Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość yh tu67 5

czekam aż syn wyjdzie z amoku cudzołożnego grzechu i powróci do swojej żony, bo

Polecane posty

Gość to interesujące
do Nie-Ja nie jesteś katoliczką to tłumaczy twoje niezrozumienie i poplątanie, lepiej nie wypowiadaj się w temacie o Bogu, jeśli jesteś niewierząca a z prawd uniwersalnych o jakich wspominasz , przyswajasz jedynie to co po twojej myśli i po swojemu interpretujesz, to właśnie jest w twoim przypadku racjonalizacją

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość achaacha
i tak możemy cytować,ale skąd wiesz jaka tego ma być interpretacja,w pi mie św. mnóstwo alegorii,porównań rozumiesz je dosłownie??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość achaacha
to interesujące-śiwtny bełkot i zarazem opinia dla wszystkich katolików,czego nierozumiesz wykpij,wyśmiej,zarzuć:) jestem katolikiem rozumiem nie-ja doskonale,co ma na myśli. Chcesz wierzyć to pokazuj to czynami ,a nie obelgami.Nastawisz drugi policzek,temu kto Cię 'uderzył'?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To interesujące. Powiedz mi, dlaczego utożsamiasz katolicyzm z wiarą (w cokolwiek)? Ja wierzę, ale nie jestem wyznawczynią religii katolickiej. Ponadto jako istota myśląca, potrafiąca CZYTAĆ i wyciągać wnioski, mam prawo do interpretacji rzeczywistości, zabronisz mi tego? Wyciągam wnioski i zadaję pytania. A moje pytanie brzmi - DLACZEGO niektórzy ludzie uważają, że Bóg chce aby byli nieszczęśliwi i unieszczęśliwiali innych? I w ogóle SKĄD w pewnych ludziach przekonanie, że wiedzą dokładnie czego Bóg sobie życzy. Księgi Biblii, Starego i Nowego testamentu powstawały w inne rzeczywistości, ponadto zostały NAPISANE, PRZETŁUMACZONE oraz WYBRANE do kanonu przez LUDZI, nie przez Boga. A teraz są interpretowane przez LUDZI, nie Boga. A skoro człowiek jest OMYLNY ze swej natury... dla mnie wniosek jest prosty. Biblia, a w zasadzie Nowy Testament (Jezus sam mówi, że jego wyznawców obowiązuje nowe przymierze) dla chrześcijan jest DROGOWSKAZEM, a nie sztywną ramą. W Nowym Testamencie jest taki fragment \"34 Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, 35 a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał Go, wystawiając Go na próbę: 36 «Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?»37 On mu odpowiedział: «Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. 38 To jest największe i pierwsze przykazanie. 39 Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. 40 Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy». \" Jak siebie samego, nie bardziej niż siebie. To nie jest wezwanie do umartwiania się, do poświęcania. Żyj i pozwól żyć. Poza tym czy naprawdę, tkwiąc w związku z osobą, której się nie kocha, robi się coś dobrego dla tej osoby? Bo moim zdaniem wręcz przeciwnie, zabiera jej sie szansę na szczęście, na znalezienie kogoś, kto będzie ją kochał ze wszystkich sił. Nie chciałabym żyć z człowiekiem, który jest ze mną nie z miłości do mnie, ale z umiłowania zasad, który nie zdradza mnie fizycznie, ale zdradza mnie w swoim sercu. Bo miłości nie można nakazać nawet samemu sobie. I współczuję wszystkim ludziom, którzy są ze sobą \"bo tak należy\". To biedni, nieszczęśliwi ludzie, którzy marnują bezcenny dar życia w nadziei na nagrodę po śmierci :-o Na miejscu Boga nieźle bym się wkurzyła, bo ostatecznie, nie po to daje On życie żeby je marnować. Cierpienia należy unikać, a nie dążyć do niego. Takie są moje przekonania i nie uważam, żebym skłaniała sie w nich ku \"ciemnej stronie \" :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już