Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość czasu i chartakteru

Pytanie do mających dzieci,czy macie wystarczająco pieniędzy

Polecane posty

Gość ja na dzień dzisiejszy
mam wystarczająco pieniędzy na wychowanie dziecka. Mąż prowadzi dobrze prosperującą dział. gosp., a ja zajmuję się dzieckiem. Ale gdybym się z mężem rozstała i poszła do pracy, miałabym ciężko, ale jakoś musiałabym sobie dać radę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość matkapolka0000
tak. na dzien dzisiejszy spodziewamy sie 2 dziecka i sadze ze mamy wystarczajaco kasy i cierpliwosci zeby wychowac dwojke. Wychowac a nie rozpuscic. Pracuje tylko maz, ja opiekuje sie dzieckiem ( juz wkrotce dwojka dzieci ), wynajmujemy lokum, nie brakuje na biezace wydatki. Sadze ze gdybym ja tez pracowala zylibysmy na naprawde wysokiej stopie ale pieniedzmi dziecka nie przytulisz, maluch potrzebuje obecnosci przynajmniej 1 z rodzicow a nie zmieniajacych sie nian, pan w zlobku albo babc. co sie odwlecze to nie uciecze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ja mam wrazenie ze mylimy dwa pojecia bo dziecko w wieku niemowlaka czy przedszkolaka nie potrzebuje zajec i wycieczek, wydatkow szkolnych, korepetycji, hobby itd.. wystarczy pospiewac z dzieckiem isc do lasu pojezdzic na rowerze czy pobiegac za free i wszyscy sa szczesliwi ale dziecko 7lat wzwyz nie bedzie chcialo rozwijac swoich umiejetnosci z mama :/ nie zaimponujesz dziecku robieniem wycinanki czy figurek z modeliny :/ sorry dziecko potrzebuje zajec hobby rozwoju a nie gadki szmatki z mamusia w domu, jezyka mozesz nauczyc tyle o ile kilkulatka ale gimnazjalisty juz nie bardzo nie dasz mu certyfikatu itd.. owszem mozna isc z 13 latkiem na basen czy do lasu ale poza tym on bedzie tez chcial isc z kolegami np na judo , kregle, do kina czy dziewcyznka na taniec albo na tenis, rysunek, plywalnie itd ja osobiscie chodzilam jako 10 latka i wzwyz na kilka zajec dodatkowych na gimnastyke, malarstwo, angielski, joge, fizyke, a oprocz tego mialam czas dla siebie, na nauke i na rozmowy z rodzicami, nauki z mama itp wiec nie mowcie ze za duzo bo 3 typy zajec poza lekcjami to w moim wieku bylo min a teraz czasy poszly do przodu i dzieci wiecej sie szkola poza szkola niz w szkole a te zajecia nawet jesli niwiele to kosztuja przy jednym dziecku moze i jeszcze da sie wytrzymac ale majac kilkoro dzieci to fortuna i nie pisze tu o najdrozszych zajeciach sportach szpanerskim ekwipunku itd. a jesli chodzi o kilkulatka to tez nie jest kolorowo jak chodzi do przedszkola bo przedszkole kosztuje a drugie tyle zajecia a to dodatkowa gimnastyka korekcyjna a to basen, teatrzyk, wycieczka, angielski, rytmika zajec mnostwo wszystko dodatkow platne, jak mam powiedziec dziecku ze jako jedyne nei bedzie chodzilo na np rytmike? moj np nie chodzi na basen bo 130zl miesiecznie mnie nie stac, nie chodzi na ang bo tez 120zl na mc mnie nei stac, ale na gimnastyke chodzi 30zl i na rytmike kolejne 25zl, poza tym ok 50zl mies dodatkowe albo teatrzyk albo koncert albo wycieczka... a ma dopiero 3 lata! a w domu moze i da sie go nauczyc tego co w przedszkolu ale kto wtedy bedzie z amnie pracowal? obrobi pranie sprzatanie gotowanie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bez przesady123
