Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Tych czarnych krzeseł rząd Pustych jak słowa, co tylko dzielą Łatwo wydany sąd To on, to on, to on robi błąd Tam nie odkryty ląd Możesz go zdobyć sam z wiolonczelą To nie daleko stąd pod prąd, pod prąd, pod prąd Masz prawo kochać, masz prawo śnić Masz prawo śpiewać, masz prawo żyć Masz prawo marzyć, teraz i tu Na przekór kłamstwu na przekór złu Masz prawo milczeć A przeciwko Tobie może być użyte każde dobre słowo Masz prawo milczeć A przeciwko Tobie może być użyty każdy czuły gest Masz prawo milczeć Przyznaj się sam sobie prawdy nie odkryte ciążą wyjątkowo Masz prawo milczeć Spójrz na szare obie tu są śmieszne miny A tam, tam miłość jest, tak tak tam miłość jest Masz prawo kochać, masz prawo śnić Masz prawo śpiewać, masz prawo żyć Masz prawo marzyć, teraz i tu Na przekór kłamstwu na przekór złu Nie czekaj wbity w kąt (Nie czekaj nie) Niech Cię prowadzą wiara z nadzieją Okryj miłości ląd Pod prąd, pod prąd, pod prąd Tak to prawda, to cała prawda i tylko prawda Mówię prawdę, wyznaję prawdę Wierzcie lub nie Doli zniewaga, chwieje sie waga Wraca odwaga Wiem kto wie prawdę, jedyną prawdę Zamienić chcę, ta moja prawda jak struna drga Radośnie woła lub cicho łka Masz prawo kochać, masz prawo śnić Masz prawo śpiewać, masz prawo żyć Masz prawo marzyć, teraz i tu Na przekór kłamstwu, na przekór złu ❤️ http://www.youtube.com/watch?v=O8QyCnkjaGw

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Twarda Alicja
Do ,,Załamanej Alicji,,-rzuć to wszystko .On się nigdy nie zmieni.Ja cierpię bo mam troje dzieci,ale sukinsyna podobnego,o którym ty piszesz,z tą tylko różnicą że ja go już nie kocham.A wiesz dlaczego ?Bo wiele lat byłam dla niego śmieciem którym pomiatał,teraz to chyba nawet go nienawidzę .I jest mi lżej jak mi wymyśla.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja 1972 chcę być lepszą mamą chcę przestać kłopotać się o pieniądze chcę uwolnić się od toksyka chcę być zdrowa chcę uwierzyć w swój talent chcę być pewna siebie marzę o długich, samotnych wakacjach marzę o prawdziwej miłości ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ulla napisze tak... na ty topiku jest tak wiele wsparcia, jest w zasadzie wszystko co potrzeba by zyc w szczesciu ,radosci, milosci i zadowoleniu. gdybym bylo to miejsce gdy ja szukalam odpowiedzi, moje zdrowienie trwaloby o polowe mniej. Ulka dostajesz wsparcie bo tego chcesz bo jestes na nie otwarta, bo CHCESZ z niego brac dla siebie to co potrzebujesz.tu jest wiele wspanialych madrych kobiet czasami 10 osob pisze niby o tym samym a jedna tak sformuluje mysl,ze w mozgu otwieraja sie klapki, i to co wiedzialysmy nagle dociera do nas tak mocno tak doglebnie, ze dziwymy sie ....wiedzialam to... czemu wczesniej na to niereagowalam? bo wiedziec to jedno a cos z tym zroic (dzialac) to drugie nic sie nie zmieni w naszym zyciu od samej wiedzy musimy chciec zmieniac siebie i o taczajaca nas rzeczywistosc :D dziekuje za chec kupienia mi kwiatow :D to bardzo mile ale mnie wystarczy twoje zadowolenie i bardzo CIe prosze KUP SOBIE... WIELKI BUKIET KWIATOW i napisz nam jakie wybralas i ucz sie zdrowego egoizmu Ja swojego macierzynstwa tez uczylam sie z ksiazek i od innych zdrowych mam. to co wynioslam z domu zweryfikowalam,zostawilam to co dobre i budujace a wypiprzylam z wielkim hukiem to co zle, krzywdzace, chore i toksyczne. wlasnie otworzylas na nowo swoje drzwi do twojego chce teraz znajdziesz srodki by to zrealizowac :D kiedy dopada nas wstyd ? czy wsyd zawsze jest sluszny ? czy jest toksyczny wstyd ? milego wieczoru wszystkim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosia20099
Czesc mozna sie dołaczyc ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gosia....zawsze :) Wal śmiało.... i Witaj w Klubie 🌻 yezz...tak zgadzam się z Tobą, że wałkujemy czasami tematy i ciągle i wciąż, a czasami wystarczy jedna jakaś myśl w nowy sposób sformułowana i ...zaskakuje jakaś klapka w mózgu i...dociera! I wiemy, rozumiemy. To ważne, bo większość z nas już zna mechanizmy, już ma wiedzę akademicką tylko...brakuje tej kropki nad i, tego czegoś co sprawi, że poczujemy się lepiej, lżej i będziemy mogły pójść o krok dalej. Buziole dla wszystkich Kobietek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć jestem Gosia i chciałabym opowiedzieć wam moja historie ... Mam 20 lat ...Rocznego synka. Z mężem jestem 3 lata. Nie wiem w sumie dlaczego jeszcze z nim jestem.................... Rok czasu staralismy sie z mezem o dziecko wszystko było pieknie i idealnie ... Zaszłam w ciaże a jak mu o tym powiedziałam to powiedział ""JAK TO SIĘ STAŁO ?? TO JEST NIEMOŻLIWE....! "" Rok czasu staraliśmy się o dziecko a on nie wie jak to się stało ?? No ale cóż po krótkiej wymianie zdań przeprosił Mnie, a ja starałam sie o tym zapomnieć ... Zaraz nie długo potem wzięliśmy ślub ... I wtedy wszystko się zaczęło ... 2 miesiące po ślubie ( byłam już w wysokiej ciąży dowiedziałam się ze mnie zdradza ! ) Na początku się tłumaczył ze to była tylko koleżanka... Nie mogłam uwierzyć jak on mógł mi coś takiego zrobić Chciałam go zostawic...Ale strach przed samotnym wychowywaniem dziecka był ode Mnie silniejszy! Wybaczyłam mu............ 3 miesiące później dowiedziałam się ze on dalej spotyka się z ta kobietą (w sumie dziewczyna ona miała wtedy 15lat ). Zaczęłam wyzywać go od pedofila... Codziennie były awantury ... Na koncu to on chciał mnie zostawić .... A ja go błagałam zeby nie odchodził... poniżałam sie ... Nie pomagał nic w domu ja sobie nie dawałam sama rady ze wszystkimi obowiązkami on potrafił sie wysmarkać i rzucać chusteczki na podłoge a ja z dzieckiem na rękach zbierałam. ..Ciągle tylko słyszałam ze on nie ma żadnych obowiązków bo on ZARABIA NA DOM! a ja siedze tylko z dupą w chacie W momencie gdy potrzebowalismy kasy na dziecko on rzucił prace bo stwierdził ze nie chce mu sie pracowac... z dnia na dzien rosły nam coraz większe długi ............. Po jakims czasie ta dziewczyna go zostawiła bo zaczęłam ja nękać i chyba poleciała tylko na BMW a ja jej nakłamałam ze on ma wszędzie długi itd. to go zostawiła. Wtedy nas związek wrócił ""do normalności "". Mą poszedł znowu do pracy ... zaczął zajmowac sie dzieckiem...Pomimo to ze chodził do pracy to nawet wstawał w nocy do małego. A ja mogam chociaz odespać. Cieszyłam sie ze nasz zwiazek to przetrwał