Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość co z nicms eistałoo

Gdzie zniknął nagle p.Roman Giertych , który tak zaciecie oskarżał Prezydenta?

Polecane posty

Gość co z nicms eistałoo

nagle przepadł, jak kamfora, czubek jeden! Wałęsa potrafił przeprosić a ten koń nie, ale należałoby się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lecial jako pasazer
na gape do katynia o nim juz nic nie napisza :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość georgiy papkin
siedzą w swoich norach, zaczna się wyłaniać jak ucichnie szuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Frnanek
przecież 3 tygodnie temu wytoczył Prezydentowi sprawę ,ale myślę że głownym jego celem było pokazanie sie wyborców,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie lubie zadnego z nich
ale przeciez nie bedzie go atakowal, kiedy caly kraj jest w zalobie po prezydencie! a dlaczego ma przepraszac, za swoje sady o kaczynskim, jego smierc, chociaz bardzo przykra i tragiczna, nie zmienila tego jakim byl prezydentem. moim zdaniem slabym niestety podkreslam, nie lubie giertycha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do frufrufru
lepszy gietych niz po i sld, chociaz sld lepsze od po

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zróbcie wszystko by pozostał
nikim, ośmieszajcie, plujcie, niech kabaret wygrywa i igrzyska a takie sobie "bzdury" po małpce Palikota wybrałam: "Cenie Pana Lecha Kaczyńskiego za próbę przywrócenia odwiecznego sojuszu Polsko-Litewskiego. Jest on nazywany przyjacielem Litwy podczas gdy Donald Tusk postrzegany jest jako zagrożenie dla niepodległości, czy też przekupny człowieczek...a historia Litwy i krwawej chrystianizacji w której zginęło ponad 80% plemion bałtyckich od zawsze gnębiła naszych największych wieszczów narodowych....tzw. "Klątwa Prus" i nasze początkowe wpuszczenie Zakonu Ciemności na nasze Ziemie będą niestety zawsze najciemniejszą kartą historii gdy dokonano eksterminacji całego narodu...Prusów. Jakby nie było Litwini bardzo przeżywają i szeroko relacjonują wydarzenia w Polsce pełni obaw wobec ekipy z PO i ich "międzynarodowego" charakteru. Polecam lekturę litewskiego portalu " trochę szkolne zapiski, ale zamieszczę: "1. zatrzymanie rosyjskich czolgow pod Tbilisi 2. umocnienie polskiej tozsamosci i dumy narodowej 3. konsekwentna polityka budowania porozumienia z mniejszymi panstwami Europy srodkowo wschodniej (stad te 15 panstw ktore oglosily zalobe) 4. skuteczna walka o polskie interesy w UE (przedluzenie Nicejskiego systemu glosownia o 10 lat potem Joanina) 5. walka z komuna od Solidarnosci, przez walke z ukladem okraglostolowym i miazmatami z WSI, TW i nomenklaturowej oligarchii 6. Polska solidarna 7. swietne relacje z Izraelem skutkujace obumarciem mitu o polskim antysemityzmie ( przyjecie rebe Schudricha no ataku gazowym, nagrody dla policjantow za napis z Auschwitz) 8. polityka medalowa: od NSZ do NZS, w temacie pamiec i tozsamosc 9. zatrzymanie macherow od krecenia lodow w sluzbie zdrowia 10. zmusil swiat do uznania zbrodni poplnionej na Polsce w Katyniu , ina zachodzie przez klamstwo katynskie i Jalte. Zmusil Rosjan do zmierzenia sie z wlasna przeszloscia. tytuł "Człowieka Roku 2004", przyznany przez "Tygodnik Solidarność"; 17 stycznia 2007 otrzymał tytuł "Człowieka Roku 2006", przyznany przez Federację Regionalnych Związków Gmin i Powiatów RP ("w uznaniu zasług dla naprawy Rzeczypospolitej, przywracania pamięci o bohaterach walki o wolność obywatela i suwerenność państwa"); 24 stycznia 2007 na zakończenie trzydniowej oficjalnej wizyty w Turcji odebrał nagrodę "Europejskiego Męża Stanu 2006", przyznaną za "otwarte i szczere wsparcie procesu integracji Turcji z Unią Europejską". Nagrodę przyznały: Związek Dziennikarzy Europejskich, Zrzeszenie Tureckich Kobiet Biznesu oraz czasopismo poświęcone integracji Turcji z UE "True"; 16 kwietnia 2007 podczas oficjalnej wizyty w Gruzji odebrał doktorat honoris causa Państwowego Uniwersytetu im. I. Dżawachiszwilego; 14 maja 2007 Wielki Mistrz Zakonu Maltańskiego Andrew Willoughby Ninian Bertie uhonorował go Złotym Łańcuchem i Gwiazdą Orderu Zasługi Zakonu Maltańskiego; 25 czerwca 2007 przyznane mu zostało najwyższe odznaczenie Arabii Saudyjskiej, Łańcuch Króla Abdulaziza; 23 listopada 2007 prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili odznaczył go Orderem Zwycięstwa Świętego Jerzego; 6 grudnia 2007 odebrał doktorat honoris causa Narodowej Akademii Administracji Państwowej przy prezydencie Ukrainy; 6 grudnia 2007 prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko uhonorował go Orderem Jarosława Mądrego I Stopnia; 17 lutego 2008 otrzymał tytuł "Kociarza Roku" w plebiscycie czytelników miesięcznika "Kot"; 22 lutego 2008, w związku z objęciem Honorowego Protektoratu nad organizacjami harcerskimi, otrzymał Krzyż Honorowego Harcerza Rzeczypospolitej; 8 kwietnia 