Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ..majutek24

Zostawił mnie chłopak - wesprzyjcie

Polecane posty

hej dziewczyny, napisałam długaśnego posta i mi się skasował.. :/ Napiszcie co u Was? Antiochia ? jak Wasze relacje? Kafeterianka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochane powiem Wam tak, to co dokladnie teraz czuje, teraz jest on dla mnie chlopakiem, kiedys jak mieszkalismy ze soba byl kims wiecej (nie wiem jak to wytlumaczyc), teraz to jest tak ze owszem czuje cos do niego, ale jest tez tak , ze jak mi sie cos nie spodoba to moge go w kazdej chwili olac, wiecie tak jak sie chodzi z chlopakiem jak sie jest nastolatkiem, wtedy bylam zaangazowana no bo i wspolne mieszkanie i wspolne zycie a teraz? nie ma ani tego ani tego, ja mam osobne zycie i on tez, spotykamy sie jest fajnie no ale np nie odebral tel po pracy no to ja wylaczylam, nie wiem czy nie mogl czy cos innego no ale nie za bardzo mnie to obchodzi,tel sie ma po cos prawda, no wiec ja wylaczylam i na razie nie zamierzam wlaczyc bo mam w nosie, on sie musi nauczyc i bardziej postarac bo to on sie wyprowadzil i zniszczyl to co bylo budowane, ja mam w nosie wszystko i nie martwie sie czy bede sama czy nie bo do samotnosci tez sie przyzwyczailam, tak wiec poki co to jest takie sobie chodzenie ze soba, tyle u mnie;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Do hahahah: powtórzę to co napisała Drożdzyk, nie bądź kołem zapasowym. Takie propozycje składa się kumplom, jak będzie miał czas i da radę, to spotkacie się i co? Chcesz być jego kumplem i czekac czy w międzyczasie nie dojrzeje do związku? Ko wie, może i tak sie zdarzy, ale wtedy przeprosi Cie, podziękuje za wspólnie spędzony czas i oświadczy, że chce być z kims innym, ale nie daj Boże, już kogoś poznał i Wasze relacje nie mogą wyglądąc tak jak w tej chwili, tzn nie tak, jak TY byś tego oczekiwała. Możesz wiele stracić, już cierpiz,a będziesz cierpieć za każdym razem,gdy on nie znajdzie jednak czasu na spotkanie, a jak znajdzie, to co? Wypijecie razem piw, przytulicie sie po koleżeńsku, dla Ciebie to będzie dotyk gwiazd, :) a dla niego? No cóż... bedzie miał w Tobie fajną kumpele... Jeśli nie jestes zainteresowana takimi relacjami, to odpuść... Do Drożdżyk Ja też miałam niedawno sen...bardzo dziwny, a jednak tak dosadny: otóz... śniło mi się, że szłąm z F. ulica, on obejrzał się za jakąś dziewczyna, ja zrobiłam mu wyrzuty i zaczełam się dąsać, oczekując wyjaśnień.A F. spojrzał mi w oczy i powiedział jakby ze zniecierpliwieniem, tak jakby powtarzał wciąż tę same znaną prawdę, powiedział: przeciez ja cie i tak nigdy nie pokocham...koniec snu...:( To jest pointa tego związku. Przyjechałam z 5 dniowego pobytu nad morzem, wciąż myślałam tylko o nim, kilka razy sie poryczałam, po prostu patrzac na morze, zapragnełam byc tam z nim i tylko z nim....wracają d domu, miałam nadzieję, że może napisał na GG, ale nie...wiem, że już nie mam na co czkać, tzn, nie liczyłam od początku na powrót F., ale sądziłam, że ze wykaże minimum zainteresowania moją sytuacją, ale tak się nie stało. Ani słowem się nie odezwał. Teraz tylko zadręczam się rozmyslaniem, czy już kogoś ma, czy nie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aneri Wiem, że to ciężkie ale nie zadręczaj się takim myśleniem. Łatwo mi mówić a przecież sama wiem, że to "samo przychodzi" i nieraz sama mam takie myśli. Ale ja sobie tak myślę zawsze że jeżeli K. sobie znajdzie kogoś i uzna że jest mu lepiej, jest szczęśliwy to czego miałabym żałować? Jeśli znajdzie zaś kogoś tylko po to "by nie być samemu" i będzie z nią z braku laku to już jego problem i tym bardziej chyba już nic mi do tego. Ja wychodzę z założenia że miłość zmienia faceta. Jeśli kochał naprawdę to to też nie jest takie hop siup że wejdzie w nowy związek. Wbrew temu co się wydaje faceci też przeżywają rozstanie ( nie mówię tu o dupkach - to jest inny gatunek), ale oni inaczej. Nie mogą przecież płakać, chodzić ze smutnym wzrokiem, muszą być twardzi. Ale myślę że w głębi cierpią tak samo jak my, czasami nawet bardziej bo muszą to wszystko tłumić w sobie. Co więcej tygodniami mogą w ogóle nie myśleć, nie analizować tak jak my tego co się stało, nie wspominać. U nich to ma trochę inny mechanizm. Ja przynajmniej coś takiego parę razy u swojego K. zauważyłam. Tak jak pisałam przez dłuższy czas żyją jakgdyby nigdy nic, chodzą na imprezy, spotykają się z kumplami. Życie się toczy i nie ma w nim wspomnień i rozpamiętywania. Ale przychodzi taki dzień, taka chwila.. i je* ! to spada na nich jak grom z jasnego nieba,, taki natłok wielu uczuć i wspomnień, taki jednorazowy dół. Często właśnie wtedy faceci piszą nagle po miesiącu ciszy że wszystko zrozumieli że kochają że nie wyobrażają sobie zycia bez nas.. aż tu nagle na drugi dzień znowu wieje chłodem... dlatego takim jednorazowym "zrywom" nigdy nie należy wierzyć. Nie wiem czy opisałam coś co jest powszechnym zjawiskiem ale wydaje mi się trochę w tym racji jest. Dlatego tak jak pisałam. To czy facetowi zależy musi być poparte długotrwałym czasem, staraniami, czynami a nie słowami. Prawdziwa miłość to nie "ochy" i "achy" -to deklaracja że on chce być z nami teraz i tu ale i jutro i za miesiąc. do hahaha Zrobisz jak uważasz, ja już napisałam co sądzę o Twojej sytuacji. Mam po prostu wrażenie że działasz pod wpływem emocji danej chwili a wierz mi że to nie jest dobry doradca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość minima