ze teraz mały bedzie miał normalny dom ............Ale chyba za szybko zaczęłam sie cieszyc W czerwcu tego roku znowu odezwał sie do tej dziewczyny spotkali sie raz......Ona do Mnie zadzwoniła i powiedziała ze Mój mąz chce do nej wrocic... i czy my jestesmy dalej razem ?powiedziałam ze tak . Wiec ona mu dała kosza. On sie tłumaczyłze nie wie czemu do niej pojechał i ze Mnie kocha.. .. Znowu mu wybaczyłam Ale potem zdarzyło mu sie Mnie uderzyc... Obecnie robi to codziennie....A potem ze on Mnie kocha Ja juz go chyba nie kocham nie chce z nim byc Ale jestem w 100% zależna od niego nie mam zadnego dochodu nie mam gdzie pojsc ... Boje sie ze nie dam sobie sama rady ze mały nie bedzie miał co jesc najgorsze jest ze jakas 15letnia gowniara potrafiła go zostawić a ja nnie Wiem ze kazdy kto to przeczyta to napisze ze jestem głupia i ze sama sobie na to pozwoliłam ALE JA TO WIEM! teraz mogę tylko załowac ze nie zostawiłam go odrazu po jego reakcji jak sie dowiedział ze jestem w ciązy ... Teraz nie wiem co robic Prosze o pomoc ... Co mam zrobic ?? Jak mam stanąć na nogi ?? Tak sie boje ... A nie chce zeby moje dziecko patrzyło jak on Mnie bije i zeby zył w ciagłych awanturach Jest to bardzo powazny temat dla mnie więc prosze nie wpisywanie komentarzy typu " jestes pusta " , "sama jestes sobie winna " to mi w niczym nie pomoze. .. Jak ktos chce sie wypowiedziec to niech sie wypowie w sposob taki zeby mi w jakis sposob pomoc Z gory dziekuje za wszystkie odpowiedzi SAMA JUZ NIE WIEM CZY GO KOCHAM CZY TO TYLKO STRACH :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gosia xxx. To poniżej dla Ciebie. Ze strony www.niebieskalinia.pl Zajrzyj tam, a na razie przeczytaj to: Badania wykazały, że związki, w których kobiety doznają przemocy fizycznej ze strony swoich partnerów, przechodzą przez trzy fazy powtarzającego się cyklu. 1. Faza narastania napięcia W tej fazie partner jest napięty i stale poirytowany. Każdy drobiazg wywołuje jego złość, często robi awanturę, zaczyna więcej pić, przyjmować narkotyki lub inne substancje zmieniające świadomość. Może poniżać partnerkę, poprawiając swoje samopoczucie. Prowokuje kłótnie i staje się coraz bardziej niebezpieczny. Sprawia wrażenie, że nie panuje nad swoim gniewem. Kobieta stara się jakoś opanować sytuację - uspokaja go, spełnia wszystkie zachcianki, wywiązuje się ze wszystkich obowiązków. Często przeprasza sprawcę. Ciągle zastanawia się nad tym, co może zrobić, aby poprawić mu humor, uczynić go szczęśliwym i powstrzymać przed wyrządzeniem krzywdy. Niektóre kobiety w tej fazie mają różne dolegliwości fizyczne, jak bóle żołądka, bóle głowy, bezsenność, utratę apetytu. Inne wpadają w apatię, tracą energię do życia, lub stają się niespokojne i pobudliwe nerwowo. Jest to wynik narastania napięcia, które po pewnym czasie staje się nie do zniesienia. Zdarza się, że kobieta wywołuje w końcu awanturę, żeby "mieć to już za sobą". 2. Faza gwałtownej przemocy W tej fazie partner staje się gwałtowny. Wpada w szał i wyładowuje się. Eksplozję wywołuje zazwyczaj jakiś drobiazg, np. lekkie opóźnienie posiłku. Skutki użytej przemocy mogą być różne - podbite oko, połamane kości, obrażenia wewnętrzne, poronienie, śmierć. Kobieta stara się zrobić wszystko, żeby go uspokoić i ochronić siebie. Zazwyczaj, niezależnie od tego jak bardzo się stara, wściekłość partnera narasta coraz bardziej. Czuje się bezradna, bo ani przekonywanie sprawcy, ani bycie miłą, ani unikanie , ani bierne poddawanie się mu nie pomaga i nie łagodzi jego gniewu. Po zakończeniu wybuchu przemocy, kobieta jest w stanie szoku. Nie może uwierzyć, że to się na prawdę stało. Odczuwa wstyd i przerażenie. Jest oszołomiona. Staje się apatyczna, traci ochotę do życia, odczuwa złość i bezradność. 3. Faza miodowego miesiąca Gdy sprawca wyładował już swoją złość i wie że posunął się za daleko nagle staje się inną osobą. Szczerze żałuje za to, co zrobił, okazuje skruchę i obiecuje, że to się nigdy nie powtórzy. Stara się znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tego, co zrobił i przekonuje ofiarę, że to był jednorazowy, wyjątkowy incydent, który już się nigdy nie zdarzy. Sprawca okazuje ciepło i miłość. Staje się znowu podobny do tego, jaki był na początku znajomości. Przynosi kwiaty, prezenty, zachowuje się jakby przemoc nigdy nie miała miejsca. Rozmawia z ofiarą, dzieli się swoimi przeżyciami, obiecuje, że nigdy już jej nie skrzywdzi. Dba o ofiarę spędza z nią czas i utrzymuje bardzo satysfakcjonujące kontakty seksualne. Sprawca i ofiara zachowują się jak świeżo zakochana para. Ofiara zaczyna wierzyć w to, że partner się zmienił i że przemoc była jedynie incydentem. Czuje się kochana, myśli, że jest dla niego ważna i znowu go kocha. Spełniają się jej marzenia o cudownej miłości, odczuwa bliskość i zespolenie z partnerem. Życie we dwoje wydaje się piękne i pełne nadziei. Ale faza miodowego miesiąca przemijają i znowu rozpoczyna się faza narastania napięci. Zatrzymuje ona ofiarę w cyklu przemocy, bo łatwo pod jej wpływem zapomnieć o koszmarze pozostałych dwóch faz. Prawdziwe zagrożenie, jakie niesie ze sobą faza miodowego miesiąca jest związane z tym, ze przemoc w następnym cyklu jest zazwyczaj gwałtowniejsza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mmak - no to super! To chyba własnie osiągnęłaś ten stan, który tak usilnie i nieudolnie usiłowałam ci wytłumaczyć przy łososiu :) (a propos - jakby któras miała chęc na kawę i łososia w Katowicach, to dajcie znać :) ) I pamiętasz co wtedy też powiedziałam, że to jest takie coś, co się wytłumaczyć nie da, tylko trzeba czuć? Takie coś, co pozwala Ci odrózniać prawdę od kłamstwa. A jak to sie wie - to już nigdy nikt nie będzie nami manipulował. To jest wąłśnie ta miłość do samego siebie. Tak to teraz czuję. A kiedyś czułam sie taka zdezorientowana jak Ty. Za nic nie rozumiałam, co to znaczy to kochanie siebie i dlaczego niby jak będe kochała siebie, to innym będzie ze mna lepiej? Jak niby? Przecież żeby innym było ze mna lepiej to muszę zapomnieć o sobie i sie dla nich POŚWIĘCAĆ... A "kochaj bliźniego swego ... itd" to dla mnie oznaczało tylko i wyłącznie nadstawianie drugiego policzka.. A to przeciez właśnie zupełnie nie tak!!! A co do kwestii czy zając sie sobą czy dziećmi - jak zajmiesz sie sobą, to zajmowanie sie dziećmi, z tą taką właśnie pewnością, ze robisz to co należy - samo przyjdzie jako naturalna konsekwencja. :) Wszystkie Was bardzo pozdrawiam, uwaznie czytam, choć nie da rady każdej odpowiedzieć. To choć po kwiatku 🌻 PS. I poczyniłam już pewne kroki w kwestii rozwodu. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie pisalam troszke- jestem krotko przed egzaminami i niewiele mam wolnego czasu na pisanie, ale regularnie was podczytuje:) Wroce do swojego ostatniego wpisu; Consekwencjo:) Trafilas z tym prosiaczkiem – piglet z ang to prosiaczek – moja ulubiona postac z Kubusia Puchatka i zawsze troszeczke sie z nia utozsamialam..:) Jak reaguje na wasze posty- szczerze to one mnie troche bola”, boli to,ze moj tata nazywany jest pedofilem..bo tak naprawde to ogolnie dobry i robi mi sie jego zal, i tez jak wczesniej pisalam – mam takie poczucie winy,ze poruszylam ta kwestie tutaj i mimo iz anonimowo ale jest tak nazywany.. A poruszylam bo te moje doswiadczenia z dziecinstwa powracaja teraz gdy odeszlam od swojego m. I jest wizja,ze bede kiedys z kims kto nie bedzie bilogicznym ojcem malej, z kims- z kim nigdy nie bede sie tak konfortowo czula pod tym wzgledem jak z m...wiem,ze to troszke paranoidalne takie moje myslenie ale tak jest... Oneill:) Masz racje z tym okaleczeniem.. przez dlugi czas udawalo mi sie z tym doswiadczeniami zyc wypierajac te swoje bolesne odczucia..a pomoglo w tym podejscie mojej mamy do tego problemu (za malo zainteresowania- tylko zapytala ojca czy tak zrobil i pogrozila co bedzie jak jescze raz sie to powtorzy..) i tez jej wychowanie mnie – to ja bylam najstarsza – wymagano ode mnie zawsze wiecej niz od rodzenstwa, czesto mama obarczala mnie swoimi problemami, smutkami, obawami..nie chcialam jeszcze dobijac “ jej swoim problemem..ponadto starala sie wychowac mnie na dobrego czlowieka – w jej mniemaniu to obym nie tylko ,nie robila krzywdy innym , ale byla wrazliwa na nieszczescie innych, skora do pomocy, wspolczujaca, wrecz pamietajaca i patrzaca bardziej na innych niz na siebie, i tutaj znajduje odpowiedz na Twoje pytanie Oktavio:) “Dziewczyno, gdzie w tym wszystkim jestes Ty? Kto jest dla Ciebie wazniejszy? On czy Ty? Masz corke” Ja zawsze gdzies tam bylam wazna dla siebie ale bliscy jak rodzice i rodzenstwo zawsze byli dla mnie b wazni, czulam taki obowiazek naturalny i wielka radosc-kiedy zarabialam juz jako nastolatka zeby kupic cos rodzicom i rodzenstwu; rodzice przeciez tyle dla mnie zrobili a rodzenstwo mlodsze –takze ja starsza powinnam o nich zadbac i nie bylo 1 wyplaty, z ktorej czegos bym im nie kupila, oczy zaczely mi sie otwierac niedawno – kiedy oni sa stars ii tez pracuja – ludzie oni nigdy nie mieli checi zaprosic mnie na lody np...przez ten przyklad uzmyslawiam sobie jak od zawsze” mocno patrzylam na innych, nie chodzi o wydane pieniadze, chodzi o sprawienie im radosci, wtedy tez czulam sie kochana, dowartosciowana przez nich, pamietam mamy pochwaly,(ze pamietam o innych, umiem sie dzielic..) a dzis kiedy jest mi przykro ze sa moje urodziny a rodzenstwu ciezko jest napisac mi kartke – mama mowi; dzis jest moda na zyczenia smsem...nie zgadzam sie to nie moda a wyraz wygody i braku potrzeby czegos wiecej niz wyslanie zyczen smsem...przykre to, szkoda,ze nie nauczono mnie dbac przede wszystkim o siebie...i podobnie jest teraz jezeli chodzi o moj bol i skonfrontowanie go z tata – boje sie ze jego tez zaboli...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szkoda, szkoda,ze moja mama nie zareagowala inaczej – nie zainteresowala sie tym – na dluzsza mete, jestem pewna ze gdyby tak bylo- nie posuneloby sie to dalej i nie trwalo tak dlugo- a wtedy skutki tego wszytskiego nie bylyby takie negatywne... Nie obwiniam siebie, ale tez nie umiem obwinic rodzicow, nie potrafilam i nie potrafie przestac kochac taty mimo tego co zrobil , pamietam duzo dobrych rzeczy,ktore dla mnie zrobil i robi, ale wiem,ze ze wzgledu na coreczke usiade pewnego dnia – i nie wiem jak ale porozmaiwam z nim, juz to zrobilam ale posrednio przez mame ,zakomunikowalam jej ,ze nie wierze ze moglby bo wiem jak b mala kocha ale ze jest we mnie obawa i ona z nim rozmawiala. Mam wrazenie,ze te doswiadczenia z dziecinstwa –te zwiazane z moim ojcem, wpoily mi troche skrzywiony obraz milosci –miedzy najblizszymi – kochasz kogos ale pozwalasz sie krzywdzic, ktos kto Cie kocha najmocniej (mama) pozwala” bys byl raniony, mysle ,ze taki brak pewnosci prawdziwych i czystych uczuc zawazyl bardzo na moim dalszym zyciu... Niebo Blekitne – gratuluje stanowczosci i wytrwalosci! Tak trzymaj! Ja jezeli chodzi o M. Dalej tkwie w tym samym punkcie – czyli nie wiadomo na czym stoje, zyjemy osobno ale mamy kontakt,moge w kazdej chwili go przerwac (jesli bym chciala) i on sie usunie z mojego zycia – zniknie, ale nie mam na to sily- boje sie ,ze nie dam rady psychicznie jak on zniknie z mojego zycia.. zyjemy na zasadzie; teraz osobno, ale on bardziej wierzy w to,ze do siebie wrocimy niz nie , a ja sie boje dac nam kolejnej szansy i wrocic i tak tkwie w zawieszeniu- nie mam juz nawet sily za czesto o tym myslec, jest jakis chory spokoj we mnie – majac swiadomosc,ze nie jestem sama, ze on gdzies tam jest i jest gotowy do mnie wrocic...nie wiem co bedzie dalej?nie wiem co robic nie jestem gotowa ani uciac kontaktow=zakonczyc tego zwiazku definitywnie ani wrocic.. pozdraiwam was wszytskie i witam nowe dziewczyny:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jesienna Roza