2008 otrzymał medal "Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej" w uznaniu działań na rzecz upamiętnienia ofiar zbrodni katyńskiej. Medal przyznała Polska Fundacja Katyńska; 2 września 2008 prezydent Portugalii Anibal Cavaco Silva przyznał mu Order Infanta Henryka z Wielką Wstęgą; 1 grudnia 2008 podczas oficjalnej wizyty w Mongolii odebrał doktorat honoris causa Mongolskiego Uniwersytetu Państwowego; 6 grudnia 2008 podczas oficjalnej wizyty w Korei Południowej odebrał doktorat honoris causa Uniwersytetu Studiów Zagranicznych Hankuk w Seulu; 1 stycznia 2009 został laureatem Nagrody im. św. Grzegorza I Wielkiego, przyznawanej przez "Niezależną Gazetę Polską"; 21 lutego 2009 z rąk prezydenta Słowacji odebrał najwyższe odznaczenie słowackie Order Podwójnego Białego Krzyża I Klasy; 18 marca 2009 otrzymał Krzyż Wielki z Łańcuchem Orderu Republiki Węgierskiej; 16 kwietnia 2009 otrzymał Order Wielkiego Księcia Witolda I Klasy z Łańcuchem; 1 lipca 2009 odebrał doktorat honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II; 1 lipca 2009 otrzymał Order Heydra liyeva; 3 lipca 2009 podczas oficjalnej wizyty w Azerbejdżanie odebrał doktorat honoris causa Uniwersytetu Słowiańskiego w Baku; 9 listopada 2009 podczas wizyty w Nowym Sączu odebrał honorowe obywatelstwo tego miasta; 21 stycznia 2010 otrzymał najwyższe odznaczenie Republiki Czeskiej, Order Białego Lwa I Klasy z Kollaną; 10 kwietnia 2010 został pośmiertnie uhonorowany Orderem Narodowego Bohatera Gruzji." dziecięce: "Zmniejszył składkę rentową, co ograniczyło koszty pracy, największą przeszkodę rozwoju rynku pracy. Zniweczył spekulacje w banku ochrony środowiska.Ogłosił, że nie sprzeda banku Szwedom i że rząd odkupi od nich wszystkie akcje ... Wydal prokuraturze nakaz ścigania zbrodniarzy i katów stalinowskich. Wetował wiele szkodliwych ustaw Platformy Obywatelskiej" "Czy prezydent rzeczywiście, jak to oceniła ostatnio jedna z gazet, zasługuje na zaledwie tróję z dwoma minusami? Lech Kaczyński nie ma dobrej prasy, notowania w sondażach też nie są najlepsze, media odnotowują głównie wpadki. Na półmetku jego kadencji większość komentatorów kiwa więc z politowaniem głowami, mrucząc (ci z prawicy) lub krzycząc (centrum i lewica), że nie tak miało być. Słowem - katastrofa. Tyle że choć poszczególne zastrzeżenia są sensowne i obniżają ocenę główną, to w sumie na pewno nie wychodzi z tego bilans dający się sprowadzić do trójki na szynach. To ocena niesprawiedliwa. Pomija bowiem zarówno elementy pozytywne tej prezydentury, jak i to, co było przedtem. Bo jeśli obecna głowa państwa wypada tak słabo, to jak ocenić w tym kontekście jego poprzedników: Wojciecha Jaruzelskiego, Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego? Jest bowiem paradoksem - co już napisano - że przy wszystkich słabościach i grzechach prezydentury Kaczyńskiego, to najlepszy z prezydentów po 1989 roku. Może nie najbardziej efektowny, na pewno pracujący poniżej oczekiwań i obietnic, ale wolny od fundamentalnych zastrzeżeń wobec poprzedników. Niepochodzący z nieprawego i totalitarnego źródła, jak Wojciech Jaruzelski, unikający nieprzewidywalności i dziwnych sojuszy w stylu Lecha Wałęsy, pomimo drobnych wpadek dbający o godność sprawowanego urzędu i przejrzystość relacji ze światem biznesu i "dealów" wypada dużo lepiej niż Aleksander Kwaśniewski. Lech Kaczyński stara się też spełniać podstawowe obietnice wyborcze, w tym prowadzenie polityki, którą nazwał "solidarną". Robi to konsekwentnie, zapowiadając choćby sprzeciw wobec rozwiązań, które ocenia jako niesprawiedliwe społecznie - zarówno za rządów Donalda Tuska, jak i wcześniej, Jarosława Kaczyńskiego, Kazimierza Marcinkiewicza. Przykładem są deklaracje, że nie ma mowy o rozwiązaniach w służbie zdrowia, które doprowadziłyby do powstania dwóch kategorii pacjentów - bogatych w jednoosobowych salach i biednych na korytarzach. I nie rozstrzygam, czy prezydent ma rację. Odnotowuję tylko konsekwencję. Ale przede wszystkim prezydentura Lecha Kaczyńskiego jest mozolnym i mało efektownym, ale ogromnie ważnym spłacaniem długu pamięci wobec wszystkich, którzy po 1944 roku poświęcali życie i energię dla sprawy niepodległej Polski. Czasem, aż wstyd, że dopiero ten prezydent potrafił odnaleźć i uhonorować żołnierzy wyklętych, którzy z bronią w ręku stanęli do walki z komunistami po wojnie, ludzi marca 1968, działaczy SKS, "Solidarności" i dziesiątek odważnych lub nawet bohaterskich, a mało znanych środowisk. Trochę szkoda, że pojawiające się wpadki, jak pomyłka z odznaczeniem dla Wojciecha Jaruzelskiego czy dziwny i niewyjaśniony spór wokół orderu dla Adama Michnika, przysłaniają czasami istotę tej pracy przywracającej społeczną pamięć, nadrabiającej zaniedbania lat poprzednich. No i filar trzeci: polityka zagraniczna. Tak naprawdę to właśnie rok 2005 wyznaczył pewne nowe kierunki i cele polskiej dyplomacji. Nie