Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

*BLE BLE*

nie atrakcyjni i niesmiali

Polecane posty

Gość Taka jedna Niestrawiona
nie mam psa:D:D:D ani zadnego zwierzaka:D kiedys kupię sobie kota. Okej lecę spac, bez przesady, zebym tyle przed kompem siedziala. Wpadnę tu jeszcze. Buzka! i milej nocki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurnachatka
:D kot nie jest taki zły napewno będzie cie bezgranicznie kochał dobranoc 🌼 🌼 🌼 dodam sobie topik do zakladek ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurnachatka
ty też wysnuwales lahkoona wnioski z kosmosu wiec nie piskaj. ps zawsze ktoś życzliwy może jej na Ciebie nakablować:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dalej
jak tak Was czytam, to nie jest z Wami tak zle. Wiekszosc ma znajomych, byla w zwiazkach, uprawiala/uprawia seks. Jesli Wy narzekacie, to co ja mam powiedziec?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gałgan cmon
to ja sobie polecę z koksem o tym jakie to miałem podejście do pracy magisterskiej...ale już dawno z głowy...co i tak nic nie dało Dzisiaj porządnie przysiadłem do pisania magisterki...ale nawet wstępu nie udało mi się zrobić...nie potrafię z kilku cudzych i podobnych do siebie tekstów stworzyć własnego...a od siebie też nic nie napiszę bo nic o tym nie wiem...nigdy się tym wszystkim nie interesowałem...nie obchodzi mnie to...i takie to jest...że od siebie nie da się nawet ogólnego wstępu zrobić. Nie umiem operować cudzymi myślami...a moje tu się nie nadają zresztą nigdzie się nie nadają. Prędzej napiszę opowiadanie...niż chociaż kilka zdań takiej pracy. Ogólnie to czuję presję...nacisk...i to od wielu lat...tak gdzieś od końca podstawówki...nikt mnie do niczego nie zmuszał...ale jakoś wszystko robiłem wbrew sobie...to nigdy nie było moje. Tyle lat jestem ciągle poirytowany...wylękniony...czuję się niewolnikiem...czasem długimi miesiącami nic nie robię...a czuję się zmęczony...wykorzystywany...zamknięty w klatce. Nigdy tego nie rozumiałem...konieczności nauki i przebywania w tych wszystkich miejscach...wszędzie czuję się źle...nieswojo. Ciągły stan napięcia...od zawsze napięcie...w domu w szkole na ulicy w autobusie...chciałbym już odpocząć...nie mogę już znieść tego napięcia...ono nigdy nie mija...nic mnie nie cieszy...nie mogę się oderwać...czuję że nic nigdy nie było moje a jednocześnie nie byłem i nie jestem w stanie wymyślić czegoś swojego...nie mam jak...nie mam gdzie się wyrwać. Mijają mnie czasy...jako dzieciak naczytałem się o wojnie i myślałem że na podobnej zginę...wydawało mi się to nieuniknione...potem komunizm...a nawet trochę po jego upadku...jeszcze wtedy wszystko było jakieś ludzkie...normalne. Może i jestem na końcu studiów...ale nie znam żadnego języka obcego...kiedyś uczyłem się tak tylko żeby zdać...bo to mnie nie interesowało nie było moje...i zawsze odstawałem od i tak niskiego poziomu...a od 3 lat już nawet nie mam minimalnej styczności...a przecież czasy są takie że trzeba znać języki...ale co mnie obchodzą czasy...kolejna presja...ktoś lubi się uczyć języków...bo np.chce zrozumieć tekst piosenki...lub dogadać się z ludźmi z innych krajów to proszę bardzo...ja nie czuję takiej potrzeby...kolejny raz urodziłem się nie dla siebie ale dla czasów. Nie interesują mnie nowoczesne technologie...nie znam się na komputerach...nie lubię ich nawet...nie mam i nie chcę mieć komórki...rzygam szumem ulicy i korkami...to nie jest moje...to nie tak miało wyglądać...ja tu umieram...to wszystko nie jest dla mnie wolnością...jestem więźniem. Wiosna...idzie...wczoraj myślałem że to dobrze...dzisiaj już zobaczyłem obściskujące się pary w parku na nie do końca wysuszonych ławkach...to co będę widział wiosną...nie będzie mnie utrzymywać przy życiu. Teraz najlepsze...miałem zamiar podciąć sobie żyły...i nawet nie patrzyłem czy ktoś widzi czy nie...potem się połapałem że dwie ławki dalej jest parka...no ale oni widzą tylko siebie...zresztą po tym wszystkim co piszę widać że ja też widzę tylko siebie i strasznie mnie wkurwia że nikt mnie nie zauważa...no to mam jedynie pięć kresek...jak zwykle za mała determinacja...na początku wyglądało że się nie zasklepi...ale za krótkie cięcia...może głębokie...ale nie aż do żył...no i za krótkie...a teraz wygląda bardzo dobrze...obstawiam że za dwa miesiące nic nie będzie widać...jakieś tam minimalnie wybielone kreski...jestem piewcą sznytów a nawet pociąć się nie potrafię...a co dopiero w taki sposób odejść. Wymyśliłem że jakbym skończył studia...ale jednak muszę zmienić zdanie...bo jak bym się nie zaparł...nie nabędę umiejętności odtwórczych...a twórcze tu się nie przydają...