Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Smutna optymistka

rozstania po 30 latach

Polecane posty

Gość Pralineczka
Tak sobie Was czytam i muszę kilka słów też dopisać od siebie. Właśnie dzisiaj dostałam wezwanie na sprawę rozwodową. Po 10 latach małżeństwa ,w którym są dzieci. Wypaliło się w nas coś 3 lata temu. Zresztą od początku było coś nie tak. Ale ten magnetyzm. Siła uczucia. No i tak przeżyliśmy te lata. W pewnym momencie zaczełam jednak się dusić. Byliśmy z dwóch innych światów. I mój mąż wyprowadzał się ,bo zawsze wiedział,że będę go prosić o powrót - dla dzieci, dla bycia rodziną. Po którymś z kolei razie nie wytrzymałam. Zamknełam drzwi domu, zamknełam siebie na jego słowa. Teraz po miesiącach bierze mnie na litość. Zawsze wiedział ,że było mi go szkoda, że myślałam, że będzie mu ciężko, że biedaczek będzie sam. A ja? A dzieci? Nigdy im nie tłumaczył powodów swoich wyprowadzek. To ja wymyślałam jakieś historyjki o nagłej pracy, to ja patrzyłam na to jak płaczą i tęsknią. Teraz wiem,że dawałam mu poczucie bezpieczeństwa, był moim kolejnym dzieckiem. To ja prowadziłam go za rączkę, bojąc się ,że gdy ją puści nie poradzi sobie. Teraz wiem,że żyłam z facetem nie przejawiającym żadnej inicjatywy - ani w stosunku do mnie,ani do dzieci. On zawsze wychodził z założenia,że pracuje. Wiecznie zmęczony. A ja jestem teraz samotną matką - pracuję, uśmiecham się, dbam o dzieci ,ich edukację. Mało tego - mam czas na spotkania z przyjaciółmi,na rozmowy, zwierzenia, zabawę. Pamiętam jednak,że dzieci są na pierwszym miejscu. I na pocieszenie powiem Wam,że znalazł się Ktoś kto jest mi od jakiegoś czasu bardzo bliski. I widzę,że akceptuje dzieci,a ja widzę ,że dzieci go szanują zaś on imponuje im pod wieloma względami. Wiem,że nadejdzie czas, że zapomnę o swojej "wielkiej" ,chorej miłości i zacznę normalnie żyć. I Wam również życzę powodzenia :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pralineczka
Jeszcze o czymś zapomniałam napisać. Że podjęcie takiej decyzji jest cholernie trudne. Im dalej w czas, im bardziej ochłonełam, im bardziej zaczełam żyć od nowa tym częściej się zastanawiam czy musiało tak się stać. Czy naprawdę już nic nie dało się zrobić. Bliscy mnie pocieszają, że ja zrobiłam wszystko co w mojej mocy. I wiem jedno - o związek trzeba dbać, pielęgnować go ale głównie rozmową. Wyjaśniać sobie wszystko na świeżo zanim nie nawarstwi się to aż tak bardzo. Tak więc rozmowa,rozmowa,rozmowa. Jednak ma być to dialog nie monolog.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Smutna optymistka
Dziewczyny przepraszam ze zamilkłam. Właśnie muszę zbierać się do pracy ale wieczorem sie odezwę. Głównie zależało mi żeby odezwać się do Czterdzieści dwa . Kochana nie pomyśl sobie czasem ,że Cię podpuściłam z tym emailem.Ja naprawdę postaram się napisać jak tylko dobiję się do komputera i chwili wolnego czsu bo to trzeba napisać "całe wiadro". Buźka trzymaj się. Pozdrawiam wszystkich którzy mnie wspierają.Mam świadomość że może mało mówię o sobie ale to jest dla mnie jednak bardzo trudne .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie dziewica
mam podobnie do opisywanych przez Was sytuacji... Jesteśmy 27 lat małżeństwem. Ale jak się zaczęło źle dziać to odstawiłam meza od seksu. Kazałam sie pzrenieść do innego pokoju. Od tego czasu powoli się oddzielaliśmy. Dziś jest sublokatorem i za usługi bytowe płaci. Mamy oboje spokój.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość A ja ...
