Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość moje zycie to dno

nie chce mi sie zyc

Polecane posty

Gość samotna_mezatka
Jestem 6 lat mezatka i mam 2 dzieci malych..Moj facet zamiast uprawiac ze mna sex woli zadowalac sie co noc jakimis dziwkami z pornusow ktore wygladaja jak prostytutki niz sie ze mna kochac.Za kazdym razem odmawia mi sexu kiedy niecierpliwie czekam pare tygodni az wreszcie zwroci na mnie uwage i zechce sie ze mna kochac.Lubie ostry sex,francuz,anal i jestem naprawde ladna panienka ktora lubi sie sexi ubierac.Bywaja klotnie w moim malzenstwie zwlaszcza przez meza ktorego przylapuje prawie co noc jak dochodzi sobie z dziwkami na tv.Oklamuje mnie ze nie ma ochoty na sex a jak tylko zasne z nudow bo ciagle gra na xbox360 to jak jakis niewyzyty 14 latek odrazu wyciaga kaczora i wali sobie jak dziki krolik.Bywalo ze z poranka robilam mu loda by mu przyjemnosc zrobic ale zrozumialam dopiero po kilku latach ze przez caly czas zostaje tylko wykorzystywana,uzywana i niechciana wtedy kiedy mam ochote byc rowniez zadowolona sexsualnie.Moj facet brzydzi sie mnie i czuje do mnie obrzydzenie tak mi wyznal.Na pornusach nazywa laski ze maja cipki SUPER DE LUX czego przez 9 lat naszego zwiazku nigdy nie nazwal tak mojej cipy.On lubi sztuczne cyce,wlosy,usta i sztuczny rozum ktory nie marudzi mu.Dziwicie sie ze marudze mu kiedy odmawia mi sexu i trzepie gruche po katach ???mysle ze mam powod na marudzenie czujac sie niechciana i ponizana.Wyzwal mnie nie raz od roznych i wszystko mu wybaczalam jednak mam uczucie ze kiedys pekne i dojdzie do rozwodu.Powiedzcie czy mam sie meczyc z takim zwiazkiem do konca zycia?przeciez zasluguje sobie na kogos normalnego kto potrafilby mnie pokochac i docenic taka jaka jestem.Nie chce mi sie zyc a tylko dlatego ze czuje sie calkowicie przygnebiona i niechciana.Psychicznie wykancza mnie te codzienne walenie konia i nie potrafie z tym zyc......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość misio32
cześć samotna_mężatka,masz faceta dziwnego.zamiast twój mąż z tobą sex uprawiac,to uprawia z innymi kobietami,ja bym tak nie postąpił.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość masz przynajmniej dzieci
mój mi nawet tego nie dał i też mnie nie chce dbam o siebie, jestem ładna, ale co z tego skoro czuję się jak śmieć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość polllyanna
Ja juz wyszlam z depresji. bralam leki przez rok. A teraz mam inny problem. Niby zyc mi sie juz chce, nie zalewam sie lzami w wolnych chwilach, a jednak daleko mi do tzw 'normalnosci'. I tak buszuje sobie po necie szukajac jakiejs wskazowki. Szkoda, ze nie mozna sie z nikim zaprzyjaznic przez jakies forum i sie wesprzec madrym slowem. tzn. mozna sobie madre slowa poczytac, ale wlasciwie anonimowo. dzisiaj moje dziecko przynioslo z przedszkola opowiesc o policjantach, ktory mieli z dziecmi pogadanke. moje kilkuletnie dziecko powiedzialo mi, ze pani policjantka powiedziala, ze 'nie mozna sie chowac na strychu i w piwnicy, bo ktos moze zamknac i pociac..' i ten tekst mnie wytracil z rownowagi na caly wieczor.boze. w dzieciecej glowie nie miesci sie ani nawet cwierc ogromu krzywdy, jaka dorosli sa w stanie takim maluchom zrobic. Obrazowo kolezanka napisala o swoim mezusiu, co to sie woli zabawiac iluzją niz nia. Przykra sytuacja, ale coz, zdarza sie. Moze dla dobra dziec znajdzcie sobie kochankow za obopolnym porozumieniem, o ile cos takiego jest mozliwe. szkoda sie rozwodzic z tego powodu, w koncu to nie koniec swiata. a po piecdziesiatce i tak przestanie miec znaczenie. a na starosc dobrze jest miec nierozpieprzona rodzine.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozumiem Ciebie doskonale, łatwo jest powiedzieć ,,weź się w garść" ale trudniej to zrobić.Otóż sama mam podobne myśli może nie dosłownie ale jednak,budzę się codziennie rano i zastanawiam się co tu robię, wyglądam przez okno dociera do mnie fakt że na nic nie mam ochoty że nic po prostu nie chcę mi się robić ,kładę się z powrotem i marze o tym żeby zasnąć ale niestety nie mogę zasnąć,nie mam myśli samobójczych ale czasami chciałabym mieć po prostu święty spokój,totalnie nic mi się nie układa i teraz zaczynam rozumieć ludzi którzy popadają w nałóg alkoholowy przez swoje problemy,czuję się bezużyteczna:( nic nie osiągnęłam w tym swoim nędznym życiu a najbardziej dołuje mnie fakt że nie mam pracy choć jej szukam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wszystko jest do.....
