Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

reno1965

Lato 80

Polecane posty

oh, the weather outside is frightful, but the fire is so delightful, and since we\'ve no place to go, let it snow, let it snow, let it snow...tralalalalala Reno masz szczescie, ze nie slyszysz jak spiewam, bo niemilosiernie fafszuje:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ups...to przez Ciebie Ptysiu ;)...... malutka to....malutka tamto....nie wiedzialam, ze tak nie lubi :O bardzo dobrze, ze jestes zakalcem:) nikt nie bedzie mial na Ciebie ochoty:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stałem jak wryty, jak wtuliła tego malutkiego ciała do siebie, jak On układał nogi jak żaba, obserwowałem tych malutki łapki o foremne palce, i pięści okrąglutki z dołkami na kostki, tą różową skórą przekładem zdrowia, tych miniaturowe uszy.. ten nosek płaszczone, oczy szeroko otwarty i wargi szperające po szyje, szukając piersi.. Dziecko się uspokoił.. już gaworzył spokojnie nawet uśmiechając się zadowolone że moja miłość opiekowała się nim. Oczy Jego kiedy odwrócił swojego okrąglutki twarz ku mnie, Oczy jej.. ciemniejsze.. z długimi rzęsami, błyszczące, ciemne jak heban, przenikliwe mimo beztroskość na Jego rysy. Mój Syn. Poznałem Jego imię jak delikatnie szeptała do niego, odpinając pieluchy.. Michał.. tak jak kiedyś leząc w łóżku, marząc o przeszłości oznajmiłem.. pamiętam ten wieczór, czy noc, oboje upojeni z miłości, nadrze leżące na łóżko polowe, szary odcień namiotu pod blasku księżyca, aura jej ciało o jasne skóry rozświetlając łoża , jej zmysłowe krtałty, jej biodra szerokie, Ten idealny trójkąt zakończając jej płaski brzuch, jak grot strzała, ciemna jak otłań, jej piersi obrzmiały z pożądaniu, cień jej sutkę rysując na naciągnięty materiał, sterczące jak wulkan.. Naszego błogostan, spokój, zagłuszając jęki ranne z szpitalu polowe.. Było to.. dawno temu.. tak odległe świat.. przerwa między walki, oaza otoczona piekłem. Dzięki niej nie oszalałem. Teras stała pewnie, wyprostowana, kobieca, dumna. Tak.. w macierzyństwie, rozwinęła się w pełni. To nie tą dziewczyną który poznałem, tą kobietą który zostawiłem lecąc w misji, o okrągłe brzuch, o kuszące kształty, kobietą ale mimo wszystko pełna obawy, rozterki, niepewności. Ten błysk w jej oczy, szczęścia, duma. Odmieniona była. Zrobiłem krok do przodu, nie wiedziałem co robić, na wyciagnęty ręce, podała mi dziecko.. pamiętam jak drżałem.. jak czułem się nieporęczne, jak nie wiedziałem jak złapać tą kruchą istotą, Smieszne Jego okrągłe brzuch.. Jego sisiorek nie większe jak małego placa..jak trzymać ten ciepłego malutkiego ciała? Poruszało mnie kiedy tych drobny paznokci drapały moją koszulą, kiedy Jego twarz zatopił mi się na tors, chciałbym cisnąć ale bałem się, bałem się że padnie, że za mocno, bałem się błąd popełnić. Poczuła moją niepewność i uśmiechnęła się, przytulając się do nas. Jak długo tak staliśmy, nie wiem, ciepło rozprowadzając się po moją koszulą wyciągnęła mnie z trans.. Posikał mnie.. prowokowało w mnie śmiech.. Niewinnie gaworzył, przebierając nogami, czułem jej ręce rozdzielając nas, zimno tam gdzie Jego ciało grzał mojego.. -Niegrzeczne chłopiec.. powiedziała czule.. tak olać ojca.. Położyła Go na kanapie, pochylając się na niego, z ciepłymi słowami mówiła do niego.. czułem podmuch radości w mnie, szczęścia, jak tą pięść ciskającą żołądka mój rozluźniła kwit.. zapomniałem jak to jest, rozprężyć się. W domu.. jestem w domu, dala od walk, krzyki, jęki, śmiech. Za drzwiach tylko śpiew ptaki, gaworzenie małp, dudnienie, uspakającego dudnienie fal.. nagle naszła mi ochotę się kąpać, być w wodzie, czuć się wolne. -Idę na plażę.. popływać.. mówiłem.. -Chyba Ci się przyda.. zostaw tutaj koszulę umyję ją, powiedziała uśmiechając się