Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Ewo to byłam ja, taka jaką byłam w środku. Wesoła, zwariowana, uwielbiam żarty, kocham mieć głupawkę. Ja przez ostatnie iles lat to jakiś mój klon, zapłakany, cierpiący, taka jak ja to mawiam \"śnieta\" siostra Eulalia, powłócząca ledwie nogami, zasmarkana, zbolała. To jakiś klon mnie, który posiada cechy męczennicze, a ja chcę żyć, cieszyć się życiem, to nie znaczy być nieodpowiedzialną, to oznacza, być odpowiedzialną ze szczerym uśmiechem na ustach i w duszy. Czyli po prostu akceptację, że jestem jaka jestem, że mam co mam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sylwia em
witam Kochane..dzis dzien jak dzien ..moze troszke lepszy niz wczorajszy sadny...bo byla ladna pogoda..poza tym nie moge wywalczyc 200 zl ktore pozyczylam znajomemu ..a tak mi sa potrzebne..rece znowu opadaja.. coraz bardziej chyba ulegam ..chyba chcialabym zeby bylo jak bylo...bo juz presji nie wytrzymuje..stoje w miejscu ze wszystkim ..wlasciwie to czekam jak on sie zachowa jak przyjedzie z tej delegacji... pustka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobry wieczór wszystkim 🌼 niedawno wróciłam do domu, chwilowo nie jestem na bieżąco z prowadzoną przez Was dyskusją, nadrabiam. Dzisiejszy wieczór to dól marsjański bez dna... i właśnie uświadamiam sobie, jak sztuczne i wymuszone są chwilę w których się uśmiecham i momenty gdy powtarzam sobie, że jestem silna, g*wno prawda. Męczy mnie ten roller-coaster, nic mnie tak naprawdę nie cieszy, w ogóle jakiś bezsens totalny... Jak to mawiają \"oby do jutra\", ale przecież i tak będzie tak samo, od rana do wieczora mobilizacja, zajęcia i tysiące spraw do załatwienia, a potem, już w samotności, idiotyczne użalanie się nad sobą i pochlipywanie po kątach... :-O ech ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierna czytelniczka
Dlaczego płaczesz? młody chłopiec zapytał swą mamę. Ponieważ jestem kobietą, odpowiedziała mu. Nie rozumiem, odpowiedział. Ona go przytuliła i rzekła: i nigdy się nie dowiesz, ale nie martw się to normalne... Później chłopiec spytał swojego Ojca, Dlaczego Mama płacze bez powodu? Wszystkie kobiety płaczą bez powodu. było to wszystko co mógł mu odpowiedzieć. Mały chłopiec urósł i stał się mężczyzną i wciąż nie wiedział dlaczego kobiety płaczą. Nareszcie uklęknął złożył ręce i zapytał: Boże... Dlaczego kobiety płaczą (tak łatwo)? A Bóg mu odpowiedział... Kiedy tworzyłem kobietę postanowiłem ją uczynić wyjątkową. Stworzyłem jej ramiona na tyle silne by mogła dźwigać ciężar całego świata! Dałem jej nadzwyczajną siłę, pozwalającą jej rodzić dzieci jak również znosić odrzucenie, spowodowane czasem przez jej własne dzieci! Dałem jej stanowczość, która pozwala jej na opiekę nad rodziną i przyjaciółmi. Niestraszna jej choroba! Stworzyłem ją wrażliwą, aby kochała wszystkie dzieci, nawet wtedy, gdy jej własne ją bardzo skrzywdzą! Dałem jej siłę, aby opiekowała się swoim mężem mimo jego wad, Zrobiłem ją z żebra swego męża, tak, aby chroniła jego serce! Dałem jej mądrość, aby wiedziała, że dobry mąż nigdy nie skrzywdzi swej żony. Czasem jednak testuje jej siłę i wytrwałość żony w wierze w niego. Synu, na sam koniec Dałem jej również łzę do wypłakania. Jest to jej jedyna słabość! Jeśli kiedyś zobaczysz, że płacze, powiedz jej jak bardzo ją kochasz i jak wiele robi dla innych. I jeśli nawet wciąż płacze, sprawiłeś, że poczuła się o wiele lepiej. Ona jest wyjątkowa!!! Życzę Ci-życzę Ci gorącej filiżanki kawy którą ktoś dla Ciebie zrobi Nieoczekiwanego telefonu od starego przyjaciela Zielonych świateł na Twojej drodze do pracy, albo sklepu Życzę Ci dnia małych spraw, które Cię ucieszą Najszybszej kolejki w sklepie. Ulubionej piosenki w radio. Twoich kluczy dokładnie tam gdzie ich szukasz. Życzę Ci dnia pełnego szczęścia w perfekcyjnych dawkach, które dadzą Ci radosne poczucie że życie uśmiecha się do Ciebie, obejmuje Cię i przygarnia, ponieważ jesteś kimś specjalnym. Życzę Ci dnia Pokoju, Szczęśliwości i Radości. Kochaj mężczyznę, który nazywa cię "ładną", a nie uważa za "sexy". Tego, który oddzwania, gdy odłożysz słuchawkę. Tego co nie śpi, aby zobaczyć cię śpiącą. Całuje twoje czoło. Który chce pokazać ci cały świat nawet gdy nie jesteś przyszykowana. Dla którego nie jest ważne czy stałaś się z biegiem lat grubsza czy chudsza. Który mówi: Co chciałabyś zjeść?- ja gotuję. Tego, co przed swoimi przyjaciółmi chwyta twoją dłoń. Czekaj na tego, który stale powtarza, ile dla niego znaczysz i jakim jest szczęściarzem mając ciebie. Tego, który swoim przyjaciołom przedstawia cie: To ona. Kochaj tego, który kocha ciebie i prawdopodobnie będzie kochał cię zawsze. To wierszyk od mojej córki...............chciałam się z Wami nim podzielić.................tak sobie myślę sam konsensus ........warto zapamiętać,tak myślę:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierna czytelniczka
