Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pomoc doraźna

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.3

Polecane posty

Wypominanie 🌻 :-) Witaj w naszym temacie.Milo Cie tu zobaczyc. 🌻 Piszesz" Ciężko mi osowić się z tym, że zostałam całkiem sama, głupio mi teraz zbliżyć się na nowo do moich koleżanek, więc szukam wsparcia w rodzinie. Chciałabym już obudzić się za miesiąc wolna od myśli o nim. Najgorsze jest to, że cały czas mam w pamięci te dobre chwile, których mimo wszystko było dużo. " 🌻 Rozumiem,ze Ci moze byc glupio w stosunku do kolezanek,masz prawo tak sie czuc,ale mysle,ze gdy wytlumaczysz kolezankom,dlaczego sie odsunelas,to zrozumieja,a moze jeszcze Ci pomoga. 🌻 Wieczorem moze Ci byc najgorzej,bo fajnie byc wtedy z kims kochanym,a moze podswiadomosc Twoja pamieta,ze byliscie wtedy razem. 🌻 ❤️ Pozdrawiam Cie cieplutko,zagladaj do nas czesciej,jutro pewnie wiecej dziewczyn sie odezwie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja przez jakis czas po takich zwiazkach pamietalam glownie zle chwile.Pewnie mi to pomagalo w wytrwaniu w rozstaniu,nie probowalam wracac.A,przepraszam,w 1-szym malzenstwia rozstawalam sie 3 razy.Dopiero za 3-cim razem ostatecznie.Pomoglo mi,jak sie siebie zapytalam,czego ja sie boje w zwiazku z rozstaniem.Chodzilo o sprawy finansowe.Jak sobie uswiadomilam moj strach,to przestal miec wielkie oczy.Stwierdzilam,ze sobie poradze.I poradzilam.Po rozstaniu 3-cim i ostatecznym stracilam prace,a mialam 2-ke dzieci.W okresie wypowiedzenia znalazlam nastepna prace.Poradzilam sobie.Stalo sie tak,jak sobie powiedzialam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam was i czytam od dwóch godzin, aż założyłam sobie konto, żeby do Was dołączyć. 10 lat temu weszłam w przemocowy związek, który trwał cztery lata.Do tej pory się z niego otrząsam. Wydawało mi się, że jestem osobą wyzwoloną, bardzo świadomą siebie i swoich praw. Nic bardziej mylnego. Była i przemoc psychiczna, i fizyczna, oskarżenia, patologiczna zazdrość szarpanie, szantaż, wyzwiska - a ja wciąż myślałam, że to się da jakoś naprawić i planowałam całe życie z tą osobą. Co gorsza, po każdej awanturze oczywiście był etap miesiąca miodowego (nie, nie trwał on miesiąc :) parę dni co najwyżej), w czasie którego wierzyłam, że wszystko idzie ku lepszemu. Sama go usprawiedliwiałam, że to wina jego matki, że nie umie okazywać miłości, że to dlatego, że jesteśmy na odległość i dziesiątki innych powodów-pewnie same wiecie jak można być w tym kreatywną. W końcu uciekłam i to dosłownie po studiach znalazłam pracę i wyjechałam i po kolejnej awanturze przez telefon rozstałam się z nim przyjechał jeszcze, żeby mnie namówić do powrotu ale nie zgodziłam się zaraz potem przeniesiono mnie do innego kraju, nie wiedział gdzie, wydzwaniał do moich rodziców ale nie dostał żadnych namiarów, od czasu do czasu pisywał tylko ohydne maile. Potem i to się urwało. Ja od razu weszłam w kolejny związek, przez prawie rok w ogóle nie chciałam nic poważnego, co też mu od razu zapowiedziałam, ale jakoś przez zasiedzenie zostaliśmy razem na cztery lata między innymi dlatego, że mężczyzna ten był prawie całkowitą odwrotnością toksyka. Nie dałam sobie czasu na to, żeby sprawdzić jak to było być samej, balam się, że jeśli będę sama, prędzej czy później wrócę do poprzedniego. Ale na czymś takim nie da się zbudować nic trwałego, zaczęło nam się to wszystko sypać i rozłazi, brakowało solidnych podstaw ale ja się obwiniałam, że nie umiem docenić tego co mam. A potem poznałam mojego obecnego męża - przez ponad rok przyjaźniliśmy się tylko, a później zostawiłam dla niego mojego partnera (co też obarczyło mnie olbrzymim poczuciem winy).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I tu dopiero zaczęło mi solidnie wyłazić moje doświadczenie z toksykiem. Ponieważ bardzo zależało mi na tym związku, nie dawałam oddechu a na wszystkie sytuacje konfliktowe zaczęłam reagować nieadekwatnie. I zgadnijcie co, zaczęłam odtwarzać zachowania z toksycznego związku. Prawdą jest, że mój mąż ma wybuchowy charakter, w czym jest podobny do toksyka, ale na tym podobieństwa się kończą. Nigdy nie podniósł na mnie ręki ani mnie nie zwyzywał, chociaż ja sama zaczęłam prowokować takie sytuacje - w trakcie naszych kłótni to ja stawałam się przemocowa! Potem do tego wszystkiego dołożyła się diametralna zmiana naszej sytuacji, jeszcze nie będąc małżeństwem najpierw się przeprowadziliśmy się w zupełnie nowe miejsce, a zaraz potem on dostał propozycję pracy, która jednak wiązała się z jego wyjazdem. Nie będę tu opisywać szczegółów bo to długa historia ale ja w pewnym momencie miałam wrażenie, jakbym przeniosła się w czasie znów związek na odległość i znów awantury. Po paru miesiącach skończyło się to depresją i to taką, że gdyby nie praca, w ogóle nie wychodziłabym z domu. Miałam problem nawet żeby wyjść z domu i przejść 50 metrów żeby kupić chleb! Gdyby nie przyjaciółki, nie wiem jakby to się skończyło. Chciałam się rozstać bo stwierdziłam, że władowałam się w znów w to samo g. , nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. W końcu zostałam niemal wypchnięta do lekarza, który zaczął leczyć mnie na depresję, a potem zaczęłam chodzić do psychologa. I dopiero wtedy zaczęło mi świtać co się dzieje. Dopiero gdy zajęłam się sobą, zaczęłam szukać elementów układanki. I okazało się, że problem nie był na zewnątrz wcale problem był we mnie. Bo nikt mnie nie trzymał siłą przy pierwszym partnerze ja sama uporczywie przy nim trwałam. I widać tak dużo mi to dawało, że gdy po raz kolejny zaangażowałam się tak mocno, zaczęłam powielać te same schematy wciągając w tę grę partnera. Wyobraźcie sobie, że gdy ja zaczęłam zmieniać moje zachowania, wszystko w naszym związku zmieniło się na lepsze. To nie to, że mój mąż był bez winy, każdy konflikt gdzieś tam z dwóch stron wynika ale ja stałam się mistrzem w jego eskalowaniu, i to co teraz rozwiązujemy w pół godziny, byłam w stanie drążyć 3 dni. Co więcej, miałam duży problem w ocenie co jest normalne a co nie, i czasami w ogóle nie stawiałam granic, a czasami stawiałam je tak daleko, że jakiekolwiek pytanie odbierałam jako atak. Od samego początku dużo rozmawialiśmy, ale ja widać nie byłam wciąż na etapie, na którym byłam gotowa na poważny związek, mimo, że bardzo go chciałam. Wciąż niosłam swoje stare bagaże plus do tego doświadczenia z toksycznego związku którego kosztem częściowo obarczyłam mojego obecnego męża.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdy zaczęłam terapię, mój jeszcze-wtedy-nie-mąż był dla mnie olbrzymim wsparciem. Pół roku później pobraliśmy się. Ja mam wciąż moje górki i dołki, jeszcze dużo pracy przede mną, ale i tak to gdzie jestem teraz to jest bardzo duży sukces. I cały czas budujemy nasz związek. Kłócimy się oczywiście od czasu do czasu, ale to jest już coś zupełnie innego niż wcześniej. Ja mam oczywiście swoje lęki i flashbacki, czasami bardzo silne, ale wiem już, że to tylko lęki, które jednak tracą na mocy. Teraz już staram się zawsze pamiętać, że to ja mam tak samo wpływ na to jak to wygląda, co daję i co otrzymuję. Tak samo jak miałam wpływ i wcześniej bo przecież mogłam była zostawić toksyka lata wcześniej a tego nie zrobiłam. Wciąż jestem w drodze i ciągle jeszcze siebie szukam, bo przez ostatnie 10 lat byłam tak zajęta biegnięciem przed siebie, że nie miałam czasu, żeby się zatrzymać i wejrzeć do środka. Nie miałam chęci na to żeby pobyć sama ze sobą i zapytać się, czego tak naprawdę oczekuję. A to trzeba zrobić i można! Chciałam naprawiać wszystkich wokół, a zapomniałam o sobie. Strasznie mi to wszystko wyszło długie, więc nie wiem czy komuś chciało się to przeczytać W każdym razie dziękuję wam za to forum, przeczytałam zaledwie fragment trzeciej części ale znalazłam mnóstwo mądrych rzeczy!!! Trzymajcie się wszystkie bardzo bardzo ciepło, ja na pewno będę tutaj zaglądać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To jeszcze raz ja, bo sobie przeczytałam to Wam tutaj napisałam. Napisałam trochę na skróty, i nie chciałabym być źle zrozumiana. Żadna z nas NIE JEST winna takiemu traktowaniu! To co chciałam przekazać, to że im szybciej utniemy taki związek tym lepiej. I że warto zwrócić się o pomoc, ponieważ takie doświadczenie potrafi totalnie wyprać mózg, tak jak to stało się ze mną. Ja sama gdy o tym mówię, nie mogę pojąć jak mogłam w czymś takim w ogóle żyć a w dodatku tęskniłam już po rozstaniu. Dla mnie to był pierwszy poważny związek, i niestety wpłynął na to jak funkcjonowałam dalej, chociaż szczerze wierzyłam, że się od niego uwolniłam. Naprawdę, najważniejsze jesteśmy MY i to MY mamy realny wpływ na to jak wygląda nasze życie! Życzę Wam dużo odwagi, dużo miłości własnej i dużo pogody ducha! I sobie też :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@wypominanie - zagladaj tu do nas, bedziesz potrzebowala wiele wsparcia, to nie sa latwe decyzje mimo wszystko. Dziewczyny radza zeby skonsultowac sie z psychologiem i ja popieram, to jest specjalista ktory poprowadzi Cie w tych trudnych chwilach a my damy wsparcie przyjacielskie, osob ktore same maja podobne przejscia za soba. Rodzina na pewno chce Twojego szczescia i tez bedzie Cie wspierac. Dasz rade! @Niedzwiedzica - jak milo Cie widziec! Pisz, co u Ciebie! ❤️ @ronja - wiele z nas ma za soba podobne historie zycia; najczesciej te traumy po toksycznych zwiazkach ciagna sie za nami dopoki cos z tym same nie zrobimy. A wiazemy sie z takimi partnerami bo tak mamy skonstruowana psychike, zrodel nalezy szukac w sobie przede wszystkim. On jest toksyczny, krzywdzi mnie - ale to ja go wybralam i ja toleruje jego zachowanie. Dlaczego? Ja zas dopiero teraz widze, jak bardzo potrzebna jest samotnosc, bycie sam na sam ze soba, pomieszkanie wlasnie bez kogos, bez rodzicow, bez partnera - to daje jedyna mozliwosc konfrontacji z samym soba. Czesto nie sa to mile konfrontacje bo wylaza rozne leki, ktore nie mogly sie wczesniej ujawnic bo zajmowalismy sie np toksycznymi rodzicami lub partnerem, a oni sa absorbujacy. Nie mamy czasu dla siebie, zeby wlasciwie zajac sie soba. Dowiedziec jacy