Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zagubiona1212

Mąż mnie nie pociąga, nie kocham męża

Polecane posty

Wróciłam właśnie z winka u koleżanki a tu takie biczowanie mnie :) Jestem nietrzeźwa i napiszę Wam to co powinnam. Generalnie mam gdzieś Wasze opinie. Nie potrzebuję Waszej oceny mojego zachowania czy nie daj Boże akceptacji z Waszej strony. Potrzebowałam pomocy w 2010 roku kiedy życie mi się waliło. Dziękuję tym co mi wtedy na pewne sprawy otworzyli oczy a na inne pomogli spojrzeć inaczej. Teraz jestem szczęśliwa Może to skrajny egoizm i choroba psychiczna ale nawet jeśli to dobrze mi z moją chorobą. I nie zamierzam się leczyć. Gość 1234 napisała: "Wydaje mi się, że każdy związek walczy o przetrwanie...walczymy, walczymy aż do momentu gdy brakuje nam sił, w końcu poddajemy się.... Ale to nie znaczy, że przestajemy walczyć, bo ta walka trwa, tylko zmienia się jej obrót... Skoro nie potrafię zapewnić szczęścia swojemu małżeństwu to czemu miałabym nie walczyć o szczęście dla siebie ? Ludzie mają jedno życie dlatego tak uparcie dążą do szczęścia, gdyby każdy miał po dwa życia, mógłby to jedno zmarnować i poświęcić je dla drugiej osoby... " ŚWIĘTE SŁOWA. Dziękuję też totalnej i innym ludziom którzy nie oceniają ludzi jak dewotki w Częstochowie tylko widzą że ludzie to są ludzie. Każdy popełnia błędy.Jedni większe inni mniejsze Niektórzy je naprawiają, inni nie. Opinii na temat słuszności odejscia od męża nie potrzebuję. Ja (tak znów użyję słowa ja) wiem że zrobiłam dobrze bo nie wyobrażam sobie z nim całego życia. Mam je tylko jedno, spędziłam z nim wiele dobrych chwil ale on jest przeszłością moją a ja jego przeszłością. Radą dziękuję. Wiem co zawaliłam i wiem co musze zmienić by stworzyć dobry związek, a jak będę potrzebowała waszych porad to napisze na forum temat w stylu: Kolejny raz s**********m sprawę poradzcie mi co mam zrobić by do końca życia się za to biczować"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalnie smutna
I znowu te same powtarzane przez bezimiennych gości mądrości, a scenariusza na poprawne życie brak:( No jak grochem o ścianę. Szczerze, to ja już mam z tego zwałke. Takiej dulszczyzny dawno nie widziałam haha. Miłych snów:) A i zmieniam nick na Totalnie rozbawiona:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Uczucie w związku bywa takim dziwnym elementem. Bywa jak pożar który potrafi spalić wszystko na swojej drodze. Bywa też delikatny i miły rozwijając się na całe otoczenie. Jest taki promienny. Z tym wygasaniem uczucia to też ciekawe. Zawsze jet tak że jedna osoba dostrzega oddalanie się od siebie. Druga cały czas kocha i nie dostrzega żadnej rysy. Nie bagatelizuje symptomów, bo jak każda miłość będąc ślepą widzi tylko ukochaną osobę. Więc wniosek z tego że to oddalanie się jest tylko jednostronne. Bywa. Zdarza się. Nic na to nie poradzimy. To normalne w życiu człowieka. Jedne osoby z naszego otoczenia pozostają inne odchodzą i zapominamy o nich. Z jednym utrzymujemy bliski kontakt i zawiązuje się między nami głębsza więź. Inne pozostają na uboczu i dlatego nie zdarzy się miedzy nami nic interesującego. ZAGUBIONA i TOTALNIE SMUTNA. ! Nie piszę żeby was biczować i palić na stosie jak czarownice. Macie prawo do swoich decyzji takich jakie podejmujecie. Nie ważne czy z własnej woli, czy pod wpływem cudzych sugestii. Są to wasze decyzje za które ponosicie konsekwencje i odpowiedzialność. Nie mam za złę Zagubionej że stara się ułożyć sobie życie. To twoje święte i nietykalne prawo. x x To co pisałem wcześnie. Ma inny sens i przesłanie. Obie, a nawet większość nie potrafi odczytać tekstu wprost. Szukacie podtekstów, punktów odniesienia. Patrzycie na te słowa przez pryzmat własnych przeżyć i uwarukowań. Ja stojąc y boku, nie będąc zaangażowany w wasze przeżycia widzę inaczej. Mało tego. Nie przeżyłem takiego przypadku. Znam to tylko z zaobserwowanych zdarzeń. Ja w nich nie uczestniczę. x x Wy zrozumiałyście to tak. Zagubiona ma pozostawić nowego partnera, jej mąż obecną partnerkę i muszą razem zacząć od nowa. NIE, NIE, i JESZCZE RAZ NIE. Lawina się stoczyła i zmiotła już to co było. Nie odbudujecie tego nigdy. Choć wszystko może się zdarzyć :) Piszę nie dla was, tylko o was. O błędach jakie popełniłyście. Dla innych którzy to czytają. Tak jak wy nie szukacie tu konkretnych porad, ale chcecie zobaczyć przypadki podobne, zbliżone. Żeby mogło to wam stworzyć jakiś dystans. I pozwolić popatrzeć na to innym okiem. Spójrzcie na to: Zagubiona po rozstaniu jedzie na prochach. Skąd wziął się ten jej dołek. Co powoduje ten stan. Jaka jest przyczyna.Taka prawdziwa, a nie urojona. Dlaczego aż prawie dwa lata zażywa leki. Piszesz że teraz odżyłaś. To pamięć wyblakła. Zatarły się wspomnienia. Zapominasz o dramatach z własnego życia. Może nie tak. Nie pamiętasz ciągle, a wspominasz czasem. Błądzić jest rzeczą ludzką. Tylko żadna was nie patrzy prawdzie w oczy. Bo dopiero gdy to zrobicie, każda z was zrozumie skąd to się wzięło, jak do tego doszło i dlaczego. Teraz obwiniacie wszystkich tylko nie siebie. Nawet na mnie wywalacie kubeł pomyj. Nie każę sie wam biczować i obnażać. Dojdźcie do sedna. Do przyczyny. Teraz zapinasz. A co zrobisz gdy to wszystko powróci ? To tak jak z lekarzem. Znajdź przyczynę i usuń ją. Wtedy pacjent ozdrowieje. Teraz jesteś tylko na środkach przeciwbólowych. Gdy lek przestanie działać to.............................