Dlaczego to wszystko jest takie trudne, takie skomplikowane...? Czy chociaż raz nie może pójść gładko? :-( Ja też chcę nad morze...!!!!!!!!!! Aneri, oczywiście nadal jestem zainteresowana spotkaniem, odezwę się na Twojego maila bliżej mojego przylotu do Polski. Czy ktoś jeszcze ma ochotę się przyłączyć? Przytulam Was wszystkie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drożdżyk Ja straciłam F. własnie dlatego, że mnie nie kochał, bo nigdy mnie nie kochał i on akurat mnie nie okłamywał w tym względzie. Związek skończył się z powodu braku głębszego uczucia z jego strony do mnie. Nie byłam mu obojętna, ale to co czuł to było za mało, aby kontynuować związek i z jego inicjatywy, nastąpiło rozstanie. Cała reszta była idealna, dostawał ode mnie to wszystko czego pragnał - sam oczywiście to powiedział, ale to nie wystarczyło, aby mnie pokochać. Tym bardziej jest mi przykro, bo wiem, że kochał dwa razy, a więc zolny do takiego uczucia jest/był... Choc podczas rozstania powiedział, że nie jest zdolny wykrzesac z siebie tego uczucia - miłości, bo on chyba nikogo nie potrafi kochać. Nie wiem czy jego miłość zmieniła, na pewno, na pewno potrafi być inny gdy kogoś inny, chociaz moja siostra znając dokładnie z detalami calą historie twierdzi,że potrafi być inny na chwilę, na jakiś czas, a potem i tak wychodzi z niego jego egoistyczna, egocentryczna natura...BO F. taki właśnie był, zapatrzony w siebie egoista. Mimo to ja go pokochałam, wciąz kocham.... Dlaczego inne mógł kochac, a mnie nie? To upokarzające.... NIe wierze, że jeszcze kiedyś sie odezwie, nie zrobił tego do tej pory, więc potem po co miałby to robić? Jest zbyt zajęty sobą (jak zawsze), aby pomyśleć o innych - o mnie, tej silnej kobiecie, któa zawsze da sobie radę - w jego przekonaniu... Co było nie tak, że nie kochał mnie? Przeciez jesli ludzie sa razem w trudnych chwilach, które ich nie zdołały rozdzielić, a takich było sporo, bo F. miał sporo problemów w czasie naszego związku, oprócz tego świetnie się rozumieją, fascynują, sa dla siebie inspiracją, to dlaczego nie nadchodzi uczucie, miłość...? To naiwne pytanie nie pozwala mi żyć i funkcjonowac normalnie... Do hahhaha Daruj sobie te listy...TY się będziesz wysilać, napiszesz o swoich uczuciach, a on owszem, przezczyta, może westchnie kilka razy i dojdzie do przekonania, że swietna z Ciebie dziewczyna, może nawet napisze czułego smsa, ale to nic nie zmieni, a w Tobie wznieci ogień nadziei, która niestety spłonie tym ogniem i zamieni się w popiół. ON doskonale wie co czujesz, chyba nie jest ślepy i myśli troche, potrafi wyciągac jakies wnioski z Twojego zachowania, prawda? No chyba, że jest inaczej, jak dostanie list, w którym prostymi słowami opiszesz swoje uczucia, to coś do niego dotrze, ale watpię, aby to sprawiło, że do siebie wrócicie. Minima Czekam na maila, to się umówimy:) Byłoby fajnie, gdyby któraś z innych cierpiących kobietek do nas dołączyła:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziewczyny ja też chętnie dołączę!! tylko kwestia czy i ile dostanę urlopu:)) także jak coś będę już ten temat rozważała w głowie :) Aneri Wiesz jedna kwestia mnie w Twojej sprawie zastanawia. Jesli on twierdzi że Cie nie kochał to Ty chyba będąc z nim być to czuła - na pewno byś to czuła. Teksty w stylu " nie jestem zdolny do miłości " też są raczej oklepane w męskim słowniku. Bo oni tak naprawdę sami nie wiedzą co czują i dlatego tak często poddają to pod wątpliwość. Tylko ktoś kto jest pewien swoich uczuć nie miota się ciągle. Chodzi mi o to że będąc z nim wiedziałaś że Cię nie kocha? a mimo to odpowiadało Ci to ? Czy może okłamywał ? Mówił "Kocham Cię".. Do czego zmierzam.. tego nie da się za bardzo udawać - wiem to po sobie. I tu zmierzam do odpowiedzi na pytanie zadane przez Ciebie na końcu Twojego postu. Nie da się wykrzesać albo stworzyć miłości jeśli jej faktycznie nie ma. Owszem da się w takiej relacji żyć zgodnie latami ale z miłością może to nie mieć nic wspólnego. To tak jakby od razu przejść do tego etapu gdzie zamiast miłości pojawia się przyzwyczajenie , przywiązanie, partnerstwo, wspólne sprawy.. Ja sama na swojej drodze spotkałam faceta który był we mnie bardzo zakochany.. mnie na początku też wydawało się że coś do niego czuję ( przez 3 lata rozmawialiśmy tylko przez internet