naprawde jestesmy. Czego naprawde sie boimy? Jak naprawde reagujemy w okreslonych sytuacjach? Czesto bywa, ze zaczynamy uczyc sie zycia jakby od nowa, ale moze to sie przerodzic w fascynujaca przygode, gdy sie tylko pokona wszystkie strachy. Nie ma ze mna nikogo, kto by w taki wlasnie toksyczny sposob absorbowal, ze swoich problemow ze soba robil problem ogolnoswiatowy (co jest charakterystyczne dla toksykow wlasnie, zajmuja soba wiele miejsca i czasu innych, sa w epicentrum zycia partnera) - mam wiec czas i wiele okazji na przyjrzenie sie temu, co jest we mnie. Czego nie przerobilam, o czym nawet czesto nie mialam pojecia. I sa leki egzystencjalne przybierajace rozne natezenia, jest zakorzeniona w dziecinstwie niewiara we wlasne mozliwosci - nad ktora dopiero teraz moge wlasciwie pracowac i nabrac do siebie samej wlasciwej postawy - a nie przez pryzmat tych, ktorzy sie o mnie niegdys wypowiadali. Teraz juz wiem, ze to nie sa moje mysli ani moje oceny samej siebie tylko ci ludzie, sami czujacy sie bezwartosciowi - potrzebowali dziecka zeby poczuc sie lepiej. Dziecko sie przed doroslym nie obroni bo ma wpojony szacunek i strach. Dorosly jest silniejszy, ma prawo decydowania i autorytatywnej opinii, podczas gdy dziecko nie ma nic, zadnych praw. Musialam wiec od nowa zaopiekowac sie moim wewnetrznym dzieckiem, ktore zaczelo sie bac. Odczuwany lek nie byl moim lekiem, lecz jego. Bo ja realnie nie mam sie czego bac, nic mi nie zagraza, umiem sobie doskonale radzic nawet w trudnych sytuacjach- (ale mimo iz wiem o tym z doswiadczenia, za kazdym razem sobie poradzilam - to wciaz gdzies tam tkwia watpliwosci. I to jest implikacja dziecinstwa, osob ktore powtarzaly mi ze niczego nie osiagne, do niczego sie nie nadaje i ze zgine sama bo sobie nie poradze. Mowili to ludzie ktorzy sami trzymali sie kurczowo innych i zatruwali im zycie; ludzie, ktorzy sami nie potrafili zyc, czego dowodem bylo to, jak zyli. Wtedy tego nie dostrzegalam, nie widzialam bo nie mialam odpowiedniego doswiadczenia, wtedy byli to dla mnie wszechmocni i wszechwiedzacy dorosli ktorzy moga zrobic ze mna co zechca i kiedy zechca, ktorzy wiedza lepiej ode mnie jaka jestem i kim jestem. Zbudowali sobie fasade ze strachu - a za nia kryly sie malenkie, przerazone ludziki. I przez ta chwile, kiedy widzieli respekt i lek w oczach dziecka, kiedy czuli te namiastke wladzy (ja mam na cos wplyw, to dziecko sie mnie boi, ono wierzy w to co mowie) - czuli rowniez namiastke poczucia wartosci. Jednak jestem kims, bo ktos mnie szanuje i sie mnie boi. Niestety, takie pojecie szacunku widocznie mieli. Widze tez, jak wiele juz zrobilam przez te wszystkie lata, jak wiele zrozumialam i nauczylam sie o sobie i o zyciu. I jak wiele mi to teraz pomaga. Mam bowiem swiadomosc irracjonalnosci wielu moich lekow mimo iz czasami im ulegam to wiem, ze nie maja zbyt wiele wspolnego z rzeczywistoscia. Bez tej calej przeszlej pracy nad soba czulabym sie jak pijane dziecko we mgle. Nie bylabym gotowa na samotnosc - nie mowiac o tym, zeby ta samotnoscia sie cieszyc. Bo ja sie ciesze byciem sama ze soba, spokojem, robieniem tego co lubie, co chce i kiedy chce - oczywiscie z uwzglednieniem obowiazkow ale one sa i beda. Nikt mi niczego nie narzuca, nie mamrocze, nie komentuje zlosliwie, nie prostuje, nie kontroluje, nie wrzeszczy, nie krytykuje. Odnajduje wlasne punkty odniesienia, wlasciwe dla danej sytuacji (czasami ich brak powoduje lek). W toksycznym zwiazku zasada bylo przetrwac. Teraz zasada jest: zyc. Zyc na tyle, na ile pozwalaja srodki. Radzic sobie w kazdej sytuacji. Szukac wyjsc zeby bylo lepiej i latwiej. Nie martwic sie na zapas (a miewam takie tendencje i to mnie wkurza, bo niczego tym nie zmienie a tylko sie stresuje - pracuje nad tym zreszta). O potencjalnym partnerze nawet nie mysle - pewnie dlatego dziwi mnie czesto taka postawa ze strony dziewczyn: kto mnie zechce, z kim ja bede, juz poznalam kogos itp Takie przechodzenie z jednego zwiazku w drugi bez owej przerwy na zaczerpniecie oddechu, na dialog z sama soba. Na odpoczynek po trudnym zwiazku. Traktowanie kolejnego, natychmiastowego zwiazku jako remedium zwykle nie konczy sie wyleczeniem, ale kolejna trauma. Musze leciec, dokoncze pozniej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
wypominanie 🌻 "A co jeśli on ma rację ?" - rozumiem to w ten sposób, że nie jesteś pewna siebie, swoich zachowań, swoich myśli, generalnie nie jesteś pewna, czy jesteś człowiekiem "w porządku", "normalnym". Tak jakbyś obawiała się, czy może jednak czegoś ci brak, co być może on wykrył w tobie i ma podstawy, aby czynić ci takie straszne zarzuty. (znam to uczucie z autopsji, ale mogę się mylić jak jest u ciebie). Jako kobieta już nieco starsza napiszę ci jak to teraz widzę: 1. On - patrząc na ciebie widzi swoje z bardzo głęboka pochodzące LĘKI - to jest jego problem. To są bardzo przerośnięte mechanizmy obronne, które mogły powstać na skutek jakiejś traumatycznej sytuacji w jego życiu, np. w jakiś sposób "zdradziła" go matka albo dziewczyna. On może sobie nawet tego nie uświadamiać, że widzi świat i ludzi a teraz akurat ciebie przez pryzmat wyrządzonej mu krzywdy. To jest poważne zaburzenie, problem, którego ty NIGDY mu nie pomożesz rozwiązać, bo dla niego zawsze będziesz niebezpiecznym wrogiem, to jest JEGO zadanie życiowe . Dlatego pamiętaj, że wszystko co on teraz mówi do ciebie skierowane jest tak naprawdę do tej kobiety, która go zawiodła. Po tobie każda następna będzie wysłuchiwała tego samego, też bezpodstawnie. 