Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Herbata Yunann

++++++++WSPóLNOTY NEOKATECHUMENALNE++++++???/

Polecane posty

Gość Herbata Yunann

NASłUCHAłAM SIE WIELE RZECZY DOBRY I ZłYCH NA TEMAT NOWEJ EWNGELIZACJI . oD PEWNEGO CZASU ZASTANAWIEM sie nad wstąpieniem do ów wspólnoty .. jakie sa wasze doswaidczenia, czy jest to czasochłonne, czy pogłebiliscie wiare i zmieniło to wasze zycie na lepsze , czy nic wam to nei dało. ile trwa "droga"? Czy niezauwazyliscie jakis niebezpiecznych symptomów tam np spób sprawowania eucharystii, Czekam na opiniee !!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buka
nalezlam do wspolnoty przez kilkanascie lat. Miala swoje zle i dobre strony. Najwiekszym pozytywem drogi jest to, ze droga uczy wierzyc po doroslemu a nie infantylnie, jak wiekszosc katolikow. Po pewnym czasie w neo, nie moglam sie nadziwic jak naiwnie wierzylam w Boga zanim wstapilam na droge. Na pewno neo nie jest dla kazdego ale jezeli masz szanse isc i sprobowac to zachecam. Na pewno Ci to nie zaszkodzi a moze akurat bedzie Ci odpowiadal taki rodzaj formacji duchowej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość azakloj
kurwa mnoza sie te sekty jak grzyby po deszczu i po chuj to komu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość neokatechumenat.....slow kilka
atechumenatu. Odczułem wówczas, że katechiści głoszą inny stosunek do Eucharystii niż nauczał i naucza nadal Kościół Rzymsko-Katolicki. Dla wielu braci z pewnością takie traktowani Eucharystii jest odpowiednie, bowiem mogą zawsze być u Komunii św., nie muszą często korzystać z sakramentu spowiedzi. Przy okazji na pięknej liturgii pokutnej wyzna się wszystko hurtem, aż do następnej liturgii. Myślę, ż nie można milczeć i nic nie robić w takich sytuacjach. /.../ nasze interwencje w Kurii Lubelskiej, a głównie u Biskupa Pylaka, nic w zasadzie nie zmieniły, /.../. Komunia święta głównie przyjęcie woli Bożej niż Chrystusa w Eucharystii. W tym roku (18 I) w czasie liturgii domowej, przygotowując omówienie tekstów do Eucharystii na sobotę (20 I) jedna z uczestniczek powiedziała znów dosłownie: "w Kościele nie odnalazłam Boga, Kościół nie dał mi tego, co znalazłam we wspólnocie, tu mogłam się obnażyć duchowo i wewnętrznie, tutaj się przekonałam, z otrzymam nawrócenie". I znów pochwała wspólnoty, a negacja zasług Kościoła. Jak zwracam czasami w rozmowach uwagę, ze w naszej wspólnocie jest dużo protestantyzmu i krytyk Kościoła, to najczęściej w odpowiedzi słyszę: "mnie to nie przeszkadza, bylebym się nawrócił/a/, i nauczył/a/ się kochać nieprzyjaciół, a wierzę, że na tej drodze to się stanie". Czy ruch neokatechumenalny (obym się mylił, ale jeśli się nie mylę), nie jest nowym przejawem masonerii lub innych ugrupowań wrogich Kościołowi Rzymsko-Katolickiemu? 24 I 1984 r. w czasie liturgii Słowa na temat "szatan", słyszałem taka mniej więcej wypowiedź: "... wierzę, że tylko na tej drodze otrzymam nawrócenie, że przyjdzie taki czas, a Bóg weźmie mnie w swoja opiekę i szatan nie będzie miał do mnie żadnego dostępu...." Wiemy, że szatan atakował nie tylko świętych za ich życia, ale nawet ośmielił się kusić samego Syna Bożego - Jezusa Chrystusa. W grudniu 1983 r. w czasie konwiwencji wyjazdowej do Rogoźna (domach KUL-u) zapowiedziano nam, że "Kościół powołuje nas, byśmy nieśli innym dobrą nowinę o nawróceniu i o Chrystusie Zmartwychwstałym". Mieliśmy chodzić po domach (na wzór Świadków Jehowy). Władze Kościoła lubelskiego, jak się późnij o tym dowiedziałem, o tym "zaleceniu Kościoła" nic nie wiedziały. Biskup Z. Kamiński stanowczo stwierdził, że nie podpisze żadnego pisma wyrażającego taką zgodę Kurii. Zgody nie było, ale wiem, że "bracia" chodzą