Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zagubiona w wielkich drzewach.

Co zrobic? Chyba tylko sie powiesic...

Polecane posty

Gość zagubiona w wielkich drzewach.

Krotko sie postaram opisac to, co mnie doprowadza do depresji: jestem w zwiazku od 4 lat, moj partner jest czuly, kochany, daje mi poczucie bezpieczenstwa. Lecz zanim go poznalam, przezywalam fascynacje kolega ze studiow, z ktorym nie mialam nigdy zadnych blizszych kontaktow. moze cos przeczuwalam, ze on...ale nie mialam na tyle odwagi, zeby to sprawdzic. myslalam, ze dla niego nic nie znacze. trwalo to rok, potem poznalam obecnego partnera, a z K. widywalam sie jeszcze rzadziej-wyraznie mnie unikal. po roku mojego zwiazku K. uwmowil sie ze mna na spotkanie i wyznal mi milosc, wyjezdzal akurat za granice na dluzej i chcial powiedziec mi prawde, ktora mu bardzo ciazyla. gdy wyznalam mu, ze przez ten rok cos do niego czulam i ze gdyby powiedzial mi to rok temu bylibysmy razem, rozplakal sie. nie spodziewal sie, ze ja tez do niego cos czuje. to bylo jak jakies przyciaganie dusz, ktoremu staralismy sie oprzec. w koncu wybuchlo. dzis wiem, ze nie zostawie mojego obecnego partnera, zamierzamy wyjechac za miesiac za granice wspolnie, nasz zwiazek jest dobry, spokojny, dogadujemy sei bardzo dobrze. lecz ja juz wiem, ze czlwoeikiem, z ktorym chcialabym spedzic zycie jest K. obecny partner jest dla mnie kochany, zrobilby dla mnie wszystko, ale czuje, ze nie rozumiemy sie w lot, ze nie ma miedzy nami takiej magii jak miedzy mna i K. cala rodzina K. uwaza, ze powinnismy sie pobrac, moja rowniez, uwazaja nas za super dobrana pare. czasem chcialabym schowac sie pod jego bezpeiczne skrzydla, ale wciaz mysle o K. od roku sie spotykamy sporadycznie, piszemy do siebie prawie codziennie. to jest chore, boli mnie serce i dusza. nie wiem, co dalej, jaka droge obrac. odejscie od partnera byloby jak bolesny rozwod, nadal darze go miloscia, ale calkiem inna niz K. prosze, doradzcie mi cos, popatrzcie na to ze swojej perspektywy, prosze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
bardzo duzo napisałaś moze skóc i zadaj konkretne pytanie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anaaaaaaa
powidz jemu ze jest kochany ale odejdz od niego bo to nie ma sensu, nie bedziesz z nim szczesliwa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiem jedno zrob to co podpowiada Ci serce.nie ciagnij na 2 fronty bo ranisz przy tym obojgu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kwasss
Za długo by czytać, ale mogę Ci dać radę. Nie wieszaj się - od tego strasznie boli szyja :(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona w wielkich drzewach
to nie takie proste. ja po prostu juz chyba jestem skazana na brak pelnego szczescia. bedac z moim partnerem wciaz mysle o tym, co stracilam, bo zabraklo nam paru chwil, paru slow, paru spojrzen...K. pasuje do mnie idealnie, pod kazdym wzgledem. obecnego partnera kocham za to, ze...w zasadzie jest to pewnie tez kwestia przywiazania, bycia razem 4 lata, jest dla mnei strasznie dobry, nie wyobrazam sobie zeby go zostawic i zranic. raz chcialam odejsc, plakal i prosil mnie o zmiane decyzji, nie mam sil patrzec na to znowu:( wciaz mysle o K. jesli wiecie, co to totalne porozumienie dusz, to wlasnie to ma miejsce w naszym przypadku. to niesamowite. zaluje, ze przeszlosc nie potoczyla sie inaczej:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sytuacja patowa, mówiąc krótko, ani w pipkę, ani w oko, najlepiej w tej sytacji wziąść monetę i rzucić, orzeł na jednego, reszka na drugiego, no bo co innego można zrobic