Zawsze bede powtarzac, ze gnebiciela nalezy zostawic, niezaleznie od tego w jakich warunkach sie jest i zawsze bedzie lepiej bez niego. Kobiety, ktore zostaja w takich zwiazkach liczac na zmiane na lepsze, nigdy sie nie doczekaja takiej zmiany. Marnuja swoje zycie i marnuja zycie swoich dzieci. Jesli ktos podniesie reke na kobiete raz, to podniesie ja wiecej razy. Jesli ktos gnebi psychicznie, to dalej bedzie to robil. Jesli ktos chce miec takie okropne zycie, to z takim zostanie. Jak kobieta sama sobie nie moze poradzic, to musi prosic o pomoc czy to psychologa czy osoby zaufane. To narazie tyle ode mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiejsze wpisy Ulli i Piglet sa dla mnie bardzo wazne. Pokazaly mi, ze nie jestem taka sama. Zastosowano te same prymitywne elementy tresury malej dziewczynki na was jak i na mnie. Powrot do domu, mowie cos do mamy ona sie nie odzywa... pytam co sie stalo, ona lata obrazona po domu... nie wiem o co chodzi... ja mam lat moze dziesiac, ona dorosla kobieta, matka nie odzywa sie do mnie jakbym byla smieciem... omija mnie i nawet na mnie nie patrzy. Zamykam sie z ksiazka w lazience... strzelanie garow w kuchni. Nienawidze gotowac. Wydaje ciezkie pieniadze na gosposie czy inna housekeeper, ale gara sie nie dotkne. Gary kojarza mi sie z narzekajaca w kuchni matka.... wielkim poswieceniem, bo ona gotuje... poswieca sie bo gotuje dla swoich dzieci... No jak nie nazwac jej glupia, chora baba. igdy nie dowiedzialam sie o co ona sie do nas dzieci nie odzywala. Po prostu na drugi dzien zaczela mowic na nowo, choc glosem mocno obrazonym. Ale piec ciasta lubie, bo ona rzadko piekla... a dom mojej ukochanej przyjaciolki, gdzie bedac nastolatka znalazlam oaze do nauki i akceptacje jej rodziny tak czesto pachnial pieczonym ciastem. Mam etap, ze bardzo ostro i bezlitosnie rozliczam moja matke... i to rozmawiajac o niej ze znajomymi ( przed ktorymi czesto udawalam, ze u nas w rodzinie nie jest znowu tak zle) czy piszac o niej tutaj czy w tzw pamietnikach ... i mysle, ze gdyby doszlo do spotkania z nia uslyszalaby ponownie dluga liste swoich wykroczen przeciwko mojej malej dziewczynce. Nie mam zamiaru juz jej wiecej usprawiedliwiac. Nie mam zamiaru nic jej wyjasniac... ona nie chce zrozumiec... jej jest wygodniej nie rozumiec. Rozmow z mama wykonalam kilka, szczegolnie gdy postudiowalam troche i sama poszlam do psychologa... wydawalo sie, ze rozumiala, byla zdenerwowana... ja odpuszczalam,bylo mi jej zal... a ona mi dokopywala ponownie w krotkim czasie. A ja nie pozwale juz nikomu traktowac mnie zle ... ani zadnemu amantowi, zadnym znajomym... zadnej siostrze, matce itp. Piglet ja tez bylam najstarsza... i tez do pomagania... Ale ja chyba "zmadrzalam" na temat rodziny szybciej niz ty. Zreszta ja zawsze czulam, ze ta rodzina to jakas paranoja... i nie rozumialam dlaczego ja jestem jej czescia. Zawsze wiedzialam, ze wyfrune od nich daleko... i wyfrunelam. Ale wytresowane w dziecinstwie destrukcyjne nawyki jak cien podarzyly za mna. Przez ile potkniec i bolu musialam przejsc, aby to sobie uswiadomic. Mam gleboka nadzieje, ze najgorsze juz daleko za mna. Teraz tylko doszlifowac i bedzie piknie :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Piglet - zacytuje: "czulam taki obowiazek naturalny i wielka radosc-kiedy zarabialam juz jako nastolatka zeby kupic cos rodzicom i rodzenstwu; rodzice przeciez tyle dla mnie zrobili a rodzenstwo mlodsze –takze ja starsza powinnam o nich zadbac i nie bylo 1 wyplaty, z ktorej czegos bym im nie kupila, oczy zaczely mi sie otwierac niedawno – kiedy oni sa stars ii tez pracuja – ludzie oni nigdy nie mieli checi zaprosic mnie na lody np...przez ten przyklad uzmyslawiam sobie jak od zawsze” mocno patrzylam na innych, nie chodzi o wydane pieniadze, chodzi o sprawienie im radosci, wtedy tez czulam sie kochana, dowartosciowana przez nich, pamietam mamy pochwaly,(ze pamietam o innych, umiem sie dzielic..)" "Rodzice przeciez tyle dla mnie zrobili". Jak slysze takie slowa to mna telepie. Jakby jakis wielki fawor robili tym ze Cie wychowali, dali jesc, wyksztalcili i zabezpieczyli wszystkie naturalne potrzeby dziecka! Mieli taki zas*any obowiazek a Ty mozesz im byc wdzieczna ale nie musisz! To sa jakies przezytki - zmuszanie dziecka do wdziecznosci jakby samo na swiat sie prosilo, blagalo: zrobcie mnie mamo, tato, urodz mnie mamo i wychowujcie mnie a ja sie wam po stkroc odwdziecze! Rodzice decydujacy sie na dziecko przyjmuja PELNA ODPOWIEDZIALNOSC za jego doprowadzenie do doroslosci, za zapewnienie mu wszystkiego co potrzebuje - szczegolnie gdy z racji niezdolnosci do samodzielnego zycia jest od nich w 100% zalezne! Nie ma mowy o zadnej wdziecznosci obligatoryjnie! Tez przez lata patrzylam na innych przez podobny pryzmat i tez podobnie postepowalam, cieszyly mnie dawane prezenty i czulam tak samo jak Ty - a tak naprawde bylo to "kupowanie" ich przychylnosci i "milosci" bo nie wierzylam ze moge byc kochana za sama siebie; jak sprawilam komus radosc tez tak czulam - ale tym samym dawalam sie wykorzystywac. Wrecz zerowac na sobie. Teraz, patrzac z perspektywy czasu zastanawiam sie - ile w moim zyciu jest/bylo osob ktore odwzajemnialy moje gesty, wysilki? Ktore naprawde byly tego warte? A ile z tych osob zwyczajnie mnie wykorzystywalo. I Ty tez tak spojrz na swoje zycie i postawe wobec innych. Wlele lat minelo zanim zrozumialam ze milosc, akceptacje itp dostane albo za sama siebie albo bedzie tylko wykorzystywanie mojej potrzeby milosci i akceptacji. Skonczylam z prezentami - i jak myslisz, ile osob przy mnie zostalo? Ile sie odsunelo bo juz nie maja kogo wykorzystywac? Zreszta - takie dzialania sa tylko na chwile. Chce Ci, Piglet, uswiadomic jedno - ta praca nad soba moze bardzo bolec, zwlaszcza gdy poruszasz te bolesne tematy, ktore kiedys zamknelas gleboko obiecujac ze tam nie zajrzysz. Ale jesli Ty ich nie odszukasz - one znajda Ciebie i to w najmniej oczekiwanym momencie. Uwierz mi. Moze jeszcze na wiele spraw nie jestes gotowa ale juz wiele zrobilas, wiele sobie uswiadamiasz. Nic na sile. Jesli bol jest nie do wytrzymania, odczekaj. Ale obiecaj sobie za tam wrocisz i przygotowuj sie na to... Dla dobra wlasnego i Twojej coreczki. I dla przyszlosci - zeby nie bylo w niej cierpienia. a to ode mnie dla Ciebie specjalnie: http://images41.fotosik.pl/216/e215c4cbea82b837.jpg

