Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Polecane posty

Gość MONICZKA28
do iglakowa ;witaj, tak masz rację każdy ma swój czas,ja z jednej strony chciałabym mieć kogos koło siebie poczucie bezpieczeństwa i miłości ,z drugiej boję się że mogę szukać podobięństwa do mojego męża,czas pokaże chociąż jestem coraz starsza 40 lat na karku .Fajnie że jesteś zadowolona i masz kogoś koło siebie.pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Julianna454
Dziewczyny powstała bardzo pomocna fundacja "Nagle sami" założona przez Olgę Morawską, wdowę po himalaiście - Piotrze Morawskim. Zajrzyjcie - www.naglesami.org.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Joanna Matka Polka
U mnie minęło 2 lata od śmierci męża. I za kilka dni nasz mały synek będzie miał 2 latka... Pozdrawiam serdecznie..Znalazłam panią, której pomagam w przeprowadzce i mogę zabierać dzieci ze sobą.... Praca znalazła się akurat w rocznicę śmierci męża.. Mąż słowa dotrzymuje jak widzicie... Jest zawsze w naszych modlitwach i pamiętamy o nim w Eucharystii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dawiola
To już 70 dni a ja czasami nie mogę uwierzyć. Praca naprawdę pomaga zapomnieć na chwilę, ale gdy przyjdę do domu gdzie jest mnustwo zdjęć....... . Teraz zastanawiam się czemu mi się nie śni to już tyle czasu za każdym razem jak kładę się spać to se myśle może dziś w nocy powie mi że jest dobrze że jest spokojny. Nie mogę zrozumieć dlaczego mi się ie śni.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość EWCUR
Do dawiola : Kochana to nie jes tak, że Oni są nam przyśnią wtedy kiedy My chcemy. Oni przyjdą jak uznają, że jest to Nam potrzebne. Mi też na początku mąż wogóle się nie śnił a tak po 3 miesiąca pojawił się i teraz czasem przychodzi i daje znak, że jest i widzi wszystko. Nawet mnie przytulał. Cierpliwości kochana na pewno Twój mąż przyjdzie we śnie i wtedy kiedy nie będziesz się tego nawet spodziewać. Ze mną też jest różnie raz jest lepiej raz gorzej, ale pustki która jest nikt nie jest w stanie wypełnić to już z Nami zostanie do końca naszych dni. Ściskam mocno i pozdrawiam. Skąd jesteś ???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sylwiszek
Czytam wasze wypowiedzi i raczej większość (jak nie wszystkie) ma dzieci. Zazdroszcze Wam! Ja mam 25 lat i od niecałych 2 miesięcy jestem sama. Czy wśród Was jest bezdzietna, która miała by chęć ze mną porozmawiąc? Ja już sama sobie nie radzę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość EWCUR
Do sylwiszek: Jak nie mam dzieci. Mam 30 lat a mój mąż zmarł pół roku temu. Jak chcesz to możemy porozmawiać. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też nie mam dzieci... u mnie mija dopiero za kilka dni dwa miesiące. czasem mam wrażenie, że to wszystko działo się tak dawno, a czasem mam wrażenie że jeszcze wczoraj z nim rozmawiałam... z każdym dniem niestety jest mi coraz ciężej, czasem mam wrażenie że nie wytrzymam, ale nic się nie dzieje...żyje. Tęsknota jest tak wielka, a pustka w sercu bardzo boli, wciąż czekam że wróci, że przytuli powie żabko, kochanie.. jak można się pogodzić ze śmiercią ukochanego, nie mogę sobie tego przetłumaczyć, nie jestem przecież głupia, umarł trzymając mnie za rękę i wołając moje imię, byłam przy tym jak zasypali go ziemią a wciąż nie mogę do końca uwierzyć że go nigdy nie zobaczę... Najgorsze jednak są powroty do domu, nie ma się do kogo spieszyć, dla kogo starać, o kogo dbać, wszystko po prostu straciło sens... jak nie stracić wiary w Boga i cały ten świat? jak odnaleźć chęć i radość życia? czy Wy już odnalazłyście się w świecie bez Nich? Jak sobie pomóc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sylwiszek