była to rewolucja, ani katastrofa, ale lekkie, choć ważne, przesunięcie. W skład tego pakietu wchodzi zarówno bardziej świadome i mocniejsze niż wcześniej czyniono wspieranie prozachodnich dążeń ukraińskich, w tym otwarcia dla niej drogi do NATO. Taka sama oferta dla Gruzji. Próba znaczącego wzmocnienia Polski w Unii Europejskiej, co zresztą po części się udało. No i twarda polityka wobec Rosji, żądanie traktowania Polski jako pełnoprawnego członka UE. Wreszcie podjęcie rozmów z USA na temat tarczy antyrakietowej mogącej przy rozsądnych negocjacjach znacznie zwiększyć bezpieczeństwo naszego kraju, kontynuowanie obecności w Iraku. I choć Donald Tusk podawał sporą część tego pakietu w wątpliwość, choć wycofał się z Iraku, to zasadniczo prowadzi taką samą politykę zagraniczną. Im dalej od wyborów, tym bardziej zbieżną. Jak wycisnąć różnice, zostają tylko emocje i wzajemne złośliwości. A jednak prezydent ma o czym myśleć na półmetku. Bo w tej prezydenturze jest rzeczywiście coś niedokończonego, coś, przez co nie może ona wybrzmieć do końca i pozostawia spore poczucie niedosytu. Sądzę, że to brak odpowiedzi na najprostsze pytanie: jakim być prezydentem, gdy brat bliźniak jest premierem? Może warto powiedzieć wprost - prezydent wszystkich Polaków to nie ja? Jak komunikować się z Polakami? Może warto by postarać się o bardziej precyzyjne, jaśniejsze i zwięzłe wypowiedzi w telewizyjnych wywiadach? Co jest najważniejsze, z czego przede wszystkim chce być rozliczony? Tego też nie wiemy i nie wie sam Lech Kaczyński. Zbyt często więc zmienia kierunki i tempo, pozwalając, by jego działaniami rządziły nie plan i kalkulacja, a emocje i niecierpliwość. Sam gubi co chwila z oczu cel. Trudno się więc dziwić, że Polacy też go nie za bardzo dostrzegają. Czy to wszystko jednak naprawdę zasługuje tylko na 3 z dwoma minusami? Powtarzam - moim zdaniem to nie jest sprawiedliwa ocena. Ja stawiam czwórkę. Bez minusów i bez plusów. a Michał Karnowski" "Prezydentura Lecha Kaczyńskiego, logicznie biorąc, nie miała prawa nam się przydarzyć. W czasach polityków gładkich Polacy wybrali prezydenta chropowatego. W epoce, w której o wynikach wyborów decydują media, postawili na niego wbrew telewizjom, pieniądzom, sondażom. Tak, Polska to jednak wciąż kraj, w którym czasem zdarzają się rzeczy gdzie indziej niemożliwe „Gdyby w Polsce nie było romantyzmu, to prawdopodobnie dziś nadal siedzielibyśmy w Pałacu Namiestnikowskim. Pod tą szerokością geograficzną i w takich czasach, w jakich żyjemy, romantyzm sprawdza się znacznie lepiej niż pozytywizm mówił prezydent Lech Kaczyński w rozmowie z „Gazetą Polską 14 maja 2008 r. Być może to ostatnie zdanie można uznać za motto jego prezydentury. On nie miał prawa wygrać Kto wybrał Lecha Kaczyńskiego? Pamiętamy przytaczane przez komentatorów nie bez złośliwości statystyki. Ludzie starsi, z małych miejscowości, bez wyższego wykształcenia, niezbyt bogaci. To oczywiście nie była cała prawda, bo wybrała go także tradycyjna część polskiej inteligencji, przekazującej w swoich rodzinach z pokolenia na pokolenie wartości Polski przedwojennej. Cóż, ta „przedwojenna inteligencja niezbyt mocno zawyżała średnią, gdy chodziło o status majątkowy wyborców prezydenta... Tak, to przede wszystkim ci wykluczeni z możliwości awansu od czasów PRL Polacy wybrali na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. PR-owcy i specjaliści od wizerunku łapali się wtedy za głowy, choć publicznie robili dobrą minę do złej gry. Bo co im pozostawało, gdy tydzień wcześniej sondaże informowały, że Lech Kaczyński przegra o 24 punkty procentowe? Pamiętam rozmowę z dość znanym socjologiem, o mocno lewicowych, ale demokratycznych przekonaniach, który podzielił się ze mną swoim zaskoczeniem, że polityk tak chropowaty wygrał. Po chwili milczenia dodał, trochę wbrew własnym przekonaniom: „Z drugiej strony to chyba dobrze świadczy o Polakach, że nie kierują się pozorami. Dziś nie ma czego się wstydzić należałem do tych, którzy mieli łzy w oczach, gdy Lech Kaczyński meldował bratu wykonanie zadania. Tak, właśnie wtedy. To był gest politycznie nieopłacalny. Zbyt łatwy do ośmieszenia. Krytykowany także przez niektórych ludzi mu życzliwych. Ale także dlatego wspaniały. Pokazujący, że są rzeczy ważniejsze niż marketing, wizerunek, PR. Teraz już można mówić Jak ten wybór był możliwy? Te szczególne dni to czas, w którym trzeba pisać rzeczy, które wcześniej ciężko przechodziły nam przez usta. Bo niezręcznie było tak mówić o żyjącym polityku, który siłą rzeczy uczestniczy w codziennych rozgrywkach. O wyborze Lecha Kaczyńskiego ostatecznie zdecydowała sekwencja zdarzeń z kilku miesięcy 2005 r. 2 kwietnia 2005 r. odszedł Jan Paweł II. Polacy poszli do kościołów i wyszli na ulice, zaczęli myśleć o Panu Bogu i o swojej historii. 