Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

nowornever

wierzycie w SENS MAŁŻEŃSTWA ?

Polecane posty

No nie mogę się odnaleźć w tym świecie.... on jest stworzony i dostosowany tylko dla ładnych... Brzydcy nie tylko mają przejebane przez sam fakt bycia brzydkimi (który im samym też doskwiera :((() ale także przez to że NIE POTRAFIĄ SIĘ ODNALEŹĆ ! Nic nie jest dla nich... wszędzie są tymi "drugiego sortu". W relacjach towarzyskich zwłaszcza.... Ja nie chcę żeby faceci mnie olewali... ale też nie mam siły przebicia, by dać im się poznać bliżej... bo cały czas myślę, że się narzucam... No i jak tu być żoną?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Miłych Państwo! Zapraszam do tego oto, nowo powstałego KLUBU DLA KAŻDEGO! Tutaj będziemy rozmawiać, bawić się i pląsać do białego rana! Gry, zabawy, tańce!!!! To wszystko znajdziecie w KLUBIE! O, tutaj: http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=4784307 NIEDŁUGO WIELKIE OTWARCIE, PROSZĘ ŚPIESZYĆ SIĘ Z ZAPYTANIAMI O CZŁONKOSTWO!!! KDK - Twój KLUB DLA KAŻDEGO!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość shfjsdhf
Wierze, ale czasami tesknie za samotnoscia, o tym co by bylo gdyby. Mam super meza ale pod wieloma wzgledami inaczej patrzymy na zycie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wierzę w sens małżeństwa , trzeba tylko starac się każdego dnia, aby to małżeństwo przetrwało i ogień domowego ogniska nigdy nie zgasł.Nie jest sztuką zmieniac co kilka lat partnerów życiowych, ale przeżyc całe życie z jedną osobą w zgodzie i miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość FraterAVA
nowornever... fajnie piszesz i właśnie o tym myślałem tuż przed przeczytaniem Twojego posta. Jestem raczej przystojnym i inteligentnym facetem choć biednym z własnego wyboru. Kobiety w moim wieku rzadko chcą takiego jak ja, a ja nie ukrywam, że patrzę na to, by kobieta mi się podobała. Jednak już tylko do seksu. Mam 27 lat i przez całe życie cholernie łatwo się zakochiwałem i miałem wiele dziewczyn (w tym jeden cholernie poważny zwiazek - ponad pięcioletni). Ostatnio dochodzę do wniosku, że cała idea stałego, trwałego związku jest po prostu bez sensu. Jest kolejną próbą ucieczki przed samym sobą w złudzenie, że nie jest się jednak samemu. Jasne, przystojni faceci i piękne laski mają łatwiej (nie zapominaj, że też liczy się to, co posiadasz), jeśli chodzi o małżeństwo. Tyle, że znacznie trudniej im będzie dostrzec prawdziwą duchowość (nie religię, bo religijni to oni są aż nazbyt często...). Duchowość jest w każdym z nas z osobna i coraz bardziej widzę, że tego typu ucieczki w emocjonalne relacje z tzw. "drugą połówką" są jedynie przeszkodą na drodze do wewnętrznego rozwoju. Każdy oczywiście ma prwdo uważać inaczej. Pomyśl nad tym, jeśli to jeszcze czytasz... I pomimo tego, że zakochiwałem się tak silnie tak wiele razy (były Barany, Byki, Bliźnięta, Raki, Lwy, Panny, Wagi, Skorpiony, Strzelce, Koziorożce, Wodniki, Ryby; były Polki, Murzynki, Azjatki, Latynoski, Hinduski, inne Europejki, były bardzo młode panny od wieku, w którym prokurator już nie chwyta do wieku po trzydziestce), dochodzę do wniosku, że nie ma nikogo, kto byłby w stanie mnie w pełni zrozumieć. Że tak naprawdę, poza jakąś zewnętrzną powłoką zainteresowań, osobowości (które każdy ma odmienne), tak naprawdę wszystko to jest to samo. Wszędzie chodzi o udowadnianie sobie bzdur, które nie istnieją i nie mają racji bytu. A potem kobiety obwiniaja mężczyzn, mężczyźni kobiety nie widząc, że tak naprawdę każdy jest taki sam i że wina nie leży po stronie żadnego człowieka jako człowieka, ale po stronie chorej wizji, która po prostu jest wypatrzeniem natury, jest sztucznym tworem stworzonym przez sztuczną instytucję kościoła katolickiego. Tak naprawdę jestem tutaj sam i nawet jak będę miał 10 "kochających" żon i 50 bachorów, tak naprawdę zawsze będę tutaj sam. Tylko ja mogę dać sobie szczęście, tylko ja mogę siebie zrozumieć. I w momencie, gdy obdarzę siebie samego miłością, będę mógł dać miłość komuś innemu tyle, że będzie to wtedy jakby skutek uboczny a nie zamierzone działanie. I nie będę odczuwał potrzeby by kogokolwiek wyróżniać bardziej bądź mniej. Jeszcze jedna rzecz. O wiele bardziej zaczynam sobie cenić przyjemny seks połączony z koleżeństwem i wzajemnym szacunkiem do siebie nawzajem, z miłą rozmową z koleżanką będąc w totalnej wolności i bez żadnych zobowiazań z nikim niż jakiś kolejny idiotyczny cyrk, gdzie jedna strona wiecznie stara się doszlifować do drugiej tak, by ta druga ją akceptowała ze wzajemnością. Skąd to wynika? Nie przypadkiem z braku akceptacji siebie samego takim, jakim się jest? Po jaką cholerę mi ktokolwiek skoro mam siebie samego? Uważam, że w związkach nie ma miejsca na prawdziwe bycie sobą. Tyle z mojego doświadczenia. Tylko krowa nie zmienia światopoglądu ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość swith