Ja niestety nie byłam przy mężu jak umierałam, bo mąż zginął w wypadku. Zazdroszcze tym którzy przy nim byli i spędzili z nim czas do jego śmierci. Ostatnio zazdroszczę wszystkim! Miałam ułożone życie, byłam naprawdę szczęśliwa i mój mąż też był, umieliśmy to doceniać, nie narzekaliśmy, ze wszystkim radziliśmy sobie we dwoje,a teraz ja jestem sama i sens życia uleciał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
właśnie i mi chodzi o ten sens, żeby go odzyskać... czuję że za bardzo staliśmy się jednością, we wszystkim razem, dlatego teraz jest tak ciężko.. decydowanie o wszystkim w pojedynkę to ciężki kawałek chleba... dziś przeczytałam mądre słowa, to że nasi ukochani odeszli nie daje nam prawa do schowania się w cieniu rozpaczy i rezygnacji z naszego życia, tylko my same możemy o nie zawalczyć... od razu nasuwa się myśl ,,ale po co, kiedy nie ma jego?", nie znam odpowiedzi ale wiem, że gdzieś w głębi chcę żyć i kiedyś, gdzieś jeszcze poczuć spokój i szczęście..życzę tego Nam wszystkim, z każdym dniem pojawia się ,,nowa wdowa", świat idzie naprzód, za chwilę nas nie będzie przyjdą następne zranione kobiety i mężczyźni..życie to tylko mgnienie skrzydeł motyla.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do EWCUR: jak możesz odezwij się do mnie, bo chciałabym pogadać. sylwiszek@o2.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do EWCUR: jak możesz odezwij się do mnie, bo chciałabym pogadać. sylwiszek@o2.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiem co Wam poradzic. Ja odnajduje sens zycia, ale odnajduje go przede wszystkim w coreczce. To ona jest moja radoscia i najwiekszym szczesciem, dla niej warto sie starac, usmiechac. To nie jest tak, ze zyje tylko dla dziecka, staram sie nie zatracic siebie, ale to wlasnie ona jest moja motywacja, dzieki niej sie podnosze i walcze o szczescie. Poza tym, zeby to wszystko zniesc niesamowicie pomagaja mi leki antydepresyjne, nie zwalcza smutku, ale rozjasniaja zycie, dodaja energii, rozwiewaja chmury i znow zaczynam dostrzegac slonce. Mam kryzysy, gorsze chwile, ale zaczynam wiecej myslec o mezu bo wczesniej to sprawailo mi wrecz fizyczny bol, mialam wiele fizycznych objawow w wyniku depresji, teraz one ustepuja. Moj maz tak ciezko chorowal, na koniec nie smialam juz prosic boga zeby trzymal go przy zyciu chociaz egoistycznie tak tego pragnelam, zeby chociaz lezal, ale byl, zeby moc do niego wracac, zamienic dwa slowa kiedy sie na chwile obudzi, potrzymac za reke. Jakie byloby to jednak zycie dla niego, zreszta rak tak postepowal, ze juz nic nie dalo sie zrobic. Nie zazdrosc sylwiszek, ze nie bylas przy smeirci meza, ta smierc nie zawsze wyglada jak na filmie kiedy ktos wypowiada Twoje imiei umiera w ramionach. Czasem to tak traumatyczne przezycie, ze nie sposob myslec o niczym innym, kiedy zamyka sie oczy widzi przerazona twarz, w uszach brzmia dzwieki monitorow, trzeba miec sile zeby sie z tego otrzasnac i zniesc taki widok. Nie bede opisywac wiecej bo wole o tym nie pamietac, wole pamietac meza za zycia, jak nosil mnie w ramionach, jak chociaz chory usmiechal sie i cieszyl kazda chwila. Dal mi cenna lekcje, ktorej nie moge zmarnowac. Obdarzyl mnie miloscia, ktora czuje nadal i ona mnie przepelnia, nie czuje sie samotna, ani nie kochana tak bardzo jakby sie to komus wydawalo, mam to nadal w sobie, nie wiem na jak dlugo, na razie mam zapas tej jego milosci i ona mnie nie opuszcza. Kiedy moj maz mial lepsze chwile, dni, minuty nie marnowal tego czasu, nie uzalal sie, zyl pelnia zycia na ile mogl i na pewno nie chcialby zebym teraz wegetowala, on byl po prostu fanem zycia :) Nie umialam tak jak on, ale caly czas sie uczylam, a teraz staram sie z tego czerpac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kamila 30l