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powiedzmy że byłam w podobnej sytuacji, tylko że ja byłam pewna że ten mój "drugi" (odpowiednik Twojego K) nie stworzy ze mną związku z przyszłością. Tym bardziej ta decyzja była dla mnie trudna. Mój facet zbierał już na pierścionek, też rodziny się znały, lubiły itd, ogólnie wszyscy czekali na ślub już wkrótce. Ciężko było ale odeszłam od niego. Żal ma do mnie pewnie do dziś. Ale ja już nie mogłam udawać - czułam przyjaźń, przywiązanie, pewnie jakiś rodzaj miłości, ale nie taki jak powinnam czuć do przyszłego męża. On był tez wspaniały, kochany itd, szkoda mi go było. Teraz nie żałuję. Niedługo potem poznałam swojego obecnego męża - to był jak piorun z jasnego nieba, OD RAZU wiedzieliśmy że trafiliśmy na swoją drugą połówkę. Zastanów się dobrze czy wolisz wegetować w swoim związku, czy lepiej zacisnąć zęby i zerwać szybko ten plaster, a potem żyć jak Ci serce wskazuje..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zagubiona w wielkich drzewach
wlasnie, sytuacja patowa. nie potrafie poradzic sobie ztym, co czuje. bedac z K. mam wyrzuty sumienia, ze krzywdze obecnego partnera. A gdy jestm w domu z partnerem, nie potrafie przestac myslec o K. to jest chore i toksyczne, mam coraz mniej sil na cokolwiek. a teraz ten wyjazd za granice. mam nadzieje, ze nowe wyzwania, obowiazki troszke mnie "oglusza", ze przestane tak cierpiec. gdybym mogla zmienic przeszlosc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taa... narzeczony jest dobry, czuły troskliwy, ciepły itp.. tylko nudny jak cholera. I Ty go kochasz bardziej jak brata a nie kandydata na męża...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jakby znajome.... ale dlaczego nie zostawić partnera? Dzieci jeszcze nie ma, wspónych inwestycji też nie, po cholerę sie męczyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zagubiona w wielkich drzewach
Sarkastyczna cyniczko, dziekuje za twoja odpowiedz. moja sytuacja jest podobna, rodziny sie lubia, znaja, nie przychodzi im chyba do glowy, ze moglibysmy sie kiedys rozstac. obronilam sie wreszcie miesiac temu i juz dawno postanowilismy po mojej obronie wyjechac. moj narzeczony powiedzial szefowi w pracy juz kilka miesiecy temu, ze odejdzie za jakis czas, jego szef to czlwoiek w porzadku, chcial byc wobec niego szczery. Narzeczony nie zna niemieckiego, tylko angielski ale chce wyjechac ze mna, byc ze mna zawsze. kocha mnie ponad wszystko. ja tez go kocham, chce dla niego jak najlepiej i nigdy nie potrafilabym spojrzec w jego smutne z mojego wpowodu oczy. boze, jakie to trudne i bolesne. byc zjednym a wciaz myslec o drugim. czasem mam takie dni, ze chce mi sie wyc z rozpaczy. K. jest jakby skrojony dla mnie, to co ejst miedzy nami w sensie psychicznym , jest nie do opisania...on postanowil o mnie nie walczyc, czeka, az sama podejme stosowna decyzje. ale ja sie boje, nie potrafilabym spakowac rzeczy, odejsc, pwoiedziec narzeczonemu, ze to juz wszystko, ze to nas zostatni dzien razem, pekloby mi serce:( czuje sie tak zle...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jedno jest pewne
będąc z jednym [którego szanujesz za jego poświęcenie(no bo w końcu biedak męczy się z tobą te 4 lata :D), a marząc o drugim, bardziej "dopasowanym"mam nadzieję, że wiesz iż twoja dusza jest błądzi we mgle. jesteś niezdecydowaną osobą i masz zachwiane poczucie odpowiedzialności, za to w czym tkwisz. no bo z jednej strony, jesteś z tym, który cię kocha, a z drugiej strony wolałabyś być z tym drugim. wieszać się nie musisz, to takie patetyczne :P, natomiast odważ się nie ranić tego z którym jesteś. skoro bardziej odpowiada ci ten drugi, zostaw w spokoju 1-go.Ten pierwszy będzie jakiś czas cierpiał, ale w końcu zrozumie, że go nigdy nie kochałaś. lepsza jest taka prawda, niż bycie z kimś z litości. goń za tym drugim ale jeśli ci z nim nie wyjdzie, nigdy nie wracaj do tego pierwszego bo będziesz go jedynie raniła i manipulowała jego uczuciami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zrób bilans: kiedy zostaniesz z narzeczonym, będziesz cierpieć i Ty, i K. Po jakimś czasie narzeczony też, bo nawet, jeśli go nie zaczniesz zdradzać, to zaczniesz sobie odbijać na nim "utracona szansę". Jeżeli odejdziesz, to Ty i K. bedziecie szczęśliwi, narzeczony pocierpi, potem znajdzie inną i przestanie cierpieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona w wielkich drzewach.
kyyrene, dziekue tobie rowneiz za opinie. ja w sobie nie mam na tyle sily, zeby go zostawic, chyba raczej czekam na to, ze on dojrzeje kiedys do tego, ze nie chce ze mna spedzic zycia. wiem, jestem tchorzem, boje sie spojrzec mu w oczy i oznajmic, czego naprawde chce. nawet czasem mam wizje tego, jak mogloby byc, ze moge odejsc i byc szczesliwa z K., ale gdy pomysle o takich detalach, jak dzien, w ktorym musialabym spakowac wszystkie rzeczy, M. siedzialby obok zalewajac sie lzami i milczac, ja biore torby, wkladam do nie swoje ubranie, ksiazki, segreguje, zostawiam rzeczy od niego, krzatam sie jak mrowka w akompaniamencie jego cichego szlochu, pod gradobiciem spojrzen mowiacych "czemu mi to robisz???"...nie mam sil..nie mialabym na tyle sil w sobie... zwlaszcza teraz, gdy zwolnil sie z pacy dla mnie, chce wszystko rzucic dla mnie, czuje sie poniekad w obowiazku, zeby znim byc, wspierac go tam, gdzie wyjedziemy. z jego rodzina mam wspanialy kontakt, kochaja mnie jak corke, im tez nie potrafilabym tego zrobic. jestem beznadziejna i zalosna, wiem...ale nie potrafie. zostane i bede cierpiec...strasznie to boli...chce byc z moim K.!!!!!!!!!!!!!!!!1111

