Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dominisia21313

Szukam 30latek

Polecane posty

Nareszcie piątek... cięzki to był tydzień.... ufff :) Witajcie babeczki. Ja jak zwykle piszę po południu (info dla Zabuliny i Delilah - okrutni informatycy odcięli nam dostęp do netu w pracy :( ) Zabulinko - kwestia in vitro, a własciwie tej historii którą opisałaś - podobnie było z moją szefową. 15 prób... Co Ją "otrzeźwiło"? Mądry lekarz (jeden z niewielu na Jej drodze), który Nią potrząsnął i powiedział wprost: "Pani w końcu umrze".... I po tych kilku zapędzonych latach starań, prób, wróciła do domu i.... przeszło. Były łzy i żal ale dotarło do Niej co ten człowiek do Niej powiedział. Jej Mąż chciał wcześniej adoptować dziecko, a Ona była na nie. Nie dlatego że miała cos przeciw, ale dlatego, że jakby zakodowane miała, że musi zajść w ciążę i urodzić. Dziś ma 7-letniego adoptowanego synka i co jakiś czas żal do siebie, że nie zrobiła tego wcześniej. A ja zawsze wtedy Jej mówię, ze gdyby wcześniej adoptowała to dziś nie miała by akurat tego "Miśka" (synka) a przeciez Jego kocha najbardziej na świecie. Przeznaczenie? Pewnie tak. Zresztą... ja mam teorię, ze jedni potrzebuja "więcej" aby zrozumieć, a drugim wystarczy pół słowa... Ja też często należę do tych pierwszych ;) Lucy - no tez tak pomyślałam o tej babeczce wtedy, że wiele Ją to musiało kosztować, bo pewnie wiedziała, ze w tym momencie, kiedy mówi "nie" stawia na szali swoje małżeńśtwo. Żal mi Jej było trochę. On się podobno po tym wszystkim w ogóle do Warszawy gdzies wyprowadził, więc chciał z Nią zerwać kontakt raczej absolutnie. To chyba znaczy, że nie zrozumiał i "ocenił" odpowiednio. A może trzeba by pomyśleć trochę? i przyjąć jeden pewnik: nikogo do niczego nie nalezy zmuszać... Tym bardziej do spełnienia własnych marzeń. Zwłaszcza w kwestiach tak ważnych. Myślę słuchajcie, że ta kobieta to robiła (myślę o procedurze adopcyjnej) ze strachu przed stratą Męża. No ale i tak stało sie nieuniknione. Wiecie co dziewczyny ja tak sobie zrobiłam mentalną podróż wstecz i tez pamiętam taki okres kiedy nie odczuwałam potrzeby bycia Matką... (co nie znaczy, ze każdy kto teraz nie odczuwa kiedyś odczuje jak ja w tej chwili...) No był taki etap. Nie miałam nic przeciwko dzieciom, nie przeszkadzało mi to w byciu kochającą Ciotką, ale ta miłośc nie pchała mnie do macierzyństwa. I wtedy zdarzyła mi sie rozmowa z koleżanką która akurat wychodziła za mąż i była na takim etapie jak ja (w kwestii macierzyństwa). Nie chciała Jej przyszły Mąż też nie. I tak dyskutowałysmy o tym, czy to znaczy, ze jesteśmy beznadziejnymi kobietami, złymi ludźmi, a może mamy w sobie coś nieludzkiego?... I stwierdziłysmy że przeciez nie! Dziś... My chcemy, a Oni nadal nie. I nie przeszkadza Im to w niczym. Nie sa złymi ludźmi (wręcz odrotnie), nie patrzą "krzywym" okiem na dzieciarnię (czy to obcą czy rodzinną) i sami sobie wystarczają za Rodzinę i mówią, ze raczej tak zostanie. Czy to źle? Nie. I wiecie co - właśnie super jest to, że są wciąz zgodni, wciąż mają to samo spojrzenie w przyszłość, oboje widzą siebie w tym samym "modelu" Rodziny. Nie odczuwanie chęci posiadania dziecka to czasem więc jak widać stan chwilowy a czasem stały. Ważne jednak jest to, zeby dwoje ludzi, którzy będą dzielić życie, wszelkie tego typu kwestie wyjasnili sobie przed związaniem na stałe... Żeby Ona potem nie naciskała, aby on "chciał" być Ojcem, albo On, zeby Ona Matką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zabulina, dziękuję za zobrazowanie tego, co miałam na myśli. Bardzo trafnie zresztą :) Co do wyglądu osób, ja z kolei czytałam, że w sądach (jeśli już o tym mówimy) częściej im się wierzy na słowo, w ogóle ładnemu łatwiej w życiu niż temu, komu natura poskąpiła urody (to ostatnie w sumie jasne). Ale zbyt ładnym być nie można - bo wtedy świat odbiera taką osobę jako głupszą :P Gollumnica, dziekuję za cierpliwe tłumaczenie :D Lucy, widzisz jak taka dyskusja ubogaca... Pewnie tylko mnie ale co tam :P Masz rację, jestem od Was młodsza (sądząc po tytule topiku, bo się nie wgłębiałam ;) ) i tak jak już pisałam wyżej, zdaję sobie sprawę że patrzę na świat z innej perspektywy. Ale tak jakoś mam, że ciekawi mnie właśnie, co mają do powiedzenia ludzie mający odmienne zdanie, nie wpisuję się nigdy w kółeczka wzajemnej adoracji ;) Podoba mi się to, co napisałaś o swojej i męża sytuacji - "dla mnie wiec zajscie w ciaze i jej donoszenie bedzie osiagnieciem". Po Twojej wypowiedzi faktycznie dotarło do mnie, że po długim czasie walki faktycznie można to tak traktować... Że nie zawsze jest łatwo. A zajście w ciążę/donoszenie jest preludium do sukcesów na kolejnych polach:) "Natomiast bardzo lubię, kiedy sympatycznym ludziom układają się plany życiowe, jakiekolwiek by one nie były, dlatego bardzo Wam kibicuję nie trzeba dzielić czyichś marzeń, żeby cieszyć się, gdy się komuś spełniają " Się podpisuję pod powyższym :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć dziewczyny 🖐️ niezła dyskusja się wywiązała....ale trzeba przyznać, że na poziomie ;) i czytało się bardzo interesująco. wczoraj nawet nie miałam czasu kompa włączyć.... a to pranie, to sprzątania, to karmienie to przewijanie....no i oczywiście spacerek :) wczoraj W. wrócił do domu wcześniej byśmy mogli razem się przespacerować ;) a dziś...mąż mnie zostawił i pojechał się szkolić, na szczęście już jutro będzie w domu ;) dziś, chyba po trzymiesięcznej przerwie, umówiłam się na jazdę autem. I tak na dzień dobry to pedały mi isę pomieszały hehehe ale potem było oki, egzamin mam w czwartek, mam nadzieję zdać... bo jak nie zdam do 4 czerwca to muszę zdawać teorię raz jeszcze.... no i w ogóle...ileż to razy można zdawać :O:O:O Pozdrowionka! 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ufff, ale byl fajny weekend nie wiem jak u Was ale u nas wczoraj byl pierwszy dzien od "nie-pamietam-kad" bez deszczu. p opoludniem poszalelismy na rowerach - wreszcie mozna bylo wyjechac bo wislostrada choc po czesci nie byla calkiem zalana wczoraj byla pierwsza komunia swieta syna mojej przyjaciolki. jak ten czas zapiernicza. ja na serio stara ciotka sie czuje, jeszcze niedawno lezal mi na brzuchu z odwrotnie ubrana pielucha (ciocia A. specjalistka tak niemowle odstroila) i pozygiwal co chwile a tu do komunii staje no mowie Wam jak go widzialam jak sciska te raczyny zlozone i z jakim przejeciem przyjmowal sakrament to normalnie mi lezki polecialy jak jakiejs glupiej starej krowie. o kochane madre dziecko jest, choc dożarte. wiecie ze nawet jakos specjalnie nie latal za prezentami? bardziej chcial sie przebrac szybko zeby moc z innymi dzieciakami szalec :D no i planuje jednak sobie jakies wolne wziac padam ze zmeczenia i nalezy sie mam nadzieje, ze uda nam sie pozyczyc klucze od ciotki do jej domku w gorach i wtedy za friko bysmy sie pobyczyli troche. K - zlota raczka - moze cos tam porobi w chalupce czy na ogrodzie, bo ciotka po rozwodzie wiele lat i nie ma faceta ktory by zajal sie jakimis naparwami. wiec korzysc wtedy bylabym obopolna :) byle sie tylko zgodzila. no i zeby pogoda byla ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
widze ze temat nam sie rozwija jak dla mnie bomba :) Zabulina, zgodzam sie, ze nie nalezy oceniac gdy samemu nie bylo sie w podobnej sytuacji. co wiecej, samemu bedac w takiej sytuacji tez nie nalezy oceniac ... a przynajmniej wyrokowac z pozycji "moralnie wyzszej" o tym czy ktos postepuje dobrze czy nie. bo nie mnie oceniac co powoduje kobieta ktora podchdozi 10 raz do programu in vitro. serio, nie mam pojecia co kobieta przechodzi wiec wole nie wyrokowac. ale Gollumica napisala cos co pasuje do tej sytuacji: ze czesto nie widzi sie i nie chce sie zobaczyc alternatywy. i czesto ludzie ida sciezka obrana raz bo boja sie stanac twarza w twarz z decyzja ... zarabiscie trudna decyzja. i dopiero jak znajomej szefowej Gollumicy, gdy lekarz wprost powie opinie - wtedy do czlowieka zaaczyna cos docierac. wydaje mi sie ze np. moj maz taki jest: dla niego wiarygodna jest dopiero opinia lekarza w kwestii zdrowia czy naszego leczenia. moja opinia; ok, poslucha, podyskutuje nawet czasem, ale dopiero jak lekarz sie wypowie to on rozwaza na powaznie jakies opcje a nie oszukjmy sie, kliniki leczenia nieplodnosci zbijaja niesamowita kase i nie kazdy lekarz powie pacjentce "pani, odpusc sobie pani". jedni bo sa pazerni, inni bo mysla ze jak pacjentka nie zrobi 10 in vitro u nich, to zrobi gdzie indziej (i pewnie w czesci przypadkow maja racje) ja osobiscie uwazam, ze trzeba probowac, ale nie za wszelka cena. granica jak zwykle lezy w zdrowym rozsadku. wg mnie 10 podejscie do programu wtykonczy nawet konia ... a jak wyglada zwiazek w trakcie takiego