Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zmęczona czekaniem na lepsze

Chcę odejść od męża -proszę o wsparcie

Polecane posty

Gość kropeczkaaaaa
Wiesz czego chcesz, tylko z realizacją gorzej. Czegoś sie boisz. Czego? Przezywałam takie same rozterki jak Ty. Wiedziałam, ze rozwód jest konieczny, ale ciągle go odkładałam. Wróc na terapię. Czegos się boisz, na terapii szybciej dojdziesz do tego co jest powodem tego lęku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam obecnie taka
wspollokatorke zostawila meza, dzieci mu tez zostawila, ale sa prawie dorosle ... i uklada sobie zycie na nowo wyrzuc go, albo sie wyprowadz i zloz papiery o rozwod

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko, dobrały się dwie osoby z problemami. Twój mąż to słaby psychicznie, chory człowiek, a Tobie jako DDA potrzebna jest ta huśtawka emocji, ten niepokój i nadzieja, że skoro ojciec nie przestał pić z miłości do Ciebie, to może chociaż mąż Ci w ten sposób udowodni, że Cię kocha. No i fajnie, jesteście sobie jakoś tam potrzebni i czerpiecie z tego związku korzyści, których może nawet nie jesteście świadomi. Ale! Masz dzieci i TO TY JAKO MATKA POWINNAŚ O NIE ZADBAĆ. Facetów możesz mieć jeszcze wielu, ale te dwie małe istotki nosiłaś pod sercem, a teraz pozwalasz, by Wasze chore relacje niszczyły im życie. Sama widzisz, jak Ciebie zniszczyły problemy w dzieciństwie, a teraz ŚWIADOMIE FUNDUJESZ TO SAMO SWOIM DZIECIOM!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
kropeczko wiele razy zastanawiałam się czego tak naprawdę sie boję. nie wiem czy oszukuję samą siebie czy taka jest prawda. wydaje mi się ,że jestem silna,zaradna.powinnam sobie poradzić .samotności też się nie boję i tego,że nikt nie będzie mnie chciał. z facetów jestem wyleczona do końca życia chyba i za bardzo bałabym się już bała. największy strach to podjęcie decyzji i wzięcie na siebie całej odpowiedzialności za rozwód.łatwiej by mi chyba było gdyby tę decyzję podjąl za nas mój mąż. to chyba sprawia mi największą trudność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
najśmieszniejsze jest to ,że potrafię podejmować ryzyko na polu zawodowym a w życiu osobistym boję się zadbać o szczęście. BAD SEED masz rację ale tych korzyści jakoś nie dostrzegam.staram się odkryć to od jakiegoś czasu ale na marne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie jesteś sama z takim problemem mój i twój mąż to chyba jedna osoba mam to samo, tyle tylko że dzieci nie mamy jesteśmy razem 13 lat, 7 byliśmy parą, 6 jesteśmy po ślubie ja mam sprawe rozwodową za 10 dni nie mam bladego pojęcia co dalej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pani busikowa
moj maż jak sie okazało jest nie chętny do bycia odpowiedzialnym, dałam mu ultimatum ze jak zacznie zarabiac moze do nas wrócić, kazalam mu sie 16 marca wyprowadzić bo nie bylam w stanie splacać wszytkiego przy 3 osobach z jednej wyplaty,ponoc pracuje jednak ukrywa gdzie i ile zarabia, chcial do nas wrócic 6 maja, kiedy mu powiedzialam ze musi dolozyl sie 1200 do rachynkow-zycia by do nas wrócić to powiedzial ze nie moze sobie na to pozwolic , od października na nasze wspolne dziecko dał aż 120 zł... obiecal ze bedzie u dziecka codziennie i co tydzien bedzie dawal 100zl na dziecko, dal tylko jeden raz 8 maja ta stówkę wyżej wymienioną, kiedy zrobilam zakupy pieluszek, mleka, czegos na obiad zostalo 5 zl, jak powiedzalam ze nie mam juz pieniędzy- powiedzial dalem 100zl, dostaniesz w poniedzialek, jak mozna bylo sie spodziewac nie dostalam....do malucha przyjeżdza raz na tydzien na godzine lub dwie. Jak poczęstowałam go zupą, syn chcial jeść razem z nim to jedli razem a ten stwierdziel ze oddał by synkowi swoją ostatnia