Gość Motoldowna Napisano Styczeń 3, 2013 Znaki od mojego mea to jedynie sny w których się pojawia - na początku co noc, z czasem coraz rzadziej, teraz to całkiem sporadycznie, ostatnio mi się śnił przed tym jak synek rozbił sobie głowę. Pokazuje dzieciom zdjecia ich taty ale tylko synek mowi do nich "tata", coreczka mowi "pan" w moim zyciu jest pewien mezczyzna, dla mnie to przyjaciel, on czasami przebakuje ze chce czegos innego, ale czeka cierpliwie -od smierci meza minelo 4 lata a ja dalej czuje potrzebe bycia lojalna wobec niego, czuje jakby dalej byla mezatka a kazda wzmianke o kontakcie fizycznym traktuje jako zaczatek zdrady:( Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Nati81 0 Napisano Styczeń 3, 2013 Motoldowna ja miałam lepszą sytuację. Jak jeden gość przyszedł i chciał zapytać czy "kiedyś miałby jakieś szanse" zareagowałam niezbyt grzecznie. Kazałam mu się wynosić z mojego domu i powiedziałam, że nigdy więcej nie chcę go widzieć. potem ryczałam jak głupia i myślałam jak ten idiota może sie stawiać na równi z moim mężem przecież nawet do pięt mu nie dorasta. Z perspektywy czasu ( choć niewielkiej) wiem, że źle zrobiłam. Mogłam to jakoś grzeczniej mu zakomunikować ale to było zaledwie jakieś 3 miesiące po wypadku męża. Rozmawiałam potem z lekarzem. Mówił, że nie można żyć w poczuciu solidarności z mężem. Że On by tego nie chciał. Że sobie źle robię itd. Niestety jeszcze do tego etapu nie doszłam i też nadal czuję się żoną mojego mężusia..... i na razie nie chcę tego zmieniać. U Ciebie od śmierci męża minęło już 4 lata więc może .... wiesz co nie dokończe tego zdania bo musiałabym powtórzyć słowa lekarza a mnie w jakimś stopniu one bolą. Wiem, że pewnie ma racje ale dla mnie to takie paplanie. Trzymaj się. Życzę powodzenia:) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość Motoldowna Napisano Styczeń 3, 2013 Nati, u mnie sprawa z tym Kims wyglada tak, ze poznalam go tuz po wyjezdzie z Polski, bardzo mi pomagal, gdy bylam w ciazy i pozniej przy dzieciach, zawsze moge na niego liczyc, i w sumie dopiero niedvwno, na 3 urodzinach dzieci powiedzial ze jestesmy dla niego jak rodzina, ze chcialby przy nas budzic sie i zasynac, ale nie jako przyjvciel domu tylko jako wspoltworca tego domu w sumie za samo wspieranie nas, bycie przynas powinnam mu pozwolic na wiecej - tak mowi moj brat dla mnie jest On wazny, bardzo wazny, w sumie to jak tak sie zastanowie to mysle ze Go kocham, ale wlasnie wszystko gmatwa to uczucie, ze jestem zla zona, bo ja przeciez mam meza i powinnam byc mu wierna Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość EWCUR Napisano Styczeń 3, 2013 A ja od kilku dni mam mega doła, nie wierzę w to co się stało, nie wierzę, że mojego Marcura nie ma już i nie będzie. Najchętniej to bym sobie coś zrobiła.Nie potrafię bez Niego żyć i funkcjonować. Wszystkie plany, marzenia prysnęły ja bańka mydlana. Ja chcę do Niego, codziennie proszę żeby mnie tam już zabrał. Nie mieliśmy dzieci, więc po co ja mam tutaj sama być. On był moją siła, nawet wtedy gdy było ciężko. Oby jak najszybciej Bóg mnie tam zabrał. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość Motoldowna Napisano Styczeń 3, 2013 Ewcur - jestesmy z Toba, nic sobie nie rob - pomysl jaki bylby zly na Ciebie Marcur, pewnie by sie do Ciebie nie odezwal gdybys trafila do niego Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Erika30 0 Napisano Styczeń 3, 2013 Ewcur - nie mieliscie dzieci, ale na pewno masz wiele osob Tobie zyczyliwych i ktorzy Cie kochaja. Wiadomo, ze nie zastapia Ci meza, ale dla nich byloby okropnie bolesne gdyby Ciebie zabraklo, pomysl o tym. nIe zyjemy tylko dla siebie i nie tylko my przezywamy te tragedie, ale cale nasze rodziny, nie wolno nam o tym zapominac. Trzymaj sie. Ja tez mam dola od kilku dni, powiem Wam, ze w Swieta skupilam sie na dziecku, na jej radosci z prezentow i jakos dalam rade, a teraz jestem bardzo przybita. Dzis w samochodzie wlaczylam plyte, ktora nagrywal maz, wlasciwie czego nie dotkne to jego przypomina, wyc sie chce. Wczoraj bylam sama w domu i dlugo z nim rozmawialam, to znaczy mowilam do sciany, jakos nie wierze ze slyszy, ale na wszelki wypadek mowilam na glos. Dzis mialam problem w pracy, normalnie pogadalabym z mezem i by mi doradzil, dzis nie mial mi kto doradzic i nie wiem co powinnam zrobic czy podejme sluszna decyzje. Przykro i smutno jest przez wiekszosc czasu. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
aneta250 0 Napisano Styczeń 3, 2013 Dziewczyny widzę że to jakaś plaga,ja też mam totalnego doła,gdzie się nie ruszę tam wszędzie wracają wspomnienia,wszędzie razem,teraz sama.Święta rozwaliły mnie do końca,ciągle musiałam się jakoś trzymać dla dziecka,rodziców,a w środku serce pękało.Ciągle ten stan,którego nie da się opisać,w głowie tysiące myśli,czy kiedyś to się zmieni,jak żyć,to jakiś koszmar,tak bardzo kocham swojego męża. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość WSZ:( Napisano Styczeń 3, 2013 EWCUR JA I MÓJ MĄŻ RÓWNIEŻ NIE MIELIŚMY DZIECI, MAM 27 LAT I WIEM ŻE MOJE ŻYCIE JUŻ NIGDY NIE BĘDZIE SZCZĘŚLIWE PONIEWAŻ BEZ MOJEGO MĘŻA JEST TO NIEREALNE,BARDZO CZĘSTO MYŚLAŁAM O TYM ŻEBY SKOŃCZYĆ ZE SOBĄ I BYĆ Z NIM( RÓWNIEŻ CODZIENNIE GO PROSZĘ ABY MNIE ZABRAL DO SIEBIE ) ALE CZY JEŚLI ZROBIMY TĄ NAJWIĘKSZĄ GŁUPOTĘ TO CZY A BY NAPEWNO BĘDZIEMY Z NIMI ? RACZEJ W TO WĄTPIĘ, PAN BÓG MA WOBEC NAS JAKIŚ PLAN MOŻE ZOSTAWIŁ NAS PO TO ABYŚMY MOGŁY SIĘ MODLIĆ ZA NASZYCH KOCHANYCH MĘŻÓW, NIESTETY ALE KAŻDY Z NAS MA SWÓJ KRZYŻ W PRZYPADKU MOJEGO MĘŻA BYŁA TO OKROPNA CHOROBA, MOŻE NASZYM KRZYŻEM JEST CIERPIENIE PO UTRACIE NASZYCH KOCHANYCH MĘŻÓW, PO UTRACIE FIZYCZNEJ, WIERZĘ W TO ŻE DUCHOWO ONI CAŁY CZAS SĄ Z NAMI:) I CIERPIĄ JAK WIDZĄ NASZE ŁZY I CIERPIENIE :( Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Erika30 0 Napisano Styczeń 9, 2013 Myslalam, ze to wszystko jakos sobie poukladalam i ze skoro nie ma innego wyjscia to musze zaakceptowac i ze powoli sie to udaje. Jednak ja zrobilam to samo co przez cala chorobe robil moj maz, wyparlam jego smierc. Jak jechal na dluzej do szpitala na chemie to jechalam do mamy i teraz jestem u mamy, mijaja tygodnie, a on nie wraca, zaczal sie Nowy Rok, a nic sie nie zmienia. Dopiero sobie uswiadamiam, ze to nie sen, ze to sie naprawde stalo, ze nie ma juz tego zycia, ze wszystko sie naprawde zmienilo. Nie mieszkam wsrod wspomnien, odcielam sie od tego i tak bylo lepiej, ale teraz znow wszystko wylazi, bo ile mozna udawac ze jest normalnie skoro wszystko sie zmienilo. Mam wrazenie,ze moja zaloba