zycia .. strach sie bac tak z ciekawosci: Delilah, Zabulina, a jak Wy sobie radzicie z rodzinkami i ich pytaniami o to kiedy zostana dziadkami? i zgadzam sie, myslenie w kategoriach "to zrobmy sobie dziecko bo potem mozemy zalowac jak bedzie za pozno" nie jest wlasciwe. w sensie, nie wyobrazam sobie ze mialabym zachodzic w ciaze tylko dlatego ze potem bedzie "za pozno". no ale takie myslenie to wg mnie wiaze sie tez z okreslonym typem osoby - a raczej kobiety. bo taka laska, to i za maz moze wyjsc tylko dlatego ze "potem bedzie za pozno" ;-) i lapie peirwszego lepszego, ktory zza winkla sie wychyli. a ze rozwod po 3 latach - coz, lepiej byc rozwodka niz stara panna, nie ? ;-) a takich chyba tez nie brakuje ( musze przyznac ze nawet w moim dosc bliskim otoczeniu). Biala, czyli ze uskuteczniacie spacerki i Marysia w wozku szaleje :) super i bardzo sie ciesze. no i powodzenia w jazdach. czujesz sie juz lepiej, warunki pogodowe tez korzystniejsze wiec tym razem sie uda! :) Gollumica, dziekuje kochana za maila dlugasnego :) przeczytalam i postaram sie odpisac w miare szybko ale tak w ekspresowym skrocie: niestety K nie ma nic na razie konkretnego. wysyla, szuka ale nie jest latwo :( jakis tam back up mamy, jak nie znajdzie pracy w ciagu miesiaca to bedzie dorabiac u kolegi, z glodu wiec nie pomrzemy co do in vitro: ja jest za, nawet chcialabym podchdozic w miare szybko. ale K w ogole nie dopuszcza takiej mysli do siebie. on jest na etapie ze naturalny cud sie zdarzy ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No dobra, same się prosicie :P Lucy - co do pytań potencjalnych dziadków. Moi generalnie nie pytają w ogóle, co jest całkowicie zrozumiałą (i jedyną akceptowalną) postawą biorąc pod uwagę fakt, jakimi sami byli dla mnie rodzicami Ale moi mają "biologiczny luz", jako że jestem najstarsza z 4 rodzeństwa (nota bene w sposób zdecydowanie nadmierny zmuszona byłam uczestniczyć w opiece nad nimi; moja siostra młodsza o 16 lat w pewnym momencie powiedziała do mnie "mamo" :o ) więc któreś z nich z cała pewnością zapewni im wnuki :P Gorzej z rodziną M. Rodzice M są świrnięci na punkcie swoich wnuków - M uważa, że dlatego, że sami niemal nie uczestniczyli w życiu swoich synów teraz na wnukach "odbijają" sobie niezaspokojone rodzicielskie instynkty. Mają 2 wnuków ze strony starszego brata M i więcej na pewno z tamtej strony nie będą mieli - szwagierka już nie może mieć dzieci. Ale rodzina M to jest jakiś potworny zlepek i pomieszanie ról. Teściowie, brat M i jego żona mają taki układ, że z racji tego, że oni zapewnili im wnuki, teściowie zapewnili im cała resztę. Wybudowali dom, pozałatwiali im pracę, wychowują wnuki i generalnie zajmują się wszystkim. Kuzyn M powiedział kiedyś, że w tamtej rodzinie jest tylko jeden ojciec - mój teść. Bardzo trafna diagnoza. Nas też bardzo usilnie zachęcano do przyjęcia tego modelu - mogłabym urodzić dzieci i o nic się już w życiu nie martwić. Tyle że my to nie moje szwagrostwo, więc radzimy sobie sami, a na pytania odpowiadamy coraz bardziej asertywnie. Pytania zresztą powoli zanikają (jesteśmy prawie 6 lat po ślubie). Ale to nie znaczy, że teściowie temat wyczerpali - ostatnio mój teść wymyślił, żebym urodziła dziecko i im oddała na wychowanie, a sama nadal sobie mieszkała w innym mieście z M i realizowała się zawodowo :o to już jest chore. Odparłam, że jestem człowiekiem, a nie kukułką, na co teść zaczął mnie z zapałem przekonywać, że kukułki to są bardzo porządne i mądre ptaki :P nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać... Tak czy siak - złamaliśmy już z M wszystkie możliwe szlaki postępowania w jego rodzinie, więc myślę, że i do teściów dociera, że nie mają na nas wpływu. Ja nie twierdzę, że nigdy nie będziemy mieć dzieci - może będziemy. Ale musimy obydwoje tak poczuć. Np. gdy wychodziłam za mąż za M, nie miałam ani krzty wątpliwości, czy dobrze robię. Czasami się czyta o jakichś przedślubnych wahaniach, podobno to normalne a ja tego nie doświadczyłam w ogóle. Gdyby było inaczej, pewnie bym się nie zdecydowała na ślub. I dopóki nie pojawi się u mnie i u M analogiczna pewność, potrzeba, oczywistość posiadania dziecka (czy dziecko w ogóle można "posiadać"..?) nie będziemy z pewnością się o nie "starać". Problem polega trochę na tym, że jesteśmy z M tak blisko, że nie widzimy między nami miejsca na kogoś jeszcze. Pewnie to jest nieprawidłowe, z pewnością nasz związek nie jest typem "polecanym" i jest nieźle pokręcony, ale taki jest stan faktyczny. Z tendencją narastającą ;) Pewnie gdyby M nie wyczerpywał kompletnie mojej potrzeby miłości pięknej, bezgranicznej i bezinteresownej, dawno byłabym już matką. Oczywiście nie twierdzę, że to jest jedyna motywacja ludzi do rodzicielstwa, ale dla mnie pewnie by była ;) To jeszcze i tak nie najgorsza motywacja. Ja dodatkowo wyniosłam z dzieciństwa problemy zdrowotne, zafundowane mi przez rodziców, które bezpośrednio wpływają na "okolice rodzicielskie". Nie wiem, czy byłabym w stanie donosić ciążę, ale z pewnością ryzykowałabym bardziej powikłaniami (łącznie ze spędzeniem reszty życia w pieluchach) niż przeciętna babka. Pewnie gdybym naprawdę chciała dziecka, nie byłby to dla mnie problem (w końcu niektóre kobiety bardzo śmiało ryzykują życiem) ale w rozpatrywaniu sytuacji "na sucho" z pewnością nie jest to dla mnie argument na korzyść rodzicielstwa. To zresztą było dla mnie elementem bardzo dokładnie odsłaniającym priorytety moich teściów. Obydwoje są lekarzami. Ale gdy przekazałam im diagnozę, którą postawił mi wybitny specjalista po ponad 40godzinach badań i rehabilitacji, zaczęli ją natychmiast, z gruntu i definitywnie podważać, choć są specjalistami od, że tak powiem, "drugiego końca człowieka" :P Dla nich nie byłoby najmniejszym problemem ryzykować moje zdrowie i życie, bylebym dostarczyła im jeszcze jednego wnuka :o Dlatego też wiem, że gdybyśmy "zaszli" i przyszłoby mi rodzić, musiałabym się trzymać z daleka od szpitala, w którym pracuje mój teść. Oni naprawdę dla wnuków zrobią wszystko. Dosłownie WSZYSTKO. Na szczęście póki co mieszkamy w bezpiecznej odległości fizycznej, a budowanie dystansu mentalnego idzie nam bardzo dobrze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Biała, a ile godzin jeszcze sobie fundniesz prze czwartkiem? Kurczę, jak Ci się pedały merdają to zdałoby się jeszcze kilka razy usiąść w L-ce przed egzaminem. Mówię jako weteran zdający 4 razy :P któremu w tej chwili także pedały by się pomerdały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zabulina, fajnie ze Ci sie chcialo napisac tak osobiscie i obszernie. czyli - popraw mnie o ile zle zrozumialam - zostalas sprowadzona przez rodzine hasbenda do roli inkubatora. inkubator sie wypelni bedzie kasa i gwarancja wygodnego zycia, nie wypelni to radzcie sobie sami? no to Ci powiem ze i tak masz nerwy ze stali, bo ja na sugestie "niech urodzi i nam odda" krzyknelabym cene czarnorynkowa za dziecko :D zart a na serio, to raczej nie widze siebie wysluchujacej takich tekstow i podziwiam za cierpliwosci i rozsadek. ja wyjechalam na moja tesciowa jak mi ktorys raz z kolei wyjechala z gadka prodzieciowa. i znow oczywiscie do mnie, choc maz siedzial obok "ze zamiast psa powiennismy wreszcie dziecko zrobic". co do "miejsca" na dziecko: ciekawe postawienie sprawy: ze Wy tak blisko jestescie ze juz nie ma tam miejsca na nikogo innego. bo mogloby sugerowc ze inni maja "miejsce" stad dzieci ;-) choc rzecz jasna zakladam ze nie o to Ci chodzilo ja chyba mam inne podejscie do zwiazkow i milosci jako takiej. w domu rodzinnym panowaly raczej zasady "zimnego chowu" i stad wydaje mi sie ze w zyciu realnym tworze duzy dystans. szczegolnie do mezczyzn. dystans - emocjonalny, z fizycznym problemu nie odnotowalam :) . chodzi mi o to ze ja nigdy nie mowilam i nie myslalam, i nie marzylam o milosci bezgranicznej, wielkiej i wypelniajacej mnie do konca. choc zakochiwalam sie tysiace razy, to rownie szybko sie odkochiwalam. wielkie serce, pojemne, ale malo stale. co wiecej, wszystkie moje powazniejsze zwiazki rozpadaly sie w momencie gdy uzmyslawialam sobie ze jestem "za blisko" (nie myslic z "konczyly"). czasem to dojscie do "za blisko" trwalo1 miesiac czasem 2 lata, ale jednak. z K. bylo inaczej, znalismy sie cale lata, po tym czasie zaczelismy sie spotykac. i tez zwiazek przypominal bardziej wersje stosunkow miedzy ludzkich opowiedziana przez Lisa z Malego Ksiecia, niz wielki wybuch uczuc i milosc po grob. i jak sie okazalo, taki zwiazek po jakims czasie doprowadzil do tego ze i ja idac do otlarza nie mialam ani watplliwosci, ani strachu. bylam gotowa na to ze prawdziwa bliskosc to my zaczynamy tworzyc. i ze ten proces jest i bedzie. ze tym razem nikt mi nie