"ja osobiscie chodzilam jako 10 latka i wzwyz na kilka zajec dodatkowych na gimnastyke, malarstwo, angielski, joge, fizyke," zartujesz? kiedy znalazlas czas na te wszystkie zajecia? ja chodzilam na ping ponga w szkole, byl za darmo :-) nawet bralam udzial w zawodach. Po szkole spotykalismy sie ze znajomymi w bibliotece, w czytelni gralismy w gry, uczylismy sie wspolnie do sprawdzianow. Z kolezanka mialysmy rowniez nasz ogrodek pod blokiem, jej rodzice dali nam troche swojego i go uprawialysmy :-) co za frajda, czytalysmy w ksiazkach (nie bylo internetu) o roznych roslinach i kwiatach, potem sadzilysmy i dogladalysmy! Koszty praktycznie zerowe, a ile sie nauczylam i jaka frajde mialam to moje! Sorki, ale gimnastuka, malarstwo, joga angielski i fizyka to troche przesada jak dla mnie, wszystkiego liznelas po troszeczku, a niczego sie nie nauczylas tak naprawde. Lepiej chyba poglebiac swoje zainteresowania, a nie tak skakac z jedej dziedziny na druga. Malarka nie zostals chyba? ani fizykiem? czyli mozna bylo spokojnie w domu z mama na szkle pomalowac, albo z tata doswiadczenia z fizyki robic i tyle samo by bylo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bez przesady123
no maz obrobi pranie. ma dwie raczki to niech tez pracuje i cos w domu robi. z tego co rozumiem to ty jestes na wychowawczym i nie pracujesz, ale to nie znaczy, ze facet ma juz nic nie robic!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xxxxxxyyy
Nasze dzieci to taka radosna tworczosc - tak na logike posiadanie dzieci jest bez sensu - wieczne skarbonki w ktore nie laduje sie tylko pieniedzy, ale i czas, nerwy, sen, poniekad tez urode - jednak cialo po ciazy juz nigdy nie jest takie same - a jednak ja ma trojke i nie zaluje i uwazam, ze mnie na nie stac. Maja wszystko czego potrzebuja i jeszcze troche a to, ze czasem im odmawiamy bo nas na cos nie stac lub zwyczajnie nie, bo nie - jak dla mnie nie ma w tym nic zlego - rodzice nie sa po to by spelniac wszystkie zachcianki swoich dzieci lub sie biczowac jesli nie sa w stanie tego zrobic. Rowniez jesli chodzi o przyszle mieszkania , samochody itp. nie czuje sie w obowiazku im tego zapewniac. Dalismy im na start w prezencie pewna doze inteligencji, zdrowie o ktore dbamy poprzez diete, sporty itp. , urode, charaktery co z tym dalej zrobia zalezy tylko od nich. Gdyby wszyscy opierali swoja decyzje czy miec czy nie miec dzieci na podstawie tego czy ich stac to ludzkosc moze i by trwala do dzis ale w bardzo skarlowaconej, zdegenerowanej formie chowu wsobnego Hiltonow tego swiata. Jak patrze na slodka buzie swojej coreczki i na moich coraz bardziej nastoletnich przystojnych chlopakow uwazam, ze fakt ich poczecia byl jedna z moich lepszych decyzji/niedecyzji:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja raz jeszcze
dziecko , ktore wiecznie ma zapewniona rozrywke , takze w postaci masy zajec dodatkowych - wyrasta na znerwicowanego doroslego , ktory nigdy nie jest z siebie zadowolony , tacy ludzie biora sobie na glowe coraz wiecej , wkoncu dopada ich zawal , wylew , albo inny burn out , nie uczymy dzieci wyciszenia , cichej zabawy , zastanawiania sie nad swiatem , potem dziwimy , ze mamy rozwrzeszczana wiecznie wymagajaca i nadstawiajaca lapska po pieniadze mlodziez , ktora pije by zabic nude , albo brak perspektyw!!! Bo my sami robimy im ta krzywde , za wysokie wymagania od poczatku , a dzieci nie nadazaja za przygotowanym przez nas programem programem !!! pozwolcie dzieciom - byc dziecmi !!! do tego nie trzeby kupy kasy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszsza - no i cale szczescie
ze 3latek nie chodzi na to wszystko, co wymieniłas! jemu najbardziej w tym wieku potrzebny jest cieply kontakt z matką! A co do czasu - pranie obrobi pralka, gotowac mozna cos prostego i maz tez sie moze wlaczyc. Ew. przemysl - moze lepiej ci sie bedzie kalkulowało posiedzic w domu i zaoszzczedzic na tych wszystkich dodatkowych zajeciach, skoro i tak nie starcza ci na nie z pensji?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xxxxxxyyy