dopiero zaczela sie z prawdziwa sila, teraz w tym Nowym Roku, tak mi zle, ze az powietrza czasem nie moge zlapac, tak to boli. Juz nie ma dawnego zycia, jego, milosci, moje dizecko juz nigdy nie bedzie mialo Taty, a ja wiem ze nigdy juz z nikim sie nie zwiaze. Po prostu wiem. Kilka lat wspomnien i zycia rodzinnego, fajnie ze tego dosiwadczylam, niektorzy tego nie przezyli. Tyle, ze wiem, ze to taka ogromna strata, ze to sie juz nigdy nie powtorzy, ze juz tego nigdy nie przezyje. Dlaczego tak krotko ? Po co byly plany, starania, budowanie gniazdka, kupowanie mebli, to jakis glupi zart. pstryk i mozna komus wszstko zabrac, cale jego zycie, dlaczego ? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość MONICZKA28 Napisano Styczeń 9, 2013 WITAJCIE, tak to prawda że serce może tak bolęć aż rwać .mój mąż odszedł niespełna rok temu rak go pokonał.walczyliśmy 3 lata. Święta też mnie rozbiły wszystko było nie tak jak byłam z mężem .dzieci też to odczuwały.11 stycznia pierwsza rocznica śmierci mego męża. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość EWCUR Napisano Styczeń 9, 2013 Dobre pytanie ERIKA 30. Dlaczego On , dlaczego mnie to spotkało, dlaczego Go nie ma i cały czas w kółko dlaczego. U mnie zaczął się 3 miesiąc odkąd nie ma mojego męża. Jak dla mnie to właśnie teraz jest ten najgorszy czas. Często płaczę, buntuje się, nic mi się nie chce. Najchętniej to bym poszła do Niego, tam gdzie już nikt by Nas już nie rozłączył. W tym roku, chcieliśmy zacząć starania o dziecko, zacząć kończyć piętro naszego domu a teraz jestem jak zawieszona w próżni i nic sensu nie ma. A tęsknota jest tak ogromna, że nie da się jej opisać. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość sylwia1612 Napisano Styczeń 9, 2013 Hej, jestem tu nowa... Długo zastanawiałam się czy napisać... Mam 23 lata, byliśmy razem 7 lat (chodzenia) i rok po ślubie. Przeżyłam z moim mężem 8 cudownych lat... Co się stało? Nie wiem... Popełnił samobójstwo... Ból jest tragiczny... Nie wiem jak sobie radzić z tym wszystkim... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
aneta250 0 Napisano Styczeń 10, 2013 Dziewczyny każda z nas zadaje sobie to samo pytanie dlaczego to spotkało mojego męża.Od śmierci mojego męża minęły 4 miesiące i tak jak ty Erika próbowałam się odciąć o tej tragedii,ale to wszystko wróciło z podwojoną siłą,teraz w głowie ciągle kłębią się pytania na które nie znam odpowiedzi,wszystkie wspomnienia wracają,słaniam się po domu bez celów,każdy dzień to czekanie że wróci że wszystko będzie jak dawniej,wyszedł z domu taki uśmiechnięty i już do niego nie wrócił. Ja nie potrafię pogodzić się z tą śmiercią.Byłam taka szczęśliwa,a teraz patrze w lustro i widzę smutną,zmęczoną życiem dziewczynę.Ostatnio przydarzyło mi się coś dziwnego,zwróciłam się do syna imieniem męża,to wszystko przez to że ciągle o Nim myślę,tylko o Nim,mój syn spojrzał na mnie taki przestraszonym wzrokiem,a ja stałam jak wryta.Ja chyba oszaleję,ta tęsknota mnie wykańcza. Sylwia dobrze że napisałaś,tu zawsze możemy napisać co czujemy i nikt nam nie mówi dasz radę,jesteś młoda ułożysz sobie życie-źle mi się robi jak to słyszę. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość 234ania Napisano Styczeń 13, 2013 Witam, dawno tu nie pisałam, ale często czytam was dziewczyny. U mnie już mija 9 miesiąc od śmierci męża. Nie było łatwo, pierwsze miesiące to nie wiem jak przeżyłam. Teraz jak siedzę i patrzę w przeszłość to widzę wszystko przez mgłę i zastanawiam się jak ja to przeżyłam, ale wiem jedno nie życzę tego nikomu nawet najgorszemu wrogowi. Nadal widzę że wiele ludzi nie rozumie co przeżyłam i nie chce zrozumieć a się wypowiada i krytykuje, ale się już uodporniłam na to. Na dzień dzisiejszy cieszę się, że dzieci w miarę dobrze funkcjonują. W moim życiu pojawił też Ktoś, nie bronie się przed tym i nie wyganiam. Nie odbieram tego jak zdradę męża, bo pogodziłam się z tym że Go nie ma, a jego śmierć-chyba tak musiało być, musiałam chyba to wszystko przeżyć aby być lepsza osobą, lepszym człowiekiem, bo teraz patrzę na świat inaczej. Mimo wszystko wiem i wierzę, że mąż czuwa nad naszymi dziećmi i dba o to aby nic złego im się nie stało. Nadal Go kocham na swój sposób i zawsze Go będę kochać, ale nie ma Go już i nic tego nie zmieni, a dla dobra dzieci trzeba iść do przodu i zmieniać swoje życie na lepsze. Trzeba im to pokazać, trzeba im pokazać to że tak jest, że takie rzeczy się zdarzają, ale mimo wszystko nie wolno się załamywać wręcz przeciwnie trzeba wyciągnąć wnioski i dale żyć. Należ pamiętać i wspominać, bo dzięki temu Tata zawsze będzie między nami. Pamiętajcie dziewczyny jeżeli Wy będziecie nieszczęśliwe, jeśli Wy się z tym nie pogodzicie, nie zaakceptujecie to Wasze otoczenie też będzie to czuło i w pewnym momencie możecie na tym świecie zostać same mało tego możecie skrzywdzić wiele osób które Wam są teraz bardzo bliskie i doprowadzić do kolejnych tragedii. Czy tego potrzeba? Trzmajcie się dziewczyny, bądźcie dzielne i silne, a słoneczko znów zaświeci na Waszym niebie! Powodzenia!:-))) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość Julianna454 Napisano Styczeń 14, 2013 Od śmierci mojego męża minęło 10 miesięcy i też nie wiem, jak to wszystko przeżyłam...Też niewiele pamiętam z pierwszych miesięcy po jego śmierci. Chodziłam na siłę do pracy, wyprowadziłam się od teściów, u których mieszkaliśmy...Ale szczegółów nie pamiętam...dni zlewały się jeden w drugi...Dopiero dwa miesiące po śmierci Męża dotarło do mnie, że on nie żyje...Była rozpacz, bunt, morze łez...Powoli zaczynam się z tym oswajać, ale cierpienie jest nadal ogromne...Nie wiem, kiedy będzie lepiej...Ze smutkiem zauważam, że nasi dawni przyjaciele zapominają o mnie... Nie jestem już zapraszana, nie dzwonią, nie ma wspólnych tematów...No bo o czym tu gadać z 27-letnią wdową...Żyją innymi sprawami...Nie pasuję już do ich świata w którym jest mąż i żona, w którym rodzą się nowe dzieci...Coraz częściej spędzam weekendy sama z dzieckiem i moimi rodzicami. Trudno to wszystko ogarnąć... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Erika30 0 Napisano Styczeń 14, 2013 234ania - pewnie, ze trzeba brac sie w garsc, nauczyc sie zyc od nowa, ale mi kiedys ladnie powiedziala Pani psycholog, ze wcale nie musze sie trzymac, bo przeciez przezywam zalobe, mam prawo wlasnie teraz czuc sie zle, byc zdolowana, smutna. Zalobe trzeba przezyc, zeby moc sie pozniej podniesc i zyc dalej. Jedni potrzebuja mniej czasu, a inni wiecej. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
