ona wracając do początku naprawdę kocha. Jeśli tak to kogo, kochankę? A nie lepiej odejść i żyć z ta partnerką, szanując byłą zonę i kobietę z którą teraz chce ułożyć sobie życie. Pomijam przypadki gdzie nic nie jest oczywiste, jest tak wiele rodzajów zdrad, że wiele z nich jest trudnych do jakiejkolwiek analizy. Ale ja o nich nie piszę. Piszę o sytuacji, gdy bez przeszkód można odejść, ale się tego nie robi. A co tego, co potrzebne jest w związku każdy ma swoją receptę i swoje wymagania. Nie omieszkam jednak dodać, że warto zdać sobie sprawę z tego, że życie usłane różami nie jest. A starać się trzeba przede wszystkim sytuacjach kiedy dzieje się źle. Nie każdy musi mieć ideologiczne podejście do ślubu. Powinien jednak wiedzieć, czym on jest. Jeżeli uważa go za sakrament powinien postępować tak jak nakazuje mu jego wiara, starać się. Ty i Twój mąż mimo wszystko sami dla siebie stworzyliście umowę, której się trzymacie. Ona nie musi być zawarta w kościele. Ale dla panien, które biorą ślub dla białej sukni nie występuje ona w ogóle. Gdyż wspólne bycie razem rozumieją inaczej niż Ty. To jak zabawa. Robią to bo się im wydaje, że jest fajnie, miło. A Wy szanowaliście tradycję, nie musicie w nią wierzyć. Jest przydatna i dobrze, ale sami przed sobą wiecie, że się kochacie, że chcecie być razem i to jest najważniejsze. Oboje się na nią szczerze zgodziliście, bo z nim czy bez niego jest między Wami prawdziwa więź. Ta szczera, prawdziwa chęć bycia razem. A jak ktoś robi coś przeciw sobie i nie myśli nad konsekwencjami, jeżeli ktoś robi coś dla zabawy by potem odkryć, że bycie razem czy to w małżeństwie czy w nieformalnych, ale po prostu prawdziwym związku to nie ciągły pierwszy miesiąc. Uważam, że starasz się postępować naprawdę bardzo rozsądnie i podziwiam odpowiedzialność w podejmowaniu decyzji:) I ja tego nie neguje. W żadnym WYPADKU heheh:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zasadnicza
Ona nie musi być zawarta w kościele. Ale dla panien, które biorą ślub dla białej sukni nie występuje ona w ogóle. Gdyż wspólne bycie razem rozumieją inaczej niż Ty. To jak zabawa. Robią to bo się im wydaje, że jest fajnie, miło. A Wy szanowaliście tradycję, nie musicie w nią wierzyć. Jest przydatna i dobrze, ale sami przed sobą wiecie, że się kochacie, że chcecie być razem i to jest najważniejsze. Oboje się na nią szczerze zgodziliście, bo z nim czy bez niego jest między Wami prawdziwa więź. Ta szczera, prawdziwa chęć bycia razem. A jak ktoś robi coś przeciw sobie i nie myśli nad konsekwencjami, jeżeli ktoś robi coś dla zabawy by potem odkryć, że bycie razem czy to w małżeństwie czy w nieformalnych, ale po prostu prawdziwym związku to nie ciągły pierwszy miesiąc. Uważam, że starasz się postępować naprawdę bardzo rozsądnie i podziwiam odpowiedzialność w podejmowaniu decyzji:) I ja tego nie neguje. W żadnym WYPADKU heheh:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×