Zgadzam sie w 100% z dwoma ostatnimi wypowiedziami - ostatnio jest jakas dziwna i niezdrowa presja , by dziecko caly czas rozwijac, doksztalcac, edukowac. Juz nie wystarczy zabawka - musi byc edukacyjna i interaktywna, cokolwiek to znaczy. Roczniak nie moze ot tak po prostu sie bawic lub nawet siedziec i nic nie robic musi byc stymulowany, uczony czytac i pisac jakimis dziwnymi metodami, musi chodzic na 1000 zajec w tym obowiazkowe i absolutnie zbedne zajecia z plywania, na ktore sa polroczne zapisy, kosztuje to majatek a z tego co zauwazylam wsrod znajomych to zajecia mijaja sie z celem , bo i tak chodza moze gora na polowe - bo a to dziecko ma katar, a to zasnelo, nie zdazyli a efekt jest taki, ze dziecko plywa co najwyzej w rekawkach- jesli w ogole zwazywszy na frekwencje. Smiem twierdzic ze wszystkie te zajecia to po prostu sposob na zarobienie kosztem snobizmu rodzicow - moje dziecko nie ma zabawek edukacyjnych - bawi sie misiami, lalkami, pustymi butelkami, wiekszymi monetami i jest zadowolone, nie chodzi na zadne gimastyki dla maluchow a jest sprawniejsze od wiekszosci rowiesnikow, nie chodzi na zorganizowane plywanie a na basenie smiga z rekawkami az milo i uwielbia bomby do wody bez rekawkow z pelnym zanurzeniem pod woda - rewelacyjnie wyplywa na powierzchnie:). Nie czuje presji by je caly czas prowadzac na zorganizowane zajecia , by potem moc w towarzystwie opowiadac czego to ono nie robi - moze jest to malo atrakcyjne ale poki co moje dwuletnie dziecko bawi sie swobodnie na placach zabaw lub w ogrodku, turla po trawie i tapla w blocie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
owszem czasami to przesada z tymi zajeciami ale obecnie jest taki trend nie tylko wsrod dzieci, jak idziesz na rozmowe o prace to dostajesz pytania jaki film ostatnio ogladalas, jaka czytalas ksiazke, jakie masz hobby, osiagniecia, ile kursow, certyfikatow, ile znasz jezykow itd.. wiec watpie by sie przebic z twoim ogrodkiem czy wyciszeniem :) moim zdaniem dziecko musi uczyc sie rzeczy praktycznych, uprawiac sport i miec przynajmniej jedno stale hobby plus obowiazkowo szkolic min 1 jezyk :) podliczajac praktycznych zajec uczymy sie w domu, sport mozna w domu ale lepiej jesli jest to fachowo i pod dzieci zorganizowane, no i zalezy od rodzicow czy uprawiaja jakas dyscypline, hobby bewzglednie zajecia zorganizowane no i jezyk tez, ktoras pisala ze jestem na wychowawczym nie nie jestem pracuje, pomagam mezowi w firmie, nie jestem czlowiekiem ktory lubi siedzenie w domu dlatego wole pracowac bo to dla mnie wazne doswiadczenie, rozwoj itp a czy jestem malarka , nie mam papierow mgr malarstwa ale mam ukonczone liceum plastyczne eksternistycznie, przygotowanie architektoniczne i dorabiam sobie drobnym zdobieniem roznosci, potrafie narysowac, malowac co zechce wiec nie pisz jak nie wiesz bo malarstwo to moja pasja od 5 roku zycia i caly czas ja wykorzystuje w pracy, pomaga mi w zyciu :) a kiedy mialam czas dla siebie owszem mialam go sporo ale jedni sa rozlazlymi leniami co pol dnia spia a inni sa ludzmi kochajacymi prace, nauke, ruch :) gimnastyka byla mi potrzebna dla zdrowia, malarstwo dla ducha, fizyka bo lubilam ja w szkole-konkursy, olimpiady itd.. a joga no coz moda owczesna kolezanki itd.. ale bardzo zaluje ze nie chodzilam do przedszkola, mama nie nauczyla mnie gry w dwa ognie czy zabaw zespolowych, potem bylam odludkiem w szkole, i drugiej rzeczy bardzo zaluje ze nie nauczono mnie za dziecka plywac do dzis boje sie wody i nie potrafie :( ale za to rodzice inwestowali w moje wyjazdy i dzieki nim majac lat nascie zwiedzilam wiekszosc Europy co pozwolilo mi potem na tym zarobic jako pilot, wychowawca itd.. no i dzis nie mam marzenia zwiedzania Paryza czy Lizbony bo juz tam bylam wiele razy :)) wcale nie pochodze z bogatej rodziny, nie bylam rozpieszczana drogimi ciuchami ani sprzetami, na dorosle zycie zapracowalam sobie sama, pracuje od 18 roku zycia i dziekuje rodzicom za to ze we mnie inwestowali ile mogli i ja podchodze do swoich dzieci podobnie, bo ja juz nie musze sie uczyc jezyka ale one niech sie ucza poki terza moge im to dac bo nie wiadomo co im kiedy bedzie potrzebne i czy beda mieli takie mozliwosci, to przed nimi jest zycie a nie siedzenie w domu i uprawianie ogrodka czy dzierganie na drutach, dlaczego maja byc gorsze od innych? chyba kazdy chce dla dzieci jak najlepeij prawda? mnie sie wydaje ze zmienicie zdanie jak wam dzieci podrosna i powiedza mamie co sadza o sporcie z tata czy doswiadczeniem z mama :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja mam teraz taki czas