czesc mam juz dosc tego pojebanego zycia!!!!! bylam jestem z chlopakiem 4 lata on mnie bil i ponizal na wszystkie sposoby a ja glupia nadal go bardzo mocno kocham!!! niby z nim nie jestem bo rfodzice mi nie pozalaja bo sie dowidzieli o wszystkim dwa miesiace temu ale spotykam sie z nim kiedy tylko moge po kryjomu. bardzo mocno go kocham wiem ze nie powinnam sie z nim wogole zadawc chce poznac kogos normalnego pokochac i byc kochana ale nie wierze ze spotka mnie juz nic dobrego w tym zasranym zyciu!!!!! POMOZCI!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość :((((((
nikomu na mnie nie zalezy, wszyscy mnie olewaja i maja głeboko gdzieś, mogłabym umrzeć nawet dziś, mam to wszystko gdzieś, bo po co mam życ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość soododaer
Św Rita jest patronka od spraw trudnych i beznadziejnych.Poczytajcie sobie .Ona nigdy mnie nie zawiodła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość v..
Dlaczego życie jest takie trudne i niesprawiedliwe.... zaczęło się od dzieciństwa, ojciec traktował źle brata a mnie wręcz przeciwnie...aż za bardzo...prawie 2 lata temu, życie mi się posypało mój braciszek zginął w wypadku, ojciec zaczął jeszcze bardziej pic, niszczy rodzinę, nie mam powodów do życia, nie chce żyć dla kogoś a że nie mam powodów do życia dla siebie to po co żyć? co można zrobić? pomóżcie proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość esto
życie to jedno wielkie bagno

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pycholog
Wiem co czujesz. Czujesz się źle i bardzo chcesz poczuć się lepiej, tylko nie masz pojęcia jak to zrobić. Nie jesteś sama. Są ludzie, którzy chcą cię wspierać i pomóc ci odnaleźć twoje szczęście. http://www.zatrutejablko.pl/ Ta strona przekona cię do tego, że warto żyć i warto żyć dla siebie. Wezmę cię za rękę i krok po kroku przejdę z tobą od miejsca w którym jesteś teraz, do miejsca w którym będziesz szczęśliwym człowiekiem. To nie jest żadna ściema. Ta strona pomogła wielu osobom spojrzec na zycie inaczej, jaśniej. Pozdrówka. Nie bagatelizujmy depresji. Walczmy o siebie. Najlepsze życie to twoje życie !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pycholog
Uszy do góry. Naprawdę warto żyć, ale tylko wtedy kiedy wiesz czego chcesz i robisz to, co kochasz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chodzace nieszczescie
nie chce mi sie zyc:( jestem doroslym dzieckiem alkoholika tak samo jak moj chlpak:( Wczoraj sie poklocilismy i pierwszy raz mnie uderzyl:( nie wiem jak mam o niego wlaczyc z sama soba:( bardzo go kocham i nie wyobrazam sobie zycia bez niego a na dodtake dzisiaj przecyztalam ze pisal do jakiejs dziewczyny ze mu sie snila i to byl calkiem mily sen:( a mi mowi ez mni ebardzo kocha i nic wiecej mu do szczescia nie trzeba:( co mam robic wierzyc mu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to nie o dumę powinno chodzic
jak Cie uderzyl to sie nie baw w taki zwiazek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam tu obecnych o ile ktos jest niemam z kim pogadac a zycie mi tak zbrzydlo ze mam juz dosc z chcecia bym znikla z tego swiata moje cale zycie jest do dupy mam ojca alkoholika matke ktora zaluje ze mnie urodzila i meza ktory jak sie napije to mnie bije przy zyciu mnie jeszce trzyma to ze mam 2 dzieci i mieszkam w tej cholernej angli nawet jakbym chciala wrocic do polski to niema dokoad niemam rodziny njkogo kompletne ani pracy bo niemam co zrobic z dziecmi juz tak mysle ze czasami wole umrzec corcia ma dopiero roczek to i tak niebedzie plakac po mnie a syn jest starszy ma 10 lat ale ppoplacze i zapomni po za tym i tak nie zaplacze za mna ja juz poprostu niedaje rady