Ja dwa lata temu też prawie straciłam męża na szczęście żyje, choć nie wiele brakowało. To było w walentynki, piła mechaniczna odskoczyła mu na głowę podczas cięcia drzewa. Pamiętam krzyk taty, ja akurat przyszłam z pracy, jadłam obiad i słyszę że mam dzwonić szybko na pogotowie, a ja nie wiedziałam o co chodzi co mam powiedzieć, wyszłam na pole i zobaczyłam męża całego zalanego krwią. Nawet kurtka, którą miał na sobie cała mu przesiąkła. Pamiętam że prawie wtedy zemdlałam. Zaraz zamną wyszła z domu nasza córeczka. Miała wtedy 3 latka. Mąż jeszcze przytomny wtedy kazał mi ją wziąść do domu. Mała wpadła w szał. Przyjechała karetka, i zabrali go do szpitala. Skończyło się wszystko dobrze, choć lekarz, który szył ranę powiedział że powinnam dać na mszę bo mąż miał wiele szczęścia. Dwa milimetry go uratowały bo piła przeciełaby tętnicę. Miał tyle szczęścia że był w czapce i ona go uratowała bo weszła w łańcuch piły i piła staneła. Do teraz jak sobie to przypomnę mam ciarki na plecach, jakie to nasze życie jest kruche.... Wtedy zdałam sobie sprawę jak bardzo go kocham i jak bardzo bolała by mnie jego strata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja dalej będę zazdrościć! lepiej być przy śmierci męża niż oglądać jego zdjęcia w internecie... Mój mąż nie umarłby mówiąc moje imię, ale ja bym przy nim była i mówiła jego imię. Może to i egoistyczne, ale na pewno lepsze od tych zdjęć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dawiola
Mój mąż zmarł daleko o de mnie w obcym kraju we Francji, dwa tygodnie czekałam że by się z nim pożegnać i w końcu uwierzyć że to prawda a dopiero w tym tygodniu dostałam wszystkie dokumenty i raport więc po przetłumaczeniu w końcu się dowiem dlaczego mój mąż 32-letni mężczyzna zmarł nagle leżąc i oglądając film razem z kolegą z pracy. Mam nadzieję że to mi troszkę pomorze bo ta niewiedza jest straszna. Teraz zostaje mi tylko przezyć życie tak żebym niczego nie żałowała, i żeby mój Daniel był ze mnie dumny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agisz
Witam wszystkich, mam 29 lat i jestem wdową od 3 miesięcy. Mój ukochny zmarł śmiercią tragiczną na torach kolejowych. Postępowanie w tej sprawie trwa, ponieważ brak świadków i prokuratura podejrzewa samobójstwo. Wiem jak się czujecie ale nie wolno nam się poddawać, to jest taki moment w naszym życiu kiedy trzeba zebrać wszystkie siły w sobie i walczyć. Mam dwie córeczki 6 lat i 4 latka i jestem w 5 miesiącu ciąży. Byliśmy z mężem 8 lat małżeństwem a od 13 lat w związku tzw. miłość od pierwszego wejrzenia. Wszystko robiliśmy razem, rozumieliśmy się bez słów, kochaliśmy się ponad życie. Czy wierzę w samobójstwo męża? Zdecydowanie nie. Cokolwiek się wtedy stało wiem, że nigdy nie zrobiłby tego z własnej woli, nie czuję żalu. Czuję wielki smutek że tyle w życiu go ominie, nie zobaczy jak dorastają nasze dzieci. Nie płaczę przy dzieciach, przy znajomych przy rodzinie bo wszystkim jest ciężko i każdy patrzy na mnie i wdząc że jestem silna im też jest łatwiej. To nie takie proste być oparciem dla wszystkich kiedy samemu potrzebujesz oparcia. Ale noce są dla mnie kiedy wszyscy śpią, mogę wtedy wypłakać cały ból. Ulgę przynoszą mi wizyty we śnie mojego męża, przytula mnie, rozmawia ze mną, kocha się ze mną tak jakby żył ale oboje wiemy że jego ne ma i że go nie będzie. Trzymajcie się dla dzieci i dla bliskich, wierzcie mi oni bardziej potrzebują was niż wy ich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czas mija a ból i tęsknota narasta...