koszulę....hahahahha ale sie uśmialam częstowal moja zupą i chwalil sie ze oddal by mu wszytko.... Powiedzialam w takim razie koniec!!!! nie mając juz na jedzenie sprzedalam obrączkę, lancuszek, oddaje teraz moje dlugi, bo ciągle pożyczałam na życie, sprzedaje teraz piec kominek - koze ( moze ktoś chętny!) by zaplacić za gaz z zimy, musze wyjśc na prosta by móc utrzymac sie sama i nie liczyć na jego laskę. W piątek oddałam pozew o alimenty a za jakiś czas pozwe rozwodowy. Od 2 miesięcy jestem sama, nic go nie obchodzimy. Autorko to sie da przetrwać, byliśmy małzeństwem 2 lata w kwietniu byla rocznica .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
Ten mój , nie radzi sobie z własnymi emocjami więc wyładowuje się na mnie robiąc awantury z byle powodu ale wiem na 100 % ,że on nie pozwoliłby na wegetowanie i głodowanie własnych dzieci. Kanalia jest z niego to fakt jednak nie obawiałabym się tego. Sama nie wiem co mnie powstrzymuje. Zauważyłam pewien schemat w tych naszych akcjach. On ze mną o uczuciach,emocjach nie rozmawia.Nie przyzna się do swoich słabości .Jeśli próbuję zwrócić mu uwagę w najspokojniejszy sposób on od razu z mordą na mnie. Zbiera się w nim i we mnie az w koncu nadchodzi taki dzień jak wczoraj. Jestem wściekła ,rozżalona, wymawiam mu wszystko co mnie boli.Wtedy spokojnie dyskutuje,podlizuje się , przeprasza,przyznaje rację. Kiedyś nabierałam się na to.Bo po takich żalach był spokój i miła atmosfera.To wygląda identycznie jak chlał.Od chlania do chlania,później przeprosiny ,podlizywanie.Teraz nie ma picia to jest agresja ,która w mniejszym stopniu tez się kiedyś objawiała. Jakoś już nie umiem się przełamać.Nie wierzę w metamorfozę.On się nie zmieni.To jest typ z problemami. Powiedzialam mu ,że mam już dość wiecznie czekac aż on się ogarnie.Jak nie chlanie to nerwy i tak na zmianę. Chcę być w końcu szczęśliwa,wiecznie tylko ON i ON bo on pił,bo on nerwowy bo coś w kółko sie działo koło niego. Zmęczył mnie i powiem otwarcie patrząc wstecz mimo tych dobrych chwil które też były mam poczucie ,że zmarnowałam sobie przy nim życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ciekawy temat i to jak
oczywiscie ze zmarnowalas i jak narazie marnujesz dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
marnuję i w imię czego?? sama nie wiem? jestem głupia i naiwna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
23:38 [zgłoś do usunięcia] letnie_orzeźwienie nie jesteś sama z takim problemem mój i twój mąż to chyba jedna osoba mam to samo, tyle tylko że dzieci nie mamy jesteśmy razem 13 lat, 7 byliśmy parą, 6 jesteśmy po ślubie ja mam sprawe rozwodową za 10 dni nie mam bladego pojęcia co dalej *********************************************************** myślę ,że początki są najtrudniejsze.ja z moim jestem 20 lat w tym 15 po ślubie. moje dzieci go bardzo kochają . powiem szczerze ,że jak się kłócimy to mój 15-sto letni syn jest zły na mnie. myślę,że gdybym odeszła miałby do mnie żal.mały za to ( ma 2,5 roku) nie mówi inaczej jak "tatuś" choć jak ja jestem to woli robić wszystko ze mną a nie z ojcem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a moj byly facet
Kochana nie jestes ani glupia ani naiwna! nie mow tak! tyle lat zyjesz z nim i boisz sie zycia samej, bo takiego zycia wprost albo nie znasz albo nie pamietasz. nie zadreczaj sie! moze pwenego dnia bedziesz miala 100 proocent pewnosci, ze to jest wlasnie ten moment na ktory czekalas aby odejsc. I odejdziesz. mam nadzieje ze glupot nie bredze :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To jest czlowiek CHORY i zaakceptuj ow FAKT. Potem zastanow sie, czy chcesz z kims takim nadal dzielic zycie czy nie. On sie nie zmieni ale Ty mozesz zmienic