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Consekfencja: "Powrot do domu, mowie cos do mamy ona sie nie odzywa... pytam co sie stalo, ona lata obrazona po domu... nie wiem o co chodzi... ja mam lat moze dziesiac, ona dorosla kobieta, matka nie odzywa sie do mnie jakbym byla smieciem... omija mnie i nawet na mnie nie patrzy." To samo. Jak sie nabzdyczyla o cos (ty juz wiesz o co - programowy tekst na moje pytanie) to chodzila i patrzyla na mnie z niesmakiem, odraza. A ja-dziecko nie mialam pojecia - choc czulam ze powinnam to wiedziec skoro ona tak twierdzi. A nie wiedzialam. Tylko ze moja matka byla chora psychicznie. To jej oczywiscie nie tlumaczy (tlumaczyloby gdyby sie leczyla ale ona zyla w zaprzeczeniu) ale stawia sprawe w innym swietle. Dla mnie. Bo jej juz na swiecie nie ma a kilka lat przed smiercia udalo mi sie zneutralizowac jej wplyw. Zaplacilam przeogromna cene ale mysle teraz ze cos za cos. Jak widze teraz czyjekolwiek "humory", nieodzywanie sie itp "ciche dni" to mi sie k*rwa smiac chce. Ze mozna byc az tak durnym i myslec ze kogos sie tym ukarze albo ze cos sie przez to wymusi. Ze ostentacyjne milczenie zalatwi sprawe. Ono moze ja co najwyzej pogorszyc i zbudowac mur pomiedzy osobami. Jesli sa jakies pretensje to jedyna droga ich wyjasnienia to szczerosc, rozmowa. W przypadku takich rodzicow widac wyraznie nieumiejetnosc komunikacji. Nam pewnie zaszczepili to samo w jakis sposob.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam J Poa – widac nie az tak nieudolnie skoro napisałam to co napisałam... i rzeczywiście tez pewnie jest tak , że przerabiamy te tematy w kólko i Wszystkie pisza madrze i rzeczowo i same nie wiemy co w końcu otworzyło nam nasze klapki , ale nagle cos się otwiera... mam szczera wiare, ze u mnie w końcu się otworzyło.... Dobrze, że piszą dziewczyny „z perspektywy dziecka” ... ..... ja nie mam żalu do mojej kochanej mamy, ze nie umiała skutecznie obronic siebie i mnie przed reżimem mojego taty (być może to pozwala mi wybaczyć sobie, że ja nie umiałam tego skutecznie wobec mojego syna, albo to własnie spowodowało, ze moje granice tolerancji były tak daleko posuniete i tyle czasu musiało upłynąc zanim pojęłam, ze zostały one w końcu przekroczone). Ostatnia wizyta u psych. Uświadomiła mi, że byłam JEDNAK bitym dzieckiem... pierwsza odpowiedx na zadanie mi pytanie czy tata mnie bił była „NIE”, ale zaraz potem byłam w stanie przytoczyc kilka przykładów kiedy mnie zbił. Tłumaczyłam, że zasłużyłam, a tata zastosował karę cielesną... dostawałam lanie zawsze pasem, szerokim skórzanym pasem który tata ostentacyjnie zdejmował ze spodni, albo kapciem – to tak kiedy przewinienie było mniejsze. Często dostawałam lanie przy ludziach, (znajomych) no i przy mamie. Ludzie reagowali : no przestań, nie wygłupiaj się , oszalałes, przeciez nic takiego się nie stało... mój tata na to : słuchaj , nie pierdol mi tu, to moje dziecko. Kiedys nawet pokłócił się ze swoim przyjacielem, bo ten powiedział, że jak nie przestanie się mnie czepiac to on wychodzi! Mama tez reagowała w podobny sposób, oczywiście dostawała podobna wiązankę i jeszcze na dokładke, ze ma się zamknąć bo on wie co robi, a ona podważa jego autorytet, a w ogóle to jest głupia cipą! ... przepraszam za wyrażenia... byłam sobie grzeczna córunią tatusia, która zawsze musiała być najgrzeczniejsza, najczystsza, najlepiej ucząca się, piękna i „niedostępna” dla nikogo, nie było w koło mnie żadnego kolegi bo sama ich unikałam, bo kiedy tata widział chłopaka w moim towarzystwie zaraz miałam awanture, niezaleznie ile miałam wtedy lat !! Nie znosił również kłamstwa... a ja nieraz musiałam kłamac ze strachu przed laniem, oczywiście on człowiek dorosły zawsze zorientował się kiedy kłamie tak więc i tak kończyło się na laniu... kłamałam żeby lania nie dostać, nawet wtedy kiedy tak naprawde czegos nie zrobiłam musiałam skłamac że to zrobiłam bo dla mojego taty było tak oczywiste ze cos jest moja wina ze musiał usłyszec : TAK TO JA... kiedys bił mnie do tej pory az tak nie powiedziałm, choc tak naprawde nie miałam nic na sumieniu... przyznawałam się do czegos czego nie zrobiłam żeby uniknąć lania – paranoja... w końcu chyba nie wiedziałam co powinno się mówić prawde czy kłamać.... Kiedy troche podrosłam przestał stosowac kary cielesne, choc jeszcze dwa razy uderzyl mnie w twarz kiedy byłam już dorosła, było to wtedy kiedy mu odpyskowałam nawet powiedziała mu co o nim mysle, a mianowicie, ze jest despota i tyranem!!! Moja mama była w szoku, ale on chyba w jeszcze wiekszym!! Tak wiec kiedy troche dorosłam zaczął stosowac kary pt. areszt domowy... za każde moje przewinienie siedziałm sobie 1 tydzień w domu za kare. Kiedy zdarzyło mi się spóźnić, za każdą 1 minute spóźnienia dostawałam 1 dzień kary. Pamietam kiedyś przyszłam 15 minut później niż powinnam, powiedział ze siedze 2 tyg. W domu, cos odpyskowałam, potem desperacko powiedziałam ze nic mi z tego warto było bo te 15 min były cudowne (byłam na dworze to był czerwiec chyba nawet początek wkacji i świetnie bawiłam się z przyjaciólmi) i gdyby trzeba było- mówiłam dalej- to mogłabym siedziec i nawet cały miesiąc w domu!!! Za tę pyskówke SIEDZIAŁAM do końca lipca... to był mój okres buntu... kiedy tata wyjechał na jakis czas za granice zaszłamw ciążę .... chciał zabic mnie siekiera, ale ja się już wtedy wcale nie bałam... myślałm sobie że w końcu się od niego uwolnie, i z taką świadomościa poszłam w świat..... Moja mama tez wyniosła z domu „daleko ZA DALEKO posunięte granice”.. nie zdązyła nuczyc się bronić.. niestety przedwczesnie zmarła, zawsze mówię, że zrobiła TYM mojemu tacie przysługę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie podobnie.... Milczenie i omijanie wzrokem, czasem kilka dni. Musiałam się domyslić , o co chodzi. Chodziłam za nią, przepraszałam, płakałam, czułam się jak śmieć. Kiedy to nie przynosiło efektu i nadal byłam "niewidzialna", zaczynałam się podlizywać...a to herbata...kolacja.....to siamto...sramto.... W końcu uzyskiwałam ułaskawienie Czułam ogromną ulgę, ale też poczucie wielkiej niesprawiedliwości... Żadne sporne kwestie nie były potem omawiane. Koniec tematu, wracasz do łask. Straszne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Consekfencjo ❤️ Dziewczyny ...jak widze mamy bardzo podobne doswiadczenia z dziecinstwa odnosnie naszych mam.I jak widze problemy siegaja jednak dziecinstwa .nici powiazan sa czasami tak dlugo ukryte coz u mnie bylo tak, ze moja twierdzila ze mnie kocha ale nadal krzywdzila. nie zmienila niczego z prostej przyczyny ze nie stac ja bylo dopuscic do siebie mysli, ze moze byc zla matka, ze moze byc toksyczna matka.zatrzymala sie na pewnym etapie i to pozwolilo jej nic nie robic by siebie zmienic.zmiana siebie zaczyna sie wedlug mnie zawsze od momentu gdy umiemy dopuscic do siebie mysl, ze to z nami jest cos nie tak i obejrzenie tej mysli, i sprawdzenie jej.wiem, ze byly wokol nas osoby, ktore bezpodstawnie wmawialy nam ,ze to my jestesmy winne czegos tam i dlatego jestesmy czasami przeczulone na takie sygnaly ale gdy cos nie gra obecnie w moim zyciu... zaczynam od analizy siebie, mojej postawy, moich reakcji... oceniam siebie, patrze na co ja mam wplyw.potem zaczynam rozmowe wyjasniajaca liczac na