Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość żałobniczka

Schodzę z benzo, trzymajcie mnie mocno!

Polecane posty

Gość Żałobniczka
:D:D gratuluję wysokiej samooceny mimo wszystko :D wracaj na swój topic i nie dramatyzuj już, sporo osób łyka psychotropy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie czytałam całego wątku
sorki, nie widziałam że ja znasz a chciałam pomóc teściowa jest uzalezniona, obecnie leczy sie na depresję ma podobne objawy jak ty: lęki, bezsennośc no i jest bardzo niestabilna emocjonalnie, sama nie wiem dla kogo jest to trudniejsze, dla niej czy dla nas, chyba wszyscy powinniśmy zacząc chodzic na terapię

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czesc zalobniczko. to ja pisalam wczoraj pod \"niepotrzebnie..\". Chcialam cie zapytac jak sie dzis czujesz? Udalo sie przepsac noc? Mam nadzieje ze masz dzis lepszy nastroj:) pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Żałobniczka
Hej, Madlene Matko, spałam jak nigdy. Ostatnią table wzięłam tuż po 21. Obudziłam się o 8. Spokojna, bez narkotycznego kaca. Do 9 leżałam i delektowałam się swoim błogim stanem. Potem musiałam szybko zejść na dół, z dwóch pięter i z powrotem i mnie złapało. Już głód, ssanie, ciśnienie w górę, standard. No więc łyknęłam 0,25mg, bellergot i z przytulona do psiaka, zasnęłam. Spałam....:o do 11.30, heheh, ma się życie....wybudził mnie głód (oczywiście narkotyczny), głupie sny i niepokój. Organizm dopominał się o swoją działkę - przez ostatnie tygodnie do 12 byłam już przynajmniej na 0,5. Czasem nawet na miligramie. Miałam zły czas... No więc, o 11 z groszami wzięłam 0,125 mg, zjadłam tosta o 12 następne 0,125 mg. Wczoraj taką dawkę miałam już o 11 za sobą, dziś przetrzymałam godzinkę...Jest nieźle. No więc połówkę dziennej dawki mam za sobą. Czuję się dobrze, lęki, głód - wszystko już sobie poszło. Piję cappuccino i motywuję się do jakiejś pracy. Chciałabym wytrwać dziś na miligramie znów. Zakładam, że się uda, sądzę nawet, że mogłabym zmiejszyć o 0,125mg, ale nie chcę się forsować. Boję się skoków ciśnienia. Jeśli będę się czuła dobrze, tak jak wczoraj i dziś rano, może jednak zmiejszę i potraktuję to jako początek odwyku - od 0,875 mg. Jeśli się nie uda, nie będę rozpaczać. Najważniejsze to NIE COFAĆ SIĘ i choćby świat na głowie stanął - więcej nie wezmę. W sumie najbardziej jestem zaskoczona tym brakiem kaca. No i wczorajszym wieczorem. Te bóle mięśni (zwłaszcza karku), wszystko napięte, łeb boli, drażliwość nie do opisania.....i podobnie jak było z pół roku temu...wszystko przechodzi w jednej sekundzie. Aż ma się takie złe przeczucie, że to cisza przed burzą. Ale nic takiego. Wszystko w porządeczku. A co u Ciebie? Mniemam, że Ty spałaś nieco krócej, o ile w ogóle :) Jak się czujesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Żałobniczka
sorry Madlena, pomyliłaś mi się z ogghhgg, to nie Ty cierpisz na bezsenność :D, ale i tak życzę dużo zdrówka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość funfelkaaaa