jesteś w ciemnej stronie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pisalam wczesniej o rozpaczajacej matce, co uznaliscie za szantaz emocjonalny. Sek w tym, ze ta kobieta ani slowem nie powiedziala o tym, co czuje, synowi, uwazajac, ze nie ma prawa wtracac sie do jego zycia. Ona tylko rozpaczala, bo to, co mu wpajala przez cale zycie, w co swiecie wierzyla, on odrzucil, dla, jak sie okazalo, chwili zauroczenia i zapomnienia. Ona, tak jak ta kobieta w temacie - tylko czekala i sie modlila, co poskutkowalo:-) Nie-ja, czytalam Twoje wypowiedzi z forum kobiet, ktorych mezowie maja dzieci z innymi kobietami. Jak to ciekawe, ze to Ty bylas jedna z nich, doskonale pamietam Twoje swiete oburzenie na problemy zdrady, bo sama chyba bylas w ich skorze. Ciekawe tez, jak ewaluuje Twoj swiatopoglad, w zaleznosci od tego, kto sie kolo Ciebie kreci - zdradzajacy maz lub kochanek, ktoremu rozwalilas rodzine. I nie mow mi, ze nie wiem, co mnie spotka, w jakiej bede sytuacji. Wystarczy zdrowy kregoslup moralny, a nie dostosowywanie przykazan do wlasnego widzimisie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja-dorota, jedno wyjaśnienie - ŻADNEJ RODZINY NIE ROZWALIŁAM to raz, a dwa, nadal uważam, że zdrada jest zła i że powinno się najpierw walczyć o małżeństwo, a jeśli to nie wyjdzie, odejść. zachowanie mojego byłego i zachowanie mojego obecnego partnera to dwa bieguny! tamten mówi mi o wielkiej miłości do mnie, zaklinał się, że żyć beze mnie nie może, a jednocześnie posuwał swoją kochankę i robił jej dziecko. okłamywał ją, okłamywał mnie. i takie zachowanie budzi moje głębokie obrzydzenie. mój obecny partner ze swoją ciągle-jeszcze-żoną jest szczery. poprosił ją o rozwód. jakie były argumenty? "co ludzie powiedzą, jak ja ci oddam dzieci? na jaką ja matkę wyjdę? " zajebiste, prawda? bo niestety ona nie jest w stanie fizycznie zająć się dziećmi na codzień. bo tego nie robi nawet teraz. myślisz mądralo, że mnie się podoba ta sytuacja? że sobie żyję spokojnie? ale wiem, ze gdyby ten facet spakował się i wyprowadził mając w dupie dzieci, nie otworzyłabym mu nawet drzwi. i nadal twierdzę, że NIE WIESZ co ci życie przyniesie i jak się zachowasz, bo jest zbyt wiele zmiennych żeby przewidzieć wszystkie. a ty popełniasz klasyczny grzech pychy :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oczywiście porozmawiać
Nie-ja: Cierpienia należy unikać, a nie dążyć do niego. Mt 16.24 Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój10 i niech Mnie naśladuje. 25 Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tu sie mylisz, bo ja takze mialam w swoim zyciu zawirowania, tzn mogl byc ktos zamiast mojego meza. Bylo to silne, gwaltowne, wprost zaslaniajace wszystko, cale moje zycie dotychczasowe, inne niz do tej pory. Mam jednak swoje priorytety i zadna sila nie jest w stanie ich zmienic, zadna. Potrafie wziac sie w ryzy i uswiadomic konsekwencje. Nie jestem zimna suka, ktora kalkuluje zyski i straty, ale mam w swoim zyciu jedna, generalna zasade: zyje tak, aby innym bylo ze mna dobrze, a nie mi samej ze soba i wierze w to, ze prawdziwa milosc nie wiaze sie z krzywda innych ludzi dookola. Jesli za moimi żądzami, emocjami, ktore przeciez sie zmieniaja, ida lzy i cierpienie, jesli musze sie ukrywac z moja miloscia, tlumaczyc komus, to znaczy, ze to nie jest prawdziwe uczucie i koniec. A co do innego rodzaju zwiazku.Wiem tez, ze KAZDE uczucie jest w stanie sie odrodzic, tylko po 1-oboje musza tego chciec, a po 2- musza byc usuniete wszystkie przeszkody, ktore nie pozwalaja skupic sie na swoim zwiazku. Czy Twoj partner - tak z reka na sercu- wyczerpal WSZYSTKIE mozliwosci ratowania swojego malzenstwa? Czy tez znalazl na nie antidotum w postaci innego zwiazku, kobiety, ktora sama jest zraniona i nie mysli racjonalnie, szukajac potwierdzenia swojej kobiecosci i milosci po swoim nieudanym malzenstwie? To drugie jest latwiejsze i chyba tak bylo w tym przypadku. A zreszta mozna zawsze powiedziec - zakoncz swoje malzenstwo, a wtedy przyjdz. Tego chyba tu nie bylo, a tak byloby w porzadku, przynajmniej wobec jego dotychczasowej rodziny...