Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość smutna mezatka

Bardzo smutna historia mojego zycia......

Polecane posty

Gość a tak napisze
Do smutnej mezatki------ Nierozumiem czemu chcesz mu dac szanse, przez tyle lat to robil i myslisz ze teraz sie zmieni?? Sama mowisz ze go nie kochasz, po co sie meczyc?? On sie nie zmieni, widzi ze ma babe w domu, ktora go zawsze przyjmie, obojetnie co on- pan i wladca zrobi, zlego...Kobieto, jestes moloda, nie mowie ze masz sobie znalezc kogos, ale mysle ze zaslugujesz na porzadnego faceta, a nie takiego ktory cie bedzie lal po pysku...On sie nie zmieni, to tylko chwilowe, przechodzilas juz takie "zmiany".Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lana....
a oto moja krótka historia - może przejdziemy na gg i coś.... wykombinujemy jak odważna?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziekuje wszystkim za wsparcie, rady i wypowiedzi.Coreczka w lozeczku, bajka przeczytana , mam czas dla siebie i swoich mysli. chyba cos w tych miesiacach jest, ja swoj bralam w lipcu, wiec tez bez \"r\" to przykre ze jest wiecej takich historii jak moja...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do ----a tak napisze ---rowniez pozdrawiam, wiem ze to nie ma szans raczej, ale nie pisze ze chce mu ta szanse dac, zastanawiam sie co zrobic ...boje sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jedna o podobnej historii
trzymam za ciebie kciuki smutna mezatko.>>>>>>>>przytulam i pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dobry wieczor nikogo nie ma, a mialyscie tu zagladac :( Cały dzien nie mialam czasu, mam nadzieje ze nie odeszlyscie na zawsze.... pozdrowienia lana.... ,chyba jestem ,EFUSISKO ,ato moja krótka historia i inne..🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ciezko siedziec na kompie jak dwa krzykacze w domku ;) jestem z doskoku. Smutna mężatko nie martw się-jeszcze nigdy tak nie było,żeby jakos nie było ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już nie smutna
cześ smutna mężatko. Twoja historia jest smutna. Tak jak i moja.Nie znaczy to jednak, że musisz przestać żyć dla siebie. Moja historia tak podobna i tak rózna od Twojej, spowodowała, że kiedy doszłam do ściany powiedziałam: DOŚĆ. Mam tylko jedno życie. Może z czasem opowiem i ja swoją historię. Chcę Ci powiedzieć, że można żyć pod jednym dachem z człowiekiem do którego ma sie już tylko stosunek obojętny, w sposób dajacy Ci satysfakcję. Żyć dla siebie i dzieci. Odnaleźć spokój i radość. A czy warto dawać szansę? Ja już zaprzestałam:-) Mężczyźni tacy jak Twój i mój mąź są niedojrzali i jak dzieci, które odrzucają zabawkę gdy sie zepsuje lub znudzi. Dopóki nie dojrzeją (a w wiekszości przypadków nigdy to nie następuje), nie licz na radykalne zmiany. Dlatego, bez oglądania się za siebie, zacznij żyć swoim własnym życiem. Pozdrawiam, życząc sił i wytrwałości we własnych postanowieniach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
już nie smutna a jaki to sposób na życie w tej sytuacji znalazłaś? Opowiedz....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już nie smutna