Ewo.............jeśli chodzi o psychologa to chodzę na spotkania z psychologiem i chodzą tam również moje dzieci,w pierwszej rozmowie pani psycholog nie widziała podstaw aby spotykać się z dziećmi ale po rozeznaniu się w sytuacji stwierdziła,że takie spotkania są im potrzebne. Jeśli chodzi o męża,on też był (jak do tej pory) u psychologa i twierdzi że będzie tam chodził,oczywiście,że tak zrobi,bo chce ratować swoją reputację i przede wszystkim chce udowodnić,że nie jest tym ....kim jest. Myślę nawet a raczej jestem pewna tego,że on sam nie wie kim jest,jego życie to ciągła gra,gra nawet przed sobą co więcej jest przekonany o tym że jest super i hiper facetem. Ciekawa jestem tylko skąd wyciągnął takie wnioski. Nie on raczej nad tym się nie zastanawiał,po prostu wyznaczył sobie taką rolę cudownego zawsze pomocnego mężczyzny,spełnia ją jak najbardziej tylko,że wszędzie indziej tylko nie w domu.......... I zawsze mi powtarza tylko jedno zdanie "mam nienaganną opinie wśród ludzi......."tak to prawda wśród ludzi. Jedno trzeba mu przyznać potrafi tak mówić.............tak "czarować",że wierzą mu nawet Ci najmądrzejsi..................czasami ci najbardziej mądrzy i cierpliwi potrafią odkryć jego prawdziwą naturę,ale tylko czasami..... Dlatego trochę martwię się tym,czy i pani psycholog nie zwiódł swoją niewinną pełną pokory i skrzywdzenia przez świat postawą. To właśnie jego psycholog poprosiła moją psycholożkę:) o spotkanie w czworo na sesji,ale ta nie zgodziła się na to ze względu na mój kiepski stan psychiczny. Moja psycholog wyjaśniała mi w jakim celu miało by służyć to spotkanie ale ja najwidoczniej tego dnia za mało słuchałam i nadal nie rozumiem. To nie ma być spotkanie pojednawcze,więc jakie,co ma na celu? Zgadzam się z Tobą Ewo....że takie określanie typu osobowości powinno odbywać się z urzędu,no ale..................najwidoczniej są mądrzejsi na tym świecie od nas:) Pomogłaś mi swoją wypowiedzią:) dziękuję Wiem ,że dla sędziego nie ma ja ty,i również nie rozumiem o jakie wy chodzi jeśli dwoje ludzi znajduje się na sali sądowe............... Moje ostatnie obserwacje powiedziały mi tylko tyle,że niewielu ludzi obchodzi los innych.......... Jeśli chodzi o czarownicę:)...........hmmmm....:):) jestem nią od kiedy pamiętam:) Na adwokata mnie nie stać,tę opcję muszę pominąć. A działanie tak masz rację to podstawa,tylko ciągle brak tego mojego zdrowego działania,dopiero jak grunt mi się pali pod nogami zaczynam działać w każdej innej sytuacji następuję myślenie......."nie chcę skrzywdzić.."nad tym muszę popracować...........bo o jakiej krzywdzie i kogo my tu mówimy.................. Przecież sytuacja w jakiej się znalazł M jest tylko żniwem tego co zasiał,ale tego nie pojmuje i nie pojmie bo jak ma pojąć skoro myśli o sobie tak dobrze,odrzuca każdą racjonalną i nie racjonalną myśl,liczy się dla niego tylko ta jedna rzecz którą wtłukł sobie od zarania dziejów "jestem super facet" a jeśli ktoś tak nie myśli staje się moim wrogiem.......... Twoje spostrzeżenia na temat prawdziwej kobiety są niezwykle trafne i przenikliwe. W przypadku M nie ma chęci chronienia dzieci,on na pierwszym miejscu stawia siebie i swoje potrzeby,dziećmi się tylko posługuje oby otrzymać dla siebie jeszcze więcej. Normalnym jest chronienie dzieci,ale ten człowiek tego nie robi,robi zupełnie coś odwrotnego wciąga je w kłótnie a kiedy nie wie już co ma powiedzieć posiłkuje się dziećmi i zwraca się bezpośrednio do nich,mówiąc " no wytłumaczcie matce" Zawsze opowiada im o naszych kłótniach,przytacza zdania które ja do niego powiedziałam,żeby wzbudzić w nich litość i współczucie..... Wiesz Ewo...............może ja i bym już założyła tą sprawę o znęcanie się...........tylko wiesz ciągle powstrzymuje mnie ta myśl,czy ja mam podstawy??? Czy to o czym będę mówić nie wyda się bzdurą,boję się tego że spotkam się z niezrozumieniem,że nikt nie będzie umiał odebrać ode mnie tego wszystkiego a w efekcie czy nie powie "przesadza pani" A każdy dzień zwłoki działa na moją niekorzyść,ten człowiek nie ma takich skrupułów,uczy się ode mnie(aż mnie zadziwia,nigdy taki pojętny nie był) i wykorzysta każdą sposobność aby mnie pogrążyć,zmieszać z błotem. Ja również strasznie dużo napisałam mam nadzieję że towarzystwa na topiku nie zanudziłam,dziękuję za wszystko:) Słodkich snów i pięknych marzeń sennych życzę wszystkim bez wyjątku:):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierna czytelniczka
