Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość diablica z aureolką

Chyba kocham mojego nauczyciela!!!

Polecane posty

Gość diablica z aureolką

Byłego nauczyciela z gimnazjum. Ale od poczaątku. Byłam wtedy młoda. Miałam 13 lat kiedy go pierwszy raz zobaczyłam. Teraz mam 18. Wtedy po prostu zakochałam sie w nim... chyba moja pierwsza miłość na prawde. Byłam jego najlepszą uczennicą-sam tak twierdził. Zawsze mnie wychwalał, stawiał wyzsze oceny, puszczał oczka, usmiechał sie a gdy patrzył na mnie to moje serce walilo jak oszalałe. Nadeszły wakacje. Boze co ja wtedy przezywałam... ja płakałam ze przez wakacje go nie zobacze. Tak bardzo teskniłam za nim choc byłam tak młoda, on jest o 15 lat straszy ode mnie. Przez pierwsze dni wakacji cały czas myslalam o nim. Potem mi przeszlo. Od poczatku roku szkolnego znowu to samo. Znowu chodziłam zaslepiona i zakochana. Nawet moi rowiesnicy zauwazyli ze on mnie traktuje inaczej niz wszystkich. Nawet spotkałam sie ze zlosliwosciami ze niby mam z nim jakies 'uklady'. Wtedy tak bardzo chciałam zdobyc jego numer i zdobyłam ale nie mialam smialosci napisacze to ja. Boze co on by sobie pomyslał, ze ugania sie za nim jakas małolata :O ale sam mi dawał do tego powody. To zakochanie trwało ponad 3 lata. Pozniej poszłam do innej szkoły i nasze kontakty calkowicie sie urwały..Zapomniałam o nim. To zauroczenie nim wydawało mi sie potem smieszne i wrecz niemozliwe. I tak w tym roku, 4 miesiace temu napisał do mnie wiadomosc na jednym z portalow. Napisał ze bardzo 'wykobieciałam' ze jestem piekna i pytał co u mnie slychac... odpisałam mu, potem on znowu napisała ja mu nie odpisałam, bardzo zaluje tego... :O mialam wtedy chlopaka i nie myslalam o nim. A teraz znowu o nim mysle... chcialabym złapac z nim kontakt...ale nie napisze do niego :O pewnie znalazl juz jakas kobiete. Bozee ;/ co za chora sytuacja. co myslicie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sfaes
slaba prowokacja. :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja na Twoim miejscu dałabym
sobie z nim spokój. Facet jest dużo do Ciebie starszy. Poza tym pewnie lata za takimi małolatami, więc nie jesteś jedyna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość diablica z aureolką
akurat twoja opinia lata mi kolo dupy 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ruda o mieszanych oczach
zastanawiam się czy ktos jeszcze to odwiedza...a jeżeli tak to czy jest tą osobą sama autorka bo chcę ci powiedzieć, że nie jesteś sama :) jezeli kogos zainteresuje to opisze wam moja historie ponieważ. mam ten sam problem i kocham się w moim nauczucielu, który jest ode mnie starszy tez 15 lat. Siedzę w tym tak naprawde od 3 lat a mam 18. Zaczeło sie tak naprawde w gimnazjum ale wtedy jeszcze nie przywiązywałam do tego zbytniej uwagi. Mężczyzna był interesujący, otaczała go pewna...hmm nonszalancja i był zupełnie w moim typie:ciemne włosy głębokie, ciemne oczy, sylwetka umięsnoina ale bez przesady. jednak nie myslalam o tym, nie wglębiałam się w moje uczucia. muszę przyznać ze wstydem, że to moja dość częsta droga ucieczki od problemów: po prostu o nich nie myślę i moze się to wydawać dobra ale tak naprawde nie jest. bo nagla w jednej sekundzie cale niemyslenie nagle si ę konczy przez jedna przybłąkaną z nikądnmyśl i wszystko się burzy jak domek z kart, a ty stajesz zamroczona i