2. Ty - masz niskie poczucie własnej wartości, kochałaś człowieka i oczekiwałaś, że on kochając cię pomoże ci uwierzyć w siebie i poczuć, że jednak jesteś wartościowa, ważna i jak napisałam wcześniej "wszystko z tobą w porządku, sprawdzasz się". Napisałaś : "Ja mam słaby charakter, a on potrafi mną manipulować i ja nie potrafię mu nigdy nic odpowiedzieć i zaczynam myśleć, że on faktycznie ma racje co do mnie." Widzisz, ja myślę, że on jest wredny dla ciebie, to fakt, ale twój problem polega na tym, że NIE POTRAFISZ BRONIĆ swojej godności, bo być może jej nie czujesz.... (Wiem jak to jest). To ZADANIE DLA CIEBIE. To miej przede wszystkim na uwadze. Z tym staraj się coś zrobić (psycholog, terapia DDD/DDA). Bo dopóki SAMA będziesz tak o sobie myślała, będziesz bezbronna i narażona na wyżywanie się na tobie przez takich właśnie oszołomów jak ten obecny. Jeszcze ważna rzecz - kim on tak naprawdę jest dla ciebie. Myślę, że był WIELKĄ NADZIEJĄ na upragnione SZCZĘŚCIE, ŹRÓDŁEM twojego SPOKOJU DUCHA i SENSEM ŻYCIA. I tego właśnie ci brakuje, i brak tego odczuwasz tak dotkliwie, gdy on odchodzi albo odrzuca cię. Co to oznacza ? Staraj się nadrobić w sobie te braki samodzielnie jak tylko się da, nazywa się to - pokochaj siebie. Bo każdy człowiek powinien mieć to w sobie a nie szukać po świecie i dawać się za to traktować tak jak ty, ja i wiele z nas tutaj też... Wtedy przestaniesz patrzeć na innych ludzi jak jak na obiekt narkotycznego zaspokojenia (chyba de Mello tak pisał). Pozdrawiam, nie ty pierwsza i nie ostatnia na takiej drodze... Szukaj, czytaj...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja bardzo lubię być " sama " lubię swoją "samotność " lubię przebywać w swoim towarzystwie :-D ❤️ Lubię ! lubię , lubię !! :-) oneill i gingerbread new kocham was za wasze dwa ostatnie posty !! :-P Niejeden psycholog może się przy was schować :-P i wiele jest tutaj takich mądrych kobiet ... A ja zaliczyłam dzisiaj fryzjera ( nareszcie ) - jak się cieszę, fryzurka od 2 lat ciągle ta sama i pasuje mi do twarzy :-) nie zmienię długo na inną. Dzisiaj słoneczny, piękny dzień. Śnieg topnieje, butki mokre ale co tam , cieszmy się tym co mamy dzisiaj, co Bóg nam dał i co sami sobie potrafimy już dać. ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypominanie
Hej dziewczyny, mimo, ze ja juz nie odpisuje ani nie odbieram telefonow moj byly nie odpuszcza. Dostalam dzis wiadomosc w ktorej napisal, ze nie powinnam myslec, ze te wszystkie wyzwiska, ktore mi serwowal sprawialy mu przyjemnosc, ze powinnam docenic, ze sie przede mna otwiera, nawet w taki a nie inny sposob, ale ja jestem typem osoby, ktora ucieka od trudnych tematow i zostawia go z tymi najgorszymi myslami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneill, gingerbread new dziękuję za wasze ostatnie posty....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypominanie
gingerbread new - piszesz tak jakbyś mnie znała, naprawdę, to jestem dokładnie ja, zawsze bałam się walczyć o siebie, pamiętam sytuacje z dzieciństw kiedy nie potrafiłam postawić na swoim, kiedy koleżanki czy koledzy obrażali mnie, a ja ze łzami w oczach przepraszałam za to, że żyję. Jestem DDA i chyba macie rację, że bez pomocy psychologa nie poradzę sobie z tym, bo wiem, że nie mam tyle siły aby w jeden dzień zmienić się o 180 stopni. Ale jestem pewna jednego, nie chce tak dluzej zyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypominanie
gingerbread new - piszesz tak jakbyś mnie znała, naprawdę, to jestem dokładnie ja, zawsze bałam się walczyć o siebie, pamiętam sytuacje z dzieciństw kiedy nie potrafiłam postawić na swoim, kiedy koleżanki czy koledzy obrażali mnie, a ja ze łzami w oczach przepraszałam za to, że żyję. Jestem DDA i chyba macie rację, że bez pomocy psychologa nie poradzę sobie z tym, bo wiem, że nie mam tyle siły aby w jeden dzień zmienić się o 180 stopni. Ale jestem pewna jednego, nie chce tak dluzej zyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypominanie
Moją wenętrzną słabość podobno maskuje wywyższaniem się, ja tego nie odczuwam, ale słyszałam już wielokrotnie na przestrzeni lat, że zanim się mnie bliżej pozna to wydaję się być strasznie wyniosła. Moj byly stwierdzil, ze dlatego nikt mnie nie lubi i nie mam znajomych, bo wydaje mi sie, ze jestem taka super, a tak naprawde wszyscy mnie maja za zarozumiala idiotke. Nie wiem czy to prawda, wiem, ze dla moich znajomych robilam zawsze bardzo duzo, byla ta osoba do ktorej mozna bylo zadzwonic nad ranem i ona odebrala telefon. Boje sie, ze on ma racje, ze jestem jakims aspołecznym typem, który nigdy nie nawiąże żadnej relacji, czy to związek czy przyjaźń, bo zniechęcam do siebie ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wypominanie 🌼 Znam to - też unikałam kontaktu telefonicznego. Kryłam kurewski telefon komórkowy do szafy. A sms-y od prześladowcy napierdalały jeden po drugim. Jak już nie potrafił się do mnie dobrać na odległość - na smsy obrażające, wredne, nie odpisywałam , póżniej już ich wogóle nie czytałam tylko kasowałam - to go kurwica zapewne brała i nagrywał się na sekretarkę na stacjonarny i tam jechał sobie równo plus szantażowanie mnie. Kasowałam te jego pierdolone teksty. To były tylko słowa. Ale wtedy mnie bolały i mnie dołowały. Nie potrzebowałam dużo czasu aby zdecydować o zmianie numeru telefonu i stacjonarnego i z komórki. I w ten oto sposób, wredota nie miała do mnie dostępu. Ale się TO musiało męczyć ... hahaha Bo już nie było kozła ofiarnego któremu można było w każdej chwili dopierdolić, za swoje nieudane życie ... za własne niepowodzenia wypominanie - nie daj się kobieto! TY TY TY jesteś Ważna !! Liczysz się Ty ! Potrafisz liczyć ? 1,2,3,4,5... i od nowa 1,2,3,4,5... i jeszcze raz , 1,2,3,4,5... zawsze numer jeden to TY ! Ty! Ty jako pierwsza ! w życiu ❤️ Proponuję zmianę numeru tel. Dasz radę. Potrafisz. Ja dałam radę - Ty również.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
"Boje sie, ze on ma racje, ze jestem jakims aspołecznym typem, który nigdy nie nawiąże żadnej relacji, czy to związek czy przyjaźń, bo zniechęcam do siebie ludzi." Tego się nie bój :-) i nawet nie słuchaj. Raczej postaraj się sama siebie lepiej poznać, zrozumieć swoje reakcje i bardziej świadomie postępować. Mam na myśli to, aby zobaczyć siebie kiedy zachowujemy się niejako wbrew sobie (taka dywersja) - gdy ogarniają nas silne emocje (lęk, niepewność, złe zdanie o sobie, reakcja na odrzucenie, chęć wycofania się z kontaktu z jakimś człowiekiem, nieumiejętność bronienia swoich granic i swoich praw itd.). Sama się przekonaj jaka jesteś a nie słuchaj człowieka, który sam ma problemy i może cię widzieć w krzywym zwierciadle. I jeszcze coś - osoba tzw. "zdrowa" nie będzie interesowała się relacją z takim człowiekiem jak ten twój okaz. Nie da się wciągnąć w relację takimi argumentami, które opisałaś w poprzednim poście - nie można jej zagrać na poczuciu winy albo poczuciu odpowiedzialności. Ale sama też będzie czuła niechęć (a nie jak ty/ja/my jakieś chore przyciąganie). I w tym kierunku trzeba zmierzać !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wypominanie 🌼 Jestem DDA i chyba macie rację, że bez pomocy psychologa nie poradzę sobie z tym, bo wiem, że nie mam tyle siły aby w jeden dzień zmienić się o 180 stopni. Ale jestem pewna jednego, nie chce tak dluzej zyc. Oczywiście że w jeden dzień nie da się zmienić WSZYSTKIEGO. Każdy mały kroczek do przodu jest bardzo ważny. Mały nie znaczy - mniej warty ... Lecz nie neguj własnej siły , bo ona jest w Tobie. I kiedy ją rozbudzisz w sobie,poczujesz,będziesz rozkwitała jak najpiękniejszy kwiat,nie pozwolisz już nikomu się skrzywdzić. Zasługujesz bez żadnego specjalnego powody na to aby czuć się i być - szczęśliwą osobą ❤️ :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
"i zostawia go z tymi najgorszymi myslami." Niestety, ale tak należy zrobić. To jego problem i jego zadanie. Założę się, że niejednokrotnie były już między wami rozmowy, w których ty tłumaczyłaś mu ...... wszystko, siebie, że jesteś lojalna, że on się myli, itd. Ile razy tak było ? I co ? Czy jego myślenie, chore myślenie zmieniło się chociaż o milimetr ? Raczej nie, on wie nadal swoje. Na tym polega chore myślenie. Choroba. To fakt, że się z tym męczy, nawet chce dalej z tobą kontynuować "związek", bo może myśli, że jemu też się w końcu rozwiąże ten problem. Jednak obserwując wokół siebie wiele takich związków - widać wyraźnie, że po latach i pomimo "ciężkiej pracy" jaką kobiety wkładają w taki trudny związek - efektów nigdy nie ma. Na polu bitwy zostają dwa wymęczone i zniszczone wraki ludzkie. Bo związek dwóch niestabilnych emocjonalnie osób nie ma szans. Jest tylko coraz gorzej, a dzieci z takich związków już na starcie są niejako "zarażone" problemami emocjonalnymi swoich rodziców. Piszę to, bo pomyślałam, że często kobiety kuszą się, aby jednak jeszcze próbować, bo mignęło jakieś światełko - potrafi być miły przez dwa dni, przytuli i wydaje się, że mu zależy. Rozumniej byłoby postawić w końcu na siebie, wzmocnić się, rozwinąć skrzydła i dopiero rozejrzeć się za podobnym sobie okazem ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Drobniutka27