swoje nastawienie do niego. Z Twoich postow wynika ze jestes na etapie "zmian werbalnych" czyli mowisz fajnie i super o swoim poczuciu krzywdy ale nie doroslas jeszcze do dzialania. I to jest calkiem naturalne ale pamietaj - czas ucieka, on nie jest Twoim sprzymierzencem w tym przypadku. Choc osobiscie uwazam, ze kazdy z nas ma swoje indywidualne tempo i nie powinno sie nic przyspieszac, jednakze w wypadku krzywdy wyrzadzanej drugiemu czlowiekowi - pospiech jest bardzo wskazany aby do wiekszych spustoszen nie doszlo. Ja czekalam 8 lat do czasu finalnej decyzji i tez wiele o tym mowilam, moze tez by sie oswoic ze swoimi zamierzeniami. Teraz niby jestem w separacji formalnej ale mieszkamy nadal w tym samym domu - dodam ze wkrotce wyprowadzam sie do swojego i jest to kwestia gora 2 tygodni, jesli nie kilku dni - a on zachowuje sie czasami jakby zadne umowy go nie obowiazywaly, ze nie wspomne o zwyklej przyzwoitosci i szacunku dla drugiego czlowieka, ale tego po osobniku tak zaburzonym nie oczekuje. Poradzisz sobie sama tak jak wiele z nas sobie poradzilo, nikt nie mowi ze bedzie po rozach, pewnie czasem ciezko ale bedziesz miala sile aby to zniesc czy zmienic - bo bedziesz zyla w spokoju. Lepiej martwic sie o to ze tego roku nie pojedziemy na wakacje bo nas nie stac - niz czekac w strachu kolejna noc jaki przyjdzie do domu i o co znow zrobi awanture albo czy znow nie wstanie lewa noga z lozka. Jak bedziesz sama - bedziesz mogla przewidziec noce i poranki. Nikt ich nie zakloci swoimi frustracjami. Terapia bardzo Ci sie przyda, dla samej siebie. Pozbyc sie leku i nieufnosci do ludzi bo przeciez nie wszyscy sa tacy jak Twoj partner. I nauczy Cie kochac siebie byc na przyszlosc wybierala sobie do przyjazni czy milosci osoby zdrowe, nie zaburzone tak jak on. Albo bys pozostala sama, bez partnera - ale swiadoma i zadowolona z tego stanu rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
Wiem,że z tym człowiekiem na pewno nie będę. Czekam na ten moment kiedy będę gotowa ale wydaje mi się ,że bez właśnie terapii się nie obędzie. Jak tylko będzie to możliwe wrócę tam. Tak czuję,że ten koniec zbliża sie nie uchronnie i nic z tego nie będzie. Muszę być tylko na 100% pewna i gotowa. Muszę odkryć co tak naprawdę mnie powstrzymuje. Muszę pogodzić się z tym,że moje plany i działania ,które zmierzały do spełnienia moich marzeń pójdą w łeb. Mam nadzieję ,że zaczął się u mnie ten etap co u Ciebie 8 lat temu,zaczęłam o tym intensywnie mówić i myśleć.Oswajać się z tą myślą. Następny krok to wprowadzić w czyn te swoje marzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz, u mnie byla troche inna sytuacja niz u Ciebie - opisywalam ja tutaj na forum na jednym z topikow a teraz wybacz, nie chce mi sie wlazic w szczegoly. Dosc na tym, ze musialam wiele pokonac, wiele zrozumiec - przede wszystkim siebie, popracowac nad przeszloscia - bo zrodlo wielu moich lekow tam wlasnie tkwilo. I mimo iz wiele za mna wciaz jeszcze sie z licznymi problemami borykam. Ale pocieszam sie, ze juz niedlugo... Przeszlam trudna droge ale na jej koncu wcale nie jest tak rozowo jakby sie zdawalo, nekacz juz wie ze na mnie jego gadki nie robia wrazenia to dziala przez moje chore dziecko. Jest to perfidne ale czy mozna sie czegos innego spodziewac? Moja "wina" w tym, ze pozwolilam sobie na spuszczenie tarczy ochronnej, ze wzielam spokoj za dobra monete - myslenie zyczeniowe, bo jednak bardzo potrzebuje tego spokoju i tam gdzie prochno widze zloto. Z osobami takiego pokroju nie da sie prosta droga, nie da sie uczciwie i spokojnie. Nie wolno sie na nich ogladac, robic swoje i nie liczyc sie z nimi. I tak krzywda im sie nie stanie mimo iz beda ja glosic publicznie - a tak naprawde to tylko zagranie zeby wzbudzic sympatie otoczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