23 października 2005 r. wybrali na swojego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nieliczni socjologowie, którzy publicznie połączyli te dwa fakty, mówili, że Kaczyński, rodzinnie wywodzący się z tradycji Powstania Warszawskiego, który rok wcześniej otworzył upamiętniające je muzeum, wpisał się ze swoim wizerunkiem w społeczne nastroje. Ci, którzy wolą mówić nie o wizerunku, lecz o Panu Bogu i historii, użyliby tu zapewne innej terminologii... Oczywiście to niejedyne przyczyny wcześniej była afera Rywina, a jeszcze wcześniej praca Lecha Kaczyńskiego na stanowisku ministra sprawiedliwości, gdzie na tle słabo funkcjonującego państwa zbudował sobie wizerunek polityka skutecznie walczącego z przestępczością. Tak oto Lech i Jarosław Kaczyńscy, dla których środowiska w latach 90. nie było miejsca w polskim parlamencie, wrócili na szczyty polskiego państwa. Mimo że co Lech Kaczyński powiedział zaraz po wyborze były czasy, gdy myślał, że polityka jest już poza nim. Czy był prezydentem wszystkich Polaków? O Ronaldzie Reaganie pisano, że był prezydentem, który mało przejmował się tym, co wielu innym głowom państw zajmowało większość czasu. Miał „tylko kilka spraw, które chciał załatwić. W tym tę najważniejszą dla nas obalenie komunizmu. Prezydent Lech Kaczyński miał oczywiście w Polsce nieporównywalnie mniejsze uprawnienia niż Reagan w Ameryce. Ale pewna analogia jednak istnieje. Gdy chodzi o prezydenturę Lecha Kaczyńskiego, to jego błędy choćby personalne, był zwolennikiem nominacji nieudanego ministra spraw wewnętrznych nie będą mieć z perspektywy historycznej żadnego znaczenia. Liczyć się będzie te kilka najważniejszych spraw, w których nie oglądając się na koszty, zrobił wszystko, co zrobić się dało. I jasne było, że nie zrezygnuje z nich nie tylko za cenę wyborczej porażki, ale za ŻADNĄ cenę. Lechowi Kaczyńskiemu zarzucano, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków, którym ogłaszał się jego poprzednik. Mylnie. Był prezydentem całego narodu, a nie prezydentem opinii publicznej, wyrażanej w tym czy innym sondażu pod wpływem tych czy innych mediów. Narodu rozumianego jako ciąg pokoleń, które przeminęły i które nadejdą. Dla tego narodu nie było ważniejszych spraw niż przywrócenie mu tożsamości i zapewnienie trwałej pozycji wśród państw wolnych i mających szanse się rozwijać. Ci, którzy go wybrali, widzieli te wartości jako ważniejsze niż preferowany przez innych święty spokój. Jaka miała być Polska Lecha Kaczyńskiego? Miała być państwem, w którym oczywiste jest, że szef banku centralnego i rzecznik praw obywatelskich lecą do Katynia. Mimo że historia nie wchodzi w zakres ich kompetencji. Dla Sławomira Skrzypka i Janusza Kochanowskiego to było oczywiste. Dla ich poprzedników takie jasne to nie było. To Polska, w której jedna z tragicznych ofiar, o której myślimy w tych dniach szczególnie często, czyli Anna Walentynowicz, zginęła odznaczona Orderem Orła Białego. A z nią odznaczonych zostało wielu, którzy byli w PRL gnębieni, a w III RP znaleźli się na marginesie. Ta polityka przywracania tożsamości pozostanie na zawsze dorobkiem Lecha Kaczyńskiego i innych tragicznie zmarłych, w tym prezesa IPN Janusza Kurtyki. Spowodowała ona nieodwracalne skutki, gdy chodzi o młode pokolenie. Młodzież z czasem mogła dać się wciągnąć mediom w rechot z Kaczyńskiego, ale nie śmiała się na filmach o Katyniu, księdzu Jerzym, generale „Nilu ani w Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie łączyła ich z osobą prezydenta. One były dla niej czymś naturalnym. Nie wiedziała, że w latach 90. tego wszystkiego nie było. Nie wiedziała, co swojemu prezydentowi zawdzięcza. I znowu teraz już możemy powiedzieć, że przecież choć tego nie mówiliśmy wszyscy myśleliśmy o Januszu Kurtyce jako o kimś, kto mógłby być przez wiele lat polskim mężem stanu, pełniącym najwyższe stanowiska w państwie. Predestynowały go do tego horyzonty intelektualne, determinacja w działaniach, za które był atakowany, oraz umiejętność realizowania osiągalnych celów. Prezydent od przyszłości Jednak Lech Kaczyński był prezydentem nie tylko od przeszłości, ale także od przyszłości. Przeszłość była w jego myśli politycznej kreatorem przyszłości. Jego prezydentura dowiodła, jak idiotyczna jest owa opozycja zajmować się przeszłością czy przyszłością funkcjonująca na naszym śmietniku bełkotliwej medialnej mowy. Gdy w czasie rosyjskiej agresji na Gruzję prezydent Kaczyński przemawiał na placu w Tbilisi, przychodziła na myśl powieść „Kontra Józefa Mackiewicza. Książka o losach żołnierzy z narodów leżących na wschód od Polski. Podczas wojny walczyli przeciwko Związkowi Sowieckiemu, a potem jako członkowie narodów drugiej kategorii zostali wydani przez cywilizowany Zachód w ręce Stalina. Gdy w Tbilisi obok polskiego prezydenta i z jego inicjatywy stanęli prezydenci Ukrainy, Litwy i Estonii oraz premier Łotwy, przełamany został przeklęty fatalizm historii. Oto narody drugiej kategorii zachowały się jak narody z tej lepszej