z tego postu u góry wynika jasno i klarownie EGOIZM w czystej postaci ;) ciebie musza akceptowac i to nazywasz rozwojem duchowym?:D:D:D aby sie rozwijac nalezy umiec znaleść środek, kompromis :) isc na konkretne ustepstwa dostrzegac własne niedociagniecia i szanowac cuddze granice :) to jest dojrzałosc i relatyne rozwijanie siebie i jest ono mozliwe tylko wówczas kiedy masz przy sobie drugą osobę. Innaą skrajnie odmmienna niezalezną i równiez otwartą na takowy rozwój :) Nie ma rozwoju kiedy jestes sam egoistycznie zakochany w sobie :) nie mozesz obiektywnie stwierdzic czy jestes doskonały czy jednak wiele ci do dojrzałosci brakuje do tej oceny potrzebna jest druga osoba ;) a no i oczywiscie asertywna umiejętnosc przyjecia takiej prawdy na klatę :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oczywiście że wierzę, gdybym nie wierzyła nie wyszłabym za mąż;-) Wg mnie to najlżejszy sposób przeżycia z kimś kogo się kocha całego życia. Małżeństwo nie jest łatwo, to bardzo duża odpowiedzialności szczególni gdy sprowadzi się już dzieci na świat. Trzeba być naprawdę pewnym że obrało się właściwą osobę na towarzysza całego życia. Takiego który sprawdzi się w wielu rolach i nie ucieknie przy pierwszych trudnościach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eli-zia@o2.pl
a ja powiem tak, bez Boga w małżeństwie nie ma szans. Z jakimkolwiek facetem będziemy, to będą jakieś problemy, to co jest wada u jednego będzie zaletą u innego i na odwrót. Zawsze będzie tak,że nasza naturalna miłość się wypali i w tedy by małżeństwo przetrwało trzeba czerpać od Boga,by móc podać dalej.Poza tym wszyscy faceci są tacy sami,wszyscy ludzie mają taką samą naturę,dlatego z kimkolwiek byśmy nie byli, to ideału nie będzie i problemy będą. Znając tą zasadę mamy połowę sukcesu :) Musimy to zaakceptować. Przede wszystkim musimy opierać się na Bogu, bo prędzej czy później wszystko runie,albo będzie obcość w małżeństwie. Mamy wybór, albo zmieniać partnerów co jakiś czas i przechodzić wszystko od początku,albo budować prawdziwe relacje z jednym. I naprawdę można być szczęśliwym w małżeństwie, wszystko zależy od postawy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Na Bogu? To co piszesz, jest odrobinę śmieszne, bo to nie Bóg pomaga mi wytrwać w związku, bo go tam nie ma. Są za to dwie osoby, które o siebie dbają i dają z siebie wszystko. Ja wiem, że najprościej jest wytłumaczyć problemy brakiem wiary, albo wiarą brak problemów, ale to tak nie działa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość drogi Pawle i cała choloto
"wierzycie w SENS MAŁŻEŃSTWA ?" WIERZYMY I TO BARDZO :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć. Ja wierzę i wielu moich znajomych wierzy. A czemu Ty nie wierzysz ? To ciekawe, że nie wierzysz, ale przyszłaś tutaj na forum i pytasz o sens. Wydaje mi się, że chcesz (podświadomie) być przekonana że małżeństwo ma sens, jednak rozumowo (świadomie) rękami i nogami nie widzisz sensu. Zgadzasz się ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
w świecie gdize istnieje tendencja do porzucania przedmiotów , które tylko zaczynaja szwankować podobnie zaczynaja zachowywać siemałżonkowie . Coś sie psuje ? żona / mąz zmienili sie ? rozwodzimy siei po problemie . Ale kto z nas zdaje sobie sprawę ,ze małżeństwo jest najtrudniejszą formą byci w związku ? Że sielanka nie trwa cały czas ? że 10 lat małżeństwa , teraz to wyczyn , ale w ogólnym podsumowaniu to jest krótki czas ? Kto z nas jest na tyle dorzały ,zeby akceptować zmiany zachodzące w małżonku i ale i w sobie ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malena222
ja wierzę w sens małżeństwa, moi rodzice są małżeństwem ponad 30 lat i gdyby mysleli tak ja Ty, to by się rozstali? To straszne by było, na szczęście do dziś dnia widać jak się wspierają i kochają. Tylko że nie rozumiesz podstawowej rzeczy. Może jeszcze nie dostatecznie dojrzałaś. Miłość się zmienia, po 5-10 latach nie jest tak powierzchowna jak na początku, ale jest to głęboka miłość, bynajmniej nie przyzwyczajenie... Po prostu jeśli ludzie się wspierają, to pojawia się po zakochaniu bardzo głębokie uczucie. Czy Ty jak miałaś 10 lat to przestałaś kochać rodziców, bo już 10 lat minęło i minął termin ważności miłości? Czy jak będziesz mieć dziecko, to po iluś latach Ci się znudzi i przestaniesz kochać? Miłość między kobietą i mężczyzną też może być podobnego rodzaju, głęboka i na zawsze. Nie myl miłości z pożądaniem :). Wyszłam niedawno za mąż i mam nadzieję, że tak jak moi rodzice i mojego ukochanego i nasza miłość przetrwa, a że trochę się zmieni... co z tego? Przyjaźń i wiele innych relacji międzyludzkich ewoluuje i to całkiem normalne, o ile nie jest właśnie tylko powierzchownym i egoistycznym uczuciem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×