żeby spróbować zostać policjantem...ale ja nie przejdę testów psychologicznych...i ogólnie to nie lubię policji...ale chciałby wykonywać coś społecznie użytecznego...do szkoły pożarniczej jestem za stary...na medycynę nie pójdę...bo nie wytrzymałbym tylu lat nauki...i ogólnie nie ma materialnych aspektów takiej możliwości…no jak już medycyna to dzienne…a za długo jestem na cudzym utrzymaniu. A policja…jeszcze długo nie będę miał uregulowanego stosunku do służby wojskowej…i zresztą…niech pracują Ci…którzy chcą dalej istnieć. Dziewczyna…nie radzę sobie sam ze sobą…więc ogólnie nie ma sensu…a zresztą skoro przez tyle lat nic…to już teraz…tym bardziej nie umiem się przełamać…już nie chcę…już nigdy nie będzie tak. Ciągłe napięcie…nie umiem się wyluzować…nie umiem sobie powiedzieć że wszystko da się zrobić…że wszystko będzie dobrze…powiedzieć sobie mogę…ale mój mózg nie akceptuje takiej informacji. Dopóki do niczego się nie biorę to jest dobrze…to istnieje tylko albo aż samotność…jak się za coś wezmę…od razu wszystko się pierdoli…a przecież nie mogę całego życia spędzić na gapieniu się w sufit. Ciągle gryzę palce…nie paznokcie tylko wszystko dookoła nich…nie mogę się odzwyczaić…bo nie czuję spokoju…wieczne podenerwowanie. To było napisane…wczoraj…3.03.2006…ale pomyślałem wywal…daruj sobie…nie męcz ludzi…minie…i rzeczywiście jest lepiej…nie czuję spokoju…ale to wszystko jest mniej intensywne niż wczoraj…ale to wróci jak zawsze…te same sytuacje te same frustracje…nigdy nie rozwiązane…a czas najwyższy. Dzisiaj…rano z mamusią robię zakupy w hipermarkecie…potem robimy obiadek…i przychodzi babcia…i taka sielanka sobie jest. Jednak ja tego tak nie czuję…mam wiele pretensji do matki chociaż nie powinienem…a ona do mnie nie ma…a powinna. O ile obieranie ziemniaków…skrobanie marchewki działa na mnie kojąco…to hipermarket tak głęboko mnie rozstraja że szok…jest to miejsce w którym czuję się gorzej niż na uczelni…za dużo ludzi za dużo bodźców…za długo to wszystko trwa. Matka za dużo swoich decyzji opiera na moich i odwrotnie. Ja się nie umiem usamodzielnić…a matka nigdy jakoś nie nalegała…problem polega na tym że ona nie ma swojego życia…nie zabrania mi mieć swojego…ale jak widać ja sobie swojego też nie miałem i nie mam…z własnej winy…nigdy tego nie rozumiałem. Kiedyś nawet miałem spory dostęp do samochodu…wujka …ale ogólnie to nie znoszę samochodów ruchu drogowego…to mnie boli…boję się że kogoś potrącę…że obszeruję samochód…z tym że jak przejadę parę metrów to mi się włącza tryb ataku…jeżdżę jak w jakimś transie…i w sposób niebezpieczny…a przecież się boję. To jest tak , że nie mam zamiaru wsiadać do samochodu…nie chcę…bardzo nie chcę…ale jak już jadę…to nie widać żebym miał jakieś obawy…jeżdżę jak wariat…stwarzam mnóstwo zagrożeń…i dlatego właściwie nie jeżdżę…chociaż mógłbym…prawojazdy mam od 5 lat…a przejechałem jakieś 5 tys. kilometrów. Można uznać że mam ekstra życie…ale ja go nie potrzebuję….nie umiem nic z nim zrobić…nie wiem kim jestem…kim mogę być…nie potrafię skończyć studiów niezależnie od tego co o nich sądzę…nie potrafię znaleźć sobie dziewczyny…nie umiałbym z nikim być…a bardzo chcę…ale nawet nie jestem w stanie doprowadzić do chociaż próby związku…ja nie mam znajomych…nie bywam w klubach…mogę jedynie zaczepić na ulicy…ale nie umiem. Mam zjebane podejście do ruchu drogowego i jazdy samochodem…całkowicie niezrównoważone reakcje w tym temacie… i chyba nie tylko w tym…nie ma we mnie spokoju…nigdy…najwyżej czasem włącza się całkowita obojętność…taka ochrona przed wkurwieniem się. Nie wiem nic nie wiem…niby jeszcze mogę normalnie żyć…może późno ale co tam…ale mogę tylko teoretycznie…nie umiem…nic mi nie wychodzi…gdzie mam się rzucić…gdzie i od czego uciec…wystarczy pisania. Wystarczy…bo i tak jest to bełkot…i to jaki długi…jak ktoś to przeczyta…to gratuluję cierpliwości…ale to była strata czasu…nie liczę na żadne rady…nie chcę