wierzę ,że nie było i nie jest Ci łatwo . ja jak czasem myślę o sobie to wydaje mi się ,że sama sobie zaprzeczam. nie boję się samotności bo on i faceci tak mi zbrzydli ,że nie szukałabym kolejnej ''miłości" a jednak coś mnie powstrzymuje. czuję się silną zaradną kobietą a jednak coś powoduje ,że nie mogę ruszyć z miejsca. wiem,że dała bym radę ale o co chodzi? nie jestem materialistką i nie o pieniądze tutaj chodzi ale z drugiej strony żal mi tego wszystkiego na co tak ciężko pracowałam. nienawidzę i już nie umiem powiedzieć kocham. często robię dobrą minę do złej gry a w środku czuję ten żal za to wszystko czego dokonał. Nie wybaczyłam mu tego zła po mimo tego byłam i udawałam ,że jest ok. Zdradę też pomyślałam,że puszczę w nie pamięć ale ja pamiętam Ja byłam wsparciem- sama jednak zawsze w najtrudniejszych chwilach musiałam radzić sobie sama. Byłam kołem ratunkowym w kłopotach, wszystkie jego głupstwa odbijały się na nas.Ja musiałam zacisnąć zęby i przebaczać ale tak naprawdę nigdy tego nie zrobiłam. Czas tylko zabliżniał rany ale nie wymazywał z pamięci. wiesz jestem teraz skołowaciała bo sama zaprzeczam sobie z jednej strony to a z drugiej tamto. Zastanawiam się co on zrobił dla mnie? Zmył naczynia, został z dziećmi, naprawił samochód, ...itp itd. Fundnął mi nie złą huśtawkę emocjonalną czuję ,że jadę już na "rezerwie"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po tylu latach naprawde nie jest latwo zostawic wszystko i sie wyniesc. Mimo paskudnej sytuacji w jakiej sie znajdujesz, mimo braku uczucia i wrecz niecheci do meza. Niestety, sam sobie na to zapracowal swoim zachowaniem. Nie ma skutku bez przyczyny. Jest tez wspolny dorobek, moze i nie jestes materialistka ale nie pojdziesz przeciez zebracv pod kosciul ani grzebac po smietnikach zeby dziecko mialo na sniadanie bulke? To zwykle pieprzenie ze pieniadze sie nie licza - moze nie dla kloszarda co mieszka pod mostem i nie ma rodziny na utrzymaniu. Masz obowiazek zadbac o siebie i dzieci a to oznacza pieniadze. Jesli masz mozliwosc wyprowadzic sie z dziecmi w jakies spokojne miejsce i stamtad dochodzic praw majatkowych, alimentacyjnych i w koncu wystapic o rozwod/separacje - to tak byloby najlepiej. Dzieci widza ze jest zle i mimo calej ich milosci do ojca pragna podswiadomie przede wszystkim spokoju. Sama zreszta widzisz jak sie to na nich odbija. Nieprawda, ze rodzina musi byc pelna za wszelka cene i ludzie u ktorych sie milosc wypalila i jest tylko niechec maja byc razem ze wzgledu na dzieci. Robia im tym samym niedzwiedzia przysluge. Dziecko na pewno bedzie na swoj sposob cierpiec po rozstaniu z ojcem ale przeciez ojciec bedzie je odwiedzal a sytuacja miedzy Wami na pewno ulegnie poprawie jesli nie bedziecie razem mieszkac. To zwykle pomaga i kontakty sa poprawne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W moim przypadku to tylko 10 lat, nic od niego nie chce, o nic nie wnioskowalam. Jestesmy juz po separacji ktora jest tutaj, za granica - rownoznaczna z prawem stanowiacym o rodzielnosci majatkowej. Aje byla umowa slowna (moglam ja w sumie dolaczyc do umowy separacyjnej ale, jak pisalam juz, opadla mi czujnosc bo byl spokoj) ze do czasu pelnej realizacji zakupu przeze mnie domu mam prawo w spokoju wraz z synami tu mieszkac. Prawo to mam ale z tym spokojem to raczej "alternatywnie" czyli jak sie panu eks-mezowi uwidzi. Wstanie lewa noga - humory i morda. Za godzine proponuje pomoc. Za nastepna godzine znow cos mu wadzi i sie czepia. Dzis mam rozmawiac z agentem nieruchomosci w sprawie przyspieszenia wydania mi kluczy, pieniadze za dom juz wplynely na konto mojej kancelarii prawnej a czekamy jeszcze na jakies drobne dokumenty do podpisania kontraktu (mapy czy cos w tym stylu). Ale w tym domu nikt nie mieszka to ja bym mogla wejsc jakby sprzedajacy udzielili zgody. I powoli bym robila co jest do zrobienia - pal szesc balagan byle by spokoj byl.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
