Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość D.o.t.a

A ja mam watpliwosci...

Polecane posty

Gość D.o.t.a

Kocham swojego narzeczonego. Marzyłam o tym ślubie od dawna, ale teraz jak zaczynam myśleć o wspólnym życiu to nie wiem czy będziemy ze sobą szczęśliwi. W zasadzie są 2 sprawy, które xle wróżą. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać o ważnych rzeczach, o tym co się dzieje między nami, o wspólnym życiu, o przyszłości. Ja chciałabym rozmawiać, mieć jakieś wspólne plany, jakąś wizję dalszego życia, cele, do których moglibyśmy dążyć, a mój TŻ wyznaje zasadę, ze samo jakoś to będzie. Kiedy próbujesz nim rozmawiać, to wygląda to tak, że tłumacze mu jak małemu dziecku, z czym mam problem, co mi leży na sercu, że nie martwiłabym się tak jaky powiedział co mysłi na dany temat. Tłumaczę, tłumaczę, tłumacze, a on nic! Najwyżej powie aha, nie wiem, to za trudne dla mnie, nie chce o tym mówić i takie tam wymówki. Wygląda na to, że albo on jest okrutnie bezrefleksyjny i nic nie myśli albo nie chce sie przede mną otworzyć i powiedzieć co myśli. Nie wiem dlaczego, moze mi nie ufa, moze się boi, że jak mi powie to będę mieć nad nim przewagę i wykorzystam to, żeby go zranic. Nie wiem. Nie wiem, jak nim potrząsnąć, żeby zaczął mnie słuchać tak naprawdę i ze mną rozmawiać. Druga sprawa to jego wybuchy złości, które się ostatnio zaczęły nasilać. On jest strasznym nerwusem. Najlepiej żeby mu w myślach czytać. Jeśli musi cos wytłumaczyc, powtórzyc to od razu sie denerwuje. Mówi takim pełnym złości i poirytowania głosem, że już naprawdę czuje się winna, że o coś zapytałam. Podejrzewam, ze jest to związane z dosc stresową sytuacją w pracy i po prostu potem na mnie sie wyżywa. W pracy musi byc miły, uprzejmy, cierpliwy, uczynny, a jak wraca do domu to odreagowuje na mnie. Jak mu zwracam uwagę, żeby nie sienie złościł i nie krzyczał, to krzyczy na mnie, że nie krzyczy. I generalnie wtedy juz nie jest istotne, ze on jest zły i mi przykrość robi, ale istotne jest to, że on nie krzyczał a ja powiedziałam że krzyczał i może się o to kłócić przez godzinę. Mam wtedy wrażenie, ze on mnie jak wroga traktuje, nie zależy mu na dązeniu do zgody, tylko że toczy jakaś bitwę i zrobi wszystko, żeby to on miał przewagę i żeby sie okazało, że ta cała nieprzyjemna sytuacja to przeze mnie. W zwiazku z tym przeważnie jest tak, ze on zrzuca winę na mnie, sam do winy sienie poczuwa i nie ma zamiaru przeprosić. A ja mam dosć tej jego huśtawki nastrojów, bo te jego złosci czasem są naprawdę bez powodu. Ja do niego miłym głosem, a on raz jest miły, raz warczy - mam tego dość. Taka sytuacja potrafi mi popsuć humor na kilka dni. Oczywiście, jak jemu przejdzie, przyjdzie wesolutki, a ja jestem smutna, to znowu moja wina, ze psuję atmosferę. Mam juztego dosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość D.o.t.a
to nie czytaj, proste

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bffbfbfbffb
Masz całkiem racjonalne podejście. Niestety, prawda jest taka, że samo uczucie to nie wszystko i trzeba ze sobą umieć żyć, rozmawiać, spędzać czas... Niestety też nie jest prawdą, że faceci nie potrafią rozmawiać o uczuciach. To żadne wytłumaczenie. Sama się musisz nad tym zastanowić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×