czesc dziewczyny Pisze do was bo poniekad chce sie z wami czyms podzielic ... w sobote rozstalam sie z moim M...Nie bylo latwo ,bo on nie chcial zebym sie wyprowadzala....powiedzial,ze sie zmienie,ze popracuje nad soba tym razem... widac bylo w jego oczach strach i smutek ,i moze dlatego tak mi go zal ( ale ja postanowilam odpoczac od niego na jakis czas,po czym pare dni pozniej przyznal mi racje ,ze potrzebujemy pomyslec z dala od siebie zeby wiedziec czego chcemy.... mam zamiar poleciec do pl na tydz.badz 2 ...z daleka nabiore dystansu do spraw . dodam jeszcze ze nadal razem pracujemy,dzis od 2 dni widzimy sie ,ale musze przyznac ze jest ok,gadamy normalnie ,bez zadnej dziecinady.Powiem wam jeszcze dziewczyny , kiedy rozmawialismy w sobote nad tym co dalej ,on powiedzial ,ze gdybysmy wrocili do siebie to na iinych warunkach ,tzn wszystko bedzie tak jak powinno ,,zgodze s ie a nimw tej kwesti pod warunkiem ze naprawde bedzie lepiej... smutno mi ze go nie ma ,bo jednak kawalek zycia ,ale z drugiej stony ..skad ja moge miec gwarancje na to ,ze za jakis czas wszystkie zle sytuacje powtorza sie? co mysliscie ? wrocic do niego ,oczywiscie nie tak od razu ,czy darowac sobie? zapomialabym dodac-Dziekuje KOCHAJACA ZA BARDZO )))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
"on powiedzial ,ze gdybysmy wrocili do siebie to na iinych warunkach ,tzn wszystko bedzie tak jak powinno " Drobniutka Ciekawe co dotąd powstrzymywało go, że nie było "tak, jak powinno". Przecież człowiek, który jest po prostu w porządku, przyzwoity i ludzki - musiałby działać wbrew sobie, aby być taki jak twój m. Jak myślisz, czy on dotychczas postępował wbrew sobie czy ma zamiar w przyszłości postępować wbrew sobie ? Myślisz, że możliwa jest taka diametralna zmiana systemu wartości, reguł i zasad życiowych, którymi kieruje się człowiek ? Myślisz, że można nie kochać swojej dziewczyny i nagle kochać ? Może być tak, że na taki "cud" czekałaś a on wie co ci powiedzieć. Dla kobiet kochających za bardzo typowe jest myślenie życzeniowe, nawet życie w iluzji - a rzeczywistość obok jest dopiero prawdziwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@wypominanie - zacytuje kilka fragmentow Twoich wypowiedzi: "Dostalam dzis wiadomosc w ktorej napisal, ze nie powinnam myslec, ze te wszystkie wyzwiska, ktore mi serwowal sprawialy mu przyjemnosc, ze powinnam docenic, ze sie przede mna otwiera, nawet w taki a nie inny sposob, ale ja jestem typem osoby, ktora ucieka od trudnych tematow i zostawia go z tymi najgorszymi myslami." Jak ja slysze taki tekst to nie wiem, czy mam sie smiac czy plakac - czy tez jedno i drugie. Obrzucam cie wyzwiskami ale nie wiesz, jak mnie to bardzo boli. Musze to jednak robic dla twojego dobra. A ty niewdzieczna nie doceniasz mojej szczerosci. Kulturalnie powiem: oksymoron pietrowy. Niekulturalnie: k*rwa mac ja pierd*le. Jesli on wierzy w to co mowi, to ma powazny problem. Ty juz nie. Bo to jest JEGO problem. Nie zajmuj sie tym. To juz Ciebie nie dotyczy. Dityczylo, bo sama to wybralas. Zajmowalas sie wlasciwie JEGO problemami zamiast naprawiac wlasne. Bo masz ich sporo. Coraz lepiej bedziesz je widziec teraz. Ostatnia linijka jego wypowiedzi - to jest ordynarne wjezdzanie na poczucie winy, obowiazku wobec innych i odpowiedzialnosci. Nie jestes odpowiedzialna za to, ze on sie tak czuje. I ze jest mentalnym goowniarzem. Jego mysli to jego mysli, Ty mu ich do glowy nie pakowalas. Tutaj bym przystanela i zastanowila sie - kto w dziecinstwie zarzucal Ci egoizm, wymuszal okreslone zachowania poprzez wywolywanie poczucia winy? "zawsze bałam się walczyć o siebie, pamiętam sytuacje z dzieciństw kiedy nie potrafiłam postawić na swoim, kiedy koleżanki czy koledzy obrażali mnie, a ja ze łzami w oczach przepraszałam za to, że żyję." Dlaczego? Co spowodowalo, ze balas sie stanac we wlasnej obronie? Mialam podobny problem ktory ciagnal sie za mna od dziecinstwa. Poradzilam sobie ale wciaz sa tego echa - i chyba beda do konca, ale nie utrudnia mi juz to zycia jak dawniej. Mam tego swiadomosc i dzieki niej jest mi latwiej. "Moją wenętrzną słabość podobno maskuje wywyższaniem się, ja tego nie odczuwam, ale słyszałam już wielokrotnie na przestrzeni lat, że zanim się mnie bliżej pozna to wydaję się być strasznie wyniosła. Moj byly stwierdzil, ze dlatego nikt mnie nie lubi i nie mam znajomych, bo wydaje mi sie, ze jestem taka super, a tak naprawde wszyscy mnie maja za zarozumiala idiotke." Sporo powiedzialas w poprzednim cytacie - moze Twoja postawa to lek, Twoj lek przed ludzmi, przed ich reakcja na Ciebie zeby nie powtorzylo sie to samo co w dziecinstwie bo nie umiesz sie bronic. W takim razie zaslonie sie wieza z kosci sloniowej. Moze to ow lek tak Cie "usztywnia"? To, co Twoj eks partner o Tobie mowil bylo podyktowane dokopaniem Ci. A przeciez wspomnialas na poprzednim bodajze topiku ze nie masz znajomych bo jego zazdrosc sposodowala, ze wszystkie przyjaznie pokonczylas, odcielas sie od nich. A on twierdzi ze nikogo nie mas zbo nikt Cie nie lubi... Pomysl, gdzie ta prawda lezy - bo na pewno nie w jego wrednych slowach. "Nie wiem czy to prawda, wiem, ze dla moich znajomych robilam zawsze bardzo duzo, byla ta osoba do ktorej mozna bylo zadzwonic nad ranem i ona odebrala telefon." Co chcialas tym udowodnic? Dlaczego bylas na kazde zawolanie znajomych? Czy az tak bardzo chcialas zaskarbic sobie ich laski? Czy az tak bardzo balas sie, ze jak nie bedziesz im pomocna to przestana Cie lubic, a to kojarzylo Ci