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja- dorota, nie będę ci udowadniać, ze nie masz racji, bo musiałabym opisać kilkanaście lat życia mojego i jego. ważne jest dla mnie, że ja jestem wobec siebie i jego dzieci w 100% w porządku. gdybym mu powiedziała - rozwiąż i przyjdź - oznaczałoby to kolejne lata osobno, a straciliśmy ich już zbyt wiele. i zbyt dobrze znam złośliwość losu, zbyt dobrze wiem, jak kruche jest życie, MOJE życie, żeby narażać się na następne lata bez niego. ja dziś jestem, jutro mnie nie ma. WIEM, że jego małżeństwo istnieje na papierku od bardzo długiego czasu. WIEM dlaczego wcześniej nie odszedł. WIEM, że rozpad tego związku nie ma nic wspólnego ze mną. to mi wystarczy. Oczywiście porozmawiać za cienka jestem w teologii żeby to wyjaśnić z przykładami, ale jedno jest dla mnie jasne - Jezus nie chciał żeby ludzie świadomie narażali się na cierpienie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość troszkę inaCZEJ
Jezus nie chciał aby ludzie byli sprawcą cierpienia, nie tylko dla siebie ale i dla innych

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"myślisz mądralo, że mnie się podoba ta sytuacja? że sobie żyję spokojnie? Skoro wiec wszystko wiesz, Nie-ja, od niego, jak sadze, to dlaczego czujesz sie niekomfortowo? Skad Twoj zachwiany spokoj? Co Cie gryzie, niepokoi? Czy to, u katolikow, nie nazywa sie zwyczajnie wyrzutami sumienia?:-) A swoja droga, o tym wszystkim wiesz od niego, masz w 100% pewnosc, ze tak wlasnie jest, jak Ci mowi? Przypomnij sobie klamstwa Twojego meza, w ktore zapewne, jak kazda zdradzana zona, dlugo wierzylas, bylabys w stanie wydrapac oczy, zaprzeczajac jego niewiernosci... Nie jestem Twoim wrogiem, naprawde wspolczuje Ci Twojej sytuacji, tego zapetlenia. Probuje tylko zasiac ziarno niepewnosci co do calego obrazu zwiazku. Moj maz tez twierdzil, ze mnie nie kocha, nie moze ze mna byc, bo nic do mnie nie czuje. Teraz jednak, po jakims czasie, okazuje sie, ze te uczucia gdzies byly i on je w sobie odnalazl...inne, niz wtedy, dojrzalsze i madrzejsze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja-dorota nie czuję się komfortowo z tej prostej przyczyny, że męczy mnie sytuacja, kiedy zamiast zostać ze mną musi wracać tam. wszystko. a co do wiadomości na temat jego sytuacji, mam je od jego rodziny, przyjaciół (naszych wspólnych zresztą) oraz jego żony. starczy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Idac tym tropem, mezczyzna wracajacy do domu, niemozliwe, by chcial wrocic do zycia w wierze, w sakramentalnym zwiazku, bo nawet tu jest egoista i ma inne powody...No, coz, a jesli sa wyjatki? Jesli takich wyjatkow osobiscie znam wiecej? Jesli rozmawiam z nimi, a oni szczerze opisuja mi swoje uczucia, te pozytywne i negatywne i dalej twierdza to samo? Ze jesli ma sie zakorzeniona wiare, w ktorej sie wzrastalo kilkadziescia lat, potem sie ja zagluszylo, to i tak ona da o sobie znac, ze Bog upomni ich, jak to mowia, da im prywatne lekcje z zycia, sprowadzi do parteru i upomni sie o nich...Co wtedy o tym sadzic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Melni111, jak