Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zaczarowana

Poznalam go w necie...

Polecane posty

Wiem,wiem Dracenko ,ze istnieje takie niebezpieczenstwo i dzieki za porade...sprobuje jednak jeszcze powalczyc...nie jedno w zyciu juz pzreszlam...podchodze do tego z dystansem...ale jestem pewna ze nie dam sie zniewolic ..za stara juz na to jestem:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaczarowana.. ja bylam z takim facetem jakiego opisujesz przez 4 lata. Doprowadzil mnie do skrajnego wyczerpania psychicznego i kompletnego zastraszenia. Balam sie odezwac, usmiechnac, zrobic jakikolwiek grymas ktory mogl byc przez niego zle zinterpreowany. Caly czas studiowalam wyraz jego twarzy, jesli tylko zauwazylam cien niezadowolenia natychmiast wszystko odkrecalam, mowilam pod niego, milklam, przytakiwalam - robilam wszystko zeby uniknac kolejnej awantury i dreczenia psychicznego. Z perspektywy czasu wiem, ze to nie byla milosc tylko chora psychopatyczna zaborczosc i zazdrosc z jego strony. Formatowal mie jak tylko mu sie podobalo, a jesli stawialam opor to zaczynalo sie drazenie dziury w glowie: dlaczego sie usmiechnelas, dlaczego wtedy po wyjsciu z kina mialas taki wyraz twarzy, dlaczego przy lozku stoja 2 szklanki jesli jestes tu sama, po co wtedy to powiedzialas... Sledzil kazdy moj ruch, odseparowal od znajomych, nie moglam przy nim odbierac telefonow - bo jak tlumaczyl - marnuje niepotrzebnie czas kiedy jestesmy razem. Nie moglam robic zadnych planow bez niego, a jak zaplanowalismy cos razem to bylo to swiete i nic nie moglo wplynac na zmiane - nawet pobyt mojej mamy w szpitalu. Chore!!! Po 4 latach bylam znerwicowanym, zniecheconym do zycia wrakiem, niechetnie wstawalam z lozka i wychodzilam z domu, balam sie rozmawiac z ludzmi. W miejscach typu bar, klub siedzialam z opuszczona glowa zeby przypadkiem jakis mezczyzna na mnie nie spojrzal i sie nie usmiechnal, bo zaczynala sie dzika wantura. No... a poza tym wszystkim byl dla mnie przeciez \'bardzo kochany\' - opiekowal sie mna bez przerwy, ciagle chcial przy mnie byc, wszystko robic razem hahaha. Dziekuje Bogu ze w pewnym momencie cos we mnie peklo i z dnia na dzien go zostawilam. Oczywiscie on nie mogl zaakceptowac tej decyzji i przez dluzszy czas, nachodzil mnie, prosil, histeryzowal, plakal, grozil, bluzgal, przyjezdzal pod uczelnie i prace i robil sceny przy wszystkich. Zaczarowana, nie chce Cie pouczac, dawac dobrych rad. Sama wyciagnij wnioski. Czy nie jest tak ze obojetnie co zrobisz on doszukuje sie w tym zla? podstepu? spisku przeciwko niemu? Rozlicza z zupelnie nieistotnych zachowan? (zreszta sama o tym pisalas) Powiem jedno - taki zwiazek uzaleznia, wciaga bardzo mocno i mocno ogranicza kontakt z otoczeniem. Twoj partner bedzie jedyna wyrocznia co do tego co zle, a co dobre, a reszta swiata to barany i niech trzymaja sie od was z daleka. To sie nazywa dreczenie psychiczne. Przepraszam ze sie tak rozpisalam, ale po przeczytaniu Twojego postu wrocily do mnie tamte koszmarki. Dodam, ze w tej chwili jestem z facetem, ktorego rowniez (jak Ty, Zaczarowana) poznalam przez Sympatie ;-) znamy sie od wrzesnia, a od 3 tygodni mieszkamy razem. I bardzo sie ciesze ze moge do niego zadzwonic (jak przed chwila) i powiedziec: wlasnie wykombinowalysmy sobie damskie party z kolezankami z biura dzis wieczorem, wiec do kina pojdziemy jutro ok? na co uslyszalam - ok, to ja sie zajme swoimi projektami, tylko badz grzeczna :) co za ulga. pozdrawiam i zycze zeby ... zeby Ci bylo dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do Boxing_cat Dzieki za Twoja notke...czytalam ja dwa razy...jest w niej wiele z mojego zycia ale jest cos jeszcze ...nie