Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Nothingman

Dziękuje i żegnam

Polecane posty

Gość Nothingman

Chciałbym się pożegnać i podziękować wszystkim osobom ,które udzielały się w moich tematach i próbowały pomóc. Dziękuje za wsparcie i dobre rady ,ale niestety w moim przypadku nic się już nie da zrobić. Pozostała tylko jedna słuszna droga. No cóż widocznie tak już musi być...Może w przyszłym życiu bardziej mi się poszczęści...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybeńka*
mam nadzieje ze podpuszczasz nas... ??? to my tu flaki wypruwamy z dobrymi radami a Ty takie numery wstawiasz??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ludzie dajcie mu spokój
Tego typu szantaż emocjonalny to najgorszy syf jaki można zrobić żyjącym - autorze wątku, jeśli to nie podpucha, idź się czym prędzej zabij i nie zawracaj nam głowy. Mamy prawo o tym nie wiedzieć - Twoja śmierć to Twoja sprawa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ucieczka nie jest rozwiązaniem
Najgorszy krok, jaki można zrobić! - tak trzeba nazwać decyzję o samobójstwie. Materiał zebrany przez Fundację Nautilus pozwala postawić jednoznacznie tezę - to droga donikąd! Zdarza się czytać nam listy od osób, które zgubiły drogę. Są załamane, szukają sensu, pocieszenia, nadziei. Jedną z podstawowych zasad obowiązujących na pokładzie Nautilusa jest służenie ludziom pomocą i... staramy się pomóc tak, jak tylko potrafimy. Tlumaczymy wtedy, że tak naprawdę otaczający nas świat rozsypującej się materii jest tylko pewnym teatrem, który ma dać nam możliwość nauki i doskonalenia się. Jeśli spojrzy się na ów teatr z odpowiedniej perspektywy, a taką niewątpliwie daje pokład Nautilusa, wtedy naprawdę wszelkie załamania i depresje w "świecie maji zbudowanym z materii" nie mają sensu. Łatwo to jednak mówić, ale życie jest życiem. Wiele osób jest "na krawędzi", a zdarza się, że myślą o kroku desperackim, który w ich błędnym mniemaniu uwolni ich od kłopotów i trudnej sytuacji. Jest dokładnie odwrotnie (ta sama sytuacja powróci, gdyż nie istnieje "ucieczka z lekcji"). Spójrzcie na wielkie światowe religie. Są one nawzajem skłócone, a ich dogmaty wzajemnie się wykluczają. W zasadzie są zgodne tylko w jednym punkcie - potępiają śmierć samobójczą. Pomijając zupełną patologię w postaci muzułmańskich terrorystów (naszym zdaniem błędnie interpretują naukę Koranu o śmierci dla Boga, ale to inna sprawa) wszystkie ostrzegają przed popełnieniem błędu, który potem ma bardzo fatalne konsekwencje. Materiał zebrany przez Fundację Nautilus pozwala postawić tezę, że wielu samobójców targając się na własne życie doprowadza do zakłócenia jakiegoś boskiego prawa życia i śmierci, a efektem tego jest niepojawienie się "światła". Muszą oni później odczekać na ziemi kolejny okres czasu aż do momentu, kiedy ktoś im pomoże "ponownie stanąć przed światłem". Przytłaczająca ilość nawiedzonych domów czy miejsc jest właśnie "okupowana" przez duchy samobójców i tylko taka instytucja jak FN ma świadomość, jak ogromny jest to problem nie tylko dla owej biednej zabłąkanej istoty, ale także dla ludzi zmagających się z przypadkiem nawiedzenia. Wtedy można pomóc, ale wymaga to dużego nakładu sił i czasu. Robert Buchta to autor, który już wiele razu pojawiał się na naszych stronach. Tym razem Robert napisał tekst poświęcony właśnie problemowi "zejścia ze sceny przed zakończeniem spektaklu". Tekst ten uważamy za ważny i wart tego, aby zapoznali się z nim wszyscy. Szanowna Fundacjo, W nocy z 11 na 12 maja bieżącego roku w miejscowości Bór k. Nowego Targu dwie nastolatki powiesiły się w stodole. Informacja ta zaszokowała wiele osób. Tymczasem dane statystyczne ujawniają, że rocznie młodzi ludzie podejmują blisko 400 prób samobójczych. Niewiele ponad połowa z nich kończy się tragicznie. Można odnieść wrażenie, że młodzi ludzie stawiani wobec wyzwań ponad siły przy braku wsparcia w rodzinie, wybierają drogę ucieczki z naszego świata do (jak by się wydawało) lepszej rzeczywistości, pozbawionej wszelkich trosk i cierpienia. Owszem, pobieżnie przeglądając popularne książki poruszające kwestie życia po śmierci można dojść do takiego przekonania. Jednakże bliższe zapoznanie się ze stosowną literaturą prowadzi do wniosku, że problem jest bardziej złożony. Szczególnie mocno zaakcentował go Raymond Moody, autor słynnej książki "Życie po życiu". Z relacji tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną i powrócili wynika bowiem, że akt samobójczy niczego nie rozwiązuje, a podlega surowej karze. Więcej, pewna część winy przerzucona zostaje na tych, którzy przyczynili się do samobójstwa. Każdy, kto wrócił, przeszedł głęboką przemianę i zmienił swoje nastawienie do życia. Powrócił z przekonaniem, iż ma na Ziemi do wykonania jakieś zadanie, a samozagłada jest w pewnym sensie buntem przeciw Stwórcy. Naturalną śmierć natomiast zaczął traktować jak wypoczynek po znojnym dniu. Podobne podejście