Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość już wiem.....

już wiem

Polecane posty

Gość już wiem.....

Może nie będzie chciało Wam się czytać. A może dziewczyny które mają podobny problem dostrzegą w tym także siebie. Mogą też przeczytać to panowie i ustosunkować się do moich przemyśleń. Mi chodzi o to żeby to z siebie wyrzucić, napisac to, wygadać się. To będzie długie... kto nie chce - niech nie czyta. Od pewnego czasu miałam problem z facetami. Oczywiście, mam za sobą kilka poważnych związków (które też się rozpadły), ale większość poznanych przeze mnie facetów szybko ode mnie uciekało. Dla mnie wszystko wyglądało idealnie, a oni nagle przestali dzwonić, pisać itd... Zachodziłam - o co chodzi? Przecież jestem elokwentna, inteligentna, zabawna, niebrzydka, zadbana. Żaden z nich mi nie powiedział - o co chodzi? Uznawałam więc że to oni wszyscy są durniami. Długo rozmyślałam i już wiem. Jako nastolatka byłam - że tak powiem - słodkim dzieciakiem. Taką słodziutką dziewczyną, pełną naiwności, wiary, ufności. Poznawałam kogoś i ufałam mu, nie krytykowałam. Och jasne, bywałam też kapryśna i obrażalska, ale to chyba jak każda dziewczyna. W każdym razie byłam MIŁA. Mialam w tamtym okresie 2 chłopaków - oba związki określam jako udane i szczęsliwe, skończyły się w sumie przez nieporozumienia. W każdym razie nie znałam czegoś takiego jak odrzucenie po poznaniu. Potem poszłam na studia. Bawiłam się, imprezowałam, poznałam mnóstwo ludzi. Ale tak jakby byłam też bacznym obserwatorem. I wtedy zrozumiałam. Mężczyźni to psy. Zrobią wszystko żeby tylko coś przelecieć. Poza tym emocjonalne dzieci, których wyznacznikiem poczucia humoru jest pierdzenie i bekanie. A ja? Ja byłam już kobietą. Patrzyłam jak mężczyzni potrafią zdradzać, kłamać, oszukiwać. Wtedy zaczęłam mieć o całym gatunku złe zdanie. Ale zrozumiałam wtedy coś jeszcze. Jako kobieta mam władzę nad nimi. Oczywiście nie pojęłam wtedy że nagle zmienił się cały mój charakter. Dopiero teraz widzę że tamte doświadczenia wpłynęły na mnie. Zmieniłam się. Nie byłam już tą słodką dziewczyną. O mężczyznach miałam wyrobione zdanie, swoje formułki (wrzucałam wszystkich facetów do 1 worka) chętnie wygłaszałam w towarzystwie - błednie uważając że świadczy to o mojej inteligencji, błyskotliwości, pewności siebie. Tak naprawdę ludzie widzieli mnie jako arogancką, chamską feministkę (tak myślę). Paradoksalnie - kochałam i kocham mężczyzn - oczywiście szukałam i szukam milości. Flirtowałam i uwodziłam ich, wciąż mając twardy, wredny charakterek. Np. na to samo zdanie od faceta odpwoiedziałabym inaczej jako nastolatka i jako dorosła kobieta. Dla przykładu: gdyby kiedyś facet powiedział "podobasz mi się" - spłonęłabym rumieńcem, uśmiechnęła i opuściła głowę. Teraz podniosłabym głowę i powiedziała "czy dysponujesz czymś co też może mi się spodobać?". Podsumowując - byłam odważna i gardziłam nimi. Gardziłam całym męskim rodem, mialam ich za psy. Podświadomie miałam głębokie przekonanie że kobiety są lepsze. Jednocześnie ostro flirtowalam (znajomy powiedział że dosłownie płonę seksem i moje ciało daje znak "chcę żebyś mnie przeleciał" - porównał mnie nawet do Sharon Stone z Nagiego instyktu - po sposobie bycia, mówienia, siadania, poruszania się, która też nomen omen gardziła mężczyznami). A przy tym, paradoks! marzyłam o wielkiej milośc w której znów będę "dzieckiem", słodką dziewczyną która potrzebuje Jego. Nietrudno się domyślić że faceci ode mnie uciekali. Byli zainteresowani, a jakże, a potem - po pierwszej, drugiej randce - uciekali. Teraz także wiem dlaczego żaden nie powiedział o co chodzi. Bo mówiąc że mam za twardy charakter, sami przyznawaliby się do tego że są mięczakami. Do tego zrozumialam coś jeszcze - owszem, mam władzę nad facetami. Ale tylko cielesną. Potrafię wzbudzić pożądanie, nie potrafię wzbudzić miłości i troski o mnie. Ciekawostka jest taka, że gdyby mężczyzna zachowywał się tak jak ja - miałby ogromne powodzenie u kobiet. Twardziel, pewny siebie macho, mający niezbyt dobre zdanie o kobietach, ale w głębi duszy romantyk marzący o milości. Każda chciałaby takiego ujarzmić, upolować, zdobyć. Nie zaprzeczycie. Ale w odwrotną stronę to nie działa. Zapomniałam o tym że mężczyzna chce być mężczyzną - chce być potrzebny, doceniany. No i chce zdobywać. Wystarczyło jedno nieodpowiednie słowo faceta a ja go skreślałam. Inni skreślali mnie. Do tego - nie pokazywałam nigdy żadnej swojej słabości. Płacz? Pokazanie że coś mnie boli? Że ktoś mnie skrzywdził? To nie dla mnie. Uważalam że jeśli tylko raz pokażę swoją słabość, facet będzie miał mnie za żałosną. Nie doszłam do tych wniosków sama. Pomógl mi kuzyn, który twardo wyłożył kawe na ławę - inaczej nigdy bym sie nie dowiedziala co robię nie tak. W moim przekonaniu NAPRAWDĘ byłam kobietą z klasą, inteligentną. A faceci uciekali bo bali się mojej inteligencji - tak ja to widziałam. Teraz muszę przewartościować swoje życie, swoje poglądy. Chociaż nie mam pomysłu jak odzyskać swoją dawną ufność, "naiwność". Troszkę kłóci mi się to z poglądami przedstawianymi np. w "Dlaczego mężczyzni kochają zołzy" - które propagują kobietę która w sumie nie potrzebuje mężczyzn i jest samowystarczalna (w dużym skrócie). Domyślam się jednak że muszę znaleźć złoty środek. Panowie - zgadzacie się z tym że takie kobiety odstraszają? Panie - miałyście taki problem? Nawet jeśli nie - jak można pozbyć się złych cech charakteru?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a jeśli
Panowie się zgadzają i uciekają. czyli zgoda. rozumiesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wcale nie odstraszają. Trzeba tylko chcieć poznać taką Panią

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oferma
a sama też czujesz się oszukana i wykorzystana, droga autorko?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×