Vacancy....tak się zastanawiałam jak Ci odpisać ale może tak ........ja właśnie tego najbardziej się boję,że jeśli teraz tego nie załatwię nie załatwię tego nigdy i będę tak trwać,dzisiaj wiem,że każdy dzień z nim uzależnia mnie coraz bardziej,a jeśli on trochę odpuści i stanie się "łaskawszym" dla mnie to ja też popadnę w takie poczucie winy,obowiązku,litości itd.....i nie odejdę. Plan zemsty mnie również przeszedł przez myśl,ale do tego trzeba mieć charakter i umieć tak działać,jak widzę ani Ty ani ja się do tego nie nadajemy,zresztą nie tędy droga. Założyłam sobie również plan,że jak dzieci dorosną jeszcze tylko jakieś 5-6lat to wtedy bez zmrużenia okiem zabiorę się i pójdę,ale............nikt z nas nie wie co będzie za pięć lat może się okazać że trwanie w tak toksycznym związku przyczyni się do rozwoju w nas bardzo niebezpiecznych i wyniszczających chorób(tak dzieje się najczęściej) a poza tym nie wiemy czy nasi partnerzy nie będą już na tyle schorowani,że wtedy tym bardziej nie pozostawimy ich samych sobie skoro już teraz rządzą nami takie odczucia litości,odpowiedzialności i winy. "Jak pozbyć się pieprzonej litości??"pytasz. No cóż wypada mi tylko powiedzieć trzeba sobie pomóc. Ja wiedziałam ,że jeśli on wejdzie po raz kolejny w swoją fazę to ja albo siebie albo jego zabiję, jaki wybór? Może odwróć trochę swoją uwagę od tego człowieka,może pozwól sobie na jakiś wyzwalającą i uleczającą relację. Ja tak zrobiłam,nie miałam wyjścia w przeciwnym razie zabiłabym............ To pomogło odciąć mi się emocjonalnie,tylko wcześniej muszę Ci powiedzieć uwolniłam się z poczucia winy którą mnie obarczył ten człowiek. To uwolnienie z poczucia winy było kluczowym i otwarło mnie na świat i na miłość zaufałam Losu,wzięłam to co mi ofiarował. Czy miewam wyrzuty sumienia? Tak czasami tak,ale tylko w chwilach głupoty. Nawet jeśli dochodzi do zdrady w tak toksycznych związkach to jest to zawsze tylko SKUTEK a nie przyczyna i tak MARTWEGO związku. Kiedy mój organizm zdał sobie sprawę z tego,że już nie wytrzymam,przejął inicjatywę za mnie, wyłączył CHORE myślenie,zadziałał na zasadzie ochrony .Najzwyczajniej w świecie przejął działanie za mnie w innym przypadku groziła mi śmierć. Do takiej skrajności doprowadziłam siebie. Kiedy uwolniłam się z poczucia winy zaczął dochodzić do mnie również głos z wewnątrz mówiący mi co jest dla mnie dobre,kiedy podejmuję złe decyzje wbrew sobie,słyszę w swoim wnętrzu ogromny krzyk sprzeciwu. Zdarza mi się tak,że go nie słucham ale wtedy płacę bardzo wysoką cenę i zawsze cenę siebie. Mój związek mnie wyniszcza i fizycznie i psychicznie gdyby nie moje samozaparcie,wiara i cholerny upór dzisiaj nie byłoby mnie wśród żywych bo od kiedy jestem z tym człowiekiem choruję bardzo poważnie i zawsze na granicy,boję się tylko,że kiedyś przekroczę tą granicę. Nie zrozum mnie źle,ja nie boję się śmierci,ja boję się tego że za wcześnie osierocę dzieci.... Po tym co napisałam powyżej o sobie ktoś ma prawo pomyśleć o mnie tak czy inaczej.........ale ja wiem że innego wyjścia nie miałam,musiałam w końcu zacząć chronić siebie i zacząć myśleć o sobie. Masz jednakże rację nie wiąż się z kimś na poważnie dopóki nie dokonasz rozrachunku z przeszłością. Jak do rozstania doprowadzić............myślałam dokładnie tak samo,góra nie do zdobycia. Wypowiedz słowa "odchodzę na zawsze i nie odwołalnie"spakuj się i odejdź,jeśli potrzebujesz się przygotować finansowo lub duchowo rób to po cichu,wykonuj plan jaki założyłaś dla ratowania siebie, a potem tak jak powiedziałaś trwaj przy swoim,tylko tak można odejść. Powiedziałaś mi że spokój który wypełnia wnętrze kiedy spotykamy drugiego człowieka może być podpowiedzią,oprzyj się na tym spokoju i zaufaj Losowi. Trzymam za Ciebie kciuki i kibicuję. Pozdrawiam bardzo serdecznie i ściskam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wierna czytelniczko - zdaje sobie sprawe, ze takie wyrywkowe przedstawianie zdarzen, ktore tu stosujemy, moze calkowicie znieksztalcic obraz calosci jako takiej; najgorsze moje doswiadczenia mialy miejsce dosc dawno, ale widac byly tak traumatyczne dla mnie, ze do dzis nie moge sie z nimi uporac; ja juz sie nie boje, ze maz mnie uderzy, o co to, to nie; ja po prostu mu oddam i bede walczyla nawet gdybym miala stracic zycie; o ile radze sobie z agresja, o tyle gne sie pod ciezarem wspolczucia i litosci; kiedy przyjechalam tutaj, to nasluchalam sie pod adresem meza samych superlatywow: jaki porzadny czlowiek, tyle lat sam, nie zostawil dla innej, jak to czyni wiekszosc, nie pijak, prace ma dobra, pieniadze slal; fakt, sama prawda, tylko dlaczego ja wolalabym, zeby wszystko zrobil dokladnie odwrotnie; nie ma sie do czego uczepic, a ze np. tak jak przed chwila walnal piescia w stol, bo mu cos tam w gierce nie idzie, do tego doszedl komentarz: a ta znowu siedzi na internecie - co mialo znaczyc, ze jemu spowalniam gre; syn tez cos tam nastawil do \"sciagania\", jednym slowem lipa; no ale my z synem nie narzekamy, ze chodzi wolno, coz kazdy chce miec odrobine relaksu po ciezkim dniu; jedynie on demonstruje swoje niezadowolenie, jakby to cos mialo zmienic; zmienia tylko tyle, ze nie dostanie na co czeka:) juz od bodajze 2 m-cy; a wracajac do tego uderzenia w stol, to chcialam Ci powiedziec, ze