bo on nie pochodził z Polski). Może i pochopnie parę razy powiedziałam mu że go kocham bo tak mi się wtedy wydawało, co więcej wydawało mi się że to miłość mojego życia mój przyszły mąż, i że spotkanie to tylko formalność. I nagle kiedy go spotkałam, coś dziwnego się stało. Mogłam z nim spędzać czas, śmiać się rozmawiać czułam się z nim dobrze, ale kiedy próbował mnie przytulić, kiedy mówił do mnie czułe słowa.. ja czułam się tak dziwnie.. tak nieswojo.. tak jakby całe moje ciało i dusza się przed tym broniły. Spędziłam z nim 2 tygodnie.Przyznam że w większości udawałam i tu leży moja największa wina bo nie zasługiwał na to, aczkolwiek nie tuliłam się, do niczego miedzy nami nie doszło choć on próbował. I tak wróciłam do domu, pamiętam jak usiadłam u siebie w pokoju i pomyślałam że nie mam pojęcia co teraz zrobię. Na komputerze miałam już mnóstwo wiadomości od niego że było cudownie, że mnie kocha i w ogóle... przez parę dni zbierałam się żeby powiedzieć mu prawdę. Strasznie go wtedy zraniłam. Pewnie nawet bardziej niż mój K, zranił mnie. Dlatego uważam że pomimo tego iż może być między ludźmi bardzo dobrze to jeśli nie ma "tego czegoś" to tego nie da się wymusić. Jeśli masz pewność że Cię nie kochał i czułaś, że Cię nie kochał to chyba lepiej zamknąć ten rozdział. Jeśli natomiast jest jakiś cień szansy że powiedział to żeby dogłębnie Cię zranić i mieć pewność że nie będziesz chciała tego naprawiać albo po prostu sam nie wie co czuje i czego chce to ja uważam że tak jak w moim przypadku nie należy robić nic, jeśli on zrozumie to wie jak się z Tobą skontaktować. Jeśli nie to jego strata. Ja przyjęłam sobie teraz taką "taktykę" że staram się godzić jakoś z tym co życie mi zsyła bo wiem że na pewne rzeczy i tak nie mam wpływu. Chwile bólu często nadchodzą ale staram się je odganiać włączając sobie np jakiś smieszny serial albo kabaret na youtubie albo słuchając mojej ulubionej muzyki. Zadręczanie się nie pomaga. Wciąga tylko do takiej czarnej dziury z której z czasem ciężko się wydostać. Ja stawiam na siebie, na przyjaciołach się zawiodłam, więc muszę radzić sobie sama w tym dziwnym świecie i myślę że sobie poradzę skoro tyle już przeszłam. I Wy także. Minima Jest ciężko i to wraca ...ale trzeba iść do przodu. Nie można się cofać . Staraj się nie wspominać. Zając czymś głowę. Z czasem będzie lżej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość minima
Echhh... tylko że u mnie to juz naprawdę nie chodzi o Romea, tamto jest zamknięte raz, na zawsze. Jest mi ciężko, bo zastanawiam się, czy to ja zbyt wiele oczekuję od facetów, czy też po prostu trafiam ciągle na dupków? Zaczęłam nawet myśleć, ze chyba już nigdy nikogo normalnego nie spotkam... :-( Tacy już chyba są zajęci, bądź wyginęli hehe - koniec. Niby trzeba mieć oczy szeroko otwarte i głowę do góry, zeby "nie przegapić" tego właściwego, nam pisanego. Tylko że ja już jestem zmęczona, nie mam siły na kolejny początek, 2-3 spotkania, po których okazuje się że "to znowu nie to" :-( A sam Romeo napisał wczoraj, że musimy się spotkać i porozmawiać.. heheheeeee..... który to już raz mamy rozmawiać? Który to już raz obiecuje, że odda mi pieniądze? I zdziwiony był, gdy mu napisałam zdanie: "JEŚLI w końcu w ogóle się spotkamy" :D Żenadka :-/ Ponieważ ja już nie cierpię po rozstaniu, nie udzielam się tutaj tak, jak wcześniej, bo chyba aktualnie nie jestem dobrym doradcą. Mam chyba fazę małego użalania się nad sobą :-( Powiem Wam jednak, że gdy facet nie kocha, moim zdaniem to da się wyczuć, zauważyć. To jest dziwne, ale tak jest, tak miałam ja, kilka dni przed rozstaniem z Romeo. Wcześniej dawał mi ogromne poczucie bezpieczeństwa, spokój i komfort psychiczny, a jakieś 2-3 dni przed zerwaniem to wszystko nagle runęło i byłam pewna, że stanie się coś złego. Nawet powiedziałam wtedy do niego, gdy się przytulaliśmy, że może już niedługo zostanie mi tylko miś do tulenia, a on na to, że przecież nie zamierza się ze mną rozstawać i że zawsze będzie mnie tulił.. długo to nie trwało :P Dlatego zgadzam się, że czułabyś to, Aneri, że on Cię nie kocha. Życzę Wam jak najmniej bólu i jak najwięcej uśmiechu Kochane!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drożdzyk Z tą miłścią F. do mnie, a raczej jej brakiem wyglądało tak: F. z natury nie jest osobą wylewną, raczej powiedziałabym chłodną i nie ma potrzeby okazywania uczuć, owszem czasem sam pierwszy mnie przytulł, pocałował, ale to nie był facet, który bez przerwy trzyma cie za rączkę. Miał jednak inne cechy, którymi nadrabiał te ceche, która nie ukrywam, bardzo mi dokuczała. Z tych powodów nie oczekiwałam od niego lawiny uczuć, wiedziałam, że potrafi swoje zaangażowanie okazać inaczej. Były momenty, kiedy byłam pewna, że mnie kocha, raz zresztą powiedział to,a le nie słowami kocham Cie, tylko inaczej, powiedział: powiedz mi dlaczego ja Cie tak "lubie", do tej pory "lubiłem" tylko