:-) kiedy człowiek jest zaprzątniety jedynie myslami o tym co dzieje sie w domu, zapomnia zupełnie o sobie. O tym, że ma jakieś pasje, własne potrzeby, marzenia które czekały i czekaja na realizację. Widzisz, to jest trudne, ale TRZEBA odciąć się, wyznaczyć granicę, poza którą domowy tyran nie ma wstępu. Dojrzewałam do tego powoli:-). Ale mój mąż już wie że nie może przekroczyć tej granicy. I wścieka się.. Kiedy on się wścieka usmiecham sie jedynie :-). Nie jest już w stanie mnie zranić:-) Widzisz, on MUSI ponosić odpowiedzialność za swoje czyny i słowa. NIE JA. Ja jestem człowiekiem, mam prawo żyć, mam prawo realizować swoje marzenia i swoje życie według swoich zasad.. Początkowo nie bardzo wiedziałam co zrobić. Dzisiaj mam kilku dobrych znajomych z którymi mogę dyskutować (domowy tyran kiedyś "odciął" mnie od ludzi i świata), powróciły pasje z młodych lat, którym poświecam wolny czas i serce. Z dwoma córkami mam świetny kontakt, wspólne wyjazdy, wycieczki, długie rozmowy :-). A dom? W domu spotykam się z mężem po pracy, omawiamy najważniejsze sprawy, bez kłotni i przepychanek, ponieważ on wie ,że nie jest w stanie już mnie sprowokować:-). Kiedy przestaje się walczyć z drugą osobą mając jednocześnie mocne postanowienia, przychodzi spokój i dawno zapomniana radość. Przynajmniej ja w ten sposób tego doświadczyłam. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy
a moja historia leży pomiędzy smutną mężatką a już nie smutną... to chyba egoizm, ale dobrze wiedzieć, że nie jest się samą na świecie z takimi problemami pozdrawiam cię mężatko :) nie wracaj do niego., proszę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już nie smutna
witaj pomiędzy:-) to nie egoizm, to jedynie wewnętrzne poczucie wspólnoty i solidarności z istotami o podobnej historii:-) Pozdrawiam:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wszystkie i te smutne i te może mniej smutne... Właśnie przeczytałam pare wypowiedzi i pewnie powtórze po kimś ale ja myslę, że nie ma sensu ciągnąć związku, w którym nie ma juz zadnych uczuc... W każdym wieku mozna kogoś pokochać i jest to taka sama miłość jak ta, którą przezywaliśmy mając 20 lat. Dlatego sądze, że czas aby kobiety zaczęły myśleć o sobie, żeby wyszły do ludzi i zaczęły życ... Czas szybko ucieka... szkoda naszego życia poświęcac na próbe pokochania kogoś, bo albo się kocha albo nie. Na siłę jeszcze nikt nikogo nie pokochał...a tkwić w związku tylko dla dzieci? bez sensu. One tak szybko wyfruwają z gniazda... i co dalej...pozostaniesz sama, skrzywdzona, z wyrzutami, że nie dałas sobie szansy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy
to wszystko nie jest takie proste i nie zgadzam się z opinią, że nie należy kierować się dziećmi nie jestem typem Matki Polki, ale jeśli odejdę - kiedyś - to dopiero, jak będę pewna, że one już do tego dojrzały a jak na razie walczę o swoją niezależną od niego przestrzeń w życiu... i gram swoją rolę :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pomiędzy - wiesz czasami dzieciom w takim związku jest też źle... pamiętam to z dzieciństwa... pamiętam tez jak byłam juz mężatką, wyjechałam, ale zawsze martwiłam sie o mamę... To nie prawda, że dzieci chca mieć oboje rodziców zawsze... One tez sie boją, martwia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już nie smutna
masz rację "pomiędzy":-) nic nie jest łatwe ani proste. potrzeba wiele determinacji i odwagi, aby wywalczyć tę wolną przestrzeń życiową.:-) Życzę wytrwałości:-) Warto:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy
warto, wiem :) pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneill to nie idzie tu o molestowanie, ale o całkiem inny układ. Koniec uczucia, a istnienie rodziny = dzieci. Taki stan moze wyczuć (odczuć) tylko osoba przezywajaca to co się dzieje w domu. Któras z was napisała : \" odciął mnie od kolezanek, znajomych...\" Ja tak mam. Piszcie dziewczyny o swoich sytuacjach, odczuciach i zamiarach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tytul moze niezbyt trafny (molestowanie) albo niezbyt trafnie go interpretujemy - ot, co. Molestowanie kojarzy sie jakos tak jednoznacznie - a tu chodzi PRZEDE WSZYSTKIM o psychiczne znecanie sie. Tam jest wiekszosc wlasnie takich historii jak Wasze! I wlasciwie czytajac Wasz topik widze same podobienstwa - moze wiec jednak sprobowac, zajrzec i przeczytac (szczegolnie polecam wiekszosc ostatnich wpisow) - topik istnieje kilka lat i pelen jest madrosci zyciowej, wymiany doswiadczen, przemyslen... Nie zaprzeczycie ze Wasi partnerzy znecaja sie nad Wami przede wszystkim psychicznie? Po raz kolejny uparcie zapraszam na wymieniony topik i nie sadze zebym sie pomylila, jak mi tu imputuja ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I dodam ze kroluje problem jak odejsc. W tym w wiekszosci przypadkow jest wspol albo uzaleznienie emocjonalne od partnera - to powoduje niemoznosc szybkiego spakowania manatkow i odciecia od stresora. I ta ciagla nadzieja ze sie zmieni - po czym nastepuje wypalenie, zmeczenie materialu i nie ma juz nic... Trzeba by odejsc - ale jak? Jakos swojsko brzmi, prawda?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już nie smutna
Magdo, wiem z doswiadczenia, że dzieci jeszcze bardziej niz my przeżywają takie rodzinne dramaty. Swoje córki chroniłam tak długo jak mi się to udawało. Dopóki nie zaczęły dorastać i stopniowo nie uświadamiać sobie jakie jest prawdziwe oblicze naszej rodziny. Nie chciałam aby za szybko wydoroślały, chciałam żeby mogły pamiętać choć trochę dobrego dzieciństwa z mamą i tatą, zwłaszcza, że "rozkład" naszego małżeństwa następował stopniowo i powoli. Może dlatego w tamtym czasie nie odeszłam od męża. Dzisiaj dobiegam 50-tki, jedna z córek ma 21 a druga 16 lat. Obie mają do niego stosunek poprawny i na swój sposób kochają go, choc widać, że brakuje tej prawdziwej więzi emocjonalnej. Nigdy nie "nastawiałam" córek przeciwko ojcu, ale dużo z nimi rozmawiałam i rozmawiam, tłumacząc dlaczego mają takiego a nie innego ojca. Dlaczego nie odejdę? To mój dom, moje życie i moje dzieci:-). Ja również pracowałam na to co mam. Mężowi zas powiedziałam, że jeżeli taka jego wola to proszę...może odejść ....w każdej chwili:-). Od tamtej rozmowy minęło 3 lata... a on ciągle jest. I dzisiaj już wiem, że boi sie odejść, boi się zostać zupełnie sam, nawet bez mojego obojętnego spojrzenia. Trochę (bardzo niewiele) zmienił sie w stosunku do mnie, więcej w stosunku do córek. Ciągle jeszcze ma weekendówki (weekendowy alkoholik), ale nie awanturuje sie już, nie szuka zaczepek. Odpowiada w pełni za to co i jak zrobi zwłaszcza w okresie weekendu. A najwiekszy żal ma do mnie za to, że nie ukrywam jego skłonności alkoholowych przed nikim:-). Ja nie mam się czego wstydzić. :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy
masz rację "już nie smutna" będę pamiętać o twoich słowach, myślę, że moje życie ułoży się podobnie (35 lat, małe dzieci) będę zaglądać i życzę optymizmu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już nie smutna
zaglądaj pomiędzy, zaglądaj. Czerp siłę z wypowiedzi innych forumowiczek. Ja trzymam kciuki, choć wiem, że będzie Ci bardzo trudno. Pozdrawiam:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Juz nie smutna - to fajnie, ze potrafiłaś sobie zycie ułożyć obok, ale czy ci miłość? Cudownie, że wpoiłaś swoim córkom szacunek do ojca, ale wierz mi, że one oddałyby wiele dla Twojego szczęścia, dzieci więcej rozumieją niz nam się wydaje... Moja Mama zawsze powtarzała \" dzieci, pamiętajcie, że jakbyście ojca spotkały leżącego w rynsztoku, nie możecie go zostawić, musicie podnieść i przyprowadzić do domu, bo to wasz ojciec...\" i tak zawsze było, ja nie wstydziłam się tego, że mój ojciec jest pijakiem... trudno, tak czasem bywa... i kiedy zachorował wszyscy byliśmy obok niego... ale niezapomne łez mojej mamy...I ona sama teraz juz nie powtarza młodym, że ślub był na dobre i na złe, wręcz przeciwnie mówi \"ratujcie się póki możecie...\" dla mnie to bardzo duzo mówi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