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość erape
samotna_mezatka i reszta tu piszacych odezwijcie sie do mnie gg8546094 facebook.pl/CropaKRP

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość KAAZAN13
Witam. Smęce ale nie mam nikogo do wsparcia. Mam 2 wspaniałych dzieci, faceta - do bani nie wspiera nic go nie obchodzi nie pomaga, nie umiem z nim skończyć, uzależniłam się od niego ;( córkę zabrali mi rodzice.syna mam koło siebie i choć widzę jego uśmiech - nie potrafię żyć. tylko istnieje. Pragnę poznać mężczyznę który spojrzy na mnie a nie na to że mam dzieci. faceta który po 2latach nie wyrzeknie sie że nasz związek to pomylka... nie mam sił... nie wiem kim jestem nie umiem znalezc swojego miejsca .BŁAGAM!!!!!!!pomóżcie .... jurekdolegala@gmail.com albo 5 3 4 6 1 7 7 9 8 Emilia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bo jest palantem bez kultury
sara32-tam w Anglii są instytucje pomagające takim osobom jak ty, grupy wsparcia, także AlAnon

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez uk uk kll
Sara32 odezwij sie tu jeszcze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Miałem depresję, ale chyba dobrze się maskowałem w pracy. Sam w domu wpadałem w jakieś melancholie, cofałem się myślami w przeszłość i nie potrafiłem żyć do przodu. Doszedłem do wniosku, że przyczyną jest niskie poczucie własnej wartości. W kontakcie z ludźmi nie potrafiłem podtrzymać rozmowy. Nie wiedziałem o czym mówić. Jedynie z najbliższymi nie miałem tego problemu. Jestem osobą wykształconą, ale nie potrafiłem zrozumieć ani skupić się na tym co ktoś do mnie mówi. Dobrze uczyłem się jedynie samodzielnie. W kółko zapominałem. Niby inteligentny a w oczach innych wychodziłem na idiotę. Pomogło mi oczyszczenie aury ze strony http://energiaduchowa.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zycie jest c h u j o w e

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja w to wierze
Urodziłem się w rodzinie uważanej za katolicką. Otrzymałem wszystkie sakramenty. Od dzieciństwa Bóg był mi przedstawiany jako sędzia, który karze za nasze złe uczynki, a za dobre wynagradza. Budził we mnie bardziej lęk, aniżeli miłość, bo nigdy od Niego nic dobrego nie dostałem (tak mi się wtenczas wydawało), a życie moje nie było zbyt szczęśliwe. Raczej zawsze próbowałem się przed Nim chować, a nie szukać Go. Często bałem się Boga spotkać, aby przypadkiem czegoś mi nie kazał albo czegoś nie zabronił. Bo wiadomo, jak mi coś będzie kazał zrobić, to będzie się to wiązało z jakimś wyrzeczeniem, dyskomfortem, a wtedy raczej pogorszy mi się w życiu, a nie polepszy. Odkąd pamiętam, mój ojciec nadużywał alkoholu. Często z tego powodu wybuchały w domu kłótnie, awantury. Będąc w wieku około 5 lat, przyglądałem się rodzinom moich rówieśników z tak zwanych „normalnych” rodzin i zapragnąłem mieć właśnie taką kochającą się rodzinę. Babcia mówiła mi, że Bóg może spełniać nasze prośby, więc prosiłem go sercem dziecka, aby ojciec przestał pić, aby nie było kłótni w domu, aby tata był ze mną, abym był kochanym dzieckiem. Niestety, po paru moich modlitwach zobaczyłem, że nic się nie zmienia: ojciec