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona w wielkich drzewach.
chcialam, zeby zabrzmialo patetycznie, wieszac sie nie bede, obiecuje. to nie jest tak, ze jestem znim tylko z litosci, kocham go, ale inna miloscia niz K. jesli ktos potrafi mnie zrozumiec...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O matko... wiedzialam, że ten argument padnie.. obowiazek.. bo przeciez facet sie poswiecił no to teraz trzeba to odpracować. Kiedys baardzo pozałujesz tej decyzji...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zagubiona : lepiej sie porządnie zastanów, żebyś potem nie zakładała topiku pt. "zdradziłam mojego męża". I jeszcze coś: jeżeli on Cię kocha, to nie dojdzie do wniosku, że nie chce z Toba być. Przykre, ale prawdziwe : jak go stanowczo nie odstawisz, to sam tego nie zrobi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jednego nie rozumiem
ten caly K. to facet, ktorego wlasciwie nie znasz, tak? bo czytajac 8nie ukrywam troche pobieznie) Twoj tekst wnioskuje, ze tak naprawde nigdy z nim nie bylas, nie mieszkalas, nie wiesz jaki on jest na codzien. znasz tylke te jego przelotne spojrzenia, maile, smsy i co tam sobie wysylacie. Jednym slowem to jakas fascynacja ale zawieszona w nierealnym swiecie. Kobieto, otrzasnij sie i wez sie w garsc! Masz super faceta aszukasz przygod!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona w wielkich drzewach.
nefrytkowakotka, strasznie trudno ejst wiedziec, jakie to bedzie mialo konsekwencje, masz w zupelnosci racje, nie bede nigdy w pelni szczesliwa i bede zalowac. ale nie potrafie odejsc, jestem zbyt slaba, nie potrailabym powiedziec mu tego w oczy, jego rodzinie, pozegnac sie z nim. tak, jestem glupia i nigdy nie bede szczesliwa przez swoja glupote. to wszystko wiem. chcialam tylko...nie wiem sama...jakiejs porady, innego spojrzenia...nie wiem..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona w wielkich drzewach.
studiowalismy razem 5 lat, fakt, nie mieszkalismy nigdy razem, nei wiem, jak wygladaloby takie wspolne mieszkanie, z narzeczonym mieszkam juz 3 lata. nie wiem, czy rozumiecie mnie. ja po prostu czuje, ze K. to ten, na ktorego moge czekac cale zycie, to ten, ktory wie, co w moim sercu gra, poczucie humoru mamy identyczne, mozemy razem zasmiewac sie z tych samych rzeczy do upadlego. moj narzeczony jest pod tym wzgledem totalnie inny, nie lapie w lot moich glupich zarcikow, jest bardzo inteligentny, ale po prostu ma calkiem inne poczucie humoru. wiadomo, ze na poczuciu humoru nie mozna zbudowac calej przyszlosci,a le czy ktos mnie rozumie? ze czasem sie wie, ze dany czlwoeik jest tym wlasnie, stworzonym jakby dla nas?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tymilka
mam podobnie, w sumie to teraz bardziej miałam, ale mam wrażenie, ze to tylko takie odroczenie...jestem ze wspaniałym facetem, ale wiem, ze to nie jest do końca to, choć pod wieloma względami jest super... a ten drugi...magia, mam wrażenie że nie spotkalam tak podobnego czlowieka do mnie jak on

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dwa słowa: jesteś beznadziejna, wiecej niż beznadziejna, bo oszukujesz obu, niestety jeden i drugi, szybko to zauważy i pozostanie wyjście trzecie, oboje ciebie zostawią, niestety