zaczynasz się szamotać, nie wiedząc co ze sobą zrobić. nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi. po prostu nagle uswadamiasz sobie "O.MOJ.BOZE! ja go kocham!!...kiedy to sie zaczelo?!' i wlaśnie coś takiego stało sie gdy poszlam do liceum i okazalo się, że facet będzie mnie uczyć. Nawet nie licze ile nocy przeryczałam, myslac "co ja takiego zrobiłam?" i pragnąc nigdy go nie spotkać. Zwsze bylam otwartą i wesolą osobą, a przez ta cała miłość odciełam się od swiata, mniej się usmiechalam i dosc często przytrafiały mi się zawiasy, właściwie nadal się zdarzają ale staram się kontrolować. mam nadzieję, że ja pójdę na studia to odżyję, uwolnię sie od niego i przestane cierpiec. tak naprawde jestem juz tym wszystkim zmęczona. ale z drugiej strony nie chcę kończyć szkoly i się z nim porzegnać a jestem pewna, że porzegna każdego z osobna i boję się że nie wytrzymam i pęknę a to byloby żenujace...tak mi sie wydaje. nie chcę odchodzić i ne móc słuchać jego cichego, ale głębokiego śmiechu, nie miec mozliwości oglądać jego kształtnych ust układających się w delikatny uśmiech, czy nawet jak mowi obraźliwe rzeczy, łagodnym głosem i z jeszcze łagodniejszym uśmiechem w taki sposób ze osoba do ktorej te slowa sa kierowane nie zauwaza obelgi. ale nie myślcie, ze jest jakims potworem obrazajac uczniów, on po prostu mowi prawdę, to co wszyscy wiedzą ale wolą przemilczeć. chcę sluchać jego gadania o niczym, który film jest godny polecenia(bo jest kinomaniakiem) albo słuchac jak czyta. chcę patrzeć na jego podniesioną brew gdy dostaje od osob ymajacej urodziny czekoladę z orzechami na ktore jest uczulony choć mówił o tym dość często. czy po prostu siedzieć w pierwszej ławce (by byc jak najblizej niego) i podjadać z przyjaciółką wiśnie w czekoladzie ktore uwielbiam i on tez i zastanawiać się czy nie bedzie głupio zapytać czy ma ochotę się poczęstować. ale jednoczesnie wiem, że MUSZĘ odejść bo inaczej zginę, przestanę istieć duchowo ponieważ ta miłość mnie wypali. mie mam odwagi nawet myśleć co będzie w przyszłym roku, a gdy taka mysl juz sie trafi czuję strach. I mam prośbę do ludzi chcących udzielających porady w stylu "wez o nim zapomnij", jeżeli chcecie powiedzieć coś takiego, to lepiej nie mówcie nic bo to nie pomaga, a nawet pogarsza sytuację bo człowiek zaczyna się zastanawiać co z nim nie tak, że nie potrafi zapomnieć o osobie którą kocha. wiecie dlaczego to jest takie trudne? poniewaz milosc jest trudna i uwielbia zawilości, dramaty i jest cierniem wbijajacym się w nasze mięśnie sercowe. moze moja opinia nie jest obiektywna i milosc potrafi byc piękna, ale jak narazie ja takiej nie doświadczyłam, jestem młoda i mam zycie przed sobą ale to nie znaczy, że bedzie ono piekne i szczesliwe najac zranione serce. jedyna pociecha w tym że czas leczy rany, a rany sprawiają, że stajey się twardsi i bardziej odporni. ale niekiedy.....niekiedy stajemy sie za twardzi i nie ma dla nas ratunku. I niech mi ktoś odpowie czy warto kochać? czy ktos jest w stanie wyrzec sie kilku chwil szczescia, po ktorych nastepuja godziny nieszczescia by nie czyc nic? czy milosc jest tego warta? Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też jestem w trudnej sytuacji. Cholera... czuję się jak na odwyku: opowiadamy sobie jak to u nas wszystko wygląda. Ale nie o tym. Mam 16 lat i właśnie w tym roku kończę gimnazjum. Zakochałam się w nauczycielu i równocześnie swoim wychowawcy. Trwa to jakoś od zimy tego roku. Zanim poczułam to do Niego miałam przeróżne sny z Nim w roli głównem i nie powiem troszkę mnie to dziwiło, ale widocznie podświadomość była szybsza od uczuć. Uwielbiam Go za wszystko. Za to, że jest przecudownym człowiekiem, ma błękitne mądre oczy, czarne, falowane włosy przed ramiona. Jest średniego wzrostu, bardzo szczupły i ma oryginalny styl ubierania. Trudno oderwać od Niego wzrok. Co do charakteru - ma ogromne poczucie humoru, wygląda na człowieka bezproblemowego, prócz tego jest troskliwy, opiekuńczy, delikatny, ale potrafi opieprzyć gdy ktoś coś spieprzy. Jest dobrym człowiekiem, wyczuwam od Niego ciepło samo z siebie. Wciąż się uśmiecha i żartuje, ale gdy czasem ma zły dzień i znika uśmiech z Jego twarzy mnie robi się Jego żal i mam ochotę Go przytulić, ale wiem... to absurdalne. Dokładnie przedwczoraj zdałam sobie sprawę, że ja Go chyba kocham. I wcale nie jestem zaślepiona Jego urokiem, po prostu kocham Go jako człowieka, choć podoba mi się jako mężczyzna. I jeszcze gra na gitarze, moim ulubionym instrumencie *.* To brzmi troszkę paradoksalnie, lecz chcę być zawsze obok Niego. Móc na Niego patrzeć, a wewnątrz czuć klasyczne motylki w brzuchu, łomot serca i drżenie rąk, gdy pojawia się w pobliżu. Nie chcę końca szkoły. Nie chcę wakacji. Nie chcę by to się kończyło. Chcę Jego. Chcę by zawsze był przy mnie. Ale wiem, że to niemożliwe. Ja mam 16 lat, on 36. Dzieli nas tak wiele, że jesteśmy od siebie oddaleni jak morze od gór - przepaścią róźnorodności. To okropne, gdy sobie to uświadamiam. Łzy spływają mi po policzku, nie mogę ich powstrzymać. Wczoraj wpadłam na pomysł by napisać do Niego list z wyznaniem swoich uczuć, ale to chyba beznadziejny pomysł... ciekawe jakby zareagował po tych napisanych słowach... Nie wiem co dalej... Jestem na skraju załamania :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ruda o mieszanych oczach
Hej Anno Nicol, wiesz nie wydaje mi się żeby to co mówisz było paradoksalne...choć miłośc chyba właśnie taka jest ;) Pisałaś przed końcem roku szkolnego, nie? wiec powiedz jak czujesz się teraz, po zakończeniu, w ogóle jak wy się czujecie dziewczyny? Bo ja na przykład beznadziejnie...nieby sie cieszyłam że wakacje i w ogóle koniec nauki ale tak wewnętrznie to mialam wrarzenie jakby mnie coś rozrywało od środka. i nie miałam najmniejszej ochory wychodzić z klasy by móc jeszcze chwilę zostać z nim razem. Może nie sam na sam ale wystarczyłby fakt, że jest obok a ja moge słuchać i patrzeć ciesząć się i uśmiechając z każdym jego uśmiechem.... Zaraz znowu sie rozkleje.... i w takich chwilach człowiekowi przypominają się te najlepsze chwile jak na przykład moje urodzin:D (mam w kwietniu jakby kogo ineresowało) i On zawsze składa wszystkim życzenia iakie okazjonalne buzi buzi w policzek i takie tam, boże dziewczyny! chciałabym w tym niebie zostać......to było takie wspaniałe czuć Go tak blisko siebie, jedo ciepło, jego usta, jego głos......czysta ekstaza. A druga strona medalu jest taka, że nie mogłam słowa wyksztusić bo tak byłam zestresowana czy podniecona i nie mam pojecia jak dotarłam do ławki nie zabijając się po drodze bo tak mi nogi drżały. O albo nasza klasowa wycieczka.....jechaliśmy pociągiem nad morze i mieliśmy przesiadke, a że jechaliśmy w nocy to mi się trochę przysnęło(szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak w takim szumie jaki potrafią zrobić moi znajomi a uwierzcie ich to chyba nic nie przebije) i zostałam obudzona w taki kochany delikatny sposób no zgadnijcie przez kogo..