na takie dzwieki reaguje wiadomo - serce w gardle; nawet jesli sama niechcacy uderze np. talerzem o talerz nie skupiajac sie na tej czynnosci, to tez potrafie sie wystraszyc; zostanie to juz mi chyba na zawsze, no ale od tego sie nie umiera; ja dalam sobie czas do uzyskania pelnej samodzielnosci przez syna; prawda o panach jest bowiem taka, ze jak zabraknie matki w ich zyciu, to dla dzieci tez najczesciej nie ma miejsca; a on musi pomoc dziecku finansowo, dosc, ze nie bylo go przy nim 8 najtrudniejszych lat, sama sie musialam borykac z dorastaniem i dojrzewaniem:); winien mu jest przynajmniej tyle; ja dla siebie niczego nie chce, zawsze pracowalam i bylam niezalezna finansowo; jak przyjechalam tutaj, to oczywiscie pan nie zyczyl sobie zebym szla do pracy, wiadomo - kontrola i zaleznosc; ale ani mi to w glowie, zdecydowanie powiedzialam, ze to jest moja sprawa; zdarza mi sie jednak czasem byc stanowcza:); moje zdrowie jest ok, no chyba, ze moze poza psychicznym:); zdaje sobie sprawe, ze te ostatnie lata zycia na odleglosc bardzo mnie wzmocnily, nawet nie chce myslec, jakby sprawy wygladaly gdyby on nie wyjechal; Poruszylas kwestie strachu przed smiercia; ja tez sie jej nie boje; nie przeraza mnie ani moje, ani kogokolwiek bliskiego \"zejscie z tego swiata\"; moze tak czujemy, bo do smierci nam jeszcze nie po drodze, moze to sie zmieni, kiedy ta \"pani\" rzeczywiscie zajrzy nam w oczy; trudno teraz wyrokowac; Ach, moznaby pisac w nieskonczonosc; pojde juz spac, bo nie moge juz sluchac przeklenstw tego debila; moze sie zamknie jak bede spala, choc wcale nie na pewno:) Ciesze sie bardzo, ze do mnie napisalas, ale bardziej sie ciesze, ze troche zaczynasz sie otwierac; ja rowniez zycze Ci wytrwalosci w dazeniu do celu, a zdrowka przede wszystkim, ono jest podobno najwazniejsze, przynajmniej wg tych, ktorzy go stracili; sciskam Cie serdecznie; badz dobrej mysli; w koncu musi byc dobrze; pa😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wierna czytelniczko: \"...ciągle powstrzymuje mnie ta myśl,czy ja mam podstawy??? Czy to o czym będę mówić nie wyda się bzdurą,boję się tego że spotkam się z niezrozumieniem,że nikt nie będzie umiał odebrać ode mnie tego wszystkiego a w efekcie czy nie powie \"przesadza pani\" Spojrz na swoja wypowiedz. Przeczytaj ja tak jakbys czytala to co np ja napisalam, jakby ona byla mojego autorstwa. Pokazuje ona ze Twoja uwaga jest wciaz zwrocona na zewnatrz (czy uwierza, czy nie skrytykuja, czy nie wysmieja, czy nie podwaza mojej wiarygodnosci i wreszcie - czy nie osadza mnie) - i lek przed wlasnie osadzeniem. I dajesz swiaty zewnetrznemu prawo do oceniania czy cierpisz czy nie - czyli ci ktorzy sa na zewnatrz daja Ci prawo do cierpienia, radosci lub innych uczuc. Bo po Twojej wypowiedzi mozna to wywnioskowac. Przemysl to. Zacznij zadawac sobie pytania: dlaczego tak czuje? I draz az do uzyskania ostatecznej odpowiedzi. Ona moze lezec w odleglej przeszlosci ale pozwoli sie powoli uwolnic od oddawania zycia w rece innych. Mialam dokladnie tak samo i wlasciwie wciaz jakies marne resztki tej postawy zauwazam, ale nielatwo sie jej pozbyc jak zylo sie tak przez ponad 40 lat - nie zniknie calkowicie, ale za to wiem kiedy odczuwam ow lek, wiem juz ze jest bezsensowny i moge z nim walczyc. Masz podstawy - to co czujesz. Przeciez cierpisz. TY cierpisz. Ty decydujesz o swoim losie. Inni moga uznac Twoje cierpienie lub nie - ale to Twoje zycie, Twoja przyszlosc, Twoj bol ktorego nie chcesz juz odczuwac, od ktorego chcesz sie uwolnic bo Cie niszczy. Nie musisz udowadniac na wszelkie mozliwe sposoby ze jest Ci zle. Ktos uzna ze przeciez nic Ci sie nie dzieje - ale to ktos nie Ty. Ty masz prawo czuc tak jak czujesz i wcale nie musisz byc \"kompatybilna\" z reszta swiata. Ale wiedz jeszcze jedno - czasami taki lek jest zupelnie irracjonalny- bo jak np pojdziesz na niebieska linie czy gdzies do grupy zajmujacej sie przemoca w rodzinie - to przekonasz sie ze oni sa otwarci, nie beda podwazac tego co czujesz ani tego co przezywasz, nie beda zapewniac ze \"taki dobry maz a ty szukasz dziury w calym i przewraca ci sie w glowie\" (bo tego sie boisz), oni sa tam od tego by wysluchac i dac wsparcie a nie osadzac i oceniac. Maz wcale nie musi Cie tluc tak zeby codziennie byla obdukcja lekarska a co tydzien pogotowie i wybite wszystkie zeby - znecanie sie pshiczne tez jest przestepstwem. Pozdrawiam Cie serdecznie i zycze wiele sily oraz wiary w siebie. Bedzie dobrze 😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez 🌻, Ewa 🌻- dzięki, to mój naczelny temat ostatnio. Nie odsuwam też innych prolemów, tych z którymi tu przyszłam , tylko jakoś tak spokojniej mi z nimi....a wychowanie mnie nurtuje, bo tu sie jeszcze trochę gubię...dlatego chetnie skorzystam z Waszych doświadczeń... Pozdrawiam serdecznie wszystkie kobietki❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierna czytelniczka
