Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dziiizas

Proszę o szczere opinię

Polecane posty

Gość dziiizas

Witam, czy moglibyście mi pomóc. Piszę książkę, właśnie ją kończę i jak zwykle uważam że jest nieciekawa. Wrzucam fragment, proszę o szczere opnie za które bardzo dziękuje. Obudziłam się o 15.26, pierwsze co zobaczyłam to zegarek, z początku był rozmazany, jednak po krótkiej chwili wyraźnie widziałam logo instytucji zwanej „Przyjazne schronisko, dla ludzi pragnących lepszej przyszłości”. Jeszcze nie zdążyłam przeanalizować w jaki sposób się tu znalazłam, kiedy przyjemny głos odezwał się do mnie – Witaj, spałaś prawie 40 godzin, czy słyszysz mnie? Słyszysz mnie? - Usiłowałam przekręcić głowę aby zobaczyć twarz tego miłego głosu, jednak nie byłam w stanie. Szepnęłam krótkie „tak” i sprawiło mi to ogromny ból w gardle. - „Wiesz jak się nazywasz? Ile masz lat? Pamiętasz kto Cię tak urządził?” - Padły pytania, niczym szybki strzał w moją głowę, trafiony idealnie w część mózgu która odpowiada za nagłe pocenie się, stres a następnie histeryczny płacz, że się nic nie pamięta. Otworzyłam oczy o 21.43, tym razem przyjemny głos nachylił się nade mną i spokojnie powiedział: „Cześć, pamiętasz mnie? Rozmawialiśmy popołudniu. Jednak tak cię zdenerwowałem, że musiałem podać ci środek uspokajający, mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz”. - ładnie się uśmiechnął, próbowałam to odwzajemnić, ale moja szczęka mi na to nie pozwoliła. Był całkiem przystojny, brunet z lekkim zarostem. Miał zmęczone oczy, jednak sprawiał wrażenie szczęśliwej osoby. Spod białego wdzianka, które noszą lekarze wystawał mu wisiorek z Matką Boską. Muszę być ładna skoro tak tu ze mną siedzi. Kiedy mierzył mi ciśnienie zobaczyłam, że ani on ani ja nie mamy obrączek, a więc nieźle się zapowiada. Moja ręka była cała w bandażach, jedna noga była złamana w gipsie i nie widniały na niej żadne podpisy, tak więc przez te 40 godzin nikt z przyjaciół o ile w ogóle ich mam, nie raczył mnie odwiedzić. Jeśli ich mam, to chyba czas ich zmienić, gdyż kwiatów ani kartek z życzeniami powrotu do zdrowia też nie zauważyłam. -Jak się tu znalazłam? - Powiedziałam szeptem z wielkim trudem, mój głos był inny, niż ten którym myślałam i analizowałam rzeczy wokół mnie. Policjanci znaleźli cie na rogu Krawki i Św. Augustyna. Na pewno ktoś z policji przyjdzie zadać pytania, bo nie znaleźli ani twojej torebki, ani żadnych dokumentów, nie mogli ustalić twojej tożsamości. Ja nie znam swojej tożsamości – powiedziałam bardzo szczerze. Lekarz spojrzał się na mnie, tak jakby mnie rozumiał i doskonale wiedział, że nic nie pamiętam. Wyszeptał, że na pewno zacznę sobie przypominać, ale to trwa. Na razie będę pod jego opieką i tu na pewno krzywda mi się nie stanie. Po czym powiedział żebym odpoczywała, a on pójdzie na obchód i jeszcze do mnie zajrzy. Tak jakbym właśnie nie przespała prawie dwóch dób i byłabym strasznie zmęczona. Byłam ciekawa jak wyglądam, ale nie ośmieliłam się zapytać o lusterko. Podejrzewałam że moja twarz jest zmasakrowana, gdyż ledwo mówiłam i wyczuwałam językiem rany wokół moich ust. Leżałam nieruchomo dwie godziny rozmyślając kim jestem, czemu tu jestem, dlaczego policja jeszcze nie wie kim jestem, na pewno ktoś z moich bliskich zgłosił moje zaginięcie i w ten prosty sposób powinna mnie już tu odwiedzić gromada moich znajomych. Myślałam kim są moi rodzice, czy mam chłopaka, a może dziecko? Spojrzałam