ich…nawet nie chcę zwracać na siebie uwagi…ale zostawię to tutaj. Nie…nie będę się zabijał…bo mi to nie wychodzi…więc nie warto o tym wspominać…wszystko jest dobrze…każdy normalny człowiek przeszedłby przez to szybko łatwo…a nawet można mi zazdrościć…trochę pracy i wszystko się ułoży…wszystkim innym…ja nie widzę tego…nie umiem wykorzystać tego co mam… No nie ważne…pewnie jakoś będzie… a jak nie…to też moja brożka… Postaram się już nic nie pisać…nie chcę Was męczyć swoją osobą…w końcu nie mam raka…chociaż nie wiem…na badania nie chodzę…a czasem tak mnie wszystko boli… Powinienem to skrócić uprościć…nie ma tu nic ważnego… Muszę sobie radzić sam…jak każdy…zbyt wielu rzeczy nie rozumiem…ich konieczności…albo niesprawiedliwości…do zbyt wielu nie umie się przestawić…neguję…uciekam…potem żałuję…a inaczej nie umiem…szarpie się na każdym kroku…a przecież nadal stoję w miejscu…ale to nic nie znaczy…coś będzie…inne…takie same…ale muszę być dalej…całkowita rozsypka jeszcze nie nastąpiła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gałgan cmon
…nigdy nie rozwiązane…a czas najwyższy. Dzisiaj…rano z mamusią robię zakupy w hipermarkecie…potem robimy obiadek…i przychodzi babcia…i taka sielanka sobie jest. Jednak ja tego tak nie czuję…mam wiele pretensji do matki chociaż nie powinienem…a ona do mnie nie ma…a powinna. O ile obieranie ziemniaków…skrobanie marchewki działa na mnie kojąco…to hipermarket tak głęboko mnie rozstraja że szok…jest to miejsce w którym czuję się gorzej niż na uczelni…za dużo ludzi za dużo bodźców…za długo to wszystko trwa. Matka za dużo swoich decyzji opiera na moich i odwrotnie. Ja się nie umiem usamodzielnić…a matka nigdy jakoś nie nalegała…problem polega na tym że ona nie ma swojego życia…nie zabrania mi mieć swojego…ale jak widać ja sobie swojego też nie miałem i nie mam…z własnej winy…nigdy tego nie rozumiałem. Kiedyś nawet miałem spory dostęp do samochodu…wujka …ale ogólnie to nie znoszę samochodów ruchu drogowego…to mnie boli…boję się że kogoś potrącę…że obszeruję samochód…z tym że jak przejadę parę metrów to mi się włącza tryb ataku…jeżdżę jak w jakimś transie…i w sposób niebezpieczny…a przecież się boję. To jest tak , że nie mam zamiaru wsiadać do samochodu…nie chcę…bardzo nie chcę…ale jak już jadę…to nie widać żebym miał jakieś obawy…jeżdżę jak wariat…stwarzam mnóstwo zagrożeń…i dlatego właściwie nie jeżdżę…chociaż mógłbym…prawojazdy mam od 5 lat…a przejechałem jakieś 5 tys. kilometrów. Można uznać że mam ekstra życie…ale ja go nie potrzebuję….nie umiem nic z nim zrobić…nie wiem kim jestem…kim mogę być…nie potrafię skończyć studiów niezależnie od tego co o nich sądzę…nie potrafię znaleźć sobie dziewczyny…nie umiałbym z nikim być…a bardzo chcę…ale nawet nie jestem w stanie doprowadzić do chociaż próby związku…ja nie mam znajomych…nie bywam w klubach…mogę jedynie zaczepić na ulicy…ale nie umiem. Mam zjebane podejście do ruchu drogowego i jazdy samochodem…całkowicie niezrównoważone reakcje w tym temacie… i chyba nie tylko w tym…nie ma we mnie spokoju…nigdy…najwyżej czasem włącza się całkowita obojętność…taka ochrona przed wkurwieniem się. Nie wiem nic nie wiem…niby jeszcze mogę normalnie żyć…może późno ale co tam…ale mogę tylko teoretycznie…nie umiem…nic mi nie wychodzi…gdzie mam się rzucić…gdzie i od czego uciec…wystarczy pisania. Wystarczy…bo i tak jest to bełkot…i to jaki długi…jak ktoś to przeczyta…to gratuluję cierpliwości…ale to była strata czasu…nie liczę na żadne rady…nie chcę ich…nawet nie chcę zwracać na siebie uwagi…ale zostawię to tutaj. Nie…nie będę się zabijał…bo mi to nie wychodzi…więc nie warto o tym wspominać…wszystko jest dobrze…każdy normalny człowiek przeszedłby przez to szybko łatwo…a nawet można mi zazdrościć…trochę pracy i wszystko się ułoży…wszystkim innym…ja nie widzę tego…nie umiem wykorzystać tego co mam… No nie ważne…pewnie jakoś będzie… a jak nie…to też moja brożka… Postaram się już nic nie pisać…nie chcę Was męczyć swoją osobą…w końcu nie mam raka…chociaż nie wiem…na badania nie chodzę…a czasem tak mnie wszystko boli… Powinienem to skrócić uprościć…nie ma tu nic ważnego… Muszę sobie radzić sam…jak każdy…zbyt wielu rzeczy nie rozumiem…ich konieczności…albo niesprawiedliwości…do zbyt wielu nie umie się przestawić…neguję…uciekam…potem żałuję…a inaczej nie umiem…szarpie się na każdym kroku…a przecież nadal stoję w miejscu…ale to nic nie znaczy…coś będzie…inne…takie same…ale muszę być dalej…całkowita rozsypka jeszcze nie nastąpiła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka jedna Niestrawiona