dwie kobiety (a wiem, że dwa razy był zakochany, to były dwa dłuższe związki - zaokńczone zreszta tez z jego inicjatywy).Jego dalsza wypowiedź: wiesz,ze to jest niebepieczne?Bo jesli kobiete, która nie dośc ze cie tak rozumie, to jeszcze sie lubi, to ona zostanie twoja żona - coś takiego. Zacytował O. Wilde. Poczułam się tak jakby własnie wyznał mi miłość...potem były różne momenty, czasem ył wyobcowany i daleki, czasem czuły i ciepły. Na początku to pawie mnie jadł, potem obojętność coraz częściej wdzierała się w nasze relacje, a raczej w jego stosunek do mnie, a jakis czas pozniej pały te słowa, o któych powyżej. On w ogóle miał jakies porblemy z sobą natury emocjonalnej, psychicznej. Asorbowały go problemy tego świata, jakies niemal metafizyczne...Myślałam,ze mnie kocha, bo przecież skoro ktoś zima omawia wakacje, nawet planowane na wrzesień, to chyba powinien byc pewien, że chce byc z ta osoba, chce z nią jechać na wakacje itp... Jego nastrój i stosunek do mnie zmieniał sie, gdy jego sytuacja wyglądała dobrze, on miał problemy finansowe, które zreszta nieco wyobrzymiał, ale ok, tak czuł, tak uważał, sam właśnie tak tragicznie oceniał swoją sytuację. Dopiero po jakimś czasie powiedział mi, że wprawdzie nie jestem mu obojętna, ale mnie nie kocha, tylko am nie wie, czy po 5 miesiącach powinien mnie kochac, czy może dac sobie jeszcze troche czasu. Mnie sparalizowało, gdy to usłyszałam.... ja oczywiście wiedziałam i byłam pewna już wówczas, że go kocham, ale sądziłam, że on mnie pokocha i nie chciałam zrywać. Nie powiedziałam mu, że go kocham, oznajmiłam mu to w dniu rozstania... Tak więc, nie okłamał mnie nigdy mówiąc wprost, że mnie kocha, ale tez innymi czynami dawał to do zrozumienia, ale były też momenty, że czułam sie przy nim jak intruz, zastanawiałam siie wtedy, dlaczego ze mną jest...Wtedy następował odwrót i F. był znowu czuły i "dobry", tzn, czuły, na tyle, na ile było go stać. Niekiedy miał takie tany psychiczne, że nie wiedziałam jak mam z nim postępować, mówił,że jego życie jest do d..., bo nie ma żadnego celu, bo ma problemy finansowe, bo nie chce mu się życ, bo ma wyrzut sumienia z powodu kobiet, które zostawił w przeszłości (wiem, że zostawiał je czasem bez powodu, bo sądził, że znajdzie lepsza itp). Wiedział, że niejdna z nich strasznie przeżywała rozstanie, zrobił im świństwo i potworną traumę. O sobie mówił, że jest zagubiony, w dniu rozstania dostał histerii, krzyczał, że skończy w psychiatryku, albo sie rozwali samochodem, rozpaczał, bo tak naprawde nie był pewien, czy powinien się ze mną rozstawać, ale skoro nie kocha mnie, to nie może dłużej tego ciągnąć, bo czuł się jakby mnie oszukiwał i wykorzytsywał. Ja go cały czas wspierałam w jego depresyjnych stanach, sam powiedział, że jestem jego przyjacielem, że nikt dla niego nie był taki dobry jak ja. Ale o z tego? Chciałam to wszystko ciągnąc, bo wierzyłam, że jak skończa sie jego porblemy, to będzie taki jak na początku, albo chociaż nie taki rozchwiany emocjonalnie... Poza tym, zaczełam sie zastanawiac, czy dla tych innych kobiet też był taki jak dla mnie, zy potrafił zdobyc sie na więcej czułości, zaangażowania... czy im dawał więcej? Obsesyjnie zaczełam dążyć do tego, by dostać od niego to samo, bo wierzyłam, że musi być zdolny do tego, bo niemożliwe jest aby dla innych kobiet ył taki jak dla mnie, gdyby tak było, to one same pierwsze by z nim zerwały, nie czekając aż on to zrobi. stało sie to moim celem, ale szybko poniosłam porażkę. Tłumacze sobie to wszystko jego zaburzeniami psychicznymi, które niewątpliwie miał. Ja wiem, że bez miłości nie stworzy się nic trwałego,ale jest mi tak cholernie przykro, że F. mnie nie kochał, choc dawał mi mi mylne sygnały ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wysłałam,nie liczę na to,że wrócimy do siebie. ( : nie licze nawet na co,że się odezwie . Chcialam tylko to z siebie wywalić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziękuję aneri30 i drożdzyk ; * Będę Go kochać w ''ukryciu''. Będzie co ma być. :) Jakoś dam radę. :) ;*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Minima To forum jest po to by dzielić się swoimi emocjami, wspierać. Może i to nawet lepiej że nie potrzebujesz tu pisać, bo może to znaczy że jesteś "wyleczona". Ale ja w takie wyleczenie nie wierzę. Jeśli szczerze kochałyśmy tych facetów to to wszystko zostanie w nas do końca życia. Jak blizna. Aneri30 Ja uważam, że skoro było tak jak piszesz to dobrze się stało że on odszedł. A to dlatego, że on CIę niszczył psychicznie. Ty tak jak piszesz wspierałaś go, pomagałaś w jego dołach a on był jak taki wampir energetyczny. Nie da się kochać za dwoje. Ty musiałaś i jeszcze do tego musiałaś mieć siłę za dwoje. Pomyśl sama - wyobraź sobie małżeństwo z takim człowiekiem. Nie mogłabyś "emocjonalnie" na nim polegać bo on cały czas emocjonalnie polegałby na Tobie. Ja wiem co