Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

sobotnia

Samotność - czy to dobry pomysł?

Polecane posty

Witajcie. Mam wspaniałego dwuletniego synka, teoretycznie jestem samotną matką, gdyż ojciec synka nigdy nie poczuwał się do jakiegokolwiek obowiązku. A w praktyce? Jestem w związku z mężczyzną, który jest dla mego synka prawdziwym tatą (jak również mały dla niego ukochanym synusiem). Związaliśmy się, jak mały był zupełnie malutki, niedługo miną nasze wspólne 2 lata, mieszkamy razem, a ja mam coraz więcej wątpliwości. Kłócimy się coraz częściej, a raczej coraz częściej dopadają nas "ciche dni" - okres dla nas zupełnie bezproduktywny, jałowy... Najczęściej jest tak, że pewnego dnia On milknie i widzę, że coś jest nie tak, że czymś go uraziłam/coś złego się stało/miał gorszy dzień. Nie powie mi tego, nie powie mi, co jest przyczyną takiego stanu, nawet gdy pytam, wychodzę z inicjatywą... Nic nie mówi, w pewnej chwili po prostu milknie i gra dalej swe życie, ale już bez przytulenia, bez uśmiechu, bez pocałunku na dzień dobry, bez słowa "dobranoc"... I tak trwają nasze "ciche dni" tydzień, ostatnio nawet półtora. Rzadko przeprasza, rzadko przyznaje się do winy, a ja mam już dość rad w stylu "to kobieta musi być mądrzejsza, to kobieta częściej musi iść na kompromis". Mam po prostu dość niedojrzałości, dość "pleców", do których "muszę mówić". Ten stan jest przytłaczający, bo fizycznie jesteśmy obok siebie, a jednocześnie tak daleko nam do siebie... W tej chwili nie ma nawet 2 tygodni, aby coś między nami nie grało. Widzę dwa wyjścia: 1. Nie jestem stworzona do stałego, trwałego związku, bo nie lubię narzucania zdania i wyznaję zasadę "Umiesz liczyć? Licz na siebie!". W każdym więc związku będzie podobnie, bo to ja chcę być odpowiedzialna za tego małego-dużego człowieka, za jego wiedzę, rozwój, światopogląd, poziom i zdolności. 2. Potrzebuję mężczyzny dojrzałego, bo nie znoszę ograniczonego światopoglądu, braku tolerancji i głupoty, a nade wszystko niedojrzałości. Takiego mężczyzny, który nie będzie dąsał się o każdą błahostkę, a jeśli już nawet coś się takiego zdarzy, będzie umiał mi o tym powiedzieć, a może nawet pokłócimy się - ale tak "na zdrowo". W każdym z tych przypadków czeka mnie rozstanie, ale co z dzieckiem? Czy mogę pozwolić sobie na taki egoizm? Czy znajdę jeszcze jakieś rozwiązanie? Być sobie sterem, żeglarzem i okrętem, borykać się z trudami samotnego macierzyństwa? A może szukać, szukać, szukać odpowiedniej duszy? A może jednak trwać? Pomóżcie, proszę... Mam mętlik w głowie... Pozdrawiam, E.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bellusia
rozumiem Cię, bo w pewnym sensie mam podobnego mężczyznę, z tym, że to częściej ja urządzam takie ciche dni, bo np. się na coś obrażam, za coś konkretnego -nie bez przyczyny i on o tym wie, mimo to nie przeprasza, ciężko mu cokowiek przez gardło przechodzi, woli przeczekać i udawać, że wróciła normalność - "może chcesz herbaty?" jakoś wkońcu się łamie, ale ja mu muszę w tym pomóc delikatnie i jest znowu dobrze dlaczego uważasz, że czeka Cię rozstanie? ja z tym żyję już ładnych parę lat, bo go kocham, a związki idealne nie istnieją, każdy ma jakieś wady odpowiedziałam Ci na Twoje pytanie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zwierciadło 08.09
facet musi sie nauczyc mowic przepraszam. Ważyc słowa jakie mówi. Widac matki za bardzo pofolgowały synkom. I takie efekty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kocham Go, rozumiemy się często bez słów, tzw. telepatia jest u nas na porządku dziennym, ale "ciche dni" zdarzają się u nas zbyt często i to ze zbyt błahych powodów. Nie wiem, czy podołam za każdym razem temu, aby być "mądrzejszą stroną", bo ile razy można pytać, czy coś się stało i dostawać niejasne sygnały. Z każdym naszym konfliktem coraz bardziej mi się nie chce - ogarnia mnie niechęć, brak zainteresowania. Przez pierwsze dni jestem strasznie zła na Niego, na siebie, na całą sytuację, później przychodzi obojętność, która mnie przeraża, bo nie wyobrażam sobie tak obojętnego emocjonalnie życia razem przy każdej konfliktowej okazji. A później przychodzi opamiętanie, tęsknota i obiecywanie, że już nigdy nie dopuścimy do kolejnej takiej sytuacji. A jednak - zdarzają się one coraz częściej. Boję się też tego, że ja już właściwie