Vacancy:)............śmierć nie jest mi straszna nie dlatego że jestem "młodą "kobietą i mam jeszcze czas,to myślenie jest bardzo błędnym i prowadzi do nieuważnego życia. Nie boję się śmierci bo traktuję ją jak przyjaciółkę,kolejny etap, otwierający mi drogę dalej,być może do lepszego rozwoju. Swoje życie postrzegam jako spełnienie powierzonego mi zadania,wcześniej myślałam że wychowanie dzieci jest moim jedynym celem życiowym i po to zostałam powołana,teraz widzę że moje myślenie było błędne moim powołaniem życiowym jest żyć w zgodzie z samą sobą i nie czynić sobie krzywdy,co do tej pory robiłam nawet poprzez trwanie w tym chorym związku,zamykanie oczu na rzeczy które aż czasami krzyczały i nie podejmowanie życiowych decyzji. To że ktoś z zewnątrz postrzega naszych partnerów jako chodzących ideałów nie usprawiedliwia przed rozliczeniem za życie tu w tym domu i w tej rodzinie. Powtarzam zawsze tylko jedno zdanie temu człowiekowi żyjącemu tutaj obok mnie " mnie interesuje tylko ten dom i to co dzieje się w tym domu i tylko ja mogę dać świadectwo tego jakim jesteś człowiekiem w tym domu" i o tym przecież rozmawiamy i tylko o tym a nie o naprawionej pralce u sąsiadki. Reakcje o których mówisz pozostaną w nas na zawsze i z tym trzeba się pogodzić. Dobrze,że ten Twój chociaż znalazł na tyle odwagi w sobie żeby wyjechać. A tak dla rozładowania sytuacji,taki maleńki żarcik na dzień dzisiejszy. Czy Wiecie dziewczyny jakiego ja mam specjalistę,czy któraś z Was podłączyłaby kabel elektryczny do kabli telefonicznych:):):) na pewno nie, uznałybyście że się na tym nie znacie i wezwałybyście elektryka,czyż nie? A mój M właśnie to zrobił...........no i czy nie mechanik pierwsza klasa....:) Pozdrawiam życzę wszystkim dobrego dnia,muszę lecieć,pa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A z takich "dobrych w kazdym innym miejscu tylko nie w domu" i z reputacja prawie nieskazitelna w otoczeniu to ja juz drugiego dodzieram ;) Zastanawiam sie dlaczego wybralam dwoch takich partnerow pod rzad - dbajacych o wlasny wizerunek i wlazacych ludziom w doope. Takie - jak to okreslila raz kolezanka - towarzyskie k000rwy gotowe sprzedac sie za darmo tylko ze prawdziwa pani "ka" to ma z tego korzysci - a oni najczesciej frustracje ktore wywalaja w domu na rodzine. Na poczatku bardzo mnie to bolalo ale teraz mam gdzies. Niech wchodzi innym w tylek ile chce i jak chce skoro uwaza ze tak powinno byc - bo nawet syn juz widzi jakie to zalosne i zenujace. Sami sobie opinie tworzymy... Co robisz - to wraca do ciebie. Predzej czy pozniej. Nie przejmuje sie wiec tym - jesli nie godzi to w moje bezpieczenstwo. Potrzebowalam prawie 6 lat zeby wypracowac w sobie taka postawe. I przyznam sie ze mimo calego zla jakiego doswiaczylam - nie zaluje. Bo dzieki temu moglam zaczac naprawde powaznie i skutecznie nad soba pracowac, usuwac blokady ktore byly we mnie od lat i wreszcie opuszcza mnie odczucie "podcietych skrzydel" i ograniczonego potencjalu. Wlasciwie to juz tego nie czuje choc nie robie nic wqiecej ponad to co robilam kiedys, wtedy gdy czulam ze cos mnie ogranicza. To jest w nas samych a nie na zewnatrz. Zarowno ograniczenia jak i mozliwosci. Wszystko jest w nas. O ustawieniach napisze innym razem, to nie jest ot - tak sobie usiasc do klawiatury i wystukac cos. To musi sie "ulezec" w mojej glowie, musze to jeszcze przetrawic choc juz mam jakies wnioski jednakze wole poczekac. Na szczescie internet powrocil do normy (oby na stale), z komputerem mialam jakies przeboje ale chyba tez sobie poradzilam - maz pod moja nieobecnosc cos popieprzyl wchodzac na stronki xxx, na razie sprzet chodzi ale wymaga solidnego przeczyszczenia - czyli formatu. Zreszta i tak zamierzalam formatowac w najblizszym czasie bo chodzi juz 4 lata bez przerwy. Tylko sie zastanawiam czy nie zainstalowac linuxa docelowo i miec spokoj z windowsami (a co za tym idzie - kosztami). Ale nie mam pewnosci co do dzialania drukarki/skanera (tzn drukarka powinna chodzic a co do skanera to nie wiadomo). I moze na razie postawie dwa systemy jak Pawel i Gawel beda w jednym stali domu ;) Mam XP wiec nie bedzie tyle jaj z partycjonowaniem dysku jak przy viscie po ktorej nawet lzy nie uronilam :) Czyli - nie ma tego zlwgo co by na dobre nie wyszlo. Zachowam sobie w weekend wazne pliki i zaczne powoli cos robic bo postawic system do stanu biezacego zajmie mi ze dwa tygodnie (jakbym siedziala 24/7 to pewnie jeden dzien ;) :P). Ale jeszcze bije sie z myslami co zrobic... Na razie 😍 wszystkim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierna czytelniczka
