Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

agar316

Moja mama umiera na raka...

Polecane posty

Mam 21 lat, studiuję sobie, pracuję i jakoś ciągnę to moje życie...Rodzice rozwiedli się 2 lata temu...Kiedy doszłam do siebie i znalazłam siły, zadzwoniła siostra...\"U mamy wykryto komórki nowotworowe\" mówiła zapłakana...Odłożyłam słuchawkę, usiadłam i po paru minutach dotarło do mnie...Zaczęłam płakać, załamałam się...Przez tydzień nie potrafiłam wyjść z domu...Przestałam jeść, tylko ona mi została a Bóg mimo to chce mi ją odebrać, na ojca nie mogę liczyć, kawał skurwysyna z niego...Nie spałam, schudłam...Świat stał się dla mnie obojętny i nieważny...Paradoksalnie nie chciałam jeździć do domu, mam patrzeć na kogoś kogo ma już nie być??? Jak mam udawać, że jestem silna, że daję sobie radę, skoro jak ją widziałam, to w oczach miałam łzy...Nie dałam rady ją odwiedzać w szpitalu jak miała chemie, naświetlania itd. Musiałam patrzeć jak wymiotuje po chemii, pierwszy raz w życiu to ja musiałam przygotować wszystko na Wielkanoc, mama była w szpitalu...Obecnie mama czuję się dobrze, ale we wtorek ma badania na markery...Znów napięcie, bo jeśli ja stracę, jeśli odejdzie to co ja bez niej zrobię??? Jestem kompletnie z tym sama, siostra mieszka w Londynie, czasem nas odwiedza...Prócz przyjaciół nie mam nikogo tutaj...Chłopak odszedł po 2 latach do innej, chciał zobaczyć jak to jest z inną...Parę lat temu, mojej mamy brat umarł na raka...Widziałam jak strasznie cierpi...Miałam w sobie takie uczucia, z jednej strony chciałam, aby umarł, bo strasznie się męczył, dostawał morfinę itd, a z drugiej bardzo go kochaliśmy i potrzebowaliśmy i jego śmierć była dla nas ciosem...Wtedy myślałam sobie, że jak się rodzina dowiaduje o nowotworze to łatwiej jest się pogodzić, kiedy osoba umiera...Dziś rozumiem, że każda śmierć jest tragedia i nie ma taryfy ulgowej dla nikogo...Może ktoś ma podobny problem??? Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
moja mama umarła na raka trzustki dwa ostatnie tygodnie byłem przy niej 24 godz na dobę znam ten ból i bardzo ci współczuję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajna ja rybciunia58o2.pl
moja mama zmarla na raka..miala go w glowie..spedzalam z nia praktycznie caly czas..bol po smierci byl niesamowity..nawet najgorszemu wrogowi nie zycze by przezyl cos takiego..swiadomosc ze nie mozna nic zrobic jest po prostu tragiczna :( tez mialam lzy w oczach,w kazdym momencie kiedy postepowala choroba..jednak sila przyszla sama..nie wolno pokazac chorej osobie tych lez.. kurde az mi sie chce plakac :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moja ma raka szyjki macicy...Najgorsze jest to, że choroba ją troszkę załamała...Czasem, jak się ze mną kłóci to mówi mi, że to przeze mnie choruje...raz mi to powiedziała, poryczałam się...Ona świetnie wie, że gdybym mogła to ja bym wzięła całą jej chorobę na siebie, bo jestem młodsza silna i to ja bym cierpiała...Boję się jednego, że jeśli on umrze to ja będę musiała siedzieć sama w Wigilię, że po prostu zostanę sama...Kurwa mać, ja nie mam nikogo prócz niej, dziś po prostu nie mam sił...Przepraszam Was, mam po prostu dziś lekki kryzys... :( :( :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dokładni cię rozumie co przezywasz ,ale lepiej jest wyrzucić z siebie ten zal ,ból łatwiej ci będzie przez to przejść

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość trzymaj sie..