mówię uważam, że nie raz mój K. również tak postępował. Byłam za dobra a on to wykorzystywał. Ale ja już tak nie chcę i ty też nie chciej. Facet musi być facetem. Z drugiej strony kiedyś gdzieś czytałam że kiedy facet właśnie tak się zachowuje i obnaża swoje słabośći to oznaka że ma do partnerki ogromne zaufanie i daży ją uczuciem bo przecież na co dzień faceci nikomu nie mówią " jestem do dupy" "moje życie jest bez sensu". Absurdalnie raniąc nas i przelewając wszystkie swoje problemy okazują że bardzo nas kochają i ufają. Tak samo jak my mówiąc im wszystko okazujemy jak my ich kochamy. Tylko że musi być gdzieś ta granica i ta wzajemność. Że jeśli on ma takie doły to musi zrozumieć że na Ciebie to też źle działa że się martwisz. Normalny dojrzały facet powie wtedy " Jest mi ciężko, nie jest tak jakbym chciał ale poradzę sobie, nie martw się, zrobię ile się da" a taki pogubiony powie tak " Moje życie jest bez sensu bez sensu jest więc chyba bycie z Tobą bo i tak nie dam CI szczęścia". Taka jest według mnie różnica. I takich facetów powinnyśmy szukać bo przecież na tym polega życie, że ZAWSZE trzeba jakoś sobie poradzić, znaleźć jakieś rozwiązanie. Czasami mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach to kobiety są tą silniejszą płcią, szczególnie psychicznie. Faceci wymiękają po prostu. Dlatego ja nie mam zamiaru nikogo niańczyć - mogę wspierać , a to róznica. Trzymaj się jakoś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kas86
Witajcie, Od jakiegoś czasu czytam wasze posty ale jakoś nie miałam odwago napisać. moja sytuacja jest bardzo podobna mnie również zostawił chłopak około 4 miesięcy temu. myślę sobie że to długo, bo go nie ma już przy mnie, ale zdecydowanie za krótko żeby zapomnieć. Czasem myślę że ból nie zniknie a ja nie uwolnię się od niego. Wszystko stało się dla mnie bardzo szybko stwierdził ze to nie ma sensu, ze nie wie czy chce związku.. a ja po tyg od rozstania dowiedziałam się przypadkiem jak wracałam z pracy od niego ze jest z inną, powiedział ze tak naturalnie wyszło. wcześniej mówił coś o tej dziewczynie ale ze to normalna koleżanka nic szczególnego a tu nagle związek nie mogłam uwierzyć.. przed rozstaniem zachowywał się normal przytulał całował, powiedział mi o tym podczas normalnego spotkania, na początku było ok jak zawsze aż w końcu powiedział ze to nie ma sensu. prosiłam o wyjaśnienia, powiedział ze kiedyś mi to wytłumaczy ale jest teraz za wcześnie.. teraz mówił ze sam siebie oszukiwał ze mnie nie kochał. nie rozumiem zmuszał się do miłości na początku nie chciał o tym rozmawiać a teraz mówi ze sam siebie oszukiwał... pomóżcie:(:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kas86 i reszta dziewczyn wiecie do jakich wniosków doszłam. Po pół roku po rozstaniu olśniło mnie.. To co oni mówią i robią należy przyjmować dosłownie.może to okrutne, ale jeżeli mówią że nie chcą z nami być, że nie czują nic do nas to niech odchodzą - droga wolna. Czytam różne historie na forum i wszystkie mają wspólny mianownik. Facet mówi "nie wiem czego chcę" "nie wiem czy chcę z Tobą być" "nie wiem czy potrafię w ogóle kochać" "nie chcę się wiązać na poważnie, wole być sam" i tak w kółko. Po co nam tacy faceci? Po co być z kimś kto "Nie wie" czy chce z nami być, kto "nie wie" co do nas czuje ? Czy to taka wielka strata kiedy taki ktoś odchodzi? Ja chcę mężczyzny który dla odmiany "wie" że chce ze mną być. Nie ma nic pomiędzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kas86
czyli mam jeszcze 2 miesiące żeby powiedzmy jakoś zmienić nastawienie... Ale teraz mam w głowie tylko jego, myśli o nim czasem mnie wykończą. Niby tak, niby chcemy kogos kto wie ze my i tylko my... mam wrażenie że takich już nie ma, że wszyscy sa tacy sami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość minima
Ja też się przekonałam, że to, co oni mówią, trzeba brać dosłownie. Mam dość takich typków, takiego niezdecydowania, kręcenia. Jedną ważną rzecz powiedział mi Drożdżyk podczas naszej rozmowy na gg: "nie ma podwójnego dna". To jest bardzo prawdziwe i tego się trzymam, to sobie powtarzam. Aneri, ja byłam kiedyś w podobnym związku, facet z problemami emocjonalnymi, psychicznymi. Też ciągle nie miał kasy, ciągle się użalał, miał jakieś dziwne problemy i tendencję do wyolbrzymiania ich. Raz bywał bardzo wylewny uczuciowo, potem nagle obojętność, jakiś dziwny dystans.. Lubił być w centrum zainteresowania, lubił, gdy uwaga moja była skupiona na nim. Też czasem plótł o skończeniu ze sobą w taki, czy inny sposób (tylko że on robił to nawet będąc ze mną, nie tylko przy rozstaniu). Z czasem to zaczęło narastać, jego dziwne zachowania zaczęły przeradzać się w jakąś obsesję. Do tego zacząl być chorobliwie zazdrosny, zaczął przejmować kontrolę nade mną i nad moim życiem. W końcu dłużej nie mogłam tego znieść. Chciałam odejść, ale zanim to ostatecznie nastąpiło, przez 2 miesiące zafundował mi taki rozstrój nerwowy i psychiczny, że szkoda słów. Na każdy jego telefon ja aż cała się trzęsłam, bo nie wiedziałam, co wymyśli tym razem. To był szantażysta emocjonalny, związek z nim wyniszczył mnie totalnie w środku. Dużo czasu minęło, zanim doszłam do siebie po tym wszystkim. To jest historia mojego małżeństwa. Nie życzę nikomu tego, co ja przeszłam. Nie wiem, czy Twój były okazałby się taki, jak mój, ale jeśli miałoby tak być, lepiej że rozstaliście się teraz. W tym, co opisujesz, widzę po prostu trochę podobieństw do mojej historii...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość minima
A co do Romea, to ja w sumie sama nie wiem.. na pewno mam jakąś małą ranę, czasem wracam myślami do tego, co było i czasem mnie to boli, ale na pewno nie tak mocno, jak na początku. Nie cierpię już z jego powodu, podchodzę do całej tej sytuacji bez większych emocji. Dlatego ta rana jest już w dużej mierze zabliźniona, a poza tym ja nie byłam w związku z nim aż tak długo, więc moje uczucia nie były chyba jeszcze głębokie. Oczywiście myślę, że zdążyłam się zakochać, bo to następowało stopniowo już zanim faktycznie zaczęliśmy być razem, ale nie trwalo wystarczająco długo. Przechodziłam przez fazy bólu, cierpienia, żalu, nienawiści, smutku... sporo tego było. Czułam sie upokorzona. Teraz czuję, że wyszłam z tej całej sytuacji zwycięsko, z twarzą, z podniesioną głową. Pozwoliłam jemu ułożyć jego sprawy z byłą, zostawiłam ich w spokoju. Dziś ja mam czyste sumienie a on... nadal nie jest z tą byłą i nie będzie, to jest pewne. W październiku urodzi się ich drugie, nieplanowane dziecko, które od samego początku (z resztą podobnie jak pierwsze) będzie pozbawione ojca. On będzie dochodzącym tatusiem, sam, bez rodziny, dzieci, kochającej osoby, bez przyjaciół. Cóż.. sam jest kowalem własnego losu. Dowiedziałam się, że nie tylko mi jest winien pieiądze. On mieszka z kumplem z pracy, wynajmują na pół mieszkanie i okazało się, że temu koledze nie oddaje kasy za wynajem, także niedługo zostanie sam dosłownie, bo kumpel nie chce z nim dłużej mieszkać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Minima Ja tez uważam, że Drożdżyk trafił w punkt z tym stwierdzeniem o braku podwójnego dna, ale mój porblem polega na tym, że ja się go wciąż doszukuje, choc wiem tak naprawde, że wszytko jest prostsze niz nam sie wydaje, tylko my nadajemy jakiemuś zjawisku mistycznego niemal wymiaru. Mój Były az taki pojechany nie był, tzn nie był taki zazdrosny, ale wciąz sie użalał nad sobą. Nie wymagał stałej koncentracji na sobie, choc swoim zachowaniem wymuszał taki stan rzeczy. Nie było innej możliwości, poza tym, był chłodny, nie miał potrzeby częstego całowania, przytulania, trzymania za rękę itp. Jakoś sie z tym pogodziło, choć nie było to łatwe, ale imponował mi innymi cechami - ponadprzeciętna inteligencja, rozległa wiedza, no po prostu wygrałby miliard w rozumie:) Ostatnie tygodnie były straszne, wpsomniec tez musze o tym, że na sex nie zawsze miał ochotę, albo ja go nie pociagałam, chociaz gdy poruszałam ten problem, zaprzeczał temu, tłumacząc, że on nie potrafi skupić się na sexie, gdy ma taki burdel w głowie a burdel miał niemal zawsze. Pamiętam, jak wyjechaliśmy na sylwestra...wtedy był zupełnie inny, mówił do mnie "kochanie" i miał bez przerwy ochote na sex, był taki jak na początku. Po powrocie wszystko wróciło "do normy" - czyli sex raz góra dwa w tygodniu, choć widzieliśmy się niemal codziennie... Gdy to wszystko analizuję, dochodze jednak do wniosku, że ja go nie pociągałam, był ze mną z innych przyczyn, przeciez byłam dla niego oparciem i podporą w trudnych chwilach, wolał to niż ognisty sex z kimś kto naprawdę może by mu się podobał. Kiedyś powiedział, ze nie wie jak to wytłumaczyć, ale sex odbiera jak cos złego... a potem plótł inne bzdury, w które ja wierzyłam, bo chciałam. Mam dwie wersje w głowie: jesli powody braku sexu podawane przez niego były prawdziwe, to jest naprawde poje.....ny. A druga to taka, że wolał kobiete, która go nie pociąga, w której miał oparcie i ostoję kosztem sexu z kobietą, która naprawde by go pociągała. Cały czas miałam przed oczyma jego byłą - biust w rozmiarze D...Ja takiego nie mam, on zaprzeczał, że to jest powód. Wiecie co? Przez to też nie czuję się atrakcyjna i w ogóle nie czuję się jak kobieta... choc jestem atrakcyjna i mam / miałam tego świadomość. I cały czas ta analiza w głowie, dlaczego było tak albo tak, dlaczego kiedyś powiedział to i tamto..o matko, ale mam jazdy. Minima Twój były mąż rzeczywiście wykazywał wiele podobieństw do mojego byłego....Wiem jakie jazdy w głowie może miec cżłowiek obciążony takim świrem...A potem wprawdzie przychodzi ulga, ale tez długa rekonwalescencja po takiej traumie. Z prawdziwymi psycholami tez miałam do czynienia, a właściwie z jednym, który jeszcze czasem do mnie dzwoni. Kiedyś robił mi wyrzuty z powodu moich byłych związków, bo on wiedząc o tym nie czuł sie komfortowo, przypominam sobie rozmowe w nocy od godziny 23 do 5 rano!!!!!!!!!! Kiedy musiałam mu tłumaczyć rzeczy oczywiste - tu watek zaczerpnięty z innego związku nie z F. - on był w tym wymiarze "normalny":) Kas86 Łączę sie w bólu z Toba, wiem co to znaczy tylko myśleć, myśleć i nic więcej...Moje myśli kończą się i zaczynaja od F. Odganiam je niekiedy,ale najlepsze jest to, że skupiam się nad analzią właśnie takich pierdół...choc przyznam, że problem opisany powyżej wrył mi się głęboką zadrą. Facet, który nie chce sexu... no są tacy? Ja byłam pewna, że "ból głowy" to wymówka kobiet....