myszsza , pieprzysz jak poptluczona i od razu widac jaka z ciebie mitomanka. Kiedys pisalas jakie mialas nieszczesliwe dziecinstwo bo matka caly czas chorowala i mowila ze umrze i ty przez to mialas traume. Pisalas ze cie rodzice d przedszkola nie wysylali i dlatego potem mialas problemy z kontaktami z rowiesnikami. A teraz takie farmazony piszesz ze az mi cie zal. ty to chyba masz niepokolei w glowie , naprawde. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no bo to prawda moja matka caly czas twierdzla ze umrze i dlatego chce ze mna spedzic jaknajwiecej czasu a robila mi tym krzywde bo siedzenie z matka i czytanie ksiazeczek tudziez rysowanie spiewanie bylo do bani w mojej dzisiejszej ocenie, odzylam dopiero w szkole jak moglam isc na zajecia, z kolezankami i sie rozwijac a pierdzielic o ciasteczkach w domu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i dokladnie uwazam ze dziecinstwo bez innych dzieci bez przedszkola czy jakis zajec zorganizowanych jest wielka krzywda dla dziecka, powoduje wiele ubytkow w rozwoju dziecka, zadna matka nie jest w stanie nauczyc i zapewnic szczescia dziecku tak jak dobre przedszkole czy zajecia to tak jakbys i ty miala dzis siedziec calymi dniami z madrosciami starych dziadkow w domu starcow, co z tego ze maja wiedze, moga ci opowiadac, mozecie miec jakies wspolne zajecia ale to jest inne pokolenie :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rawq3
Ja tam nie widzę problemu w posiadaniu dzieci sama mam jedno , z perspektywy czasu uważam że gdybym nie miała to było by to straszne życie ( wcześniej jak nie miałam to nie wiedziałam co trace po prostu) Stać mnie na pieluchy kaszki foteliki ciuchy i inne bajery .Jeśli sama niania kosztuje mnie 1000 zł mies. dodatkowo wymienione wyżej akcesoria z 700 mies. to jeśli w póżniejszym wieku odejmę nianię ,pieluchy i kaszki to myślę że 1700 zł mies.na zajęcia dodatkowe, wycieczki, czy drobne przyjemności całkowicie wystarczą mojej córce. Nigdy bym nie powiedziała, że mnie nie stać na dziecko bo to by świadczyło o mojej i męża niezaradności To tyle w temacie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bukaaa
Jak zwykle kafeteryjny schemat - z jednej strony dzieci, które nie mają nic ale rodzice poświęcają im mnóstwo czasu, z drugiej nieszczęśliwe samotniki, które rodzice wypychają na zajęcia dodatkowe, aby mieć je z głowy. Chyba nigdy nie byliscie na takich zajęciach i nie wiecie, że rodzice są tam razem z dziećmi. Przynajmniej jeżeli chodzi o młodsze dzieci, bo nastolatki są w stanie dojechać już same. Jeżeli myślicie, ze siedzenie na boisku w piździawicy i deszczu to miłe spędzanie czasu, to grubo się mylicie. Mój syn przez rok mi jęczał, że chce chodzić na piłkę nożną. Co mam mu powiedzieć? "Pójdziemy zamiast tego na wycieczkę do lasu?" :o Wam się wydaje, ze trening sportu, który dziecko lubi, to jakieś mega poświęcnie i dziecko wolałoby spędzic ten czas grając z rodzicami w gry planszowe. Otóż bzdura, syn jest zachwycony treningami i juz nie może się ich doczekać. Kolejna sprawa - syn ternuje piłke nożną i tenis i oprócz tego poświęcam mu naprawdę dużo czasu i dużo uwagi. W końcu na boisku i korcie nie spędza całego zycia, zostaje jeszcze dużo czasu na wycieczki, wspólne rozmowy, wspólna zabawę. Nie twierdzę, ze dziecko musi mieć wszystko, że jeżeli nie można mu zapewnić ciuchów z najwyższej półki, to lepiej aby się nie rodziło. Nie, można miec skromne dzieciństwo ale fajne. Ale zawsze lepiej móc dziecku zafundować tenis czy narty jeżeli o tym marzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xxxxxxyyy