*.* moje drogie kochanie głaskało mnie po udzie i mówiło "Hej, budzimy się" A tak gwoli ścisłości żeby wam może to trochę bardziej zobrazować dlaczego moja noga była tak wysoko....po prostu jechaliśmy pociągiem z plastikowymi siedzeniami, takimi dwuosobowymi bo to była krótka jazda no a że te siedzenie naprzeciwko były wolne bo inni sie porozsiadali po trzy osoby na jednym albo na podłodze to ja sobie oparłam stopy o brzeg tego właśnie naprzeciwko no i jak nogi miałam ugięte w kolanach to były trochę wyżej (no i jeszcze zrobiłam sobie poduszke z mojej przyjaciółki :P). naprawde za taką pobudkę każdego ranka no może jeszcze milszą oddałabym dusze... i jak tu człowieku się nie rozklejać jak nad tobąwisi widmo ostatniej, maturalnej klasy? jakbym była emo powiedziałabym ide sie pociąć...ale że nie jestem to powiem: ide po zapas chusteczek bo te co miałam sie już skończyły i zobacze jakie leki mamy na ból głowy bo ajk już zacznę ryczeć to przestaćnie umiem. A że jeszcze godzina jaka jest taka jest to zawodzić nie moge...... Naprawde może pomysł z tym listem nie jest zły? ale ja bym się chyba nie odważyła bo On prawdopodobnie nie wiedziałby od kogo wiec i tak by się dużo nie osiągnęło... Ok idę bo zaraz utopie kompa. Pa dziewczyny i trzymajcie się jakoś, nie poddawajcie i w ogóle ;) wam tak samo ciezko jak mi i mi jak wam trzeba się wspierać i jakoś przeżyć pozdrawiam, Ruda(chociaż już nie aż tak jak przedtem)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ruda-czytając Twoją wypowiedź czułam się jakbym czytała swój pamiętnik. Też zakochałam się w swoim nauczycielu. Wszystko przeżyłam bardzo podobnie. Sposób w jaki go opisujesz, to co wtedy czułaś - niesamowite. Jestem teraz w 1 klasie liceum, ostatni raz rozmawialiśmy kiedy wręczałam mu kwiata od klasy w podziękowaniu za wytrwałość i cierpliwość trzymając go za rękę. Cały czas robiłam wszystko żeby niczego nie zauważył, ale wiedział to doskonale. Napewno... Minęło tyle czasu a ja dalej o nim myślę, kocham Go, tak bardzo za nim tęsknię. Ciekawe jakby było gdybyśmy teraz się spotkali. Czy serce dalej by tak biło i nie mogłabym się skupić na niczym przez cały kolejny dzień?? Boję się tego , że kiedyś może mnie nawet nie poznać na ulicy. Może nawet nie będzie pamiętał kim jestem a tym bardziej nie będzie wiedział tego jak bardzo zmienił część mojego życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ruda o mieszanych oczach
hej ANGELina, ja akurat też prowadzę pamiętnik, ale nie zawsze w mnim piszę:P wiesz mam podobne obawy, ale nie potrafię o tym myśłeć, nie, ja NIE chcę o tym myśleć. Bycie świadomym tego, że osoba którą kochasz kiedyś cię nie pozna jest dobijająca. No i zostało mi naprawdę mało czasu bym mogła cieszyć się z jego istnienia, móc z nim pożartować bo znowu zapomniał tematu na zaległe wypracowanie, które już się za mną ciągnie od 2 miesięcy jak nie dłużej. By powyobrażać sobie, że może jednak lubi mnie troszkę bardziej bo usprawiedliwia mi godziny na których wagaruję(co nie zdarza sie często żeby nie było, bo jestem grzeczną uczennicą :P) albo po prostu z mojego roztrzepania zapomnę