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tymilka
zagubiona...> dokładnie, tak mam, myslalam ze zwariowalam, jak zaczelam to odczuwac do faceta ktorego prawie nie znalam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona w wielkich drzewach.
Tymilka, czyli wiesz, co moge czuc. to jest tak, ze moglabym rozmawiac z nim cala wiecznosc, rozmowa z nim to tajemnicza gra, potyczki intelektualne, wyzwanie, gra skojarzen, smiech do upadlego z tych samych rzeczy, po prostu magia. z narzeczonym, choc dogadujemy sie swietnie, nie czuje tego samego, nie chodzi o tzw. zwietrzaly zwiazek, ja tego po prostu nigdy nie czulam, myslalam, ze to, co jest miedzy nami to szczyt gory lodowej, lecz K. pokazal mi, ze jest ktos na swiecie, kto jest jakby wydartym kawalkiem mnie samej, niezalezna jednostka, tak bardzo podobna do mnie. juz placze... blondynie, dziekuje, juz naprawde sama sie utwierdzilam w przekonaniu, ze jestem do bani.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona w wielkich drzewach.
mily blondynie, K. nie musi niczego "szybko zauwazac", on wie przeciez, ze ejstm w stalym zwiazku, ze nie potrafie podjac tej ostatecznej decyzji o odejsciu od narzeczonego. boli go to, ale twierdzi, ze rozumie. chce poczekac, az sama dojrzeje do tego, nie bedzie mnie nagabywal, namawial, chce zeby to byla moja suwerenna decyzja. cenie go za to, ale z drugiej strony sama nie dam rady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja ją rozumiem. Owszem, nie ma gwarancji że ten K. będzie z nią do końca życia i będą zawsze super szczęśliwi (jeśli się na niego "zdecyduje"). Ale to jest też takie poczucie, że już wiesz, że w aktualnym związku brakuje Ci czegoś istotnego, czego już nie odtworzysz, nie przeżyjesz (nie mylić z chwilową fascynacją). ja pamiętam że jak zrywałam, to najtrudniej mi było wykonać pierwszy krok. Męczyłam się z tym i "woziłam" długo, nie miałam siły, odwagi, serca żeby go tak zranić. Ale z czasem było mi też coraz trudniej udawać że wszystko jest super. Wiedziałam że muszę odejść, ale nie potrafiłam. W końcu on zaczął zauważać że jestem jakby mniej wylewna itp. Przyszedł taki moment że musiałam albo zrobić ten krok, albo skłamać mu w żywe oczy że nic się nie dzieje, że kocham, nie zostawię itd. Nie potrafiłam skłamać. nawet nie pamiętam co dokładnie powiedziałam, jakby mnie coś wtedy zamroczyło. I mimo że potem było mi go szkoda, zwłaszcza kiedy płakał i prosił, ja przede wszystkim czułam niewyobrażalną ulgę, co było dla mnie dużym zaskoczeniem! Potem jakoś się wszystko prostowało samo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tymilka
zagubiona...> wyjmujesz mi slowa z ust. bylam juz bliska rozstania z narzeczonym w ubieglym roku, nie wiem juz sama, co przesadzilo o tym, ze jednak z nim jestem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tymilka
spiętrzyło się wiele spraw kiedy pojawil sie ten drugi, spokojny, udany zwiazek i nagle on, jakby odbicie mnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona w wielkich drzewach.
Sarkastyczna cyniczko, mialas odwage zrobic to, na co ja nie mam nawet grama sily psychicznej i odwagi cywilnej. jak zareagowala jego rodzina? czy etz mialas znia bardzo dobry kontakt. boje sie znienawidzenia przez nich, ostrych slow, ze mielismy byc szczesliwi, ale zachcialo mi sie przygod i zniszczylam to, co budowlaismy 4 lata. ale to nie tak, ze ja szukalam dziury w calym, po prostu zakochalam sie w K., i nawet ejsli bylby on najwieksza pomyslka mojego zycia, to jest on niezbitym dowodem na to, ze moj zwiazek cierpi na jakies braki, jakas chorobe. nie sadze, ze da sie go wyleczyc, ja po prostu czuje, ze sie dusze, czasem chce mi sie wyc, gdy zwizualizuje sobie to, jak odchodze i "mam to za soba", czuje ulge, ale gdy pomysle o konkretach zwiazanych z odchodzeniach, przebiega po mnie dreszcz. i jednoczesnie czuje smutek i zal, ze niszcze to, co na laczylo i laczy. bo ja kocham narzeczonego, ale czy taka miloscia, jaka powinno sie kochac mezczyzne? gdy go nie ma jest dobrze, nie tesknie, nie siedze w oknie. czego ja chce glupia, jest nam razem dobrze...ale ja wciaz czuje brak czegos, brak, brak, brak...pustke czasem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×