miało być - ale czy ci nie żal, że nnie spotkałaśinnej osoby (faceta), który dałby ci miłość? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już nie smutna
:-)Magdo. Mam już i dopiero 50 lat:-) Wiesz, na razie nie chcę szukać innej miłości. Nie jestem gotowa na taką:-) I może już nigdy nie będę. Mąż był moją wielką miłością. Smutek odczuwam jedynie wtedy gdy myślę , że "był". Odczuwanie miłości zastąpiła życzliwość wobec innych osób, które tego potrzebują. Nie jestem wrogiem męża. Ale nie jestem też przyjacielem. Jest jednym z ludzi, których spotykamy codziennie na ulicy.. Z tą różnicą, że wiem o nim zbyt wiele..... Twoja mama ma rację mówiąc : ratujcie się póki możecie... Ja znalazłam swój sposób na ratowanie siebie. Każdy wybiera sam, to co dla niego najlepsze. Ja nie twierdzę, że mój sposób jest najlepszy:-) Ja tylko mówię, że tak też można ... Najważniejszym w tym wszystkim jest odnaleźć siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość starszawy
czytam to co tu piszecie - sam też mam pół wieku - i mam taką refleksję : jak to jest mozliwe aby kochająca się para osób (podczas slubu) po latach gdy tyle było wspólnego np. seks owocny bo sa dzieci stała się wrogami.... To chyba nie jest możliwe aby na poczatku byla to prawdziwa miłosc! Bo kto kocha i ma w małżonku partnera oraz ojca wspólnych dzieci nie moze przeciez stać sie jego wrogiem czy jak piszecie nieprzyjacielem. To wszystko chyba na poczatku było bez odpowiedzialności - to było tylko erotyczne zaslepienie. Bo prawdziwa miłosc po latch powinna się przerodzić w MIłOWANIE! PS. sam mam podobnie jak wy kobiety......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
satrszawy - tak sobie myśle, że może masz racje... prawdziwa miłość nie powinna sie nigday skończyć... ale kiedy wiadomo, że to jest własnie ta miłość... może teraz, mając trochę lat, byśmy wiedzieli ? Dlatego, uważam że wychodząc zamąż w wieku 20 lat, to ogromny błąd... składamy przysięgę, której nie jesteśmy w stanie dotrzymać... bo cóż mozna wiedzieć o miłości mając 20 lat... nic, albo prawie nic...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak starszawy, masz rację. Ja mam 11stoletni staż w związku, mężatka jetem od 2ch lat, ale to, co obserwuje wsród swoich znajomych jest porażające. Związki o których myslałam,że to już to-rozpadają się, znajomi sie rozwodzą, robią dzieci, a potem je sobie wyrywają, piorą publicznie swoje brudy.......my z mężem jesteśmy chyba jedynymi ludźmi, którzy SĄ ze sobą, pomimo tragedii, jaka zgotował nam los. Nie jesteśmy już w sobie tak bardzo zakochani jak na początku znajomości, jednak to jest to-spokój, poczucie bezpieczeństwa i świadomość,że skoro sobie przysięgaliśmy \'\'w dniach dobrych jak i złych\"-zawsze warto walczyć o małżeństwo. Nie jesteśmy ideałami, mój mąż też czasami mnie wyprowadza z równowagi, jednak nie wyobrażam sobie życia z kimś innym.I nie wyobrażam sobie, że mógłby mnie obrazić, czy nawet uderzyć.Życzę wszystkim spokoju, stabilizacji i świadomości,że mozecie zawsze na kogoś liczyć, nieważne co się stanie. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×