po domach "prywatnie", robią co chcą bez zgody Kurii. Dla mnie jest sprawą jasną, że w tym "chodzeniu po domach" nie chodzi tyle o nawrócenie, ale głównie o przygotowanie i głoszenie wszem i wobec (po domach, kiedy można mówić wiele w kontakcie bezpośrednim) i werbować nowych zwolenników neokatechumenatu. Kto ich w ogóle upoważnił, bez uprzedniej zgody Biskupa, do mówienia "w imieniu Kościoła" - jakiego? Trzeba pamiętać, że to ma miejsce wewnątrz Kościoła. Nim rozpoczną się w jakiejś parafii nowe katechezy (Deo gratias w Polsce nie znajdują one - jak dotychczas - powodzenia), katechiści maja za zadanie nawiązać osobisty kontakt z proboszczem, uprzednio dobrze wyselekcjonowanym, który w wielu przypadkach nie zna dokładnie całej prawdy o wspólnocie, a słyszał o niej same superlatywy i jakie to korzyści może przynieść, a głównie dla tych, którzy odeszli od Kościoła (przecież oni i tak nie chodzą do parafii). Nam potem oficjalnie ogłasza się, ze taki a taki ksiądz proboszcz sam prosił o katechezy. W każdej parafii zawsze znajdą grupę, która to chwyci i dalej pójdzie samo. Obecnie, zarówno w polityce, jak i we współczesnych formach walki z Kościołem zarzucona została stara metoda mówienia wprost przeciwko Kościołowi, atakowania go bezpośrednio, właśnie dlatego, że takie działanie wprost jest łatwo zauważalne, jest ów "konkret", który trzeba zwalczać. Współczesna metoda walki z Kościołem skierowana jest nie tyle do świadomości człowieka wierzącego, ile do jego podświadomości, działanie na jego podświadomość, przez użycie odpowiednich słów, metod, stwarzanie odpowiedniego nastroju (co świetnie robią w neokatechumenacie), w którym dla ludzi z zewnątrz, łatwo ulegającym takim klimatom, a tym bardziej w płaszczyźnie religijnej, pozwala skutecznie realizować swoje zaplanowane cele i założenia. Na przykład coraz to bardziej "wtajemniczeni bracia w owe skrutinia i konwiwencje" nie mogą nic wynosić na zewnątrz, a jeśli to czynią, są bardzo źle widziani we wspólnocie, są silnie alienowani przez sfanatyzowanych braci, a w końcu odchodzą sami z "drogi", bowiem taka alienacja nie sprzyja uczestniczeniu we wspólnocie. Część fanatyczna zostaje i trwa nadal "na drodze". W czasopiśmie COMMUNIO (Międzynarodowy Przegląd Teologiczny Nr 1/13) Rok III, 1983 w artykule na temat neokatechumenatu (na str. 46-56), m.in. na str. 51 jest zdanie: "... nikt nie może mieć Boga za ojca, jeśli nie ma Kościoła za matkę ...". Każdy, kto czyta zdanie (i inne na temat katechumenatu) nie będzie miał żadnych zastrzeżeń do tej drogi, bowiem czytelnik tego artykułu dowie się, że "na drodze" po pierwszym skrutinium "...bracia odkrywają Kościół jako matkę, której potrzebujemy, byśmy mogli dojrzeć do wiary". Jaki Kościół? Jaka Matka? Jak to rozumieć w kontekście faktów, które podałem wyżej?! Przecież wydawałoby się, że jest jeden Kościół dla nas, tj. rzymsko-katolicki. Czyżby w Nim powstawał drugi, lepszy kościół, którym jest neokatechumenat? Dla umysłu krytycznego i otwartego coś tutaj się nie zgadza. Tym bardziej, że istnieje silny nacisk szefów wspólnoty z Włoch do tworzenia jak najwięcej tych wspólnot. To, ze jest ich dużo na Zachodzie (Zachód posiada inne podłoże socjalne i polityczne dla tych wspólnot) nie znaczy, że powinny one również rozszerzać się i u nas, tym bardziej, że ich rola dla dobra Kościoła jest tylko pozorna, a nawet wręcz wroga. Na jednej "bardzo ważnej" konwiwencji Stefano powiedział wyraźnie: "jeżeli chcecie się szybko nawrócić, musicie przyjąć co wam mówimy bez zastrzeżeń i musicie całkowicie nam zaufać i podporządkować, wówczas szybciej się nawrócicie". Mamy dowody, że nie wszystko dosłownie "uzgadniano" z Biskupem Ordynariuszem, dlatego