by Ci tu powiedziec, ze A to A, a B to B. Ty masz swoje przypuszczenia, a ja mam co najmniej 4 przyklady na dowod, ze to jest mozliwe. Oczywiscie, bedziesz negowac, watpic, przedstawiac swoje argumenty, wysmiewac itd. Mi wystarczy, ze ich znam, chodza, mowia, ruszaja sie, tzn, ze zyja i, co najwazniejsze, sa z rodzinami, tymi slubnymi, do ktorych wrocili po latach i wszyscy mowia to samo - wrocili, bo chcieli zmienic swoje zycie i naprawic to, co zepsuli. I obojetnie, co powiecie, to jest prawda, przekonali sie o tym wszyscy, ktorzy na poczatku watpili i nie ufali. I to jest dla innych nadzieja, ze takie powroty sa miozliwe, ale musi pojsc za tym zarliwa modlitwa w intencji takiego mezczyzny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiesz ci jest w tym dziwne
Twoja pewność, że to zdanie; "oni szczerze opisuja mi swoje uczucia" jest prawdziwe. Ciekawe dlaczego tak bezkrytycznie wierzysz w szczerość osoby, która zdradziła, (bo rozumiem że te osoby zdradziły ale powrócily do starych związków). Taka osoba jest już wprawiona w kłamstwie dla osiągnięcia własnej korzyści. Okłamywała własną żonę czy męża, czyli najbliższe osoby, a tobie się wydaje, że do ciebie przyszla jak do konfesjonału? Dziwne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam 36 lat, 13 lat malzenstwa Co do pewnosci szczerosci - moje malzenstwo, podobnie jak i ich, tych zdradzaczy, udalo sie posklejac dzieki wspolnej checi do poprawy zycia. Dzialo to sie na rekolekcjach malzenskich, ktore wlasciwie ustawily wszystko na wlasciwych miejscach, kazdemu - zdradzaczom i ich rodzinom. Konieczna byla do tego absolutna szczerosc, a ze pracowalo sie ze specami od mazlenstw i psychologii, wszelki falsz bylby natychmiast weryfikowany przez chocby malzonki, ktore w tym uczestniczyly. To profesjonalisci. A ze dzialo sie dobrych kiilka lat temu, a mamy ze soba kontakt do tej pory, wiem, ze nic sie nie zmienilo w ich rodzinach (i moim). Czy jest sens ponownie zaufac zdradzaczowi? - tak, bo kazdemu nalezy sie druga szansa, kazdy sie kiedys w czyms potyka. A ze uswiadomilam sobie wtedy, ze wina rzadko lezy tylko po 1 stronie, ja tez mialam to i owo do naprawy, wiec on tez dal mi 2 szanse:-) i udalo sie. Na jak dlugo? nie wiem, bo niczego teraz nie jestem pewna, oprocz tego, ze mam kogos, kto mi zawsze pomoze i w kim mam oparcie - Bogu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Prof. teologii
Świat jest wielki, ludzie różni można więc założyć, że wszystko jest możliwe, nawet to, że można powtórnie się zakochać w małżonku, po latach życia osobno, albo z drugim partnerem. Teoretycznie wszystko jest możliwe. Znam takich ludzi. Rozwiedli się w nienawiści, po latach zawarli nowe związki małżeńskie, a po śmierci drugich małżonków, po trzydziestu paru latach od rozwodu, na parę ostatnich lat przed swoją śmiercią, zeszli ponownie. Ale nie z miłości, mimo że przynajmniej kobieta była bardzo gorliwą katoliczką. Rozmawiałem wiele razy i z nią, i z nim, i nie ukrywali, że ponowne wspólne zamieszkanie nie było z miłości, a z czystego wyrachowania i lęku przed samotnością. Nie ukrywali też tego przed sobą, nie udawali. I do końca żyli w codziennych sporach, kłótniach i wzajemnej niechęci, mimo, że w jakiś sposób się wspierali. Nie uważam Cię, pani jednak żona, za jasnowidza i ja też nie mam uniwersalnej recepty ani na szczęśliwe życie, ani na szczęśliwe małżeństwo, jednak jestem absolutnie przekonany, że braku uczuć niczym się nie zastąpi. Niczym ! A związek dwojga ludzi, w którym nie ma uczucia miłości, nigdy nie będzie dobrym, niezależnie od tego, jakim i czy