reprezentuje zdecydowana większość religii. W religii katolickiej dominuje szacunek dla życia, także własnego. Natomiast samobójcy skazują siebie na wieczne cierpienie i potępienie. Koran wręcz woła : "Nie zabijajcie się !" (Sura IV, w. 29). Religie Wschodu mówią, że ucieczka przed problemami nic nie daje, a ten, kto ucieka będzie musiał wrócić do tej sytuacji ponownie. To spojrzenie przez pryzmat reinkarnacji. Z tym oczywiście nie każdy musi się godzić. Ale właśnie to spojrzenie powinno dosyć skutecznie przeciwdziałać pokusie samounicestwienia. Wizja nieustannych powrotów i zaczynania wszystkiego od nowa, od żłobka, szkoły podstawowej... Zatrzymując się jeszcze na chwilę w kręgu religii Dalekiego Wschodu warto podkreślić, że w porównaniu z naszą literaturą opisującą drugą stronę Tybetańska Księga Umarłych daleka jest od sielankowych obrazów tamtego świata. Przy niej opowieści osób, które przeżyły śmierć kliniczną i podzieliły się z nami wrażeniami na kartach Życia po życiu po prostu bledną. Uświadamia nam, jak łatwo pogubić się po drugiej stronie granicy oddzielającej życie od śmierci i ile zagrożeń czyha na opuszczającą ciało duszę. Przypomnieć wypada krótko, że Tybetańska Księga Umarłych to tekst liczący sobie co najmniej siedem wieków. Jest lekturą trudną, lecz wciągającą. Towarzyszymy zmarłemu w podróży poprzez przestrzeń buddyjskiego nieba. Widzimy razem z nim główną światłość pojawiającą się zaraz po przekroczeniu progu śmierci. Światłość wtórną. Przeżywamy smutek związany z brakiem powodzenia przy podejmowaniu prób kontaktu z żyjącymi. Przyglądamy się bezowocnym wysiłkom ponownego zasiedlenia ciała, będącego już w zasadzie wyłącznie zlepkiem materii. Obserwujemy wraz ze zmarłym wyłaniające się obrazy zjaw spokojnych, zaś nieco później budzących grozę. I wreszcie moment, kiedy nie uchwyciwszy żadnego z haków miłosierdzia nasz zmarły trafia w szprychy kołowrotu egzystencji. W geście rozpaczy powodowanej przeżywanymi udrękami zadawanymi przez krwiożercze zjawy ucieka, przyoblekając nowe ciało. Kłopot w tym, że niekoniecznie ludzkie ciało. Zgłębiając Tybetańską Księgę Umarłych czujemy, jak ulatuje z nas wszelka ochota na opuszczanie tego świata, w którym się zadomowiliśmy, urządziliśmy. Nawet, gdy mocno tkwimy w przekonaniu, że mamy dość tego życia. Motywy pchające do samobójstwa Księga przesuwa na dalszy plan. W ich miejsce pojawia się zalecenie położenia większego nacisku na życie tu i teraz, bo przyszłość po przekroczeniu wrót śmierci wydaje się niepewna. A stamtąd już nie ma powrotu. Tym, którzy nie lubią bądź nie mają czasu czytać polecić można film Vincenta Warda "What dreams may come" wyświetlany u nas pod tytułem "Między piekłem a niebem". To w zasadzie opowieść o miłości silniejszej niż śmierć, oprawiona w ramy achrześcijańskiego wyobrażenia tamtego świata. Mamy tu bajecznie kolorowy obraz nieba, który zderza się z pełną dramatu wizją piekła - miejsca, gdzie trafiają samobójcy. W piekle odtwarzają swój świat. Pełen bólu i cierpienia, których nic nie może przełamać. I trwają w nim niezmiennie przez wieki. Ta cała masa niepokojących przesłanek nakazuje każdemu jeszcze raz zastanowić się, ponownie przemyśleć pewne kwestie zanim podejmie się pochopną decyzję. Pośpiech w żadnej sytuacji nie jest dobrym doradcą, a szczególnie w stanie głębokiej depresji. Jeżeli na jednej szali kładziona jest niezbyt ciekawa perspektywa na wieczność, a na drugiej życie, w którym kłopoty są tylko przejściowe i zawsze istnieje szansa spotkania kogoś, kto poda nam pomocną dłoń, to chyba wybór wydaje się oczywisty. Cały czas czeka sztab psychologów gotowych nieść pomoc. Do dyspozycji mają cały asortyment medykamentów od soli litu, najstarszego związku począwszy, po ultranowoczesne środki antydepresyjne, terapie poznawcze i interpersonalne, elektrosejsmoterapię, stymulację elektromagnetyczną, jak też wyrafinowane programy komputerowe. Reagować powinniśmy szybko: gdy znana nam osoba wpada w depresję po tym, jak w szkole otrzymała gorsze oceny, w pracy narzeka na brak sensu życiai, czy wyraźnie traci radość życia na rzecz wszechogarniającego nas smutku obarczonego ciężarem wstrętu do istnienia. Mamy obowiązek wykorzystać każdą szansę aby pomóc takiej osobie, którą daje nam los zanim ktokolwiek sięgnie po rozwiązania, które tak naprawdę jest dopiero początkiem problemów. Zanim będzie za późno i z obranej drogi nie będzie można zawrócić. Pozdrawiam! Robert Buchta Tekst: Fundacja NAUTILUS Źródło: FN 16.7.2008

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
samobójstwo jest egoizmem. pomyśl o swojej rodzinie, rodzicach - którzy bedą do końca życia cierpiec i wypominać sobie że nie zareagowali. pomyśl o przyjaciołach o ludziach ci bliskich... nikt nie będzie ciebie powstrzymywał, ale zastanów się... czy naprawdę chcesz na to skazać swoich najbliższych - na życie z poczuciem winy? :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×