mowi jak powinnam zyc, zachowywac, nikt nie naciska, i mam owa "wolnosc wewnatrzna". ja nadal jestem przerazona na mysl ze ktos chcialby spedzac ze mna 100% swoejgo czasu i bylby moim "uzupelnieniem". ale moze mam zle podejscie. cieszy mnie ze K nie jest wylewny, bo i ja nie jestem. i miedzy nami chyba wlasnie jest wiele miejsca, ale dla nas i dla swiata, a nie stricte w kontekscie dziecka no a dziecko: dla nas obojga bylo oczywiste ze tak, i to nie jedno. ale nie po to zeby wypelniac cos w zyciu, czy tez zeby stalo sie tematem zastepczym. ale .. kurde w sumie to nie wiem ... to bylo zwyczajnie oczywiste. jednak nigdy wczesniej nie myslalam o macierzynstwie i nigdy nie bylam "ciumkajaca" ciotka dla wszystkich dzieciakow. i choc z czasem i zmiana sytuacji zyciowej dojrzalam do macierzynstwa (a przynajmniej mam takie wrazenie), to jakos nadal nie zagladam do wozkow, nie wybieram ubranek i nie rozczulam sie na malutkimi buciczkami. nie wiem czy jasno sie wyrazam, ale chodzi mi o to ze przynajmniej swiadomie, ani ja ani K nie chcemy dziecka dlatego zeby bylo "zapchajdziura". to ma jakis glebszy sens, ale szczerze jakos nie zastanawialam sie nad tym glebiej zanim nie dolaczylyscie z Delilah do nas :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gratulacje ;) Te wasze posty dodatkowo powinny się "punkotwać" bo takie długie są przeważnie ;) "no a dziecko: dla nas obojga bylo oczywiste ze tak, i to nie jedno. ale nie po to zeby wypelniac cos w zyciu, czy tez zeby stalo sie tematem zastepczym. ale .. kurde w sumie to nie wiem ... to bylo zwyczajnie oczywiste." o, tak właśnie bym chciała :) ujęłaś sedno. Żeby nawet nie dało się zdefiniować powodu. "ciekawe postawienie sprawy: ze Wy tak blisko jestescie ze juz nie ma tam miejsca na nikogo innego. bo mogloby sugerowc ze inni maja "miejsce" stad dzieci " Ale ja tak właśnie uważam :) uważam też, że w związku dwojga dojrzałych ludzi takie miejsce POWINNO być. Byłoby nielogiczne, gdyby było inaczej. Ludzkość dawno by wyginęła. My nie tworzymy na pewno całkiem "zdrowego" związku. Nie chodzi mi o to, że u nas jest tak super, a u wszystkich innych jest źle i dlatego chcą mieć dzieci ;) myślę po prostu, że jesteśmy jakąś dziwną hybrydą pod tym względem. Na pewno nie jesteśmy normalną parą. Nam to odpowiada na szczęście. Grunt, żeby dobrać się ze swoimi "nienormalnościami", bo gdy, cyt. Allena "neurozy cudowanie się uzupełniają" to nie jest tak źle ;) Myślę, ze jakakolwiek inna kobieta czułaby się M przytłoczona, a jakikolwiek inny mężczyzna - mną. I ciągłym moim głodem tej drugiej osoby. "popraw mnie o ile zle zrozumialam - zostalas sprowadzona przez rodzine hasbenda do roli inkubatora" ee tam, zaraz "sprowadzona" ;) żeby zostać sprowadzoną, trzeba się dać - ja się nie dałam. Ale chętnie widzieliby mnie w tej roli. Teść zaczął mi nawet tłumaczyć, że chodzenie w pieluchach nie jest takie złe :o Nerwów też mnie to kosztowało kiedyś mnóstwo. Nadal nie przepadam za tymi rozmowami ale samodzielność daje duży komfort psychiczny :) Bo, że tak powiem - co oni mi mogą zrobić..? "no to Ci powiem ze i tak masz nerwy ze stali, bo ja na sugestie "niech urodzi i nam odda" krzyknelabym cene czarnorynkowa za dziecko " Się uchachałam :D 🌼 "inkubator sie wypelni bedzie kasa i gwarancja wygodnego zycia, nie wypelni to radzcie sobie sami? " Nie, nie tak do końca. Muszę oddać teściom sprawiedliwość, że jakby była potrzeba, nie wahaliby nam się pomóc. I np. za niecałe 3 lata dostaniemy ich stary dom, który będziemy mogli sobie wyremontować. Bo teść dla brata M stawia klinikę i na górze ma 300m mieszkalnych które zamierza z teściową zająć ;) a my się do tego dołożyliśmy troszkę a conto tego domu. Także obiektywnie rzecz biorąc dostajemy od nich bardzo dużo. A że nieporównywalnie mniej, niż brat M, to dobrze - w życiu bym nie chciała wszystkiego teściom zawdzięczać. Ten dom przecież i tak będzie ogromnym podarunkiem, nawet jeśli wszystko łącznie z dachem i kanalizacją trzeba tam będzie zrobić :D Więc nie - teście nie mówią "radźcie sobie sami", to raczej my tak zdecydowaliśmy. I tak czy siak będziemy im wdzięczni. "ja wyjechalam na moja tesciowa jak mi ktorys raz z kolei wyjechala z gadka prodzieciowa. i znow oczywiscie do mnie, choc maz siedzial obok "ze zamiast psa powiennismy wreszcie dziecko zrobic" Czyli teściowa nie wie, że Wy macie problem z zajściem w ciążę..? Żałuję bardzo, że nie jest tak, jak w jednej książce - gdy ktoś powiedział coś bardzo głupiego, w powietrzu nad nim materializowała się wielka łapa i waliła delikwenta w potylicę. Obawiam się, że niektórzy chodziliby z chronicznym bólem głowy. Lucy, w życiu nie pomyślałabym, że miałabyś chcieć mieć dziecko aby było zapchajdziurą ;) To "miejsce na dziecko" jest fenomenem, którego my po prostu nie doświadczamy. To nie jest dziur, to jest oczekujące miejsce. W którym może "wydarzyć się" coś pięknego. Może kiedyś takie miejsce u nas się znajdzie, ale na razie go nie ma.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam sobie, jak piszesz o sobie i swoim związku i myślę, że taki związek ma mocne podstawy. Ktokolwiek myśli, że wielka miłość to ciągłe fajerwerki, szykuje sobie własnoręcznie wielkie rozczarowanie. Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale moim zdaniem miłość to jest w dużej mierze pewna postawa. Decyzja. Jakby codzienny wybór. Emocje jej towarzyszą, ale jej nie tworzą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Matko Bosko - Babki - ja normalnie dziecka to jeszcze nie mam a mimo to czasu ostatnio na nic! Ale postaram się choć słów kilka, żeby nadrobić... - nie bez przyjemności!!! - bo "niestety" uzależniłam się od naszego topicu i się stęskniłam :) Tak Was czytam i sobie myślę - a'propos "zapchajdziury" Lucy - cos mnie "natchnęło" do wypowiedzi na ten temat... :P Wiecie ja tak sobie myślę, ze ludzie tak sobie czasem niestety wypełniają życie... Kolejnymi zapchajdziurami... I podchodzą do życia na zasadzie "odhaczania" pewnych etapów (zaliczania "zapchajdziur" - luk życiowych), czyli np.: Spotkania, randki (odfajkowane), jesteśmy parą (odfajkowane), zaręczyny (odfajkowane), narzeczeństwo (odfajkowane), ślub i wesele (odfajkowane), dziecko-dzieci (odfajkowane)... Nie sądzicie, że tak jest u niektórych ludzi? No niestety taką parę znam. On w porządku człowiek, mądry, zaradny, mocno stojący na ziemi - Ona - głowa w chmurach i wieczna Królewna, ale to nie była w Jego oczach Jej wada - Oni uzupełniali się nawzajem (cokolwiek by to nie znaczyło) i skoro Im pasowało wszystkim innym też. Ja pisałam tu na forum (to dla informacji Delilah i Zabuliny) że własnie się rozwodzą. Znam Ich od lat - fajny związek, wydawało się, ze silne i mądre małżeństwo, urodziła się Im dwójka dzieci... Jedna z ostatnich par jaką skojarzyłabym ze slowem "rozwód" i co? Zdarzył sie jakis frajer z którym Ona znów mogła poczuć dreszczyk pierwszych randek, pocałunków, skrycie ofiarowanych bukiecików.... Dlaczego? Bo Ona już "odfajkowała" wszystko co chciała kiedykolwiek, o czym marzyła, może dlatego, że z braku kolejnych "zapchajdziur" ten wspomniany frajer miał się nią stać?... Zaczęła proces od poczatku z braku pomysłu na kolejne "wypełnienia"? zabraklo pomysłu na kolejne mocne zdarzenie w życiu, kolejny etap. To to zadziałała.... Jaki tego efekt? No do domu wróciła (bo frajer zostawił, skulił uszy, i do żony swej pogalopował), ale: 1. rozwód w toku, 2. zaufanie Męża nie do odzyskania i małżeństwo w ruinie, 3. dzieci rozpierdzielone emocjonalnie, bo odkąd wróciła do domu a zdaży się, że dłużej niż zwykle nie wraca to dostają histerii i płacząc wołają: "Tato, czy Mama nas znów zostawiła?". No przepraszam za ten wywód, ale Oni wczoraj mieli pierwszą sprawę rozwodową i mnie się ta życiowa zapchajdziura skojarzyła tak jakoś... Odbiegłam od tematu "trochę" - wiem... wybaczcie. Sponton zadziałał. Zabulina - zazdroszczę Teściów :) Lucy - cieszę się, ze K. ma ewentualność na przeczekanie (ta pracę u znajomego) - to ważne - i dla Was i dla Niego psychicznie również. Trzymam kciuku. To "miejsce" o którym napisałaś - miejsce "między Wami" (w sensie miedzy dwojgiem ludzi tworzących zwiazek) - bardzo mnie tym ujęłaś. Bo miejsce pomiędzy dwojgiem ludzi rzeczywiście może być wypełnione wieloma elemantami... Wiele daje to do myślenia. Delilah - fajnie, ze sie odezwałas - myślalam, ze może sie obraziłaś, ze za bardzo "dokuczyłyśmy" ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