w ogóle, sakramentem będzie uświęcony. Możesz wierzyć w Boga tak mocno, jak tylko potrafisz, ale to nie spowoduje, że pokochasz mężczyznę taką miłością, jaką kobieta mężczyznę powinna kochać, by z nim być i być z nim szczęśliwa. I tak samo jest z mężczyzną. Przypomnij sobie historię Jakuba, syna Izaaka, jednego z trzech patriarchów, do których odwoływał się także Jezus. Nie pokochał do końca swego życia Lei, pierwszej żonym mimo, że we wszystkim był posłuszny Bogu i mimo, że miał z nią dzieci. Całe życie kochał drugą żonę, Rachelę. Jeśli koniecznie miałbym podać jakąć receptę, to jest nią właśnie miłość. Bez niej małżeństwo nie będzie dobrym małżeństwem, choć na takie może wyglądać i choć może trwać i trwać. Potwierdzeniem tego poglądu może być Jezusowe przykazanie miłości, Pawłowy hymn o miłości, 1 Kor 13.1-13, kończący się stwierdzeniem - 1 Kor. 13:13 "Teraz więc pozostaje wiara, nadzieja, miłość, te trzy; lecz z nich największa jest miłość.", a także jego przykazanie dla mężów - Efez. 5:25,28 25. Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, ... 28. Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Prof. teologii, jak dobrze, ze moj przyklad obala Twoja teze. Przyjelam mojego meza z powrotem, mimo iz wiedzialam, ze mnie nie kocha, choc ja mu to okazywalam i slowem, i czynem. Minelo kilka lat i...ona (jego milosc) wrocila. Maz wprawdzie mi tego nie mowi, bo stwierdzil, ze za duzo juz razy chlapal nim do innych kobiet, co okazywalo sie klamstwem, lecz ja to czuje - w jego spojrzeniu, glosie, gestach. On ni musi mowic - ja to wiem.Jestesmy razem i uczuciowo i cielesnie. Milosc, jesli kiedys byla, wroci, jezeli sa sprzyjajace okolicznosci. Masz przed sobo oto zywy na to dowod. I nie mow mi, ze sie oszukuje. Kobieta wie, czy tak jest, czy nie. Chyba, ze siedzisz w mojej glowie i wiesz cos, o czym ja nie wiem. Nasze malzenstwo znow jest szczesliwe, w prawdzie i przed Bogiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czemu ach czemu
wszyscy katolilcy i wierzacy sa tacy durni...ahhh

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Prof. teologii
Poprzedni post zacząłem od sformułowania tej oto tezy : "Świat jest wielki, ludzie różni można więc założyć, że wszystko jest możliwe, nawet to, że można powtórnie się zakochać w małżonku, po latach życia osobno, albo z drugim partnerem. Teoretycznie wszystko jest możliwe." Pani Twierdzi, że Jej przykład ją obala. Cóż, nie każda teza musi być prawdziwa. ;) :D Mimo, że swoim przykładem obaliła Pani słuszność mojego myślenia, wnioskowania, życzę Pani wszystkiego najlepszego, trwania w małżeńskim szczęściu i miłości. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jednak żona
do prof. teologii a ja jeszcze inaczej nie neguję znaczenia miłości dla dobrego udanego małżeństwa tylko że ty zakładasz że miłość do pierwszej żony całkowicie wygasła, a zwykle tak nie jest, bo jeśli miłość była , to może została jeszcze jakaś iskierka z której można rozpalic znowu ogień? To się dzieje w odbudowywanych małżeństwach. Czy mozna znowu pokochać małżonka? Można, sama to wiem, niestety można. zależy też co uważasz za miłość, bo jeśli tylko uczucia takie typowe z czasu pierwszego zauroczenia bazujące na hormonach , namiętności i ogólnie na haju początkowym, no to takie są tymczasowe i zawsze mijają, a potem co, zmiana? nowa partnerka? Nowe zauroczenie? Ile razy? Byłabym ostrożna w nazywaniu prawdziwą miłością zwykłego zauroczenia do kochanki. Można ponownie odbudować małżeństwo i miłość, właśnie miłość, i można ponownie tą miłość zgasić poprzez ponowną zdradę. Bo dbanie o miłość polega zwłaszcza na niepozwalaniu sobie na zauroczenia innymi pozamałżeńskimi obiektami. Dbanie o miłość polega na dbaniu o miłość w sobie, W SOBIE. Aby odbudować miłość do pierwszej żony, należy wyrzucić ze swojego życia i serca kochankę, a wtedy iskierka ma szansę zapłonąć znowu. I tak się dzieje. przykład Lei też trochę nietypowy, bo ona od początku nie była kochana przez męża, było to małżeństwo z innych powodów. Tam nigdy nie było miłości wzajemnej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja-dorota