na brzuch jednak był w bandażach, więc nie mogłam sprawdzić jak wygląda i czy może przypadkiem jest na nim szrama od cesarskiego cięcia, albo fałdy ciałka które się rozciągnęło a teraz karzą mu się wciągnąć i ten biedny brzuch w ogóle tego nie rozumie. Zastanawiałam się też ile mam lat, po moim ciele wynikało że koło 25, ale możliwe, że o siebie dbałam i naprawdę mam 30. To mnie trochę zdołowało, bo jak na 30 lat życia jeden gość w postaci lekarza i zmasakrowane ciało nie wróżyło mi świetnej przeszłości, a już zwłaszcza kiedy byłam w ośrodku o nazwie „dla tych co chcą lepszej przyszłości”. Szybka analiza kim mogłam być , dobiła mnie. Mogłam być prostytutką, narkomanką, płatnym mordercą i to ostatnie najbardziej mi odpowiadało. Ktoś zapukał do drzwi i od razu je otworzył, bez „proszę”, po co pukać jak i tak się wchodzi bez pozwolenia. To był policjant. Był niskim, grubym blondaskiem z ogromną ilością piegów na twarzy. Od razu wywołał na mojej twarzy uśmiech, bo był niesamowicie pocieszny. -Dzień dobry Pani. Nazywam się porucznik Kucprzyk. Cieszę się, że Pani jeszcze nie śpi, gdy dostaliśmy telefon, że się Pani obudziła, postanowiłem przyjechać jak najszybciej. Doktor Molecki, zabronił mi rozmawiać z Panią dłużej niż 10 minut, więc przejdźmy do rzeczy. Czy cokolwiek Pani pamięta? -Nie. - Szybka odpowiedź z udawanym smutkiem, gdyż po analizie kim mogłam być, wolę do tego nie dochodzić. -Mamy trop, doktor Molecki powiedział nam wczoraj, że została Pani wycięta nerka. Teraz szukamy na terenie całego kraju ludzi, którzy będą przechodzić operację przeszczepu. Wiemy jakiej nerki szukamy i ją znajdziemy! - wykrzyknął entuzjastycznie. Potem dodał, że chirurg musiał wyjąć mi nerkę gdyż wszystko zostało przeprowadzone profesjonalnie, że nic mi nie grozi, on znajdzie sprawcę, w międzyczasie ustali kim jestem i ogólnie sielanka. Więc to jakiś lekarz mnie tak pobił? - zapytałam, aby się upewnić, czy dobrze rozumiem. Nie, uważamy, że lekarz za odpowiednią zapłatą wyjął Pani nerkę, a zleceniodawca usiłował Panią zabić. Szukamy też świadków, ponieważ możliwe, że żyje Pani ponieważ ktoś przejeżdżał tamtą uliczką co spłoszyło sprawcę. Doskonale, a więc porucznik Kucprzyk miał już opracowaną całą historie jak doszło do tego, że tu jestem. O dziwo, nie zmartwił mnie fakt, że zostałam pozbawiona jednej nerki. Mam drugą która działa, więc nie jest źle. Bardziej interesowało mnie, skąd sprawcy wiedzieli, że moja nerka pasuje do chorego, czy to byli ludzie z którymi się przyjaźniłam, czemu nie poprosili mnie o tę nerkę, bo skoro wiadomość o tym, że jej nie mam, ze mnie spłynęła, pewnie bym się zgodziła na dobrowolne oddanie jej. Ogólnie historia porucznika Kucprzaka nie satysfakcjonowała mnie, pomimo tego, że miała ręce i nogi, coś mi w niej nie odpowiadało. Jednak nie wiedziałam dokładnie co. Usiłowałam sobie cokolwiek przypomnieć, ale przeszkodził mi doktor Molecki. Dobry wieczór, jak rozmowa z porucznkiem? Nijak. Nie wie kim jestem, kto mi to zrobił, ale nastawienie ma bardzo optymistyczne. Doktor życzył mi miłej nocy i znów kazał mi odpoczywać. Oznajmił również, że za parę tygodni zdejmiemy gips, ale już jutro spróbuję się przejść po ośrodku, że zostawi mnie w świetlicy bo dobrze mi zrobi kontakt z ludźmi. Pomyślałam, że wolałabym spędzać czas z ludźmi którzy przychodzą mnie odwiedzić, a nie z obcymi, których nie znam i którzy z pewnością mi współczują, będą mnie częstować pomarańczami od rodziny