do mnie. Kiedy mijałem ją, wyprostowała się, złapała moją ręką i klejąc swoje ciało do mnie pocałowała mnie namiętnie. Wcisnąłem ją do siebie.. czując atłas jej bluzkę ma goła skórą.. odcisk jej piersi na tors.. pożądanie rosnąc w mnie.. z rękami odpychała mnie.. śmiejąc się.. nie jesteśmy sami.. idź teras, zaraz będę, masz tam mojego ręcznika. Szerokie oszklone okno balkonowe były na wprost morza.. za rzadka osłoną zieleni było widać blask słonce odbijając się na spienione czubek fal. Ten złoty ocień kiedy woda szła w natarcia piasku.. tych ciemne plam kiedy się cofała.. raj.. raj na ziemi.. taki spokój. Na cielonym deskami taras, rozłożysty leżak, podwójne, stoliczek gdzie leżała filiżanką z kawą na dnie, wypiłem łyka, nawet zimna była doskonała. Uniosłem nogę i oparłem ją na balustradę aby łatwiej rozpruć sznurowadła od wysoki wojskowe buty, drugą, odpiąłem pas.. ciemna w przodu od wilgoci.. nawet kaburę miałem mokrą, zasikaną.. He..he.. odpiąłem Colta i rzuciłem Go na leżak opał bezgłośnie na poduszkę. Zawinąłem dół spodnie i poszedłem wprost na piasek. Aż oślepiał od swojego blasku.. cisty bielutki pasek zwężał się otoczone zieleni na horyzont, długo zamyslone pochodziłem mocząc stopy i pewne momencie, nagle skoczyłem do wody. Była orzeźwiająca, prawie zimna, zmyła z mnie zmęczenie, reszta żalu, bólu, troski. Działała na moją duszę jak balsam, kojąc ran, zamazując przeszłość. Wyszedłem z nią jak nowe, pełni wigoru, werwę, radości. Mimo klejące się do ciała spodnie, chęć bieganie aż kipiała w mnie.. trutym poszedłem wzdłuż linii wodę, ten rytm.. tą wolność wynikającą z Mindza Umlabathi, tempo pożeracza ziemia jak zulu mówią, tempo który mnie nauczył N’guru kiedy byłem dzieckiem, pamiętam ile łez roniłem, z złością, z wykończeniem biegnąc za niego.. czy przed nim kiedy uważał mojego tempa za wolne.. łaskocząc mi po uda z gałęziami ciernisty krzewy.. Myślałem że nigdy się tego nie nauczę.. a dzięki jego wytrwałość opanowałem. Tempo w którym człowiek może biegnąc od świt do zachodzi, tempa pożerając ziemi i duszę, ten trans kończąc się dopiero kiedy piasek zabraknie.. N’guru, dawno się nie widzieliśmy, od czasu kiedy wsiąk w Mozambiku, pisał się do szeregi ANC, nawet słuch od niego nie miałem. Syn kuzyna Adelii, moja niania kiedy dotarłem z rodzicami do Afryki, kobieta o wielki dumy, serce, i ciepła. Pamiętam jak wtulała mnie do swoje ogromne ciało, piersi, jej uśmiech kojąc moje bóle, żale i niepowodzeń. Jej mądry rady, otwartość, spokoju ducha. Jej liczną rodziną, zawsze było koło niej chmara dzieci, jej czy nie jej, i ten szacunku który ludzie ją obdarzali, M’ma, jaj ją nazwali, nieważne czy mieli 5, 10 czy 30 lat. Jak puszczali wzrok kiedy do niej się wracali, jak pokorni stali kiedy machała ręka.. jak wkulali kiedy wyrażała swoje.. Wielka kobieta, z ciałem i ducha. Poszanowana, pogodna i za to twarda. Traktowała mnie jak swoje, nieważne że abelungi, białe byłem. Płachta czasu się zerwała.. skok w przeszłości.. w wspomnienie.. dzieciństwo moje. Moment kiedy moje rodziców wyemigrowali do Singapuru, pary lat potem, Malezja, aby skończyć azjatycką wędrówką w Tajlandii. Stąd mój ojciec, dyplomatom, został zmutowany do Johannesburg. Od opieką troskliwą ale z dystansem i z rezerwą cioci Mhai, która mnie towarzyszyła od początku mojej wyprawy, padłem w ręce Adelii. Uroczy murzynka, z uśmiechem od ucha od ucha, nie ważny co mogłem nagrandzić, czymkolwiek mogło się stać. Niesamowity kontrast, ciocia Mhai drobną Azjatką, o równy ton głosu, tylko jej oczy pokazywały momentu niezadowolenia, czupłe, nawet kościsty ciało, sucha w cielesny kontaktu, rzadko pamiętam kiedy pogłaskała mi włosy czy przytuliła mnie do siebie. Zawszy za mną, czy wyciągała mnie kiedy łaziłem po płotach, śledzą mnie w parku, na