Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Non_BPD

Moja rada dla facetów...

Polecane posty

Gość Non_BPD
Wiem, wiem. Nie wiem czemu to robię. Jakoś dziwnie zawsze mam ochotę siedzieć sam w czterech ścianach przy melancholijnej muzyce typu Anathema czy Katatonia. Jest ładna pogoda to zawsze o tej porze chodziłem na basen, jeździłem na dalekie wyprawy rowerowe. A teraz? Absolutnie nie mam ochoty, jedynie patrze bezsensownie na strony internetowe, które przecież tak nic mi nie dają. Znajomi to już zauważają ale całe szczęście (jeszcze) się nie odwrócili. Mój kolega wczoraj na boisku jakże był zszokowany, że jak nigdy w czasie meczu po prostu zszedłem z boiska rzucając buty całą siłą. I powiedział, że mój stan psychiczny jest tragiczny i nigdy mnie takiego nie widział. No cóż wreszcie chociaż maskę zdjąłem bo Oni mnie pamiętają jako wesołka, żartownisia pełnego wigoru

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Non_BPD----włąściwie wszystko zostało napisane,musisz wytrwać do wizyty u psychologa i nie przerywać terapii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Non_BPD
Mam nadzieje, że wytrwam te 3 tygodnie. Póki co zajmę się pisaniem (znaczy zmuszę się) do dokończenia pracy magisterskiej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Non_BPD
Nie jesteśmy już razem. Wymazałem mnie całkowicie z pamięci jednego dnia. Jeszcze 18 czerwca w piątek mówiła, że mnie nie kocha i nie chce mnie krzywdzić by tydzień później z pewnej randki przyjechać (uciec) do mnie zapłakana, że mnie kocha i aby znów tydzień po czyli w ostatni piątek stąd ni zowąd powiedzieć koniec. Nie wytrzymałem i zwyzywałem Ją, pogroziłem po czym zaczęła się mnie bać. W sobotę oddała mi rzeczy. Ona już szukała kogoś innego od pewnego czasu. Nie kochała mnie jedynie zauroczyła się na początku. I bardzo przepraszała, że ciągnęła ten związek bo powinna dawno już mi to powiedzieć. A wtedy 18 czerwca przyleciała bo była pijana. Teraz jedynie jaki jest kontakt to pytała się sms-owo "Jak się trzymam" a ostatnio, że jest jej dobrze jak jakiś koleś ją pieprzy. Nie napisała tego wprost ale dała mi taką sugestie "Magie, panie, magia" a mieliśmy te 3 tygodnie od 26 czerwca razem spędzić bo Jej Rodzice wyjechali a tak zabawia się teraz. Szkoda, że uwierzyłem zwykłej suce, która powinna się leczyć w szpitalu psychiatrycznym... tylko teraz odchorowuje to wszystko mając nadzieje, że znajdę jakąś normalną Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Non_BPD
A i jeszcze niedawno się dowiedziałem, że Ona leżała tydzień w szpitalu psychiatrycznym i tam Jej zdiagnozowali zaburzenie osobowości pogranicza czyli ten nieszczęsny Borderline. Nie powinienem mieć żadnych wyrzutów do siebie. Znajomi jak Ją zobaczyli skwitowali "dziwna" a jednak szukam winy w sobie. Czasem mam ochotę się zemścić, że tak postąpiła, dorwać tego kolesia co z Nim już raczej kręciła. To chyba ten sam co wtedy po weekendzie majowym poszła na wódkę "Ten co Ją niby rozumie" Jednej strony Ją kocham z drugiej nienawidzę... Ale sama kiedyś gorzko zapłacze, ja się zajmę samorozwojem i kiedyś zaśmieje się w Jej twarz to co straciła. Bo pewnie z kimś pobędzie i znów odhaczy następnego na liście Ale mam plan napisać Jej list i jeszcze przyjść na Jej osiedle...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość skad ja to znam:(
Z tym, ze ja jestem w zwiazku z mezczyzna ktory ma bpd.... kolego drogi rozumiem Cie w pelni...sama od ponad 1,5roku przechodze pieklo....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja dziękuję...
Jedno jest pewne. Jeśli rozpoznasz borderline u partnera, to uciekaj natychmiast. To działa jak trucizna podawana powoli w małych dawkach na przemian z eliksirem szczęścia. Neutralizowana chwilami radości. Tak, abyś nie zauważał i dał się znieczulić. W pewnym momencie patrzysz na siebie z dystansu i widzisz, że nie jestes sobą, tylko kłębkiem nerwów reagujących na "wahnięcia" partnera. Dziękuję bardzo - nigdy więcej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _Pytam z ciekawości_
A jak wygląda seks z osobą zaburzoną emocjonalnie? Angażuje się taka osoba w łóżku, czy jest raczej neutralna? Czy wszyscy ludzie z borderline uprawiają często seks z przygodnie poznanymi osobami, czy to raczej wymysł? Pytam z ciekawości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Buahahahahhahaha