Oneli.............Twoja wypowiedź mnie szokowała z każdym przeczytanym zdaniem,nie zdawałam sobie sprawy z tego,że tak właśnie się dzieje. Masz rację nie w stu ale dwustu procentach:) Teraz przede mną ciężka praca nad zmianą myślenia i podejścia do samej siebie. Dziękuję Ci za tą wypowiedź, chyba jest dla mnie punktem zwrotnym..... Zawsze myślałam ,że to co czuję to za mało,że muszę mieć dowód........ale przecież ja i dowody i świadków mam...................tak więc teraz dopiero dostrzegam ,że problem leżał zupełnie gdzie indziej.......................we mnie. Dziękuję:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewo - "W równowadze nie ma wątpliwości... działa się automatycznie, nie oczekując, że druga strona mogłaby pomóc, bo i ona działa automatycznie. To rozwiązywanie problemu, a nie piętrzenie trudności." Moze to sie wyda dziwne ale ja od zawsze w taka wiez wierzylam. Wierzylam ze wlasnie taka ma byc i ze taka istnieje. Oczywiscie doswiadczenia mowily mi ze jestem niepoprawna utopistka i wierze w cos co nie istnieje, jak krasnoludki ;) Ale ja mimo wszystko wierzylam. I wierze nadal - choc juz z dystansem. Bo wiem ze mam racje. Ale wiem tez ze spotyka to zdrowych ludzi a nie zaburzonych jak ja. Pisze to calkowicie bez zalu ze nie dane mi bylo czy bedzie doswiadczyc takiej wiezi - wystarczy iz wiem ze istnieje i ze mialam racje. Wlasciwie to tak naprawde nie zaluje ze cos mnie ominelo (przeciez nie wiem co wiec jak mam zalowac?), czegos los mi poskapil lub dal za wiele czegos niepozadanego (patrz powyzej nawias) - czuje sie coraz bardziej pogodzona ze soba i swiatem. I dobrze mi z tym. A co bedzie - pokaze czas. Nie mam potrzeby wybiegac, tworzyc jakies swiaty alternatywne, jakies karkolomne marzenia - nie mam potrzeby. Bo one moga prowadzic na manowce - tam gdzie widzimy to co chcemy widziec a nie to co jest naprawde. Cale moje zycie wlasnie tak bylo - nie chcialam widziec tego co jest. Zaslepiona tym co chce widziec. Teraz nie potrzebuje juz aprobaty, akceptacji bo mam ja w sobie. Nie musze oczekiwac jej z zewnatrz. Jesli ja otrzymam - to wspaniale. Jesli nie - tez. Piszac te slowa czuje sie wolna - nareszcie wolna od poszukiwania akceptacji na zewnatrz, od robienia wszystkiego by na nia zasluzyc... Bo dzialajac w kierunku zasluzenia na owa aprobate, akceptacje, milosc czy cokolwiek to jest - staramy sie, wychodzimy z siebie - i czy naprawde otrzymujemy to o co nam chodzi? Czy efektem owych oczekiwan nie jest niedosyt, frustracja, cierpienie, watpliwosc? Czy w koncu nie jest to ciagle bledne kolo: wysilek celem zasluzenia>>>brak odzewu>>>cierpienie i frustracja, bezsilnosc>>>wysilek celem zasluzenia... Tak to teraz widze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Święte słowa oneill. Ja zauważyłam pewną zależność. Osoby które włażą towarzysko w doopę wszystkim mają ze sobą masakryczne kłopoty. Odsuwają je na bok. Myślą, że pozorami akceptacji społeczności zapełnią pustkę w sobie, odsuną brak akceptacji siebie samego. Oni nie chcą widzieć swoich problemów, są nastawieni na wymazanie ich , wyparcie z siebie., Winy i przewiny zrzucają na rodzinę. To takie malutkie kogutki, w zasadzie niezwykle słabe emocjonalnie i psychicznie, ale wysoko podskakujące, prezentujące w całej okazałości urodę swoich korali i upierzenia i głośno krzyczące \"kukuryku\".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie bylo troche inaczej, bo tez bylam takim troche \"kelnerem towarzyskim\" laknacym akceptracji i aprobaty - ale na glebszym poziomie, na poziomie przetrwania. Gdzies w podswiadomosci balam sie ze jak mnie nie beda lubiec (czyli jak mnie beda nielubiec), jak im sie naraze, jak nie spelnie ich oczekiwan - to mi zrobia krzywde. Przez wiele lat balam sie tego tylko nie umialam okreslic co to jest. Balam sie ludzi. Balam sie ze moga zrobic mi cokolwiek i ze to nie zalezy ode mnie tylko od nich - od och widzimisie. I dlatego lepiej zeby mnie lubili bo wtedy mniejsze zagrozenie... I zeby bron Boze nie wyczuwali we mnie zagrozenia, zeby mi nie zazdroscili niczego, zeby nie uznali ze jestem lepsza od nich to trzeba mnie usunac... itp bzdury. Tzn ja teraz uwazam to za bzdury - a kiedys dokladnie wg tego wzorca postepowalam. Przy jednoczesnym calkowitym braku swiadomosci czego tak naprawde sie boje. Wlasciwie do dzis nie wiem skad sie wziela taka postawa - ale w moim rodzinnym domu bylo czesto powtarzane ze ludzie sa zli i moga mnie skrzywdzic, ze czekaja tylko zeby mnie wykorzystac i ze nie wolno im ufac itp filozofie ktora przekladala sie na zycie codzienne bo m,oi rodzice nie mieli zadnych przyjaciol, znajomych (a jak jacys sie pojawili to oczywiscie musieli miec jakies ukryte zle intencje) - trzymali sie tylko rodziny matki bo z rodzina ojca byla sklocona. Matka twierdzila ze tylko glupia i pusta osoba chce miec kolezanki - ona sama nie ma i jest szczesliwa i nie sa jej potrzebne - wiec ja automatycznie uznalam siebie za strasznie pusta i glupia skoro chce miec kolezanki... Z powodu niezaradnosci spolecznej i towarzyskiej (bylam izolowana, nie chodzilam do przedszkola, nie bawilam