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalnie rozbawiona
"Teraz obwiniacie wszystkich tylko nie siebie."? Gdzie I kiedy? Ale nie sprzeczajmy sie o takie malenstwa. "Znajdź przyczynę i usuń ją" - swietnie napisane. Tez o tym pisalam;) Ja znalazlam I usunelam;) To byly nalecialosci z dziecinstwa. Po uswiadomieniu sobie tego, po pogodzeniu, akceptacji, wyjasnieniu, czymkolwiek co pozwolilo to zrozumiec, moge powiedziec, ze jak najbardziej masz tu racje;) No ale to zajelo mi chwile;) Niestety. Wiem czemu nie mozemy dojsc do porozumienia;) Ja nie umiem zyc juz przeszloscia. Rozliczylam sie z nia. Nie bede do tego wracac, bo to by oznaczalo, ze znowu musze przejsc przez rzeczy, ktory nie powinny miec juz na mnie wplywu. Skupiam sie na dniu dzisiejszym;) A wiesz czemu? Bo takie oplatanie przez stare emocje nie pozwala myslec. Jesli bede wspominala ze maz nie zakreca tubki pasty I analizowala to po sto razy, to w koncu Go za to znienawidze. Dzis tego nie robi. To mi wystarcza. To oczywiscie przyklad;) Nie wiem, czemu nie wierzysz, ze szukanie przyczyny I znalezienie jej mam juz za soba? Ale dalej nie mam scenariusza;( Nie jestem zlosliwa;) Ale moglabym zobaczyc co mozna zrobic inaczej, jak zadziwlac, jak ratowac? No I to jak najbardziej bedzie przydatne dla "Dla innych którzy to czytają." Jest tylko jedno zasadnicze pytanie. Czy piszac ze "Ja stojąc y boku, nie będąc zaangażowany w wasze przeżycia widzę inaczej. Mało tego. Nie przeżyłem takiego przypadku. Znam to tylko z zaobserwowanych zdarzeń. Ja w nich nie uczestniczę." mozesz tak w stu procentach picac "Piszę nie dla was, tylko o was. O błędach jakie popełniłyście"? Ale spoko, nawet Ci co przezyli tez potrafia dac niezle popalic. I o ile Ciebie moge zrozumiec ze z tym scenariuszem I radami mozesz miec problem przez brak doswiadczenia, to innych nie rozumiem. W koncu oni jak najbardziej zamiast wysilac sie na kubly pomyj, mogliby napisac cos konstruktywnego. I to juz nie tyle dla nas, ale dla nowych owieczek, ktore jak przeczytaja wczesniejsze posty, te dawki "pozytywnej" energii, skoncza z depresja ;) Pozdrawiam;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Będę uparty jak muł. Ograniczony jak facet. Tępy ja bezrozumny osobnik, który tego nie przeżył. W dalszym ciągu twierdzę, że jednak nie do końca. Może ty dostrzegłaś i starasz się coś z tym zrobić. Jedni powiedzą że to właśnie jest twoja walka o jutro. Ale czy wszyscy tak to postrzegają ? Mój upór dąży do zrozumienia. Piszesz że to pozostałość z dzieciństwa. Więc wiesz gdzie jest pies pogrzebany. Możesz z czystym sumieniem przestać obwiniać męża o brak czułości i obojętność. Facet myśli w prosty sposób. Ja kocham. Jest wiec dobrze. Ona powiedziała że kocha. Jest więc wspaniale. Nie widzi problemu. Nie dostrzega rysy. Kobieta dręczy się drobiazgami. Nie zakręcił tubki z pastą. Nie zamknął deski w klozecie. Zostawił skarpety na pralce zamiast je wrzucić do kosza z brudną bielizną. Nie dał buziaka na do widzenia. Nie przytulił mnie dobranoc. To wszystko stwarza pozory. ON MNIE NIE KOCHA. ODDALAMY SIĘ OD SIEBIE. Jaki to prosty mechanizm. Łatwy w realizacji i popełnianiu błędów. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Czujesz potrzebę zmian. Szukasz nowych wrażeń. Chcesz spotkać kogoś. Znajdujesz. Czujesz więź pomiędzy wami. To zrozumienie. To jak granie tej samej melodii. A wystarczyło podzielić się z partnerem swoimi wątpliwościami. Porozmawiać. Nawet się pokłócić. NIE. On mnie nie zrozumie. Szukam nowego. On mnie uratuje. On........................... No właśnie. To się nie nazywa zauroczenie, ale ślepotą. Pisałem żebyście spojrzały na siebie z boku. Nie przez swoje odczucia. Tak zimno. Bez uczucia. Bez żadnych zależności. Czy na pewno jesteś uczciwa sama ze sobą ? Nie chodzi tylko o to żeby być szczęśliwą. To naturalne pragnienie każdego człowieka. Chodzi o to żeby być uczciwym w stosunku do samego siebie. Czy jesteś uczciwa ? Ty, zagubiona, Gość1234 i inne tu osoby ? Więc w dalszym ciągu twierdzę, że to jest jednak fałsz, przekłamanie. Zamiatanie pod dywan. No i pozamiatałyście. Każda na swój sposób.:) Nie mnie głupiemu osądzać, czy dawać rady. Ja chcę tylko zrozumieć ten mechanizm. Ale skoro wy nie rozumiecie jak mnie durnemu to pojąć. Ja tylko patrzę i czytam. Wyciągam wnioski. Analizuję. Pewnie powiesz że dzielę włos na czworo. Że rozdrapuję cudze rany i staram się dokopać tym, którzy się odnaleźli. Moze tym razem masz rację jak z poszukiwaniem pocieszenia, albo jak z ucieczką do depresantów, albo jak................. Pa, pa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeszcze jedno. Są tu wypowiedzi tylko jednej strony. Nie ma repliki partnerów. Jak więc można powiedzieć że dobrze postępujecie. Że to jest słuszne. Partner nie pisze. Nie ma jasnego obrazu. To jak święta inkwizycja skazuje za czary. Przywiązać kamień do szyi i wrzucić do wody. Jak wypłynie, to znaczy że czary jej pomagają, więc spalić na stosie. Jeśli utopi się więc była winna czarów. Jak nie kijem go to pałką. Dlatego wasze posty nie są obiektywne. Pokazują tylko skrajność waszych postępowań. Nie dążycie do prawdy. Chcecie tylko być szczęśliwe. Nie ważne z kim. Nie ważne jak. Po was choćby potop. No może nie wszystkie. Ale generalnie panie idą na łatwiznę. Jak każda oportunistka. Małżeństwo i życie jest trudne. Śmierć czasem staje się wybawieniem. Ile to trzeba wycierpieć żeby wreszcie można było umrzeć. Tylko w większości te problemy stwarzamy sobie sami. Na własne życzenie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalnie rozbawiona