Myzszsza ale bez przesady tymi zajeciami - to, ze ty mialas specyfczne dziecinstwo , nie znaczy , ze inne male dzieci tez - roczniaki , dwulatki naprawdeie potrzebuja zorganizowanch platnych zajec, nauki angielskiego i certyfikatow - na wszystko przyjdze czas. Dla mnie bez sensu sa np. zajecia z angieskiego dla przedszkolakow - co najwyzej dziecko nauczy sie paru kolorow i jakiejs piosenki co do akcentu pan prowadzacych zajecia to mam pewne watpliwosci, ze jest taki doskonaly. Ja sie zaczelam uczyc angielskiego jako nastolatka a teraz na codzien pracuje z angielskim i nie mam poczucia, ze cos stracilam, bo sie nie uczylam od przedszkola. Moje dzieci sa naturalnie dwujezyczne -trzeci jezyk dopiero od niedawna im wprowadzilismy , bo wczesiej byla by to strata pieniedzy - jak ty chcesz to podazaj za moda i snobuj sie na ile zajec zapisujesz dzieci ,ja nie zamierzam wyrzucac pieniedzy w bloto . Jesli zas chodzi o robienie na drutach to tez sztuka i mozna na niej nawet niezle zarobic:P.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xxxxxxyyy
Ja wiem jak az za dobrze jak takie zajecia dla maluszko w wygladaja , bo wyprobowalam na swoim i to co robi sie na tych zajeciach mozna z powodzeniem w domu robic - naprawde wiekszosc tych maluchow zazwyczaj albo placze i marudzi albo probuje uciekac lub robic cokolowiek jeszcze innego calkiem odmiennego od tego co proponuje prowadzaca. Nie porownujmy dzieci do 3 rz. z dziecmi starszymi - moje starsze tez chodza juz na rozne zajecia sportowe - sami sobie wybrali, chca , wiec chodza , ale gimnasyka dla dwulatkow jak dla mnie = wymyslna forma tortur dla rodzica i dziecka - cokolwiek by nie bylo napisane na ulotce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spór z gatunku : wyższość świąt Bożego narodzenia nad świętami Wielkiejnocy. Mam trójkę dzieci i nie mogę powiedzieć, że mi się przelewa. Na jedzeniu jakościowo nie oszczędzam, ilościowo owszem. Dzieci np.długo nie jadły słodyczy i mają nadal limitowane; chipsy, Cola - tylko od wielkiego dzwonu. W szkole moich dzieci jest masa bezpłatnych zajęć dodatkowych (specjalnie taką wybrałam). Chodzą na gimnastykę korekcyjną, bo mają problemy z postawą oraz na takie, jakie sobie wybrały. Za darmo mają też szachy i zajęcia twórczego myślenia. Opłacam basen (taniej, niż ortopeda i rehabilitacja). Początkowo córka chciała dodatkowych lekcji j.angielskiego (w szkole, na miejscu - chodząc na 2gą zmianę wykorzystywała poranki, zamiast siedzieć w dusznej świetlicy), więc płaciłam, ale była przemęczona, więc zrezygnowałyśmy. Po prostu. Poza szkołą z poświęceniem, ale i radością chodziła na balet (wskazania ortopedy i rehabilitanta). Teraz chodzi w szkole na 3 kółka zainteresowań, które sama wybrała. BO TAK CHCE i daje radę. Na szachy np. zapisała się w przedszkolu jako 5ciolatka sama - ja wolałam tańce, ale jej wola. Naprawdę nie kosztuje mnie to wiele finansowo, jedynie organizacyjnie. Ze wszystkimi dziećmi wykorzystałam urlopy wychowawcze: było b.skromnie, ale 3 pierwsze lata życia wykorzystałam na uksztaltowanie małych ludzików. Teraz, gdy podrosły, wypuszczam je w świat, do rówieśników.. A ciuchy.. Zostają po starszych na młodsze, zawsze proszę o rozsądne prezenty. Komputer i parę droższych gadżetów pojawiło się dopiero z okazji 1szej Komunii- składka rodziny. Rowery kupowałam stopniowo sama, przechodzą także ze starszych na młodsze. I tak dalej. Gdzie,ś w tym wszystkim trzeba złapać równowagę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jtx
głupi topik, zawsze można powiedzieć, że pieniędzy jest za mało;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ______!!!!!
Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią lata 80. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy). Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo. Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów. Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również. Nie chodziliśmy do pywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki. Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem. Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo - jak zwykle. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na Milicję, żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a Milicja zajmowała się sprawami dorosłych. Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka. Pies łaził z nami - bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na "sznurku od presy" i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierząta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce. Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, Każdy dzieciak to wiedział. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka. Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł. Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością. Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziękujemy rodzicom za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas „dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu. A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ______!!!!!
Dorastaliśmy w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych.. Samochody nie miały pasów bezpieczeństwa, ani zagłówków, no i żadnych airbagów!!! Na tylnym siedzeniu było wesoło, a nie niebezpiecznie. Łóżeczka i zabawki były kolorowe i z pewnością polakierowane lakierami ołowiowymi lub innym śmiertelnie groźnym paskudztwem. Butelki od lekarstw i środków czyszczących nie były zabezpieczone. Można było jeździć na rowerze bez kasku. A ci, którzy mieszkali w pobliżu szosy na wzgórzu ustanawiali na rowerach rekordy prędkości, stwierdzając w połowie drogi, że rower z hamulcem był dla starych chyba za drogi... wink.... Ale po nabraniu pewnej wprawy i kilku wypadkach... panowaliśmy i nad tym (przeważnie)! Szkoła trwała do południa, a obiad jadło się w domu. Niektórzy nie byli dobrzy w budzie i czasami musieli powtarzać rok. Nikogo nie wysyłano do psychologa. Nikt nie był nadpodudliwy ani dysklektykiem. Po prostu powtarzał rok i to była jego szansa. Wodę piło się z węża ogrodowego lub innych źródeł, a nie za sterylnych butelek PET. Wcinaliśmy słodycze i pączki, piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem i nie mieliśmy problemów z nadwagą, bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni. Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli i nikt z tego powodu nie umarł. Nie mieliśmy Playstations, Nintendo 64, X-Boxes, gier wideo, 99 kanałów w TV, DVD i wideo, Dolby Surround, komórek, komputerów ani chatroomów w Internecie lecz... przyjaciół ! Mogliśmy wpadać do kolegów pieszo lub na rowerze, zapukać i zabrać ich na podwórko lub bawić się u nich, nie zastanawiając się, czy to wypada. Można się było bawić do upojenia, pod warunkiem powrotu do domu przed nocą. Nie było komórek...I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy!!! Nieprawdopodobne!!! Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie!!! Całkiem bez opieki! Jak to było możliwe? Graliśmy w piłę na jedną bramę, a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, to się wypłakał i już. Nie był to koniec świata ani trauma. Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie, złamane kości, czasem wybite zęby, ale nigdy, NIGDY, nie podawano nikogo z tego powodu do sądu! NIKT nie był winien, tylko MY SAMI! Nie baliśmy się deszczu, śniegu ani mrozu. Nikt nie miał alergii na kurz, trawę ani na krowie mleko. Mieliśmy wolność i wolny czas, klęski, sukcesy i zadania. I uczyliśmy się dawać sobie radę! Więc jak to możliwe, że przyżyliśmy???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i tak wasze bachory wyjada