Co Ty czlowieku opowiadasz, ze pisac nie umiesz! Pisac to ja nie umiem, bo napisanie dla mnie eseju to jak wczolganie się na szczyt gory lodowej bez bielizny:D Matko ile Ty piszesz! Dasz sobie radę z tą magisterką ale nie rezygnuj! Ja Cię proszę! Nie rezygnuj, juz wystarczy, ze ja ze wszystkiego rezygnuję :O Napiszesz to spokojnie, widzę, ze masz talent do pisania. Wiesz co..zawsze mozesz jeszcze komus zaplacic, zeby Ci to napisal( dobrym wyjsciem to cięzko nazwac) ale nie przepieprzaj magisterki! Musisz się wyrwac z tego swiata. Innej drogi nie ma. Ja się wyrywam. Kupuję mieszkanie. Trzeba dzialac, bo czlowiek oszaleje! Nie lubisz językow, ale czy wszystkich?! Ja cale moje zycie nie przepadam za ang. a uczę się od dziecka. Uczenie w stylu nic nie umiem:O Wlasnie postanowilam się zapisac na intensywny wakacyjny kurs jęz. Zaczynają się generalnie kolo 2 lipca..Nie jestes sredniowieecznym dziadkiem, zapisz się na kurs! Parę lat i zobaczysz efekty. Jak się nie ma celu w zyciu to idzie oszalec. Kurde, ale my jestesmy kopnięci :O Do dupy. Mnie tez parki denerwują i co. Trzeba przełknąc gorycz i tyle. PS: przeczytalam caly twoj esej:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gałgan cmon
jest tam data...03.03.2006 więc to mialo miejsce...niedłogo minie rok od kąd skończyłem studia...czyli napisałem...a raczej skleiłem z tego co już mądrzejsi wcześniej napisali...magisterkę...i nie jestem...jakiś inny...nic się nie zmieniło...po co mam coś kończyć...jak i tak niczego nie zacznę to teraz cos o wyborze drogi życiowej...no i przy okazji o tym co zwykle jak to jest, że mniejwięcej w połowie liceum trzeba wiedzieć co chce się w życiu robić jak to jest, że wiedząc że jesteś nie tu gdzie trzeba nie umiesz podjąć decyzji o zmianie...czujesz że nie dasz rady...jesteś za słaby za mało zaradny na zmiany...myślisz że się przeczołgasz tu gdzie jesteś...a potem okazuje się że nie...że nie jesteś w stanie tak dalece zaprzeczyć sobie...ale na zmianę jest już za późno jak to jest kiedy nie masz odwagi podejmować decyzji...bo kiedyś podejmowano je za ciebie...teraz już nie masz takiej umiejętności...nie miała kiedy się wykształcić...ale teraz nawet nie jest już potrzebna...czas na decyzje był kiedyś jak to jest żyć tylko dla siebie jednocześnie nie idąc swoją drogą jeśli idzie się swoją drogą można znieść samotność bo na czymś ci zależy jeśli idziesz nieswoją ale ktoś jest z tobą to istnieje jakaś przyszłość dlaczego jak coś już wiem...to wtedy wiedza ta jest już zbędna...już nie ma jak się ruszyć jak z dnia na dzień stać się niezależnym kiedy nigdy się takim nie było jak z dnia na dzień zmienić swoje życie...kiedy jednak nadal się nie wie że to to... jak wycofać się z czegoś kiedy przecież i tak już jest koniec...więc niby nie trzeba się wycofywać...ale wiesz że się nie skończy jak to jest że twój koniec podobno jest zmarnowaniem życia a koniec oficjalny nie...a ja mam wrażenie że koniec oficjalny będzie się ciągnąć...zatruje mi życie na następne lata...a poza tym nie jestem w stanie do niego doprowadzić jak to jest,że nigdy nie wpadłem w żaden naług...może by się wszyscy odpierdolili...a gdybym już wyszedł...to jakbym narodził się na nowo ale istnieje możliwość że bym nie wyszedł...dlatego nigdy w nic nie wsiąknąłem...czułem się zawsze gównianie...ale nie chciałem tego zwalczyć takimi sposobami...no to zawsze niby było w porządku i można ode mnie wymagać...ale dlaczego to nigdy ja od siebie nie wymagałem kiedy znalazłeś się na raz obranym torze...i najlepsze że sam się tak ustawiłeś...sugestie obce...ale wybór twój...nigdy nie wiesz czy słuszny czy nie...wiesz kiedy jest już za późno...kiedy lepiej by było dla wszystkich uznać ten wybór za słuszny...ale coś w tobie spierdoli ostatnią stację jakby w imię protestu...po co było to zaczynać...ale wtedy tego nie widziałeś możesz coś zmienić...ale czy na pewno...zmienione powinno być ileś lat wstecz...teraz ta zmiana nie jest już tą samą...nie jest już potrzebna...potrzebna jest inna...nie wiesz jaka...masz uświadomioną dopiero tą wsteczną...a przecież niczego już nie cofniesz tory życia...zmienić na inne...nie te...ale które...nadal tory życia...