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
u mnie niedługo rok i 9 miesięcy i ból i tęsknota jak był tak jest. Na początku ból był silniejszy od tęsknoty, człowieka tak od środka bolało aż oddychać nie mógł teraz myślę ze tęsknota jest silniejsza od bólu. Niby tyle czasu, wiem już ze mi go nic nie odda ale do tej pory patrze na zegarek o godz kiedy wracał z pracy i nie raz myślę ile bym dyla żeby po prostu wszedł żeby było jak dawniej, żeby po prostu był. Mówią ze ostatnim etapem żałoby jest czas kiedy jesteś gotowy powiedzieć "goodbey" ja jakoś nie potrawie tego powiedzieć. Idę do przodu nie roztrząsam, staram się nierozmyślac i nierozgrzebywac ran i nie rozalac sie jak to mi to jest zle ale kazdego wieczoru powtarzam "byniek nie opuszczaj mnie" możne to egoizm, strach - sama nie wiem. Ktoś tu kiedyś napisał ze przychodzi etap drugiej tęsknoty i coś w tym jest albo możne dopiero teraz dochodzi do mnie kiedy już aż tak nie boli i nie zdaje pytań "Boże dlaczego" zaczynam tak naprawdę tęsknic. Ile bym dala zęby się tylko w niego wtulić.Bardzo długo kościół na mnie "źle działał" w pozytywnym sensie tego znaczenia ciaglo mnie i ciągnie do kościoła ale tylko się zaczynała msza a mi odrazu łzy leciały jak grochy i to przez długi czas. Chodzę do kościoła, dziękuje Bogu i proszę o sile, rozumnie co się stało i dlaczego a jednocześnie tyle żalu w sobie miałam i dalej trochę mam "ale dlaczego on - dlaczego ja zostałam z tym wszystkim, jaki w tym cel". Długo z tym walczyłam teraz mam nadzieje, ze on tam jest szczęśliwy i pomaga nam jak może. Moja starsza córka strasznie tęskni, rozumnie co się stało, rozmawiamy dużo ale widzę jej wzrok jak jesteśmy u znajomych i widzi innych tatusiów. Nie musi nic mówić ja widzę jak chciałaby zęby tata był. Nie byłam z nią u psychologa i chyba to był błąd. Rozmawiałam z nauczycielka w szkole stwierdziła ze jak zauważy coś niepokojącego to da mi znać, niby jest normalnym uśmiechniętym dzieckiem, wiem ze ona ma podobna w sercu ranę jak ja ale może powinna z kimś o tym porozmawiać. Nie wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Auryn
*agisz jesteś wspaniałą kobietą. Zazdroszczę Ci tej siły. W Twoich słowach poniekąd znalazłam to czego szukałam od śmierci mego męża, takie totalne zrozumienie świata.. Jesteś mądra, dzielna i odważna. Powodzenia dużo siły Ci życzę przy Twoich maluchach. Niech Twój Anioł Stróż Ci pomoże. W końcu mamy teraz jakieś znajomości tam na górze..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agisz