oneill w tym wszystkim dobrze ,że masz takie zaplecze. u mnie po sprzedaży domu ,oddaniu długów i podziale kasy starczyłoby może na jakieś 30 m2 ale i tez nie jestem tego taka pewna. Wiem,że spokój na pierwszym miejscu i nie ważne są tutaj luksusowe warunki. Pisząc pierwszego posta byłam wzburzona teraz emocje opadły i powiem,że w przerwach między tymi naszymi kryzysami były i dobre chwile. Nigdy niczego mi nie żałuje,nie kontroluje, sam namawia mnie na wyjścia ,żebym gdzies się rozerwała.Jak mam jakies pomysły w firmie to bez szemrania je realizuje. Jednak kiedy nadchodzą własnie bardziej nerwowe okresy to on tak się zachowuje jak tyran. Pisał do mnie smsy bo od wt jest w pracy i nie wraca do domu. Standard - podlizywanie i przepraszanie na jak długo?Tego to on chyba sam nie wie. Wiem jedno to jest facet z problemami bo nie umie rozmawiać ,nie panuje nad emocjami i nie radzi sobie a wiem,że u niego nie wchodzi w grę zadna terapia. Niby się stara ale jakoś nieudolnie mu to wychodzi. Jest we mnie tyle lęku i strachu.Czy zapije, czy zdradzi czy coś glupiego strzeli mu do głowy, czy wpuści do domu ( jakieś 6 lat temu nie chciał mnie wpuścić do domu bo mu coś odbiło a ja do dziś mam lęk jak dłużej nie otwiera drzwi),jaki humor będzie miał. To mnie męczy i niszczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaplecze moze i mam (zrodlo nieodnawialne, dobrze o tym pamietac) ale tez mam juz swoje lata (51) i uwazam ze jak nigdy dotad zasluguje na spokoj. Dochoduw wysokich nie mam jako osoba samotna na dodatek opiekujaca sie doroslym dzieckiem specjalnej troski ale sobie radze, jak juz bede na swoim to pomysle o dodatkowym zrodle dochodu. Na razie mam inne sprawy na glowie choc pomyslow mi nie brak (zajmuje sie rekodzielem artystycznym) ale tutaj to one przychodza i odchodza bo warunki nie sa odpowiednie i nie moge sie skoncentrowac na jednej rzeczy. Uroki zycia w jednym domu z osoba toksyczna. Te przemyslenia sa charakterystyczne dla wiekszosci osob w podobnych zwiazkach bo nie ma tak ze ktos jest 100% zly, zawsze sa jakies pozytywy. Ale zacytuje tu slowa pewnej kolezanki z topiku na kafeterii: jesli partner uderzy Cie w twarz a potem przyniesie roze - wybaczysz. Kolejny raz da Ci w twarz i przyniesie 10 roz. Wybaczysz. I ponownie da Ci w twarz po czym przyniesie 100 roz. Co ma wieksze znaczenie dla Ciebie - te policzki czy te roze... Sa piekne chwile (czasami to tylko nasza interpretacja, myslenie zyczeniowe bo przeciez kazdy z nas chce aby bylo dobrze - nie po to sie wiazemy w pary z osoba ktota kochamy zeby sie po latach rozstawac), kazdy ma poza wadami tez i zalety - ale teraz kwestia czy potrafimy zyc z wadami tego czlowieka. Z tego co piszesz to jest on toksyczny. Czy warto wiec, na okolicznosc jego niektorych zalet, godzic sie na przyjmowanie owych toksyn? On sie nie zmieni i to mozesz wziac za aksjomat. Bo oni sie nie zmieniaja, im to nie jest potrzebne bo jest im z tym dobrze, wygodnie, nie spotyka ich zadna kara, szykana za ich toksycznosc. Wrecz przeciwnie - same pozytywy. Schodza im z drogi, ustepuja, wypelniaja zyczenia - niewazne ze dla swietego spokoju czy ze strachu - wazne ze cel osiagniety. Czy poczucie krzywdy wreszcie jest w stanie zrekompensowac Ci to co w Twoim zwiazku jest na korzysc? I na ile musialabys poswiecic wlasny spokoj i godnosc by utrzymac status quo i czekac na te dobre chwile