nie można im całkowicie ufać, bo po prostu kłamią lub słowami nie mówią całej prawdy lecz pół lub ćwierć prawdy i robią swoje "w uzgodnieniu z biskupem". Na tejże konwiwencji dowiedzieliśmy się, że "grzech jest wówczas, kiedy czuję, że zgrzeszyłem, a jeśli nie czuję to nie ma grzechu..., nie ma grzechu lekkiego lub ciężkiego, grzech jest albo nie ma". Kościół Rzymsko-Katolicki odróżnia grzech ciężki od powszedniego i daje nam jasno wykład kiedy jest grzech a kiedy nie ma, zresztą po to jest i spowiedź uszna. Kiedy wówczas zapytałem A. Cholewińskiego, czy wobec ich (katechistów) możemy iść do Komunii św. w stanie grzechu ciężkiego, nie miałem od razu jednoznacznej odpowiedzi. Dopiero po naradzie ze Stefano odpowiedział mi: "nasza odpowiedź jest - nie", zaznaczając, żeby wszyscy bracia usłyszeli odpowiedź jeszcze w trakcie katechezy. Bracia wyznają głównie "swoją grzeszność". Myślę, że taka interpretacja grzechu nie była "uzgadniana" z Biskupem Pylakiem. Jeśli chodzi o katechizację po domach, to w czasie rozmowy z tymże Biskupem Pylakiem usłyszałem: "przecież im nie zabronię chodzić po domach". Może ksiądz biskup im nie zabraniać, ale skoro nie otrzymali oficjalnej zgody z Kurii, dlaczego to czynią bez tej zgody. Przecież to się dzieje wewnątrz Kościoła. Świadkom Jehowy biskup nie może zabronić, to prawda, ale przecież owi katechiści, po zakończonej katechezie proszą tegoż księdza biskupa na różne swoje ceremonie, żeby był znak "że biskup ich popiera i akceptuje całą drogę. Nie możemy być obojętni, głusi i ślepi, kiedy widzimy taką działalność wewnątrz Kościoła, naszej Matki! To prawda, że "bramy piekielne nic nie mogą uczynić złego, nie przemogą go", ale w płaszczyźnie ludzkiej, szatan przez innych ludzi może zrobić wiele zła, może to być poważne zagrożenie Kościoła od wewnątrz. Już chyba dość było podziałów w Kościele: XI w. - prawosławie, XVI w. - protestantyzm. Nie możemy dopuścić do nowego rozłamu w Kościele Rzymsko - Katolickim. Myślę, że nie byłby to przejaw ekumenizmu. Odrodzenie Kościoła - tak, rozłam - nie. Nie możemy wszystkiego "zwalać" na Boga, że Pan Bóg nie dopuści do rozłamu. Dziś sytuacja w świecie jest inna, niż dawniej. Kościół musi się wzmacniać nie rozbijać, każde odchodzenie od Kościoła, każdy rozłam jest dobrze widziany w oczach wrogów Kościoła Chrystusowego. Nie wszystko co nowe i odmienne jest dobre. Jezuici, którzy bardzo skłonni są realizować i propagować tę "drogę" (oo. A. Cholewiński, F. Pełka, J. Pituch i inni), zawsze w Kościele chcieli być oryginalni, ale nie zawsze to co robili było dobre dla Kościoła. W okresie stanu wojennego pewna aktywistka naszej wspólnoty została przypadkowo zatrzymana i przesłuchiwana (ktoś jej w pracy podrzucił tajne i nielegalne biuletyny). W czasie śledztwa funkcjonariusz SB powiedział do niej: "wiemy, że jest pani w prorządowej wspólnocie, czyli w oczach naszych władz neokatechumenat posiada też charakter polityczny, nie tylko religijny (sic) i jest w pełni popierany przez władze. Myślę, że fakt ten nie wymaga komentarza. O ile wspólnota oazowa "Światło-Życie", akceptowana oficjalnie przez nasz Episkopat, posiada swego opiekuna z ramienia Episkopatu Polski, była i jest pod obstrzałem SB i władz politycznych, to nasza wspólnota neokatechumenalna nigdy nie miała żadnych "wizyt", ani przeszkód w swojej pracy i działalności na terenie PRL. Fakt ten również nie wymaga komentarza. Kiedy rozmawiałem na ten temat i sygnalizowałem o naszej wspólnocie profesorom i kolegom KUL-u, czułem ich zaniepokojenie, a nawet oburzenie wieloma faktami. Ale wszystko jest bez zmian. Wielu aktywistów i katechistów, którzy na skutek zaniedbania swoich obowiązków zawodowych z