andzia829 0 Napisano Styczeń 14, 2013 Erika mnie tęz dziś pani psycholog to samo powiedziała,ja czuję się kompletnie rozbita a wiem ze mam do tego świete prawo,czasami jest lepiej(nie myslę tak)a czasami mam ochotę rzucić sie pod pociag byle skuteczniej zeby mnie nie daj boze uratowali.U mnie inęło dopiero 5 mcy a ja wciaz czekam,złosc przeplata sie z tesknota,meczy mnie gadanie ze na to potrzeba czasu -ja wiem ze potrzeba czasu ale mam wrażenie ze im wiecej go mija tym jest gorzej..... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość EWCUR Napisano Styczeń 14, 2013 Dokładnie kochane dziewczyny, u mnie też tak jest z każdym dniem co raz większa tęsknota, smutek, ból i niepewność co dalej: jak żyć?, co robić?. To jest nie do zniesienia. Lepiej odejść na drugi brzeg do mojego kochanego mężulka :( Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość 234ania Napisano Styczeń 15, 2013 Fakt u mnie też jeszcze zdarzają się dni gdzie jest złość i tęsknota, też mówiono mi że muszę przeżyć tą żałobę. Hm przyzwyczaić się do pewnego rodzaju bólu, który zawsze już będzie we mnie, ale mimo wszystko trzeba być silnym, trzeba iść do przodu. Mąż był jedynakiem, zostałam-mieszkam z 2 dzieciaków i starszymi rodzicami męża(teściami) i widzę że to ja muszę mieć dużo siły aby im pokazać, że mimo wszystko warto żyć, że nasze życie się nie skończyło i ma sens. Przyznaje jest mi czasem bardzo ciężko-nie mam ochoty na nic, dosłownie na NIC-wtedy idę na spacer do męża, staram się myśleć o naszych super chwilach, o Jego uśmiechu. Spacer kończę głębokimi wdechami i hasłem: do boju. Potem czuje się lepiej, bynajmniej mogę wrócić do rzeczywistego życia i się uśmiechać. Mam tez koło siebie osobę której zawsze mogę powiedzieć co czuje i myślę, nie wiem czy On to rozumie ale ważne jest że to szanuje i czasem tylko wysłucha i przytuli. Ja tam nie zamierzam się poddawać, wręcz przeciwnie będę walczy aby mój mąż był ze mnie dumny. :-) :-) :-) :-) dużo uśmiechu dla was dziewczyny. P.S. "...ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy" Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Erika30 0 Napisano Styczeń 15, 2013 W tej sytuacji, w ktorej sie znalazlysmy uwazam, ze zamieszczony cytat jest calkowicie nei na miejscu. Dla mnie przeszlosc, to co stworzylam z mezem ma ogromne znaczenie, to baza ktora daje mi siłę, bo wiem ze kiedys ktos mnie bardzo kochal i ja kochalam i ze to bylo prawdziwe i ze nie wszyscy ludzie sa w stanie tego doswiadczyc, jestem za to wdzieczna. Dzieki temu czuje sie spelniona jako kobieta i jako matka i z tą bazą latwiej mi isc przez zycie i starac sie byc szczesliwa. Nie bylismy idealni, ale kochalismy sie naprawde i jakos razi mnie teraz ten Twoj cytat. Ja rozumiem, ze nie mozna zyc tylko przeszloscia, ale nie jestem gotowa teraz z niej rezygnowac i budowac nowego zycia. Dla mnie to co przezylam i zbudowalam z mezem stanowi sens mojego zycia, a o przyszlosci to nawet nie mam sily myslec, podobnie jak wiekszosc z nas tutaj. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Nati81 0 Napisano Styczeń 15, 2013 Zgadzam się:( Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość Joanna Matka Polka Napisano Styczeń 15, 2013 Do Nati Wybacz, ale byłam strasznie przeziębiona i nie miałam siły pisać. Tak, nie mam tutaj rodziny . Ludzi z parafii mi pomogli. Bardzo bardzo dużo trudu zadał sobie ks Proboszcz.. I tak, przyleciałam w ciemno.. Nie dałabym rady wyżyć w Polsce sama z 5 dzieci. Smutne, ale to prawdziwe. Musiało wyemigrować 5 małych Polaków. Za mąż nie wyjdę, ( powiedzmy 1% zawsze jest taki), ale praktycznie niemożliwe. Muszę zająć się wychowaniem 5 dzieci. Z językiem nie mam problemu, dlatego wszystko na raz...Co dalej? Nie wiem.. Przedwczoraj miałam doła jak dawno...Teraz jest ok.. Nawet nikogo nie mam kto by mnie przytulił.. Dzieci mam.... To fakt... Nie chcę myśleć co potem... Bo nie. Bóg czuwa. Jak już mi tak zaufał, że mogę żyć tu sama z 5 dzieci... to nie ważne gdzie... On jest i czuwa.. Trzeba czasami podejmować męskie decyzje.. Mimo, że jesteśmy kobietami.. Nie łatwo czasami.. Ten wyjazd przemodliłam przez cały rok. Do końca nie wiedziałam czy wyjadę...bo tyle się pomieszało.. i co?.. Jestem.. Żyję.. Mam co jeść, mam dach nad głową, mam w co ubrać się i dzieci.. Bóg nie opuszcza sierot i wdów...Tylko chciałabym mieć o 20 lat więcej..eh..Pozdrawiam z USA! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość 234ania Napisano Styczeń 16, 2013 Dziewczyny jeżeli Was uraziłam tym cytatem to przepraszam, nie miałam tego na celu. Cytat ten mi osobiście pomaga. Bądźcie dzielne. Pozdrawiam. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość MONICZKA28 Napisano Styczeń 18, 2013 DZIEWCZYNY,miałam pierwszą rocznicę śmierci mojego męża,byl to dla mego serca trudny dzień, tyle tęsknoty i bólu się we mnie nazbierało.przez ten rok żylam a właściwie wegetowalam,,życie toczylo się obok mnie, ja wypadlam z biegu.ostatnie nasze lata byly najlepsze to chorobą męża nas zbliżyla ,wszystko przestalo się liczyć ,chiałam jak najwięcej mu dać czulości ,milosci ,bylam w tym momencie dawca on biorcą.żylam nim i jego troskami ja o sobie wogole nie myślałam. tęsknie za jego ramionami,jego obecnością.. ale tak mi się wydaje że nie chce być do końca życia sama.chcialabym mięć jakieś wsparcie w drugiej osobie razem raźniej iść przez życie. nie wiem czy kogoś zakceptuje czy nie będe prównowała go do męża..itp; mialam kumpla którego ostatnio widzialm 11 lat temu teraz przez przypadek się znaleźliśmy i trochę piszemy z sobą , dzieli nas pół polski i wiecie że jego sms zapalily mi światelko w tunelu że może kiedyś drzwi mojego serca się otworzą.obym trafiła na wlaściwego mężczyznę. milego dnia; Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość jinpachi Napisano Styczeń 28, 2013 jestem tu nowa ale czuje potworną potrzebę wygadania się... Nie jestem do końca wdową, ponieważ nie mieliśmy ślubu z partnerem. Ae tak się właśnie czuje, znaliśmy się od dawna, mimo młodego wieku (ja 20, on 18) mieszkaliśmy razem, byliśmy od siebie tak uzależnieni że nawet gdy jeździłam na uczelnie to potrafił jechać ze mną i czekać aż skończę zajęcia... W październiku dowiedzieliśmy się że będziemy mieć dziecko, cudowną, małą córeczkę... Pomimo tego że przez święta przechodziłam załamanie nerwowe on caly czas ze mną był, to były takie cudowne święta... Miałam problemy z pogłębiającą się depresją i zasypianiem, to brał mnie zawsze na ręce i lulał jak małe dziecko żebym zasnęła... Tego cholernego dnia nie pojechał ze mną na uczelnie