sie z krzywda? "Boje sie, ze on ma racje, ze jestem jakims aspołecznym typem, który nigdy nie nawiąże żadnej relacji, czy to związek czy przyjaźń, bo zniechęcam do siebie ludzi." Kiedy po raz pierwszy uslyszalas w stosunku do siebie owo okreslenie "aspoleczna" (czy cos w tym stylu)? Czy to nie jest jakies odbicie lustrzane czegos z przeszlosci? Bardzo czesto mowisz: on tak twierdzi, moze ma racje bo mowi o mnie ze taka czy inna jestem, on to, on tamto - sa to jego opinie. A gdzie sa Twoje wlasne? Jesli zauwazysz, ze w myslach pojawia sie taka "figura": on mowil ze sobie nie poradze, on sadzi, ze nikt mnie nie lubi - natychmiast zacznij w myslach krzyczec: STOP STOP STOP STOP. Jest to metoda "na chama" ale skuteczna. Chodzi o to zeby jak najszybciej wykorzenic te metode myslenia o sobie poprzez pryzmat jego. Ja sie wlasnie w taki prosty sposob zakrzyczenia wewnetrznego krytyka pozbylam porownywania z innymi na wlasna niekorzysc, a robilam tak odkad pamietam. I jak czuje jakies nieproszone, toksyczne (czyli zatruwajace) mysli, robie podobnie. Ja tych mysli nie chce, nie bede ich rozkminiac dlaczego i po co sie pojawily tylko chce zeby sie wyniosly i to jak najszybciej. Masz przed soba caly ogrom pracy - ale sama sie przekonasz, ze bylo warto. Bardzo wazne jest nauczyc sie byc szczesliwa z sama soba, zaakceptowac siebie i pokochac, zaprzyjaznic sie ze soba. Kazda z nas jest przeciez jedyna i niepowtarzalna. Ty tez.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Drobniutka27
Ginger bread new wiesz co,on taki juz jest ,Jerst wybuchowy jest nerwowy .. czy robi cos w wbrew sobie?nie, on chyba taki jest,Od dawna rozmawialismy na teamt nas ,jak to bedzie ale nigdy nie skutkowalo.Musilam sie wyprowadzic zeby zmusic go do wysilku psychicznego heheheh wiesz my pracujemy razem,doradzil zebym pojechala do polski na tydz ,zeby przemylec wszytko.Problem polega na tym ,ze on nie chce miec dzieci ,a ja tak.Co do slubu tez nie chce ale akurat w tym mogabym ustapic. koleja rzecz,to wlasnie tego sie boje ze kiedy wroce do niego bedzie ok przez pare msc.moze lat ,ja sie wpedze w lata a potem okaze sie ,ze sie nie uda ...i co wtedy? on sam widzi ze to wszytko idzie w nie ta strone co tzreba ,przyznal mi racje i powiedzial,ze dobrze zrobilam )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
,przyznal mi racje i powiedzial,ze dobrze zrobilam ) Jednym słowem pochwalił cię, grzeczna dziewczynka... Tego nie rozumiem. Nie widzę twojego samodzielnego myślenia w swoim interesie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość annnnnaaaaa34
to juz 2mce jak nie jestesmy razem,zastanawiam sie czy dobrze zrobilam odchodzac,wszyscy mowia ze dobrze,ze nie bylo innej drogi,ze to byl koszmar...ale tak naprawde dopiero teraz przezywam koszmar,wtedy bylo dobrze od awantury do awantury,a teraz jestem wrakiem,psychicznie zajechana,i koszmarnie nieszczesliwa,potwornie za nim tesknie,i wiem ze juz nigdy nie wroci,na cholere mi takie zycie,po co mi bylo odchodzenie,skoro teraz jest jeszcze gorzej,i kompletnie sobie nie radze.po co zyc w spokoju jesli sie tego spokoju tak naprawde nie bedzie mialo,bo wieczna tesknota bedzie zzeraz od srodka,jedynie ludzie z zewnatrz nie beda slyszeli krzykow awantur,ale ja sama zadrecze sie na smierc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@Drobniutka27 - on jest wybuchowy, nerwowy. Sama to stwierdzilas. I co zamierzasz z tym fantem zrobic? Bo chyba nie chcesz go zmieniac ani nie liczysz na to, ze sam sie zmieni. On widocznie nie widzi potrzeby zmian, taki jestem: nerwowy, wybuchowy i juz. Taki sie urodzilem. Moja matka mowila w takich przypadkach: jakiegos mnie Panie Boze stworzyl takiego mnie masz... On pracowal nad soba nie bedzie bo nie ma po co, zawsze znajdzie sie jakas naiwna ktora przystosuje sie do jego charakterku. Tzn on na to liczy i mysle ze ma racje, bo takich wlasnie naiwnych nie brakuje. Stad ow topik wlasnie. Od pewnego czasu zauwazylam, ze wlasciwie nie ma spolecznego potepienia dla takich zachowan - toksycznych, krzywdzacych. Nie powiem ze jest przyzwolenie - ale nie ma otwartej dezaprobaty dla nerwusow, raptusow, toksykow. Mowia: no, jest taki ale moglo byc gorzej; moze i wyrywny ale nie bije i nie pije nadmiernie... Powiem, ze jest cos jak usprawiedliwienie i podskorne: ciesz sie dziewczyno ze tylko takie ma wady. Takie osobniki zwykle licza ze czas zadziala na ich korzysc i ze wrocicie do siebie, wysili sie jeden z drugim kilka dni a potem to samo bo przeciez on sie nie zmienil. Tylko Ty liczysz na cuda. Dla niego nic sie nie zmienilo i nadal jestescie razem, tylko Ty masz widzimisie, no OK, cos tam burknal o dwa slowa za duzo - niech bedzie. Niech sobie jedzie na tydzien jak tak bardzo chce, moge jej przytaknac, czemu nie? A wroci potulna jak baranek... Dla tych typow NIC sie nie zmienia bo wszystko, bez wyjatku jest w ich chorej psychice, dlatego nie ma sensu liczyc ze on kiedys zrozumie, dostrzeze ze robi krzywde, zmieni sie. Jego zdaniem zadnej krzywdy nie ma - no, chyba ze jego krzywda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Drobniutka27