jak na ochlapy? A te jego "zalety" ktore wychwalasz - ja tu cudow nie widze. sama taka jestem i uwazam ze to oczywiste, iz partner niczego drugiej stronie nie zxaluje, nie kontroluje (to by dopiero bylo chore!), co do namawiania do wyjscia to jesli ktos chce to wychodzi. Co do pomyslow w firmie to burza mozgow jeszcze zadnemu biznesowi nie zaszkodzila i trzeba byc otwartym na nowe opcje. Laski Ci nie robi ze taki jest. Zgroza - zaczynamy wynosic pod niebiosy cechy ktore sa zupelnie naturalne u cywilizowanego, rozumnego czlowieka! Dobrze, ze nie napisalas wyliczajac te "zalety" - nie bije. Napisalam to ironicznie, z usmiechem aby podkreslic jakie minimalistyczne sa nasze - kobiet - oczekiwania wobec partnerow. I jak niewiele jest w stanie nas zadowolic i zapomniec o ponizeniach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
MATKO BOSKA! Ale ort mi sie trafil - przysiegam ze to czysty przypadek bo raczej ich nie popelniam. Niniejszym prostuje owo paskudztwo: DOCHODOW!!!! Oj, jak mi glupio ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A mowila babcia, zeby przed wyslaniem czytac swoje posty...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
:) Dziękuję w ogóle,że mogę z Tobą porozmawiać. Powiem tak: Podświadomie wiem jaka jest prawda ale na głos wypowiadając jego "zalety" chcę chyba przekonać samą siebie ,że się mylę. Bo w każdym związku są jakieś kwasy ( na podstawie obserwacji koleżeńskich małzeństw), bo mogłam trafić gorzej, bo może ja przesadzam i za bardzo wyidealizowałam sobie instytucje związku,bo może ciągle chcę więcej i więcej,może to ja na siłę próbuję zmienić go pod swój obraz męża. Kiedy ogarnia mnie wielkie poczucie krzywdy uświadamiam sobie,jak naprawdę wygląda moje życie.Jest pełne obaw i niepewności. Strachu ,który pojawia się kilka razy dziennie tak jakbym ciagle czegoś się bała. Potrafię mu od czasu do czasu wypominać znakiem tego,ze nie wybaczyłam. Wiem,że jeżeli czegos nie zrobię stanę się zgorzkniałą babą , która użala się nad swoim życiem a nic nie zrobiła to tak jakbyś narzekała ,że nigdy nie wygrałas w totka ale nie wyslałaś ani razu kuponu :). Taką osobą nie chciałabym się stać. Kiedyś kiedy jeszcze nie wiedziałam,że jestem osobą współuzaleznioną myślałam,że to taka wielka miłość mnie przy nim trzyma.Kajdany miłości czy coś w tym rodzaju. Zauważyłam też pewien schemat po awanturze,jestem oziębła,oschła, ograniczam się tylko do krótkich informacji w rozmowach.On się podlizuje ,kiedy już mu się nudzi on staje się oschły i wtedy ja próbuje się podlizywać albo kiedy już przestaję być tą heterą bo "dobre" chwile trwają już jakiś czas i dam się nabrać staję się miłą,dobrą osobą. Dobrą ,wyrozumiałą żoną wtedy on musi to popsuć bo im bardziej jestem dobra tym bardziej on zaczyna fisiować. I taki stan trwa już od lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czyli jakis schemat jest w waszych zachowaniach. Skup sie moze lepiej nad tym, co czujesz. Poczucie krzywdy zbyt glosno brzmi w twoich wypowiedziach. I to doszukiwanie sie dobrego jest jakby proba "zneutralizowania" owej krzywdy. Owszem, w zwiazkach sa tarcia, sa konflikty ale rozwiazuje sie je spokojnie (osobiscie wierze ze kazdy, nawet najtrudniejszy problem, jest to rozwiazania metoda spokoju, rozmowy, dialogu - a nawet jesli nie potrafimy tego rozwiazac to kapitulujemy z poczuciem ze probowalismy, bez wzajemnego obwiniania sie), trzeba wysluchac argumentow drugiej strony, wypowiedziec swoje, rozwazyc wszelkie za i przeciw i pojsc na kompromis. Kompromis to sa obustronne, rownolegle poswiecenia na rzecz wspolnoty - a nie jednostronne ustepstwa na rzecz swietego spokoju. Jesli w zwiazku zaczyna sie przemilczanie istotnych spraw (bo sie