podjęłam tę decyzję i chcę przekonać wszystkich dookoła, że jest ona słuszna. Łudzę się, że są jeszcze jakieś szanse... Nigdy nie umiałam "odbębnić" czegoś na 99 %. Zawsze musiało być to 100, a często 110 %. Chcę być szczęśliwa w życiu, ale jeśli jego połowę mam spędzić na domyślaniu się, dlaczego On znowu do mnie się nie odzywa, to ja tak nie chcę; mimo że Go kocham. Priorytetem jest dla mnie synek, więc jeśli nie będę dla niego szczęśliwa, to również tego nie chcę. Chcę być szczęśliwa, chcę dojrzałości, chcę umiejętności przyznawania się do błędu i słowa "przepraszam" zamiast "przepraszam, choć tak naprawdę nie uważam, żebym miał powód do przeprosin" - a tak niestety często jest z Jego strony. Krzykniecie: "egoistka!". Tak, jestem egoistką, która chce zadbać o dobro swojego dziecka, ale też i swoje szczęście. Tak, to prawda, jestem "Zosią-Samosią" - wolę robić wiele rzeczy sama, bo wtedy mam pewność, że zrobię to najlepiej, na 110 %, dokładnie, z wielkim zaangażowaniem. Lubię szukać, zadawać pytania, kształcić się, rozwijać. Nie umiem wypowiadać się na temat spraw, o których nie mam pojęcia, dopóki nie znajdę wielu stanowisk, popartych faktami. A On taki jest, ocenia po pozorach, nie widzi, że On też - jak każdy - popełnia błędy. Ma swoją wersję, która jest jedynie słuszna. Sprawy są dla Niego albo "białe", albo "czarne". Nie umiem zgodzić się na taką nietolerancję i nieczułość wobec problemów innych czy problemów świata. A wracając do tematu, mimo naprawdę wielu swych zalet (ze świecą szukać takiego mężczyzny), nie wiem, czy nie jest to dla mnie zbyt niedojrzałe podejście. Chyba podświadomie szukam mężczyzny dojrzałego - zawsze to właśnie tacy mnie fascynowali. Gdy byłam z kimś w moim wieku, czułam, że to nie jest To. Brakowało mi dojrzałości, samodzielności, pewności. Teraz też tak jest, tym bardziej, że On wychowany był tylko przez matkę (ojciec-sąsiad niewiele wniósł do Jego życia). Znowu się rozpisałam... Muszę się gdzieś wygadać. Nie ufam koleżankom ze studiów, które potrafią rozmawiać jedynie o lakierach do paznokci, mama jest dla mnie autorytetem, ale... pracuje na parę etatów, żeby utrzymać rodzinę, bo tata jest po zawale; wychodzi o 7, wraca o 21, a do 24 sprawdza klasówki. Nie chcę tak zawracać jej głowy. Złapało mnie przygnębienie i szara niechęć. Ja wiem, że w życiu będę szczęśliwa, rodzice zaszczepili w nas mocno dobry system wartości i pewność siebie, choć teraz już nie wiem, czy niezbyt mocno. Bo najważniejszą wartością jest moje dziecko, zaspokajam najpierw jego potrzeby, a później swoje. A może po prostu mam zadatki na bycie samotną (a przecież nie nieszczęśliwą)? W tej chwili najgorsza jest obojętność. Bardzo obojętne jest mi to, czy w końcu normalnie się do mnie odezwie, czy pogadamy, bo ja chyba podświadomie już ten związek umartwiam. Czy dobrze robię?... Pozdrawiam i dziękuję za cierpliwość i życzliwość; dobre z Was duszyczki. E.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie czytałam drugiego bo za długie :P Nie patrz na dziecko owszem jest bardzo ważne ale nie możesz tkwić w nieudanym związku tylko dlatego aby mały był szczęśliwy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jeszcze jedno - wiem, że związki idealne nie istnieją, sami nie jesteśmy ideałami. Więc po co szukać czegoś idealnego, co de facto nie istnieje? Po co się łudzić, skoro po paru latach bycia razem okazuje się, że wszystko jest takie same? Po co być szczęśliwym w związku jedynie na 50 %, skoro najwięcej szczęścia daje mi synek? Szczęście mam na co dzień. A szczęście, które potrafi dać mężczyzna? Czyż nie można go mieć ot tak, gdy jest Ci ono potrzebne? A kiedy już zaspokoisz takie swoje szczęście, czy nie możesz dalej być szczęśliwa jedynie ze swoim dzieckiem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Możliwe, że to dziwnie zabrzmi, ale to jest udany związek - dla kogoś z boku. Teoretycznie mnóstwo nas łączy. A w praktyce oboje jesteśmy niezwykle uparci, a ja po rozstaniu z ojcem dziecka nauczyłam się, że jeśli już chcesz na kogoś liczyć, to najlepiej na samą siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Może jeszcze znajdzie się ktoś z podobnym doświadczeniem? Ciężko jest być samotną matką i żyć z satysfakcją, że do wszystkiego doszłyście same?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×