Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość fikuśna

kłótnia, spory miłośc.

Polecane posty

Gość fikuśna

Zanim zadam pytanie poczytajcie gdyz to mnie nieco uspokoiło. Małżeństwo doskonałe Rozprawiamy się z mitami, według których wspólne życie będzie długie oraz usłane różami. Andrzej Samson Pary bardzo do siebie zbliżone pod względem wyposażenia intelektualnego, np. mające takie samo wykształcenie i uprawiające ten sam zawód, też, wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu, nie są zbyt trwałe ani (statystycznie rzecz biorąc) zbyt szczęśliwe. (mamy te samo wykształcenie, ale uprawiamy na szczęście inne zawody). Dobrani - bo zgodni i jednomyślni. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych mitów dotyczących małżeństwa jest przekonanie, że dobre małżeństwo to takie, w którym pomiędzy małżonkami panuje trwała zgodność i harmonia, zaś złe związki charakteryzują się obecnością w nich awantur, kłótni i sporów osłabiających więzi emocjonalne pomiędzy mężem i żoną, trwale oddalających ich od siebie i na dodatek niekorzystnie oddziałujących na rozwój psychiczny potomstwa. Wedle tego mitu dobra para małżeńska to taka, w której partnerzy nigdy się nie kłócą, są zawsze i we wszystkim zgodni, a wobec dzieci prezentują nieodmiennie pełną jednomyślność i zgodne współdziałanie. Jak wiadomo już od czasów Adama i Ewy, takie małżeństwo nie istnieje. Miłość chroni przed konfliktami. Małżonkowie tymczasem są dwojgiem obcych sobie osób (czyli jedynych w swoim rodzaju, niepowtarzalnych indywidualności), które pod wpływem wzajemnego uczucia, dobrowolnie postanowiły żyć wspólnie i mieć ze sobą dzieci. W realizacji tego arcytrudnego zadania pojawienie się rozbieżności interesów czy różnic w zakresie postaw i wartości jest tylko kwestią czasu... W początkowym okresie zakochania i narzeczeństwa są one mało widoczne i, wobec potęgi miłości zdają się być mało ważne, ale po podjęciu wspólnego życia i osiedleniu się na wspólnym terytorium błyskawicznie nabierają znaczenia, konkretyzując się w bardzo licznych, szczegółowych różnicach zdań, w odmiennościach poglądów i związanych z nimi konfliktach. Zazwyczaj części z nich nie da się pogodzić, ani wyeliminować. Ktoś musi się więc podporządkować drugiej osobie. Ale kto? I z jakiej racji? Brak zgody, brak miłości. W pewnym momencie, z reguły niedługo po ślubie, wybuchają pierwsze kłótnie małżeńskie i awantury, a zamiast zgodności i harmonii mamy walkę i zamieszanie. Paradoksalnie powstają one w wyniku więzi uczuciowych łączących męża i żonę, które każą im być ze sobą pomimo rozbieżności i konfliktów. Przecież kobieta i mężczyzna nie związani ze sobą emocjonalnie, gdyby dobrowolnie znaleźli się w takiej sytuacji, po prostu rozeszliby się każde w swoją stronę, nie zawracając sobie głowy kłótniami i sporami. (a jednak sa ze sobą ) . Bez wątpienia jest więc sporo racji w prastarym twierdzeniu, iż "kto się czubi, ten się lubi", jak i w innym, mówiącym, że jeśli małżonkowie się nie kłócą, to i nie dość się kochają. Mimo kłótni odbywających się w