Jadnakżona - to, co piszesz, jest bardzo madre, zgadzam sie z Toba zupelnie:-) Prof. teologii, ciesze sie, ze przyczynilam sie do moze choc spojrzenia innym okiem na ludzi i ich motywacje. Pozdrawiam:-) Zas powyzszy post (pomaranczowy) jest niewarty komentarza, bo najprosciej obrazic kogos, gdy brak kontrargumentow. Zreszta, dlaczego czyjas droga ma byc "durna", skoro przynosi komus szczescie, ponowne scalenie rodziny i zycie w spokoju emocjonalnym i psychicznym. Nikogo nie nawracam, nie zmuszam do niczego, proponuje tylko dzialanie, ktore sama sprawdzilam i ktore sie sprawdzilo. I przy okazji - nie jestem swietoszka, nawiedzona itd. Moi znajomi, a mam ich sporo ze srodowiska bynajmniej nie koscielnego:-), uwazaja mnie za zupelnie normalna, zwiariowana kobiete, ktora tylko sprobowala innej opcji. Pozdrawiam:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Prof. teologii
Topik wprawdzie upadł, ale jedna kwestia wymaga sprostowania. "te słowa: "o tych powrotach to Bóg mówi tak" a następnie cytowanie o liście rozwodowym jakby to były słowa Boga a nie Mojżesza, nie jestem biblistą , ale tak podobno jest w judaiźmie ???" Otóż pani "jednak żona" to sa słowa Boga. Z tego co pani napisała, można by zrozumieć, ze to Mojżesz był twórcą prawa, pięcioksięgu, nazywanego Torą. Ale tak przecież nie było. Mojżesz tylko słowo w słowo spisał i przekazał ludowi to, co przekazał mu Bóg na górze Synaj, razem z kamiennymi tablicami, na których palcem Boga spisane było 10 przykazań, będących swego rodzaju esencją i fundamentem całego prawa, zawierającego w rzeczywistości az 613 zakazów i nakazów, w tym także prawo do rozwodu, ale w szczególnym tylko przypadku. Proszę zwrócić uwagę na werset : Mat. 19:3 3. I przyszli do niego faryzeusze, kusząc go i mówiąc: Czy wolno odprawić żonę swoją dla każdej przyczyny? a w BT ten werset ma takie brzmienie : Mt 19:3 3. Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu? (BT) Ten niuans, "dla każdej przyczyny", "z jakiegokolwiek powodu?" jest przez wielu teologów, nie tylko katolickich pomijany, bowiem zadaje kłam niektórym wygodnym teologiom, tak samo, jak i odpowiedź Jezusa : Mat. 19:8-9 8. Rzecze im: Mojżesz pozwolił wam odprawiać swoje żony ze względu na zatwardziałość serc waszych, ale od początku tak nie było. 9. A powiadam wam: Ktokolwiek by odprawił żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny wszeteczeństwa, i poślubił inną, cudzołoży, a kto by odprawioną poślubił, cudzołoży. W tym wersecie jest podany przez Jezusa ten szczególny przypadek - wszeteczeństwo, przy czym nie jest to jak wielu sądzi, tożsame z cudzołóstwem, i z pewnością nie jest modnym w dzisiejszych czasach - "bo zupa była za słona". Tak na marginesie tylko tych rozważań - ....Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę... zatem czy nie można tego stwierdzenia traktować jako najpewniejszego fundamentu do kolejnego stwierdzenia o równości praw mężczyzny i kobiety ? Być może ta zasada legła u podstaw zalecenia Pawła i całego jego tzw. "przywileju" ? ...1 Kor. 7:13-15 13. I żona, która ma męża poganina, a ten zgadza się na współżycie z nią, niech się z nim nie rozwodzi. 