zgadzam sie na to...nie kontroluje swoich zachowan...nie odmawiam spotkan z pzyjaciolmi...jest zly jak wychodze na spotkania z kolezankami ..do kina ..knajpy..ale nie pozwalam dyktowac sobie warunkow co i jak mam zyc...Jednak bardzo dziekuje za to co napisalas..bede czujniejsza i z wieksza uwaga przygladne sie naszemu zwiazkowi ...nie wykluczam rozstania ale mysle ,ze stac mnie na to by jakis czas uzbroic sie w cierpliwosc..znam siebie i wiem ,ze stac mnie na to mentalnie...Pozdrawiam bardzo cieplo...pozdrow swojego faceta...tylko pozazdroscic...:)caluski.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...no tak..kazdy jest dobry pod warunkiem ,ze nie jest nasz...albo i odwrotnie ..latwo jest powiedziec papap...ale czy o to chcodzi...? Kazdy z nas jest inny i ma wieksze lub mniejsze potrzeby wolnosci...on z nikim sie nie spotyka beze mnie...zawsze idziemy razem...tak mial zawsze ja mialam inaczej...to tez musze wziac pod uwage...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaczarowana, weszłam na Twój topik, bo sama ostatnio poznałam kogos przez net, ale okazało się, że poruszany problem znam zupełnie \"z innej bajki\": Byłam 3 lata w związku z fantastycznym facetem, z którym łączyło mnie bardzo dużo, kochałam go z wzajemnością i... jego chorobliwa zazdrość wpędziła mnie w NERWICĘ! Też nie chciałam odchodzić, walczyłam o ten związek. Wierzyłam, że z czasem mi zaufa, zrozumie, że jego podejrzenia sa bezpodstawne, itd. Od razu musze Cię uprzedzić: Żadne ROZMOWY NIE POMOGĄ! On obieca poprawę, przeprosi, przyzna, że ma problem i... Zmieni sie na tydzień... A potem abarot to samo... Zwróciłam uwagę na jeszcze cos co napisałaś- że na początku nie bł taki zazdrosny, to pojawiło sie z czasem. To również upodabnia Twoją sytuacje do mojej. Mój były (wiem to teraz, patrząc z perspektywy czasu) zrobił sie zazdrosny, jak naprawdę mnie bardzo pokochał. Dopóki mu \"średnio\" zależało, dopuszczał możliwość mojego odejścia, był normalny. im bardziej sie angażował, tym było gorzej... Cóż Ci moge poradzić..? Chorobliwa zazdrość jest, jak sama nazwa wskazuje, chorobą. Masz dwa wyjścia- albo odejść (ja tak w końcu zrobiłam i nie żałuję), albo zwrócić sie o pomoc do specjalisty. Tylko profesjonalna terapia może pomóc takim przypadkom, a i to nie zawsze... Niestety, sama nie dasz rady GO zmienić. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że nie popełnisz moich błędów...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Boxing_cat----> Znam to o czym piszesz, rozumiem Cię i gratuluje wyzwolenia sie z matni :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hmm..szczerze mowiac jestem skolowana ...dziekuje za wszystkie rady...teraz zmykam do domku...odezwe sie jeszcze ..milo bylo..pozdrawiam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Werek - chyba i Tobie naleza sie gratulacje :) Zaczarowana - nie daj sie stlamsic. Zyj po swojemu, tak jak to robisz. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaczarowana, nie chcę, żebyś mój post odebrała jako pouczanie i atak na Twój związek... Wiem, że każdy przypadek jest inny i nie uzurpuje sobie prawa do wydawania kategorycznych sądów, co powinnas zrobić. Proszę Cię o jedno- poszperaj trochę w fachowej literaturze, poczytaj co o tym piszą ludzie, zajmujący się psychologią związków. Będziesz silniejsza, uzbrojona w wiedzę ;-) Boxing_cat, dzięki :-) Czasem się zastanawiam czy nie należy mi raczej \"gratulować\" głupoty, że tkwiłam w tym tak długo... Odchodziłam 3 razy, dopiero ostatni skutecznie. 2 pierwsze skończyły się tak, że on zadzwonił, przeprosił, przysiągł poprawę, a ja jak głupia uwierzyłam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×