jak pił, tak pije, bieda – jak była, tak i jest itd. Wniosek przyszedł szybko: Bóg mnie nie słucha. Bóg nie spełnia próśb, Bóg się mną nie interesuje, Bogu też na mnie nie zależy. Bóg jeśli jest, to mało go obchodzę. Muszę sobie radzić w życiu sam i nikogo nie potrzebuję. Komunię Świętą i sakrament bierzmowania przyjąłem bez wiary, bez wewnętrznej potrzeby oraz wiedzy, o co tak naprawdę chodzi w przyjmowaniu sakramentów. Inni je przyjmowali, to ja też, właśnie żeby nie być innym. Lecz moje serce wcale do Boga się nie zbliżyło, a przynajmniej tego nie odczułem, i zdanie o Nim pozostało podobne jak w dzieciństwie. Jeśli chodziłem do kościoła, to pod przymusem katechety, mamy, nakazu, bojaźni przed karą Bożą, a nie z własnego wyboru. W kościele czasem byłem (dla tradycji), ale na Mszy Świętej raczej myślami, duchowo nieobecny. Sąsiedzi uważali nas za katolicką rodzinę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja w to wierze
Tak mijały lata bez Boga, bez spowiedzi. Ożeniłem się, mamy dwójkę dzieci. Pracując zawodowo, układało się nam wspaniale, ale do czasu. Spotkałem kiedyś człowieka z innej kultury, który zapytał się mnie, czy wierzę w Jezusa i czy jestem katolikiem. Trochę zaskoczony pytaniem, trochę przestraszony, na dwa pytania odpowiedziałem negatywnie – zaparłem się Boga. Po chwili pomyślałem, ale „ze mnie żenada”, nawet nie przyznałem się, że jestem ochrzczony, po Komunii, bierzmowany, mam ślub kościelny. I od tej chwili, od tamtego momentu z perspektywy czasu dostrzegam, że Jezus wziął się za mnie. Wspaniałą pracę, którą miałem od kilku lat (prestiżową, dobrze płatną i nie męczącą), straciłem w jednej chwili (podczas nieobecności urlopowej). W gospodarstwie domowym zaczęło nam brakować pieniędzy. Aby żyć na dotychczasowym poziomie, postanowiłem rozpocząć własną działalność gospodarczą, zaciągnąłem ogromny kredyt, którego nie mogliśmy spłacić z dochodów firmy. Po czasie pieniądze się skończyły, obrót w firmie był marny, ogromny dług został. Nie widziałem wyjścia z sytuacji, nawet małego światełka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja w to wierze cd
Pewnego wieczoru kupiłem alkohol, aby się upić. Miałem nadzieję, że smutki może staną się lżejsze do zniesienia. W domu byłem wtedy sam, drzwi były zamknięte. Po upiciu się, w mojej głowie pojawiały się myśli koszmarnie złe. Zły duch zaczął mi przypominać wszystkie tragiczne momenty w moim życiu. Jakby patykiem rozdrapywał zagojone, zapomniane rany. Przypominał sytuacje z mojego życia, aby pokazać, jaki jestem: do niczego, nie kochany, wyśmiewany, nie potrafiący wyżywić rodziny, niechciany, nic dobrze nie potrafiący zrobić, bez talentów, jedno wielkie dno, nie zasługujące na czyjąkolwiek miłość lub szacunek. I ja w głębi serca przyznawałem temu rację. Powodowało to ogromny ból, ból mojej duszy, taki ból, że jedyną ucieczką od niego wydawała się śmierć, a właściwie pewność, że śmierć to najlepsze rozwiązanie. Zacząłem robić wyrzuty Bogu, bez nadziei, że mi odpowie. – Dlaczego moje życie jest takie popaprane? Nie takie, jak mają inni, nie takie jakbym chciał, zawsze pod górę. Nie było odpowiedzi. Po około godzinie takich rozmyślań i płaczu byłem zdecydowany. Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz. Wiedziałem, że nie chcę żyć. Miałem 38 lat (tyle, ile ten człowiek, przy sadzawce Betesda).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja w to wierze ciag dalszy