14. Albowiem mąż poganin uświęcony jest przez żonę i żona poganka uświęcona jest przez wierzącego męża; inaczej dzieci wasze byłyby nieczyste, a tak są święte. 15. A jeśli poganin chce się rozwieść, niechże się rozwiędzie; w takich przypadkach brat czy siostra nie są niewolniczo związani, gdyż do pokoju powołał was Bóg. Wracając do "prawa Mojżeszowego" Jest to zwyczajowa nazwa, bowiem nie Mojżesz byl prawodawcą a sam Bóg. Historia powołania Mojżesza opisana jest w Księdze Wyjścia (2 Mojżeszowa), począwszy od trzeciego jej rozdziału, kiedy to Mojżesz ujrzał krzew gorejący. Nadanie zaś prawa, Tory, opisane jest w 19 rozdziale i dalszych, kiedy to Bóg wezwał Mojżesza na Górę Synaj : 2 Moj. 19:3,5,7 3. A Mojżesz wstąpił na górę do Boga, Pan zaś zawołał nań z góry, mówiąc: Tak powiesz domowi Jakuba i to oznajmisz synom izraelskim: ... 5. A teraz, jeżeli pilnie słuchać będziecie głosu mojego i przestrzegać mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich ludów, bo moja jest cała ziemia. ... 7. I przyszedł Mojżesz, i zwołał starszych ludu, i przedstawił im te wszystkie słowa, które Pan mu nakazał. Prawo rozwodowe, na które powoływali się faryzeusze, które sami wypaczyli, a jego sens wyłożył im Jezus, zawarte jest w Księdze Powtórzonego Prawa, w 24 rozdz., wśród wielu innych praw, nakazów i zakazów. Także wśród wszystkim znanego - nie zabijaj ! A faktu, że nadał je Bóg, a nie Mojżesz, nikt nie podważa. Złamanie tego zakazu karane było śmiercią. Ale nie w każdym przypadku. Jeśli śmierć człowieka nastąpiła przypadkowo, niechcąco, np. w skutek nieszczęśliwego wypadku, sprawca mógł schronić sie do tzw. miasta schronienia i tam przebywać bezpiecznie. Było to coś w rodzaju azylu, przebywając za murami takiego miasta można było uniknąć kary śmierci z ręki mściciela krwi. Jezus ani nie zniósł ani nie zmienił prawa rozwodowego, przywrócił mu tylko pierwotny sens. Sam przecież powiedział : Mat. 5:17-19 17. Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. 18. Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie. 19. Ktokolwiek by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych i nauczałby tak ludzi, najmniejszym będzie nazwany w Królestwie Niebios; a ktokolwiek by czynił i nauczał, ten będzie nazwany wielkim w Królestwie Niebios. Mówienie innym jak mają żyć to wielka pokusa i jakże wielu im ulega. A człowiek, by być szczęśliwym, powinien żyć w zgodzie z własnym sumieniem, w zgodzie z własnymi uczuciami. Można w różny sposób narzucać innym i sposób myślenia, i postępowania, ale jest to o tyle nieuczciwe, że ani za nikogo jego życia nie przeżyjemy, ani nie odpowiemy za jego uczynki, ani za niego nie umrzemy. Żaden sakrament nie uświęci ani małżeństwa, ani czegokolwiek. To mogą zrobić tylko ludzie, w swoich sercach, poprzez wzajemną miłość, szacunek, wierność, zaufanie, wzajemne oddanie się sobie, nie dlatego, że tak muszą, że takie jest prawo, obyczaje czy z jakiegokolwiek innego powodu, ale dlatego że tego w swoich sercach chcą i czerpią z tego radość. Miłość nie jest obowiązkiem ani przymusem. To dar wolnego serca. Nie można siebie samego zmusić do kochania, ani też do miłości zmusić kogokolwiek. I całe szczęście. 2 Kor. 3:6 6. Który też uzdolnił nas, abyśmy byli sługami nowego przymierza, nie litery, lecz ducha, bo litera zabija, duch zaś ożywia. Litera zabija, prawo jest dla ludzi, a nie odwrotnie. Zawsze trzeba najpierw zobaczyć człowieka, jego serce, jego ból, jego problem, jego uczucia, a potem dopiero prawo :) 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×