Ja cierpiałam tzn. lub cierpię jeśli ktoś woli ( bo przecież ta zmora czaoi się wciąż by zaatakować w najsłabszym momencie ) na nerwicę lękową. Jak się objawiała u mnie? koszmary, napady lekowe w miejscach publicznych, mdlałam, dusiłam się, każdej nocy strach przed śmiercią, dostawałam kołatania serca, krzyczałam o pomoc, bo za każdym razem byłam pewna, ze umieram, na początku chodziłam po kardiologach robiłam ekg, echo, holtera, dosłownie wszystko! przez długi czas byłam przeświadczona, o tym, ze lakarze nie mówia mi prawdy, w końcu dostałam skierowanie do psychiatry, strasznie sie tym wkurzyłam i wydarłam sie na lekarza , ze chce ze mnie zrobic wariatkę, bo oczywiście dodatkowo prócz napadów lękowych i silnej hipochondrii miałam ataki szału, złości na wszystko, wszystkich, doły, nienawiść do zdrowych, chodziłam zaniedbana, na wszystich byłam wściekła, ze przy mnie nie chodzą jak należy, ze powinni ze mną siedzieć i użalać się i płakać, a kiedy tak robili to darłam sie, zeby dali spokój bo i tak nie rozumieją. Te problemy pojawiły się gdy miałam 27 lat, teraz mam 34, a od roku choroba jest w uśpieniu, nigdy nie brałam psychotropów, nigdy nie byłam u psychiatry, sama się wyleczyłam. Naprawdę współczuję tym, którzy sięgnęli po leki, bo macie o wiele cięższą i dłuższą drogę, ale możecie wygrać jak ja, WALCZYŁAM 4 LATA, BY DOPROWADZIĆ się do staniu, w którym teraz jestem, każdy dzień był dla mnie osobistą wojną, ja i moja nerwica, oliwy do ognia dodał fakt, ze już nie mogłam wychodzić z domu, gdy tylko wychodziłam na achody, każdy krok był dla mnie czymś potwornym, trzęsłam się, bałam sama nie wiem czego....pomyślałam o sobie kiedyś, radosnej dzieczynie, która beztrosko wyjeżdzała na wycieczki, kapała się w morzu, jeziorze, biegała, smiała się, a kim się stałam? myślałam o tamtym życiu jak o śnie, naprawdę zdrowi ludzie nie zdają sobie sprawy jak życie jest piękne, dla nich normalna jest jazda tramwajem, dla mnie to był wyczyn! albo nawet coś abstrakcyjnego, niemozliwego! robiłam małe kroczki, najpierw zaczęłam od siebie, zadbałam o wygląd, pamiętam jak zrobiłam imprezę w domu, zaprosiliśmy z mężem znajomych, był fajnie, wypiłam sobie i odkryłam, ze po alkoholu czuję się świetnie, więc piłam, wychodziłam z domu na rauszu, a na kacu podwójny problem, większe kołatania, większy lęk, na początku starczały 3 piwa dziennie, potem dochodziły drinki i mieszanie dosłownie wszystkiego co było w domu, byle nie czuć niczego. Przerwałam ten proceder po pół roku, a czułam się na tzreźwo 2 razy gorzej, w alkoholoizm na szczęście nie popadłam, chyba za krótko "ciągnełam" hehe, no i zaczęla się prawdziwa batalia, ataki nocne były potowrne, nie spałam prawie wcale, ale po jkaimś czasie stara zauważyłam postepy, na przykład duży wpływ ma oddychanie, ja wiem, ze te wszystkie truizmy znacie, ale to prawda, nauczyłam sie tak oddychać, by uspokoić swój organizm, wstawałam wciąż z krzykiem, ale coraz krócej trwał atak, potem zaczęłam wstawac bez krzyku, by w końcu w ogóle nie wstawać tylko leżeć i próbować się uspokoić, w końcu ataki stawały się coraz rzadsze, aż wreszcie zniknęły całkowicie, z opisu wynika, ze to stę działo na pzrestrzeni krótkiego czasu, tymczasem to były prawie dwa lata pracy na d sobą, w międzyczasie starałam sie wychodzić z domu, coraz dalej i dalej, każdy mój dzień zaczynałam od zdania "dasz kurwa radę szmato!" tak do siebie mówiłam. Nie chcę tu już wypisywac wszystkich szczegółów, ważne, zebyście wiedziały, ze można, i błagam nie wpisujcie się na żadne fora, bo tak naprawdę jednoczenie nam znerwicowanym nie pomaga, to nasz osobisty wróg, każdy musi go pokonać oddzielnie, mnie na przykład te wszystkie nerwicowe strony pogrązały mnie jeszcze bardziej, zwłaszcza kiedy czytałam, ze ktoś pisał o tym, ze to