..no, żeby aż zazdrościć, to nie ma co... wolałabym nic od nich nie dostać, a za to mieć odrobinę sympatii czy uwagi. Jeśli nie jesteś lekarzem, wg nich jesteś "podgatunkiem". Dużo by opowiadać i nie chcę Was zadręczać, ale pierwszy rok naszego małżeństwa był przez nich cholernie ciężki. Mieli konkretną wizję przyszłości dla nas (jako tło dla brata M, który jest po tatusiu i w 100% dzięki tatusiowi lekarzem, więc "nadludziem", a my powinniśmy się cieszyć, że łaskawie skorzystamy z ich blasku) i nie uznawali żadnych granic między sobą a nami, bo w tamtej rodzinie nie ma granic - jest "jeden ojciec" czyli teść, a reszta to jego "stado" i wszystko, ale to wszystko jest "wspólne" - w praktyce dobrą ilustracją tego jest fakt, że jest to jedyny znany mi dom, w którym drzwi do łazienek i toalet są..przeszklone na całej wysokości. Powaga. Tam nie ma miejsca na osobowość ani na żadną intymność, ma być jeden pracujący organizm z jednym zawiadującym, jak u termitów ;) oni ze sobą np. nie rozmawiają "tak po prostu". Nic poza pracą lekarską ich nie interesuje. Teściowie do dziś nie byliby w stanie powiedzieć, co dokładnie robi ich drugi syn, albo ja, jakie kierunki pokończyliśmy na studiach itp... A teściowa określiła kiedyś z pogardą psychologia "co to w ogóle za zawód" ;) W każdym razie, budowanie tych granic to był pot, krew i wrzaski. Ale się opłaciło. Uznano odrębność. W efekcie nie jesteśmy popularni, zburzywszy tak misterną konstrukcję, ale poczucie obowiązku teściów powoduje, że i M coś się z pańskiego stołu dostanie. Zresztą, gdybyśmy wtedy nie dołożyli się do budowy kliniki - ich nowego domu - za tamte pieniądze mielibyśmy wtedy działkę, ale to już inna sprawa. Więc nie zazdrość, naprawdę ;) tym bardziej, że gdyby teść miał szansę przehandlować moje zdrowie i życie za jakiegokolwiek wnuka, zrobiłby to bez mrugnięcia okiem. Myślę, że bardzo wielu ludzi ma gorsze stosunki z teściami, ale wielu też ma więcej miłych uczuć do swoich, z wzajemnością ;) przypuszczam, że jesteśmy pośrodku i i tak jestem bardzo wdzięczna losowi. Zgadzam się z Tobą, że wielu ludzi "odfajkowuje" swoje życie. Nie tylko dziecko - generalnie idzie "za schematem" nie zastanowiwszy się nawet przez chwilę. Żeby wyglądało, że jest "normalnie"... Postępowanie tej dziewczyny, o której piszesz, może mieć n motywów - ale pewnie masz rację, że gdyby wszystko, co w życiu do tej pory wypracowała, wypracowane było z pełnym przekonaniem i poczuciem szczęścia, nie miałaby czego szukać w jakimś cieciu... Bardzo mi żal tych dzieciaków :( Niby rozwód to już nie jest sprawa rzadka, ale ja nadal nie potrafię sobie wyobrazić funkcjonowania psychicznego parolatka w takiej sytuacji :( Zwłaszcza, gdy nie jest to pełne ulgi wyzwolenie się od np. pijącego czy agresywnego małżonka, ale taki "głupi powód"... Wiecie co, chyba zawalam Wam topik :P a jeśli post Gollumicy był off topem, to nie wiem, czym są moje wtręty ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aloha no nasze posty to czasem rekordy dlugosci bija, widac tyle mamy do powiedzenia ;-) hehe a zanim wroce do dyskusji to moze napisze jeszcze raz bo poprzednio moglo pojsc nie zauwazone: Zabulina, Delilah wg mnie nie rozwalacie topiku :) ja tam mysle ze swieza krew i inne spojrzenie zawsze sie przyda. jezeli macie ochote nadal popisac z nami to dla mnie jak najbardziej gicik. Zabulina, ja czytam Twoje posty na serio z duzym zainteresowaniem, i chodz pewnie w wielu punktach sie roznimy, to ja np. cenie sobie ton i sposob dyskusji jaki prowadzisz. to tyle, a teraz dyskusja :) Zabulina, bylam kiedys w zwiazku w ktorym wlasnie tak funkcjonowalismy: wydawalo sie ze jedno bez drugiego nie moze oddychac. jak to sie skonczylo: kazdy widzi ;-) pierwsze pare lat bylo to super, ale potem zaczelo robic sie wrecz chore. i czy ja wiem czy tu caly czas chodzilo o szalone uczucie? chyba nie ... na poczatku na pewno, ale potem to juz chrobliwe uzaleznienie, a raczej chec podtrzymania tej zaleznosci ze strony mojego eks, gdy ja chcialam choc torche sie wycofac. mysle ze cos sie wydarzylo tez o czym nie wiem ... no ale, to juz przeszlosc i nie chce tego odgrzebywac. zmierzam do tego, ze wiele lat rowniez myslalam, ze taki typ zwiazku najbardziej mi odpowiada. i pewnie tak byloby dalej, gdyby nie zostal wypatrzony sposob pojmowania pewnych podsatwowych spraw przez mojego bylego psychopate. a pwoiedz mi jak juz sobie tak piszemy: jak myslisz, u Was to wynika, ze charakterow, sposobow wychowania, potrzeb emocjonalnych , czy tez moze z tego powodu ze np. macie wspolne hobby, czy prace? czy tez moze wszystkiego po troche? co do tesciow: jak widac, zadna z nas nie ma sielnaki. wspolczuje bo ja nie trawie takiego napuszonego sposobu bycia. owszem, lekarz zawod nie prosty i szanowany. jednak wg mnie nic nie uprawnia ludzi do patrzenia na innych "z gory" za wyjatkiem glupoty. nie umiem i nie przebywam w snobistycznych srodowiskach, bo dla mnie to zadna chluba czy wazna sprawa ze mam cos lepiej niz inni. mam to mam, moj biznes. a juz najgorsze sa nowobogackie rodzinki krakowskie; gdzie dziadzio i babunia pole orali pod Myslenicami, ale juz tatus i mamusia na komunistycznych studiach sie wyksztalcili. i nagle robi sie "rodzina z tradycjami" i haj lajf. mialam kolega w LO, od 2 klasy przygotowywal sie na prawo na UJ. i on taki byl wlasnie: mega promujacy sie pozer, wszytko z gornej polki, ubrania, gadzety, wakacje. kiedys podchodzi do mnie na przerwie i miga mi reka i miga przed oczami, pytam co robi. i mowi ze tata mu z kanarow rolex przywiozl :D:D:D w latach 90 tych kanary to bylo cos :) tatus swiatowiec, niby ze w pracy byl, jakas konferencja czy cos cos tam pozartowalam z niego, i koniec tematu pare miesiecy potem zwiazal sie z moja dobra kumpelka. co sie okazalo: kolegi tata mial piekarnie w nowej hucie i dorobil sie troche pieniazka. synka tak chowal wiec zeby synek mogl dolaczyc do"elit" krakowskich. stad ten rolex, ubrania i prawo. a kolega tak sie ojca wstydzil ze baje wymyslal na temat profesji jaka ten niby uprawia. a to tylko jeden z przykladow a tym towarzystwie obracala sie ta moja znajoma cale lata a ze to laska normalna to co chwila opwiadala nam o roznych kwiatkach. np. kolega tego "od rolexa" pochodzący z jednej z "tych rodzin" spotykal sie z kolezanka tez od nas z LO. ona wtedy byla nie znana, teraz to jedna z aktoreczek serialowych i prowadzacych rozne programy w tv. matka tego "z tej rodziny", jak kolezanka - przyszla - aktorka , po jakiejs imprezie rodzinnej wyszla wczensiej na probe, powiedziala przy wszystkich gosciach do syna "Janie, sprawdz czy wszystkie srebra sa na swoim miejscu" i to wlasnie moim zdaniem obrazuje najlepiej jak to sie nasze elity watplwie maja i sprawuja. i jak najdalej od takiego towarzystwa. a cala ta historia po to zeby napisac, ze Ci Zabulina wspolczuje. co do moich tesciow,a konkretnie "mamusi" - po tej historii moj K mial z nia b. powazna rozmowe. i wyajsnil co i jak. i od razu zaznaczyl (znajac swoja juz mamusie dosc dobrze), ze problem lezy po obu stronach... bo ona od razu pewnie zaczelaby sypac znow DO MNIE radami co zrobic zebym byla plodna ;-) czy nasz zwiazek ma mocne postawy? nie wiem, chcialabym zeby tak bylo. ale czasem to mam wrazenie ze cale zycie jest jak domek z kart i co sobie czlowiek ustali, zaplanuje to moze sie posypac doslownie w jednej chwili. tak samo zwiazek. mysle wiec ze poki jestesmy razem to damy rade, tylko wazne zeby grac w jednej druzynie. i jak najbardziej zgadzam sie z Toba co do zwiazkow bo "milosc to nie pluszowy mis" :D a tak na serio, wiadomo, bez tej burzy hormonalnej na poczatku to nie byloby co wspominac (hehe) i nie byloby podstawy do budowania czegos bardziej dojrzalego i trwalego. ale tak, moze nie sa to codzienne wybory, ale na pewno czeste. wybory pomiedzy tym co sami chcemy a co dobre dla tej drugiej osoby, pomiedzy tym co nam wydaje sie sluszne a tym co zycie niesie, pomiedzy tym jak zostalismy wychowani i co sami myslimy a tym co mysli i jak zachowuje sie ta druga osoba. zabrzmi to patetycznie, ale wydaje mi sie ze to ciagly wybor tej drugiej osoby. bo ja czlowiek odpuszcza i juz mu sie nie chce wybierac, zastanawiac ... to moze nie przestaje kochac, ale przestaje mu zalezec. i wtedy to juz rownia pochyła Gollumica, kurcze bo nam sie zrobi kacik wzajemnej adoracji ;-) ale Ty znow masz racje. bo dokladnie tak jest w niektorych przypadkach jak piszesz. odfajkowac, odhaczyc. znam co najmniej 3 kobiety ktore wg mnie wlansie tak postepuja. jedna to nasza wspolna znajoma (ona z dodatkowym parciem na kultowosc) ; druga to przyjaciolka mojej przyjaciolki, i niestety kolejna to jedna z "moich dziewczyn". ktora dokaldnie jak Twoja znajoma, o maly wlos nie rozwalila rodziny dla jakiegos fircyka co jej gleboko w oczy popatrzyl i powiedzial ze jest piekna. mysle ze takim "ohaczaniu" nie ma nic zlego jezeli czlowiek ma rozum i umie sie nim posluzyc. jezeli wyznacza sobie cele i stara sie do nich dazyc. niestety slepe dazenie