uboczu ale jej oczy ani na sekundy mnie nie zostawiały bez czujną obserwacji. Zawsze sama, nie łączyła się do żadnej rozmowy z innymi guwernantami spotkany na plac zabaw. Nigdy nie widziałem nawet jej łokcia, niezmiennie ubrana od sto do głów, zapięta do ostatniego guzika, tylko od stroju wystawały jej drobny stropy w jedwabny pantoflach haftowany w motywu sukni, i jej długi dłonie, biały prawie perłowe. Tych czarny włosy, pary z czasem pasemkami biały, nie potrafię dać nawet w przybliżeniu wieku na tych policzki bez zmarzcztki, tej czerwony usta z cienkimi wargami, ten krótki nos i tych bystre oczy. Pamiętam jej paznokci, nigdy nie malowany ale nieskazitelny czysty, tą powagą kiedy mnie myła w wannie, raz ten uśmiech kiedy mój „she” obudził się jak mówiła, mój waż. Utkwiła w mnie ten moment, jej oczy rozbawiony, jej zdumieniem na twarzy. Nigdy nie wróciła do tego, potem myłem się sam pod jej kontrolą. Ani razu mnie dalej nie dotknęła… ale tych instruktaże, tych książkach o poduszkowaniu.. o smoka oczadzając oddech, o Yang owijając Ying wokół siebie, magia dla mnie w tych czasach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pamiętam tez tych długi ceremonialne jedzenie, z bagietkami lub paradą noże i widelców. Jej nacisk nad etykietę, jak się trzymać, jak się zachować o obecności inni. Kobieta która mnie trzymała twardo, zawsze doskonała ubrana, włosy układany, ganiała mnie aby sprzątać po sobie, ucząc mi wytrwałości i systematyczności. Nauczyła mi obserwować, zmian w jej oczu, ten delikatny gest z dezaprobatą, ten uśmiech przeklejony nic nie mówiąc na pierwsze rzut oka, kontaktu z tymi ludźmi, sympatyczni ale skryci. Sucha była ale tęskniłem za nią kiedy wyjechaliśmy, płakałem jej straty. Nie chciała wyjechać tak daleko, zdecydowała że czas wrócić do swoje, do rodzinne po tych lata wędrówki. Raz nas odwiedziła u tych „dzikie ludzi”. Przypominam jej wzrok obserwując z niedowiarą ogrodnika, czy szofera śpiące w hamaku miedzy kursami. Jej pogardą dla Adelii, jej całkowity ekstrema. Faktycznie, Adelii była typu „African Mama”, ciągłe skłonna mnie przytulić, dotykać, głaskać i utopić głową moją między jej ogromny piersi. Bardzie pchała nogą zabawki niż ogarniała, chowała mnie w duchu poznawcze, tuliła po upadku ale nie zabraniała chodzić na murku, cierpliwe z pincetkami wydłubywała kolce cierni z moje obolałą nogi, tylko mnie uprzedziła że to kuje. Nauczyła mi luz, ciekawość, inicjatywą i pewność siebie. Z ogromną pogodą ducha. Nigdy nie widziałem kiedy się złościła, nigdy nie poczułem od niej dystans, agresji. Nie… Raz. Raz kiedy mieście poznałem nienawiść, wrogość, rasizm. Byłem białe wrzód czarni. Oni zauważyli różnicę prędze niż ja, chowane w sielance atmosferę. Grupa młody gniewni nastolatków który mnie zaczepiły i złośliwie mnie turlały. Wyganiała ich jak wciekła, Groziła pięścią, gestykulowała i krzyczała. brała nawet kamień do ręki. Broniła mnie jak lwica! Kochała mnie jak syn, tak jak i każdy dziecko, było po prostu ta „M’ma „ szanowana w Afryce. Okaż zdrowia, uśmiechnięta, mądra. Oh, tak bardzo mądra prosta kobieta. Wierzyła w Woo-Doo, ale tez zagorzałą katoliczką, rzecz naturalną tutaj, uczyła dumę, upór i odwagi. Przez jej sposób bicia. Skumplowała mnie z chłopakami z okolice, często bawiłem się z jej licznymi wnukami, poznałem gra w XXX, Zwinna gra umysłowa, szybki kalkulacji, i rozwija zdolna patrzenia w ręce przeciwnika… nie gra się tam bez oszukiwania. Z uśmiechem, masz tropić. Nie widzisz Twoja strata! Ile razy kuczylismy się że nie z tamtą ruch był, a że jakiś kamień kleił się do palca. Skąd to znam!!! Tam poznałem między innymi właśnie N’Guru, koligacje w Afryce są nie do opisania.. Był starsze ode mnie o dziesięć lat, potężny czarny bydle, jak pamiętam zawsze