po tym, jak u mojej mamy stwierdzono raka szyjki, po leczeniu, naswietlaniach mama przezyla jeszcze 12 lat! to o 4 dluzej niz podaja statystyki. twoja mama nie odejdzie tak szybko, jak myslisz - poki lekarze cos robia, jest szansa:) u mojej to gowno sie odnowilo po 10 latach, nie zadbala o siebie w pore, potem nie bylo juz ratunku:( zadnego leczenia:( badania diagnostyczne i do domu - umierac! bylam przy niej 24/dobe, z 2 dzieci, czsem zagladal ktos z hospicjum - nie zycze nikomu...:O przetrwalam to i wiele, wiele wiecej. czasem sie zastanawiam, jak duzo moze zniesc jeden czlowiek?? i nie zwariowac, ale moze bardzo wiele, zapewniam:( i nie bierz do siebie tego, ze matka choruje przez ciebie. jesli ktos jest winny jej stanu, to na pewno nie ty. twoja mama bardzo przezywa swoja chorobe, trudno zniesc jej to z godnoscia dlatego wygaduje takie glupoty:( (moja na szczescie miala inne podejscie do sprawy) wybacz i nie zwracaj uwagi, przyjdzie czas, ze zrozumie... pozdrawiam cie serdecznie, postaraj sie zebrac sily i walcz, poki nadzieja!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam, Cieszę się że ktoś poruszył ten temat, poniewaz chciałabym również podzielić sie swoimi problemami. W mojej rodzinie były trzy przypadki choroby nowotworowej, teraz choruje równiez moja mama. Stwierdzono u niej raka piersi,trwa to od 4 lat, niestety od 2 lat nie mieszkam z rodzicami, ale staram sie często odwiedzać mamę i pomagać jej. Było zdecydowanie łatwiej jak byłam ,,na miejscu\'\', zawsze mogłam jej podac herbatę i wszystko o co poprosiła, a nie miała siły aby podnieść sie z łóżka. Mój ojciec w pewien sposób też jest załamany chorobą mamy, ale nie potrafi tego okazac. Zresztą ja tez nie wypytuje się za bardzo, chyba boje się że się poryczę a wstydzę się łez. Chyba raz tylko się popłakałam przy mamie, pwiedziałm jej że nie wiem w jaki sposób mam jej pomóc, odpowiedziała tylko że jeszcze troche \'\'pociągnie\'\'. I mam się nie martwić bo nie moze patrzec jak płaczę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do autorki topiku...
jestem w tej samej sytuacji, moj ojciec jest umierajacy. Czy dostaliscie pomoc z hospicjum albo od siostry srodowiskowej? Napiszcie prosze skad mozna uzyskac fachowa pomoc, moze ktos cos wie. musimy sobie pomagac w takich chwilach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Santo Subito może byś coś napisał a nie robil głupie buźki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
bardzo Wam wszystkim współczuję ....moja ciocia kilka lat temu zmarła na raka niecałe pół roku od wykrycia i po człowieku :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jeśli to rak to zawsze
jest złośliwy. :( to nowotwór może być łagodny lub złośliwy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odnośnie pomocy z hospicjum lub siostry środowiskowej nie wiem dokładnie w jaki sposób można to załatwic ale wydaję mi się że osobiście trzeba popytać. Najczęściej w przychodniach mozna uzyskać pomoc w znalezieniu osoby do opieki. No ale może ktos napisze jakieś konkrety bo ja to niewiele się orientuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
w sumie to tak , ale mu nic nie powiedzieli, biopsji nie zrobili bo nie chcieli go poruszac , bo to przy kregoslupie przy nerwach. moze on nie chcial nam mowic wszystkiego , jestesmy dobrej mysi, tylko to czekanie na wadomosc , ehhhhh

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wspolczuje Wam bardzo... moge sobie tylko wyobrazic jak bardzo to boli... w mojej rodzinie kazdy praktycznie umiera na raka, nie wiem to chyba dziedziczne... u mojej cioci wlasnie zdiagnozowali raka watroby z przezutami do pluc, moja mama ma te same objawy i niestety nie chce isc do lekarza... powiedziala, ze woli tego nie wiedziec :( Ja chyba zalamalabym sie kompletnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