Dziękuję Auryn za te słowa, mimo że nie jest łatwo codziennie zbieram siły by iść dalej. Gość pisał że "czas mija a ból i tęsknota narasta ..." zgadzam się ale staram się nie myśleć, nie rozpamiętywać, nie pytać bo to nie pomaga w powrocie do rzeczywistości to jest jak rozdrapywanie sączącej się rany. Teraz skupiam się na dniu dzisiejszym, na dzieciach a zwłaszcza na dziecku które noszę pod sercem bo jemu na pewno nie sprzyjają nieprzespane noce, ból serca matki i złe samopoczucie psychiczne. Śmierć męża odbiła się na moim zdrowiu bo mimo 5 m-ca ciąży ciągle chudnę i moja waga spadła do wagi sprzed zajścia w ciążę. Dlatego tak ważne jest dla mnie dobre samopoczucie bo wszystko co matki to i dziecka. Ważnym punktem zaczepienia jest obrać sobie cel w obliczu tragedii. Moim celem jest szczęście naszej niepełnej rodziny i wprowadzenie się do domu który budowaliśmy razem z mężem własnymi rękami a który był marzeniem naszej rodziny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Agisz - na mnie tez wywarla ogromne wrazenie Twoja postawa, ogromna odpowiedzialnosc za rodzine. Dzieci na pewno to czuja jaka jestes dzielna i ucza sie tego od Ciebie. Oby nie zabraklo Ci sil Agisz. Przytulam !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Auryn
Codziennie wstaję do pracy, codziennie robię to samo, gdy tylko wybija 19 kładę się do łóżka i zasypiam... próbuję przetrwać, ale wciąż nie znajduję odpowiedzi po co? jaki jest cel mego istnienia skoro jego sens umarł? ludzie wokół już żyją swoim życiem, i dobrze przecież to nie ich problem, przyjaciółki które obiecały być blisko nie mają czasu, rodzice myślą że już jest ok, a ja? wciąż zawieszona 2 m nad ziemią obserwuję co się ze mną dzieje, nierealny świat chwycił mnie w swoje objęcia i próbuje przekonać, ze to jednak jest prawdziwe życie a nie to, które miałam wcześniej. Wariuje i nie mogę zwariować, umieram i nie mogę umrzeć, wciąż i wciąż te same myśli... tak bym chciała troszkę wytchnienia od tego cierpienia...życie jest krótkie mówią starzy ludzie, ale dla mnie każdy dzień jest jak kara za grzechy, ciągnie się niemiłosiernie zmuszając mnie do niekończących się wspomnień o tym jak bardzo kochałam i byłam kochana..jak kocham.. Przepraszam za smutek....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Auryn - wspolczuje i rozumiem. Ja z tego powodu biore leki przeciwdepresyjne, bez nich nie wyobrazam sobie jakbym miala normalnei funkcjonowac. W sumie nic nie zmieniaja w zyciu, ale daja swiatlo, pozytywne myslenie i wyciagaja czlowieka z ropaczy. Moze Tobie tez pomoga ? Nie chce reklamowac lekow, po prostu mi tak bardzo pomogly i dlatego to pisze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Auryn
Erika30 boję się antydepresantów, nie wiem jak na mnie podziałają, teraz by było mi lżej a później jak przestanę je brać może się okazać, że znów jestem w tym samym miejscu w którym zaczęłam... zawsze byłam taka silna, ten okruszek mnie jeszcze się nie poddał jeżeli któregoś dnia jednak nie wstanę do pracy wtedy pomyślę o antydepresantach.. Zresztą i tak cokolwiek zrobię nigdy już nie będzie ok. Trzymajmy się , każda jak potrafi najlepiej..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agisz
Erika 30, brałam leki antydepresyjne przez tydzień po śmierci mojego męża ale wskazania do stosowania w okresie ciąży: stosować wyłącznie w stanie wyszej koneczności. Zasięgałam opini ginekologa i powiedział że leki które przepisało mi pogotowie ( zostałam zabrana z policji karetką gdy dowiedziałam sie jak zginął mój misiek i doznałam szoku i zasłabłam) są bardzo łagodne. Wszystko dobrze czyli teoretycznie mogłam je zażywać ale gdy je brałam bolał mine brzuch i odstawiłam bo ważniejsze dla mnie było żeby donosić ciążę i zdrowie dzieciątka tym bardziej a moja ciąża jest wysokiego ryzyka. Teraz moimi lekami antydepresyjnymi są moje dziewczynki, ich radość uśmiech i to że troszczą sie o mnie mimo że są bardzo malutkie. Jestem silna właśnie dla nich, dla nich sie uśmiecham bo nie było łatwo słuchać kilkanaście razy podczas mszy św. za męża od dziecka pytania: mamo płaczesz? Starszej córeczce obiecałam na pogrzebie że już nie bedę płakać i staram sie dotrzmać tej obietnicy a córka mnie pilnuje i ne pozwala mi się nawet smucić a co dopiero płakać. Wiem że mój ukochany jest szczęśliwy tam gdzie jest i też chce żebyśmy były szczęśliwe bo nasze życie trwa dalej mimo że bez niego. Trzymajcie się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Guernica