Była sobota około godziny 23:00. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle – Wszechogarniający pokój... Jest mi tak bezpiecznie, niczego się nie boję. Potężny ocean Miłości ogarniał moją duszę i wlewał się do niej. Światłość niepojęta, wszędzie, biała, tak ogromna, że powinna razić, a nie raziła, parzyć, a nie było mi wcale gorąco. Było mi tak dobrze. W życiu nie było mi tak dobrze. Wiedziałem już, moja dusza wiedziała (mimo, że byłem przed sekundą pijany, dusza moja była trzeźwa): To Ty jesteś, Jezu, (stwierdzenie ze zdziwieniem). Istniejesz naprawdę. Pewność, radość. Myślałem, że Ciebie nie ma, może żyłeś kiedyś, ale nie dziś. Nie wierzyłem w Twoje istnienie tu i teraz, wiesz przecież. Już dusza moja wie i pragnie poznawać Ciebie w każdej sekundzie więcej i więcej, chcę o Tobie wiedzieć jak najwięcej, być jak najbliżej Ciebie, w Tobie, poznawać Ciebie. Tu padły słowa, których nie zapomnę do końca życia i jeszcze dłużej. Były to słowa Jezusa: KOCHAM CIĘ (ciepły, męski, spokojny głos). Wielka fala miłości spłynęła na mnie. Poznałem ogrom miłości Boga do mnie. Miłość zalała całą moją duszę. Rozpłakałem się. Łzy wylewały się ze mnie strumieniami (to nie był zwykły płacz, ale rzeki łez). Jezus dał mi zobaczyć swoją duszę. Widzę, stojąc przed Tobą, Jezu, jak nędzna jest dusza moja, jak mała, czarna, skulona, jakby mokra, spleśniała cuchnąca , którą nawet dotknąć przez rękawiczkę bym się brzydził – powiedziałem. Zapytałem Jezusa. – Mnie? Za co mnie możesz kochać? Nędzny, marny jestem, Ty wiesz, jaki jestem. Nie jestem godzien Twojej miłości. Nie jestem godzien kochania. Poczułem uderzenie, strumień miłości bezinteresownej, pełnej akceptacji, bezwarunkowej, za nic, od zawsze i na zawsze. Zobaczyłem małe nierozerwalne strumienie (miłości, opieki) wychodzące ze światła Jezusa do każdego człowieka i poczułem, że Bóg sam opiekuje się każdym człowiekiem i każdego bezgranicznie zna i kocha. Po odczuciu bezwarunkowej wielkiej miłości moje nastawienie do mojej osoby się zmieniło. – Skoro jesteś i mnie kochasz tak wielką miłością i jest mi tak dobrze z Tobą..., to ja już nie chcę sam sobie odbierać życia, nie ma już we mnie takiej woli (jakby nigdy nie było), ale chcę być z Tobą na zawsze, zawsze przy Tobie, zabierz mnie z sobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja w to wierze cddd
Już wiedziałem, że On jest, jest Miłością i najlepiej przecież się zajmie moją rodziną, nie odczuwałem żadnego lęku, żalu, że zostawię bliskich na ziemi. Wręcz przeciwnie cieszyłem się, że Bóg się o nich zatroszczy w najlepszy dla nich sposób. Była chęć odejścia, ale motyw był już inny, nie chciałem odchodzić z tego świata, bo mi tak źle, ale chciałem odejść, bo jest mi tak dobrze z Jezusem. A może nie tyle odejść z tego świata, co wrócić do Ojca, do domu. Bo tam jest mój dom, moje miejsce. Nie jestem z tego świata. Jezus (myśl do mojej duszy. Z Bogiem można rozmawiać bez słów): – Znajdziesz mnie w Kościele i w Moim słowie, nie zostawię cię sierotą, jestem zawsze przy tobie. Teraz wiesz, że Ja jestem zawsze przy tobie i zawsze cię kochałem, kocham i będę kochał. – Ale w kościele mam Cię szukać? Zapytałem. Ci księża są tacy... no, wiesz jacy... nie lubię ich, denerwują mnie, zawiodłem się na nich. Jezus: Choćby wszyscy kapłani na świecie cię zawiedli, wiedz, że Ja Jestem najwyższym kapłanem, a Ja nigdy nie zawodzę. Za kapłanów się módl, bo