przynieść zwolnienie. By móc popatrzyć jak wygłupia się z kolegami z klasy i opowiadają sobie kawały ablo rozmawiają o jakimś filmie. Będę tęsknić za jego komentarzami, narzekaniem, puchatką kurtką i grubym szalikiem w którym wygląda jak wypchany miś. Za jego ciszym i miękkim chichotem i sposobem w jaki ściąga okulary bo przeczytać nam fragment książki i samą barwą jego głosu. Za tym, że jak przestajemy go słuchać, to robi balony z zielonej gumy orbit xD. Ja naprawdę jestem głupia, tak bardzo aż boli, ale nic nie potrafię na ro poradzić, ze jestem wierna jak pies i nie mogę pozbyć sięuczucia ot tak. Nie chcę narzekać ale jestem już naprawdę zmęczona tym uczuciem. Przez wakacje miałam chłpoaka z mojego miasta, ale on chyba podświadomie wyczuwał, że coś ze mną nie chalo a ja ja każdym razem jak miałam się z nim spotkać czułam się okropnie i tak jakbym zdradzała JEGO. Tak więc nasz śmieszny związek rozpadł się zanim się tak naprawdę zaczął. No i na dokładkę ostatnio odezwał się utajony dotychczas mój instynkt macierzyński, o którym myślałam, że go nie posiadam ps: dokończę za chwilkę, na razie trzymajcie się dzewczyny i szczęśliwego nowego roku ;) i szczęsćia w tych kiepsko rokujących na przyszłość miłościach ;*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta_malutka
Hejka, widzę, że już długo nikt nie pisał w tym wątku, pozwolicie iż go reaktywuję. ;) Zacznę od samego początku, czyli od przedstawienia się. Mam na imię Dorota, liczę szesnaście wiosen, uczęszczam do technikum ekonomiczno - chemicznego na profil turystyczny i pokochałam swojego wychowawcę, nauczyciela historii oraz brata bliźniaka mojego gimnazjalnego belfra. Istne szaleństwo, wiem. Panem Piotrem (w gimbazie uczył mnie polskiego) byłam jedynie zauroczna, nie no może podkochiwałam się w nim ciutkę. :D ale gdy ukończyłam gima, na wakacjach poznałam takiego jednego Dominika, przeszło mi jak ręką odjął. Wrzesień - nowa szkoła, zupełnie inne otoczenie, kolejny rozdział w moim życiu. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam pana Pawła, stwierdziłam, że nie możliwością jest abym się w nim zabujała. Chociaż jest jak żywy cień pana Piotra, tak naprawdę ogromnie się od niego różni... Nie wyglądem, ale sposobem bycia. Wydaję mi się, że właśnie dlatego Go tak kocham, jest inny, nieśmialszy a zarazem bardziej pewny siebie. To nie zwykła fascynacja starszym mężczyzną, jaką przeżywałam w trzeciej klasie gimnazjum, to coś naprawdę głębokiego, coś co mnie zupełnie odmieniło. Pan Paweł nie jest bajecznie przystojny, nie mogę jak moje poprzedniczki, wymieniać w nieskończoność jego zalet w wyglądzie fizycznym, jak dla mnie jest całkiem ładny, to mi wystarcza bo nie patrzę jedynie na powłoke. Za co Go pokochałam? Chyba za samo istnienie, kocha się za nic, nie istnieje żaden powód do miłości. Nie wiem czy Jego intelekt, życiowe doświadczenie, sposób bycia są bez znaczenia, ale napewno nie stały się przyczyną mojego sercowego wyboru. W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że za kimś ogromnie tęsknie, brakowało mi niezmiernie czyjegoś widoku, czyjejś obecności i gdy tylko o nim pomyślałam, wiedziałam że to jest to. Ja nie jestem tak zyczajnie zakochana, nie szaleję bowiem na Jego punkcie, nie wzdycham za Nim godzinami. Ja Go kocham! Nie uroiłam sobie tego, wiedziałam to od początku, tak jak wie się to, że po nocy nastaje poranek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta_malutka