Haha, z Toba to jak z grochem I sciana, powaznie;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odnośnie słów rozbawionej. Mam pewnego znajomego pochodzącego z żydowskiej rodziny.Opowiadał mi kiedyś pewną anegdotę jak był w Izraelu. Chodzili codziennie modlić przy ścianie płaczu. Zawsze spotykali tam tego samego człowieka, obojętnie o której godzinie byli. Zaczęli wypytywać o niego, okazało się że chodzi codziennie od kilku lat. Pewnego dnia, krótko przed powrotem do kraju ciekawość wzięła górę. Podeszli do niego, zapytali się o co on się tak modli. Powiedział, że modli się o pokój na świecie. Zapytali go i jak się czuje, czy myśli że to pomaga. A na to on: "A jak mam się czuć, czuję jakbym gadał do ściany" Teraz już wiem co czuł ten stary Żyd :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wiem kim jest ten gość. Odnoszę wrażenie ze ma coś wspólnego z terapią par małżeńskich. Tam właśnie spotkałam się z tego typu analizą naszych postępowań. To nie "strzały do jednej bramki". Tylko analiza błędów. Mój mąż zawsze był zadowolony z życia. Jemu niczego nie brakowało. Nie miał większych potrzeb. Uważał że ślub, małżeństwo, praca i opieka nad dzieckiem to są składowe tego co tworzymy. On potrafił cieszyć się z tego co miał. Teraz ja go rozumiem. To ja musiałam nauczyć się kochać na nowo. Przeżyć jeszcze raz zauroczenie. Nie zapominam o przeszłości. Bo to właśnie pamięć o moich błędach pozwala mi być bardziej prostolinijna. Nie zgubiłam swoich marzeń. Chcę je mieć. Mąż mi w tym pomaga. Właśnie patrząc na niego. Na jego proste pojmowanie małżeństwa. Jak jest oddany rodzinie. Gdy opiekuje się dzieckiem i mną. To nie on oddalił się ode mnie. Dzisiaj to wiem. Nie jestem z nim na siłę, ani z przyzwyczajenia. Nie zostałam ze strachu przed samotnością. Jestem z nim dla siebie. Dla ciepła jakie mi daje. A więc i dla niego. Tak trudno jest kochać. Wiem co to znaczy. Miłość nigdy nie jest łatwa i prosta. A zrozumienie siebie jest jeszcze trudniejsze. Patrzę czasem w lustro i szukam siebie tej dawnej. Właśnie tej zagubionej. Wiem że gdzieś tam tkwi jeszcze. Dlatego powracam do tego co było.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalnie rozbawiona
Ciezkie sa te nasze rozmowy tu mysle z jeszcze jednego powodu. Gosci jest zbyt wielu I ciezko odniesc sie do postu jako kontynuacji czyjejs wczesniejszej mysli. Chcialabym podkreslic jedno. I pisze to w swoim imieniu. Nie mam na celu nikogo oceniac, obrazac, podwazac czyjes historie czy doswiadczenia. Kazdy zyje jak potrafi I jak jest mu dobrze. Jesli jest pogodzony z soba to super, jesli nie, to zyje jak umie najlepiej. Nie chce by gosc dokonujacy psychoanalizy myslal, ze nabijam sie z jego opinni czy zdania. Ja je przyjmuje, tylko mysle inaczej. Taka roznica. Mysle, ze wlasnie doswiadczenie nauczylo mnie nie oceniac, nie rzucac w ludzi ochlapami czy madrymi frazesami. Kazdego roku ucze sie czegos nowego. Zmieniam sie, bo zmienia mnie zycie. I nie chce szukac w ludziach problemow jesli oni sami nie chca o nich pisac czy ich szukac. No dobra, dosyc tego dobrego haha. Tyle pisalam o scenariuszach. Nie dostalam zadnego. Moze zwyczajnie takie nie istnieja? Moge tylko napisac co robie ja by bylo lepiej. Jutro kino. Opiekunka zalatwiona a my na randke;) I jeszcze do goscia z analiza, gdybys przeczytal uwaznie, wiedzialbys ze rozmowy byly - ten cudowny srodek na wszystko nie zadzialal wtedy. Zadzialal teraz;) Lepszy rydz niz nic, co nie;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Totalna. Nie odnosiłem się konkretnie do ciebie. Jesteś tu tylko tłem. Tak samo jak ja, jak kobieta po stracie dziecka i inni. Autorką topiku jest Zagubiona1212. Do tego wątku się odnosiłem i odnoszę. Moje zainteresowanie tą panią ogranicza sie tylko do znalezienia źródła, przyczyny. Jeżeli ktoś po odejściu przez dwa lata zażywa leki, świadczy to że przyczyna leży głębiej. Nie napiszę że to jest śmieszne. Raczej zastanawiające to, że sporo osób odnosi się do moich wpisów. Każdy wybiera jakiś fragment i na niego odpowiada. A autorka do której odnoszę się stwierdza lakonicznie że jak groch i ściana. :) W moim odczuciu w dalszym ciągu jest coś na rzeczy. Brak rozliczenia. Ona przeszła tylko do porządku dziennego. Znalazła nowe otoczenie, nowe zainteresowania. Ale...... No właśnie. Pozostaje to ale. Wiem, że za jakiś czas to wszystko wróci zwielokrotnione. Będzie znowu musiała sobie poradzić z tym. Tylko jak ? Znowu leki psychotropowe ? To tylko środek który powoduje patrzenie jak przez mgłę. Nie słychać, nie widać. Tylko majaki w tle. Jak zjawa senna o której zapominamy po przebudzeniu. Gdy leki przestają działać obraz zaczyna sie krystalizować. Przy dłuższym zażywaniu stajemy się jak narkomani czy lekomani. Uzależniony organizm łaknie tego środka. Bez niego jest nam źle. Z nim jesteśmy Happy. Czy naprawdę ja jestem szczęśliwa/y ? Totalna, życzę powodzenia. Powracające uczucie po pewnym czasie będzie inne. Stabilne. Spowszednieje. To normalny objaw. Nie będzie wspaniałych porywów i motylków. Ale tak właśnie jest. Na tym polega małżeństwo. Gdy popatrzysz wstecz i przypomnisz sobie zawirowanie dojdziesz do wniosku, że jednak nie jest tak źle. Stabilizacja. Pewność. Stałe oparcie. Szacunek. To wszystko jest składową uczucia które kiedyś miało kolorowe skrzydła. Tak jak my powoli się starzejemy, przybywa nam zmarszczek i siwych włosów, tak i nasze uczucie zwane miłością podlega metamorfozie. Ja nie radzę. Nie krytykuję. Nie krzyczę z ambony.:P Tylko patrzę, czytam i analizuję. Skoro ktoś napisał coś. Miał ku temu powód. Inni którzy tu zajrzeli, coś odpisali, też sie czymś kierowali. Ja wyraziłem jasno powód moich wypocin. Chcę wiedzieć dlaczego ? Zagubiona nie potrafi mi dać odpowiedzi, bo sama sobie jeszcze nie odpowiedziała. To jak paradoks. Jakby nie wiedziała dlaczego żyje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
sorry. Ten groch i ściana to Totalnej. Ale pozostaję w temacie bez zmiany zdania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalnie rozbawiona
Dokladnie, groch i ścianą mój:) A powiedz mi jak powinno wyglądać takie rozliczenie? Widzisz, nie wiem dokladnie kiedy dolaczyles do dyskusji. Gości było kilku, a ich opinie różne. Życzenia wszystkiego co najgorsze rowniez. Przybiez jakiś nick, żeby ta konwersacja miała jakaś historię i okresl co jest twoje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:) Dobrze. Pod każdym postem złożę swój podpis. Nick Gość to tak niefortunnie założony schemat przez kafeterię. Ale pozwała na pełną anonimowość. Gorzej gdy temat zakłada ktoś jako Gość i w trakcie dyskusji wszystko się rozmywa. Ale do rzeczy. Postaram się wytłumaczyć zdania większości tych za utrzymaniem związku. Wyobraź sobie że oglądasz film. Komedię romantyczną. W większości tak jak to w schemacie wszystko kończy sie wspaniale. Ona i on. Uśmiechnięte twarze. Radość bijąca z ekranu. Widz zadowolony. Odpoczął. Nic nie zburzyło jego nastroju. Z błogim uczuciem żyje dalej. Teraz wyobraź sobie inny schemat. Nie ma Happy Endu. Wszystko się rozsypuje jak domek z kart. Ona ze łzami w oczach, on zgrzytający zębami. Rozstają się i ....................... Gucio. Nie ma radości, uśmiechów. Pozostają łzy. Niesmak. Widz po obejrzeniu filmu jest totalnie zdruzgotany, Chciał żeby.............................. Resztę dopisz sobie sama. Realne życie różni się od powiastek filmowych. W życiu przytrafia nam sie wiele dziwnych historii. W większośc**przypadków sami prowokujemy los. Jesteśmy winni zaniedbaniu własnego szczęścia. Czy partner z którym jesteś jest tym jedynym, dowiesz się dopiero gdy będziesz stara, pomarszczona i siwa. Gdy dzieci i wnuki będą obok ciebie. Wtedy popatrzysz na swojego partnera i będziesz wiedziała, że to właśnie on. Ale nie chodzi o uczucie. To to taki wymysł poetów. Każdy człowiek dąży do szczęścia. Tylko to szczęście tworzymy my sami. Jakie będzie nasze życie u boku tego człowieka zależy od nas. Od naszego i jego podejścia. Od zrozumienia się nawzajem. Od poszanowania. Od tego czy czujemy się partnerami. Czy gramy w jednej drużynie, czy przeciw sobie. W zaprzęgu gdy są dwa konie, odczuwasz od razu. Czy ciągniesz tylko ty, czy oboje. We dwójkę zawsze jest lżej. Gdy zabraknie siły na rozmowę tracimy szansę na grę zespołową. Stajemy na traconej pozycji. Czasem sytuacja wymaga rozstania. Są takie sprawy które nie pozwalają być razem. To przemoc. Bywa też że człowiek ulega nałogowi. Odejście bywa trudne, ale niekiedy konieczne. Ale gdy kaprys stwarza zagrożenie to wtedy wracamy myślą do tej komedii romantycznej. Jak się zakończy ? Czy według schematu, czy nietypowo, zależy od siły kaprysu. Trudno jest sprostać marzeniom. Trudno powiedzieć prawdę. Tak samo trudno jest żyć. Nie ma ludzi idealnych. Każdy popełnia błędy. Każdy ma prawo błądzić. Ale też każdemu należy się szansa na stworzenie swojego świata szczęścia. Tylko czy ja za dużo nie fantazjuję ? Gość.:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:) Odnośnie Zagubionej czyli autorki i gospodyni topiku. Napisałem już kilkakrotnie. Śmieszny wydaje się powód odejścia. Ta nagła niby niechęć, a zarazem traktowanie jak brata. Brata darzy się uczuciem. Więc łączyła ją z mężem silna więź. Dwa lata na prochach świadczy o załamaniu nerwowym. Sama niechęć do seksu z partnerem nie jest przyczyną popadania w depresję. Świadczy o poważniejszym podłożu. Niedawno napisała o "wszystkich przykrych sprawach" o których nie chce się tu rozpisywać. Ty piszesz że