życie toczy się...nie urodzisz się na nowo...najpierw umrzeć byś musiał czy to musi się opierać na...popełnię samobójstwo i może mnie odratują...wtedy wszystko się zacznie...ale czy na pewno...poza tym szanse są marne...chociażby z tym odratowaniem czemu nie ma innej drogi i nie tak to wszystko miało wyglądać...ale czy na pewno nie...czy mogłoby wyglądać inaczej...ale to już nie jest ważne...wyglądało jak wyglądało i nadal wygląda...co z tego że teraz...a na dodatek nadal jeszcze nie teraz...kiedy jest teraz...no i kurwa nic tylko się popłakać...żal dupę ściska...przez okno nocą 1.jestem na ostatnim roku studiów których nigdy nie czułem...ale nie potrafiłem podjąć decyzji o ich rzuceniu...a teraz i tak ich nie skończę...psychicznie nie jestem w stanie 2.mam dziwne wnętrze...mógłbym zwalić na to, że wychowała mnie samotna matka...ale to chyba jednak nie jest wnętrze kobiece...a nawet jeśli...to moja matka jest całkowicie różna ode mnie...czyli nie mam na kogo zwalić 3.w ogóle za bardzo jestem związany z matką...całe życie ona miała tylko mnie a ja tylko ją...w dzieciństwie to może było bardzo dobre...ale teraz jestem dorosłym niezaradnym dzieckiem...nie jestem typowym maminsynkiem...ale jednak nie umiem podejmować własnych decyzji...a jak już podejmę to nie jestem pewien czy są słuszne 4.w dziwny sposób np. nie lubię WOŚP i nawet doszedłem dlaczego...bo zawsze chciałem się zaangażować...ale nie umiałem się ruszyć...więc zazdroszczę tym, którzy potrafią... ...na koncert też nie pójdę...bo wszyscy młodsi i w grupkach przyjaciół...chujowo być samotnym kołkiem ...niby lubię jeździć na rowerze a nigdy nie byłem na masie krytycznej w moim mieście 5.np.chciałem rzucić studia i pójść na ratownictwo medyczne...ale zdałem sobie sprawę z czym do ludzi...nagle coś sobie wymyśliłem chociaż nigdy nic nie miałem z tym wspólnego...ludzie w wieku 16 lat są ratownikami przedmedycznymi PCK i działają od dawna...ja nawet nigdy nie przeszedłem kursu pierwszej pomocy...i byłbym tam starszy od wszystkich...i są małe szanse że się do tego nadaje ...jest tylu ludzi...od dawna o tym marzących...co się będę pchał...brak konsekwencji i poświęcenia...głupota...nie będę zajmował miejsca 6.czemu w liceum...nie ruszałem dupy...nie starałem się czymś zainteresować...znaleźć jakąś grupę odniesienia...tak samo na studiach...tysiące pomysłów...żadnych prób realizacji chociaż jednego 7.a teraz najfajniejsza czyli najbardziej żenująca śpiewka...nikt mnie nie kocha i mam małego i jestem starym prawiczkiem ...a to pewnie ja nie umiem kochać...nie umiem dać nikomu miłości bo jej nie mam 8.kiedyś nawet byłem tzw.dobrym katolikiem...ale z dziwnych powodów przestałem się spowiadać...nie chciałem być dwulicowy...obiecuję poprawę...a i tak robię to samo najlepsze jest to,że mimo iż wiele lat nie byłem u spowiedzi...to co niedziela jestem na mszy...z tym że teraz jest to już tylko przyzwyczajenie...konieczność odbycia rytuału...ale i tak nosi mnie...nie lubię być otoczony ludźmi...nie czuję z nimi związku...wspólnoty czyli jednak jestem dwulicowy 9.nie wiem co chciałbym robić w życiu...a co mógłbym...co jest w moim zasięgu...do czego ja mam dążyć jak nie mam żadnego celu Podsumowując...jak zwykle pierdolę bez sensu...moje problemy są trywialne tylko ja jestem taki słaby i głupi...że nie potrafię -zmienić coś -pogodzić się z czymś -zmienić punkt widzenia -dostosować się lub całkowicie zanegować...skutecznie się oderwać Gdybym wcześniej wiedział,że tak teraz będzie wszystko wyglądać...robiłbym więcej...zgodnie z sobą i wbrew sobie chociaż pewnie musiałbym być inny a nie taki jak jestem teraz to już nie ważne...teraz złożyć coś z dostępnych elementów...i nie zastanawiać się czyje to jest...ale nawet tego nie potrafię

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gałgan cmon