i został w domu żeby pomóc w czymś mojej siostrze, potem pojechał do kuzynki... Wracał od niej pieszo, koło torów kolejowych... Rozmawiałam z nim wtedy przez telefon, był taki wesoły, planowaliśmy wieczór, nagle usłyszałam tylko pociąg, on się już nie odezwał, po chwili polączenie zostało zerwane... próbowałam się jeszcze do niego dodzwonić, sygnał był ale już nie odbierał... Cały czas oszukiwałam się że po prostu coś go rozłączyło, nie może rozmawiac albo jakiś inny powod dlaczego nie odbiera... Wracałam do domu pociągiem(innym) i słyszałam tylko że ludzie mówią coś o jakimś wypadku koło mojej miejscowości... Gdy wróciłam do domu i zobaczyłam że nie ma jego butów... Poleciałam tylko po siostrę i pojechałyśmy na miejsce tego wypadku i tam mi powiedzieli dopiero po jakichś 2 godzinach, że udało im sie ustalić tożsamość poszkodowanego.... Więcej z tamtego dnia nie pamiętam, ale od tamtego czasu żyje tylko dla naszej jeszcze nie narodzonej coreczki... On tak bardzo się cieszył że będzie tatą, jak na swój wiek był bardzo odpowiedzialny i wiem że był by najlepszym ojcem pod słońcem... Szkoda że nie mógł poznać swojego własnego dziecka... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
agus31 0 Napisano Luty 2, 2013 ciężko tak iść przez życie w pojedynkę, dom, praca, kasa, dzieci i ta cholerna tęsknota. Nie długo półtora roku, niby dużo a tak mało. Brakuje mi jego wsparcia, wystarczyłoby żeby porostu był. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość Joanna Matka Polka Napisano Luty 2, 2013 2 dni temu mój malutki synek, który narodził się po śmierci męża, wyciągnął z półki zdjęcie męża . Nigdy tego zdjęcia nie widział. Popatrzył się, uśmiechnął, powiedział " Daddy" i wskazał na niebo mówiąc " up" ...Łzy mi popłynęły.. ze szczęścia... Ukochania dla Was!!!!!!!!! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość WSZ:( Napisano Luty 2, 2013 Dał Ci jasno do zrozumienia że Twój mąż a jego tatuś jest w niebie, dzieci widzą więcej niż nam się wydaje :) ja głeboko w to wierze i również w to że nasi kochani mężowie są przy nas przez cały czas :) może ich nie widzimy, nie czujemy ale to nie znaczy że ich nie ma, są tam gdzie jest największe szczęście jakie może nas spotkać. Pozostaje nam modlić się za nich i cieszyć się że są szczęśliwi i nie cierpią i wierzyć w to że już wkrótce będziemy razem :)) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość Julianna454 Napisano Luty 2, 2013 Dziewczyny, powiedzcie, kiedy będzie choć trochę mniej bolało...? Kiedy będzie można na nowo żyć, a nie wegetować...?czy ten stan permanentnego cierpienia i tęsknoty kiedyś minie? Czy kiedyś przyjdą jeszcze lepsze dni? Czy będziemy jeszcze kiedyś szczęśliwe? Mija prawie rok od nagłej śmierci mojego Męża, a ja nie mogę się otrząsnąć... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość Motoldowna Napisano Luty 13, 2013 nie wiem czy bedzie lepiej, u mnie minelo 4 lata a nie jest mi lzej, jest inaczej ale nie lzej, probuje sie otworzyc na nowa milosc ale nie daje rady - widze ze dzieci sa szczesliwe ze w naszym zyciu jest mezczyzna - szczegolnie zachowanie synka zmienia sie na korzysc, a ja czuje sie dziwnie, kocham tego faceta ale poczucie winy nie znika Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach