Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość _su_

pomóżcie zrozumieć

Polecane posty

Gość _su_
Dziękuję Energiczna 30 :-) wzajemnie ! superrr sądzę że próbujesz złożyć logiczną całość przyczynowo skutkową z kilku wpisów, które zaledwie szczątkowo i chaotycznie oddają co mnie dotyczy, to prawda, zarówno pierwszy fragment, jak i drugi; uznasz że się wykluczają? w pewnym sensie tak, Mama zanim zapadła się w swoją depresję, uczyła mnie jak dbać o siebie, dom, co powinno być istotne a co mniej; nie było mowy o zaniedbywaniu szkoły, porządku w moim pokoju, obowiązku wychodzenia z psiakiem i drobiazgach w trosce o dom, Ojciec, zawsze zafascynowany swoim zawodem, perfekcjonista, człowiek niezdolny do godzenia w sobie profesjonalisty z ojcem i mężem jednocześnie, przekazał mi inne istotne rzeczy nauczyli mnie co sami umieli najlepiej jak mogli, przede wszystkim, że mam dwie rączki, dwie nóżki i obowiązek dawania z siebie dużo a że były deficyty miłości, były, były zawsze to czułam, to biło po kościach, szarych komórkach, tego brakowało naszej trójce bardzo ( bo ja jedynaczka ) lubię w sobie upór, czasem prowadzi mnie na manowce ale Moja Mama św. pamięci, powtarzała że mnie nie da się wychować, Ojciec dodawał, wychowałam siebie samą ( NIE ZGADZAM SIĘ Z TYM NAWET W 1%) ale jeśli jest coś co zawdzięczam sobie, to to że wychylałam łeb od najmłodszych lat poza własne podwórko i podglądałam jak wygląda Rodzina, nie tylko moja, jakie są wzorce; myślę że każdy pamięta jakieś obrazy z dzieciństwa, jako pieczęci, matryce, wrażenia były na tyle ważne, że pozostały niezatarte do dziś i służą jako odnośnik dla życia dorosłego; miałam szczęście, bo wiele podglądnęłam Rodzin, do dziś korzystam z tych wspomnień i bazuje na odczuciach jakie wtedy miałam, to moja jakość, bo od zawsze podświadomie czułam, że Rodzina jaką dali mi Moi Rodzice, kulawa jest złościłam się, próbowałam wszelakich sposobów, dziecięcych, nastoletnich i dorosłych by uświadomić im co boli i czego brak, dzisiaj wiem że mogłam tego nie robić, Oni nie umieli mnie słuchać, nie umieli rozumieć, nie umieli zaakceptować mnie jako odrębnej jednostki, z powodu własnych ograniczeń psychologicznych, dlatego pozwalam sobie na krytykę wobec dzieci mojego Przyjaciela, a ściślej, to Jego krytykuję za to że nie podaje swoim dzieciom do rąk narzędzi obrony przed światem takim jakim on bywa, a ubezwłasnowolnia je prezentami, rozpieszcza klawym życiem, przyzwyczaja do własnej wieczności, a przecież tak nie będzie ... nic, superr przypominasz mi moją szefową, która po 2 tygodniach znajomości ze mną pozwoliła sobie jak jej się zdawało na gruntowną i wnikliwą analizę mojej osoby zakończoną stwierdzeniem "oczywistego faktu" że ja jestem taka a nie inna, chciałabym ludzi poznawać od pierwszego postu, wiedzieć o nich wszystko po tygodniu znajomości i myśleć schematycznie, byłoby mi o wiele łatwiej, wymagam jednak od siebie znacznie więcej i wiem że wielu ludzi na to stać, tyle że nie wiedzą o tym lub im się nie chce pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja spokojnie
widzę wpływ dysfunkcji twojej pierwotnej rodziny na twoją osobowość, w twoim przypadku to bardzo mocny wpływ, z tym garbem musisz iść przez życie i nie ma sposobu aby pozbyć się tego garbu, bo go masz i to ma wpływ. facet o którym piszesz chyba nie należy do facetów z którymi można tworzyc związek i nawet tu nie chodzi o jego więź z dziećmi bo to akurat jest zrozumiałe i z tym nie wygrasz bo to jego rodzina . Nie ma możliwości zasymilować się z cudzą już ukształtowaną rodziną, utopijne masz myślenie jeśli myślisz że to możliwe. Masz dwa wyjścia , albo wycofać się z tej znajomości (łatwiejsze), albo zaakceptować że facet daje ci jakiś ułamek swej przestrzeni i zadowalać się tym ułamkiem jego życia do którego cię wpuszcza i nigdy nie próbować wchodzić z butami do tej jego przestrzeni która nie jest dla ciebie (dla mnie to trudniejsze wyjście, nie chciałabym tak żyć). I jeszcze jedno, nie istnieje coś takiego jak "prawo do szczęścia", to błędne podejście bardzo zaciemniające trzeźwe spojrzenie. Spróbuj jeszcze raz przemyśleć wszystko uwzględniając że nie istnieje coś takiego jak prawo do szczęścia. Szczęście zależy od czegoś innego niż "prawo do szczęścia".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _su_