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drożdżyk Musisz coś wymyślic aby dołączyć do spotkania:) Na pewno dostaniesz urlop, a skąd w ogóle jesteś? Ja myśle, żeby to wszystko jakos logistycznie rozwiązac, ale najwazniejsze, że chęci są:) z mojej strony przynajmniej ogromne:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maly kryzys mam
Sledze ten topik od kilku tygodni, tez zostalam porzucona, a wlasciwie to nie do konca bylo porzucenie, tylko po kolejnej klotni on stwierdzil ze juz mu sie nie chce dluzej tego ciagnac, ja powiedzialam ze skoro tak to ok, i tym sposobem zakonczyl sie moj 3 letni zwiazek. I myslalam ze juz sie w miare pozbieralam, ale dzis dopadl mnie kryzys. Caly dzien bije sie z myslami, obwiniam sie, ze byc moze nie bylam zbyt cierpliwa, ze nie zawsze potrafilam powstrzymac swoje pretesje, ze moze mozna bylo inaczej. Chociaz wtedy gdy bylismy ze soba, bylam przekonana ze mam racje zwracajac mu na to czy tamto uwage. I nie chodzilo o blahostki, tylko o rzeczy, ktore wiekszosci ludzi sprawilyby przykrosc. Dodam tez ze nigdy sie nie awanturowalismy, nie bylo krzykow, no ale jak cos bylo nie tak, to wyczuwalo sie taka wrogosc podczas rozmowy. Zastanawiam sie czy obwinianie sie po rozstaniu to taki powszechny mechanizm, czy inne dziewczyny tez tego doswiadczaja. Bo obecnie to nie tesknota i pustka po nim, a wlasnie poczucie winy najbardziej mi doskwiera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obwinainie siebie jest bardo powszechne ja nie wiem czy sama wyszłam z tego etapu, ale to naturalne, że analizujemy swoje zachowanie pod kątem swoich ewentualnych blędów. Z tego co piszesz jednak, nie mam pewności, czy rozstanie jest definitywne...Jeśli w czasie związku zwracałąś uwagę swojemu byłemu na rzecyz, któe Cię irytowały to znazy ni mniej ni więcej tylko to, że to Cie irytowało i koniec kropka. A co miałąs zrobić? ZNosić zachowanie, którego nie akceptowałas? Wiem, że potem, gdy kończy sie związek zarzucmy sobie pienaictw, nieuzasdanione i zbyt czeste dąsy. Ja niemal zawsze się hamowałam w związku - tym ostatnim, bo miałam na uwadze szczególne okoliczności sytuacji F. a zawsze były trudne, więc rozumiałam jego zachowanie, wszystkie jego gafy tłumczyłam jego stanem, depresją itp Ale to nie pomogło, bo i tak mnie zostawił, nie docenił tego. Teraz zarzucam sobie, że byłam zbyt pobłażliwa... gdyby było odwrotnie, robiłabym sobie zarzuty w drugą stronę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kas86
ja również zastanawiałam sie dlaczego, ze to nie mogło sie tak po prostu skończyć, ze musi chodzić o cos wiecej. a teraz myle ze to było głupie, nie potrafie żyć bez niego ale tak na prawde to robie wiec licze ze bedzie tylko lepiej, ze na nim swiat sie nie kończy....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maly kryzys mam
Rozstanie jest definitywne, tak mysle. Mielismy w przeszlosci gorsze chwile, ale zawsze sie schodzilismy. Kiedy ja wyciagalam reke na zgode, on zawsze wracal, kochajacy i z wola bycia ze mna na zawsze. Tym razem sie zaparl. Nie blagalam go o powrot, ale dalam wyraznie do zrozumienia ze czekam na niego. Zero reakcji tym razem. Ale ja nie tyle cierpie z powodu rozstania, bo ono bylo nieuniknione, i wiem ze tak jest dla nas obojga najlepiej. Gdyby nawet zechcial wrocic, to ja juz nie poszlabym na to. Najbardziej mnie boli wlasnie to, ze zrobil ze mnie kompletna zolze, ktora sie ciagle o cos czepia, a on przeciez nic takiego nie robi. A robil, oj robil. Tylko ze oczekiwal ze ja zawsze bede chodzic usmiechnieta i przyjmowac na klate wszystkie jego "wybryki". Ja mu nie robilam jazd. Po prostu jak mnie zranil na tyle, ze nie moglam sie z tym sama uporac (bo tez czesto sie powstrzymywalam, wlasnie po to zeby nie wyjsc na czepialska), to spokojnie mu mowilam o tym, ze mnie zabolalo. Dla niego zadne zwrocenie uwagi na problem nie moglo miec miejsca, bo on potrzebuje swietego spokoju do szczescia. I niby to wszystko rozumiem, rozumiem ze trafilam na egoiste itd, ale i tak mam poczucie winy, bo w jego oczach jestem jedza, z ktora nie da sie zyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maly kryzys mam