sie z dziecmi przebywalam tylko z doroslymi) nie mialam kolezanek i bylam w klasie tez izolowana. Czyli moja trauma sie poglebiala - ale przyjelam w jakis dziwny sposob ze nie powinnam zyc tak jak rodzice, nie powinnam wyznawac ich zasad i wtedy bede lubiana - i bede otwarta, zyczliwa dla ludzi nie tak jak oni. Oczywiscie zmienilo to tylko moje nastawienie i podnioslo poziom leku ktory we mnie juz byl zasiany i z kazdym odrzuceniem wzrastal. I byc moze, czego nie pamietam, ktos mnie jakos tam nastraszyl, zazartowal sobie - a we mnie narosl strach ze zrobi mi krzywde... Dysfunkcja rodzi dysfunkcje... Na szczescie teraz prostuje jakos te swoje drogi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zima sie kończy, słoneczko zaczyna świecić pięknie :-) Vacancy :-) ze kolejny zwiazek rowniez okazal sie niewypalem? prosze, nie gniewaj sie Tak, dwa związki. W sumie - trzy. Do trzech razy sztuka - się mówi - więc ja juz wypadam z tej gry. Teraz jest czas dla mnie. Dla samej siebie. Tego potrzebuję właśnie. :-D 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"Kelner towarzyski\" to i ja oneill. Czasami mnie pytają czy ja tak na trzeźwo....hehe ano na trzeźwo, nie mam większego problemu z byciem duszą towarzystwa, z wygłupami... Czasmi się zastanawiałam czy to ja taka jestem naprawdę, czy mam jakąś wyczuczoną cechę w sobie. Umiem np szybko jak nikt kojarzyć ludzi...w pary (kilak wyswatałam) albo biznesowo kto komu z mojego towarzystwa może pomóc w czymś...taki mechanizm. Albo mechanizm nieienia pomocy....nawet jak ktoś o nią nie prosi. Jakby to yło moim powołaniem. Co prawda z tą funkcją wcale źle mi się nie żyje, ale czułam, że to jest jakieś dziwne we mnie. Też jest ze mną coś nie tak w kontaktach damsko-męskich. Praktycznie dotychczas nie było takiego, który byłby oporny. Wystarczy, że umówię się z kimś do kina czy na kawę... od razu chce ciagu dalszego, chce się umawiać, spotykać. Oczywiście w takiej sytuacji jaką mam teraz, że jestem stanu wolnego... Zaczynam nie chcieć się z nikim nawet towarzysko spotykać, bo później mi jest niezręcznie, głupio komuś sprawiać przykrośc i odmawiać. Wtedy nie odbieram tel, unikam jakiegokolwiek kontaktu, nie umiem powiedzieć jasno....wiem, wiem, że to brak asertywności, ale tak mam. Mój M jest jeszcze bardzo mocno we mnie, bo... ja nie wyobrażam sobie życia z innym facetem, już chyba wolałabym być sama niż kimś. Jeszcze teraz kiedy poczułam jak bycie sama fajnie smakuje to już w ogóle. Cud-miód... Montia...to kiedy do mnie wpadasz Kochana????? Ktoś jeszcze? Zapraszam...może rozpoczniemy jakimś weekendem marcowym sezon letni :D Kasia3000 nie łam się będzie dobrze...Ty jesteś blisko mnie, może jakies pogaduchya. Ja1972...:D a Ty kochana co na to??? Buziole łikend się zaczyna ❤️🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
siodemka - ja tez. Jestem w trzecim zwiazku malzenskim - poprzednie niewiele mnie nauczyly. Tzn nie wyciagnelam wlasciwych wnioskow, pewnie nie bylam na nie gotowa. I popelnialam te same bledy - wlasciwie to nie tyle bledy co te same dzialania wiedzac ze poprzednim razem, drugim razem i trzecim razem nie przyniosly oczekiwanego skutku. Jesli jakas metoda nie skutkuje to wybiera sie inna a nie powtarza nieskuteczna. I tutaj byl wlasnie moj blad... Ale nie wiedzialam tego co teraz. I gdyby nie ten trzeci toksyczny zwiazek pewnie nadal bym nie wiedziala. Nic w przyrodzie nie ginie a to czym sie stanie zalezy od nas samych. A jak mozna sie leczyc jesli nawet sie nie wie czy i na ile jest sie chorym?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutek123
Witajcie, jestem z wami cały czas, czytam na bieząco i "pracuje" nad sobą i dla siebie. starałam się robić tak jak mowiłyscie: małymi kroczkami. kroczki moje są bardzo malutkie ale stało się coś co samą mnie zaskoczyło. nastąpił taki ogromny wewnetrzny spokoj. niby nic się dookoła nie zmieniło ale ogarnał mnie niesamowity spokoj. jakby w środku mnie nie było zadnej walki. nie wiem jak to się stało. ja wcale do tego nie dażyłam (pracowałam tylko nad małymi kroczkami). to się stało tak poza mną. nie wiem czy to co pisze nie zabrzmi jak słowa osoby zwariowanej osoby. ale dziękuję wam bardzo za to że jesteście. bardzo mi pomogłyście i pomagacie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Najbadziej odczuwam to podczas kłotni. Najcześciej wynikają one według jego opini z mojej winy, niby to ja jestem ich głównym generatorem:|.Jeżeli ja chcę rozmawiać na naprawde poważny temat, wyjaśnić problem i podchodze do tego spokojnie i na luzie to on się ode mnie po prostu odsuwa. Uważa że nic nie ma do wyjaśniania, że jest wszystko w najlepszym porządeczku. Tyle tylko , że jeżeli dochodzi juz do poważnej kłótni , to on wtedy mi zarzuca, że ja nie rozmawiam z nim i z tego powstaja potem jakies niejasności :|.To jakiś absurd :|. On przypisuje mi swoje zachowania....bo to on nie chciał rozmawiac ,albo go w tym czasie interesowało cos zupełnie innego.Zrywalismy ze soba juz kilka razy i jakos to sie tak rozłozyło po równo bo ja dwa razy i on dwa razy, ale jedno co łączyło te zerwania to jego wpierania mi na siłę, że to ja przyczyniłam sie do rozpadu a nie np jego niedbalstwo o związek, jego humorki, jego ignorancja. On jest czysty to ja jestem zmorą i świruską. echhhh...