są ukochanymi duszami Moimi. Wiedz, że mają więcej pokus niż Ty. – Panie, widzę swoją duszę i wiem, jaka jest. Ale stojąc przed Tobą w oceanie Twojego pokoju, miłości i światła, ja, nędznik, chcę być z Tobą na wieki. Prowadź mnie do siebie, do wieczności z Tobą. Nie puszczę Ciebie, będę się trzymał... Twojej nogi. Jakbyś chciał pójść gdzieś beze mnie, nie puszczę Cię, choćby cierpienia moje na ziemi były ogromne, muszę być zawsze z Tobą na wieki, muszę, chcę, pragnę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja w to wierze ciag dalszy
Jezus nie powiedział mi, że mnie nie zabierze, ale dał mi odczuć, jaki będzie mój największy smutek zaraz przed wejściem do nieba. Poczułem, że będzie to smutek powodowany tym, że tak mało istnień ludzkich doprowadziłem do Boga i na tak mało zaistnień ludzi, dzieci, na tym świecie wyraziłem zgodę. Że moja radość nie będzie pełna, jeśli w niebie nie znajdzie się więcej dusz, które mógłbym przyprowadzić do Pana. Radość nie jest pełna, jeśli nie mamy się nią z kim podzielić. Chciałem, aby jak najwięcej dusz cieszyło się ze mną pobytem w niebie. Spotkanie się zakończyło tak nagle jak się rozpoczęło. Nie wiem, ile trwało? Może sekundę, może dwie godziny. Podczas przyjścia Jezusa, wiem, to dziwne, ale nie było czasu. Po półtora roku urodził mi się syn Następnego dnia rano, gdy wyszedłem na ulicę, patrzyłem na twarze ludzi. Próbowałem w ich spojrzeniach dostrzec informacje, że do nich też przyszedł kiedyś Jezus, bo przecież nie jestem wyjątkowy, skoro był i u mnie, to i u nich na pewno. Miałem przekonanie, że do nich też przychodzi, tylko nie mówią o tym fakcie. Chciałem krzyczeć na ulicy z radości, że Jezus jest. Lecz odwagi mi zabrakło. Wahadełko, które miałem z czasów młodzieńczych i niekiedy z niego korzystałem, wyrzuciłem do kanału ściekowego, czułem, że tam jego miejsce. Zacząłem nosić krzyż na piersi, chodzić do kościoła w niedziele i niekiedy w dni powszednie, szukać Jezusa, szukać rozmowy z Nim, tyle chciałem, żeby mi powiedział, wyjaśnił. Z wielkim strachem poszedłem do spowiedzi, ale była ona bardzo krótka i płytka. O wizycie Jezusa w moim domu i w duszy kapłanowi nawet nie wspomniałem. Znowu strach, że uzna mnie za wariata. Wysłuchałem gdzieś w internecie fragmentów „Dzienniczka” Siostry Faustyny. Większość niedzielnych Mszy (przez 4 lata) ofiarowałem za dusze czyśćcowe i prosiłem świętą Faustynę o obecność przy mnie na Mszach Świętych, gdyż bluźnierstwa w mojej głowie i rozproszenia podczas nabożeństw były bardzo silne. Prosiłem dusze czyśćcowe o modlitwę za mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja w to wierze
Po około 4 latach od opisanych powyżej zdarzeń, podczas Mszy Świętej chciałem coś ofiarować Bogu, Jezusowi (czułem, że tak mało daje od siebie Komuś, kogo kocham). Zacząłem szukać w myślach, co ja mam takiego najcenniejszego, cóż bym mógł ofiarować. Pierwsza myśl – nic nie mam. Za chwilę przyszła odpowiedź. Życie. Wolną wolę. W głowie pojawiała się myśl ze słowami: życie chcesz oddać? Wolną wolę? Spójrz na świętych, jak oni skończyli, w biedzie, zabici, zagłodzeni w celi, odrzuceni, nie rozumiani przez innych, jeden ukrzyżowany głową w dół. Większości się dobrze nie powodziło. Tego chcesz? Wtedy to właśnie powiedziałem szybko, nie rozmyślając nad złym głosem. – Panie, po ludzku to nic nie mam (sławy, bogactwa, urody, wiedzy, umiejętności, talentu, pobożności), ale to, co