Do autorki ... Nie raz takie wygadanie się właśnie komus, kogo się nie zna duzo daje, leczy ranę i łzy, łzy sa lakarzem duszy, tak mówi moja Babcia i ma rację :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do ... prawie dziewica Powiem tobie, że zaszokowałaś mnie tym co napisałaś, że jak w waszym małżeństwie zaczęło się źle dziać to ... Uważam, że to najgorsze co można zrobić. Po tylu latach małżeństwa wiadomo, że nie przeżywamy juz stanu pierwszego zakochania, spojrzenia juz tak nie elektryzują, czułe gesty nie wywołują takiego podniecenia ..., ale pojawiają się inne wartości - zaufanie, zrozumienie, szacunek, wspólnota interesów ... Jedyna drogą rozwiązania problemów jest wyjście sobie naprzeciw: wzajemne wysłuchanie i zrozumienie drugiej osoby, mimo różnic warto szukać tego co dobre, co łączy, by móc znależć satysfakcjonujacy kompromis :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uuuuuuuuuuuupppppppppppppp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Czterdzieści dwa czy odebrałaś mojego e-maila? Sprawdź pocztę .Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Czterdzieści dwa spróbuję jeszcze raz napisać tego emaila .Nie wiem czemu go wcięło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
odzywam sie znowu bo troche mi szkoda żeby ten topik zniknął. Czytam sobie też inne, ale mnie są potrzebne opinie ludzi dojrzałych takich po wielu latach związku .Wiem z doświadczenia że inaczej jednak patrzy sie na życie,zdradę czy wzajemne relacje między partnerami w wieku dwudziestu paru lat ,a inaczej po cztedziestce ,czy pięćdziesiątce. Wbrew utartej opini myślę ,że zdrada odkryta w poźniejszym wieku boli nie mniej niż odkryta we wczesnej młodości,a może nawet bardziej.Tyle lat się ufało,wierzyło partnerowi.To tak jakby nagle świat się skończył. Ja wtedy doswiadczyłam czegoś takiego co książkach określają bólem duszy.zawsze myślałam ,że jest to tylko taka figura stylistyczna ale uwierzcie dusza boli jak cholera. Później była szamotanina ,rozmowy z moim mężem,rozmowa z nią,kompletny dól emocjonalny.Załamanie poczucia bezpieczeństwa i swojej wartości jako kobiety( no bo skoro ja mu nie wystarczam to coś jest nie tak).On nie potrafi podjąc dezyzji, a własciwie tak prawdę powiedziawszy to nie musiał jej podejmować .Miesiąc temu powiedział mi ,że jemu jest tak dobrze.Ito jest prawda.Z jednej strony ciepły dom gdzie nie ma awantur ,gdzie grzecznie przychodzi,gdzie nie trzeba się wysilać( owszem nie powiem -on mi we wszystkim pomaga)emocjonalnie ,z drugiej niespełniona miłość do kórej się SMSuje "skarbie -kocham,tęsknie ,całuje".Tylko tyle że ja tak nie chcę do śmierci.Ja muszę czuć że jestem wazna dla mojego męczyzny,ze jestem jego jedyną kobietą ( kiedyś jeden z moich romówców na gg okreslił to mianem zaborczości)ale co to za związek ,w którym on jest ze mną no bo jest .Pewnie dobrze mu ze mną mimo wszystko no i te zmiany ale" tamta miłość to byłoby to!"Nie sorry nie chcę być z kimś kto nie umie mnie docenić i nie mam zamiaru spędzićreszty życia w żałobie po niespełnionej wielkiej miłości.Zycie jest na to za krótkie.Ustaliliśmy czas na podjęcie decyzji na 14 lutego .RAZEM CZY OSOBNO .Ale jeżeli razem to naprawdę razem. Mówią,że co nas nie złamie to nas wzmocni.Nie wiem jaki będzie mój stam emocjonalny w lutym ale dzisiaj czuje w sobie wielką moc.Poczułam ja wtedy kiedy podjęłam decyzję i jasno określiłam swoje potrzeby.Ja sobie dam radę -jeżeli zostane sama również.Nie należy sie godzić na bylejakość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
czterdziesci dwa napisałam Ci drugiego maila ,czy odebrałaś. Do wszystkich moich korespondentów : czytając topik "sposoby zdradzonych żon " autorstwa Niedowiarka, znalazłam tam wypowiedzi MM .To tak jakbym śledziła własne emocje ,cała tę huśtawkę emocjonalną ,którą się odczuwa po zdradzie .Widocznie tak to często działa a ja nie jestem w niczym oryginalna .Jedynie to co nas rózni to to ,że ona jest ode mnie znacznie młodsza .Jednak jak widać wiek nie gra roli. Pozdrawiam wszystkich mi zyczliwych i WESOŁYCH ŚWIĄT.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość No nie zazdroszczę ...