to ze to zalatwi problem. ale zdarza sie ze rozmowa nic nie da... wtedy odpuszczam,oddalam sie... bo juz wiem,ze szkoda mojego zycia na bezowocna walke.to moj sposob. moja mama tez tak samo sie zachowywala. milczenie gary sprzatanie mieszkania. a w duszy balagan, a w duszy niezrozumienie siebie i swiata. kiedy powalila mnie choroba i nie wstawalam z lozka przez trzy tygodnie nie moglam samodzielnie jesc a pilam przez slomke ona przyjechala do mnie do domu raz i zabrala sie za sprzatanie kuchni. wtedy bylam juz dorosla mialam meza... to zdarzenie uswiadomilo mi ze szkoda czekac na jej zmiane szkoda roztrzasac dlaczego ona woli sprzatac , zmywac , gotowac niz usiasc przy mnie , pogadac,przytulic, wesprzec i poprostu byc. tak sobie sama lezalam a ona .... posprzatala i stwierdzila ze musi juz jechac do domu do taty. tata zdrowy, pelen sil facet ale pojechala sie nim zajmowac. tak bylo gdy bylam dzieckiem i tak zostalo do konca jej dni . szkoda zycia na walke o czyjas uwage, milosc, zainetersowanie, czas i troske. sa inni ludzie, ktorzy dadza nam to czego potrzebujemy .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I wlasnie tak wychodza sprawy ktore siedza wewnatrz, blokuja nas i sa w duzej mierze powodem tego ze znalazlysmy sie tutaj... Trzeba je sobie uswiadomic i przerobic. Wyplakac dawne lzy zatrzymane lekiem. Bez przepracowania przeszlosci nie ma przyszlosci. Ba, nie ma nawet terazniejszosci... Prawie kazdej z nas wydawalo sie ze "przeciez nie bylo tak zle" - gdyby ktos zapytal nas o dziecinstwo, rodzicow czy rowiesnikow. Nie bylo tak zle, przezylam. Wyszlam na ludzi. Tylko dlaczego cierpie, dlaczego wiklam sie w toksyczne zwiazki, dlaczego mam problemy z wlasnymi granicami, z lekiem, z ochrona siebie? I spojrzcie, ile zachowan z dziecinstwa powielamy w naszych zwiazkach... Mnie moj toksyczny zwiazek zaczal przypominac moich rodzicow w ich najbardziej toksycznej formie. Maz posiada cechy ich obojga. I chyba gdzies w podswiadomosci tkwilo iz reagowalam jakby odruchowo, podobnie jak przez cale swoje dziecinstwo. I odczuwalam to samo co wobec rodzicow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gosia... na poczatek postaraj sie o zabezpieczenie finansowe, jakas prace, bys mogla byc niezalezna. Mozesz wystapic o alimenty w sadzie na dziecko i na siebie, nawet jak nie masz rozwodu. Szukaj wsparcia w rodzinie, znajomych. Nie wstydz sie, szukaj pomocy. Nie patrz biernie na to co z Toba robi mąz. Działaj!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W moim obecnym małżeństwie moje granice nie były chyba wcale postawione, moja obrona syna nie była skuteczna, na początku tłumeczenia, logiczne rozmowy i argumenty, potem prośby, w końcu groźby.. nic nie skutkowało, ani słowa, ani milczenie. Im bardziej widział że mocniej bronię i sie sprzeciwiam tym bardziej nienawidził, a im bardziej on nienawidził tym bardziej ja nienawidziłam jego ... kłótnie, awantury, moje krzyki, ze nigdy nie spowoduje ze przestane kochać mojego syna, doprowadzały do tego że stosował argument siły.... długo starałam sie zrozumieć jak człowiek któremu mówi sie : nie rób tego to MNIE rani, jesli mnie kochasz przestań, jesli nie przestaniesz stracisz mnie i NAS w końcu....robi to nadal... teraz juz sie tym nie "zajmuję", pastawiłam sobie pytanie dlaczego JA na to pozwalałam i równie długo nie umiałam sobie odpowiedziec na to pytanie... teraz juz nie pytam siebie o to.. znam odpowiedź... teraz zajmuje sie tym jak si e tego z sibie pozbyć... jest mi trudno, ale zrobie to, ... pamiętam jak mój m powiedział mi cos takiego : "tym co teraz robisz pokazujesz dzieciom, ze jedynym sposobem na rozwiązanie problemów małżeńskich jest rozwód" - nie zgadzam sie z tym, choc bardzo długo te słowa brzmiały w moich uszach, wiele razy starałam sie na wiele sposobów dotrzec do niego, ale on był głuchy i slepy na moje argumenty, przez 12 lat zareagował tylko 2 razy.... ale nie mam zamiaru stosowac sie do zasady "do trzech razy sztuka" , pokaże swoim dzieciom i sobie że jestem konsekwentna, odwazna i pewna swoich racji, szkoda ze dopiero teraz... 12 listopada mam rozprawe.... Z moimi dziećmi zawsze miałam kontakt, nie karałam ich za moje złe samopoczucie, zbyt często byłam nerwowa i na pewno odczuwały to własnej skórze, ale byłam świadoma swojego stanu, przepraszałam dzieci ze krzycze na nie bez powodu, przyznaje sie do błedów - mam taka wewnętrzna potrzebę, ale i przypominam sobie co na ten temat maja do powiedzenia mądrzejsi ode mnie... to co że moja wiedza pochodzi z książek, Ulla :) daje sobie prawo do popełniania błedów, pracuje nad swoim zachowaniem, dzieci zawsze często uściskam, przytulam, mówię, że je kocham, bawie sie z nimi, słucham ich problemów (miłosnych tez, a córcia ma dopiero 11 lat, nawet najmłodszy synek tez sie juz zakochał :P, nie mówiąc o najstarszym... ) starm sie ... ale czy to wystarcza? Widza mnie tez teraz usmiechnietą, zadowoloną, a wczoraj kiedy usłyszalam wchodząc do domu jak wszyscy razem "ryczą" z czegos ze śmiechu siedząc w jednym pokoju, moje serce "zatańczyło walca"... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez: "zmiana siebie zaczyna sie wedlug mnie zawsze od momentu gdy umiemy dopuscic do siebie mysl, ze to z nami jest cos nie tak i obejrzenie tej mysli, i sprawdzenie jej." Swiete slowa! Osoba toksyczna nie zmienia sie bo uwaza ze z nia jest wszystko OK - sorry, BYLOBY, gdyby nie (i tu nastepuje wyliczanka w zaleznosci od okolicznosci)... I dlatego tkwi w stanie zaprzeczenia ze to nie ona ma problem. I w taki sposob nigdy nie odkryje ze to w niej samej ow problem istnieje. Moze sie boi zobaczyc tego co tam moze sie kryc? Bo nie jest przyjemne dostrzec w sobie cos co moze sie nam nie spodobac. My wszyscy lubimy widziec siebie w korzystnym swietle. A przyznanie: takl, jestem toksyczny, krzywdze swoich bliskich - nie nalezy do przyjemnych odkryc. I musi byc cholernie bolesne. Ale od tego sie zaczyna. Od uznaia ze cos ze mna jest nie tak. Ze np nie umiem powstrzymywac zlosci i wywalam ja na innych. I jak sie to zobaczy, uzna i stwierdzi: nie chce byc taki/a, chce umiec panowac nad zloscia - to mozna zaczynac prace nad soba. Zauwazcie ze wiekszosc ludzi toksycznych nie widzi w sobie toksycznosci. I to uniemozliwia im zmiany. Oni neguja jakakolwiek terapie czy pomoc, jesli juz to robia to przycisnieci do