6.czemu w liceum...nie ruszałem dupy...nie starałem się czymś zainteresować...znaleźć jakąś grupę odniesienia...tak samo na studiach...tysiące pomysłów...żadnych prób realizacji chociaż jednego 7.a teraz najfajniejsza czyli najbardziej żenująca śpiewka...nikt mnie nie kocha i mam małego i jestem starym prawiczkiem ...a to pewnie ja nie umiem kochać...nie umiem dać nikomu miłości bo jej nie mam 8.kiedyś nawet byłem tzw.dobrym katolikiem...ale z dziwnych powodów przestałem się spowiadać...nie chciałem być dwulicowy...obiecuję poprawę...a i tak robię to samo najlepsze jest to,że mimo iż wiele lat nie byłem u spowiedzi...to co niedziela jestem na mszy...z tym że teraz jest to już tylko przyzwyczajenie...konieczność odbycia rytuału...ale i tak nosi mnie...nie lubię być otoczony ludźmi...nie czuję z nimi związku...wspólnoty czyli jednak jestem dwulicowy 9.nie wiem co chciałbym robić w życiu...a co mógłbym...co jest w moim zasięgu...do czego ja mam dążyć jak nie mam żadnego celu Podsumowując...jak zwykle pierdolę bez sensu...moje problemy są trywialne tylko ja jestem taki słaby i głupi...że nie potrafię -zmienić coś -pogodzić się z czymś -zmienić punkt widzenia -dostosować się lub całkowicie zanegować...skutecznie się oderwać Gdybym wcześniej wiedział,że tak teraz będzie wszystko wyglądać...robiłbym więcej...zgodnie z sobą i wbrew sobie chociaż pewnie musiałbym być inny a nie taki jak jestem teraz to już nie ważne...teraz złożyć coś z dostępnych elementów...i nie zastanawiać się czyje to jest...ale nawet tego nie potrafię

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurnachatka
Proponuje utworzyć tutaj małą grupę wsparcia, będziemy budować poczucie własnej wartości. Napiszemy sobie tutaj swoje zalety a kiedy nas dopadnie dołek będziemy sobie czytać i wmawiać że tak jest. Co wy na to? Przecież są takie dni kiedy mamy dość życia w maraźmie, wykorzystajmy je, ruszmy nasze zasiedziale dupska i przestańmy biadolić;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurnachatka
gałgan cmon napisz jakąś ksiąkę na podstawie swoich przeżyć, to będzie coś a'la dzień świra (bez obrazy), potrafisz pisać więc to wykorzystaj. no chyba że problem polega na tym że po prostu nic Ci się nie chce bo tak też może być;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gałgan cmon
wlepię jeszcze kilka takich majaków...i przestanę...bo wszystko co mialem do napisania...juz dawno napisałem nie jestem spójny nie stanowię monolitu ja w środku chce się wyrwać nie potrzebuje ciała wybuchnąć rozerwać na kawałki uwolnić środek nie interesuje mnie wszystko co ciała...podtrzymywanie życia...życia czego? więzienia w którym jestem zamknięty wewnątrz klatki...ptak trzepocze skrzydłami nie jestem człowiekiem...jestem innym bytem zamkniętym w człowieku...jak się uwolnić? jadę autobusem i nie rozumiem niczego nie wiem po co i gdzie jadę dlaczego mogę siedzieć lub stać może się położę nie mogę odlecieć czemu jest tyle świateł...samochodów...po co to...czemu to służy moje ciało ma coś do wykonania ja nie jakieś terminy ograniczają ciało mnie nie za niewykonanie obrywam jednak ja ...a nie ciało tamte ja są związane ze swoimi ciałami...i dlatego mogą...co mogą? muszą...nie nie muszą...chcą mają poczucie obowiązku...moja ciało też ma...ja nie...rozwalający konflikt dezintegracja lata to trwa kiedyś ciało potrafiło mnie przywołać do porządku teraz już nie bo ja to ja...a ono to ono a potem że czegoś nie zrobiłem...ja nie zrobiłem?!...ciało nie zrobiło...a ja nawet nie muszę robić...nie jestem w stanie...to należy do ludzi...a ja jestem innym bytem jestem innym bytem...uwięzionym w jakimś palancie...gdybym był uwięziony w kim innym...nic by to nie dało...więzienie to więzienie...mnie nie powinno być w człowieku...ja jestem sam w sobie...ja to ja bez ciała...ja to ja bez istnienia w tej formie nie jestem wyjątkowy...to że nie stanowię monolitu...nie przeszkadza mi w byciu monotonnym a nawet jak jestem...to z tej swojej wyjątkowości sznur mogę upleść chyba tylko każdy jest wyjątkowy...bo każdy jest inny... ja się tylko mogę taki wydawać...szczególnie po tym co piszę a jestem szarym palantem...właśnie chciałbym być wyjątkowy a nie jestem...nawet nie jestem w jakiejś ogólnej strefie normalnego życia...tylko daleko w tyle...gdzieś poniżej...ale to przecież nie ważne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gałgan cmon