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie potrafi sie przyznac ten człowiek do własnych błędów. Wszyscy dookoła sa winni, tylko nie on. Co go obchodzą uczucia innych, najwazniejsze że jego uczucia zostały zranione. Tyle że przy okazji kłotni i przymusowej kilkutygodniowej "separacji" ( tak się dzieje praktycznie zawsze)on się świetnie bawi a ja łapie doła....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aaaaa i jeszcze jedno, on zawsze zarzuca mi brak zaufania. Potępia mnie i oskarża że go inwigiluje i szpieguję, zarzut nieco absurdalny, ponieważ mieszkamy w dość znacznym oddaleniu (400km)i spotykamy się max raz lub dwa razy w miesiacu. Poza tym gdybym nie miała zaufania, nie uwierzyłabym że on planuje jednak wspólne zamieszkanie i nie przygotowywałabym się do tego... chyba myśli ,że takimi argumentami zbije mnie z tropu hahahaha... musiałabym nając chyba jakiegos detektywa żeby go pilnował dzień i w nocy, może wtedy jego zarzuty i to tylko w połowie miałby szanse sie urzeczywistnić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
z miłości :( ale to juz przechodzi w przesadę to co ze mna wyprawia..nie mam juz sił jesteśmy po kolejnym zerwaniu które polegało na tym, że on złapał mnie za słowko powiedziedziałm mu że jak nie będzie mnie szanował to bedzie koniec. A on na to juz nie musisz nic dopowiadać , odwrócił się na pięcie i wsiadł do samochodu i odjechał. Nie odzywał się przez dwa tygodnie i próbowałam go jakos zagadać, ale znowu wywiązała się kłotnia podczas której znowu mnie obraził i tak to wygląda :( Kiedys mogłam polegac na tym człowieku , wierzyłam że poważnie mysli o związku ale co do tego w obecnej chwili mam wątpliwości, bo zaczął sie okres realizacji planu wspólnego zamieszkania, a on mi robi coraz gorsze jazdy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poza tym ten problem dotyka wszystkich jego bliskich. On nie traktuje tak tyko mnie. poradziłam sie kogos o opinię i ta osoba stwierdziła, że on asyndrom małego chłopca. Co to oznacza chyba wszystkie wiemy :( Sytuacja nie zaciekawa jednym słowem. Kazda najmniejsza , najbardziej bałaha uwaga w jego kierunku kończy się jego podniesionym tonem albo obrażeniem się....Usłyszałam tez rózne opinie na temat jego cech charakteru ... Jego ojciec stwierdził że jest maminsyniekiem , matka że jest obrażalski,jego brat, że jest nieodpowiedzialny , bratowa ,że kiedys znudzi mi sie ustępowanie, a najlepszy kumpel że jest leszczem:) tylko że mu tego nikt w ryło szczerze nie powie.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zawsze jeżeli cos mi sie nie podobało starałam się, aby uświadomic mu że mi sie jego zachowanie nie podoba w danym konkretnym przypadku. Nigdy nie kryłam sie ze swoim zdaniem. Jeżeli nie zgadzałam się z jego oceną czy opinią wyrażałam to tak,żeby go nie obrazić. Trzebo było się napocic żeby ułożyć prawidłowe słowa, żeby nie zahaczył o nie i nie stworzył sobie teori ,że uważam go za chama , egoistę, kurwiarza itp. bo w taką przesadę to przechodziło. Ja mu mówiłam to mi sie nie podobało a on tak bo ty mnie uwazasz za najgorszego:( No i czym rozmawiać. po co z kims dyskutować, skoro i tak druga osoba to odbierze jako atak i odpowie tym samym. Męczące to bardzo....Ja straciłam przez to duzo energii:(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
agulina, to skoro już tyle wiesz, nadal twierdzisz, że go kochasz, to poczytaj ten topik ku przestrodze i spieprzaj od niego ile sił w nogach. Póki jeszcze z nim nie meiszkasz...400 km..widzicie się raz na 2-4 tyg i już sa jazdy...to nawet u nas chyab począkti były piękne...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ale styl to mam fatalny ...nie wiem czy ktos zauważył ....echhh to chyba emocje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak ale znamy się juz dwa lata , wiec troche nas juz łączy. Nawet byliśmy zaręczeni. Moi rodzice do dnia dzisiaejszego sa przekonani że sie przeprowadzę do Krzyśka, nic na razie im nie mówie chcę miec spokój ,bo mam egzamin...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to po egzaminie na zimno przemysl, czy takie zycie chcesz wiesc. i wierz mi z czasem Twoja naturalna radosc coraz bardizej bedize znaikac, bedizesz sie coraz bardziej bac i coraz wiecej czasu spedzac na mysleniu o tym co i jak poweidziec, zeby go nie urazic i nie dostac w zamian 100 razy bardziej....chcesz tak?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×