ja spokojnie hmm nie wiem czy dobrze robię że odpowiadam od razu, może źle zrozumiałam ale dotknęły mnie dwie rzeczy: 1. ten Facet również jak ja zmaga się z życiem, tak jak Ty czy inni, jego zdolność do budowania relacji, nie mnie oceniać, mimo że to ja poniekąd jestem bliżej Niego teraz; po moich doświadczeniach z domu rodzinnego i z czasem nauczyłam się także nie oceniać ludzi tak kategorycznie, obserwuję, przemyśliwuję, grono moich znajomych i przyjaciół jest stałe od kilku lat, może dlatego że nie jestem idealna, tak jak Ci ludzie, i tak jak Oni dążę do szczęścia więc i wiem, że to nie jest łatwe w Twojej wypowiedzi odczułam coś kategorycznego, mam mieć wa wyjścia, albo, albo, bo ... nie mogę się z tym zgodzić z dwóch powodów - nie po to rozważam tę znajomość żeby ją tak zwyczajnie zerwać, jeśli to zrobię, zachowam się jak mój Ojciec, nie biorąc pod uwagę ani uczuć mojego Przyjaciela, a już z całą pewnością odcinając się od tego co ja czuję, a czuję wiele, wiele różnych rzeczy - z tego co czytam w Twoim poście wynika, że ani Ona ani ja nie jesteśmy stworzeni do budowania relacji z drugim człowiekiem, w takim razie czemu bez drugiego człowieka, jeden człowiek się gubi, szamocze i jest mu brak najprostszych rzeczy "brzydka ona, brzydki on" - ta metafora tutaj pasuje czy to znaczy że nie mamy szans? i nie pytam o mnie i Jego konkretnie, niech to będzie każde z nas w innej relacji; 2. od początku wiedziałam że są dzieci, że jest Rodzina, wiedziałam że to trudne i może będzie jeszcze ciężej; myślę że żaden mężczyzna od momentu kiedy staje się Ojcem nie jest już w centrum uwagi Matki tych dzieci, żadna kobieta ani żaden mężczyzna nie jest tylko żoną czy mężem, każdy ma dużo ról do spełnienia i wiele płaszczyzn do pogodzenia, nawet w małżeństwach kipiących miłością i emanujących szczęściem to widać, a może właśnie zwłaszcza w takich, bo sądzę że tam każdy ma swoją przestrzeń, co wspólne to troski i radości; utopijnym nie nazwałabym takiego myślenia, bo wynikałoby stąd że małżeństwa "wielokrotne" nazwijmy to tak i budujące "nowe rodziny", znane z wielorakich przykładów miałby być wyssanymi z palca, chwilowymi kaprysami czy jakkolwiek się tego nie nazwie Mój Ojciec mi powiedział, mądrze dość, że aby być w takim związku trzeba być uważnym i o ile w tych pierwszych związkach najpierw się robi, potem myśli, o tyle tu trzeba najpierw myśleć potem robić, by nikogo nie urazić i nie skrzywdzić; przymykam oko na dość rażący paradoks, mianowicie:'i kto to mówi?' osobiście fakt, że mój Przyjaciel ma dzieci, uważam za jedną z tych płaszczyzn, którym On się oddaje, szanuję to tak samo jak jego pasje zawodowe, nie chcę ani tego zmieniać ani na siłę zaistnieć, będzie co ma być, jedyne co to nie chcę odrzucić człowieka dlatego tylko że ma skomplikowana przeszłość, charakter i w ogóle możliwe że jest "do niczego" - w ogóle jak tak można myśleć, nauczyłam się już od Niego tak dużo, gdybym odrzuciła go z powodu stereotypowego myślenia, nie wiedziałabym tego co wiem o sobie i nie w tym czasie, podęłam cholernie skomplikowany wielopłaszczyznowy wysiłek by coś w zrozumieć, a ten człowiek o którym piszesz, że nie nadaje się do budowania związków ... to mój Przyjaciel ... to jest związek "BRZYDKA ONA, BRZYDKI ON", OBOJE JAKBY TRĘDOWACI co do szczęścia, zgadzam się, to praca, nie manna z nieba, dlatego nie chcę rezygnować z trudnych przyjaźni pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×