o moim podejściu do nowoczesnych systemów...i do szukania w nich pracy Kiedyś miałem zapał do pisania listów motywacyjnych…ale że nic to nie dało…to mi się wygasł…teraz jak widzę CV + list motywacyjny…to mi się niedobrze robi…nie będę pisał tego gówna…to musiał być wymysł jakiegoś chuja Nie chcę nic robić…nie ma czegoś takiego co chciałbym robić…a że nigdzie na siłę nie jestem wdrożony…więc nie ma nic…chociaż nie wiem czy…teraz…wytrzymałbym wbrew sobie Potrzebuję…jeszcze raz się urodzić…a że nie przewidziano takiej możliwości…więc muszę umrzeć…zresztą urodzony znów jako ja…to na nic by się nie zdało…a umrzeć można…jednak już wiem…że nie dam rady podciąć sobie żył…powieszenie jakoś mnie nie jara…a żadnych ciężkich tabletek nie posiadam….i nie mam dostępu…poza tym uważam to za najbardziej cienki i żałosny sposób…zostaje skoczyć….może to i dobrze….bo w tym jest jakaś wolność…tylko nie chciałbym rozwalić się…i od biedy złożony…zostać warzywem…a chodzi mi to po głowie…że się musiało przyplątać Ale mnie przecież nie ma…więc skąd te dylematy A jak sobie pomyślę…że jeszcze obowiązują mnie urzędy i papiery…to wątpliwości znikają…bo co kurwa…wyznaczono że nie można mieć starego dowodu…bo się u innych urzędasów nic nie załatwi…to jest nie do zniesienia…konstrukcja świata…świat urzędów…nie jestem dla siebie…kto mógł do tego dopuścić Co ciekawe najwyższe tutaj budynki…to Urząd Miejski i Urząd Skarbowy…może to być forma zemsty…ale słabo to na mnie wpływa…skoczyć z czegoś…co nawet nie powinno istnieć…paradoks Nigdy nie byłem niczym zainteresowany…więc nigdy nie żyłem…w świadomości że nie jest to potrzebne…i jeszcze coś się zmieni…a to błąd Właściwie to chciałbym zostać zamknięty w psychiatryku…i żeby prowadzono tam ze mną długie męczące rozmowy…zobaczymy kto kogo zmęczy…no ale ja nie jestem chory…w końcu mam prawo nie akceptować…żadnej formy istnienia Jak to dobrze…że człowiek nie jest niezniszczalny chociaż jakby był to też mogłoby być fajnie...można by jeździć na czołówki skakać z wieżowców teraz też można...nie dosyć że fajnie...to jeszcze można wywinąć się z padołu grunt to się dobrze wstrzelić w chodnik...bo jak się ekstremalnie połamać...no to skrew...przecież nie o to chodziło stary jestem...a nic nie wiem...przez co nie nadaję się gdzie...to już wszyscy...znałem...zostać...całkowicie odmiennie nawet gdyby...i tak nie ma...patrzeć się nie da...a więcej trzeba chciałbym powrócić jako ognisty jeździec nie jest to żadna zapowiedź nie należy już nic pisać...i się łudzić czyste...jasne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gałgan cmon
o wewnętrznej agresji i tzw. dobrych radach Składam hołd przestępcy tzw.Snajperowi Za zemstę na społeczeństwie Za to że umiał uciec z więzienia I że wolał śmierć niż dać się złapać Nie umiałbym być w związku Nie umiem przytulać całować ruchać Nie mam zainteresowań Nie mam zaradności i potrzeby przetrwania Miesiąc to góra Dłużej nie umiałbym być kimś kim nie jestem Nie spełniam wymagań kobiet Chociaż wybierają gorszych nawet ode mnie (albo zwykłych skurwieli a potem jest zaskocz…albo totalnych dziamdziaków do trzymania pod pantoflem i potem też nie teges) Dwulicowość Nie mogą zapomnieć i inne bzdury Śmiać się czy płakać Wzrasta chęć podcięcia żył Zbyt duża przepaść nas dzieli Może jesteście bliżej śmierci…bo jesteście bliżej życia Nie dogadam się z kimś takim Może nawet się nie staram Wzrasta we mnie agresja Mam jej coraz więcej Już tak łatwo nie znika (mógłbym wyciągnąć kogoś kto za szybko przejechał przez kałuże…i go w niej utopić…jak mam mieć kłopoty to wolę do końca…lepiej zabić niż pobić…przynajmniej sytuacja jest jasna…ale jeszcze taki nie jestem…i jednocześnie nie ma nic…co by mogło ten proces odwrócić) Nic mi się nie wali Bo nie ma co O nic mi nie chodzi Bo nie ma o co Mnie tylko nie ma I tylko jedna rzecz czasem jeszcze mnie dusi…jak przed dwudziestką mieć motor…jak ma się 25 lat…taki dziwny odjeb Cale moje życie składało się z nierzeczywistości…z chęci rozwalenia niemożliwości odwiecznych…to nawet nie jest możliwe…szczególnie przy jednostkowym wysiłku nieistniejącego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka jedna Niestrawiona
kurnachatka :D:D:D witaj piękna! jak Ci minąl dzien? poznalas kogos sympatycznego? Mi prawie, ze obraz na leb przed chwila spadl. Fuks. Rozwalilo sie to cale szklo.. Uroczo! Matka jak zwykle musi przeciągi w domu robic :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka jedna Niestrawiona