i troche ciebie podziwiam, ze zgodziłas sie na taki uklad wy i ona, dla mnie jest to nie dopomyslenia , zgodzilas sie po prostu na trójkąt ... psychicznie bym tego nie wytrzymała i od razu powiedzialabym NIE Ciekawe czy on zgodziłby sie na odwrotna sytuację ? W ybacz, ale twjemu mężowi w okresie andropauzy odbiło i padło na mózg, jak on w ogole śmie tak się zachowywać i składac takie propozycje. A ty, chyba mimo uplywu lat jestes slepo w nim zakochana, bo inaczej nie umiem sobie tego wytlumaczyć, pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Popieram ...
no nie zazdroszczę ... Nigdy, przenigdy nie poszlabym na taki układ, nie ma mowy, nie mowiąc juz o tym, ze przeciez podstawa każdego związku jest m.in. rowniez zaufanie, a jak ty mozesz mu ufać ? Dobrze, że dalas mu termin zalatwienia tej sprawy, ale 2 tygodnie by mu wystarczyly ... bez przesady. Mam nadzieję, że nie siedzisz w domu i nie czekasz na niego tylko wychodzisz ... Musisz być silna kobieta psychiocznie, go ja takiej sytuacji bym nie wytrzymała. Zastanowsię czy warto z nim być, czy warto go kochać ? Przeciez nie on jeden na świecie ..., pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
no zazdroscic to rzeczywiście nie ma czego . Cały problem polega na tym ,że my chyba mimo wszystko jesteśmy(choc to moze głupio brzmi w tej sytuacj )sobie oddani .Chciałam w pierwszej wersji napisać "przyjaciólmi ",ale przyjaciołom się ufa .On jest dla mnie troskliwy i na swój zamkniety sposób, miły. Piszesz że nie potrafilabyś zaakceptować takiej sytuacji ,jawłasnie tez nie mogę .I nie jest to w moim przypadku decyzja podyktowana chwilą.Nawet moje ciało powiedziało mi ,ze nie jestem w stanie tego zaakceptować( dziwne bóle ).Na początku wydawało mi sie ,że nie będę mogła bez niego żyć .Dzisiaj juz wiem ,że na takich warunkach nie potrafię.Acha jeszcze jedno ,to nie to ,że on mi mówi o swojej miłości,wręcz przeciwnie -starannie się z tym ukrywa .Ale ja wiem choćby po rachunku za SMSy no i ten jego smutek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Do popieram Oczywiście ,że nie siedzę w domu .Ja jestem bardzo aktywną kobietą :przcuję zawodowo( co daje mi dzięki Bogu względną niezależność finansową), dwa razy w tygodniu chodzę na aerobik,raz na kurs tańca ,wyjeżdżam na wycieczki z klubem puszystych do którego należę .Cieszę się życiem .Moje najmłodsze dziecko ma 16 lat więc intelektualny trening mam tez zapewniony( a to fizyka ,a to chemia ).Tyko czasem dopada mnie chandra i żal ,że nie jest już tak jak kiedyś ,kiedy razem chodziliśmy po górach ,czy wyjeżdzaliśmy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A może warto wybrać się razem do psychologa ? Nie wiem co ty na to?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Ja jestem jak najbardziej za tym.Jak tylko skłonić do tego drugą stronę,która nie chce niczego robić ,żeby coś zmienić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rozumiem że ...
ty chcesz być razem z nim mimo wszystko, a on nie wie co dalej, pewnie odpowiadał by mu trójkącik ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Ja myślę ,że on sam nie wie czego chce. A ja nie jestem w stanie zaakceptować "trójkącika"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Tak, że nie chcę być z nim mimo wszystko.Łączy nas wiele dobrych wspomnień i przeżyć.Można powiedzieć -kawał dobrego życia( przynajmniej ja to tak odbierałam) Tak,że mogę być ,ale na zasadach wyłączności i próby zbudowania wszystkiego od nowa.Jeżeli z jego strony nie będzie woli naprawy tego co się stało to napewno nie będziemy razem .Jak już pisałam wcześniej nie odpowiada mi bylejakość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I masz rację...