powodu licznych wyjazdów na katechezy i zwolnień z pracy, szybko byli przez swoich kolegów angażowani na KUL-u, nie zawsze zgodnie ze swoimi kwalifikacjami, np. doktor chemii z /.../ pracuje teraz w Redakcji Wydawnictw jako redaktor wydawnictw teologicznych i innych. Z nowego miejsca pracy nie będzie miał kłopotów z "delegacją" na wyjazd na katechezy. W rozmowie z księdzem Biskupem Pylakiem słyszałem nieraz: "nie widzę konkretnych zarzutów teologicznych". Myślę, że trudno jest się ich doszukać wprost, bowiem katechiści i przywódcy wspólnoty unikają konkretnych wypowiedzi niezgodnych z nauka Kościoła (chociaż takie wypowiedzi były, skoro sam Papież Jan Paweł II na wyżej wspomnianym spotkaniu przypominał wiele razy o trzymaniu się dyscypliny kościelnej), a więc miał Ojciec Święty ku temu powody. Cechą charakterystyczną dla neokatechumenatu jest używanie wieloznacznych słów, albo mówienia pół lub ćwierć prawdy, ale nie całej prawdy, a szczególnie wówczas, kiedy można by postawić zarzut, a w takiej sytuacji zarzut będzie natychmiast odparty słowami: "myśmy tego nie mówili". Na przykład: przed przyjęciem nas do wspólnoty poinformowano Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego, że konwiwencja odbyła się na Jasnej Górze w Częstochowie. Oczywiście Ksiądz Prymas domyślał się, że byliśmy i u naszej Matki. Tymczasem program (był i czas wolny) nie przewidywał ani razu spotkania w Kaplicy Matki Bożej, nie było też wspólnej Drogi Krzyżowej. Na moje zapytanie skierowane do ks. Z. Czerwińskiego otrzymałem jednoznaczna odpowiedź: "Jest to przeżytek i stara forma modlitwy". Kiedy na zarzut jednej z naszych sióstr, stwierdzającej dlaczego nie powiedziano o tym Prymasowi, żeśmy nie byli na modlitwie w Kaplicy Matki Bożej, odpowiedzialny wspólnoty powiedział: "po co było mówić Prymasowi o tych szczegółach". Myślę, ż nie wymaga to komentarza. W konkluzji chciałem stwierdzić, że nie jest sprawa zręczna pisać i donosić o tym /.../. Jest to może rodzaj "kalania własnego gniazda", ale myślę że to właśnie moje gniazdo - Kościół Święty Rzymsko-Katolicki jest kalany przez braci katechistów i innych, dlatego w sumieniu nie mogę dłużej milczeć, tym bardziej, że dotyczy to nie tylko Kościoła Lubelskiego, w którym wspólnoty rozpoczęły działalność i w której Ordynariusz jak gdyby faworyzował ten ruch wspólnotowy, ale dotyczy on i całego Kościoła w Polsce, bowiem wspólnoty są zakładane i w innych diecezjach w kraju. Wspólnota ta powstała w 1975 roku i mimo różnych uwag krytycznych trwa nadal i rozwija się. Nie było również jasnego i otwartego stanowiska wobec tej wspólnoty naszego Episkopatu. Nie jestem za "wylewaniu dziecka z kąpielą" i likwidacja już istniejących wspólnot, lecz jestem zdecydowanie przeciwny powstawaniu nowych tego typu wspólnot w Polsce. Każdy kto bliżej pozna te wspólnoty i posiada krytyczny sposób patrzenia na sytuację, widzi że nie jest to "czysta" robota w Kościele, ze nie chodzi tylko o samo "nawrócenie" na prawdziwe chrześcijaństwo, ale chodzi o coś więcej, o powstawanie jak największej ilości wspólnot, ich rozwój i mnożenie liczby fanatycznie oddanych jej członków z grona ludzi wierzących w Kościele Rzymsko-Katolickim. A potem ... oby się nie spełniło to, co myśl krytyczna tutaj podsuwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość neokatechumenat.....slow kilka