każdej niemal parze małżeńskiej większość z nich trwa ze sobą całe dziesięciolecia i wychowuje dzieci na zdrowych i przyzwoitych ludzi. Dzieje się tak dlatego, że konfrontacje i spory służą u nich raczej daniu upustu gromadzącym się pomiędzy partnerami negatywnym emocjom niż czemukolwiek innemu i bynajmniej nie niszczą łączących ich więzów uczuciowych. Małżeństwo pełne sporów i konfrontacji nie musi być złe choćby dlatego, że zazwyczaj równie dużo jak kłótni jest w nim chwil harmonii i zgodności. Wszak ci, którzy się wciąż kłócą, wciąż się też godzą, bowiem aby móc się pokłócić, trzeba się przedtem pogodzić. Dzieci zaś obserwując kłócących się, ale i godzących rodziców uczą się fundamentalnej dla wszelkich relacji międzyludzkich prawdy - można się kłócić i kochać się dalej, ponieważ różnica zdań czy konflikt interesów na ogół nie oznaczają końca miłości. Tak więc nie wiem czy ktos iał podobny problem ale wydaje mi sie ze wali mi się związek, narzeczeński. Niby jestem uparta, ospała a ona zywy, energiczny, powolny ale bardzo mądry. No i jest problem bo zarzuca mi to i to a ja jemu ze się czepia, no ale sie bardzo kochamy i niechcemy się ranić. O co więc chodzi? dlaczego tak się dzieje? nie umiem się zmienic i wiem ze i on się nie zmieni. Nie jseteśmy dziećmi. mamy po 30 lat a jednak cos nie jest tak.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agag
szukam pomocy...bo już nie mam siły...jestem mężatką od 5 miesięcy (z mężem jesteśmy razem półtorej roku). Ja wiem, że może komus może to się wyda bez sensu, może ktoś napisze "musicie sie dotrzeć" ale dla mnie to już udręka. Kłócimy się prawie codziennie, nie moge mieć nawet najmniejeszej pretensji bo jego ogarnia wściekłość, robi się zimny i okrutny, mówi takie rzeczy, że czuję jakby mi ktoś nóż w serce wbijał, nie mam prawa niczego oczekiwać bo on uważa, że jest idealny, czasem traktuje mnie gorzej od psa, nie ma dla mnie grama czułości, nie potrafi przeprosć za awanturę, uważa, że wszystkiemu ja jestem winna. To fakt, nie mam łatwego charakteru ale dla niego się zmieniłam, staram się być lepsza ale na tym koniec, on nie ma zamiaru nic w sobie zmieniac. Jestem na skraju załamania, czuje sie upokorzona tym, że to ja zawsze przychodzę go przeprosić, ułagodzić.Nic mnie już nie cieszy, na nic nie mam siły, tak dawno sie nie śmiałam...a przecież wiem, że on potrafi być inny, był inny, dobry, kochający, czuły...a teraz...nie wiem co mam robic, nie wiem gdzie szukać pomocy, nie chce,żeby rodzice czy przyjaciele brali udzieł w tym wszystkim dlatego nic nikomu nie mówie. Zaciskam zęby ale ile można?!!!!Kiedyś byłam silna i pewna siebie kobieta ateraz czuje sie nic nie warta...NIECH MI KTOŚ POMOŻE!!!proszę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biaŁadiaLica
jeżeli się kochacie to nic wam nie pozostale jak wyciszyć się i spokojnie porozmawiać,istnieją tez miejsca gdzie możecie się razem udać np.terapia rodzinna nie ma sensu siedziec z zalozentmi rękoma...rozmowa to wasza szansa,przyznanie się jednej i drugiej osoby do błędu i kompromis