Europy. W wywiadzie dla „Gazety Polskiej prezydent mówił: „Rosja ma wobec Polski i wszystkich krajów byłego bloku wschodniego swoje cele. Zrezygnuje z nich tylko wówczas, gdy będzie musiała, a nie z powodu jakichś sentymentów. Nie był wrogiem Rosji, lecz neoimperialnych ambicji Kremla. Także tych, które mają być zrealizowane naszym kosztem. Mówił na naszych łamach: „Rosja musi zaakceptować nas jako pełnoprawnego, suwerennego członka Unii. Dopóki tak się nie stanie, w naszych relacjach nic tak naprawdę się nie zmieni. Nie może być tak, że rozmawiając w Moskwie wysoki rangą polityk rosyjski mówi do wysokiego rangą polskiego gościa: powiedzcie, jakie macie do nas sprawy, bo my do was nie mamy żadnych. Otóż nie mam wątpliwości, że spotkania w takiej atmosferze tylko szkodzą Polsce. Nic, dosłownie nic jej nie przynoszą. Rechot wyraz pogardy dla zwykłych Polaków Gdy Lech Kaczyński zostawał prezydentem, jego wrogowie nie znaleźli sposobu, by wykpić jego patriotyzm i to, co nazwano polityką historyczną. Ale później bardzo mocno nad tym pracowali. Użyto do tego wszystkich możliwych kalek propagandowych znanych z polskiej historii. Przeglądając „Szpilki z czasów socrealizmu, zaszokowany byłem, jak wiele ówczesnych schematów zostało uruchomionych. Ileż w tamtej „satyrycznej propagandzie było „zaplutych karłów reakcji, „kieszonkowych fhrerów, „niewielkich człeczyn, ile nawoływań, by dać sobie spokój z ojczyzną i honorem, bo trzeba się skupić na przyszłości, ile wezwań „Do młodego wyborcy w rodzaju: „Zniszcz na zawsze, światłem nakryj, rozpędź dnia przeszłego mrok. W propagandzie przeciwko Lechowi Kaczyńskiego kwestionowano jego „prezydenckość. Gdy tylko się dało, unikano nawet słowa „prezydent. Nigdy nie zapomnę głównego wydania pewnego telewizyjnego dziennika (staram się możliwie unikać dziś nazw i nazwisk) z 3 maja (!), w których przy okazji patriotycznego wystąpienia prezydenta umieszczono przegląd jego wpadek, m.in. mówiącego słynne „Spieprzaj, dziadu. Nie mogłem uwierzyć, że jestem częścią tego samego narodu co ludzie, którzy uznali to za fajny pomysł. Bronią używaną przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu rzadko była satyra czy śmiech. Częściej rechot. Nawet Maria Kaczyńska przynosząca mężowi do samolotu kanapkę w reklamówce stała się obiektem rechotu. Ta sama scenka opowiadana była w ostatnich dniach jako wzruszająca, piękna, będąca dowodem miłości prezydenckiej pary. W tym centralnie sterowanym rechocie było bardzo wiele pogardy dla zwykłych Polaków, których do tego rechotu pobudzano. Trzeba było wielkiego cynizmu, by dla politycznych celów wyzwalać z szarych ludzi najgorsze instynkty. To była próba załatwienia się z nimi jako obywatelskim podmiotem w życiu kraju. Uprzedmiotowienia ich na nowo. To było też zaprzeczenie roli, jaką w narodzie pełnić powinna elita. Odwrotność misji inteligencji, którą jest podciąganie tych zwykłych ludzi na wyższy poziom. Urban w masce Gombrowicza W centrum rechotu był osobnik, którego niektórzy porównywali z Witoldem Gombrowiczem, a był co najwyżej mniej inteligentnym Jerzym Urbanem. Na marginesie tego rechotu było wszystko, łącznie z kwestionowaniem zasług opozycyjnych (!) czy kolportowaniem w internecie bzdurnych plotek na temat ojca prezydenta. Do walki z Lechem Kaczyńskim użyto młodzieży, przede wszystkim studentów. To było chyba największym paradoksem tej prezydentury. Bo to młodzież chcąca się kształcić mogła NAJWIĘCEJ zyskać w wyniku projektu IV RP. Bo to jej szanse rozwoju najsilniej blokowane są w postkomunistycznym państwie, gdzie wykształceni młodzi ludzie często pracują na kasie lub w ochronie, bo kariera jest dla tych z właściwej rodziny, z odpowiednimi układami, z „dojściami do zamkniętych zawodowych korporacji. Ile bredni upowszechniano na temat tego, jak to cały świat się śmieje z polskiego prezydenta, wiedzą najlepiej ci, którzy wyjeżdżali w tym czasie za chlebem. To tam ze zdziwieniem dowiadywali się, że dla zachodnich mediów Polska nie jest w ogóle przedmiotem tak wielkiego zainteresowania, by poświęcać jej czołówki gazet. A stanowcza polityka naszego prezydenta, rzeczywiście u niektórych wywołująca irytację, budziła też respekt i szacunek. Był twardy tam, gdzie było trzeba Jako prezydent Lech Kaczyński był zwolennikiem jak najsilniejszego związania interesów Ameryki z niepodległością Polski. To jego obóz polityczny pierwszy zgłosił na początku lat 90. (kto dziś o tym pamięta?) koncepcję członkostwa Polski w NATO i z determinacją do niej przekonywał. Polskę do NATO wprowadzili inni, którzy dołączyli do zwolenników naszej przynależności do Sojuszu później. Prezydent Kaczyński odwiedzając Amerykę i spotykając się z prezydentem Bushem, podpisał z nim umowę o współpracy naukowo-technicznej. Wspierał wysyłanie do Afganistanu naszych żołnierzy. Jednym z najważniejszych czynników mających wzmocnić zainteresowanie Ameryki