i soczkami od znajomych a ja będę zakłopotana. Myślałam o wisiorku Matki Boskiej doktora, nie wiem czemu, ale wydawał mi się bliski. Chciałam mieć taki sam i go nosić, modlić się do niego, chciałam żeby mnie chronił, dokładnie nie wiedziałam czemu go tak pragnęłam, ale szalenie mi na nim zależało i ciągle miałam go przed oczami. Rano gdy obudziłam się, byłam niespokojna. Czułam że stanie się coś, co mi się nie spodoba, a może nawet wyprowadzi mnie z równowagi. Zastanawiałam się, czy może śniło mi się coś, co mogło sprawić że teraz czuje niepokój, jednak nie pamiętałam czy coś mi się śniło. Do moich drzwi punkt 8.00 zapłukała pielęgniarka i ona zaczekała na „proszę”. Przyniosła mi śniadanie, gdyż w nocy odłączyli mnie od kroplówki. Dwie kromki chleba, stara, śmierdząca szynka, ser, pseudo herbata, bo bardziej woda z czymś co miało przypominać herbatę. Chleb był pozbawiony masła. Ciekawe, czy to właśnie to zdarzenie miało mi się nie spodobać i czy to właśnie przez to byłam niespokojna od 6 rano. Czy mogłaby mnie pani znów podłączyć do kroplówki? Chyba wolę ją niż to. Pielęgniarka uśmiechnęła się, jakby to co powiedziałam miało być żartem, a ja mówiłam zupełnie serio. Wyszła życząc mi smacznego, co zabrzmiało absurdalnie. Od razu jej nie polubiłam. Była chudą blondynką, a twarz miała mówiącą „jestem złośliwą zołzą”. Śniadania nie tknęłam, nie byłam głodna, poza tym wystarczyło powąchać szynkę, żeby głód szybko minął. Rozmyślałam o tym, co będzie kiedy już policja dowie się kim jestem, czy będę mile zaskoczona, czy załamana, czy w razie czego w tym kraju eutanazja jest legalna. Pytania nasuwały mi się same, ale do żadnego z nich nie znałam odpowiedzi. Jedyne o czym myślałam, co budziło we mnie jakieś uczucia był wisiorek. Moje uczucia względem tego były ciepłe, więc zaczęłam podejrzewać, że była to pierwsza rzecz którą zobaczyłam gdy doktor Molecki nachylił się aby zbadać mi ciśnienie. Stąd to uczucie, gdyż doktor spodobał mi się. Lubiłam jego głos i wydawał się, a właściwie byłam tego pewna, że jest bardzo ciepłą osobą, no i nie miał obrączki. Gdy wszedł do pokoju w którym leżałam, ucieszyłam się. Spojrzałam mu głęboko w oczy i śmiało zapytałam – Mógłbyś mi dać swój wisiorek? Lekarz spojrzał na mnie lekko zaniepokojony i wyraźnie zdziwiony. Przez chwilę milczał, a potem zdjął wisiorek i położył go na mojej dłoni ze słowami „jest twój”. Poprosiłam żeby zawiesił go na mojej szyi a on ruchem głowy się zgodził. Jego dłonie musnęły mnie po karku, a potem delikatnie dotykały moich włosów. Przeszły mnie ciarki po ciele, jego dotyk był delikatny, właściwie nic nie znaczył, ale był bardzo przyjemny. Od razu wmówiłam sobie, że muskał mnie specjalnie i ja też mu się podobam, że wyjdę stąd, on mnie nie opuści, będziemy mieć dom, trójkę dzieci i takie tam. Te myśli były przyjemne i przez parę tygodni to głównie one zajmowały mój umysł. Poznałam parę osób w świetlicy, jednak znaczna większość z nich nie przypadła mi do gustu. Wbrew moim wcześniejszym przemyśleniom, to ja współczułam im, a nie oni mnie. Głównie przebywali tu narkomani, prostytutki, kobiety bite przez lata przez męża czy konkubenta, alkoholicy. Dołowało mnie, że spędzam czas z ludźmi którzy nic sobą nie reprezentują, a przecież moja przeszłość mogła być podobna. Zaprzyjaźniłam się z Marią. Od razu spodobało mi się jej imię, a twarz miała szczerą i pomimo tego, co ją spotkało była wesoła, rzucała żarcikami i sprawiała