ogolony, umięśnione jak rzeźbą, twardy jak skała, bary szersze od baobab, opaska nku na bisepc. Oj.. dał mi kość, biegał jak wiatr, kilometrami, w bezkres. Ja za nim, przynajmniej starałem dotrzymać kroku. Nauczył mnie władać Tonga, to krótka maczuga drewniana używana przez Zulu aby rozbijać czaszką przeciwników. Ile guzów nabiłem.. mimo tą opaską z skórę wydry zaciśniętą na czoło jako ochraniać. Ile razy dostałem po uda, boki, żebra, bezlitośnie odsunął próg bólu u mnie. Nie raz sine wychodziłem z tych zabawy. Pamiętam aferę kiedy wybił mi zęba. Jak M’ma go skarciła.. mimo bólu śmiałem się z tego wielkiego faceta chyląc głowę, grzecznie, pod jej reprymendy. Twardo mnie traktował, ale kochał, jak brat, jedno z tych, mimo ze biały, nie miało dla niego znaczenia. Chociaż zaznaczał często że trzeba to czuć, być urodzonego tutaj, z krwi.. I tak pobłażliwie uczył mnie. Jak tropić, po zapachu, ślady, kał, co jeść co pić, gdzie spać. Jak buty sprawdzić i zakładać rano mimo że on nosił sandałki. Nie mogłem się doczekać po szkole, rzucić ten granatowe garnitur, tych spodenki do kolan tą koszulą rano nieskażytelną… rano. Za razem odkleić się od tego abelunga z dobry szkole, z dobre rodzin i stać się z „podwórku”, dziki i wolne. Nie wiem ile biegłem, jak długo, jak daleko.. ale już słonce zachodziło i szarość gasiła cieni. W drodze powroty, po plaże zbierałem kraby ścigając się z nimi kiedy spłoszone fruwały do swoje nory na piasku. Trzymając spodnie w ręka, nogawkę zawiązany aby z nich worek robić, zbierałem ich tyle że napęczniały wałek się tworzył. Dotarłem na wysokości domu, zlane potem ale czując się jak nowo narodzone. Światło świtało za mustikierę, po szybki umyciem się, pozbierałem drewno i zapaliłem ognisko na plażę. Byłem sam, sam z morzem, ani dusza na horyzont. Wokół mnie, za okrąg światła rzuconą przez płomieni, cień, otłań. Na kijki nadziałem duży kraby, wypuszczać tych mniejsze. Wbiłem patyk na piasku daleko ponad płomieni aby mięso opiekała się po wolutku nie wypuszczając soków. Nieopodal zbierałem pary szeroki błyszczące liści jako talerze i poszedłem do domu. Michał dawno spał w swoim łóżeczko, a Moja ukochana była wykąpana i pachnąca, ubrana w letni sukieneczki sięgając na połowy ud, odkrywając jej cudowne nogi..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lolittta
się naucz polskiego, a nie takie zboczeństwa obrazające swiętą panienkę wypisujesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lolittta
to do tego bezbożnika reno

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Reno 🌼 👄 Julek prosze przy mnie wiecej nie mowic o jedzeniu :) przywiozlam sobie sukieneczke :classic_cool:.... nie, nie do polowy ud, tylko bardzo dluga ale nie moge utyc ani centymetra ........ przynajmniej do sylwestra ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ach nie chce mi siępisać tutaj o tym.. Julek, zyczę Ci.. ta szcześcią, zmienia świat.. poglądów.. smak jej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ponczoszki sa konieczne bo jest rozciecie i cala noge bedzie widac:classic_cool: ale znowu nie takie duze, zeby majteczki bylo widac to powiedz sam po co je zakladac? ;):D Reno nie podrywaj lolitek:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co do krwi, jest taki wyczaj na polowanie że dla nowego mysliwe opuszcza się duzą sklanką, trochę soli.. i zdrówko!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Estem.. nie do końca bo mam kumpli tutaj.. ale jestem! Chyba nie dotrwamy do polowań.. he..he.. leje się równo!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myszka , się nie bój, Zono ich na pewno nie lubisz krwiożerców to są.. Idziemy na dziki!!! I zabierzemy \"amunicji\" na ambonę..he..he.. bedzie wysoło..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×