już wyrok, że nie da się wygrać, ze ma to od lat dziestu i wciaż jest tak samo, o beznadzieji, wszystkiego się odechciewało:-( mój post ma na celu to, żebyście zrozumieli, ba! uwierzyli, ze można!!!! bez pierolonych leków i lekarzy!!! jestem teraz szczęśliwa jak nigdy, ale wiem, ze musze mieć się na bacznosci, 2 m-ce temu na przykład miałam troche problemów i niestety mialam kilka lekkich ataków w nocy, szybko jednak wzięłam się w garść! nie pozwolę by ta paskuda wróciła! życzę wam powodzenia i trzymam mocno kciuki!!!!!😘

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Żałobniczka
funffelka, święte słowa prawisz, u mnie jest o tyle już łatwo, że ja nigdy nie wylądowałam w szpitalu. Nawet z ciśnieniem 220/120 puls 130. Wiem, co to atak, wiem, na czym polega, wiem, jak go złagodzić, przetrwać, nie wpadam w panikę, nie krzyczę, nie histeryzuję jak moja koleżanka od antydepresantów :) Pozdrawiam Cię i dziękuję za rady, zgadzam się z Tobą co do joty, zwłaszcza jeśli chodzi o fora Ja jednak jestem wzrokowcem, muszę się kontrolować, dlatego piszę tutaj i piszę sobie w notatniku ile, o której i różne tam takie.... Przez ostatnie tygodnie nawet nie wiedziałam, ile ja łykam. Uzależnienie w pełni Jeszcze raz pozdrawiam. Twarda babka z Ciebie i tak ma być!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość funfelkaaaa
no ja tez musowo notuje, wszystkooo, tzn. jakiś czas tego nie robię, ale wcześniej prowadziłam wykresy i statystyki napadów:-D postępy wielce mnie dopingowały, a jeszcze bardziej gdy miałam ich wizualizację w postaci notatek, moze to jakiś efekt uboczny tej choroby - natręctwo heheh:-D wiesz w czym mi się wydajesz podobna do mnie i myślę, że to na pewno wpływ choroby, bo wcześniej tego nie miałam...a mianowicie chodzi mi o cynizm, nienawidze pierdolenia bzdur i takich wszędobylskich, dobrych duszyczek, które nie mają o niczym pojecia, a starają Ci się pomóc, co jeszcze barzdiej Cię wkurwia! więc kiedyś pewnie grzecznie bym się usmiechneła i podziękowała, a teraz jedyne co mi się ciśnie na usta to: "wypierdalaj do swoich spraw" nie lubię tak samo użalania się nad sobą, kocham ludzi konkretnych i twardo stąpających po ziemi i nie powiem Ci: dasz radę, weź się w garść, to twoje życie, wiesz sama jak chcesz je przeżyć!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Żałobniczka
Funffelka, może mamy więcej wspólnych cech niż CI się wydaje niestety, mnie też zdarza się zastępować lek alkoholem, wole dziabnąć dwa-trzy browary niż wziąć tabletkę. W sumie, możecie wierzyć, albo i nie, ale tak zeszłam z 2 mg. Dawałam w palnik ostro. No, ale ostatnie dżamprezy to już było przegięcie. Piwo, fajki, potem zejście i napady lęku. W sumie to chyba nie brałam przez to więcej, bo budziłam się koło południa, a więc poranną dawkę miałam z głowy. Zanim minął kac i alkohol wyparował z organizmu, było już koło wieczora, hehe. Brałam wieczorną dawkę i spać. Ale to nie rozwiązanie, dawałam w palnik zbyt ostro. Z doświadczenia wiem, że 2-3 piwa nie zaszkodzą przy takich dawkach, chociaż wskazane też nie są. Przez ostatnie tygodnie nie piłam nic...no dwa browary wieczorem... Kurna wiecie co...ostatnie dni były koszmarne...miałam ochotę (nie wiem skąd się to wzięło) dać w żyłę. Żeby głód ustąpił. Skąd? Jak? Dlaczego? Nigdy nie brałam żadnych narkotyków, no, oprócz xanaxu, ale naprawdę odczuwałam taką potrzebę, chęć..... Dlatego też stwierdziłam, że dalej nie pociągnę. dziś, tak jak wczoraj, o 15.15 wzięłam kolejną porcję - 0,25mg. W sumie już 0,75 mg. Nie jest dziś łatwo. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to ja chyba zjechałam od razu z 0,5mg. Dlatego to wszystko takie jakieś nieuregulowane, niestabilne, chwiejne. Głod zaczął się już ok 14. Jeszcze dwa dni temu zarzuciłabym table i po krzyku. Ale dziś wytrwałam z półtorej godziny. Zesztywniały mi nogi, w klacie ścisk, jadłowstręt, ból głowy, mdłości, trudności z oddychaniem, a na sam wpierw - drażliwość, agresja. Ale wytrzymałam. Cały czas czymś zajęta. Mycie garów, ubieranie choinki, sprzątanie. Ledwo łaziłam, ale robiłam. Nie wiem, co dziś dalej robić, czy wziąć pod wieczór lek i wypić browara, czy wypić browara, przetrzeźwieć i wziąc lek. Najważniejsze to, trzymać się miligrama. Dzięki za miłe słowa funffelka, wpadaj tu czasem i lej mnie w ten durny łeb ile wlezie :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość funfelkaaa
hej! żałobniczka jak mineła noc???? ja wczoraj walnęłam sobie trochę żołądkowej, ale nie w celach kuracji tylko ot tak sobie, więc teraz siedze na kacu w tej zakichanej robocie i zdychaaaam!!!!! co do lania, to zawsze chętnie służę, przypierdolę Ci tak, ze aż dekiel odpadnie psycholu:-D!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Żałobniczka
hej, funffelka ja też sobie dziabęłam :( o dużo za dużo. K...wa fuck, ale ja jestem popier...lona W sumie nie czułam się najgorzej, ale w nocy naszły mnie lęki i znowu byłam 0,25mg do przodu :( Od północki spałam jak dziecko, wcześnie wstałam - ok 8, a wydawało mi się, że jest 10 i ucieszyłam się, że wytrzymam nieco dłużej. Ech, ledwo dałam radę do mojej stałej (ostatnio) godziny brania leku czyli 10.15. Dzisiaj znowu miligram i ni chu....grama więcej. Szafuję swoim zdrówkiem jak Rydzyk pieniedzmi. No, ale jak się nie ma w głowie, to trzeba cierpieć. Dziś mam zajęcie myślowe, to dobrze, w końcu przestanę myśleć o uzależnieniu. Czas szybciej zleci. Tak sobie myślałam o Tobie i zastanowiło mnie to, czemu budziłaś sie z krzykiem. Miałaś koszmary czy co? U mnie, teraz na zjeździe jest tak, że szarpie mi ciałem i to mnie wybudza, to i te senne marzenia popierdolone jak nie wiem co - to jest najgorsze. Dziś mnie nie szarpało, ale wczoraj i owszem. Co do żołądkówki - lepiej to odstaw, wóda strasznie pobudza nerwy. Ja walę browary, za to mogę ich wypić hektolitry :o Do tego fajki, co prawda R1 slimy, ale zawsze idzie ich w cholerę przy piwie. Szkoda, że nie możesz mi przypierdolić tak w realu, naprawdę przydałby mi się solidny wpierdol. Pozdrawiam 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Żałobniczka
Ja pierdziu, armagedon......:o ledwo wytrzymałam na 0,5mg do stałej godziny - 15. Ludzie, jak to możliwe, że inni schodzą z tego gówna nawet po 20! latach brania i to w dawkach po 6 mg :o To po prostu niepojęte dla mnie. Tak strasznie boli całe ciało. Mięśnie sztywnieją, łeb naparza, mdli, brakuje tchu, serce wali jak młot, ciśnienie skacze. Jak to możliwe? Po trzeciej dawce uspokoiłam się, naszła mnie deprecha, pomimo zajęcia. Podobno taki nastrój to skutek odwyku bądź stosowania leku, a ponieważ xanax działa bardzo krótko, to skutek odwyku. Nienawidzę tego stanu, już wolę, żeby bolało. Przynajmniej czuję, że żyję. Poryczałam sobie. Już nie mogłam wytrzymać napięcia. Jest mi lepiej. Kolejna dawka najwcześniej o 19. A może wcale. Zobaczymy. Wychodzę dziś na imprę urodzinową. Zamierzam nie pić. Znaczy się: Postanawiam nie pić. Trzy piwa i koniec. Dla mnie te trzy piwa to tak jakby ich wcale nie było. Ale nie chcę łączyć benzo z alkoholem a więc, jeśli będę czuła się dobrze - nie wezmę czwartej porcji, jeśli gorzej - wezmę i odczekam do 22 z tym piwem. Życzę miłego, spokojnego weekendu. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chronicznie chora