wrażenie lekko walniętej, więc jak tu jej nie polubić, Maria w wieku 17 lat zaszła w ciąże z kolegą ze szkoły. Mówiła mi, że wtedy Robert (jej mąż i ojciec dziecka), był przystojnym kujonem, który obiecywał, że kiedyś wyjadą z małego miasteczka w którym się wychowali, założą rodzinę, on będzie naukowcem, a ona będzie z niego dumna. Nie myśląc Maria, bojąc się, że Robert się rozmyśli zapędziła go do łóżka. Wspomniała, że to było proste, jednak cała reszta już prosta nie była. Na wieść o dziecku rodzina kazała brać ślub, Maria była szczęśliwa, wydawało jej się, że złapała Pana Boga za nogi. Przystojny 18 latek, poukładany z dobrej rodziny, będzie jej mężem, wyjadą i będą szczęśliwi aż do śmierci. Jednak gdy Ksiądz zapytał, czy Ty Robercie bierzesz Marię za żonę, Robert odpowiedział nie, bo jej nie kocham i nie wiem czy to dziecko jest moje. Maria płakała, błagała Roberta, zwaliła wszystko na matkę Roberta, która podobno nigdy jej nie lubiła. Po urodzeniu przez Marię syna – Tomasza – i po ustaleniu DNA, okazało się, że Robert jest ojcem Tomka, więc ojciec nakazał mu brać ślub. Maria z Robertem nie wyjechali, byli przez 4 lata u rodziców Roberta i nauczyli się ze sobą żyć. Nie kochali się, Maria nie pamiętała czy w ogóle ze sobą rozmawiali, cała poświęciła się Tomkowi. Robert nie uczył się, chodził do pracy na budowle i tam popijał. Uważał, że szmata zniszczyła mu życie, bo chciał wyjechać, studiować i być naukowcem. Co tu się dziwić, szczerze powiedziawszy ja też uważałam, że jedyną negatywną osobą w tej historii jest Maria. Po latach, zdecydowali się na przyjazd tutaj, Maria myślała, że dlatego, bo Robert dostał lepszą pracę, a potem okazało się, że Robert poznał tu swoją miłość i chciał być blisko niej. Głupia Maria, zamiast brać rozwód, bała się, że sobie nie poradzi z dzieckiem, więc milczała na zdrady męża, bo przynosił na czynsz i kupował jedzenie. Gdy Robert chciał się rozwieść i żyć z Anna (tak na imię ma jego miłość), Maria mu tego rozwodu nie dawała. Anna uznała, że on chce na dwa fronty, więc znalazła sobie innego amanta, a Robert zaczął pić, bić Marię i rzucił pracę. Pewnego dnia, 7 tygodni temu, Robert przyszedł do domu z zamiarem zabicia żony, Maria błagała by tego nie robił, bo mają Tomka, że wszystko się ułoży, że się rozwiodą, że ona się na wszystko zgodzi, wtedy Robert powiedział „żyj z tym co mi zrobiłaś” i sam się zabił. Maria usiadła i przeanalizowała swoje życie, po czym uznała, że chyba też się zabije, ale robiła to nieudolnie i znalazła się w ośrodku. Ma psychiatrę, którego uważa za idiotę, nie bierze lekarstw które jej dają, bo wie, że chcą ją tu zabić i ukraść jej dziecko, ale jest szczęśliwa, bo ma tu wiele przyjaciół z którymi rozmawia, którzy ją rozumieją (na przykład mnie, bo ja doskonale rozumiem, czemu chciała się zabić i też nie rozumiem czemu psychiatra pyta ją o to na każdej sesji). Poza tym, Maria miała stare maskotki Tomka, z którymi rozmawiała, również z widelcami i nożami gdy jedliśmy wspólnie w stołówce udawało jej się porozmawiać. Osobiście lubiłam to w niej, że potrafiła zatrzymać się przy oknie i zapytać go co słychać? Maria była najsympatyczniejszą osobą w całym ośrodku i to z nią najczęściej rozmawiałam. Wieczorami przychodziłam do jej pokoju i albo jej czytałam, albo wybierałyśmy maskotkę z którą dziś będzie spać. Maria rozmawiała z każdą z nich po czym wybierała tą, która najbardziej tego pragnęła, następnie przepraszała inne maskotki, a