muru i dla swietego spokoju lub pod przymusem prawnym, ze strachu. Jaka wartosc ma taka terapia, z taka "motywacja"? Czy taki czlowiek naprawde sie zmieni? Nie. Bo zmiany trzeba CHCIEC. Podobnie jak trzeba chciec rzucic nalog. Czasami potrzebna jest pomoc z zewnatrz gdy nam samym ciezko - ale bez potrzeby, checi - pomoc nic nie na. Tacy ludzie zakrzykuja opcje spojrzenia w siebie obwinianiem calego swiata. Dla nich winny jest na zewnatrz. Oni maja czyste rece - ba, sa wrecz ofiarami! A teraz spojrzmy na toksycznych partnerow - ilu z nich podjelo faktycznie jakis wysilek, prace nad soba; ilu z nich uswiadomilo sobie naprawde ze maja problem z wyrazaniem np gniewu? Ilu z nich tylko obiecalo ze zrobia to czy tamto, pojda na terapie a jak sie uspokoilo - przeciez ja nie potrzebuje zadnej terapii, ze mna jest wszystko w porzadku, ja tam zadnych problemow nie mam. Potrafie sobie radzic ze wszystkim. Moze tylko czasem wybuchne, no to niech nie stoja mi na drodze, niech mnie nie prowokuja. JA. A gdzie sa inni, bliscy? Gdzie jest myslenie o nich? Toksyk nie ma problemow bo wciaz mu sie ustepuje kosztem siebie. A on zagarnia coraz wiecej przestrzeni... Jak w rodzinnym domu, prawda?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Piglet - oneill w zasadzie wyczerpala temat ale ja chce ci uświadomic... bardzo i to bardzo wyraznie nazwac co zrobila twoja mama, bo to kwestia odwroconych granic i odpowiedzilanosci. ona uczynila cie powiernicą swoich problemow a tym samym uniemozliwila ci zwracanie sie do niej z twoimi problemami. to dorosle osoby sa odpowiedzialne za rozwiazywanie swoich problemow i zona ma mozliwosc szukac pomocy np. u męża a nie u corki ty jako corka powinnas otrzymac mozliwosc zwracania sie do mamy, do taty ze swoimi problemami, to oni powinni, tak tak POWINNI tobie pomagac i ciebie chronic. twoja mama odwrocila role, ty pelnilas jej role czyli matki wobec doroslej kobiety i zrozumiale ze to przertastalo ,mozliwosci dziecka. pomysl jak ta odwrocona rola i odwrocona odpowiedzialnosc wplywa teraz na twoje zycie, na twoj zwiazek, dlaczego to ty tlumaczysz ludzi doroslych, ktorzy cie skrzywdzili.... czy cos ci to daje ? po co ci to ? moze dopuszczenie zlosci pozwoli ci sie oczyscic ? dajesz sprawiasz prezenty a gdzie wymiana, a gdzie wzajemnosc twojego rodzenstwa ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mmak - to jest dlugotrwaly proces - takie uswiadamianie sobie. A potem uczenie sie zawalczyc o swoje. Niestety, musimy zmierzyc sie ze zludzeniami i pozegnac sie z nimi. Zludzeniem jest to iz toksyczna osoba sie zmieni, ze my na to jakis wplyw bedziemy miec. Jak powyzej pisalam - jesli taka osoba sama nie chce, nie widzi potrzeby zmian w sobie - to mozemy sobie darowac. Ale jak to przyslowie mowi - nadzieja umiera ostatnia. Ja tez liczylam mimo ewidentnych dowodow - przez cale lata liczylam ze maz zrozumie, przejrzy na oczy itp. Bo nie potrafilam zrozumiec ze mozna byc az tak bez serca wobec bliskiej osoby. Nie wiedzialam wtedy ze tacy ludzie widza tylko siebie a tzw "bliscy", "rodzina" sa ich przedluzeniem. Sa po to by ich wykorzystywac na wszelkie mozliwe sposoby. A nie po to by mieli jakies prawa, pragnienia, granice itp. Mnie sie to w pale nie miescilo bo moje myslenie bylo zupelnie inne. Ale tez musialam przyjac ze sa ludzie ktorzy mysla zupelnie odmiennie i dla ktorych to co dla mnie niedopuszczalne - jest norma. To ze ja oburzam sie na widok czujejs krzywdy nie znaczy ze wszyscy tak mysla. I ze nie powinnam mierzyc wszystkich wlasna miara. We mnie byl ten wlasnie problem. Wierzylam ze mozna komus przetlumaczyc: krzywdzisz nas a to boli, my cierpimy. Komus kto uznal ze to on cierpi a nam jest wygodnie. Jesli ktos chce cos zobaczyc - zobaczy i wyciagnie wnioski. Jesli unika - nigdy nie zobaczy i daremne zludzenia. U mnie jest jeszcze taka "paskudna" cecha (mechanizm obronny z dziecinstwa) - nie jestem pamietliwa, szybko zapominam krzywdy i mam tendencje (na szczescie coraz mniejsze) brania za dobra monete gdy sytuacja zmienia sie na lepsze. Przez lata opuszczalam wtedy swoja tarcze ochronna. Wystarczyl niewielki sygnal ze jest OK, ze jest spokoj - a ja oddychalam z ulga. Mam to z domu rodzinnego. I ze szkoly. Ja te zachowania swoje pamietam, i pamietam tez radosc jak dreczenie mijalo i jak uporczywie staralam sie dostrzec na ich twarzach usmiech, jak sie go doszukiwalam i jak - widzac ze zlosc, szyderstwo - znika, odczuwalam ulge i wierzylam ze tak bedzie zawsze. Do nastepnego razu. Ale w chwili ulgi wierzysz ze nastepnego razu nie bedzie... W dziecinstwie nie mielismy wyboru. Teraz, w doroslym zyciu - mamy. Mozemy odciac sie od toksykow i nauczyc sie na przyszlosc trzymac podobnych ludzi z daleka od siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez - "ona uczynila cie powiernicą swoich problemow a tym samym uniemozliwila ci zwracanie sie do niej z twoimi problemami." Kolejna prawda absolutna niemalze. Patrzac na swoje zycie - ja to widze we wszystkich niemal "ukladach" w jakie wchodzilam. Zawalanie mnie cudzymi problemami tak ze na moje juz nie starczalo miejsca. Bo ja mialam zawsze czas dla innych - a kiedy ja go potrzebowalam od nich slyszalam ze nie teraz, nie mam czasu, innym razem, mam wazniejsze sprawy itp. Bylam wazna i potrzebna tylko wtedy gdy ktos mnie potrzebowal. I tego sie w zyciu nauczylam. Badz potrzebna i nie badz ciezarem, nie zawracaj nikomu glowy swoimi problemami. Chyba dlatego mam teraz problem z mowieniem o nich bezposrednio, werbalizacja moich problemow wydaje sie pomniejszaniem ich; ze jak komus powiem to one straca swoja wartosc i wogole po co o tym mowie i zawracam komus glowe... Lepiej nic nie mowic. Tak mi sie tez skojarzylo z postawa: przeciez nic sie nie stalo lub zachowywaniem sie tak przez osoby toksyczne - bo gdyby przyjely ze cos sie stalo znaczyloby ze musza zrewidowac to co do tej pory mysleli o sobie i o swoim postepowaniu. Zas ci ktorzy przebywaja z takimi ludzmi tez chcieliby zeby "nic sie nie stalo" bo to gwarantuje spokoj, obawiaja sie nawiazywania do krzywdzacej sytuacji, analizowania jej. Jest spokoj, jest dobrze. I to taka swoista wspolpraca z toksyczna osoba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kostka 2