Ważne żebys mu jasno powiedziała co dla ciebie jest nie doprzyjęcia, na co się nie zgodzisz i oczywiście musisz dac mu ultimatum nnp. kochanie na zalatwienie tej sprawy masz miesiac. On musi podjąć decyzję, a ty musisz być konsekwentna to bardzo wazne. Jak dobrze, że jestes niezalezna kobietą. Jak nie raz widzę młode dziewczyny zdane tylko na męża, on ma zarabiać a ona w domu zajmuje się dzieckiem ... nie wyobrazam sobie takiej sytuacji, takiej beztroski ... a potem są tragedie i rwanie włosów z głowy ... Wracając do ciebie, to niestety, po tylu latach małżeństwa wydaje się, że juz nic takiego nie może się wydarzyc, że znamy się dobrze, ze łaczą nas te lata razem przeżyte kiedy różnie bywało, wiadomo jak to w życiu raz było się na wozie, raz pod wozem ... raz lepiej a nie raz gorzej ... a tu jeszcze taka sytuacja ... Psychologowie uwazają, że zdrada oznacza, że w związku dzieje się coś złego i powiem tobie, że coś prawdy w tym jest... Myślę, że wbrew pozorom nadal być w związku po tylu latach nie jest w ogóle tak łatwo, jak się może niektórym osobom wydawać . Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a możewarto żebys na kartce wypisala po jednej stronie jego zalet, a po drugiej wady i wyciagnęła wnioski ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Dalej mi ciężko.Chyba mam doła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierze że tobie ciężko ...
to co przeżywasz to trauma, ale czy rozmawiałas z nim o tym, ze w zadnym wypadku tropjkat nie wchodzi w grę, czy dalas mu ultimatum ?????????????????????? Czy on wie , ze wóz albo przewóz ????????????????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Wie .Sięgnij do porzednich stron topiku

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Takatamsobie odezwij się! Wróciłam do poprzednich stron i teraz żałuję ,że nie pogadałam sobie z Tobą więcej.Wiesz ja dalej myślę ,że życie jest piękne i to co nas w nim spotyka ma jakiś ukryty cel,którego dziś nie znamy ,nie rozumiemy ale on istnieje .Ja wierzę ,że trzeba cieszyć się chwilą bo nigdy nie wiemy ile nam ich jeszcze zostało(coś strasznie patetycznie mi wyszło-chyba po tych Swiętach nastroiłam się refleksyjnie).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jestem, żyję jeszcze :O Jakoś. Ja mam problem innego typu trochę, ale w gruncie rzeczy chodzi o to samo - wołamy o miłość. Ty o swoją, którą jeszcze masz i chcesz chronić, ja o jakąś nieznaną, bo tej do męża już dawno nie mam. I wiesz co? I Ty i ja nie możemy zrobić nic w pośpiechu. Pomału i spokojnie. ALE Z SZACUNKIEM DLA SIEBIE. Nic wbrew sobie, bo to może chwilowo dobre, ale na dłuższą metę nie. A myśląc o szacunku do siebie, mam na myśli także dbanie o własne potrzeby i własny spokój ducha. Trzeba żyć z dnia na dzień, zająć się zwykłymi sprawami, ale nie godzic sie na bylejakość. Czekać? Owszem, tak. Ale na własnych warunkach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna optymistka
Takatamsobie właśnie przeczytałam Twoją wypowiedź.Cies\zę się ,że jeszcze zaglądasz do tego tematu .Teraz muszę lecieć do pracy ale odezwę się jeszcze .Trzymaj się .A miłość? nikt nie wie co mu jeszcze pisane!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Smutna optymistka
Do takatamsobie Rzeczywiście bardzo ważny jest szacunek do samej siebie.Ja kiedy podjęłam decyzję ,że muszę się jasno określić ,że decyduję się na ewntualne zerwanie naszego związku jeżeli nic nie ulegnie zmianie w postepowaniu mojego męża ,osiągnęłam wreszcie spokój.Ja go dalej kocham ,ale nie jest to miłość bezwarunkowa i nie chcę z nim być za wszelką cenę.Straciłabym szacunek do samej siebie godząc sie na taki chory układ.Jeszcze chyba w skrytosci ducha liczę na to ,że on się otrząśnie z tego zauroczenia ale jeżeli nie, to napewno juz nie będę o nic walczyć.Jak już pisałam wcześniej może to było mi przeznaczone i czeka mnie cos pięknego?Niczego się nie boję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×