mam, to oddaję Tobie. Życie i wolną wolę. Niech się dzieje w moim życiu wola Twoja; co chcesz, to rób. Mam umrzeć dziś – dobra. Mam być kaleką – dobra. Mam zwariować albo być uznany za wariata – dobra. Mam być żebrakiem – dobra. Zgadzam się na wszystko. Niech się dzieje wola Twoja. Niech Twój plan, nie mój, względem mojej osoby się realizuje, bezwarunkowo. Oczywiście, daj, Panie, siłę, abym Twoim planom podołał, nigdy nie zwątpił, z Tobą wszystko mogę. Uświadomiłem sobie, że właściwie pierwszy raz prawdziwie się pomodliłem: ... bądź wola Twoja. Od pojawienia się Jezusa w moim życiu klepałem pacierz rano i wieczorem, nie zastanawiając się, co właściwie mówię. Oddanie życia i woli było jak skok w przepaść. Lęk odczuwałem, ale wiedziałem, że jak „skoczę” bez żadnych zabezpieczeń, czyli moich pomysłów na życie, On mnie złapie. On ma dla mnie swój plan, a ja jestem gotów go wypełnić, byle bym tylko był z Nim w niebie. Kilka dni później prosiłem Ducha Świętego o dobrą spowiedź. Był czas przed Wielkanocą. Czułem, że dotychczasowe spowiedzi były nijakie, z marszu, na szybko, pobieżne, bez wiary, że w konfesjonale jest Jezus. Chciałem się wyspowiadać z całego życia. Podczas spowiedzi płakałem, wymieniłem parę grzechów, ale też wyznałem, że zgrzeszyłem łamiąc wszystkie przykazania Boże (nie byłem w stanie przypomnieć sobie szczegółowo moich wszystkich grzechów), nawet zabiłem, tak zabiłem Boga, Jezusa, swoimi grzechami, moje grzechy przybiły Go do krzyża, chcę wrócić do Boga, prosić o wybaczenie. Słysząc słowa Jezusa w ustach kapłana, że mi odpuszcza, po rozgrzeszeniu, rozpłakałem się jeszcze bardziej. Zaczęło się na dobre. Wychodząc z kościoła zobaczyłem, że coś się zmieniło na świecie. Kocham wszystkich ludzi. Kocham siebie, kocham trawę, kocham drzewa, każdy liść na drzewie był bardziej zielony, kontury kształtów bardziej zarysowane, cały świat był wyraźniejszy, nasycony pełnią barw. W każdym z tych liści widziałem dzieło Boga. Chciałem tańczyć, śpiewać, skakać. Biec do ludzi ze słowami: Jezus mnie kocha. Nogi stały się lżejsze, jakby unosiłem się 10 cm nad ziemią. Wiedziałem, Bóg wybaczył mi wszystkie grzechy, jest ze mną. Jestem bez grzechu. Pomyślałem: Panie Boże, może już w moim życiu nie będzie drugiej takiej wyjątkowej, bezgrzesznej chwili, pewnie zaraz mnie zabierzesz do siebie, bo jak nie teraz, to kiedy? Z naprzeciwka zobaczyłem nadjeżdżający samochód. Pomyślałem, zaraz auto skręci na chodnik, na mnie, i ...Pan mnie zabierze. Ma szansę mnie zbawić dla nieba. Niestety, przejechało koło mnie, normalnie, ulicą. Uświadomiłem sobie, że skoro teraz mnie nie zabrał, a moment, aby trafić do nieba wydawał się idealny, to On wierzy we mnie, ma nadzieje, wie, że do nieba pójdę, ale jeszcze nie w tym czasie. Choć myśl – Panie Boże, ale ryzykujesz; a jak nie będzie takiej drugiej chwili, hmm...? – w głowie była. Wiedziałem, że plan Boży względem mojej osoby i mojego pobytu na ziemi jeszcze się nie zakończył i że ja sam siebie nie zbawię przez moją bezgrzeszność, ale dzięki Jego miłosierdziu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja w to wierze