one odpowiadały, że trudno, że może jutro, że Maria jest bardzo sprawiedliwa biorąc np. Osiołka, a nie małpkę. Po czym Maria patrzyła się na mnie, jakby czekała na pochwałę, że znowu dobrze wybrała, że jest sprawiedliwa i maskotki są szczęśliwe. Nigdy jej nie pochwaliłam i żałuję tego bo w czwartym rozdziale tych moich zapisków Maria umiera. Moja sytuacja z doktorem uległa zmianie. Ja byłam dla niego Dorotką, nazwał mnie tak, bo uznał, że to imię do mnie pasuję, a on dla mnie Piotrusiem. Filtrowaliśmy ze sobą, jednak do niczego znaczącego jeszcze nie doszło. Nie zdziwiło mnie, że mu się spodobałam, gdy pierwszy raz poszliśmy na rehabilitację, gdyż mój kręgosłup tego wymagał. W sali gdzie ćwiczyłam pełno było luster i to właśnie tam, zobaczyłam jak wyglądam. Nic nie dodając i nic nie ujmując jestem bardzo zadowolona ze swojego wyglądu i na pewno nie mam 30stki, a jeśli mam, to miałam świetnego chirurga. Mam krótkie czarne włosy, ciemną karnację, śliczny mały nosek, który dzięki Bogu nie został uszkodzony podczas gdy mnie bili, bądź bił, albo biła, cholera go wie. Wracając do mnie, mam ogromne brązowe oczy i całkiem spore usta. Gdy rany na twarzy się zagoiły do końca, śmiało stwierdziłam, że na pewno prostytutką nie byłam. Moja twarz mówiła „jesteś mądra, robiłaś coś co wymaga umysłu i brałaś za to kupę kasy”. Poza tym nic się nie zmieniło. Nikt nie zgłosił zaginięcia kobiety w moim wieku i z moim wyglądem, więc mieli problem z ustaleniem kim jestem, co strasznie mnie drażniło, bo nie podobało mi się imię Dorota i chciałam, żeby Piotruś nazywał mnie inaczej. Wyobrażałam sobie jak siedzimy na kanapie, jesteśmy na emeryturze i Piotruś mówi do mnie „Dorotko, zrób mi kawki”, mnie szlag trafia, a on uważa, że jest słodki i uroczy, bo faceci już tacy są. Porucznik parę razy dzwonił do ośrodka żeby zapytać, czy coś mi się przypomniało, jednak ja wciąż niczego nie wiedziałam o sobie, ani o tym co miało miejsce 14 Stycznia, bo właśnie wtedy zostałam zaatakowana. Porucznik miał również problem ze znalezieniem nerki, która jego zdaniem była kluczowa w całej sprawie. Sądził, że operacje przeprowadzono w innym kraju i wysłał już prośby do komend krajów graniczących z naszym. Osobiście uważałam porucznika Kucprzaka za uroczego człowieka który nic nie ustali. Jednak i to nie zmartwiło mnie. Skoro nikt mnie nie szuka, musiałam być jakąś suką, albo po prostu nikogo nie mam. Teraz mam Piotrusia, mam Marię i mi to starczy, może nie za wiele, ale przynajmniej są to szczere przyjaźnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziiizas
ostytutki, kobiety bite przez lata przez męża czy konkubenta, alkoholicy. Dołowało mnie, że spędzam czas z ludźmi którzy nic sobą nie reprezentują, a przecież moja przeszłość mogła być podobna. Zaprzyjaźniłam się z Marią. Od razu spodobało mi się jej imię, a twarz miała szczerą i pomimo tego, co ją spotkało była wesoła, rzucała żarcikami i sprawiała wrażenie lekko walniętej, więc jak tu jej nie polubić, Maria w wieku 17 lat zaszła w ciąże z kolegą ze szkoły. Mówiła mi, że wtedy Robert (jej mąż i ojciec dziecka), był przystojnym kujonem, który obiecywał, że kiedyś wyjadą z małego miasteczka w którym się wychowali, założą rodzinę, on będzie naukowcem, a ona będzie z niego dumna. Nie myśląc Maria, bojąc się, że Robert się rozmyśli zapędziła go do łóżka. Wspomniała, że to było proste, jednak cała reszta już prosta nie była. Na wieść o dziecku rodzina kazała