najlepiej zapytac w hospicjum lub w szpitalu gdzie sa oddzialy paliatywne, jest cos takiego jak opieka paliatywna domowa,jednak z tego co sie orientuje roznie z tym bywa zalezy gdzie sie mieszka,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moja mama jeszcze nie jest w takim stanie żeby musiał przychodzic ktoś z hospicjum, ale myśle ze przydałby sie dobry psycholog. W niektórych sytuacjach potrzebna jest szczera rozmowa najlepiej z obca osobą, można wtedy wszystko z siebie wyrzucić. Z osobami bliskimi czasami taka rozmowa jest bardzo trudna, nie o wszystkim chcę się mówić. Znam to z autopsji i dlatego tak uważam. Próbowałam namówic ojca aby załatwil mamie psychologa, ale on uważa że mama nie będzie chciała z nikim rozmawiać. Ktoś zapyta po co psycholog...a mienowicie mama nie chce brac leków, juz nie jeździ na kontrole twierdzi że lekarze na niej eksperymentują i gapią się jak w telewizor. Nie potrafię jej przekonać aby dalej się leczyła. Nie mogę patrzec jak ciągle jest osłabina, wychudzona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
to radze psychologa tylko szybko, psychika i nastawienie podczas tej choroby to czasem najwazniejsza terapia, nie bedzie latwo ale trzeba probowac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jestem zrezygnowana, nawet jak załatwię psychologa to boje się reakcji mamy, jest strasznie uparta może mieć do mnie pretensje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
tak to juz jest jak ktos choruje, zamyka sie w sobie i jedyna mysl to ze umrze, moja Mama tez miala chwile zalamki, odskocznia byly rzeczy ktore ja zawsze cieszyly(przed choroba) czyli ogrodek, wyszywanie. najgorzej bylo gdy sie dowiedziala, i wizyty u lekarza bo zawsze bylo gorzej i gorzej Mama nie uciekala od kotaktu z ludzmi i nie kryla choroby, mowila co jest jak jest, jak sie wygadala to mysle ze bylo jej lepiej, dobry jest kontakt z innymi chorymi np poznanymi w szpitalu, w przypadku mojej Mamy to ją troche budowalo jak widziala jak inni walcza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Na szczęście mame odwiedza sasiadka, tak wiec nie jest zupełnie odcięta od ludzi. Bywaja dni że czuje się lepiej wychodzi wtedy z ojcem ,,na piwko\'\'. Niedawno miałam urodziny byli moi rodzice wogóle duzo ludzi, po 20 mama już chciała isć do domu, poniewaz źle się czuła. Wcześniej wszyscy spiewali 100 lat, popłakałam się patrzac na mamę która strasznie się męczyła. Mama domyśliła się że to z jej powodu, powiedziała mi przy następnym spotkaniu. Pisząc to płaczę bo cóż innego mi pozostało, chociaz wiem że to nie pomoże ale musze jakoś to z siebie wyrzucić. Najgorsze jest to że nie bardzo mam z kim o tym porozmawiać. Dziękuje ze został poruszony ten temat:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czterdziesci dziewiec i pol
agar316 rak to jeszcze nie wyrok- a rak szyjki macicy wcale nie musi prowadzic do smierci agar316 - wspolczuje Ci i Twojej mamie jednakze w tym wszystkim co tu napisalas przeraza mnie jedno - Twooj egoizm.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajna ja
witajcie.. kiedy dowiedzielismy sie ze mama ma to paskudztwo poradzono nam wlasnie zeby skorzystac z hospicjum.zorientowalismy sie gdzie to wogole jest w naszym miescie i skontaktowalismy sie z osrodkiem.to jest podobnie jak na zasadzie zapisu do przychodni-krta pacjenta itd..nie bylo zadnego problemu i praktyczne juz nastepnego dnia przychodzila pani lub czasem dwie pomoc przy karmieniu,lekach,przebraniu i kroplowkach..mozna u nich tez wizyte lekarza domowego sobie zamowic,ijakies leki ewentualne przepisuje jak potrzeba itd.osobiscie moge powiedziec ze bylam w zasadzie przy kazdej wizycie lekarza i pielegniarek i naprawde nie bylam rozczarowana ich zachowaniem,pomoca..duzo daje aka pomoc z hospicjum..wiec z powodzeniem mozecie siegnac po pomoc z ich strony..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajna ja
tusi.. ;( pielegniarki z hospicjum przychodza takze zeby porozmawiac z chora osoba,pocieszyc,podtrzymac na duchu.nie tylko do pomocy przy lekach itd..nawet z Toba pogadaja i uwierz mi ze jest inaczje..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość całkowicie czarny kot