iu przypominał wiele razy o trzymaniu się dyscypliny kościelnej), a więc miał Ojciec Święty ku temu powody. Cechą charakterystyczną dla neokatechumenatu jest używanie wieloznacznych słów, albo mówienia pół lub ćwierć prawdy, ale nie całej prawdy, a szczególnie wówczas, kiedy można by postawić zarzut, a w takiej sytuacji zarzut będzie natychmiast odparty słowami: "myśmy tego nie mówili". Na przykład: przed przyjęciem nas do wspólnoty poinformowano Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego, że konwiwencja odbyła się na Jasnej Górze w Częstochowie. Oczywiście Ksiądz Prymas domyślał się, że byliśmy i u naszej Matki. Tymczasem program (był i czas wolny) nie przewidywał ani razu spotkania w Kaplicy Matki Bożej, nie było też wspólnej Drogi Krzyżowej. Na moje zapytanie skierowane do ks. Z. Czerwińskiego otrzymałem jednoznaczna odpowiedź: "Jest to przeżytek i stara forma modlitwy". Kiedy na zarzut jednej z naszych sióstr, stwierdzającej dlaczego nie powiedziano o tym Prymasowi, żeśmy nie byli na modlitwie w Kaplicy Matki Bożej, odpowiedzialny wspólnoty powiedział: "po co było mówić Prymasowi o tych szczegółach". Myślę, ż nie wymaga to komentarza. W konkluzji chciałem stwierdzić, że nie jest sprawa zręczna pisać i donosić o tym /.../. Jest to może rodzaj "kalania własnego gniazda", ale myślę że to właśnie moje gniazdo - Kościół Święty Rzymsko-Katolicki jest kalany przez braci katechistów i innych, dlatego w sumieniu nie mogę dłużej milczeć, tym bardziej, że dotyczy to nie tylko Kościoła Lubelskiego, w którym wspólnoty rozpoczęły działalność i w której Ordynariusz jak gdyby faworyzował ten ruch wspólnotowy, ale dotyczy on i całego Kościoła w Polsce, bowiem wspólnoty są zakładane i w innych diecezjach w kraju. Wspólnota ta powstała w 1975 roku i mimo różnych uwag krytycznych trwa nadal i rozwija się. Nie było również jasnego i otwartego stanowiska wobec tej wspólnoty naszego Episkopatu. Nie jestem za "wylewaniu dziecka z kąpielą" i likwidacja już istniejących wspólnot, lecz jestem zdecydowanie przeciwny powstawaniu nowych tego typu wspólnot w Polsce. Każdy kto bliżej pozna te wspólnoty i posiada krytyczny sposób patrzenia na sytuację, widzi że nie jest to "czysta" robota w Kościele, ze nie chodzi tylko o samo "nawrócenie" na prawdziwe chrześcijaństwo, ale chodzi o coś więcej, o powstawanie jak największej ilości wspólnot, ich rozwój i mnożenie liczby fanatycznie oddanych jej członków z grona ludzi wierzących w Kościele Rzymsko-Katolickim. A potem ... oby się nie spełniło to, co myśl krytyczna tutaj podsuwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Neofinanse
1. Opłaty za miejsca na konwiwencje wyjazdowe : * zbiórka pieniężna. Jeżeli wychodzi za mało - zbiórka jeszcze raz. Być może są też finanse dokładane skądś, np. od wspólnoty, która wysyła katechistów. Katechiści wędrowni : * zbiórka "na katechistów" /bez weryfikacji końcowej uzyskanej kwoty/ * fundusze ze wspólnoty, która wysyła katechistów * i znowu - być może są jakieś inne dotacje, ale tego nikt nie mówi oficjalnie nigdy. Katechiści wędrowni zamieszkują w wynajętym domu lub mieszkaniu przez jakiś czas, np. kilka miesięcy . Katechiści wędrowni to ludzie, którzy sami się zgłaszają po II skrutinium. Katechiści stali - ekipa w składzie: główny odpowiedzialny /lub małżeństwo/, odpowiedzialni, prezbiter, kantor - ze środków własnych plus być może dodatek ze środków wspólnoty. Jeżeli wyjeżdżają dalej - mechanizm jak wyżej. Seminaria Redemptoris Mater: * zbiórki specjalne na seminaria raz na jakiś czas lub przy okazji większych zgromadzeń. Po I skrutinium: Nakaz do zrealizowania : weź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim. Publiczna odpowiedź negatywna na realizację nakazu jest równoznaczna z opuszczeniem wspólnoty i przejściem do młodszej wspólnoty / bez względu na to, czy taka jest w dalszej czy bliższej okolicy. Nie ma od tego żadnych wyjątków/ Do tego słyszeliśmy komentarz z NT, o małżeństwie, które oszukało wspólnotę i straciło życie. Nakaz - bez sprecyzowania, komu podarować