hahah dobre uhm tak wszystkie osoby z borderline uprawiają seks z każdym kto sie nawinie uhahaha co z bzdura !!!! raczej jest na odwrót... Pamietaj ze nie kazdy z Borderline jest taki sam... i powiedz czy Tobie nigdy nie zdarzyło sie zrobić cos czego możesz sie wstydzić ? nikt nie jest idealny i to ze gdzie cos pisze nie oznacza prawde.... Osoby z BPD maja bardzo cieżko nie tylko ze jest mi zle ,ale tez właśnie ze zakłada sie z takie osoby powinno sie zamknąć gdzieś z dala od ludzi a wcale tak nie jest TO NIE SA POTWORY !!!!! Ja żyje z BPD długie lata i wiele czytałam i wiem z własnego doświadczenia ,że nie wszystko sie zgadza np obżarstwo, tak jakies drobne kradzieże mi sie zdarzały bo nie miałam kasy a czułam ze tylko zakupy i poprawia humor (zazwyczaj było to małe zakupy np pomadka albo jakaś spinka do włosów ) jednak zawsze oddawałam długi.... z zyciem seksualnym u mnie jest tak ze raczej mam słabe libido tzn mam mały temperament i nigdy bym nie mogło isc z kims kogo nie znam mam 22 lata i miałam tylko jednego partnera seksualnego i jest to moj obecny ukochany facet ,który po mimo tego że jest czasem istne piekło jest przy mnie bo dla niego jestem cudowna...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moja skromna refleksja
Jestem po prawie trzyletniej terapii. Co mi to dało? Przede wszystkim zrozumienie tego, że my borderline niszczymy to, co najbardziej kochamy. Po co? Aby przekonać się, że to rzeczywiście istniało. Tylko to mogło mnie przekonać co do prawdziwości relacji. Nie można przecież zniszczyć tego, co nie istnieje. Nie wiem, jak mój terapeuta wytrzymywał ze mną. Tak często atakowałam go, a wszystko tylko po to, by przekonać siebie, że jest, że trwa przy mnie, nie znika jak dym... Sprawianie mu bólu było moim sposobem na przekonanie się, że ja także istnieję, że nie jestem tylko własnym złudzeniem. Przecież gdyby mnie nie było, nie byłabym w stanie go zranić... Pewnego razu polecił mi książkę Rachel Reiland. Pamiętam, że była sesja, a ja zamknęłam się u siebie w pokoju, przez dwa dni z rzędu nie mogłam ani jeść, ani spać, nic, tylko chłonęłam tę książkę. Czytając, płakałam jak nigdy w życiu. Momentami otwierałam japę jak ryba wyrzucona na brzeg i krzyczałam bez głosu. Wstrząsnęła mną. Od tej książki dla mnie zaczęła się rzeczywista terapia. Potem, w różnych odstępach czasu, wracałam do jej lektury. Za każdym razem moja reakcja była spokojniejsza, ponieważ dzięki terapii zmieniałam się sama i zmieniało się moje spostrzeganie świata. Jest tam zdanie, które dla mnie było objawieniem. To, gdy dr Padgett mówi do Rachel, że chociaż trudno jej w tej chwili w to uwierzyć, ale miłość jest o wiele potężniejsza, niż nienawiść. Że nawet odrobiny miłości wystarczy, aby przetrwać najgorsze. Sam fakt, że Rachel jako dorosła osoba siedzi teraz przed nim, jest tego dowodem. Że on, będąc terapeutą z 30-letnim stażem, doskonale wie, jak kończą dzieci, które nie otrzymały od swoich opiekunów nawet odrobiny miłości - popadają w chorobę sierocą. A skoro Rachel mimo wszystko dotrwała do dorosłości, to świadczy o tym, że w swoim czasie ta miłość była w jej życiu obecna - nawet jeśli w bardzo znikomym stopniu. I nawet jeśli teraz w ogóle nie chce o niej pamiętać. To - to było o mnie. Ta książka stała się punktem zwrotnym w mojej terapii. Choć, rzecz jasna, potem również nie zabrakło w niej trudnych, a nawet bardzo trudnych okresów, gdy zdawało się, że tylko śmierć może przynieść mi ulgę. Marzyłam o śmierci jak inni marzą o miłości. Teraz... jest dobrze. Radzę z sobą. Nie chcę nikogo krzywdzić, a ponieważ ja także jestem człowiekiem, to nie chcę krzywdzić również siebie. Uczę się żyć nie domagając się stałej opieki i poświęcania się ze strony tych, na których mi zależy. Uczę się zaspokajać własne potrzeby bez ranienia innych ludzi. Choć jestem świadoma, że mam przed sobą jeszcze bardzo długą drogę do pokonania, życie przestało być męczarnią. Ja nie potrzebuję już doświadczania bólu emocjonalnego jako dowodu własnego i cudzego istnienia. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ano dlatego, by powiedzieć, że w tym całym - mówiąc bardzo oględnie - bagnie jest NADZIEJA. "Never give way to despair" :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość A ja napisze, że
Wyobraź sobie, że jesteś głodny. Spotykasz fantastyczną osobę, która oferuje, że zaspokoi twoje potrzeby, nakarmi, napoi. Wszystko w pieknej scenerii i atmosferze. Masz wrażene, że trafiłeś do nieba, czujesz sie fantastycznie, nie możesz uwierzyć, że spotyka cię takie szczeście, boisz się, że to sen..... NAGLE bez istotnego powodu ... w tej pysznej potrawie kaleczysz sobie język szkłem, żyletkami, drutem kolczastym, w przełyku czujesz żrący kwas, twoja bogini opluwa cię, napieprza cię pogrzebaczem po głowie i to NIE JEST SEN ... sytuacja powtarza się regularnie, cyklicznie ... tak właśnie wygląda życie z BORDEREM.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×