niepodległością Polski miała być instalacja w naszym kraju amerykańskiej tarczy. Opóźnienia w tej sprawie zawinione przez rząd konkurencyjnej partii przyczyniły się do tego, że sprawa nie została zagwarantowana za prezydentury Busha, a Obama z tarczy w Polsce zrezygnował. Zbierzmy to w jednym miejscu. Kaczyński był prezydentem stanowczym tam, gdzie należało być stanowczym, i przyjaznym tam, gdzie należało być przyjaznym. Prowadził twardą politykę wobec neokolonialnych zakusów Putina. Popierał nasze uniezależnianie się od narzędzia tej imperialnej polityki rosyjskiego gazu. Zdecydowanie bronił naszych interesów w ramach Unii Europejskiej. Jednocześnie zacieśniał nasze związki z Ameryką. Pomagał w umacnianiu się państw, które wyzwoliły się spod sowieckiego buta zarówno w ich, jak i NASZYM interesie. Budował też przyjazne stosunki z Żydami i Izraelem (kto z młodych wykształconych o tym wie?). Niestety, zbyt często współpracować musiał z polskimi politykami, którzy tchórzyli, gdy trzeba było się o polskie sprawy bić; ustępowali, gdy trzeba było polskie interesy negocjować; natomiast wielką twardość na pograniczu niechęci wykazywali tam, gdzie wystarczyło podać przyjaźnie dłoń. Testament polityczny prezydenta Kaczyńskiego Twierdzę, że w latach 20052010 mieliśmy w Polsce prezydenta ponad stan. Ponad stan naszych elit intelektualnych, kulturalnych, biznesowych, politycznych. Naszych realnych możliwości, postkolonialnego, postkomunistycznego kraju. Ci, którzy odczuwają niedosyt, że nie udało się osiągnąć więcej, niech zadadzą sobie pytanie, gdzie bylibyśmy bez tej prezydentury. W tym, że wybrali Go nam ludzie prości, tkwił paradoks. Ale gdy głębiej się na tym zastanowimy, dojdziemy do tego, że był to paradoks pozorny. Co dalej z nami? Co dalej z Polską, w której przeciwnicy prezydenta przejmą teraz pełnię władzy? Co zrobi przeżywający najcięższe chwile Jarosław Kaczyński, którego los zachował przy życiu? Co zrobią dawni autorzy rechotu? Czy za parę tygodni nie usłyszymy spekulacji, że to prezydent zmusił pilota do lądowania i zabił polską delegację? Nie łudźmy się, po tamtej stronie siedzą nie tylko ludzie wrażliwi. W cytowanym już naszym wywiadzie z prezydentem padły i takie słowa: „Nie mam wątpliwości, że jestem przeszkodą w odbudowie państwa, w którym wszystko, co było najgorsze w III RP, miałoby powrócić w pełnej chwale. Jak brzmią one dzisiaj? Uchylę się w tym tekście od stawiania hipotez, co dalej. 10 kwietnia 2010 r. dogoniła nas historia. Wydawało nam się, że Oświęcim i Katyń były dawno. PRL też coraz dawniej. Rozpoczął się nowy wiek. A my w czasach internetu i telefonów komórkowych powinniśmy o tej przeszłości pamiętać, ale jako o czymś, co wydarzyło się kiedyś. Pojawiająca się gdzieniegdzie dyskusja, czy dziś młodzież byłaby zdolna podjąć walkę, jak Ci w Powstaniu Warszawskim, to był tylko nieszkodliwy myślowy eksperyment. Tymczasem przeszłość nagle stała się teraźniejszością. Wszystko wróciło w mgnieniu oka. Wypowiedzi, że to „drugi Katyń, bo znowu straciliśmy kwiat polskiej inteligencji, odruchowo uznałem za przesadzone. Bo wtedy 22 tysiące, a teraz niespełna setka... Ale po chwili dotarło do mnie wtedy mieliśmy nasze wspaniałe przedwojenne elity. Dziś są one przerażająco nieliczne. Polityka międzynarodowa Lecha Kaczyńskiego znalazła się w ostatnim czasie w odwrocie z powodu strat, których powstrzymanie było ponad nasze siły. Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych zdaje się jak na razie mniejszą rolę przypisywać Polsce. Niezbyt korzystny dla nas obrót wydaje się przyjmować sytuacja na Ukrainie. Zapewne dziś wspólny wyjazd pięciu przywódców do Tbilisi nie byłby możliwy. Rzecz w tym, że jeśli zakładamy, iż nasze państwo, polska odrębność jest wartością, to nie mamy innej racji stanu niż ta, którą realizował Lech Kaczyński. Na tyle, na ile mógł, a chwilami bardziej, niż mógł, bo jak Piłsudski z wiersza Lechonia starał się „czynić niemożliwe. Tłumy, które wyszły w Warszawie na ulice i dachy, miały prawo czuć to samo, co zgromadzone na Polach Mokotowskich w 1935 r. Walka o przywrócenie naszej narodowej tożsamości i o poszerzanie w Polsce oraz całej naszej części Europy strefy wolności, niepodległości i szans na budowę europejskiej normalności, pozostaje politycznym testamentem Lecha Kaczyńskiego. A śmierć w smoleńskim lesie jest tego testamentu symbolem. Piotr Lisiewicz" "jedno najwazniejsze: przywrocenie Polakom dumy z tego, ze sa Polakami. - mimo wieloletnich staran Adama Michnika i pozostalych srodowisk lewackich - by Polacy wstydzili sie z tego, ze sa Polakami. " "1. Inspirator Muzeum Powstania Warszawskiego 2. Uhonorował żyjących kombatantów II wojny światowej oraz uczestników Powstania Warszawskiego zapomnianych przez jego poprzedników. 