zdenerwuje) to jest powazny sygnal ze zle sie dzieje. Ze uszkodzone zostalo zaufanie i na jego miejsce wkradla sie obawa (ktora jest pierwszym stopniem leku). Albo jesli zaczynaja sie ustepstwa wbrew sobie (bo on cos narzuca: styl ubierania czy styl mowienia: nie ubieraj tego bo wygladasz zle, nie mow przy X czy Y tego bo nie wypada - takie zachowanie to jest ukryta mikroprzemoc ktora zlekcewazona moze urosnac w prawdziwa, psychiczna przemoc). I jesli wtedy sie nie zareaguje to mozna sie spodziewac rozwoju wypadkow w wiadomym kierunku i rozpad wszelakiej wiezi, bo jesli jest przemoc i ustepstwa pod strachem to o jakiej wiezi mowimy? Wiez to zaufanie, przekonanie ze mozesz na tym kims polegac. Mam kuzynke ktora jest w zwiazku malzenskim od 30 lat, czesto u nich bywam i wiem jak jest, ze to nie na pokaz i u nich widac to zaufanie, ta wzajemnosc, to poleganie na sobie... Czuje sie w ich domu te fajna, ciepla i bezpieczna atmosfere, ja jestem wyjatkowo na to wyczulona. W takim przypadku nic nie jest straszne, czlowiek przestaje sie obawiac jakichs potencjalnych katastrof bo wie, ze ma wsparcie i ze nie jest sam. To musi byc fajne uczucie - osobiscie bylam do niedawna panikara: co bedzie jak to czy tamto sie stanie. Bo moge polegac od wielu lat wylacznie na samej sobie, bez wzgledu na to czy jestem z kims bo takich partnerow sobie wybieralam. Takich, od ktorych nie wymagalam, nie umialam wymagac zeby nie dokladac im ciezaru. Jako dziecko czulam sie ciezarem. I stad moja postawa: jakos sobie poradze a nawet kogos jeszcze poniose na swoich plecach. Najszczesliwszym dniem mojego zycia byl ten w ktorym zrozumialam caly ten mechanizm i zaczelam sie powoli odcinac od tej postawy. Teraz owszem,martwie sie czasami ale szybko mi mija bo dochodze do wniosku ze jesli cos ode mnie zalezy to poradze sobie a jesli nie to niby po co mam sie martwic skoro i tak nic nie zrobie? Ale stalam sie bardzo zapobiegliwa - musze wiedziec np co i jak dziala w domu, gdzie sa przewody, zawory - w razie gdyby np rura pekla (tfu, niech sie moje slowa w goowno obroca); na podoredziu numery dyzurujacych specjalistow. I dobre kontakty z sasiadami :D Czyli musze sie zabezpieczyc odpowiednio - wtedy czuje sie juz w pelni bezpieczna. Taka kamizelka ratunkowa w zasiegu reki. Nic noqwego bo tak zylam przez ostatnie 10 lat, na mezu absolutnie polegac nie moglam bo on na sobie nie umial polegac ;) A w koncu i ja mialam dosc ciaglego bycia odpowiedzialna za wszystkich w rodzinie, za myslenie nawet. Nikt mi nie wcisnal pod grozba pistoletu takiego partnera - sama go wybralam. I tu pytanie: dlaczego? na poczatku wiadomo, jest sielanka. Ale zawsze gdzies wychynie cos niefajnego - to sie zwyklo tlumaczyc: mial zly dzien, a moze nie powinnam tak sie odezwac, a moze to, a moze tamto. zamiast przystanac i sie zastanowic: dlaczego on tak sie zachowal? Dlaczego tam powiedzial? Ktos cos chamskiego chlapnie a potem mu glupio i mowi: no wiesz, ja wcale tego nie mialem na mysli. Jakzes k*rwa powiedzial to widocznie miales na mysli. Ja jakos nie mowie tego o czym nie mysle... Ale takie tlumaczenie na korzysc oskarzonego jest calkiem normalne u osob dysfunkcyjnych jaka bylam ja (i pewnie jeszcze jestem bo calkowite uleczenie chyba nie jest mozliwe, ale najgorsze za mna). Tlumaczylam tak mojego poprzedniego meza dopoki nie zrozumialam ze on po prostu jest toksyczny. Osoba niezaburzona zastanowilaby sie raz i spieprzala po jednym numerze - bo to dalo sie przewidziec co z tego moze na przyszlosc wyniknac. Ale nie ja. Coz, najlepszym korepetytorem jest samo zycie - ale ci najlepsi korepetytorzy sporo kosztuja. Mysle ze sprawiedliwie swoje lekcje oplacilam i bede to dobrze pamietac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmęczona czekaniem na lepsze