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agag
problem w tym, że on nie chce rozmawiać...jest tak wściekły, że jak ja próbuje cos konstruktywnego wymyślić to on staje okoniem i nie jestem w stanie pokonac jego uporu, po prostu nie mam siły. do ratowania zwiazku trzeba dwojga ludzi a ja jestem sama. kocham go nad życie ale ten układ mnie niszczy:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość yen20
jest jeden sposob, trudny,ale prawdziwy - OLEJ GO. nie rob obiatkow,nie sprzataj po nim,nie innicjuj rozmowy (jesli on zacznie, to oczywiscie badz mila i usmiechnieta). Zapisz sie na pasen,joge,aerobik,cokolwiek. wyjdz z kolezankami pare razy. nie rozmawiaj z nim na sile, jesli tego nie chce. to dosc trudna terapia, ale jesli jestescie kochajaca sie para, na 100% zadziala. on musi sie postarac. nie moze miec poczucia,ze jestes juz zdobyta i zaklepana i teraz moze sobie robic co chce...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agag
Olać go?? coż w teorii proste, w praktyce gorzej. Poza tym ja dość często wychodzę gdzieś z dziewczynami, robię różne rzeczy...problem w tym, że idąc sama na imprezę tęsknię za nim, ciągle o nim myślę i tak naprawdę to najbardziej na świecie lubię się z nim bawić i z nim robić różnę rzeczy. Jak jest między nami wszystko dobrze to on jest najlepszym kompanem, mamy podobne zaiteresowania więc czas spędzony razem jest cudowny. Gorzej jak już nie jest dobrze....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna_jola
musisz go zmusić do rozmowy, znam to wszystko o czym piszesz z autopsji. jestem po ślubie jakieś 8-9 miesięcy i też na początku awantura pociągała jedna za drugą. Ale jest coraz lepiej, tylko rozmowa to klucz do wszystkiego, nie warto się kłócić o pierdoły bo to i tak niczego nie zmieni, PRZECIEZ sie KOCHACIE!! podejdz do niego na spokojnie i delikatnie powiedz mu co czujesz. i jest sekret o któym kazda młoda żona wiedzieć powinna CHWAL MĘŻA SWEGO! Oni sa jak dzieci, a im wiecej pochwał na dziwne tematy;) tym więcej spokoju i ciszy w domu. Powiedz mu że czujesz się przy nim niedoceniona, że go kochasz strasznie, ze oddasz nerke :) (to działa) i zobaczysz jaki efekt. Jak co to pisz na maila lemona@op.pl ale uwież mi nie ma związku bez kłótni, jeśli taki jest to oznacza ze jedna ze stron ulega i jest zdominowana przez drugą. Powodzenia:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agag
no to mnie pocieszyłaś :) mam nadzieję, że i u nas sie wszystko poprawi. W końcu jak jest już mniędzy nami dobrze to on mnie rozumie ( a przynajmniej sie stara) i wie, ze nie zawsze ma racje. Coż, pozostaje mi uczyć sie cierpliwości i odpowiedniego podejścia. Dzieki za wsparcie. Jak bedzie mi bardzo źle to napisze do Ciebie. W końcu kto lepiej zrozumie kobietę jak nie druga kobieta, zwłaszcza, że przeszła to samo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agag
no i znowu koszmar, znowu kłótnia...sama już nie wiem co robić...od wczoraj tylko słyszę, że nasze życie razem to bagno, że większego dołu nie można osiągnąć, że on już mnie nie chce i chce odejść...serce mi krwawi jak to słyszę ale może on ma rację??? ile można się męczyć??? on chce, żeby zawsze jego było na wierzchu, jak ja trochę mam inne zdanie zaraz jest awantura. To nie są zwykłe kłótnie, to wywlekanie brudów całego naszego wspólnego życia:( a potem, kiedy jestem już załamana nie ma przytulenia, nie ma czułości, są znowu hasła typu "jesteś dorosła, powinnas sobie dawać radę ze swoimi uczuciami" albo trzaskanie dwiami i wychodzenie z domu. Zaproponowałam wczoraj jakąś terapie albo psychologa ale tylko się wściekł i powiedział, że nie ma już czego ratować, że on się wypalił. A teraz jak głupia znowu czekam na jego telefon, na jakieś czułe słowo i pewnie się znowu nie doczekam :( zaciskam zęby, żeby sama do niego nie zadzwonić bo on się znowu wścieknie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak jest
wejdz sobie na topik o molestowaniu psychicznym czy jakoś tak i tam sie wszystkiego dowiesz, niestety;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agag
nie radzę już sobie...starałam się ale to mnie wykańcza...nie mam już siły...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szaaaaaaalona
iiiiiii tam a kto powiedział, że miłość ma się do jakichś definicji stosować... ja jestem prawie 10 lat w szczęśliwym związku... a uwielbiamy się kłócić!!!! kłótnia- taka umiejętne- wyzwala emocje, oczyszcze atmosferę, tworzy napięcie między partnerami- mozna pododzić namiętnym seksem...- jest ciekawie po prostu- a nie takie flaki z olejem- sielankowe... na pewno bym 10 lat nie wytrzymała z nudziarzem, który by się na wszystko zgadzał... nie cierpię ludzi bez charakteru! jedyne co jest ważne... to trzeba się nauczyć kłócić tak- żyby wyrażać swoje emocje nie obrzycając błotem drugiej strony....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szaaaaaaalona
agag... cóż musisz być stanowcza powiedzieć... że nie zyczysz sobie takiego i takiego taktowania.... że tak dalej być nie może, bo zwyczajnie jeteś nieszczęśliwa- niech to usłyszy.... niech powie szczerze o co mu tak na prawdę chodzi... bo mie się wydaje, że on zwyczajnie ma jakiś problem i dusi go w sobie.... jak to facet.... nie umie wyrażać uczuć....trzeba go przycisnąć, zby atmosfera się oczyściła.... ja na początku miałam kiedyś taką sytuację.... kumpel powiedział mojemu męzowi, że widział mnie z jakimś facetem w samochodzie w dwuznacznej sytuacji, mój luby chodził wkurzony...oczywiście nic mi nie powiedział.... tylko "opieoprzał" przy każdej okazji....trwało to kilka tygodni... wtedy nie miała doświadczenia.... ale w końcu go przycisnęłam i okazało się.......... tyle tylko, że w tym samochodzi to była koleżanka w pozyczonej ode mnie bluzce, a ja wtedy byłam na zakupach.... z jego siostrą.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agag
święta racja Szaaalona, trzeba się umieć kłócić i pewnie się kiedyś nauczymy. Mam taką nadziję:) Chciałabym, żeby on mnie słuchał i rozumiał i, żeby czasem popatrzył na wszystko z mojego punktu widzenia. Myslę, że on nie rozumie, że to że ktoś ma inne zdanie na jakiś temat to nie znaczy, że nie ma racji. Obawiam się, że jeszcze wiele wiele przed nami pracy i walki o to, żeby było dobrze. Mam nadzieje, że nam się uda bo ja go naprawde kocham, z całego serca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×