najgorsze w tej calej sytuacji jest to, ze dotarlo do mnie, ze najszybszym i najskuteczniejszym sposobem na pozbycie sie tego stanu, byloby odzyskanie jego akceptacji. Gdyby teraz desperacko zechcial do mnie wrocic, pewnie odzyskalabym pewnosc siebie, wiedzialabym ze jednak nie jestem taka najgorsza skoro zatesknil. To chore. Wiem tez, ze gdybym sie troche postarala, to byloby to mozliwe, bo wiem ze on ciagle kocha. Rozmawialam z jego bratem i powiedzial mi ze J to strasznie przezywa, ze zaluje ze tak glupio pogral wtedy odchodzac. Ale odsuwam te mysli, bo to by bylo najgorsze co moglabym teraz zrobic. Wiecie co dziewczyny, w zyciu nie podejrzewalam ze ktos bedzie w stanie az tak bardzo zmacic moj spokoj i doprowadzi mnie to takich hustawek nastroju. Plus dla niego, udalo mu sie niemozliwe :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość minima
Ja tak krótko.. Aneri, wierz mi, są faceci, którzy nie lubią seksu i dla których seks mógłby po prostu nie istnieć. Wydaje się niewiarygodne.. a jednak, ja znam takich dwóch :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość porzuconaa a
Dawno nie pisałam i wiele się wydarzyło... napisał do mnie w nocy w moje urodziny, że kocha, że teskni ... pękło coś we mnie odpisalam na następny dzien był z kwiatami i prezentem... znów było tak pięknie powiedział, że chce być ze mną na zawsze..... uwierzyłam. Tak było dobrze 5 dni ooje zakochani 'na nowo' byłwczoraj zadzwonił telefon.. nie odebral powiedział, ze to facet z ubezpieczalni... mowie ok, ale cos mnie tknelo... jakis czas temu zapisalam sobie numer do ktorego czesto dzwonil jak na bilingu bylo i sprawdzialm ten numer byl ten sam co dzwonil gdy poszedl oddzwonilam i tam damski glos... rozlaczylam sie... wyszlam i powiedzialam, ze wiem kiedy klamie i czy moge zadzwonic po ten numer co dzwonil, on ze tak wiec biore telefon, a on zaczyna go wyrywać... wyszedl powiedzial, ze to koniec, a potem napisal smsa, że gratuluje... ja odpisalam, ze powinien sobie, ze zadzwonilam pod ten numer i wiem, ze to dziewczyna (naprawde wiele ze soba dzwonili bo widzialam wyciąg) i, ze nie ma robic ze mnie glupiej... kompletnie sie nie tlumaczyl... pisal tylko, ze ok ze jasne, ze juz sie do mnie nigdy nie odezwie... ze doporwadzilam do takiej sytuacji. Juz nie nie odpisałam... nie dam się omamić i wmówić sobie, ze to moja wina... ze to ja doproawdziłam NIE to nie jest moja wina.... to, że go sprawdziłam nie jest fair... ale ewidntnie mi coś nie pasowało gdybym zadzwonila, a odezwałby się facet zrobiło by mi się głupio i bym miała żal do siebie... a tak to tylko potwierdziły się moje przypuszczenia... nie wiem czy to koleżanka czy kochanka gdy jest w innym miescie gdzie pracuje.... gdyby chcial by sie wytlumaczyl, ale co tu tlumaczyc ?? ja sie noe odzywam, on napisal ze nigdy sie nie odezwie i bardzo prawdopodobne, że tak będzie... mi by było wstyd mówił, ze jestem kobieta jego życia, że zaręczyny itp.. on ma 30 lat, nie 15scie.... jak było by młodszy można by powiedzieć niedojrzały wyrosnie z tego.... w takiej sytuacji trudno czego jaś sie nie nauczy tego jan nie będzie umiał 100%. Nie płacze, nie lamentuje żyje jem... może mniej. Napisalam dziś ostatni egzamin skupiłam się na nauce.... dziwne, że tak potrafię to wszystko odsunać... co nie ?? kobietki ?? a może już mnie tak zranił, że sie znieczuliłam ?? wiecie co jest mi przykro jakos, ale bardzo głeboko.... i jakos tego nei czuje jak by bo bylo zupelnie pod skóra tylko gdzieś dalej... bo po co płakać za kimś kto cię oklłamuje ?? z kim by tylko się to pogłebiało ??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Porzucona Bardzo dobrze, że wywołałas tę rozmowę. Nie rozumiem tylko zachowania tego faceta...skoro zareagował tak gwałtownie to na pewno coś było na rzeczy, nie wiadomo jakie relacje łączyły go z tą panna, ale z całą pewnością nie były takie sobie tam obojętne, jak z koleżanką. Szkoda tylko, że swoim nieodpowiedzialnym postępowaniem obudził w Tobie nadzieję, ale trudno. Najważniejsze, że dałas sobie rade i wydaje mi się, że te "cudowne" 5 dni były Ci potrzebne, bo inaczej byś tęskniła i kurczyła się w sobie z bólu i smutku za kimś kto sie bawi nie tylko Tobą. Nie wiem naprawdę skąd biora sie ci wszyscy faceci, którzy żonglują wielkimi słowami, deklarują się na przyszłość i mają gdzieś, że czyjeś uczucia to nie zabawa, tylko poważna sprawa, że moga naprawdę doprowadzić do tragedii. Z tego co piszesz facet jest zwykłym ściemniaczem, niewiadomo ile przygód miał po drodze, zanim odkryłas prawdę. Nie ma sensu już analizować jego zachowania, bo wszystko jest jasne. A teraz jeszcze próbuje zrzucić na Ciebie odpowiedzialność za nieudaną próbe "powrotu", bo przeciez on chciał, a Ty wszystko zepsułaś. Kretyn,uwierz mi, że mając dowody jego nieuczciwości i konkretne zarzuty łatwiej uda Ci się zapomniec o tym, wyleczyć się i wrócić do życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×