Oneill on wlasnie nie liczy chyba na to ze ja wroce,tzn.nie wiem powiedzial mi wczoraj ze jak wroce to wsolni ezastanowimy sie co i jak i czy wogole . ale pwoiedzial tez ,zebym sie nie nastawiala na pozytywy ... nie mieszkamy razme od 2 dni ,on siedzi tuz obok mnie za sciana ,zagaduje a ja siedze trwardo,odpowiadam jak musze. Jakie zmiany sie szykuja tego jeszcze nie wiem,ale powiedzial ,ze gdybysmy mieli zaczac od nowa to wszytko ma byc tak ja trzeba,tylko takjak mowie ,nie mam gwarancji ze tak bedzie,ja to musze widziec a nie slyszec )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
ana34 Cóż, boli teraz... bo wychodzą twoje braki. Zacytuję fragment wcześniejszego posta, bo dotyczy też ciebie: "Jeszcze ważna rzecz - kim on tak naprawdę jest dla ciebie. Myślę, że był WIELKĄ NADZIEJĄ na upragnione SZCZĘŚCIE, ŹRÓDŁEM twojego SPOKOJU DUCHA i SENSEM ŻYCIA. I tego właśnie ci brakuje, i brak tego odczuwasz tak dotkliwie, gdy on odchodzi albo odrzuca cię. Co to oznacza ? Staraj się nadrobić w sobie te braki samodzielnie jak tylko się da, nazywa się to - pokochaj siebie. Bo każdy człowiek powinien mieć to w sobie a nie szukać po świecie i dawać się za to traktować tak jak ty, ja i wiele z nas tutaj też... Wtedy przestaniesz patrzeć na innych ludzi jak jak na obiekt narkotycznego zaspokojenia (chyba de Mello tak pisał). Pozdrawiam, nie ty pierwsza i nie ostatnia na takiej drodze... Szukaj, czytaj..." Czy szukałaś czegoś nt. radzenia sobie ze sobą po zakończeniu toksycznego związku ? Co wiesz o sobie, dlaczego tak źle się teraz czujesz ? Myślę, że jest to raczej częste zjawisko. Wiele kobiet tak ma i albo dlatego nie odchodzą od ewidentnego dla wszystkich toksyka albo szybko znajdują nowego, który znów swoimi zachowaniami zagłusza ich ból, bo odciąga od tego bólu uwagę. Jest taka zasada - jak boli, to gdzieś jest choroba i trzeba ją leczyć. Zainteresuj się sobą, co ci jest, co tobie dolega, zaopiekuj się sobą. Czytając ten topik z pewnością natrafiłaś na jakieś tropy... Czytałaś "Kobiety, które kochają za bardzo" ? Polecam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
ana34 Cóż, boli teraz... bo wychodzą twoje braki. Zacytuję fragment wcześniejszego posta, bo dotyczy też ciebie: "Jeszcze ważna rzecz - kim on tak naprawdę jest dla ciebie. Myślę, że był WIELKĄ NADZIEJĄ na upragnione SZCZĘŚCIE, ŹRÓDŁEM twojego SPOKOJU DUCHA i SENSEM ŻYCIA. I tego właśnie ci brakuje, i brak tego odczuwasz tak dotkliwie, gdy on odchodzi albo odrzuca cię. Co to oznacza ? Staraj się nadrobić w sobie te braki samodzielnie jak tylko się da, nazywa się to - pokochaj siebie. Bo każdy człowiek powinien mieć to w sobie a nie szukać po świecie i dawać się za to traktować tak jak ty, ja i wiele z nas tutaj też... Wtedy przestaniesz patrzeć na innych ludzi jak jak na obiekt narkotycznego zaspokojenia (chyba de Mello tak pisał). Pozdrawiam, nie ty pierwsza i nie ostatnia na takiej drodze... Szukaj, czytaj..." Czy szukałaś czegoś nt. radzenia sobie ze sobą po zakończeniu toksycznego związku ? Co wiesz o sobie, dlaczego tak źle się teraz czujesz ? Myślę, że jest to raczej częste zjawisko. Wiele kobiet tak ma i albo dlatego nie odchodzą od ewidentnego dla wszystkich toksyka albo szybko znajdują nowego, który znów swoimi zachowaniami zagłusza ich ból, bo odciąga od tego bólu uwagę. Jest taka zasada - jak boli, to gdzieś jest choroba i trzeba ją leczyć. Zainteresuj się sobą, co ci jest, co tobie dolega, zaopiekuj się sobą. Czytając ten topik z pewnością natrafiłaś na jakieś tropy... Czytałaś "Kobiety, które kochają za bardzo" ? Polecam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość annnnnaaaaa34
drobniutka27,ja tez bylam taka kiedy sie rozstalismy,wiedzialam czego chce,i bylam uparta.Nie moglam juz dluzej wytrzymac tego beznadziejnego klimatu,za ktory teraz ryczac dalabym sie pociac,prosil,blagal,bylam nieugieta...az sobie kogos znalazl i ma mnie w d...pie.Juz koniec,definitywny,nie mam juz szans,moge jedynie sie umawiac,spotykac z kims,szukac wiatru w polu,bo zaden z tych ktorego poznalam mi nie odpowiada,fizycznie,poprostu masakra. Wszyscy dobrze ci zycza,zebys zostawila toksyka,ale nikt nie wie co sie z toba bedzie dzialo potem,jak bedziesz nieszczesliwa....twoj poki chce wrocic jest ok,moj tez zawsze wracal i prosil...tym razem juz nie wroci,mam przesrane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
"Jakie zmiany sie szykuja tego jeszcze nie wiem," Wiesz, że jesteś niemożliwa ? :-) Jak małe dzieciątko zdane na decyzje JEGO. Kobieto, to TWOJE ŻYCIE i będzie tak, jak ty zdecydujesz ! Tylko, że ty nie decydujesz... Ty biernie czekasz na rozwój wypadków, po prostu na jego łaskę, czy będzie dobry dla ciebie, czy nie. Już widzę jak się w duchu uśmiecha, bo owija sobie ciebie wokół palca jak chce. Cóż, niestety czasem życie musi trochę przetrzepać tyłek, aby coś zrozumieć. Bo nasze słowa do ciebie nie docierają. Cóż, jesteś taka nie pierwsza i nie ostatnia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×