gałgan to ile ty masz teraz lat?!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gałgan cmon
tyle co w tym ostatnio dowalonym tekście+kilka miesięcy...ale to nadal tyle coś...co nazwałem obsesją...skupienie myśli na kilku hasłach...no i wystarczy...znalazłbym coś jeszcze...i to nawet bardzo długiego...ale to i tak do wyrzygania...te same ciągle wątki Obsesja Kiedyś napisałem tekst…nazwijmy to wierszem…ale to tylko rzucane słowa Nie mogę tego znaleźć…pewnie wywaliłem…miejscami masakryczne było i do wyrzygania Jakoś tak to było Nie wiem czy jeszcze jestem człowiekiem zwierzęciem a może innym bytem A w głowie mam tylko…kołuje mi się…jak nad trupem sęp Seks i śmierć Rozłożone nogi…samobójstwo Krew z podciętych żył sączy się powoli…a sperma… itd… czyli nic fajnego taką miałem obsesję a przecież nigdy…a teraz to nawet mi…ale to nie ważne…bo ogólnie wszystko to zostało nadal…może nie tak wyraźnie się przebija z natłoku myśli ale obsesja rozwinęła się do ŚMIERĆ SEKS KASA…a to mnie już w ogóle dobija jeszcze mi się kasa do tego dosrała…a zawsze mnie to mało obchodziło…no ale jak nie mogę znaleźć pracy…a co dziwne…nawet szukam…co przy moim nastawieniu do wszystkiego…jest pewnym wyczynem…więc kasy ni dudu…nawet marnawej w swym ilościowym wymiarze…ale dlaczego to w ogóle mnie obchodzi…no nie ma spokoju Nawet ludzie starsi są „zrobieni” z czego innego…mam wrażenie że składam się z powstań… dwóch wojen…komunizmu i jego obalania…ale niczego co było potem…otwarta Europa...kapitalizm…USAńskość…nie ma tego we mnie…i sobie nie radzę…no bo jak Przecież jako dzieciak miałem łatwość uczenia się historii…i pochłaniania książek typu „Kamienie na szaniec”…a potem nastąpiło głębokie rozczarowanie…pewnie dlatego głębokie bo to wszystko tkwiło we mnie głęboko…ja byłem przekonany, że żyję w Polsce przez którą przechodzą nawałnice różnego typu…i się załapię…i nawet zginę…ale mimo strachu będę czuł szczęście…a to wszystko nie tak…chyba jestem nienormalny Większość ludzi wydawała mi się w pewnym okresie miałka i nijaka…a oni po prostu byli jak ich czasy…co teraz widać bardzo dobrze…widać że oni są ludźmi a ja mgłą…wyidealizowanych tragedii przeszłych czasów „słabi nocą śnią…silni śnią w dzień” czy jakoś tak to było A potem „ umrę gdy zacznę żyć cudzym snem” Ale jak będę żył swoim to umrę jeszcze szybciej Jestem słabym infantylnym pseudomarzycielem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hereja.
galgan cmon, nie potafie opisywac swoich uczuc tak jak ty, ale czytajac twoje spostrzezenia mialam wrazenie ze tak by to wygladalo. nie sadzilam ze facet moze patrzec na zycie tak jak ja . mnie tez wszystko wali,ale najgorsze jest to ,ze nie do konca,ze ciagle boje sie o przyszlosc,ze staram sie odlozyc doroslosc,odpowiedzialnosci, istniec w tym stanie zawieszenia jak najdluzej- okres pomiedzy dziecinstwem a dorosloscia. boje sie odpowiedzialnosci, wiem ze zawodze ludzi, ale i tak uwazam ze jestem nonkonformista poniekad. wiem ze nikt mnie nie pokocha, bo najpierw bym musiala pokochac siebie... mam 24 lat i dalej sama .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktotam ktotam
ale wy macie problemy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurnachatka
Cześć taka jedna 🌼 Ja dzis miałam dzień leniucha więc nic ciekaweo się nie działo;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurnachatka
wstyd i hanba;) Ty chociaż postanowiłaś zapisać się na kurs a mi się nie chce. W piatek może dostanę jakiegoś pałera jak dowiem się czy zdalam maturę, zaczyna mnie to coraz bardziej stresować. Z jakich studiów zrezygnowałas?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kurnachatka wlasnie tak postanowilam, ale poki co jeszcze dupy nie ruszylam, zeby sie zapisac:D no i nie wiadomo czy beda miejsca; kurnachatka napisalabys mi na maila swoje gg to bysmy sobie poplotkowaly, bo tu sie nie chce rozwodzic za bardzo:D chociaz juz utracilam ostatki intymnosci :O A zdasz napewno ładnie.. Ja pamiętam jak rok temu siedzialam cala noc przed kompem czekajac na wyniki:O i wrzucili parę min. przed moim wyjsciem do szkoly:O co za porazka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurnachatka
Poleciał to z wynikami to się nazywa ironia losu;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×