Trafił mnie piorun, poczułam, że muszę zawalczyć o swoją miłość. Dokonałam prawdziwego wariactwa - przeniosłam się po dwuch miesiącach nauki do klasy, której jest wychowawcą, min. po to aby być bliżej Niego. On jest historykiem, szczęśliwym trafem ja również uwielbiam przeszłość, teraz więcej uczę się tego przedmiotu, abyśmy mieli wspólne tematy do rozmów, przemeblowałam cały swój świat, stałam się bardziej wyważona, uważna, coś we mnie pękło i rozkwitło niczym wiosenny kwiat. Pan Paweł prawdopodobnie nigdy nie spojrzy na mnie tak jak ja na Niego, ale jestem na tyle silna i zdeterminowana, aby starać się odmienić ten stan rzeczy, tym razem się nie poddam, prawdziwa miłość zdarza się tylko raz! Jestem w nieco lepszej sytuacji niżeli niektóre co są w identycznej sytuacji. Nawet jeśli teraz jestem tylko głupią 16 - latką, w ostatniej klasie będę dojrzałą dwudziestolatką. Jeżeli On nie zauważy co do Niego czuję, jestem wyjawić mu to w czwartej klasie, zresztą gdy oboje będziemy dorośli, na więcej będzie mógł sobie pozwolić względem mnie. Na razie zerka tylko na mnie zadawalająco często, uśmiecha się tak nieziemsko oraz nieśmiało, gdy rozmawiamy i może dostrzega moje wysiłki na lekcji częściej niż pozostałych uczniów. Uwielbiam Go obserwować, poznawać szczegóły Jego charakteru, to jakbym poznawała część siebie, w końcu oddałam mu swe serce. Zdaję sobie doskonale sprawę, że dzieli nas prawdziwa przepaść, ocean lat, różnic, problemów... Nie przeszkadza mi to jednak. Jakąż przeszkodę nie zdołałaby pokonać miłość? Znam przypadki, że połączyła niemalże skrajne przeciwności. Nigdy nie przestanę wierzyć, że kiedyś moje uczucia zostaną odwajemnione. Nigdy. Nawej jeżeli mnie wyśmieje i powie abym o Nim zapomniała, ja tego nie zrobię i nie przestanę wierzyć. Wiara jest cudownym aspektem życia, uskrzydla, dodaje energii, siły do walki. Nie bez przyczyny jest boską cnotą. Ta platoniczna miłość jest najlepszym co mogło mnie spotkać, jest równie doskonała jak ta, którą opisywał św. Paweł z Tarsu, ponieważ ja darzę mojego pana Pawła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta_malutka
miłością bezinteresowną, czystą przede wszystkim. Kocham Go bez wzajemności i dobrze mi z tym. Nie oczekuję niczego w zamian. Nie bardzo rozumiem, dlaczego znalazłam tu tak wiele cierpiących dziewczyn, nie rozumiem tego bo przecież wszystkie mamy ten sam problem, ale ja w przeciwieństwie do innych nie chcę płakać, ale skakać z radości. Stąd moje pytanie: ''dlaczego''? Wiadomo czasem boli, zwłaszcza wtedy gdy uświadamiamy sobie, że nasze marzenia są wręcz absurdalne, ale czy to nie cudowna boleść? Wedłóg mnie tak. Pan Paweł oczywiście nie ma jeszcze swojej połówki, w przeciwnym razie miałabym co do Niego mieszane uczucia, nie lecę na żonatych i dzieciatych facetów bo nie chciałabym się dzielić wybrankiem z inną oraz burzyć czyjegoś szczęścia. Mam tylko nadzieje, że taki stan rzeczy utrzyma się dopóki nie wyznam mu miłości. Wiem, wiem, nie mam całkiem pokoleji w główce, lecz ja nigdy nie kierowałam się rozumem. Nie mam natomiast pojęcia jak moje życie dalej się potoczy, w dalszym ciągu jestem jak łódka na bezkresnym oceanie, ufam jednak, że miłość nadal będzie mnie kierować i kiedyś wyprowadzi na spokojne wody. Zamierzam prowadzić internetowy pamiętnik i tam opisywać moje zmagania ze zakazanym uczuciem. Myślę, że już niebawem umieszczę tu adres bloga. Na obecną chwile przesyłam wam wszystkim gorące pozdrowienia. ;) całuski, Dorota

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To nie miłość tylko fantasmagoria-zakochanie Przykro mi; ale możesz oszukiwać się nadal, może nawet napiszesz romantyczną powieść i nie pójdzie to na marne, egzaltowane dziewcze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta_malutka
yyy... jak by to ująć... że tak delikatnie powiem, na opinie osobników, którzy ch**a mnie nie wiedzą mam w******e. Cóż, nie wiem co to jest ta cała 'fantasmagoria-zakochanie' i obchodzi mnie ona tyle co zeszłoroczny śnieg. A żebyś wiedział, że napiszę, do tego mam akurat dar, ale to i tak nie wyjdzie na marne. I do twojej wiadomości - znam siebie i potrafię określić swoje uczucia. Jak widzisz , gdy w grę wchodzi moje szczęście, potrafię walczyć jak lwica. :D Mam dziś tak cudowny dzień, że nic nie zdoła mi go popsuć ^.^ Zupełnie jakbym fruwała nad ziemią, nie przypuszczałam, że można być tak szczęśliwą, aż do dzisiejszej historii... Załatwiałam dzisiaj z nim pewną błahą sprawę... może troszkę przegięłam, ale to było silniejsze ode mnie... kokietowałam go chyba mimowolnie, niepotrzebnie zarzuciłam włosami, uśmiechałam się jakbym była słabą, bezbronną dziewczynką, chcącą wtulić się w czyjeś, silne ramiona. Dlaczego na facetów zawsze to działa? Mój wzrok mówił sam za siebie... i jego również! Nawet gdy przeszliśmy już do lekcji, nie przestał posyłać mi tych swoich nieziemskich uśmiechów a ja byłam w siódmym niebie... *.* Bądź co bądź warto było zrobić z siebie lolitkę aby poczuć chemie między nami. Nie kłamię, to była chemia! Ale rany, nie mogę tego powtórzyć, bo jeszcze pomyśli, że próbuję go uwieść. Mogę przecież w inny sposób zwracać na siebie uwagę, ostatnio stałam się taka 'nad aktywna' , dzięki Bogu, że uwielbiam historię i mogę przed nim zabłysnąć. I powiedzcie mi, czy życie nie jest piękne?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość siaakaa
ja tez kocham mojego wf. Bylam akurat blisko niego :c zwierzalam mu sie z problemow, traktowal mnie od tamtego czasu wyjatkowo, kupil mi prezent nawet , mam 16 lat , teraz odchodze nie wiem jak sobie poradze. On nawet prawil mi komplementy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość siaakaa
polaczyly nas moje problemy w domu , wspieral mnie! Mialam z nim sam na sam bo kolezanka sie przeniosla kolko przygotowujace do testow tam mnie przytulal glaskal opowiadal o sobie calowal w policzek. Ma rodzine i 40 lat. Moi opiekuoowie dowiedzieli sie o moich uczuciach i poszli do niego . On juz wie. Mamy zakaz rozmawiania od pani dyr. Jestem zalamana , widze jak sie patrzy ... Nawet mu podziekować nie moge za to jak mi pomogl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no to witam w klubie ;__; ja mam 14 lat i wlasnie sie zakochuje w 38 letnim nauczycielu , i jestem tego swiadoma xD . No i pewno jak siebie znam bede w nim zakochana , do czasu zmiany szkoły ... Ale jest plus xD nie jest zajęty ! No i jest do mnie milszy , a innych potrafi tyrac ostro kilka minut jak o cos zapytają lub zrobią cos źle :d . I przytuliałam go na święta xD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pewnie już od kilku lat nikt tutaj nie zagląda, ale może kiedyś ktoś trafi tutaj przez przypadek jak ja i chętnie przeczyta moją historię. Na wstępie chciałabym powiedzieć wszystkim tym którzy nie doświadczyli tego co my, że to uczucie jest okropnie silne. Mimo, że wiemy, że nasz nauczyciel jest kimś nieosiągalnym to nadal w to brniemy. Nie potrafimy przestać, to jest silniejsze. U mnie zaczęło się wszystko w pierwszej klasie gimnazjum. W szkole podstawowej P.Artur był jedynie nauczycielem, którego zawsze podziwiałam za ogromny wkład w prace, poczucie humoru, dystans, wiedzę. Już wtedy był dla mnie można powiedzieć że ideałem. Patrząc na niego dochodziłam powoli do wniosku, że jest doskonały, że chciałabym żeby właśnie taki był mój przyszyły partner. W 1 gim się zaczęło. Byłam jak w transie, wracając do domu szłam zawsze tą trasą którą on przejeżdżał samochodem. Nawet gdy chciałam się przełamać i iść inną stroną to w połowie drogi zawracałam z nadzieją że jeszcze nie jest zbyt późno i się z nim minę. Gdy wracałam do domu oglądałam jego zdjęcia, a czasami potrafiłam leżeć przez 5 godzin i po prostu tylko o nim myśleć. Uwielbiałam kiedy śnił mi się w nocy, a że posiadam "umiejętność" kontroli swoich snów to mogłam w nich robić z nim co tylko chciałam. Sny stały się pewną alternatywą dla życia. Marzyłam tylko o tym żeby móc zasnąć i śnić o NAS. Niestety miał żone, 2 dzieci... ale na moje szczęście miałam z nim bardzo dobry kontakt przez wspólne zainteresowanie. Chodziłam do niego na zajęcia, a po roku zaczęliśmy się spotykać bardziej nieformalnie, ale nadal były to spotkania związane z naszą pasją i odbywały się w szkole. Niestety do innych spotkań nigdy nie doszło. Miałam to szczęście, że wiedziałam że mogę z nim porozmawiać o wszystkim. Opowiadałam mu o swoich problemach, chorobach, rodzinie a on wyjątkowo uważnie mnie słuchał. Pierwszy raz czułam, że ktoś z całych sił stara mi się pomóc. Na zawsze zapamiętam to jak kiedyś po prostu spontanicznie się do mnie przytulił i powiedział że wszystko bedzie dobrze. Pamietam także moment, który mnie strasznie zabolał...P.Artur powiedział niby w żarcie: "Zobaczysz Kaśka, kiedyś zmienisz zdanie, a twój przyszły mąż będzie miał najlepszą kobietę na świecie" zabolało mnie to, bo chciałam, żeby to on był tym szczęśliwcem ;)) Kolejną kwestią która sprawiała mi ogromny ból była jego żona. Gdy widziałam ich razem momentalnie zaczynałam płakać, nie wiem czy dlatego że p.Artur kogoś ma, czy dlatego że wiedziałam że nie jest z nią szczęśliwy. Kochał za to swoje dzieci, bezgranicznie i to sprawiało, że ceniłam go jeszcze bardziej. Nie był idealny, miał swoje wady, były momenty gdy kompletnie się z nim nie zgadzałam w wielu kwestiach, ale zawsze to tolerowałam i rozumiałam. I mimo wszystko kochałam. Nie boje się powiedzieć, że go kocham, bo tak jest. Wiem, że nadal byłabym skłonna zrobić dla niego wszystko. To trwa już 5 lat. Gdy wyszłam ze szkoły nauczyłam się żyć bez jego obecności, ale nie bez niego. Wiem, że nadal mogę do niego zadzwonić w jakiejś sprawie, mogę go odwiedzić w szkole, porozmawiać. Teraz gdy zastanawiam się czy mogłabym związać się z innym mężczyzną to sama nie wiem czy dałabym radę. Nie ma wieczoru kiedy o nim nie myślę, nadal jest obecny w moich myślach a jego zdjęcie nosze ciągle w portfelu, a każdego mężczyznę porównuje z moim ideałem - Arturem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×