sprzedane środki, z ew. podpowiedzią : do puszki w kościele. Nakaz obejmuje tajemnica, której nie można mówić "młodszym braciom" ani osobom postronnym, a we wspólnocie - każdy ma zrealizować indywidualnie i też bez specjalnego szumu /...niech nie wie lewa ręka, co czyni prawa.../ W końcowym efekcie: kto "leci na całość", zostaje praktycznie "więźniem systemu". Kto nie umie albo zmienił zdanie - służy za przykład "nienawróconego", słabego w wierze,itd. Objęcie nakazu tajemnicą służy też za pole do manipulacji i pomówień w wypadku, kiedy ktoś odejdzie ze wspólnoty po I skrutinium. Myślę, że praktycznie poza nielicznymi wyjątkami nikt nie spełnia tego nakazu, i że taki wynik służy potem za jakieś pole do manewru przy II skrutinium. II skrutinium: Osobiście nic nie wiem, gdyż to jest kolejny "stopień wtajemniczenia" i "starci bracia" milczą. W internecie przeczytałam świadectwo człowieka, który odszedł na późniejszym etapie, że po II skrutinium - 10% dochodów należy przeznaczyć na neo. Nie wiem, czy jednorazowo, czy co jakiś czas. To się zgadza z jedną moją obserwacją : bezpośrednio po II skrutinium osoba, którą znałem, a była dosyć zamożna, sprzedawała złote precjoza i powiedziała, że te fundusze pójdą "na dobry cel". Myślę, że te "10%" czy cokolwiek to jest - jest po II skrytinium uzyskać o tyle łatwiej, że ludziom łatwiej zamienić wersję "rozdaj wszystko ubogim"- tę z I skrutinium - na wersję "daj określoną ilość na wiadomy wspólnotowy cel". W końcowym efekcie to mogą być całkiem duże kwoty. Następne stopnie - nie mam żadnych wiadomości. W neo- nikt się nigdy nie dopytuje o nic, a zresztą - to i tak nic nie da, ponieważ "ustrój" we wspólnocie jest z definicji niedemokratyczny. Nieoficjalne wiadomości to wyłącznie te w rodzaju "jedna pani drugiej pani". Oficjalne to tylko takie, które uznają za stosowne przekazać katechiści. Wspólnota dostaje informacje wyłącznie odpowiednie do aktualnego "etapu na drodze". Odpowiedzialni przekazują pieniądze - dalej. Gdzie się kończy "dalej" - nie wiem. I nie sądzę, żeby ktokolwiek wiedział więcej niż to, co powiedzą kolejni odpowiedzialni. Z założenia : władze we wspólnocie pochodzą od Pana Boga i mówi przez nie Duch Święty. Czy zatem można kwestionować ich prawdomówność ? - - I przy okazji finansów : bardzo praktyczne uwagi, które słyszą wszyscy po wielekroć na katechezach okolicznościowych : * "kto odejdzie ze wspólnoty, będzie wcześniej czy później wył za nią jak pies" /cytat ze słów katechisty/ * Kto odchodzi ze wspólnoty, a potem wraca po jakimś czasie, co się często zdarza, zwłaszcza u osób samotnych - jest okazją do komentarza w rodzaju : patrzcie, katechiści mówili, że będą wracać * "jeżeli brat, który odszedł, mówi ci, żebyś zrobił to samo - nie słuchaj go. Przez niego mówi diabeł." - tak też często mówią katechiści /...którzy mają Ducha Świętego.../ * Wiadomości o Duchu Świętym i "posiadaniu światła" przez katechistów rozchodzą się drogą nieoficjalną na rozmaitych rozmowach choćby towarzyskich, jedni przekazują to drugim od takich, co wiedzą lepiej, bo są "dalej na drodze". * Oficjalne jest za to stwierdzenie, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem, władza pochodzi od Boga, a do pełnienia funkcji w neo- powołuje Pan Bóg, głosem braci i/lub katechistów. P.S. Poza przypadkowymi ewentualnymi środkami, które trafią bezimiennie do puszek w kościele w ramach realizacji zadania z I skrutinium - żadne, na pewno żadne neokatechumenalne środki nie trafiają oficjalnie na żaden parafialny cel. /być może za wyjątkiem ew. opłat związanych z prowadzeniem neo-katechez służących założeniu wspólnoty na danym terenie/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×