3. Godnie reprezentował RP podczas wizyt międzynarodowych - nigdy nie cierpiał na "zespół chorych goleni" po wypiciu wyborowej, tak jak jego poprzednik." "Jednym z niewielu mądrych słów byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego było, co powtórzył przy okazji smoleńskiej tragedii, że Polacy o wiele lepiej traktują zmarłych niż żywych. Wpisuje się to niestety idealnie zwłaszcza w nasz stosunek do tragicznie zmarłej głowy państwa. Lech Kaczyński nie był przez polskie społeczeństwo kochany. Nie był nawet przez nie lubiany. Bez zbędnej przesady można powiedzieć, że żaden polityk po odzyskaniu suwerenności w 1989 roku nie miał tak złej prasy. Nie zjednywał sobie obywateli, tylko ich dzielił. Głównie tym, że swoimi działaniami uniemożliwiał przyjęcie wobec niego postawy neutralnej. W ciągu kilku dni od tej tragicznej soboty usłyszeliśmy jednak o tym absurdalnie pogardzanym polityku więcej ciepłych słów niż przez ponad cztery lata sprawowanej kadencji. Ze świata nagle dopływają do nas głosy, że był politykiem europejskiego formatu, a nie zagrożeniem destabilizującym Unię Europejską. Warto wspomnieć, że najwspanialsze, pełne przyjaźni i spontaniczności słowa pod adresem naszego prezydenta wygłosił obcokrajowiec, prezydent Gruzji Michael Saakaszwili. Ale i u nas Lech Kaczyński nie jest już traktowanym z politowaniem kartoflem i kurduplem, w kosmos wyleciały strony typu spieprzajdziadu i zegary odmierzające czas do końca jego prezydentury, rzadko określa się go już inaczej niż mianem męża stanu. Dlaczego? Czy jedna tragiczna omyłka, czyjś niebotyczny w rozmiarach okropieństwa błąd może aż tak bardzo zmienić postrzeganie jednej osoby i wszystkiego, czego ona sobą reprezentuje? Niestety, trzeba było śmierci człowieka i to śmierci poniesionej w tragicznych okolicznościach, aby można było docenić jego zasługi dla kraju. A Lech Kaczyński je miał. Był, czego nikt nie może podważyć, człowiekiem uczciwym, konsekwentnym w swoich działaniach i pełnym patriotycznych uczuć. Starał się z mniejszym lub większym sukcesem godnie reprezentować interesy naszego narodu na arenie międzynarodowej, czego rzetelna ocena przyjdzie dopiero z czasem. Swoim postępowaniem Kaczyński udowodnił też wielokrotnie, że nie zabiegał o szacunek swojego narodu. W jego przekonaniu naród, który wybrał go na tę funkcję, powinien mu ten szacunek okazywać. Tego samego domagał się od swoich oponentów politycznych. Nikt jednak nie zdawał się tego zauważać, a przeciwnicy polityczni Kaczyńskiego bezustannie go krytykowali. Nie chodzi mi bynajmniej o poziom merytoryczny tych argumentów, bo krytykować prezydenta oczywiście można, a nawet trzeba. Tu stało się tak, że wysuwane argumenty przeniosły się w żenujące rejony kpin z wyglądu zewnętrznego, dykcji czy urody małżonki. Po Smoleńsku wszystkie jego Borubary, Irasiady, kanapki w reklamówce, poprawianie garnituru przez Marię Kaczyńską stają się nagle zabawnymi drobiazgami, w ogóle nieistotnymi, które jednak swego czasu urastały do miana spraw pierwszorzędnych. Nie słychać już dziennikarzy chcących odgryźć sobie język, gdyby Kaczyński nie wystartował w wyborach prezydenckich, media nie montują godzinnych programów w połowie składających się z niedorzecznych docinków na jego temat. Nikt też nie mówi o jego rzekomym alkoholizmie i nikt więcej nie powie „jaki prezydent, taki zamach. Istny pupil salonu. Nie piszę tych zdań z pozycji zwolennika Lecha Kaczyńskiego. W wielu kwestiach nie zgadzałem się z nim i z całą pewnością nie oddałbym na niego głosu w planowanych na październik wyborach. Jako polityk miał poważne słabości: w wielu wypadkach okazywał się kłótnikiem, który nie potrafił wyzbyć się przywiązania do partyjnych interesów. Stawiał na szalę powagę swojego urzędu dla spraw absolutnie nieadekwatnych do zaistniałej sytuacji. Wetował reformy niezbędne z czysto ekonomicznego punktu widzenia. Zdrowy rozsądek podpowiada mi jednak, że w przeważającej większości byliśmy dla niego niesprawiedliwi. Sam nigdy nie mogłem pozbyć się wrażenia, że widzę w nim człowieka znajdującego się zupełnie nie na swoim miejscu, wmanewrowanego w wielką politykę i chyba nie do końca szczęśliwego, ale który musi swoją misję doprowadzić do końca. Kaczyński nie miał cech, które polityk posiadać powinien trzymał się swoich, bezsprzecznie konserwatywnych zasad, nie umiał się uśmiechać na zawołanie i bardzo słabo przychodziło mu osiąganie kompromisów bez wywierania ogólnego wrażenia małostkowości. Obecność mediów paraliżowała go, dopiero gdy kamery odstępowały od niego okazywało się, że w życiu prywatnym jest to całkiem sympatyczny, wesoły i trochę nieśmiały człowiek. Jak niejeden z nas. Wydaje się jednak, że ta próba uczłowieczenia go przyszła trochę za późno. Warto w takich chwilach momentach sięgnąć do środków masowego przekazu jeszcze z piątku, żeby zrozumieć, ile bezsensownej agresji, ile głupich sporów zajmowało naszą uwagę. Debaty w polityce od dawna nie były debatami, a awanturami. Nie chodzi o to, żeby przekonać