Pozwólcie, że przedstawię moją historię. Mam narzeczonego, dla którego jestem "wszystkim". Chce mi pomagać we wszystkim, skupia się na mnie cały czas, próbuje sprawić, że będę najlepsza jaka tylko mogłabym być. Jest to piękne, ale niestety często przeradza się w mówienie mi co mam robić, planowanie życia za mnie. On ma świadomość, że nie powinien tego robić (brak decydowania o swoim życiu jest 1 z problemów z jakimi si borykam). Co więcej potrafi mi wypomnieć swoje "poświęcenie". Robi rzeczy, które nie są mi potrzebne, "oddaje mi się cały", a ja chcę, żeby miał swoje prywatne życie. Radzi sobie sam od dzieciństwa, które go doświadczyło, słucha tylko siebie i uważa, że zawsze ma rację. Nawet jak w czymś nie ma racji i to widzi i przyznaje, nie umie zrozumieć, że w czymś innym też nie ma racji. Mam za mało wolności w tym związku i człowieka, który nie nawykł do ustępstw dotyczących zmiany swoje go stosunku do siebie. Ja jestem po perturbacjach w poprzednim związku, po terapiach i dmucham na zimne. Mam ochotę odejść, boję się, że mnie złamie, że będzie wymuszał na mnie swoje pomysły. Już przestałam się malować (nigdy nie lubiłam nadmiaru make upu więc teraz sobie wmawiam, że tak jest dobrze). Najgorsze, że ja jestem poraniona (i o tym wiem) i on jest (ale jeszcze o tym nie wie). On na mnie wymusza zmiany tym, co wie, boli mnie najbardziej - odsuwaniem się ode mnie (obrażenie). Boję się tego panicznie. Czuję się przerażona pisząc to. Z 1 strony nie chcę go stracić, ale z 2 nie chcę przechodzić traumy w związku, która może pojawić się po ślubie. Mam problemy z wyrażaniem prawdziwych uczuć i kontrargumentów. Czuję się wtedy jakbym miała IQ marchewki. Oboje jesteśmy inteligentni i potrafimy tak wszystko ubrać w słowa, że nasze obie wersje są pozornie prawdziwe i zdrowe. Ja jestem słabsza w tym związku i boję się tego, co będzie dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mmak...ile w tym Twoim opisie znalazłam siebie. Też bym na pierwszy rzyt powiedziała, nie byłam bita, a jednak. Dyscypilna w kuch wisiała. Taki na kijku przybity gwoździem kawałek paska rozciety na cieńsze pasma. Głównie dostawał mój młodszy brat, bo ja zawsze byłam grzeczna i dobrze się uczyłam. Nauczyłam się czgoś...przetrwania. Kłamałam ciagle i wciąż. Na zewnątrz, że w domu ok, że tatuś nie jest alkoholikiem, tylko...lubi wypić, Kłamałam, żeby siebie uchronic przed tą wisząca dyscypiliną. Podrabiałam podpisy rodziców pod usprawiedliwieniami, robiłam wszytsko, żeby tylko było dobrze, żeby był spokój. Oczywiście nigdy go nie było, bo ojciec był alkoholikiem i pił odkąd pamiętam. Pił i kiedy wracał do domu bylo piekło, kłótnie, awantury, wyzwiska...krzyki, płacz matki i my dzeci skulone w pokoiku, które udawały, że ich nie ma. Mama skupiała się na porządkach domowych, na obiadach i na ukrywaniu choroby ojca i na... uciszaniu go...BO CO LUDZIE POWIEDZĄ. Tak ma do dzisiaj. jako nastolatka, kiedy zaczał się bunt już nie byłam taka pokorna. Zaczęłam jenoosobową walkę z nałogiem ojca. Wylewałam mu alkohol, co było strasznym przewinieniem, musiałam wtedy uciekac z domu i przeczekać u sąsiadów aż ojciec uśnie. Potrafiłam wyjść na klatkę i stłuc o ziemię flaszkę. Pyskowałam i się NIE BAŁAM, co moją matkkę doprowadzało do rozstroju nerowego, bo bała się, że ojciec mi zrobi krzywdę. Z tym kłamaniem to mi zostało do dzisiaj. Potrafie kłamać tak poprostu bez przyczyny. M. mnie pyta co jadłaś na lunch, aja jemu, że pomidorową....a jadłam np. zurek. Podaję przykład, bo nigdy się nie mogłam zrozumieć...dlaczego ja to robię? Mój m. jak się okazywało, że kłamię, to chociażby to była sytuacja jak w powyższym przykładzie, robiła mi karczemną awanturę...Wyzwyał od OSZUSTEK, KŁAMCÓW...a dla mnie to było niezrozumiałe. Nie rozumiałam siebie dlaczego to robię, a ni m. dlaczego się mnie czepia. On nawet za takie kłamstewko potrafił się z domu wyprowadzić!!! I jeszcze jedno. Psycholog mi uzmysłowiła, że ja całe życie byłam zdradzana. Że zdrada to nie tylko taka damsko-męska... co zrobił mój były mąż, dawno temu, z którym się rozwiodłam. Ale....zdradził mnie bardzo mocno mój brat, z którym nie mam już lata kontaktu, że zdradziła mnie moja bacia, która najpierw mi coś dała, a potem to zabrała i sprzedała. Że ja zbyt łagodnie traktuje te krzywdy, które mi inni wyrządzili i jestem dla innych za dobra, za wyrozumiała. I to fakt. Ja swój dom prowadzę zupełnie inaczej niż moja matka... Inaczej też traktuję siebie, dbam o wygląd, dbam o samopoczucie i cieszę się życiem jak umiem. Niczego nie zostawiam na później. Dużo wyjeżdżam, nauczyłam się jeżdzić na nartach. Czego moja mam znieśc nie mogła....że takie głupoty mi głowie chodzą na stare lata. Nie mam też wyrzutów sumienia jak moja mama płacze. Ona płakała i płacze wciąz i z każdego powodu. Tylko jak jej podsuwałam informacje, ksiązki, żeby może coś ze sobą zrobiła...to stwierdziła, że ten internet to ze mnie wariatkę zrobił, że jej jest dobrze jak jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
właśnie... nie jestem pamietliwa.... nie wiedziałam, że to może byc mechanizm obronny... dzieki Oneil.. zrobiłam sobie liste wszystkich krzywd... o wielu po prostu nie pamietałam, teraz kiedy poprzypominałam sobie to wszystko, złapałam sie za głowe a przez cały ten czas patrzyłam na moje małżeństwo przez pryzmat tego co było dobre... u mnie dochodzi jeszcze, że m zawsze zarzuca mi , ze wracam do przeszłości, że powinnam o tym zapomnieć, zamknąć dzrzwi i zacząc od początku, zawsze tak robiłam, ale to wsystko w cżłowieku po prostu i tak siedzi... zabrzmi to może troche dziwnie, ale teraz doszłam do wniosku, ze przez cały ten czas , zły czas, ja za bardzo skupiłam sie na walce o syna dla syna, - dośc głupie, - to była walka z góry przegrana bo "niestrategiczna", po omacku, na oślep, desperacka... powinnam bbyła skupic sie na sobie, na tym że tak naprawde nie mam nic do powiedzenia, że nie mam własnego zdania, nikt mnie słucha... powinnam była pracowac nad własnym prawem do decydowania o sobie ... zawalczyc o siebe, o swoje prawa do innego życia bo te tez były mi odebrane - nie , przepraszam, pozwoliłam je sobie zabrać - podac sobie maske tlenowa (tę wiecie... w samolocie :) ) wtedy moze umialabym trzeźwo ocenic swoje szanse, a po stwierdzeniu , że ich nie mam w walce z takim przeciwnikiem, po prostu przyjąc z godnościa przegrana i odejśc ... ale tak naprawde wygrałabym wtedy wojnę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×