za granice na zmywak

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość google nie parzy nie gryzie
______!!!!! po co wklejasz te oklepane slogany? czasy się zmieniły życie się zmieniło, a jakoś to można przeżyć tylko czy nasze dzieci chcą przeżyć "jakoś" czy interesująco, na poziomie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość google nie parzy nie gryzie
i tak wasze bachory wyjada - moje nie wyjedzie chyba że do PL do dziadków w odwiedziny na tydzień :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bez przesady123
ja sie jezyka francuskiego zaczelam uczyc pozno, bo w liceum i to sama, bo obowiazkowe jesyki w szkole to byl niemiecki i rosyjski. Wloskiego zaczelam sie uczyc jak mialam 23 lata, teraz mam 28 i opanowalam jezyk do perfekcji i jakos nie zaluje, ze w dziecinstwie sie nie uczylam, wtedy nie bylo takiej potrzeby, ani pomyslu. I zeby nie bylo, pieniadze mam i na pewno dziecko wysle na jakies zajecia, ale nie w wieku 2-3 lat, bo to uwazam za glupote. W wieku 3 lat pojdzie do przedszkola, ktore dostarczy mu juz mnostwo rozrywki i wrazen, a na basen, lyzwy czy narty moze chodzic z rodzicami, nie musi miec oddzielnych lekcji, bo taka jest moda. Wiadomo, ze jak bedzie chcialo chodzic na jakies dodatkowe zajecia to nie odmowie, bo stac mnie na to, ale z drugiej strony nie nalezy zawsze ulegac dzieciom, one nie potrafia na trzezwo ocenic sytuacji, czasami chca tylko czegos sprobowac, a po 2 miesiacach sie nudza, a koszty poczatkowe czyli jakas inwestycja w sprzet pozostaje. Poza tym co ma takie dziecko sie nauczyc jak po pol roku czy nawet mniej zmienia swoje zainteresowania, tu liznie, tam liznie i goowno z tego ma i on i jego rodzice. Lepiej uczyc dzieci cierpliwosci, wytrzymalosci, szacunku do pieniedzy rowniez, zeby wiedzialo, ze te co niektore atrakcje nie spadaja z nieba, a nie byc na pstrykniecie palcami, bo tak chce dziecko, to jest dopiero krzywda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość truttrut
_!!!!! błagam napisz coś jeszcze bo robisz to świetnie, normalnie sie rozmarzyłam bo to też moje dzieciństwo!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bebilońska dwójka
google - na jakim dzieci chcą żyć poziomie, to się okazuje w miarę upływu czasu, w praniu, a ile razy dziecko jest pytane przez rodziców czy podoba mu się na judo, czy jest zadowolony z lekcji pływania, czy interesuje się piłką nożną, czy lubi balet, francuski, fortepian, etc.? Ile razy jest to jego decyzja tylko po to, by dostosować się do towarzystwa? Ile razy są to jedynie ambicje prześcigających się między sobą rodziców? Czy ktoś rozmawia ze swoim dzieckiem w momencie kiedy pociecha się miota, bo nie do końca coś lubi, a jednak chodzi, bo a) Kasia/Zosia/Przemek/Staś też chodzą, b) rodzice mają argument, że płacą, więc ono ma chodzić? A który rodzic rozmawia z dzieckiem, że nie musi być takie jak inni i robić to co inni, by być interesującym dla innych? Bo jak nie Kasia będzie cię lubić, to będzie cię lubiła Martynka, jak nie Szymuś, to Piotruś, a może Martynka jest fajniejsza od Kasi, a Piotruś od Szymusia? ______!!!!!! Też jestem z tego pokolenia, masz rację, było świetnie, szczególnie na cudzych czereśniach i jabłkach ;) Ale rzeczywiście: wtedy były w tv tylko jedynka i dwójka, z żadnego z tych kanałów nie leciały k*wy i d*py, nie było filmów, na których scenarzyści dawali gotowe przepisy jak bić, żeby zabić, lub zabić ze szczególnym okrucieństwem. Owszem, czasy się zmieniły, ALE nie same, bo zmiany wprowadzają ludzie. Więc cokolwiek wprowadzili, co tylko stwarza problemy, to mogą sobie sami podziękować, a nie uogólniać i mówić "takie czasy". Rozmawiać trzeba z dziećmi i tyle.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×