wyborców do swojej racji, ale o to, żeby ośmieszyć i zmiażdżyć swojego przeciwnika. Być może dopiero ta tragedia zmusi nas do refleksji, że w swoim buractwie, nieumiejętności wysłuchania innych, nieuzasadnionej zawziętości i kompleksach nasze życie polityczne osiągnęło niechlubne wyżyny. Nie możemy jednak mieć złudzeń, że smoleńska tragedia w czymś je zmieni. Bo nic nie może go zmienić. Nie wyzbędziemy się tak łatwo negatywnego stosunku do polityków, ani oni nie przestaną stosować wobec siebie brudnych chwytów. Nam jako społeczeństwu może za to uda się pojąć, jak ważną funkcję dla narodu spełniają najwyższe władze państwowe i nauczymy się je traktować z należytą godnością. Doświadczenia ostatnich dni pokazują, że jest na to ogromna szansa, której nie buduję wyłącznie na naszej naprawdę chwalebnej narodowej skłonności do ponadpodziałowego łączenia się w chwili klęski. Zawsze jednak zostaje pytanie: dlaczego taka musiała być cena tego wszystkiego? Wulgaryzacja życia publicznego jest jednak czymś, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Całe szczęście, że pozostaje jeden temat, którego nie da się zbanalizować i o którym zwyczajnie nie da się mówić bez oznak szacunku śmierć. Opłakując śmierć prezydenta i wszystkich poległych w katastrofie łapiemy się na tym, że żal nam przede wszystkim ludzi, ich rodzin . Czy nasz płacz jest szczery? Na pewno. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Tak samo jak nie mam wątpliwości, że gdyby nie sobotnia tragedia Lech Kaczyński nadal byłby wyszydzany i najprawdopodobniej z kretesem przegrałby reelekcję. Słowa te dotyczą w dużej mierze także innych polityków zgromadzonych na pokładzie feralnego Tupolewa. Bo przecież gdyby przed tą hekatombą ktoś powiedział, że niektórych ofiar katastrofy nie zobaczymy już w polityce, wielu z nas ucieszyłoby się. Smutną konstatacją jest więc wniosek, że aby cię dobrze wspominano nieważne jest, co robisz i jak to robisz, lecz ważne, żebyś umarł w odpowiednim momencie. PS. Celowo pomijam spór o Wawel: po kilku dniach przepychanek. protestów, kiedy wyszło, że tak samo jak lubimy płakać, lubimy się kłócić, ciężko napisać coś innego poza tym, że przy grobie powinno się milczeć. Niech spoczywają w pokoju. Jerzy Ślusarski" "Za kilkanaście lat wyrosną nowe pokolenia Polaków i być może dzięki temu że ś.p pan Prezydent spocznie na Wawelu zainteresują się historią Katynia - chodzi mi szczególnie o wycieczki szkolne do Krakowa gdzie zwiedzanie Wawelu to niewątpliwie punkt numer 1 takich wojaży. Nie możemy zapomnieć o tym co działo się 70 lat temu, gdy ginał brat za bratem naszej ojczyzny. Druga sprawa.. czy zdarzyło się kiedykolwiek by prezydent naszego państwa oddał życie za swój kraj ? NIE ! Na dodatek w takiej katastrofie jakiej świat nie widział. Był wielkim patriotą i katolikiem. Wstyd mi za moich bliźnich, którzy nawet po śmierci człowiekowi spokoju nie dadzą. Okażcie mu przynajmniej odrobinę szacunku jakiego nie miał za życia. Módlcie się za dusze tragicznie zmarłych a nie sączycie jad w tych smutnych dla naszej historii dniach."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie był najgorszy, nie był nikim, na pewno był dobrym męzem i ojcem, ale nie był genialnym prezydentem, bez przesady. "umocnienie polskiej tożsamości i dumy narodowej" - przepraszam, to jego zasługa?? chyba nadużyciem jest takie stwierdzenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a proszę bardzo proszę
napiszcie mi który obecny prezydent jest taki genialny i wspaniały, który dokonał czegoś wielkiego? oceńmy innych prezydentów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość widocznie maja na tyle taktu
zeby uszanowac zalobe, debilki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a inni?
Wielu ludzi było przeciwnych prezydenckim poczynaniom. To norma, mamy demokrację. Z powodów oczywistych po śmierci taka walka jest zakończona i z szacunku milczą. A czemu się nie pytacie co teraz robi ksiądz dyrektor Rydzyk? Przecież on nawał prezydentową wiedźmą i mówił, że o szambie się nie mówi perfumeria. A ksiądz dyrektor teraz razem z płaczkami oddaje największe hołdy. To dopiero obłuda!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość widocznie maja na tyle taktu
poza tym zrozumcie jedno :D polityk jest w tv, kiedy go tam zaprosza, jakbyscie np weszli na blog palikota to przeczytalibyscie taki wpis: "Mówić należy tylko wówczas gdy nie powinno się milczeć." ale pewnie zrozumiec to zdanie to dla was zbyt wiele

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość www.nokaut.pl/#pid=38177
Giertych oskarżał Jarosława a nie Lecha,nie rozumiesz tego co oglądasz w serwisach informacyjnych?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olekof
oo ty to jesteś fantasta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i dobrze ze go nie ma
no zniknal

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×