do czegos, bo inni tak maja, albo po prostu "bo tak" jest juz glupota, no nie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A po tej rozmowie teściowa jakoś się ustosunkowała..? Zrozumiała..? Było jej chociaż głupio? :P "zabrzmi to patetycznie, ale wydaje mi sie ze to ciagly wybor tej drugiej osoby. bo ja czlowiek odpuszcza i juz mu sie nie chce wybierac, zastanawiac ... to moze nie przestaje kochac, ale przestaje mu zalezec." Dokładnie. Tyle że ja nie uważam że to brzmi patetycznie - patetycznie dla mnie brzmi "miłość ich uskrzydlała i unosili się 2m nad ziemią" ;) Stwierdzenie, że miłość to orka (nieraz ciężka) jest moim zdaniem antypatetyczne ;) Myślę, że nasz związek nie jest taki, jak z Twoim "byłym psychopatą" ( :D ) Aż tak, żeby oddychać bez siebie się nie dało to nie mamy, no i nikt nie ma poczucia ograniczenia. Zawody mamy kompletnie różne, hobby też (poza pływaniem czy windsurfem, ale to też sporty indywidualne raczej ;) ), a gdy spotykamy się ze znajomymi, to częściej osobno, niż razem. Co prawda generalnie nie jesteśmy imprezowi. Obydwoje jesteśmy typem "wartowników" i zwierząt stricte terytorialnych :P najlepiej nam na naszym terenie i zanim się kogoś wpuści to się człowiek 5x zastanowi. Typ introwertyczny. I ostrożny. Nieciekawy chyba ;) Ja dodatkowo "żyję" swoją pracą. Jestem psychologiem - trenerem, prowadzę szkolenia dla grup biznesowych i dla nauczycieli, głównie w Wawie (w ogóle to jestem z Krakowa - Ty, Lucy, też?) ale jestem też fotografem i kocham tą pracę, spełniam się w niej :) Jeśli podacie mi swoje maile (można przez Białą, jeśli się zgodzi 🌼 Ona ma mój i mi prześle) to podeślę Wam linka cobyście wiedziały, o co chodzi ;) gdy pracuję, to często po 14h dziennie i nie mam czasu dla M. A czasami mam bardzo dużo czasu, i wtedy "kurzodomowię" - wymyślam potrawy i się nudzę :P Generalnie mam swoją firmę i jestem sobie szefem. M pracuje na dobrym stanowisku w dużej firmie i dodatkowo też ma swoją i pracuje po godzinach. Także nie spędzamy ze sobą 24h/dobę ;) Ale mamy mnóstwo swoich rytuałów, np. codziennie zasypiam na jego ramieniu - dzień w dzień, od lat - chyba, że mam szkolenia przez kilka dni i nocuję w Wawie ;) , codziennie rano zaczynamy dzień od pocałunku, mamy swoje określone potrawy na określone dni, a od wiosny do jesieni dostaję regularne, cotygodniowe dostawy kwiatów bez okazji ;) długo by tak wymieniać. To na pewno wynika z naszych charakterów. M jest aż zbyt "domatorski", muszę go czasem wykopać na piwo z kumplami :P M ma w sobie sporo cech "kobiecych", a ja "męskich" - jakoś się w pokręcony sposób uzupełniamy, choć ma to też swoje wady, np. nie mamy jednej "głowy rodziny". Niby fajnie, bo partnerstwo jest całkowite, ale jednak czasem jako baba chciałabym, żeby M o czymś zadecydował sam :P co prawda i tak poczynił wielkie postępy, bo w domu generalnie wychowywano ich na bezwolnych - brat M taki pozostał. Stąd np. M jeszcze musi popracować nad reakcjami w sytuacjach skrajnych, bo przez całe życie miał w tyle głowy, że takie sytuacje u nich w rodzinie rozwiązywał ojciec. Brat M dobija 40tki i nadal z każdą duperelą biega do teścia :D Myślę, że nie idealizuję M, ani siebie. Zaryzykuję, że znamy się jak łyse konie (poznaliśmy się bardzo młodo i to na pewno też ma znaczenie - razem się kształtowaliśmy w okresie, gdy człowiek jest na to podatny) a mimo to bardzo się kochamy ;) Smutne jest to, co napisałaś o tym "koledze od Rolexa" :( jak bardzo podświadomie (albo i świadomie) trzeba nienawidzić znosić siebie i rodziny, żeby tak pogrywać... Rozumiem, co chciałaś powiedzieć, pisząc o tym w kontekście moich teściów i masz rację, choć sytuacja u mnie jest inna - teściowie to nie żadna "'szlachta", owszem, są majętni, ale tak samo moja rodzina (co prawda od moich nie dostałam przysłowiowego talerza na "nową drogę życia" i nie chciałabym - wolę im nic nie zawdzięczać) więc tam nie było nigdy kompleksów na tym tle z żadnej strony, zresztą - moja szwagierka pochodzi z rodziny niemajętnej i niewykształconej, a teściowie ją uwielbiają niezależnie od jej przymiotów własnych - lub ich braku - , bo przecież dała im wnuki ;) Natomiast pochodząc z rodziny - "mafii" lekarskiej od pokoleń pogrążeni są w głębokim przekonaniu, że to jedyny godny zawód na świecie - ze względu na kasę niestety, nie na etos. Teść mój raz dał upust swojemu poczuciu wyższości nade mną po pijaku pytając mnie, "a jakimiż to samochodami jeżdżą psychologowie..?" :o tam wszystko obraca się wokół kasy. Kobity mają rodzić, faceci mają dużo zarabiać. A cel uświęca środki. Niestety kasa poza pracą lekarską to jedyny temat, przy którym teść się naprawdę ożywia. Stąd też nie mamy wspólnych tematów. A jak jest z Twoimi rodzicami, Lucy, i ich reakcją na Wasze starania..? Nie wiem, czy w ogóle masz Rodziców, nie chcę strzelić głupoty.. Gollumica - jak z mamą..? Dziś chyba masz ciężki dzień... mam nadzieję, że nie wywinie Ci jakiegoś numeru pod flagą Dnia Matki 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a wlasnie, dzien matki dzis Biala, jak mija Twoj pierwszy "wlasny" ? :D Gollumca, my juz za rok bedziemy swietowac :) Gollimica, wlasnie, jak u Was minal dzien matki po wydarzeniach zeszlotygodniowych? Zabulina, no prosze jaki ten swiat maly, tak ja Krk :) ze tak zapytam Twoj M rowniez? bo to co piszesz to by mi do elit profesorskich z Kopernika pasowalo ... ale moze tak jest po prostu wszedzie? wspolczuje Ci serdecznie takiej rodziny. dobrze ze Twoj maz jakos odstaje od nich - bo z tego co piszesz to przynajmniej w cechach kardynalnych tak jest. w rodzinie moje jest natomiast calkowicie na odwrot: kasa w ogole sie nie liczy, i cale zycie tesciowa mialam tylko jedna zasade - " bedzie dobrze". i z jednej strony to ok bo takie pozytywne podejscie do swiata wpoila czesci swoich dzieci, m.in. mojemu K. z moim wiecznym czarnowidztwem uzupelniamy sie pieknie. ale z drugiej strony myslenie "czego nie zrobie bedzie ok" rozleniwia czlowieka. przestaje sie rozwijac, przestaje wyznaczac sobie cele, bo przeciez bedzie ok. jednak bez bicia przynaje ze jakbym miala wybrac,. to jednak wole etos panujacy w domu mojego, niz tylko "kasa, kasa". pytanie jeszcze odnosnie tego co piszesz o zonie brata. bo ze jest akceptowana to jedno, ale czy jest szanowana? czy tylko jest jakims tak kolejnym elementem pasujacym do ich ukladanki? Zabulina, ja w zyciu bym nie porownywala swojego chorego eksa z Waszym zwiazkiem. no co Ty ... z nikim bym nie porownywala zreszta :P mysle ze Wasze rytualy sa super, chlop co sam z siebie kwiaty przynosi ... ehhhh. ja nie z tych co to mysle ze nie kocha jak wiechec róz na stole nie stoi, ale mimo wszystko to mile gesty i babsko doceniane :) co do rytualow, to jednak chyba kazda para jakies tam swoje ma. my zawsze zasypiamy w jednej pozycji "na lyzeczke" z wielgasna lapa K przerzucona przeze mnie, zawsze mamy rytualy pobudkowe (wole nie wnikac na forum hehe), zawsze calujemy sie jak dojezdzamy gdzies samochodem (taki odpowiednik "przeżegnania sie"), zawsze calus na dzien dobry i na do widzenia (no chyba ze byla jakas wielka awantura). itd. jednak pod względem temperamentu jestesmy jak ogien i woda, gdzie ogien to ja. calkiem dwa swiaty. i stad pewnie nam sie jest ciezko zrozumiec. dla K wszystko jest proste i oczywiste, jest ufny co do ludzi (bardzo), nigdy nie doszukuje sie 2 dna. jest flegamtykiem i domatorem, ktory lubi jesc i spac. jest towarzyski ale kompletnie nie dopuszcza nikogo blizej, nie zalezy mu. wychowanie w rodzinie wielodzietnej. oni sa ze soba tak mocno zwiazani ze chyba nie potrzebuja reszty swiata. niestety :( ja: esktrawertyczka skrajna, choleryk do tego. co w glowie to od razu na twarzy. pesymistka snujaca (czesto dla rozrwyki) tysiac teorii spiskowych. dla mnie liczy sie dzialanie, jak dzialam to zyje. dla K liczy sie myslenie i analizowanie. on robi jedna rzecz porzadnie, ja 3 na raz ale ... czasem po lebkach (wstyd sie przynac). on jest metodyczny a ja smigam jak strus pedziwiatr. na poczatku mnie to przerazalo, przeciez znalam go i wiedzialam w co sie pakuje. no . moze nie wiedzialam, ale moglam miec podejrzenia ;-) z czasem doszlam do wniosku ze to nie chodzi o to na ile zgodne czy nie zgodne mamy charaktery ale o to na ile mamy wspolne poglady - przynajmniej w sprawch kluczowych: rodzina, zwiazek, dzieci, pieniadze. i ze te poglady sa przemyslane i trwale. co do rodzicow moich: wiedza, rozumieja. wyjasnilismy im na poczatku problemow ogolnie, ale z czasem okazalo sie ze .. moi rodzice mieli dokladnie ten sam problem. przez wiele lat :) wiec ostatnimi czasy prowadze z mama dlugie dysputy wlasnie na temat naszego leczenia. tata stoi obok i jest wspanialy :) a tesciowa: wlasnie o to mialam najwiekszy