pieprzone benzo, ale mnie trzyma trwam przy miligramie, na dzisiaj mam jeszcze 0,125mg. Czasem, jak czuję się lepiej, dzielę pół z pół i łykam 0,125 i okruszek :) To dobre rozwiązanie, w sumie w dużym stopniu nieodczuwalne dla organizmu, ale nie wiem, czy uda mi się zejść w ten sposób do końca roku z tego syfu na razie sytuacja się normuje, chociaż czasem boli (najgorzej jest do południa), to już nie odczuwam takiego głodu...no, czasem jeszcze rano, najważniejsze, że nie zrywam się tak jak do niedawna. Biorę o stałych porach, 10.15, 12, 15.15. Tylko wieczorna dawka jest taka rozpieprzona. Czasem muszę wziąć połówkę o 18, czasem dopiero o 21. W ogóle nie powinnam brać tego badziewia w czterech porcjach. Wskazane są trzy działki. Myślę sobie, że w czwartek pójdę do lekarza i wydębię relanium. Gówno mnie obchodzi, że będą krzywo patrzeć. Muszę czymś zastąpić xanax, bo nawet jak uda mi się zejść do 0,25 mg, to tej tablety już nie odstawię wg moich obliczeń - moja dawka to 20 mg relanium, ja pierdyka....moja matka w chwilach największego podniecenia tyle nie łykała ale w końcu jej zobrazowałam, w jakie gówno się wpakowałam, jak mi jest ciężko no nic, kupiłam sobie jeszcze jakieś ziołowe coś na spanie, na pewno pomoże :o, ale może szybciej się zmęczę i będę dłużej spać póki co jest git, serce mi trochę szybciej pika, ale to chyba dlatego, że dużo zjadłam :(, ostatnio ciągle mnie mdli więc skorzystałam z okazji pozdro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolkakaja
przeliczcie mi 20 mg cloranxenu na xanax np

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
po co sie ladowalas w tom gownianom benzodiazepine nie lepiej bylo clony zarzywac albo rolki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurcze......
Ja tez schodzę z benzo, konkretnie z Lexotanu, który biorę od 5-ciu lat, a przedtem były inne uspokajacze, Xanaxu jednak nigdy brałam. Za to brałam gorsze świństwo-Lorafen. Trzymajcie się od tego leku z daleka.! Wpędził mnie w ciężką depresję. Tego typu leki odstawia się po okruszku. Brałam rózne dawki, sporadycznie nawet !2 mg. Miałam cholernie trudna sytuację życiową. Żeby ułatwić schodzenie, zaczęłam brać antydepresant i zastępczo hydroxyzynę. Zaczęłam galopować z tym schodzeniem, po żadnym okruszku, tylko konkretnie.Szybko redukowałam dawki-w tydzień. Aktualnie jestem na 1,5mg. Nie opiszę jak się czuję, bo kiepsko, ale staram się wytrzymać. . Jestem trzeci dzień na takiej dawce. Jeśli będzie ciężko, najwyżej ją na jakiś czas zwiększę. Czy wpadasz tu jeszcze "żałobniczko"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurcze......
sporadycznie nawet 12 mg *

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kurcze......
clony i rolki, to też benzodiazepiny, niestety. Cloranxen jest bezpieczniejszym lekiem, niż Xanax, bo ma przedłużone działanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fdjjfh

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×