Przyszedłem do domu i powiedziałem, że Jezus będzie z nami mieszkał. Domownicy uznali to za jakiś dobry żart. Ale ja naprawdę chciałem, aby z nami mieszkał. W tym dniu przyszło morze łask, o które nawet nie prosiłem. Wierzcie mi, nie prosiłem. Nawet o łaskach, które mógłby mi dać, nie myślałem. Zostałem uwolniony od gier komputerowych. Do tej chwili potrafiłem zaniedbywać rodzinę, siedząc godzinami przed komputerem. Prosiłem dzieci, aby chowały mi płyty z grami, abym nie grał od razu jak przyjdę z pracy. Sam nie potrafiłem się opanować. Nieraz grałem do 2-3 w nocy. Otrzymałem łaskę uwolnienia od internetu. Kiedyś przeglądałem godzinami strony, nawet te, które mnie nie interesowały. Bóg zmienił zniewalający internet na służący do wyszukiwania Jego słowa, nauki Kościoła, żywotów świętych. Otoczyłem się przedmiotami przypominającymi mi o Bogu, aby w roztargnieniu dnia o Nim nie zapominać: obrazki, cytaty z Pisma Świętego, aplikacja z Biblią w telefonie, wyświetlacz z wizerunkiem Jezusa itp. Dar składania rąk do modlitwy na znak: Czyń, Panie, ze mną, co chcesz. Twoja wola niech się dzieje. Ze smutkiem patrzę, jak mało osób składa ręce podczas Mszy Świętej (także kapłanów), modlę się za nie, aby oddały życie Jezusowi całkowicie i bezwarunkowo. Podczas większości Mszy świętych nie śpiewałem wraz z ludźmi, jakoś nie chciało mi się, trochę się wstydziłem. Pan Jezus powiedział do mnie w myślach podczas jednej z nich „ jak myślisz, o co się modlą ludzie niemi i nie słyszący, co mi obiecują jeśli ich uzdrowię, jak będą dziękowali? Pomyślałem, modlą się o sprawny słuch, o możliwość mówienia. I w podzięce obiecują Tobie, że będą wychwalali Boga śpiewem na każdej Mszy świętej, Boże. I zaraz dane było mi zrozumienie. Ja mówię, ja słyszę, mam to wszystko od Boga i Jemu za to nie dziękuję, nie wychwalam go śpiewem na Mszy, nie używam tego daru. Od tej chwili śpiewam. Taka wydawałaby się drobna rzecz, a jest dla Boga ważna i miła. Podobnie jest z darem chodzenia, mamy nogi, a Bogu za nie dziękujemy. Każdego ranka przecież stawiamy nogę na podłodze jak wstajemy z łóżka. Czasem nie chce nam się iść, na spacer, do kościoła, procesję, pielgrzymkę. Człowiek uzdrowiony z kalectwa pewnie rano wielbiłby Boga, że może chodzić, po uzdrowieniu biegłby na Mszę. A my mam te wszystkie dary, są dla nas tak oczywiste, że aż nie zauważalne i zanie nie dziękujemy. Nie dziękujemy za wiele oczywistych, wydawałoby się nam rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja w to wierze
Teraz, mój bracie/siostro na najbliższej Mszy, nie denerwuj się, że jakaś Pani w kościele śpiewając fałszuje, dziękuj Bogu, że masz dobry słuch i słyszysz ten fałszywy ton. Nie narzekaj, że masz tyle pracy w domu, tyle do zmywania naczyń, tylko dziękuj Bogu, to znaczy, że Twoi bliscy są niedaleko. Nie narzekaj, że masz dużo do prasowania, tylko dziękuj, to znaczy, że masz dla kogo prasować. Nie narzekaj za rachunek za czynsz, tylko dziękuj, znaczy że masz gdzie mieszkać. Zastanów się czasem, które myśli są Tobie bliższe, daru czy braku. Dla człowieka, który chce być blisko Boga wszystko będzie darem (nawet choroba) za który należy dziękować. Natomiast osoba będąca daleko od Niego, będzie stale narzekać, że coś jej brakuje (zdrowia, pieniędzy, urody, talentu, szczęścia). Pojawiła się także u mnie, wola mówienia prawdy i troska o wypowiadane słowa, aby nie pojawiło się pośród nich kłamstwo. Chrześcijaństwo przestaje być nudne, nijakie, jeśli zaczniemy mówić prawdę, prawdę z miłością do drugiego człowieka. Spróbujcie, zobaczycie, co wtedy się dzieje: zły się wścieka, ludzie zaczynają cię obrażać, wyzywać od nawiedzonych wariatów, katoli, itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×