zal, ze nie przeprosila, ze nie powiedziala mnie nic. wiesz ja kiedys juz jej powiedzialam, ze my chcemy miec dziecko tylko ze niestety nie jest to takie proste to ona dalej sola po oczach (oczywiscie moich) sypala. no ale moze sie nie domyslila, ona mnie caly czas powtarzala ze MUSZE SIE NIE DENERWOWAC tak bardzo, i wtedy mi sie uda zajsc w ciaze (grrr). z K. rozmawia podobno, ostatnio tez sie przyznala ze ona te swoje dzieci to zaczela rodzic pozno (4 lata po slubie) i nie dlatego ze nie chciala. ale w stosunku do mnie ... nul, cisza. ale se kombinuje, ze lepsze to niz jakby miala mi jakimis dobrymi radami o szpinaku wyjezdzac ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, cudownie się czyta takie długie, mądre posty :) Ja króciutko, jak zwykle, nie potrafię tak ładnie pisać... Może dzięki temu doceniam innych w tym względzie ;) i mam trochę opory opowiadania o sobie na forum publicznym. Co do pytania bodajże Lucy, jak już zauważyłyście, jestem od Was młodsza, konkretnie to mam 24 lata (mój M 25), jesteśmy nieco ponad 4 mies. po ślubie. Z tego względu ze strony rodziny żadnych pytań nie ma, zresztą gdyby takowe padło, chyba bym zemdlała że ktoś może myśleć że w tym wieku zdecydowałabym się na dziecko. Chociaż ilekroć jesteśmy u rodziców M, zawsze pojawiają się jakieś aluzje. Doprowadza mnie to do białej gorączki (niestety nie potrafię wpuścić jednym uchem a wypuścić drugim), bo jasno wyraziliśmy się na ten temat, a brak szacunku dla cudzych poglądów oraz wyborów kładzie mnie na łopatki. Dosłownie. Nienawidzę rozmów z takimi ludźmi. Bardziej pytają znajomi (ale raczej w dłuższej perspektywie) - tu też nie czuję się na siłach do wyłuszczania swoich poglądów, bo spotyka się to z niemalże osłupieniem drugiej strony. Zresztą całe życie czułam się nierozumiana - może powinnam się przyzwyczaić (w końcu)? :o W ogóle co to za pomysł żeby w tym wieku mieć dziecko? Jak czytam tu na forum że 19-latki się starają, a 24-latki mają po dwójce to mi szczęka opada. Nie pojmuję tego... Ja nigdy nie byłam typową dziewczynką, delikatną, słodką, spokojną (wbrew mojej powierzchowności ;) ). Od najmłodszego zamiast bawić się w dom w przedszkolu goniłam z chłopakami, moimi zabawkami były TYLKO samochody, a od 4 roku życia siedziałam w książkach. Nie wpojono mi roli, do jakiej jestem (rzekomo) predestynowana. Nie dałam się ;) Co do tych właśnie ról, o jakich piszecie - nigdy nie marzyłam o pierścionku zaręczynowym, białej sukni i hucznym ślubie, dzieciach. Z wielu względów. Zresztą dziwi mnie, że ktoś w ogóle widzi mnie w roli matki, z moim trudnym, mocnym charakterem... Cóż, pożyjemy, zobaczymy. Zabulina, zawsze myślałam, że lekarze to mądrzy ludzie :O to co piszesz nie mieści mi się w głowie... Rozumiem że Twój mąż też odżegnał się od medycyny? Swoją drogą, jesteście niezwykle przedsiębiorczy, szalenie mi to imponuje, podziwiam i zazdroszczę umiejętności odnalezienia się w świecie. Na maila oczywiście czekam :) Kurcze, tyle piszecie, a ja nie mam czasu czytać, ani tym bardziej odpisywać, po powrocie z pracy jestem zmęczona psychicznie, odpocznę godzinkę, a potem usiłuję zawsze dokończyć pracę mgr :o Z tego co pisze Lucy, widzę, że powinnam się do tych "elit" zaliczać :D Najciekawsze jest to, że odżegnuję się od nich. Właśnie ze względu na cechy ludzi do nich należących, o których piszecie. Robiłam to od początku. "co do rytualow, to jednak chyba kazda para jakies tam swoje ma. my zawsze zasypiamy w jednej pozycji "na lyzeczke" z wielgasna lapa K przerzucona przeze mnie" Skądś to znam :) My jesteśmy ze sobą bardzo mocno związani. Może dlatego, że stanowimy dla siebie swoiste oazy spokoju, zrozumienia, szacunku. Rozumiemy się bez słów, mamy identyczne spojrzenie na świat i ludzi. Pod względem zawodów i wykształcenia całkowite przeciwieństwo. Ale to pomaga w życiu codziennym :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nooo, króciutko ;) A co do teściów to jest kilka wyjść: 1. urodzić sobie dziecko (tak właśnie, dziecko, bo wnuczek ich dzieckiem nie będzie) 2. adoptować 3. otworzyć ochronkę/przedszkole/zostać nianią. Do wyboru do koloru. Bez jaj, naprawdę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"z czasem doszlam do wniosku ze to nie chodzi o to na ile zgodne czy nie zgodne mamy charaktery ale o to na ile mamy wspolne poglady - przynajmniej w sprawch kluczowych: rodzina, zwiazek, dzieci, pieniadze. i ze te poglady sa przemyslane i trwale." Też tak uważam, choć jeśli różnice leżą nie tyle w charakterze, a w temperamencie (np. introwertyk z ekstrawertykiem) to wtedy jest dużo trudniej, bo temperament w odróżnieniu od "charakteru" jest wrodzony i stały i wiąże się z reaktywnością OUN... Chyba u moich teściów jest taki "dobór" i bez szkody psychicznej dla jednej ze stron się nie obyło. Czyli, mówisz, Twoi Rodzice i mama Męża też mieli problemy z płodnością..? A czy lekarze poszli tym tropem - w kierunku diagnozy jakiegoś ewentualnego schorzenia dziedzicznego lub dziedzicznych predyspozycji do jakichś niedoborów/nadmiarów hormonalnych..? Teściowa nie wykazała się klasa nie przepraszając. No, ale kto to mówi - moja mi powiedziała, że "ty jesteś taka tania, nie taka droga jak nasza X" (moja szwagierka). "X" dostała z okazji zaręczyn 3 pierścionki z bryalantami, wszystkie z kasy teściów, a mi M - student kupił śliczny, mały z cyrkoniaim, ale z funduszy własnych ;) Więc z tego tytułu zostałam oceniona jako "tania" :P odpowiedziałam wtedy wykazując się rzadkim u mnie refleksem, że "MNIE po prostu nie można kupić".. ;) W kwestii szwagierki - nie szanują jej, obiektywnie nie mają specjalnych powodów. Nawet z ich ust słyszałam, że cudza kasa uderzyła jej do głowy. Ale u nich szacunek i sympatia i "łaska" chodzą zupełnie różnymi drogami. Np. mnie szanują, bo muszą, ale to nie jest pozytyw w ich oczach. Na pewno ją dużo bardziej lubią, bo żyje tak, jak oni chcą. Jej to pasuje, ma rzeczy, na które sama by w życiu nie zarobiła (nie przepada zresztą za pracowaniem..) , każda strona ma profity, wszyscy są zadowoleni. Martwię się trochę tylko o ich dzieci, bo mają kompletnie pomieszane role rodzinne i do końca nie wiedzą, gdzie jest ich dom. Ale za to mają wszystkie najdroższe możliwe zabawki ;) "wychowanie w rodzinie wielodzietnej. oni sa ze soba tak mocno zwiazani ze chyba nie potrzebuja reszty swiata. niestety" Wiesz, samo wychowanie z rodzinie wielodzietnej nie powoduje z automatu takiego związania (vide - ja :P ). Ale jeśli rodzina była w miarę szczęśliwa, a Twój Mąż jest w dodatku introwertyczny, to może faktycznie bodźce, jakie mu familia zapewnia, są dla niego wystarczające - łamane - przez - nadmiarowe..? A dużo ma tego kontaktu na co dzień..? Moi teściostwo do krakowskich elit nie należą - dzięki Bogu ich rewir leży dobre 80km od Krakowa :classic_cool: My tu 'zupełnie sami' jesteśmy :) I profesorami nie są :P Delilah, krótkim postem bym tego nie nazwała :P To mamy coś wspólnego - ja też nigdy nie byłam słodkim dziewczęciem, dzieciństwo upłynęło mi na łażeniu po drzewach, zarządzaniu "gangami" a chłopaków tłukłam :P jeden mi nawet wybił ząb, na szczęście mleczaka ;) I, podobnie jak Ty, siedziałam z nosem w książkach. Widać nie zostałyśmy odpowiednio zsocjalizowane :P :D Rozumiem, że Cię te pytania frustrują, ale pociesz się, że po 5-6 latach pytają mniej ;) a w końcu uznają, że pewnie nie możesz i będziesz mieć względny spokój 🌼 Pewnie trudno Ci to po prostu przeczekać, ale po swoim przypadku (a jestem krnąbrna, nieustępliwa i rzadko powstrzymuję się przed obroną swojego zdania) widzę, że cierpliwość jest w tym przypadku cnotą, która trochę przyrasta z czasem. Będąc w wieku, w którym jesteś, masz z góry przegraną pozycję, bo każdy po cichu myśli czy nie "dojrzejesz" do tej decyzji i co jakiś czas zapewne uważa za sposobne zbadać, czy to się aby już nie stało :P Biała, czy egzamin na prawko masz już jutro??? Trzymam kciuki na wszelki wypadek!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, M odciął się od medycyny. Dostał się ze świetną lokatą, żeby pokazać wszystkim, że potrafi, ale nie podjął w zasadzie studiów - jednocześnie dostał się na inny kierunek i tam pozostał, a po 2 latach zaczął jednocześnie robić (dziennie) drugi. Nie widział siebie w tym świecie, który widziany od podszewki naprawdę przeraża :o dużo bym mogła na ten temat napisać, ale na forum publicznym tego robić nie będę. Ja tam nie mam szczególnych oporów przed pisaniem "o sobie" w ramach granic rozsądnych, tzn takich faktów które wie o mnie przeciętna nie-bliska koleżanka - przecież to jest forum tego typu, że nigdy nie wiadomo, ile prawdy jest w każdym poście.. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"jestem krnąbrna, nieustępliwa i rzadko powstrzymuję się przed obroną swojego zdania" No właśnie :D I nie jest dla mnie pocieszeniem to, że pytania się skończą bo nie możemy, a wszyscy będą na nas patrzeć ze współczuciem :o Argument pt. "jesteś młoda nie wiesz co mówisz" uwielbiam - może go też użyć 80-latka do 50-latki. Tylko że ja naprawdę mocno obstaję przy swoim zdaniu... Ciekawi mnie to, o czym nie chcesz tu pisać... Ja żyję w jakimś wyidealizowanym mniemaniu, że prawnicy i lekarze to ludzie naprawdę z wyżyn intelektualnych. Co do tych pierwszych już się zdążyłam trochę rozczarować, świata drugich nie znam. Może bierze się to stąd, że dla mnie są to zawody zaufania publicznego, ergo powinni je wykonywać ludzie szalenie mądrzy --> więc ze względu na odpowiedzialność łączącą się z nimi tak jest;] Tak sobie przynajmniej wydedukowałam :P Natomiast niesamowite jest dla mnie to, ile determinacji musiał mieć Twój mąż że zrezygnował! Wielu przecież dałoby się pociąć za to... Ostatnio zastanawiam się, czy sama dobrze zrobiłam nie próbując "tam"... Większą satysfakcję sprawia mi przeprowadzenie starszej czy niepełnosprawnej osoby przez ulicę, niż pomaganie milionerom w uzyskiwaniu większych dochodów... Z drugiej strony leczenie wiąże się z zadawaniem i oglądaniem bólu i cierpienia - a na to jestem zbyt wrażliwa :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"I nie jest dla mnie pocieszeniem to, że pytania się skończą bo nie możemy, a wszyscy będą na nas patrzeć ze współczuciem " Teraz nie jest, ale za 5 lat będzie :D a poważnie - może sobie inaczej poradzisz, ale u mnie asertywne odpowiedzi na cały głos "to tylko i wyłącznie nasza sprawa" nie przynosiły efektu. Tak, jak pisałam - rodzina M to takie termity, a ja - wredna samica nie chcę się przyłączyć do tych, co znoszą jajka :P A wiesz, że moi teściowie o wnukach mówią "dzieci" łaśnie..? Tp jest taki psychologiczny myk który bardzo konsekwentnie staram się zwalczać i za każdym razie, gdy słyszę, że "jedziemy z dziećmi.." poprawiam ich, mówiąc "z wnukami". Nie naprostuję ich w ten sposób bo widzę ich ze 4-5 razy w roku, ale trochę popsuję poprzecierane szlaki neurolingwistyczne :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Coś mi się post przedwcześnie wysłał :o "Ja żyję w jakimś wyidealizowanym mniemaniu, że prawnicy i lekarze to ludzie naprawdę z wyżyn intelektualnych. " Rzeczywiście wyidealizowanych ;) ale mi akurat bardziej o moralność niż o intelekt chodzi. Z zawodami zaufania publicznego nie jest tak znowu kolorowo. Psycholog też nim jest - a raczej będzie wg ustawy którą mam wątpliwą przyjemność współtworzyć - a ja np. kryteriów "szalonej mądrości" nie spełniam :P W zawodach tego typu chodzi raczej o zaostrzone rygory odpowiedzialności zawodowej i dość duże sankcje za nadużycia. Teoretycznie. Czy dobrze zrobiłaś..? To zależy, czy będziesz szczęśliwa w innym zawodzie. Mój M (z którego też jestem szalenie dumna - nota bene zerwał z medycyną zanim mnie poznał, więc to nie był mój wpływ - a pewnie i to teściowie radzi by byli na mnie zrzucić :P ) strasznie haruje i ma efekty, ale niedawno mi powiedział ze smutkiem że to nie fair, że cała rodzina porównuje jego osiągnięcia z "osiągnięciami" brata, który nawet studiów by bez taty nie skończył. Może i za Tobą pewnie będzie się wlec widmo innego życia, którego nie wybrałaś. Musisz być bardzo świadoma tego, na co się decydujesz i z czego rezygnujesz - i nigdy nie zapominać o powodach, jakie Tobą kierowały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hehe, nietrudno było zgadnąć z tymi "dziećmi" zamiast "wnukami" ;) Miałam na studiach jeden psychologiczny przedmiot, który chyba najbardziej utkwił mi w pamięci ze wszystkich. Stanowił wspaniałą podbudowę do dalszego zauważania powodów ludzkich zachowań. "W zawodach tego typu chodzi raczej o zaostrzone rygory odpowiedzialności zawodowej i dość duże sankcje za nadużycia. Teoretycznie." Dokładnie. Teoretycznie. "nigdy nie zapominać o powodach, jakie Tobą kierowały." Raczej niezbyt wzniosłe. Ale ja się baaardzo mocno angażuję i wciągam w wykonywaną pracę. Perfekcjonistka, ech. Zresztą w życiu nie da się spróbować wszystkiego i zawsze pozostaje niepewność: czy aby na pewno?... Miłego wieczoru, ja zmykam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Babeczki... Jejku ja słuchajcie dopiero zajrzałam, bo kurde i to i tamto dzisiaj i słoiki jeszcze robiłam (na drogę dla Męża zawsze Mu robie domowe jadło) ale mam już kilka ładnych słoików fasolki po bretońsku a że w sobotę robiłam kapuśniak to z głodu przez jakiś czas nie umrze ;) a potem robiłam zaproszenia na urodzinki dla córki koleżanki (wiecie, taki zwykły projekt w pliku tekstowym) bo kolezanka nie umie, a nie mogłam dziecku odmówić i trochę czasu mi to zajęło) A teraz usiadłam, pomalowałam paznokcie (no jutro do ośrodka przecież idę, to nie mogę z paznokciami jak „bufetowa przecież.. no i czytam Was a było co :) Pewnie do połowy się nie „odniosę bo jak czytam to wiele przychodzi mi do głowy, ale potem czytam następne i skleroza dopada (młodzieńcza oczywiście ;) bo nie starcza przecież ) Po pierwsze Zabulina- daj Ty spokój ani nam tu topicu nie „zawalasz ani tez nie „rozwalasz, więc pisz, dywaguj, wyrażaj zdanie, opiniuj, oburzaj się, ciesz, emocjonuj lub nie ale spoko pisz. Jak sama widzisz fajna nam się tu ekipa zebrała i ciekawie nam się dyskutuje. Ja przynajmniej czytam z dużym zainteresowaniem. Lucy też przeciez pisała, że nic nie ma przeciwko i dyskutuje zresztą jak szalona ;), ja tez robie co mogę ;), Białą to już w ogóle znacie, więc nie wydaje mi się, żeby ktos tu miał jakies „ale. Jak mówi (pisze) Lucy przyda się trochę świeżej krwi. Kochane dzięki za pamięć o mnie w TYM dniu. No wiecie, powiem szczerze, że pierwszą moją myślą rano było to, że za rok będzie to również moje Świeto :) Mój Srulek co prawda jeszcze laurki mi nie nasmaruje, ale sam będzie dla mnie doskonałą laurka i starczy mi za wszystkie prezenty świata :) Ale tak myślałam, ze za rok to my tu sobie pewnie będziemy z Lucy wymieniały wrażenia i emocje z pierwszego takiego dla nas dnia. :) A druga myśl... no faktycznie moja Mama. Nie mówiłam Wam (zapomniałam w tym wszystkim), że przełamałam się i zadzwoniłam na chwile w sobote. Bo pomyślałam, że musze dać Jej do zrozumienia, że ja jestem ponad to, że przeszłam nad wszystkim do codzienności i dalej robię swoje. Skoro przeprosiła (no pomine już to JAK to zrobiła) to tez zachowam klasę. Rozmawiałyśmy krótko i na zasadzie „co słychać. Potem dzwoniła do mnie w tygodniu bo miala problem, do tego okraszony łzami (a z takowymi do mnie się dzwoni) i musiałam cos tam w tym jej łzawym temacie zadziałać, więc potem oddzwoniłam, żeby powiedziec co udało mi się załatwić i... jakoś poszło. Ale wszystko oczywiście to takie bla bla bla. Ale w sumie cieszę się, że zadzwoniłam w sobotę, bo i dumna z siebie byłam i dzis było mi łatwiej zadzwonić z życzeniami. Tematu naszego dziecka nie ma słuchajcie w ogóle. Nie pyta, nie porusza go w ogóle, nie interesuje się, nie zahacza.... Nie wie więc ani jak chcemy sobie poradzić, ani jak to całe staranie wygląda, ani czy chłopczyk czy dziewczynka. No niestety. I ja tez nie zacznę nie chcę Jej zmuszać do rozmowy na temat dziecka bo i po co. Jak sama nie zechce bez sensu. Ale mój Ojciec w sumie też nie, więc tak sobie wisimy z tematem w próżni. I powiem Wam, że więcej na ten nasz dzieciowy temat wie Lucy (właściwie wszystko) niż moi właśni Rodzice - ale nie, to nie. Może dojrzewają nie wiem. Tylko boje się, ze za chwile Oni będą zainteresowani, a mnie to już przestanie interesować. A tak w ogóle to Biała nasza topikowa MAMUSIU faktycznie Ty dziś swoje pierwsze takowe święto masz! Ale Ci fajnie... Zabulina Teściów już nie zazdroszczę... Moja praca wymaga kontaktu z lekarzami i nie mówię, ze wszyscy tacy są, ale moim zdaniem większośc niestety i faktycznie znam typ jaki reprezentuja Twoi Teściowie. Oglądałyście Madagaskar 2? (no ja akurat bajki uwielbiam). Kojarzy mi się z takimi ludźmi jak Twoi Teściowie tekst Juliana króla Lemurów, wypowiedziany w samolocie: „...daruj ale czy mógłbyś stąd wyjść? bo to jest biznes klasa, naprawdę to nic osobistego, po prostu jesteśmy od ciebie lepsi... Chociaz u Twoich Teściów jest chyba jeszcze gorzej ze spojrzeniem na „resztę społeczeństwa bo coś czuję, ze to nie są ludzie którzy w takich sytuacjach plebs by przepraszali. No są tacy ludzie, którzy są lepsi.. w Ich mniemaniu. Bo generalnie w takim przypadku to Oni sami uważają siebie za lepszych i są jednocześnie przekonani, że wszyscy na Nich patrzą tak, jak Oni chcieliby, aby patrzyli. Wiesz Zabulino zdziwiłam się, że Ich druga synowa została tak przyjeta do rodziny bez wyrwania sobie połowy wlosów z głowy