rozliczyłaś ten swój rozdział i zrozumiałaś coś. Masz świadomość. Szukasz innego rozwiązania, masz już inne podejście do swojego małżeństwa. To tak jakbyś oddzieliła kreską tamten okres i zaczynasz od nowa. Nie od zera. Od nowa. Z bagażem doświadczenia. Zagubiona pisze tylko że jest szczęśliwa. Czy aby na pewno ? Przecież ona nie zrobiła swojego bilansu. Dla niej wejście w nowy układ zamyka stary. To tak nie działa. Nie wiadomo kiedy odbije jej się to czkawką. Pewien drobny detal przypomni jej zły okres. Wszystko stanie znowu na głowie. Wszystko zacznie sie na nowo kręcić jak na tamtej karuzeli. Mała iskra wywoła znowu pożar. Dla mnie sprawa trochę cuchnie. To tak jak bolącym zębem. Wziąłem proszek przeciwbólowy, ale ząb w dalszym ciągu jest zepsuty. Sam Ibuprom nie uleczy. Stworzy tylko pozory. Trzeba jeszcze odwiedzić stomatologa. Leczy się wtedy gdy jest na to jeszcze czas. Potem okaże się że operacja się udała tylko pacjent zmarł. Gość :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalnie rozbawiona
Ale co z tym rozliczeniem? Jak to ma wygladac? Ok, zamknelam temat ale wiesz że najpierw jest myśl, a na resztę trzeba trochę poczekać. Ja nadal bije sie z myslami. To nie pojawia sie tak ot... Tu trzeba czasu. Czasem kilka miesięcy, czasem lat. Mam dni lepsze, dni gorsze. Wiem o czym piszesz ale uwierz, w praktyce to nie wygląda tak fajnie. Chciałabym, by byl złoty środek. Lekarstwo, ale nie ma. Czasem trzeba cos przeżyć, doswiadczyc, by zrozumiec. Życie zaczyna sie wtedy, gdy kończy sie film.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
milosc braterska to nie jest milosc jaka powinno darzyc sie meza. koniec, kropka. brak pozadania do meza zabija zwiazek, a seks z przymusu jest jeszcze gorszy. wtedy trzeba znalezc kochanka albo rozstac sie z mezem, nie mai nnej rady. a osoba ktora pisze, ze milosc to wymysl poetow i ze z kazdym mozna stworzyc zwiazek malo w zyciu przezyla. pisze to kobieta ktora byla zona 16 lat, 3 lata temu zdecydowala sie odejsc do czlowieka, ktorego pokochala. i jest szczesliwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:) To zauroczenie tak szybko nie przechodzi. Trwa to dosyć długo. Człowiek to skomplikowana maszyna. Takie BIO które posiada w sobie mnóstwo neuronów. Ich prędkość przemieszczania sie jest ogromna. Ale to tylko sprawa techniczna. Bardziej skomplikowana jest sfera psychiczna. Ktoś kiedyś określił tę sprawę jako walkę rozumu i serca. Czyli rozsądek i uczucie. W głowie, gdy myślisz i analizujesz tworzy się pewien obraz. Serce, czyli uczucie tworzy odmienny wizerunek. To dwa światy. Realny i Wirtualny. Realizm dąży do naturalnego układu. Wirtualne marzenia chcą osiągnąć poziom tego realnego. Trwa zmaganie tych części. To okres tęsknoty. Za marzeniem, za spełnieniem zachcianki. Za realizacją zauroczenie. Żeby to przetrwać. Żeby zwyciężył rozsądek potrzebny jest szok. Jakieś zdarzenie które spowoduje odwrócenie uwagi od mrzonek. Może będę okrutny w tej chwili. Kobieta która straciła dziecko. Kto staje sie jej bliskim po tej stracie ? Maż, czy zauroczenie ? Jest to zbyt przejaskrawiona wizja szoku. Zbyt okrutna. Zauroczenie staje się winnym tego co się stało. Mąż jest osobą od której ona oczekuje wsparcia. Nie widzi że wina była jej. To właśnie jest brak rozliczenia sie ze sobą. Obwinić można cały świat. A co z nami ? To że chcesz poprawić relacje z mężem jest wspaniałe. Ale w musi nastąpić jakiś szok. Np. Jakiś ruch który spowoduje ponowne wzrost uczuć do męża. Jego urok, serdeczność, spontaniczność w łóżku. Nie wiem. Ale gdy tego nie doświadczysz, nie będzie to jeszcze ten powrót do rzeczywistości. Nie wmówisz sobie na siłę, że mąż to prawidłowe rozwiązanie. Być może za rok, historia się powtórzy. Wtedy może nowe zauroczenie, a może wytrwałe stare powróci i wszystko rozsypie się jak piasek. Nie wiesz jak potoczy się twoje życie. Człowiek czasem używa hamulca. Przecież to istota rozumna. Ale w środku siedzi jeszcze ta druga. To jak to przysłowiowe Dobro i Zło. Walka Jasności z Ciemnością. Nie wszystko wydaje się proste i łatwe. To tylko życie. Cóż c***ozostaje ? Pokochaj samą siebie taką jaka jesteś. Patrz radosnym spojrzeniem na świat. Zobacz kto jest c**przyjazny. Jeżeli ktoś powie że masz wybierać pomiędzy nim, a resztą, nie jest to człowiek warty zainteresowania. Piszą ludzie że mąż zdradzony powinien walczyć. Dlaczego ? Jeżeli on każe wybierać. Ja albo ten drugi. Jeżeli powie, Odejdź i bądź szczęśliwa. To czy to jest oznaka poddania, czy wielkiej miłości ? Wiele możesz uzyskać odpowiedzi. Ale czy będą prawidłowe ? Wiem. To wszystko wygląda jak bełkot. Ale w sumie to całe nasze życie opiera się na tym. Czujesz się osamotniona, brak zainteresowania u męża, a moze po prostu on tego nie dostrzega. Zjawia się zauroczenie, które wykorzystuje okazję. "nawija makaron na uszy" Zwierzyna złowiona w sieć. Jest omotana. W jej myśli powstaje ta cudowna wizja więzi i porozumienia. Zrywa powoli to co łączy ją z partnerem. Następuje przykładowe "oddalanie się". No i nie wiem. Czy tak się zaczyna, czy tak się kończy ? Rozliczenie. Co to jest ? Więc chyba teraz możesz już sobie powiedzieć CO TO JEST ROZLICZENIE. Gość :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czyli Totalna na siłę chce być z mężem czy na siłę chce zapomnieć o zauroczeniu. Nic już nie rozumiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ten fragment totalnej to musi być prowokacja. Już po ptokach. he he he.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalna
Masz racje Gosciu ze rozum i serce to dwa odrebne nurty. I faktycznie potrzebyn jest szok, by przestac sluchac serca. Ale nie sadzisz ze to troche straszne? Zostac z mezem z rozsadku? Ok, jak sa dzieci, to ten rozsadek mowi "zrob to dla nich", ale jak dzieci nie ma? Zobacz na moja historie. Ja nie obwiniam o wszystko meza. Ja sporo zrozumialam, przyjzalam sie sobie, jemu, naszemu malzenstwu. Wiem co zrobilam zle. Wiem co zrobil zle on. Powiedzmy, ze caly czas rozliczam sie ze soba. Nie rozumiem tylko jednego z Twoich zapiskow. Sprawy z tym szokiem. Piszesz " Ale w musi nastąpić jakiś szok. Np. Jakiś ruch który spowoduje ponowne wzrost uczuć do męża. Jego urok, serdeczność, spontaniczność w łóżku. Nie wiem. Ale gdy tego nie doświadczysz, nie będzie to jeszcze ten powrót do rzeczywistości. Nie wmówisz sobie na siłę, że mąż to prawidłowe rozwiązanie." A co jesli nastapi szok, ale on nie spowoduje wzrostu uczuc, ale ich obnizenie? Odnosze wrazenie (moze mylne) ze ten szok musi sprawic ze uczucia ozyja. Wtedy to bedzie powrot do rzeczywistosci. Inaczej bedac z mezem bede sie oszukiwala? Tak? No ale co jesli wlasnie ten szok byl, zadziala w odwrotnym kierunku i co dalej? Czekac na nastepny, czy przyjac to jako rozliczenie i moc spokojnie powiedziec, ok, to nie ma sensu. Bedac z nim bede go tylko mamic i oszukiwac. Niech bedzie szczesliwy z kims innym. Tak sobie gdybam bo chce to zrozumiec. Zgadza sie, ze musze polubic siebie, ciezko czasem gdy slyszy sie, ze jest sie ta zla, bo to w koncu mi cos przeszlo, cos sie odwidzialo. U mnie walka trwa. Dzis walentynki. Dlatego milych obchodow zycze i sobie i Tobie;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:) Walentynki :) Dobry pretekst. Co do szoku. Moze zbyt przejaskrawiłem. Chodziło mi o to że musisz być pewna swojej decyzji. Gdy w związku zabraknie odpowiedniego elementu. Bliskości. Niespodziewanie pojawia się opcja "zauroczenia". To naturalna potrzeba i pragnienie dostania ciepłego słowa, gestu. czułego spojrzenia. Przestajemy myśleć rozsądnie. Zaczyna nas ogarniać ta chęć poznania innego wymiaru. Tego owocu zakazanego. Zacznij inaczej. Dlaczego on został twoim mężem ? Co spowodowało, że stał się dla ciebie numerem 1. Potem przeanalizuj co spowodowało ostudzenie temperatury w związku. No i dochodzisz do punktu kulminacyjnego. Dlaczego produkt zastępczy, stał się dla ciebie taki ważny. Osoba, o której tak naprawdę nic nie wiesz. Moze tylko garść informacji uzyskanej od niego. Bo powiedział ci tylko to co on uważał za dozwolone. Teraz popatrz na męża, tego którego wybrałaś. Teraz spójrz na zauroczenie. o o nim wiesz. Jaki jest naprawdę poza tym co tylko on ci mówi. Połóż na wadze te dwa zdarzenia. Które ma większe znaczenie. Nieznane i wątpliwe, czy znane i wybrane wcześniej. Ile wiesz o zauroczeniu istotnych szczegółów a na ile znasz wartość tych starych wytartych kapci, które są jednak takie pasujące do twoich stóp ? To co odkryjesz stanie sie dla ciebie SZOKIEM. To już nie mąż musi okazać ci względy. To twój rozum pozwoli dostrzec różnicę pomiędzy światem realnym i wirtualną złudą. Nie musisz być na siłę z mężem. Ale chodzi o to co spowodowało ten odpływ więzi. Nie musisz się zmuszać do kochania na siłę męża. Ale odejdź od niego w pełni świadoma tego co wpłynęło na ustanie tej więzi. To nieprawda że musisz sama się kisić żeby on był szczęśliwy. To nie tak działa. Nie pomogą kwiaty od niego, ani prezenty ze złota. To w twoim sercu tkwi odpowiedź. Jeżeli to była tylko fantasmagoria........................ Mam na myśli zauroczenie. To napraw wpierw samą siebie. Potem przystąp do działania. Jeżeli mąż jest tym jedynym. Powiedz mu to prosto w ozy. Jeżeli już naprawdę sie wypaliło. Odejdź. Ale zrób to otwarcie, uczciwie. Bez zdrady. Bo uczciwość w stosunku do męża, to również uczciwość w stosunku do samej siebie. Gość:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No i kicha. Totalna wcale się nie określiła. Ani za, ani przeciw, tylko wstrzymuje sie od........ No i nie wiem od czego.:( Zauroczenie to taka chwilowa niedyspozycja umysłu. Serce nie ma tu nic do powiedzenia. Rozum tym bardziej. Serce nie słucha zauroczenia. Rozum też odmawia działania. Bo zauroczenie to taki stan wirtualny. Niby jest, ale w realu go nie ma. Bo zauroczenie to zjawisko psychofizjologiczne. Część marzeń miesza się z pragnieniami. Nie widzimy prawdziwego obrazu tylko zafałszowany rysunek projekcji. To stan zawieszenia. Tak jak paranoja. Niby go przeżywamy a nie ma go w realu. To prawie schizofrenia. Coś tkwi w mózgu. JAK ZADRA. KŁUJE I NIE POZWALA POMYŚLEĆ ROZSĄDNIE. Al;e po czasie okazuje się że na naprawę jest już za późno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalna
Masz racje Gosciu;) Fajnie to napisales. Moze wyjasnie na poczatku, ze nie mam kontaktu z Zauroczeniem. Nie mam taz zludzen, ze cos z tego by moglo byc. Pisalam juz kiedys o tym, ze zerwalismy bo kazde musi upozadkowac wlasne sprawy. Nikt na nikogo nie czeka, I nikt nikogo nie mami wizja szczesliwej przyszlosci. Ten temat jest zamkniety. Napisales Gosciu kiedys, ze jak sie nie porozliczam sama ze soba to sytuacja moze sie powtorzyc. Znajdzie sie nowe zauroczenie, albo wroci stare wytrwale (tej opcji juz nie ma). Masz tu w 100% racje. Zreszta z tym co teraz napisales zgadzam sie jak najbardziej. Przygladam sie swojemu malzenstwu I szukam odpowiedzi jak to sie stalo ze milosc sie wypalila, a moze uspila? Im dluzej czekam, tym mniej wiem. Jestem zmeczona sytuacja ale wiem ze wszystko wymaga czasu. Wiem co sprawilo, ze sie w mezu zakochalam. I co sprawilo, ze nastal kryzys. Ten okres totalnego zaciemnienia umyslu mam juz za soba. Teraz patrze I mysle o zwiazku I jego przyszlosci. Nie chce sie poddac. Chcialabym tylko wiecej inicjatywy meza. Wiem ze to dla was facetow banalne, ale kino, kolacja, cos szalonego... Brakuje mi tego. Moj maz nigdy nie nalezal do spontanicznych osob. I ok, nie jest to najwieksza wada pod sloncem. Ale mysle, ze od czasu do czasu, teraz, gdy jest ciezko, taka niezapowiedziana randka bylaby fajna. Tu nie chodzi o prezenty. Tu nie mozna niczego kupic. Tu trzeba czuc. To jest sedno sprawy. Nie wiem, moze ja za duzo wymagam. Moze faktycznie gdy ma sie tyle lat malzenstwa za soba, maz nie bije, nie pije, zmienia sie w przyjaciela, to nie powinnam slowem narzekac. Czasem trafiam na komantarze ze kobieta czesto zmienia sie z zony w mamusie, sprzataczke, ale znika kochanka. I to zle. A co jak znika kochanek? Jak maz staje sie kumplem a umyka intymnosc, bliskosc? Jestesmy glusi. Powaznie. Mysle, ze tak sie dzieje jak przestajemy sie sluchac. Wrocilam do punktu wyjscia. Taki sam stan mialam przed pojawieniem sie Zauroczenia. Wtedy nie wiedzialam co mam ze soba zrobic. Jak ponaprawiac to co sie rozwalilo. Powiedzialam sobie ze ten rok bedzie przelomowy. Nie bede siebie ani meza mamic. Albo bedziemy, albo nie. Teraz jest czas by zdecydowac. Bycie razem bez milosci, tylko dla innych, jest tak samo nieuczciwe jak zdrada. Ale fakt, niech to bedzie swiadoma decyzja. Do tego bede dazyc;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:) Może jeszcze inaczej napiszę żebyś mogła zrozumieć sytuację i mechanizmy jakie istnieją w małżeństwie. Wiesz że małżeństwo to naprawdę ciężka praca i sporo obowiązków. To chyba trudniejsze od podejmowania decyzji w pracy zawodowej. Tu każdy krok powoduje reperkusje w tym co się stanie. Po latach, np 15 czy 20 stwierdzisz że najważniejsza w małżeństwie jest stabilizacja. Nie uniesienia i motylki. To na pewno nie szalone pomysły romantyczne, ale spokój, pewność i gwarancja bezpieczeństwa. Z szalonych pomysłów nie wynika nic dobrego. To jest fajne gdy jesteś młoda, bez zobowiązań rodzinnych. Bez jakichkolwiek obciążeń typu np. dziecko. Wtedy mozesz sie bawić, szaleć, rozrabiać. Chodzić na imprezy randkować i zatracać sie w szaleństwie romantycznych wariacji. Gdy masz dom, rodzinę i dziecko stoisz przed sloganem który przypomnij sobie z dnia ślubu w USC. ŚWIADOMA PRAW I OBOWIĄZKÓW I TAKIE TAM D**ERELE. Właśnie chodzi o to żeby przy podejmowaniu swoich decyzji pamiętać jakie PRAWA mają małżonkowie i jakie OBOWIĄZKI leżą na ich barkach. Jaka odpowiedzialność na nich ciąży. Ludzie traktują ślub jak w tym powiedzeniu. WYSZŁAM ZA M A Z ZARAZ WRACAM. To trochę nie dorosłe i dziecinne. Piszesz że znowu stoisz w punkcie wyjścia jak przed zauroczeniem. To nie mąż i jego niezbyt wylewna natura. To TY i twoja chęć poczucia zastrzyku adrenaliny. Mogę tylko dodać, że taki stan pojawia sie najczęściej gdy kobieta nie ma zbyt wiele zmartwień a jej życie rodzinne nie sprawia kłopotów. Gdy w małżeństwie nie dochodzi do ostrych spięć, a problemy rozwiązujecie w łągodny sposób. Tobie ta stabilizacja nie odpowiada. Chcesz mieć KOPA. Moze naprawdę nie dostrzegłaś przyczyn tych prawdziwych. Ale kto ci powiedział że w życiu i w małżeństwie wszystko będzie bezbolesne. Wyobraź sobie teraz sytuację, że twój mąż zmęczony twoimi zauroczeniami, nagle dojdzie do wniosku że pora poszukać bratniej duszy. Zacznie się z nią spotykać, zwierzać, opowiadać wasze intymne tajemnice. Jaka jesteś w łóżku i w życiu rodzinnym. Nagle oświadczy ci ze odchodzi do tamtej i chce sobie ułożyć z inną. Cały świat w pierwszej chwili zwali ci sie na głowe. Powstaną dwie opcje. 