moja bliska mi osoba zmarła na raka piersi miała przerzuty na wszystkie węzły chłonne, płuca wiem jak to jest opiekować się osoba chorą na raka, zmieniać opatrunki po mastektomii, patrzeć czy dren leży jak należy, karmić, zmieniać plastry z morfiną - byłam wtedy na czwartym roku studiów i musiałam pracować agar316 - jesteśmy silniejsi niż nam się wydaje - człowiek uniesie wszystko Ty też to zrobisz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajna ja
u mojej mamy zaczelo sie od niedowladu calej lewej strony ciala i strasznych boli glowy trwajacych non stop.neurolog od razu skierowal nas do szpitala prosto z przychodni i wtedy zaczela sie cala masa badan diagnoz itd..okazalo sie ze ma guza w glowie i konieczna byla operacja zeby sie nie udusila..guz ktory zostal usuniety niestety nie byl jedynym..oprocz tego "glownego" byly jeszcze inne,mniejsze,ale nie do zoperowania..po operacji wiadomo leczenie..uwierzcie mi ze moja mama tak sie pieknie zebrala po tej operacji i szybo doszla do siebie ze nie przypuszczalismy ze tak sie to skonczy..z czasem okazalo sie ze jest cos jeszcze w plucach..kolejna seria badan,lekow i naswietlania,ktore w rezultacie nic nie dawaly a tylko oslabialy organizm:/ po wyjsciu ze szpitala bylo nawet okey..wiadomo kontrole lekarskie regularnie,leki..jednak z dnia na dzien si epogarszalo... z kazdym dniem pogarszal sie wzrok,az w koncu wogole stracila..przestala wstawac,chodzic, i ni epoznawala nas..wszystko pogarszalo sie w takim tempie ze to jest po prostu nie do opisania..tak strasznie wiele sily potrzeba by to zniesc i jakos z tym zyc..tylko skad wziac ta sile kiedy multum konsultacji z lekarzami ze slaska konczyly sie stwierdzeniem ze nic sie nie da zrobic juz...po prostu kiedy sie uslyszy cos takiego to peka serce..tylko nadzieja zostaje mimo wszystko.. dzien przed smiercia wiedzialam ze cos juz jest nie tak i czulam to..nastepnego dnia zadzwonilam do hospicjum zeby ktos przyjechal bo nawet kroplowka nie chciala juz leciec i czekalam..bylam u siebie w pokoju kiedy wpadl moj ojciec i powiedzial ze mama nie oddycha..pobieglam no i .... wybaczcie nie moge dalej ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Juz wielokrotnie stwierdzilem wahadlem ze, przy zachorowaniach na raka pod lozkiem chorej osoby jest silne negatywne promieniowanie, spowodowane najczesciej przez zyly wodne. Aby ulatwic terapie, nalezy przesunac lozko. Czasami wystarczy tylko 1 metr.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fddfdd
Jaki bog? ogarnij sie:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Perrrrrrrrrrrrra
Moja mama ma raka. I nie płakałam. Teraz czytam ten topik i czuję się dziwnie, głupio, jak jakaś wyrodna córka, zimna suka... Najpierw się źle czuła, jeździła do ginekologa, urologa, dopiero po roku okazało się, że ma guza w drogach moczowych. Nie używałyśmy słowa"rak", zresztą powiedziała mi o tym dwa dni przed pójściem do szpitala. Spedziła tam miesiąc, trochę przed operacją, dłuugo po operacji. Akurat miałam sesję... Jeździłam do niej, opowiadałam o studiach, o głupotach... Potem wróciła do domu, bardzo słaba, niesprawna...Usunięto jej macicę, pęcherz moczowy... Teraz cały dom jest na mojej głowie, bo ojciec jest stary i też schorowany, a brat nas olał. Zajmuję się domem, mamą, biegam na zajęcia, choć mamy teraz tak mało kasy, że chyba je rzucę. Ostatnio po badaniach okazało się, że mama będzie musiała mieć chemioterapię, nie wiem, jak to będzie... Jest coraz słabsza, chudsza, mało je... No i bywa nieznośna. Ale i tak jest dzielna. Zachowujemy się normalnie, rozmawiamy normalnie, właściwie rzadko poruszamy temat jej choroby. Wiem, że nie jest dobrze, że może jej już niedługo nie być, a w każdym razie będzie nam bardzo ciężko... I nie mogę się tym przejąć. niby denerwuję się, nie śpię, nie mogę się uczyć, a nie płaczę. A jeśli płaczę, to z samotności...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nigdy sie nie wylecze
wspólczuje:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×