z rozpaczy, skoro to klasa niższa. Ale jeśli Im wnuki wystarczyły za myto, no to taka mentalnośc widać. Ale, że Teściowie zaakceptowali nie „szlachecką krew w rodzinie?... No to i tak „fiu! fiu! Jednak taka tez prawda, ze łaska pańska na pstrym koniu jeździ, więc jak kiedyś tej dziewczynie przyjdzie do głowy odezwać się „swoim głosem, to może Jej się pogorszyć w stosunkach z „mamusią i „tatusiem. Chyba że to taki człowiek dla którego pieniadze i wygoda wyżej stoja niż własna osobowość. A cos mi to tak wyglada. No ja się akurat swojej Teściowej „nie podłożyłam i nie uznałam Jej władzy absolutnej więc dziś mam przesrane i należę do towarzystwa synowych niechcianych (czy właściwie tych nie do zaakceptowania) . Moja Teściowa krwi napsuła mi wiele i wiele łez kosztowała, ale i tak dumna z siebie jestem, ze Jej nie uległam, ze się nie poddałam, że robimy dzis swoje i mamy Jej zdanie w pewnych tematach gdzieś. I jeszcze jedno, apropos, tego co Lucy napisała „lekarz zawód nie prosty i szanowany ja się zgadzam. Tyle, że zawód tak, ale człowieka z tym zawodem często nie. Może dlatego, ze trudno Im szanować maluczkich (poza wizytami prywatnymi), może dlatego, że maja się za lepszych a zawód który wykonują często wprowadza ich w przekonanie, ze w oczach innych są panami życia? A może dlatego, że ludzie którzy obserwuja Ich „rozwój zawodowy widza jak przestaja być „ludźmi? Ja miałam kilkakrotnie taka sytuację, kiedy miałam kolejkę pod drzwiami (w pracy oczywiście) i w niej stali między innymi lekarze. Dziewczyny takiego świętego oburzenia nie widziałyście chyba nigdy. Lekarz w kolejce! to im się w głowach nie miesciło! Nie pamiętali, że pod ich drzwiami tez ludzie siedza godzinami czasem. Pamiętali tylko o tym, że są lekarzami i ktoś im śmie tu kazać sterczeć, a Oni się śpieszą przecież (jakby każdy miał właśnie wykonać operację ratującą życie). I z tej szemrzącej kolejki słuchajcie, przyjęłam jako kolejną interesantke - pewną dziewczynę, która przyjechała z drugiego końca Polski (jechała pół nocy). Przyjęłam wg kolejności. I ta dziewczyna załatwiając formalności tak mi opowiada jak jechała w nocy, że zmęczona itp. (stąd wiem) I nagle otwieraja się drzwi, wpada jakaś baba i krzyczy, że jest LEKARZEM! i mam NATYCHMIAST ją przyjąć bo Ona czeka już pół godziny, a się spieszy, bo Ona musi do pracy bo pacjenci czekają, a my tu zamiast w pierwszej kolejnośći (!!!!) lekarzy to przyjmujemy jak leci. A ja spokojnie (ale krew mi się zagotowała) powiedziałam Jej: „Proszę Pani (celowo nie używając formy „Pani doktor) ja nie widzę powodu dla którego ta Pani miała by czekac dłużej niż Pani. Bo że Pani jest lekarzem to nie jest powód - w życiu każdy coś robi... i każdy zawód jest ważny - jeden jest lekarzem a drugi benzyniarzem i niestety jak benzyniarz nie naleje to i lekarz nie pojedzie. A teraz proszę wyjśc i albo poczekać, albo iść do pracy i wrócić jak będzie Pani miała czas. No kurde.... poszła do dyrektora (na to miała czas i swój i rzekomych pacjentów) zrobiła awanturę, ale szefa wtedy miałyśmy fajnego (nota bene LEKARZA!) i pogonił ja w cholerę. No tak jakos mi przyszła do głowy ta historyjka. Dziewczyny późno niestety, więc w skrócie (dobre sobie...) kilka tematów które mi nie „umknęły :) : Rytuały: MY TEZ ZASYPIAMY NA ŁYŻECZKĘ!!!! Klub chyba trzeba będzie założyć :P I faktycznie zawsze gdy A. mnie podwozi, zawozi gdzieś to jest buziak na pożegnanie, jak wsiadam, na powitanie (no nawet jak jest jakaś obraza), przyjezdża do pracy po mnie wchodzi do pokoju i jest buziak, często drugi dostaje w główkę (i tu moja koleżanka zza biurka się rozpływa) :) , zawsze chodzimy za rękę, przed obiadem zawsze życzymy sobie smacznego, dajemy buziaka i jedno nie zaczyna jedzenia, jeśli drugie nie usiadzie do stołu, jak Mąż wyjeżdża w trasę, zawsze rozstajemy się w zgodzie i zawsze zanim wyjdzie za próg mówię Mu: „jedź z Bogiem. A! i wiecie co? Nigdy nie pamiętam żeby położyć na podłodze ręcznik jak wchodzę pod prysznic i jak już wychodze to ten ręcznik zawsze tam leży, bo mój A. go tam kładzie jak niewidzialna ręka.... bo On mówi, że nie znosi jak ja mokrą stopą staję na chłodne kafelki... :) Aluzje (co do ciąży): słuchajcie ja bardzo lubie nosić tuniki, ale wierzcie mi, że od jakiegos czasu nie kupuję nowych, jeśli są luźne? To już odruch, bo zdarzyło się tak kilka razy, ze jak mialam nową to z ust osób które mogę określić jako „ludzie których tylko znam usłyszałam zapytanie wprost o ciąże, lub tez robiły mało subtelne aluzje?.. I doskonale wiem, ze nie było to owocem troski, czy chęci bycia miłym to prosta, bezczelna ciekawość. Czy takie pytania kiedyś się kończą? Jeśli na końcu tej „ścieżki nie pojawi się dziecko śmiem twierdzić, że nie, póki kobieta nie wejdzie w „pewien wiek. Nota bene moja koleżanka dziecko ma i teraz jak córka ma lat pięć to Ona jak ja tez słucha niechcianych tekstów kiedy drugie?... Teściowa Lucy: jak już Lucy kiedys to pisałam, że Jej Teściowa w kwestii porad co do poczęcia kojarzy mi się z niejaką Nelly Rokitą po prostu. W XXI wieku, takie teksty... A że nie przeprosila to już w ogóle bez komentarza.... Ale że przysłowia mądrością narodu to nasuwa mi się powiedzienie, którego uzywał mój ś.p. Dziadek „Czego można żądać od wołu?... sztuki mięsa. Więc Lucy odpuść, nie myśl o tym - bo Ona tak ma i nie ma co od Niej wymagać. I niech Jej będzie. Zazdrościć Ci tylko trzeba reakcji i wsparcia Mamy bo jest naprawdę czego. Uważam, ze zachowała się wspaniale i super jest to, jak Cię wspiera. Bo u mnie jak widać Mama odstawiła występ, a o Teściowej szkoda gadać, tyle, ze w tym wypadku to rzeczywiście będziemy mieli gdzieś co Ona powie. Opowieśc o koledze z Rollexem: zobaczcie jak można się chwalić i być dumnym z pieniędzy, które zarabiaja Rodzice, a wstydzić się jednocześnie Ich samych i formy w jakiej te pieniądze zarabiają no bez komentarza, bo aż nic się mówic nie chce.... A najsmutniejsze jest to, że Ci Rodzice sami sobie tego niewdzięcznego Pinokia tak „wystrugali, bo to Oni tak wypychali Go w lepsze sfery, oni go „formowali, to co On po takim praniu mózgu mógł mieć w głowie?... Dziewczyny lecę spać, bo jutro zajęcia w ośrodku do 19-tej pewnie (od razu z pracy lecę), a potem mamy gdzies iśc jeszcze z grupa :) Buziaki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teściowa Lucy: jak już Lucy kiedys to pisałam, że Jej Teściowa w kwestii porad co do poczęcia kojarzy mi się z niejaką Nelly Rokitą po prostu. W XXI wieku, takie teksty... A że nie przeprosila to już w ogóle bez komentarza.... Ale że przysłowia mądrością narodu to nasuwa mi się powiedzienie, którego uzywał mój ś.p. Dziadek „Czego można żądać od wołu?... sztuki mięsa. Więc Lucy odpuść, nie myśl o tym - bo Ona tak ma i nie ma co od Niej wymagać. I niech Jej będzie. Zazdrościć Ci tylko trzeba reakcji i wsparcia Mamy bo jest naprawdę czego. Uważam, ze zachowała się wspaniale i super jest to, jak Cię wspiera. Bo u mnie jak widać Mama odstawiła występ, a o Teściowej szkoda gadać, tyle, ze w tym wypadku to rzeczywiście będziemy mieli gdzieś co Ona powie. Opowieśc o koledze z Rollexem: zobaczcie jak można się chwalić i być dumnym z pieniędzy, które zarabiaja Rodzice, a wstydzić się jednocześnie Ich samych i formy w jakiej te pieniądze zarabiają no bez komentarza, bo aż nic się mówic nie chce.... A najsmutniejsze jest to, że Ci Rodzice sami sobie tego niewdzięcznego Pinokia tak „wystrugali, bo to Oni tak wypychali Go w lepsze sfery, oni go „formowali, to co On po takim praniu mózgu mógł mieć w głowie?... Dziewczyny lecę spać, bo jutro zajęcia w ośrodku do 19-tej pewnie (od razu z pracy lecę), a potem mamy gdzies iśc jeszcze z grupa :) Buziaki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no... tak se "krótko" napisałam, ze az w jednym "mailu" mi tego system nie przepuścil... pieknie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zeście sie rozpisaly przepraszam ale nie mam dzis czasu na pelne "stosunki" ale nadrobie podczas urlopu chcialam tylko sie wyzalic ze znow sie wczoraj scielismy z K o ten jego wymyslony biznes. dla niewtajemniczonych chodzi o to ze moj K stracil prace i dosc mocno to przezyl (co zrozumiale) jednak nie chce pracowac juz wiecej tylko chce isc w swoj bizens problem taki ze nie wie jeszcze jaki, kiedy, gdzie i za co. ale bizens ma byc zaznacze ze nie bardzo nas stac na komfort zycia z jednej pensji (w sensie ja za malo zarabiam, no i leczenie) a moj K sie przez ten czas zastanawial co dalej i stad mamy na serio trudny okres ... wiec te wszystkie rytualy, milosci i dopasowania to sprawdzaja sie w takich momentach, gdy na serio jest ciezko i trzeba podejmwoac bardzo trudne dezyje i wybory :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×