brać ślub, Maria była szczęśliwa, wydawało jej się, że złapała Pana Boga za nogi. Przystojny 18 latek, poukładany z dobrej rodziny, będzie jej mężem, wyjadą i będą szczęśliwi aż do śmierci. Jednak gdy Ksiądz zapytał, czy Ty Robercie bierzesz Marię za żonę, Robert odpowiedział nie, bo jej nie kocham i nie wiem czy to dziecko jest moje. Maria płakała, błagała Roberta, zwaliła wszystko na matkę Roberta, która podobno nigdy jej nie lubiła. Po urodzeniu przez Marię syna – Tomasza – i po ustaleniu DNA, okazało się, że Robert jest ojcem Tomka, więc ojciec nakazał mu brać ślub. Maria z Robertem nie wyjechali, byli przez 4 lata u rodziców Roberta i nauczyli się ze sobą żyć. Nie kochali się, Maria nie pamiętała czy w ogóle ze sobą rozmawiali, cała poświęciła się Tomkowi. Robert nie uczył się, chodził do pracy na budowle i tam popijał. Uważał, że szmata zniszczyła mu życie, bo chciał wyjechać, studiować i być naukowcem. Co tu się dziwić, szczerze powiedziawszy ja też uważałam, że jedyną negatywną osobą w tej historii jest Maria. Po latach, zdecydowali się na przyjazd tutaj, Maria myślała, że dlatego, bo Robert dostał lepszą pracę, a potem okazało się, że Robert poznał tu swoją miłość i chciał być blisko niej. Głupia Maria, zamiast brać rozwód, bała się, że sobie nie poradzi z dzieckiem, więc milczała na zdrady męża, bo przynosił na czynsz i kupował jedzenie. Gdy Robert chciał się rozwieść i żyć z Anna (tak na imię ma jego miłość), Maria mu tego rozwodu nie dawała. Anna uznała, że on chce na dwa fronty, więc znalazła sobie innego amanta, a Robert zaczął pić, bić Marię i rzucił pracę. Pewnego dnia, 7 tygodni temu, Robert przyszedł do domu z zamiarem zabicia żony, Maria błagała by tego nie robił, bo mają Tomka, że wszystko się ułoży, że się rozwiodą, że ona się na wszystko zgodzi, wtedy Robert powiedział „żyj z tym co mi zrobiłaś” i sam się zabił. Maria usiadła i przeanalizowała swoje życie, po czym uznała, że chyba też się zabije, ale robiła to nieudolnie i znalazła się w ośrodku. Ma psychiatrę, którego uważa za idiotę, nie bierze lekarstw które jej dają, bo wie, że chcą ją tu zabić i ukraść jej dziecko, ale jest szczęśliwa, bo ma tu wiele przyjaciół z którymi rozmawia, którzy ją rozumieją (na przykład mnie, bo ja doskonale rozumiem, czemu chciała się zabić i też nie rozumiem czemu psychiatra pyta ją o to na każdej sesji). Poza tym, Maria miała stare maskotki Tomka, z którymi rozmawiała, również z widelcami i nożami gdy jedliśmy wspólnie w stołówce udawało jej się porozmawiać. Osobiście lubiłam to w niej, że potrafiła zatrzymać się przy oknie i zapytać go co słychać? Maria była najsympatyczniejszą osobą w całym ośrodku i to z nią najczęściej rozmawiałam. Wieczorami przychodziłam do jej pokoju i albo jej czytałam, albo wybierałyśmy maskotkę z którą dziś będzie spać. Maria rozmawiała z każdą z nich po czym wybierała tą, która najbardziej tego pragnęła, następnie przepraszała inne maskotki, a one odpowiadały, że trudno, że może jutro, że Maria jest bardzo sprawiedliwa biorąc np. Osiołka, a nie małpkę. Po czym Maria patrzyła się na mnie, jakby czekała na pochwałę, że znowu dobrze wybrała, że jest sprawiedliwa i maskotki są szczęśliwe. Nigdy jej nie pochwaliłam i żałuję tego bo w czwartym rozdziale tych moich zapisków Maria umiera. Moja sytuacja z doktorem uległa zmianie. Ja byłam dla niego Dorotką, nazwał mnie tak, bo uznał, że to imię do mnie pasuję, a on dla mnie Piotrusiem. Filtrowaliśmy