1. Walczyć o męża. 2. Zabić gnoja i zniszczyć go. Nie będzie innej opcji. Nie będzie uczucia OBOJĘTNEJ REZYGNACJI Z PARTNERA. Gdy wyobrazisz sobie taką sytuację, pomyśl co tak naprawdę czujesz do męża. Czy to uczucie zobojętnienia to naprawdę jest skierowane do niego, czy chodzi ci tylko o pewne urozmaicenie. Jeżeli potrzebujesz tych wrażeń to po prostu porozmawiaj o tym szczerze z mężem. Przecież to TWÓJ PARTNER, a nie pani Kowalskiej. To chodzi o niego i o ciebie. O waszą rodzinę. Przecież to TY stworzyłaś to małżeństwo. Ponieś odpowiedzialność za to co się w nim dzieje. Twoje pragnienia są naturalne. Nie ma w nich nic nagannego. Ale pozwól mężowi uczestniczyć w tym swoim życiu. Moze jemu odpowiada ten układ. Moze ma zbyt mało inicjatywy. Ale ty możesz i powinnaś przejąć inicjatywę w swoje ręce. Przecież tu ty odczuwasz pewne braki i niedosyt. Zadbaj więc o to w układzie w którym jesteś. Nie szukaj alternatywnej opcji. Masz taki potencjał w domu i sama go marnujesz. Mozesz to wszystko stracić. Gość :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie będzie uczucia OBOJĘTNEJ REZYGNACJI Z PARTNERA. co za bzdura. U mnie po 10-letnim małżeństwie nastąpiła właśnie taka obojętna rezygnacja z partnera. Rozstaliśmy się w przyjaźni, spotykamy się czasem towarzysko na kawę i tyle. Uczuć romantycznych między nami nie ma, wygasły. A tego nie da się reanimować. Można tylko zamknąć pewien etap i rozpocząć nowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Piszesz o rezygnacji obydwojga małżonków. O pełnej obojętności. Ciekawe czy do ślubu doszło z przyczyn komercyjnych czy istniało jakiekolwiek uczucie. Totalna pisze że mą ją kocha. Jest dobrym człowiekiem. Dba o dom i rodzinę. W twoim przypadku obydwoje nie dbaliście o rodzinę. To taki przykład papierkowego małżeństwa. Zwykły kontrakt biznesowy. Więc nie pisz tu więcej bzdur. Sama przekreślasz wszystko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalna
I znowu mnie rozbroiles haha;) zakladajac ze nie wiem o mezchanizmach w malzenstwie. Wnioskuje ze masz juz za soba 15 czy 20 lat udanego zwiazku, gdzie to wlasnie stabilizacja jest dla Was najwazniejsza;) Powiem Ci, ze super i szczerze gratuluje. Pewnie, ze stabilizacja jest wazna i ze motylki to poczatki czegos co zmienic sie powinno w glebokie i szczere uczycie "dopoki smierc nas nie rozlaczy". To jak piszesz o malzenstwie sprawia ze jawi sie mi ono jako cos nudnego i szarego. Oczywiscie, ze sa dzieci, obowiazki, ale zycie nawet w malzenstwie nie musi byc szare. Zastrzyk adrenaliny? A co w tym zlego? Ja chce ozywic moje malzenstwo. Chce tego w tym zwiazku i pytanie dlaczego to tylko ja mam isc na ustepstwo? Mam sie godzic na rutyne? Mozna miec stabilizacje i szalec z milosci do meza. To sie nie musi wykluczac. Czemu ja mam sie zmieniac, gdy maz wie o problemie i wie, ze zmiany musza nadejsc z dwoch stron? Gdyby maz teraz powiedzial ze jest ktos, w mojej obecnej sytuacji, nie zatrzymalabym go. Nie znienawidzila ani nie mscila sie. Jestem samodzielna by budowac swoje zycie bez faceta. Staralabym sie tylko by dziecko mialo jak najwiekszy kontakt z mezem. A wiesz czemu nie zmienilabym sie w wiedzme? Bo wiem co czuje osoba, ktora chce odejsc. Mam to doswiadczenie i wiem jak ciezko byloby mu ze mna, gdyby kochal inna kobiete. Zreszta nie chcialabym byc z nim gdyby kochal inna. Kochal sie ze mna a myslal o innej? Ok, ale to mowie bo mam to doswiadczenie. Co gdybym nie miala a maz by chcial odejsc? Opcja pierwsza-Walka. Sluchalabym go. Starala sie poprawic to co bylo zle. Poszlabym na terapie dla par, bo zmiany dotycza tak naprawde dwojga. Gdyby problemem byl sex, chcialabym wiedziec co mozna zmienic, urozmaicic. Mysle, ze sil dodawalaby mi duma, ze jak to, jakas baba zabiera mi meza? A w czym ona jest lepsza ode mnie? No wlasnie w czym? Staralabym sie dowiedziec co sprawilo ze on zainteresowal sie inna. I wierz czy nie, nie ona bylaby winna, ale on i ja, ze nasze malzenstwo sie posypalo. Ale gdybym widziala, ze on nadal mnie nie chce, poddalabym sie. Nie naciskala, nie zaczynala wojny. I mysle, ze w moim przypadku nie byloby opcji nr2. Ja zwyczajnie nie funkcjonuje w tych kategoriach i nigdy nie funkcjonowalam. Nadal niestety zakladasz ze u nas nie bylo rozmow. Ale ok, ich nigdy za wiele. Mozesz mi odpowiedziec na jedno pytanie? Ciekawi mnie co Ty bys zrobil, gdyby okazalo sie, ze zona zauroczyla sie w kims innym. Dowiadujesz sie i co robisz? Co jej mowisz? jak sie zachowujesz widzac ze staje sie wzgledem Ciebie oziebla? Wiem ze piszesz ze mna nie z moim mezem i tu to ja moge cos robic, zmieniac. Zastanawiam sie co bys napisal mojemu mezowi. Z naszych rozmow wynika, ze to ja mam cos robic, wziac sprawy w swoje rece. Moze powinnam wziac przyklad z Justyny Kowalczyk i mimo bolu isc do przodu? Odpowiedz na moje pytania prosze;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wiem czy wiecie. Ale zgodnie z zapisem Konkordatu ślub zawarty w w USC i w Kościele jest związkiem którego nie da się zlikwidować za pomocą sądowego rozwodu. W myśl zapisu powtórne małżeństwo zawarte tylko po rozwodzie cywilnym zostaje traktowane jako bigamia, a to już jest ścigane z urzędu. Trzeba mieć również kościelne unieważnienie małżeństwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×