Dziewczyny, powiedzcie jak wypełnić czas którego nagle zrobiło się tak wiele...nagle się okazało że bez męża nie mam też przyjaciół ani znajomych, każdy ma swoje życie a ja czuję się jakbym nigdy z domu nie wychodziła i nikogo nie poznała.. i nie wiem co robić z czasem, bo kiedy jest się we dwójkę to nawet nudzić się jest przyjemnie... podpowiedzcie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość EWCUR
Ja ma ten sam problem, czasu dużo i nie wiadomo co z nim robić. Troszkę sobie go wypełniłam, chodzę na angielski dwa razy w tygodniu, o drugi tydzień w sobotę na kurs corela i tak czas leci. Jednak tej pustki, która jest po odejściu ukohanego nikt nie jest w stanie wypełnić póki co. Ale trzeba żyć i znajdować pozytywne rzeczy w tym całym nieszczęściu. Głowa do góry - musi być dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mika1986
witam!! zostalam wdową 17 miesięcy temu mam 27 lat i 3 letnia córeczkę. mój mąż chorował.kto tego nie przeżyje niestety nie wie co się wtedy czuje.ja obiecałam sobie że zrobie wszystko żeby moja córka jak najmniej odczuła całą tą sytuację, ale średnio mi się to udaje bo nadal zawłaszcze przed snem mówi że chce do tatusia. ostatnio poznałam wspaniałego faceta wiem że mogłabym być z nim szczęśliwa i że nie skrzywdziłby mnie ani mojego dziecka.rodzina też go akceptuje. wszystko byłoby pięknie gdyby nagle nie pojawiły się jego wątpliwości. czy da sobie rade,czy moje dziecko go zaakceptuje?i jak to bedzie gdy zamieszkam w swoim domu, który zaczęłam budować z mężem, teraz jestem na etapie wykańczania.moje pytanie jest takie czy mężczyzna który nie ma dziecka zawsze ma takie obawy,czy kiedyś spotkam kogoś kto zaopiekuje sie mną i moją córką. co zrobić żeby dał nam szansę??pomóżcie bo już nie daję rady. nie chcę drugi raz stracić kogoś na kim mi zależy!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WdowaODroku
Witajcie, zostałam wdową prawie rok temu, mam 28 lat, córka 3 lata, mąż zmarł nagle, we śnie, byliśmy ok 8 lat razem, 3,5 po ślubie, dziecko miało niecałe 2 lata. Ja oprócz przeżyć psychicznych po stracie męża miałąm jeszcze przeboje z teściami, któych najgorszemu wrogowi nie życzę- łąćznie z okradzeniem z pieniędzy, próbą zabrania 2 samochodów, wyrzuceniem z domu (nie dałam sie ale wytrzymałam z nimi pół roku) i obarczaniem mnie winą za jego śmierć... To chyba było gorsze niż sama żałoba, na którą nie miałam jak sobie pozwolić bo musiałam walczyć o swoje. Pół roku mieszkam już na swoim, powoli wychodzę na prostą, nie rozpamiętuję, chociaż maż mi się przypomina codziennie, albo sama ta śmierć... Chciałabym kogoś bliskiego sobie znaleźć (kiedyś nie teraz) ale juz nie na małżeństwo tylko na dochodne. Dziewczyny nie zasklepiajcie się w bólu bo to nic nie daje, trzeba iść do przodu. Miesiąc temu byłam pierwszy raz u psychologa i polecam, babeczka optymistycznie nastawiła mnie do życia, żałuję że tak późno się wybrałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×