ze sobą, jednak do niczego znaczącego jeszcze nie doszło. Nie zdziwiło mnie, że mu się spodobałam, gdy pierwszy raz poszliśmy na rehabilitację, gdyż mój kręgosłup tego wymagał. W sali gdzie ćwiczyłam pełno było luster i to właśnie tam, zobaczyłam jak wyglądam. Nic nie dodając i nic nie ujmując jestem bardzo zadowolona ze swojego wyglądu i na pewno nie mam 30stki, a jeśli mam, to miałam świetnego chirurga. Mam krótkie czarne włosy, ciemną karnację, śliczny mały nosek, który dzięki Bogu nie został uszkodzony podczas gdy mnie bili, bądź bił, albo biła, cholera go wie. Wracając do mnie, mam ogromne brązowe oczy i całkiem spore usta. Gdy rany na twarzy się zagoiły do końca, śmiało stwierdziłam, że na pewno prostytutką nie byłam. Moja twarz mówiła „jesteś mądra, robiłaś coś co wymaga umysłu i brałaś za to kupę kasy”. Poza tym nic się nie zmieniło. Nikt nie zgłosił zaginięcia kobiety w moim wieku i z moim wyglądem, więc mieli problem z ustaleniem kim jestem, co strasznie mnie drażniło, bo nie podobało mi się imię Dorota i chciałam, żeby Piotruś nazywał mnie inaczej. Wyobrażałam sobie jak siedzimy na kanapie, jesteśmy na emeryturze i Piotruś mówi do mnie „Dorotko, zrób mi kawki”, mnie szlag trafia, a on uważa, że jest słodki i uroczy, bo faceci już tacy są. Porucznik parę razy dzwonił do ośrodka żeby zapytać, czy coś mi się przypomniało, jednak ja wciąż niczego nie wiedziałam o sobie, ani o tym co miało miejsce 14 Stycznia, bo właśnie wtedy zostałam zaatakowana. Porucznik miał również problem ze znalezieniem nerki, która jego zdaniem była kluczowa w całej sprawie. Sądził, że operacje przeprowadzono w innym kraju i wysłał już prośby do komend krajów graniczących z naszym. Osobiście uważałam porucznika Kucprzaka za uroczego człowieka który nic nie ustali. Jednak i to nie zmartwiło mnie. Skoro nikt mnie nie szuka, musiałam być jakąś suką, albo po prostu nikogo nie mam. Teraz mam Piotrusia, mam Marię i mi to starczy, może nie za wiele, ale przynajmniej są to szczere przyjaźnie. Popołudniu odwiedził mnie porucznik Kucprzyk z zapytaniem czy mógłby wywiesić moje zdjęcia na terenie całego miasta. Uważał, że to znakomity pomysł, bo nawet jeśli ktoś mnie nie lubił, zgłosi się aby powiedzieć kim jestem, no bo czemu by nie. Ja co do tego pomysłu nie byłam tak entuzjastycznie nastawiona jak on. W końcu ciągle nie wiedziałam co kryła moja przeszłość, jednak zgodziłam się, bo w głębi serca chciałam wiedzieć coś więcej o sobie. Być może czekała na mnie znakomita praca, apartament w centrum miasta i spory majątek po rodzicach. Przypuszczam, że moi rodzice nie żyją, skoro mnie nie szukają. Kiedy już opracowałam całą historie o tym, jak to moi bogaci rodzice wracali z urlopu z Meksyku i ich prywatny samolot rozbił się ma skutek awarii łożyska przez który doszło do wybuchu wału. Nikt nie przeżył a jedyną spadkobierczynią byłam ja. Miałam też drugą wersję, iż jest dwójka spadkobierców, zabić próbował mnie brat albo siostra, bo był skąpy albo skąpa. Jednak nie potrafiłam wtedy wytłumaczyć co z moją nerką, chociaż skoro miała być to osoba potrafiąca zabić kogoś z rodziny dla pieniędzy, czemu miałaby przy okazji nie zarobić na nerce. Wieczorem moja historia straciła sens, gdy zadzwonił porucznik i powiedział, że zgłosiła się na komendę moja matka i właśnie do mnie we dwoje jadą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aziii
Podoba mi się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×