nie było mnie prawie 2 tyg. Od ostatniego czasu jak na razie spokój. Przeprowadziłam burzliwą rozmowę ale to nie pierwsza zresztą więc się tym nie ekscytuję. Oneill w twoich wypowiedziach jest tyle prawdy i trudno się z Toba nie zgodzić. Spędziliśmy razem tydz. czasu , od 3 dni się nie widzieliśmy mamy kontakt tel. i zobaczymy się dopiero w piątek ale szczerze - nie tęsknię . czuję się taka wyjałowiona.nawet zauważyłam,że gdy my byliśmy (ja i syn) mąż wychodził wcześnie do pracy a gdy został sam to dziś zdarzyło mu się nawet wyjść 2 godz.później. Nie mam żalu bo nie szukam z nim kontaktu za specjalnie. Nasze wspólne chwile ograniczam do minimum. Tak myślę ,że moje poczucie krzywdy jest ogromne.Do tego nawracający niepokój czy nie zacznie znowu pić , czy nie zdradzi.W sumie nie powinno mnie to interesować bo miałabym doskonały powód do odejścia.To taki kop w tyłek by był dla mnie a boję się. Czasem tak zastanawiam się nad sobą to nie potrafię się sama rozgryźć. Jestem jak chorągiewka na wietrze.Raz tak a raz tak myślę. czuję natomiasat ,ze coś się wypaliło zwłaszcza z mojej strony. chciałabym być z nim a jak już jestem to tego żałuję po mimo,że jest spokojny i dobry. Myślę,że zbyt wiele razy mnie zawiódł ,zranił i nazbierało się tego troszkę .nie umiem wybaczyć,nie umiem zaufać ze strachu przed kolejnym zranieniem. jestem osobą bardzo wrażliwą aż za bardzo chyba i to też utrudnia mi życie. wydaje mi się ,że jestem strasznie skomplikowana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jak sobie dajesz rade czytam twoje wpisy bo jestem w podobney sytuacji. widze ze dlugo tu Cie niema ale mimo wszystko pisze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zawsze gdy brak szczerej rozmowy to dochodzi do spiętrzenia napięć. Robiąc rachunek sumienia okazuje się że ON MA SWOJE ZALETY. Te minusy tworzą tylko te stresowe sytuacje. Więc jak to jest naprawdę ? No cóż. W życiu raz jest z górki, ale częściej pod górkę. Takie urozmaicenie życia. Żeby żyło nam się ciekawiej. :) To taka dawka adrenaliny która powoduje że nuda nie wkrada się pomiędzy nas. Tylko czasem ten nadmiar adrenaliny staje się nudny. :( Może naprawdę te przeprowadzone monologi, bo to nie były rozmowy odbyły się za późno. Wynika z tego wniosek, że wina leży po obu stronach. Taka huśtawka nastrojów. On nie radzi sobie emocjonalnie ze stresem zawodowym i odgrywa się na niej. Ona zamiast go wesprzeć sensownie stwierdza któregoś dnia, że go już nie kocha :( No i jak tu wybrać ? Wszyscy zapominają, że ta prawdziwa miłość to nie tylko Motylki w brzuchu. Po euforii przychodzi okres stabilizacji, który jest pojmowany jako znudzenie drugą osobą. No bo przecież on nie przytula, on nie szepce do ucha że kocha. On nie przynosi kwiatków. Nie zachowuje się jak na pierwszych randkach.............................. A sami zapominamy jak to jest z obowiązkami. Dom, sprzątanie, gotowanie, dzieci - lekcje, dzieci - choroba, dzieci - wychowanie. Mąż: przypilnować żeby załatwił to czy tamto, żeby nie zapomniał o kupnie czegoś tam. Zapomina o naszej rocznicy ślubu. Nie pamięta o imieninach naszej matki. Mozna wyliczać wiele na jego minus. Ale on jest nasz. Na własność. No może nie tak. To my nosimy jego nazwisko, więc to my jesteśmy jego częścią. Jeżeli on jest tą gorszą połówką, to my musimy być tą lepszą. BO RÓWNOWAGA W PRZYRODZIE MUSI BYĆ. Ale co nam to LOTTO. My mamy dosyć tego. My chcemy wolności. My chcemy się rozwijać, iść do przodu. My chcemy................. No tak. MY CHCEMY !!!!!! A czego on chce ? ON NIE MOŻE CHCIEĆ !!!! On musi wyskoczyć poza nawias. Bo tylko my się liczymy. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×